31 sierpnia 2017

Rozdział 42. Nie mów "obiecuję" tylko "postaram się", jak nie wyjdzie to mniej zaboli.


W końcu jest! Witam :D
Bez zbędnego gadania xD Zapraszam do czytania ;)


******


Piąty raz tego dnia usłyszałam irytującą melodię wydobywającą się z mojego telefonu. Westchnęłam i ociężale wstałam z wygodnego łóżka. Spojrzałam na wyświetlacz i po paru sekundach odebrałam.
-Cześć mamo.
-Victorio Amando Lancaster.- zaczęła poważnym tonem.
-Jackson.- poprawiłam ją uśmiechając się pod nosem.
-No właśnie ja dzwonię w tej sprawie.
-Ale w jakiej?- udawałam, że nie wiem o co jej chodzi. Codziennie z Michaelem dostajemy masę telefonów. Wszyscy nam gratulują naszego ślubu, składają życzenia, ale znaleźli się niestety tacy którym nasz „cichy” ślub się nie spodobał. Chodzi dokładniej o najbliższych mojego męża, a wiadomo jak liczną ma rodzinę. Więc wisimy na telefonie praktycznie pół dnia. Nie wspominając o moich przyjaciółkach, które były wściekłe kiedy się dowiedziały. Nawet Slash zadzwonił. I to do mnie! Z wielkimi pretensjami oczywiście. Powiedział „Jackson to wiem, że chuj. Ale po Tobie królowo się tego nie spodziewałem! Normalnie kurwa, obrażam się na Was i proszę do mnie nie wydzwaniać, bo mam Was w dupie” i się rozłączył. Autentycznie wybuchłam śmiechem kiedy to usłyszałam. Michael przyjął jego słowa nieco gorzej, w końcu to jego najlepszy przyjaciel. Ale to tylko Slash. Dostanie zgrzewkę Jack’a Daniel’sa, paczkę ulubionych papierosów i będzie uchachany.
-Jak mogłaś wziąć ślub z Michaelem w tajemnicy?!- przewróciłam znudzona oczami. Słyszę ten tekst przynajmniej dwa razy dziennie.
-Mamo proszę Cię… chcieliśmy się pobrać w spokoju. Pamiętasz jaki cyrk wyszedł z naszego planowanego ślubu?
-No dobrze, ja rozumiem naprawdę. Ale żeby nie zaprosić własnych rodziców?!- dalej była oburzona. Nie wiedziałam jak jej to wytłumaczyć. Rozmawiałam z nią dobrą godzinę, a wszystko skończyło się kłótnią. Byłam po prostu wściekła. Męczyło mnie to wszystko. Co bym nie zrobiła - nie pasowało to nikomu. Rozumiem, żeby to byli jeszcze obcy ludzie, ale rodzina chyba powinna nas wspierać prawda? Zdecydowanie moi rodzice przyjęli wiadomość o naszym ślubie o wiele gorzej niż Katherine i Joseph. Moja teściowa była lekko zawiedziona, ale stwierdziła, że najważniejsze jest nasze szczęścia. Mój… teść zaś nie skomentował tego w ogóle. Chyba w końcu przestał wtrącać się w nasz związek, co niezmiernie mnie ucieszyło. Czego nie można powiedzieć o moim tacie.
-Kochanie, a Ty jeszcze nie gotowa?- spytał mój mąż wchodząc do sypialni. Przeniosłam na niego swoje spojrzenie, podszedł do mnie od razu- Co się stało?- spytał zaniepokojony. Wzięłam głęboki wdech aby się uspokoić. -Dzwoniła mama, pokłóciłam się z nią. Ma pretensje o to, że o naszym ślubie dowiedziała się od obcych ludzi i ich nie zaprosiliśmy.- Michael spuścił wzrok.
-Może… może ja z nią porozmawiam? W końcu mnie lubi.- prychnęłam.
