30 stycznia 2016

Rozdział 9. „Druga gwiazda na prawo i prosto, aż do poranka”

Witajcie kochani!
Wyrobiłam się z notką na dzisiaj. W ogóle mam straszne problemy z internetem więc nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział. Obawiam się, że będziecie musieli poczekać nawet tydzień za co strasznie przepraszam, ale jeszcze nie wszystko przesądzone :) Na pewno zauważyliście nowy wygląd bloga. Nie to nie ja zrobiłam to cudo na górze, wiem jestem skromna, ale nie moja wina, że to wygląda zajebiście. Chciałabym serdecznie podziękować Patrycji. Kochanie dziękuję , że zmarnowałaś na mnie swój cenny studencki czas, który mogłabyś wykorzystać na imprezę XDD
Przez te wszystkie różowe elementy czuję się jak Legalna Blondynka normalne xD
Nie uważacie, że jest tu trochę za różowo? Nie przedłużam już.
Zapraszam na upragnioną notkę!
******
Wszedłem do salonu i usiadłem na przeciwko mojego małego przyjaciela, który zawzięcie przeglądał jakąś gazetę i szczerzył się głupio.
-Mac dzisiaj przyjeżdża Victoria, znaczy jadę po nią do pracy i mam do Ciebie prośbę...słuchasz mnie?- nawet na mnie nie spojrzał.
-Taaa...
Chwila, chwila. Przyjrzałem się tej gazecie, a raczej okładce, na której lepiej nie powiem co było.
-Niezła ta Brooke Shields co nie?- poruszył zabawnie brwiami.
-Skąd to masz?! Oddawaj, ale już!- próbowałem mu zabrać kolorowe pisemko. Co nie było łatwe, bo chłopak zwinnie przede mną uciekał. Goniłem go po całym pokoju potykając się o wszystko co możliwe. Co za gówniarz!
-Oj Mike nie przesadzaj tak poza tym nie wiem po co trzymasz jej gołe zdjęcia skoro była Twoją dziewczyną.- pokręcił głową.
-Po pierwsze to nie moje...-zrobiłem się czerwony- A po drugie co z tego, że z nią byłem?- już go prawie miałem, ale zdążył mi zwiać.
-Po pierwsze wiem, że to TWOJE, bo było w TWOIM studiu pod stertą papierów. No chyba nie wmówisz mi, że Jessica takie rzeczy ogląda. A po drugie jak była Twoją dziewczyną to na pewno widziałeś ją nago więc oglądanie ciągle tego samego jest nudne nie sądzisz?-zaśmiał się.
-Byłeś w moim studiu?! Zabiję Cię!- wreszcie udało się go złapać. Chwyciłem go jakby ważył 2 kg i obrałem kierunek basenu. Musiałem tylko wyjść na taras. Mac zaczął się śmiać i wierzgać nogami.
-Śmiej się, śmiej.- wrzuciłem go z impetem do wody.
-Applehead nie żyjesz! Zobaczysz powiem Victorii o tych Twoich gazetkach.- to były jego pierwsze słowa po wynurzeniu się. Zawróciłem i wymierzyłem w niego palec.
-Tylko spróbuj mała gnido. Jak powiesz jej cokolwiek głupiego na mój temat to będziesz spał na wycieraczce, albo w zoo. Możesz sobie wybrać A teraz po nią jadę i masz się zachowywać.
-Baran.-mruknął pod nosem. Odwróciłem się napięcie i zostawiłem go samego.
******
Siedziałam w swoim gabinecie i kręciłam się na obrotowym krześle czekając na Michaela. Strasznie mi się nudziło, bo wszystko co miałam do zrobienia już dawno zrobiłam, a nawet więcej. Miałam zamknięte oczy, a gdy usłyszałam, że ktoś z hukiem zamknął drzwi aż podskoczyłam.
-Co jest Sydney?- dziewczyna trzęsła się jakby miała padaczkę.
-Tam jest...Mi...Miii....Mich...M...
-Mi..?
-No Mi...Miii...
-Minionki?-zaczęłam się śmiać. Pokręciła głową.
-To pokaż.- powiedziałam zniecierpliwiona. Zaczęła robić moonwalk'a.
-Aaaaa trzeba było tak od razu.- zaczęłam się zbierać.
-Ale...jak to? Przecież tam jest...

-Michael Jackson tak wiem, przyjechał po mnie. Tak na marginesie świetny moonwalk, gdzie się nauczyłaś?- Sydney stała tyłem do drzwi więc nie widziała, że tuż za nią stoi Michael z ogromnym bananem na twarzy.
-Dzięki, jestem jego fanką od dziecka...-jak wszystkie dziewczyny w naszej firmie, wywróciłam oczami- Czyż on nie jest boski?- rozmarzyła się. Postanowiłam jeszcze bardziej pociągnąć ją za język.
-Czy ja wiem facet jak facet. Nic nadzwyczajnego.- Michael zrobił naburmuszoną minę.
-Co?!-aż wstała, odsunęłam się od niej- Ty go widziałaś?! Jest taki przystojny i seksowny. Ma słodki uśmiech...śliczne loczki...
-A co z jego muzyką?
-No to też, ale wiesz te jego ruchy...
-Z tym się zgodzę ruchy ma niezłe. Ja już będę lecieć.
-Tak, tak.- nie wiem o czym ona myślała, że nawet na mnie nie spojrzała. Zaśmiałam się w duchu. Pociągnęłam Michaela za rękę i jak najszybciej ze spuszczonymi głowami wyszliśmy z firmy, żeby nikt nas nie widział. Dopiero na parkingu wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem.
-O Boże co to było? Michael jest taki przystojny i seksowny.- udawałam głos sekretarki.
-No właśnie. Powinienem się na Ciebie obrazić.- otworzył mi drzwi do auta. Spojrzałam na niego zdziwiona po czym wsiadłam i zapięłam pas.
-Dlaczego?-spytałam kiedy siedział już za kierownicą.
-Co to były za teksty : Facet jak facet, nic nadzwyczajnego? Czuję się niedoceniony.- ruszyliśmy w stronę Neverlandu.
-Ale dodałam, że masz niezłe ruchy.
-Tylko tyle?
-No dobra fajnie śpiewasz, pasuje?- prychnął.
-Tyle to i ja wiem.
-Aleś Ty skromny, nie ma co.
-Oczywiście, a więc?- spojrzał na mnie wyczekująco.
-Niech będzie...seksiak z Ciebie Jackson. Może być?
-Teraz tak.- strzelił mi uśmiech XXL i skupił się na drodze.
Po godzinie staniu w korkach wjechaliśmy na podjazd posiadłości, ujrzałam złotą bramę z napisem Neverland. Michael zatrzymał samochód.
-Wiesz chciałbym Cię ostrzec.- powiedział niepewnie.
-Przed sobą?- zaśmialiśmy się.
-Też, ale bardziej chodzi mi o Mac'a. On jest trochę jakby to powiedzieć...gada co mu ślina na język przyniesie i jak palnie coś głupiego zwłaszcza na mój temat to go nie słuchaj, a najlepiej ignoruj.
-Chyba trochę przesadzasz to tylko dziecko.
-Ja Cię ostrzegałem jak coś i uwierz, że nie jest takim aniołkiem jakim go w filmach pokazują. To zło wcielone.- najlepsze było to, że Michael chyba nie mówił tego w żartach, bo miał poważny wyraz twarzy z czego chciało mi się śmiać.
-Spokojnie dam sobie radę.- pokiwał głową i nacisnął jakiś guziczek na drzwiach samochodu. A po chwili brama zaczęła się otwierać.
-Witam w moim królestwie.- usłyszałam, ale byłam tak zajęta podziwianiem wszystkiego, że nie byłam w stanie powiedzieć czegokolwiek. Ile fanek dałoby się zabić, żeby choć na chwilę być na moim miejscu. Sama nie mogłam uwierzyć, że znajduję się w tej cudownej krainie.
-Wow...-tylko tyle zdołałam z siebie wydusić kiedy zobaczyłam ogromny, przepiękny dom. Michael widząc moją reakcję zachichotał, szturchnęłam go łokciem. Po chwili wysiedliśmy z samochodu.
-Jestem w bajce...
-Nie, w moim domu. To jeszcze nie wszystko.-powiedział uśmiechnięty. Podszedł do mnie i objął ramieniem.
-Aż boję się pomyśleć co Ty tu jeszcze masz.
-Wszystko Ci pokaże.
-Zdążysz jeszcze w tym tygodniu?
-Oj nie doceniasz moich możliwości Victorio.- zaśmiałam się. Pociągnął mnie za rękę w stronę głównego wejścia. Po pokonaniu wielu schodków znaleźliśmy się w środku. Rozejrzałam się po holu, który był rozmiarów mojej sypialni, w dodatku ozdobiony wieloma pięknymi obrazami, lecz moją szczególną uwagę przykuły marmurowe schody, które zdawały się nie mieć końca.