-Twoje maślane oczka i piękny uśmiech tym razem nie pomogą.- syknęłam i wstałam z łóżka.
-Vicki jesteś na mnie zła?- podszedł do mnie i ułożył dłonie na moich biodrach przyciągając mnie do siebie.
-Eh… przepraszam.- przytuliłam się do niego- Nie jestem na Ciebie zła, po prostu to wszystko mnie denerwuje. Zrobiliśmy coś dla siebie, to nasze życie, a oni...- westchnęłam. Poczułam jak jeszcze bardziej mnie ściska, przymknęłam oczy.
-Nie myśl o tym i nie przejmuj się nikim. Od dzisiaj wyłączamy telefony.- oderwałam się od niego.
-Co?- zaśmiał się i pokręcił głową. Wzrokiem odszukał moją komórkę i bez skrupułów po prostu ją wyłączył. To samo zrobił ze swoim prywatnym telefonem.
-Nie poznaję Cię.- stwierdziłam po chwili, zaśmiał się tylko.
-Leć się przyszykować, bo dawno powinniśmy już opuścić hotel.- cmoknął mnie w czoło.
-A powiesz mi gdzie jedziemy?- zagryzłam wargę.
-Nieee.- wyszczerzył się i odgarnął mi włosy z twarzy równocześnie stykając się z moim ciałem.
-Michaaael.- przeciągnęłam uwieszając się na jego szyi i uśmiechając się przy tym słodko, na co się zaśmiał.
-Nie urobisz mnie kotku.
-Jeszcze zobaczymy.- rzuciłam i oderwałam się od niego z zamiarem pójścia do łazienki, zanim jednak dane było mi to zrobić Michael złapał mnie za nadgarstek i złączył nasze usta w pocałunku. Wplotłam palce w jego loczki i pogłębiłam go. Oderwał się ode mnie niechętnie.
-Idź, bo zaraz nie będę mógł się powstrzymać.- poprawił pasek w spodniach patrząc na mnie dwuznacznie, parsknęłam śmiechem. Zabrałam z szafy suknię i zaszyłam się w łazience. Zrobiłam naprawdę delikatny makijaż. Włosy jak zwykle zostawiłam rozpuszczone i założyłam na siebie sukienkę. Jedyna z nielicznych, którą spakował mi Michael i nie była obcisła ani wyzywająca. Kiedy wyszłam z łazienki mój ukochany również był gotowy. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się.
-Nie będzie Ci za gorąco?
-Nie denerwuj mnie nawet.- zaśmiał się i podał mi swoje ramię. Opuściliśmy hotel, o dziwo sami, bez naszych ochroniarzy.
-Chłopaki z nami nie jadą? - zdziwiłam się.
-Nie.- uśmiechnął się cały czas patrząc się na drogę. Cieszyłam się, że w końcu gdzieś pojedziemy, bo przez cały tydzień prawie wcale nie opuszczaliśmy hotelu. Potrafiliśmy całe dnie spędzić w łóżku i leniuchować, ale potrzebowałam tego i myślę, że Michael również. W końcu mogliśmy się sobą nacieszyć. Naprawdę po niedługim czasie mój ukochany zatrzymał samochód. Stanęliśmy przy jakiejś kępie krzaków. Zmarszczyłam czoło.
-Zaczynam się bać.- zaśmiał się i zgasił silnik.
-Nie masz czego kochanie.- zapewnił i poleciał otworzyć mi drzwi. Wysiadłam z auta i zaczęłam się wszędzie rozglądać. Byliśmy na jakimś pustkowie, naprawdę zaczynałam się denerwować. Pogoda o tej godzinie była całkiem przyjemna, powoli się ściemniało i wiał lekki wiaterek przez co upał nie był tak odczuwalny.
-Vicki nie patrz na mnie jakbym co najmniej Cię uprowadził.- powiedział w końcu śmiejąc się z mojej miny. Objął mnie ręką i zaczął ciągnąć w jakiejś miejsce.