-Jessica, Mac! Chodźcie tutaj muszę wam kogoś przedstawić!
Mike zaprowadził mnie do salonu, który był bardzo przestronny i urządzony w takim stylu, że czułam się jak księżniczka w zamku. Od progu zauważyłam rzeźby i figury woskowe przedstawiające najczęściej postaci z bajek. Na ścianach było wiele zabytkowych obrazów w złotych ramach. Bałam się dotknąć czegokolwiek, żeby tego nie popsuć.
-Pięknie tu.- odezwałam się w końcu.
-Nie widziałaś jeszcze wszystkiego, ale dziękuję.- puścił mi oczko. Spojrzałam na widok za oknem, z którego świetnie było widać całe ranczo.
-Victorio poznaj mojego przyjaciela Mac'a.- odwróciłam się w stronę uroczego chłopca. Zaczął mnie oglądać z każdej strony jak jakąś wystawę w muzeum. Stanął naprzeciwko mnie z chytrym uśmieszkiem po czym zwrócił się do Michaela.
-No brachu.-poklepał go po plecach- Niezła laska.- zawstydziłam się i spuściłam wzrok.
-Mac!-warknął Mike.
-Wybacz gdzie moje maniery Macaulay Culkin, ale mów mi Mac.- wyciągnął do mnie dłoń, którą uścisnęłam.
-Victoria Lancaster, mów mi Vicki. Michael wiele mi o Tobie opowiadał.
-A nie słuchaj tego pajaca.- machnął ręką, a Mike spiorunował go wzrokiem.- Pewnie samych pierdół Ci na mnie nagadał.
-Same dobre rzeczy.
-No to ma szczęście.
-Jessica! Możesz tu na chwilę przyjść?!
-Idę już! Czego się tak drzesz? Księżna Diana przyjechała czy co?- do salonu weszła kobieta o czarnych włosach i ciemnej karnacji. Kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się szeroko i rzuciła mi się na szyję.
-Victoria!-stałam przez chwilę nieruchomo zdziwiona wylewnością kucharki.
-Mi też miło panią poznać.- powiedziałam speszona, a ona oderwała się ode mnie.
-Jaka pani? Jestem Jess.- uśmiechnęła się. Biło od niej przyjemne ciepło. Odwzajemniłam uśmiech.
-No Mike wreszcie znalazłeś jakąś NORMALNĄ dziewczynę i to jaką ładną.- spojrzałam na Michaela, który nie miał zamiaru odzywać się w tek kwestii.
-Dziękuję, ale my nie jesteśmy razem, tylko się przyjaźnimy.- przygryzłam wargę.
-Na razie.- mruknęła pod nosem.
-Słucham?
-Nic, nic. Usiądź kochanie, pewnie jesteś głodna. Napijesz się czegoś?-usiadłam na kanapie, a obok mnie Michael i Mac.
-Nie dziękuję, nie jestem głodna, ale chętnie napiję się soku pomarańczowego jeśli można.
-Jesteś zupełnie jak Michael. Najchętniej nic by nie jadł tylko wlewał w siebie litry tego soku.
-Jak zwykle przesadzasz po prostu dbam o linię.- powiedział niczym rasowy plastik, a dla lepszego efektu zatrzepotał rzęsami i odgarnął włosy do tyłu. Parsknęliśmy śmiechem.
-Michael ja myślę, że ty minąłeś się z powołaniem. Nie powinieneś pracować w cyrku? Nawet małpę masz więc świetnie nadajesz się do tej roboty.- puścił mu oczko Mac.
-Ty będziesz moją małpą, rola po warunkach.- odgryzł się.
-Nie przejmuj się Vicki jak te dzieci się dopadną to potrafią tak cały dzień się kłócić. Zaraz wrócę.- powiedziała Jessica i odeszła w stronę kuchni, tak myślę.
***** 
Siedzieliśmy chwilę w ciszy.
-Mac nie masz czasami czegoś do zrobienia?- spojrzałem na niego dwuznacznie.
-Nie wiesz, ale wpadłem na świetny pomysł.- zaczynam się bać, on jak wymyśli coś durnego.
-Pogramy w butelkę.- wyszczerzył się. Boże tylko nie to...
-Dobry pomysł.- przytaknęła Vicki. No jasne może od razu w pokera rozbieranego?
-Okej idź po butelkę.
-Dlaczego ja?- oburzył się.
-Dlaczego ja to jest taki program, a Ty jak chcesz grać to nie marudź tylko idź.
-No dobraaa.- wstał niechętnie i wyszedł z salonu, ale po chwili wrócił.
-Tylko grzecznie mi tu.-pogroził palcem.
-Sio.-rzuciłem w niego poduszką.
******
Po wmuszonym obiedzie Jess w trójkę siedzimy w salonie i od godziny gramy w butelkę. Tym razem padło na mnie.
-Prawda czy wyzwanie?- spytał Mac.
-Wyzwanie...-powiedziałam niepewnie bojąc się tego co zaraz usłyszę. Chłopiec z bajeranckim uśmiechem zatarł ręce. Przełknęłam ślinę.
-Pocałuj Michaela.- rzucił zadowolony.
-...w usta.
Myślałam, że się przesłyszałam. Jeżeli można zachłysnąć się powietrzem to ja właśnie to zrobiłam. Spojrzałam błagalnie na Michaela, który był zadowolony z takiego zadania patrząc na jego wyraz twarzy.
-Może coś zrobisz?- zwróciłam się do niego.
-A co ja mogę? Wyzwanie to wyzwanie trzeba było wziąć prawdę.-wzruszył ramionami.
-Naprawdę muszę?
-Tak.-odezwali się oboje. Zrobiłam naburmuszoną minę.
-A gdybym...
-Nie.- znów oboje zabrali głos.
-Zemszczę się zobaczysz!- rzuciłam do Michaela.
-Czekam z niecierpliwością na tą zemstę.
-No to chodź tu.- syknęłam. Przysunął się bliżej mnie. Zmierzył moją twarz wzrokiem. Złapałam go za kołnierz koszuli i szybko cmoknęłam w usta. Jak się później wydawało za szybko...
-Ej no co to miało być? Co wy całować się nie umiecie? Dziecko ma was uczyć?- spojrzeliśmy na Mac'a.
-Dobra już się nie odzywam, ale Vicki bardzo mi przykro musisz to zrobić jeszcze raz. Wiesz tak jakby w zwolnionym tempie, rozumiesz?
-Jeszcze czego! Wykonałam zadanie i nie mam...- nie było mi dane dokończyć, bo poczułam nagle ciepłe wargi Michaela na swoich. Objął mnie delikatnie w talii, a ja nie wiedząc co zrobić z dłońmi ułożyłam je na jego torsie. Ten pocałunek trwał krótko, ale dla mnie tak jakby czas się zatrzymał.
-Uuuuuuu widzę, że moje lekcje nie poszły na marne.- po tych słowach odsunęłam się od Michaela, ale nadal byliśmy blisko siebie. Oblizał wargę i spojrzał na mnie zalotnie na co spuściłam wzrok.
-Gratuluję i co tak trudno było?- siedzieliśmy cicho. Ja musiałam ochłonąć więc nie miałam zamiaru się odzywać. To miał być zwykły pocałunek, ale chyba za daleko to zaszło. Nie obwiniam Michaela, bo rozumiem, że dał się ponieść chwili. Ale czułam się...dziwnie? Kiedy już w miarę się ogarnęłam chwyciłam butelkę i zakręciłam nią. Padło na Michaela.
-Prawda czy wyzwanie?- spojrzałam mu głęboko w oczy. Odpowiedział bez zastanowienia.
-Wyzwanie.- zemsta jest słodka.
-Staniesz na środku pokoju i krzykniesz : Jestem gejem, spotykam się z Prince'em i lubimy pozycję na pieska!!!- mina mu zrzedła, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie.
-Ty chyba nie mówisz serio?- patrzył na mnie przerażony.
-Bardzo serio.
-Ale my nie lubimy się z Prince'em. Każdy to wie.
-A co mnie to obchodzi?
-Vickuś...a może chcesz cukierka?- uśmiechnął się z nadzieją.
-Wsadź sobie tego cukierka w...nie przekupisz mnie cukierkiem. No dawaj! Przecież to nic takiego. Tchórzysz?
-Nigdy.
-Tak więc scena należy do Ciebie, zapraszam.- wskazałam ręką na środek salonu. Zaśmiał się i wstał. Patrzył na mnie cały czas, chyba myślał, że go oszczędzę.
-No na co czekasz? Dawaj.- ponaglił go Mac, z którym przybiłam piątkę. Michael był odwrócony tyłem do korytarza i nie zauważył czterech ochroniarzy, którzy akurat przechodzili i zatrzymali się, żeby obejrzeć występ swojego pracodawcy.
-JESTEM GEJEM, SPOTYKAM SIĘ Z PRINCE'EM I LUBIMY POZYCJĘ NA PIESKA!- wszyscy zaczęliśmy się z niego śmiać.