-Nie dziw mi się. Czuję się normalnie jak w Twoim Thrillerze.
-'Cause this is thriller 
Thriller night 
And no one's gonna save you 
From the beast about to strike 
You know it's thriller 
Thriller night...- zaczął śpiewać patrząc na mnie z uśmiechem. Pokręciłam głową i wróciłam wzrokiem na ziemię. Musiałam patrzeć pod nogi, bo miałam na sobie obcasy, a powierzchnia, którą spacerowaliśmy była mało przyjazna dla takiego obuwia. Kiedy zaczęłam dosłownie zanurzać się butami w piachu spojrzałam przed siebie. Odebrało mi po prostu mowę. Naprawdę się tego nie spodziewałam. Michael był cholernym romantykiem, ale kochałam to w nim. Znajdowaliśmy się na pięknej plaży. Na niebie można było już dostrzec cudowny zachód słońca co było kompletnym dopełnieniem tego co stało przed nami. A mianowicie, stolik dla dwojga ze świecami i kolacją. Dokoła tego były poustawiane lampiony, które cudownie wszystko oświetlały. Nie mogłam się na to napatrzeć. 


-Nie wierzę, że przygotowałeś to wszystko sam...- powiedziałam po chwili odwracając się do niego przodem. Zrobił zabawną minę.
-No prawie sam.- zaśmiałam się- Ale podoba Ci się?- mruknął. Uwiesiłam się na jego szyi.
-Jeszcze się pytasz? To jest piękne.- wyszeptałam wprost do jego ucha. Poczułam jak się uśmiecha, przytulił mnie jeszcze mocniej. Po chwili oderwałam się od niego i ściągnęłam ze stóp sandały, rzucając je gdzieś na piasek. Michael zaprowadził mnie do stolika i odsunął krzesło, uśmiechnęłam się i spoczęłam na nim, a on naprzeciwko mnie. Zaczęłam się wszędzie rozglądać.
-Coś nie tak?- spytał od razu chwytając za białe wino.
-Nie, po prostu zastanawiam się skąd Ty to wziąłeś.- wskazałam na stół pełen smakołyków. Szczególną uwagę zwróciłam na owoce morza, które pokochałam odkąd jestem w ciąży.
-Ma się swoje sposoby.- puścił mi oczko. Jedliśmy te pyszności i cieszyliśmy się po prostu swoją obecnością. Czułam się jak w niebie. Michael w ogóle nie odrywał ode mnie wzroku co w pewnym momencie naprawdę mnie speszyło. Tak wiem, własny mąż mnie zawstydza... Ale kiedy jego spojrzenie jest tak intensywne i wręcz przewierca na wylot nie da się inaczej zareagować. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać zakrywając twarz dłońmi.
-Przepraszam.- powiedziałam po chwili.
-Dlaczego się śmiejesz?- udawał głupka szczerząc się przy tym od ucha do ucha.
-Ty już dobrze wiesz. Ciągle się na mnie gapisz.
-Bo jesteś piękna.- po raz kolejny posłał mi zniewalający uśmiech- No i nie mogę doczekać się Twojej reakcji na drugą niespodziankę.- spojrzałam na niego.
-Drugą? Nie za dużo tych niespodzianek? Uważaj, bo się przyzwyczaję.- poruszyłam brwiami co skwitował śmiechem.
-Ciągle będę robił Ci niespodzianki.- zaczęłam się śmiać.
-No, no zobaczymy. Przypomnę Ci te słowa za dwa lata.- chwyciłam za kieliszek z winem. Dokończyliśmy kolację i ruszyliśmy dalej, w nieznanym mi kierunku. Kurczowo trzymałam się dłoni Michaela, bo było już ciemno, a wokół nas panowała przerażająca cisza. Tak, bałam się jak cholera.