-No no szefie, nie wiedziałem.- odezwał się któryś z "goryli", a Michael automatycznie spalił buraka.
-Nie macie nic ciekawszego do roboty?- warknął.
-Już nas nie ma.- zniknęli tak szybko jak się pojawili. Zaczęliśmy bić brawo i gwizdać.
-Ha ha ha.- zaśmiał się sarkastycznie i usiadł obok nas.
-Wspaniały występ naprawdę, jestem z Ciebie dumna.- parsknęłam śmiechem.
-Zemsta jest słodka co?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Mac!- krzyknęła Jess z kuchni- Twoja mama dzwoni!- chłopak wybiegł z pokoju, a my zostaliśmy sami. Mike poderwał się szybko z miejsca i pociągnął mnie za rękę.
-Chodź.
-Gdzie mnie tak ciągniesz? Chcesz się zemścić?
-Akurat nie tym razem, ale pomyślę o tym później. Obiecałem, że oprowadzę Cię po ranczu, a poza tym odpoczniemy trochę od Mac'a.- zaśmiałam się.
-Wy to się kochacie.
-Zwłaszcza jak się nie widzimy.- powiedział w żartach. Jak obiecał tak zrobił. Byliśmy w każdym zakątku Neverlandu w zoo, kinie, salonie gier, ogrodzie. Pokazał mi nawet swoje
magiczne drzewo, na którym napisał największe swoje hity. Właśnie na nim spędziliśmy najwięcej czasu. Opowiadał mi o swoim dzieciństwie, którego tak naprawdę nie miał. Siedziałam i słuchałam uważnie każdej historii z jego okresu młodości.
-To ja zawsze obrywałem najbardziej, za każdą błahostkę. Za pomylony tekst, złe kroki w tańcu, spóźnienie, za długą przerwę.- miał łzy w oczach tak samo jak ja- Pewnego dnia kiedy nie przyszedłem na próbę, bo razem z kolegą po szkole poszliśmy grać w kosza Joseph tak mnie pobił, że przez dwa tygodnie nie wychodziłem z domu. Pamiętam to jak dziś- patrzył pustym wzrokiem w jeden punkt- Pamiętam słowa mamy : "Joseph przestań, bo go zabijesz". A on nic...dalej katował mnie kablem od żelazka dopóki nie straciłem przytomności. Na następny dzień nawet nie przeprosił.- zaśmiał się ironicznie- Nigdy nie usłyszałem od niego : "Kocham Cię, jestem z Ciebie dumny Michael". Nigdy...a tak bardzo tego potrzebowałem. Zawsze byłem posłuszny, robiłem co mi kazał, starałem się być najlepszym synem, a on...- załamał mu się głos, spuścił głowę, a po jego policzkach zaczęły płynąć pojedyncze łzy. Nie mogłam dłużej wytrzymać. Przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam i zaczęłam głaskać po puszystych lokach. Zaciskał usta tylko, żeby bardziej się nie rozpłakać. Schował twarz w moje włosy. Nie rozumiem jak można tak traktować własne dziecko. Czy ten człowiek nie ma serca? Dziwię się Michaelowi, że jest w stanie normalnie z nim rozmawiać po tym co mu zrobił. A już tym bardziej nie mieści mi się w głowie, że był w stanie wybaczyć swojemu ojcu. Gdy wyobrażałam sobie to wszystko chciało mi się płakać z Michaelem, ale nie mogłam musiałam go wspierać. Siedzieliśmy wtuleni w siebie bardzo długo, ale nie przeszkadzało mi to wcale wiedziałam, że jest to mu teraz bardzo potrzebne. W pewnym momencie odsunął się delikatnie i spojrzał na mnie tak smutno, że aż serce mi pękało. Wycałowałam wszystkie jego łzy, na co się zaśmiał.
-Przepraszam.- zakrył twarz dłońmi.
-Za co? Przestań. Jak dalej będziesz płakać to ja się rozryczę, a wtedy masz przechlapane.
-Przepraszam już nie będę.
-I przestań mnie przepraszać!
-Przepra...dobrze już nie będę.- zaśmialiśmy się. Przytulił mnie znowu.
-Lubisz się przytulać co? 
-Do Ciebie zawsze.
-Widzę, że humor Ci się poprawił.- spojrzał mi głęboko w oczy.
-Dziękuję, że mnie wysłuchałaś. Jesteś pierwszą osobą, której to mówię i nie żałuję.
-Pamiętaj na mnie zawsze możesz liczyć bez względu na wszystko.- uśmiechnął się.
-Dobra koniec tego mazania obiecałeś mi wesołe miasteczko. Prowadź Królu.- zaszliśmy z drzewa.
-Oczywiście co tylko sobie życzysz.- objął mnie ramieniem. Udaliśmy się w kierunku wesołego miasteczka. Zaczęliśmy od kolejki górskiej.
-Na pewno? Nie boisz się?- zapytał gdy wsiedliśmy do wagoniku.
-Ja niczego się nie boję.- skwitowałam na co się zaśmiał.
-Zobaczymy.
15minut później....
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA....BOŻE...PRZECIEŻ MY SIĘ ZABIJEMY!-
darłam się najgłośniej jak się dało. Cały czas byłam przytulona do Michaela, a oczy miałam zamknięte. A co robił szanowny pan Jackson? Oczywiście, że się ze mnie śmiał.
-Nie ciesz się tak tylko wyłącz to coś!!!
-Przecież mówiłaś, że się nie boisz.
-Ale już się boję. Zmieniłam zdaniek okej? Kobiety zmienne są nie wiedziałeś?!
-No to aż za dobrze wiem.- kopnęłam go „delikatnie" w nogę.
-Ałaaaa! Dobra już mnie nie bij.- nacisnął jakiś guzik, a kolejka natychmiast się zatrzymała.
-Nigdy więcej nie namawiaj mnie na to coś!
-Ja cię namówiłem? Sama chciałaś.- wstałam gwałtownie co było błędem, bo się zachwiałam i wylądowałam na kolanach Michaela.
-Mogłaś tak od początku siedzieć.- uśmiechnął się i objął mnie w talii.
-Spadaj na drzewo.- strzepnęłam jego ręce i wstałam zostawiając go za sobą. Szłam przed siebie, gdy nagle poczułam, że się unoszę. Tak....ten głupek zaczął mnie nieść na rękach. Wierciłam się, ale był silniejszy więc nie miałam za dużych szans.
-Za to, że znowu się obraziłaś i za to głupie zadanie, które musiałem wykonać spotka Cię wielka kara tak jak obiecałem.- nic nie odpowiedziałam dopóki nie zobaczyłam gdzie mnie niesie, a raczej do czego. Basen. Houston mamy problem...automatycznie zmieniłam pozycję. Oplotłam go nogami w pasie i złapałam się kurczowo jego szyi.
-To Ci nie pomoże.- stanął na krawędzi basenu- Puść się.
-Nie!
-Puść.
-Nie będziesz mi mówił kiedy mam się puścić okej?- zaczął się śmiać. Boże temu tylko jedno w tym kudłatym łbie.
-Och nie o to mi chodziło.
-I kto tu ciągle gada tylko o jednym. I tak wylądujesz w wodzie.
-Pffff już to widzę.
-Proszę bardzo.- ściągnął swoje buty, a potem moje.
-Co ty wyprawiasz?!
-Gotowa?
-Nie, nie, nie!
-Tak, tak, tak!- wskoczył do wody. Zdążyłam tylko nabrać powietrza w usta i poczułam wszędzie wodę...dosłownie. Szybko się wynurzyłam, całe szczęście, że nie dawno nauczyłam się pływać. Spojrzałam na Michaela, który był oparty krawędź basenu i przyglądał mi się z uśmiechem. Miałam ochotę go uderzyć.
-Jak ja teraz wyglądam co?!
-Bardzo seksownie.- podpłynął do mnie i przyciągnął do siebie.
-Nie podrywaj mnie.
-Ale ja lubię Cię podrywać, bo jesteś strasznie słodka jak się wkurzasz, a poza tym musiałem się zemścić.
-Wcale nie musiałeś, a teraz wynieś mnie stąd.- westchnął niezadowolony. Wziął mnie na ręce i po chwili byłam po raz kolejny niesiona przez Michaela, co bardzo mi się spodobało.
-Nie ma to jak być niesioną przez samego Króla.- uśmiechnęłam się do niego wzdychając teatralnie.
-Bo zaraz Cię puszczę.
-Nie puścisz mnie.
-Nie, bo sama się puścisz.- zaczął się chichrać.
-Bardzo śmieszne.- powiedziałam sarkastycznie. Weszliśmy do domu, a Mike postawił mnie na ziemi. Ze schodów zbiegł Mac.
-A wy co po ślubie, że ją przez próg przenosisz?
-Jak nie chcesz wyglądać tak jak my to lepiej idź spać.
-Ale jest dopiero 22:00.
-22?!Tak późno, przecież ja muszę jechać i..