-Kochanie zaraz urwiesz mi dłoń.- powiedział nagle śmiejąc się cicho.
-Przepraszam.- mruknęłam i poluźniłam uścisk, byłam pewna, że się teraz głupio cieszy. Szliśmy sobie brzegiem Morza Karaibskiego, kiedy nagle ujrzałam jakieś światła. Podążaliśmy właśnie w tamtym kierunku. Moim oczom ukazała się w końcu ogromna willa, która była otoczona basenem. Kolejny raz tego wieczoru zaniemówiłam.


-Mike...- próbowałam wydobyć z siebie jakieś słowa, ale po prostu nie mogłam. Mojego zachwytu nie dało opisać się zwyczajnie słowami. Przytulił się do moich pleców i ułożył podbródek na moim ramieniu.
-I jak?- spytał, odwróciłam się do niego i chwyciłam jego buzię w dłonie po czym wpiłam się w jego wargi.
-Czyli to ma oznaczać, że Ci się podoba?- śmiał się w moje usta.
-Jak…cholera...podoba...- mówiłam pomiędzy pocałunkami. Wziął mnie nagle na ręce, przez co pisnęłam.
-Michael ważę tonę!- zaczęłam mu się wyrywać, ale on był oczywiście silniejszy. Nagle się zatrzymał i spojrzał na mnie z tym chytrym uśmieszkiem. Spojrzałam za siebie, ale było już za późno na krzyk, bo oboje wylądowaliśmy w wodzie. Plus był taki, że była ciepła.
-Kiedyś Cię za to zabije.- posłał mi całusa, po czym podpłynął do mnie i ściągnął ze mnie sukienkę. Dopiero teraz zauważyłam, że on jest w samych bokserkach. Szybki jest.
-Mmm od razu lepiej.- wyszczerzył się i przyciągnął mnie do siebie, na co automatycznie oplotłam go nogami w pasie, a ręce zarzuciłam mu na kark.
-Kocham Cię.- wyznałam, kiedy chciał mnie pocałować puściłam go i zaczęłam „uciekać” płynąc do brzegu. Oczywiście w połowie mojej drogi złapał mnie i już w ogóle nie wypuścił z objęć. W basenie spędziliśmy dobre trzy godziny. Zanim poszliśmy się wysuszyć Michael oprowadził mnie po całym mieszkaniu i wszystko pokazał. Luksus panujący w hotelach, których przebywaliśmy był niczym w porównaniu do tego. Nawet nie chciałam wiedzieć ile wydał na to pieniędzy.
-Teraz możemy przyjeżdżać tutaj częściej.- rzucił nagle, zatrzymałam się i spojrzałam na niego.
-Co?
-To co słyszysz kochanie, ta willa jest nasza.- powiedział sobie beztrosko, otworzyłam szerzej oczy.
-Ty nie mówisz poważnie...- zaśmiał się.
-Jak najbardziej poważnie.- cmoknął mnie w policzek. No po prostu wariat.
-Michael… nie chcę rozporządzać Twoimi pieniędzmi, ale...- przerwał mi.
-NASZYMI.- zaznaczył od razu, wywróciłam oczami. Niby pracuję i jestem od niego niezależna, ale on mówi, że wszystko co należy do niego należy też i do mnie.
-ALE wydaję mi się, że jesteś zbyt rozrzutny.
-No właśnie, wydaje Ci się.- pociągnął mnie za rękę do następnego pomieszczenia w tym ogromnym domu. I taka właśnie była z nim rozmowa na temat pieniędzy. On nigdy nie widział żadnego problemu. Jeżeli czegoś chciał, to po prostu to dostawał. Ja nie byłam do tego przyzwyczajona tak jak on. Oczywiście cieszyłam się, że mamy w posiadaniu taki apartament, ale tak naprawdę był on zbędny, bo przecież mamy Neverland, nie wspominając o innych willach Michaela.