-Poczekaj.- złapał mnie za rękę- Chcesz jechać w takim stanie?- spojrzałam na swoje przemoczone ubrania.
-Sam mnie do takiego stanu doprowadziłeś.
-Wiem, ale nie wypuszczę Cię teraz.
-Więc co proponujesz?
-Zostań u mnie na noc.- przyjrzałam mu się, a jak rano obudzę się w basenie?
-Cóż za niemoralne propozycje panie Jackson.- zaśmiał się.
-Pani Lancaster akurat nie to miałem na myśli, ale jeśli pani chce...
-...dobra nie kończ. Zostanę, ale tylko ze względu na wygląd.- uśmiechnął się triumfalnie. Do holu weszła Jessica.
-Boże! Michael co Ty jej zrobiłeś?!- złapała się za głowę.
-Ten baran brutalnie wrzucił mnie do basenu.- poskarżyłam się niczym mała dziewczynka na starszego brata.
-Ej ja też jestem poszkodowany.
-Na górę, przebrać się, ale już!- Jess zdzieliła go ścierką po głowie.
-Druga mnie bije...
-Mówiłeś coś?
-Nieeee, już idziemy.- złapał mnie za rękę i poszliśmy krętymi schodami na górę.
Weszliśmy do jakiegoś pokoju, jak się okazało sypialni Michaela. Kazał mi zaczekać chwilę po czym zniknął za jakimiś drzwiami. Zaczęłam się rozglądać. Moją uwagę przykuło ogromne łóżko z baldachimem.
-Jaki lubisz kolor?!- usłyszałam głos zza ściany.
-A co?
-Powiedz jaki.
-Niebieski.
-Ale konkretnie granatowy, błękitny...
-...granatowy.-po chwili wrócił ze swoją koszulą w ręku, którą mi podał.
-Przebierz się, tam jest łazienka.- wskazał ręką na białe drzwi- A mokre rzeczy wsadź do suszarki. Jak chcesz wziąć prysznic nie krępuj się, pod zlewem w szafce są czyste ręczniki.
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się i poszłam do łazienki. Najpierw wzięłam gorący prysznic, a ubrania wsadziłam do suszarki i ubrałam koszulę, która sięgała mi do połowy ud. Czułam się trochę dziwnie, tak nago, no ale lepsze to niż nic. Wyszłam z toalety, a w pokoju było zupełnie ciemno, jedyne światło dawał telewizor. Na podłodze był rozłożony duży koc i poduszki. Do sypialni wszedł Mike z dwoma parującymi kubkami.
-Ładnie wyglądasz.- podał mi kubek z gorącą czekoladą.
-Taaa jasne...- zawstydzona spuściłam wzrok.
-Do twarzy Ci z rumieńcami.- puścił mi oczko uśmiechając się słodko.
-Przestań, gdzie się podział ten nieśmiały Michael Jackson co?
-Kto Ci powiedział, że jestem nieśmiały?- zaśmiał się.
-Jak to kto? Sam w wywiadach tak mówisz.
-Aaaaa.- machnął ręką- To specjalnie.
-Niezły aktor z Ciebie.
-I nie tylko, ale dziękuję za komplement. A tak w ogóle oglądasz wywiady ze mną?- usiedliśmy na kocu opierając się o łóżko.
-Nie. Mój brat ogląda, a jak on to i ja muszę.
-Twój brat jest moim fanem?- ucieszył się jak dziecko.
-Tak, niestety.
-Dlaczego niestety?
-Nawet nie wyobrażasz sobie jakie życie jest trudne z Twoim fanem. Cały dzień potrafi siedzieć przed telewizorem i oglądać Twoje teledyski, wywiady, występy, koncerty, a jak ja chcę przełączyć na coś innego to od razu wielki lament i zgrzytanie zębami.- słuchał mnie z uśmiechem na ustach- Zaraz leci do matki z płaczem, która oczywiście jest po jego stronie i kończy się ochrzanem. Jak Cię nie słucha albo nie ogląda to chodzi ciągle za mną i tylko : A Michael ma nową piosenkę, a Michael ma nowy teledysk, Michael ma fajną kurtkę. Michael to, Michael tamto bla bla bla. Tak więc byłam skazana na Ciebie przez kilka lat. Mimo to już wolę jego Michaelowanie niż metal Ashley.- naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi.
-Ja kto Ty Mac to nawet nie waż się wchodzić!
-To tylko ja.- powiedziała nieśmiało Jessica wchodząc do środka.
-Coś się stało?
-Wiesz muszę wyjechać na parę dni.