Zadziwiające było to, że były tutaj nasze rzeczy. Okazało się, że zostaniemy tutaj na parę dni, bez naszych ochroniarzy, KOMPLETNIE SAMI. Ta wiadomość ucieszyła mnie najbardziej. Uwielbiam chłopaków, ale jeszcze bardziej uwielbiam kiedy mogę spędzić z Michaelem czas sam na sam.
Przez kilka kolejnych dni mój mąż zachowywał się bardzo dziwnie, chociaż starał się wszystko przede mną ukryć. Często odbierał telefony od Toma i kłócił się z nim, niestety nie udało mi się podsłuchać ich rozmowy. W końcu nie wytrzymałam i zmusiłam go, żeby powiedział mi o co chodzi.
-Michael do cholery powiedz mi w końcu co się dzieje.- leżeliśmy na leżakach przed domem, a on ciągle się wiercił i nie mógł znaleźć sobie miejsca. Westchnął i ściągnął swoje okulary z nosa. Usiadłam i spojrzałam na niego wyczekująco.
-Musimy wracać… Znaczy ja muszę.- mówił cicho jakby bał się mojej reakcji.
-Słucham?- spytałam by upewnić się czy aby na pewno nie mam problemów ze słuchem.
-Wiesz, że przygotowuje nowy album?- nabrałam powietrza do ust wiedząc już o co chodzi- Tom i Quincy mnie ze wszystkim gonią, a do tego musimy nakręcić teledysk, który przekładaliśmy dwa miesiące, przez nasze przygotowania do ślubu. Vicki?- spytał kiedy w ogóle nie zareagowałam na jego słowa. Patrzyłam na niego w milczeniu przez jakiś czas, w końcu podniosłam się z tego leżaka i po prostu weszłam do środka zostawiając go samego. Ale od razu poleciał za mną.
-Jesteś zła?- spytał zatrzymując mnie.
-Nie, kurwa szczęśliwa.- pierwszy raz przy nim przeklęłam i był mocno zdziwiony, ale nic nie powiedział.
-Przepraszam...- chciał mnie przytulić, ale od razu się od niego odsunęłam.
-Odwal się ode mnie kłamco.- zmarszczył brwi- Tak dobrze słyszysz! Już nie pamiętasz co mi obiecałeś kiedy tutaj przylecieliśmy? Nie wiem po co w ogóle składasz obietnice bez pokrycia.
-Victoria, ale ja nie mam na to wpływu…- złapał mnie za dłoń, którą natychmiast mu wyrwałam.
-Więc po co mi tyle przysięgałeś? Zrobiłeś mi tylko nadzieję.- nic nie powiedział. Prychnęłam pod nosem i poszłam do naszej sypialni, Michael znowu poszedł za mną.
-Kiedy wylatujemy?
-Dzisiaj, za dwie godziny.- mruknął.
-Zajebiście.- powiedziałam pod nosem i zaczęłam się pakować, Michael zrobił to samo. Godzinę później chłopaki przyjechali z resztą naszych rzeczy. Opuściliśmy willę na obrzeżach miasta i udaliśmy się na lotnisko. Nie odezwałam się do Michaela przez ten czas ani razu. On też siedział cicho, chyba nie chciał pogarszać sytuacji. Niestety zapomniałam kogo żoną i jestem i że nie zawsze będę mogła na niego liczyć dlatego tak bardzo mnie to wkurzyło. Mógł przynajmniej mi nie obiecywać… Rozumiem, że muzyka jest dla niego na pierwszym miejscu choć nie ważne, jakby się zapierał, że tak nie jest to wiem, że tak będzie zawsze i nic tego nie zmieni. Ale nienawidzę dwóch rzeczy. Bycia olewaną i okłamywaną. A już tym bardziej nie lubię kiedy ktoś nim dyryguje. Gdyby nie Tom to na pewno zostalibyśmy te cholerne dwa tygodnie na wyspie. Ale on się go słucha jakby był co najmniej jego ojcem. Przewróciłam podirytowana oczami.