-Jasne nie ma sprawy, ale co się stało? Coś z Twoją mamą?
-Tak jej stan się pogorszył i lekarze mówią, że nie zostało jej dużo czasu..- Michael podszedł do Jess i przytulił ją od razu.
-Strasznie mi przykro. Mogę coś jeszcze zrobić?
-Nie dziękuję i tak dużo mi pomagasz.
-Kiedy chcesz lecieć?
-Jutro...
-Polecisz moim samolotem.
-Ale...
-Koniec kropka Lucas odwiezie Cię jutro na lotnisko.
-Michael naprawdę Ci dziękuję.
-Nie ma za co.
-Tak tylko kto teraz Ci będzie gotował?
-O mnie się nie martw, poradzę sobie.- podeszłam do nich.
-Może mogłabym na te kilka dni zostać i...-popatrzyłam na nich niepewnie. W sumie nie wiem dlaczego to zaproponowałam, czułam że muszę to zrobić, a raczej bardzo chcę. To była spontaniczna decyzja.
-Ale to nie będzie dla Ciebie kłopot?
-Chętnie się wami zajmę, gotować też umiem więc nie ma problemu. I tak miałam wziąć sobie wolne w pracy.
-No to widzę, że mam godną zastępczynię.- Jessica uśmiechnęła się do nas.
-W takim razie już wam nie przeszkadzam.- puściła mi oczko i wyszła.
-Jesteś pewna w 100%? Nie chciałbym Cię do niczego zmuszać.
-Michael sama to zaproponowałam i tak jestem pewna.
-Dziękuję, że jesteś.- przytulił mnie. W tym momencie do sypialni wparował Mac, oczywiście bez pukania.
-No proszę, proszę. Nie przeszkadzam?- założył ręce na klatce piersiowej.
-Przyszedłeś po coś konkretnego?
-Skoro Victoria zostaje na noc to pomyślałem, że mogłaby spać w moim pokoju. Mam duże łóżko.-zaśmiałam się.
-Ja mam większe łóżko, a tak poza tym Victoria zostaje na kilka dni.
-Oooo to super jak Ty będziesz całe dnie w studiu to ja się nią zajmę.
-Tak się składa, że nie będę w studiu, bo mam wolne.
-Cholera, a już myślałem..
-Czekaj, czekaj. Przecież Ty wracasz jutro do domu.
-Mama do mnie dzwoniła i powiedziała, że jak nie chcę to nie muszę jechać z nimi do Francji.
-I co jej odpowiedziałeś?
-Nooo oczywiście, że zostaję.- uśmiechnął się, a Michael westchnął.
-Idź spać, bo jest już późno.- otworzył mu drzwi.
-No idę, dobranoc Vicki.- pomachał mi.
-Dobranoc.- roześmiana pokręciłam głową. Przed snem postanowiliśmy obejrzeć jakiś film, padło na horror.
-Uwielbiam horrory.- rozsiadłam się wygodnie.
-Zobaczymy. Po godzinie będziesz płakała żebym to wyłączył.- jak zwykle pewny siebie.
-Twoje niedoczekanie.
1godzinę później...
Siedziałam wtulona w ramię Michaela trzymając się kurczowo jego koszulki. Nagle coś skoczyło na małą dziewczynkę w filmie. Zakryłam oczy, a ona zaczął się ze mnie śmiać.
-Nie śmiej się ze mnie.- syknęłam.
-No przecież nie z Ciebie się śmieję tylko z filmu.- spojrzałam na niego z politowaniem.
-Chcę mi się spać.- ziewnęłam.
-To kładź się.- wskazał na swoje łóżko. Podniosłam jedną brew do góry.
-Żartowałem przecież. Chodź pokaże Ci Twój pokój.- weszliśmy do pokoju obok. Nie różnił się prawie niczym od sypialni Michaela, prócz tego, że był w odcieniach pudrowego różu, zdawał się być mniejszy i nie miał telewizora. Za to posiadał piękny balkon z jeszcze piękniejszym widokiem. Czułam się jak w komnacie królewskiej.
-Podoba Ci się?
-No pewnie, jest prześliczny.
-W takim razie kolorowych snów. Też idę już spać tylko...
-...tylko?
-No może jakieś buzi na dobranoc?- przygryzł wargę. Podeszłam do niego i dałam całusa w policzek.
-Teraz jesteśmy kwita?
-Teraz tak.
-Dobranoc.
-Dobranoc.-wyszedł, a ja położyłam się do łóżka. Było tak wygodne i mięciutkie, że zasnęłam od razu.
*****