Na lotnisku na szczęście nie było żadnych fanów ani dziennikarzy. I dobrze. Przynajmniej nie musiałam udawać wielce szczęśliwej. Do LA dolecieliśmy dopiero późnym wieczorem. Z Michaelem dalej się do siebie nie odzywaliśmy. Kiedy wysiedliśmy z samolotu musieliśmy dosłownie uciekać, wszędzie było pełno ludzi. Michael złapał mnie za rękę i machał do fanów, oczywiście ja robiłam to samo. Kiedy jednak byliśmy już przy samochodzie wyrwałem mu swoją dłoń i obrażona usiadłam jak najdalej od niego.
-A wy co, pierwsza kłótnia małżeńska?- zaśmiał się George, ale kiedy tylko na niego spojrzeliśmy przestał się cieszyć i już się nie odzywał. Oparłam głowę o zagłówek i zawiesiłam wzrok na szybie. Kiedy dostrzegłam złotą bramę z napisem „Neverland” odetchnęłam z ulgą i pierwsza wyleciałam z samochodu, nie czekając aż ktoś otworzy mi drzwi. Wyciągnęłam z bagażnika swoje walizki i zaczęłam ciągnąć je po schodach. Jednak kiedy przekroczyłam próg domu ktoś wyrwał mi obie walizki z dłoni.
-Oszalałaś?!- krzyknął Michael.
-O co Ci chodzi?
-Nie możesz dźwigać w ciąży.- powiedział już spokojniej.
-Nagle się mną interesujesz?- założyłam ręce na biodra. Chłopaki wnieśli resztę walizek i zostawili nas samych.
-Zawsze się Tobą interesowałem.- prychnęłam tylko i go wyminęłam. Do holu wpadła nagle uśmiechnięta Jessica.
-Dlaczego tak wcześnie wróciliście?- podeszłam do kucharki i uściskałam ją ciepło. Po czym od razu poszłam do naszej sypialni zostawiając ich bez słowa. Było późno, a ja czułam się fizycznie koszmarnie. Chciałam się tylko położyć. Wzięłam ekspresowy prysznic i położyłam się w końcu do łóżka. Do sypialni nagle wszedł Michael zapalając przy okazji wszystkie światła.
-Wyjeżdżam jutro.- powiedział siadając obok mnie- Jedziemy do Meksyku, wrócę dopiero za miesiąc więc...- przerwałam mu.
-Jedź i nie wracaj.- zamilkł.
-Tego właśnie chcesz?- warknął, spojrzałam na niego ze sztucznym uśmiechem.
-Tak tego właśnie chcę. Daj mi spokój Jackson, jedź sobie polatać za panienkami to w końcu lepsze niż słuchanie zrzędzenia upierdliwej żony, nie?
-Panienkami?- zakpił- To moja praca, zrozum to w końcu i pogódź się z tym. Nie będę zawsze na każdą Twoją zachciankę i skinienie palca.- przymknęłam oczy.
-Wyjdź.
-Co?
-Wyjdź z tej sypialni do cholery!- syknęłam. Zaśmiał się tylko kręcąc głową i po prostu wyszedł. Przycisnęłam głowę do poduszki i skrzywiłam się czując już słone łzy w oczach. Nie mogłam ich powstrzymać. To już nie były hormony, po prostu zrobiło mi się przykro. Nienawidziłam się z nim kłócić, robił się wtedy taki oschły… Wiem, że sama nie byłam lepsza i to ja zaczęłam tą kłótnię, ale miałam powód. Mógłby chociaż raz się postawić i nie dać sobą rozkazywać. Ściągnęłam ze swojego palca obrączkę i zaczęłam obracać nią w dłoni pozwalając by po moich policzkach dalej spływały łzy. 

******

Jak podobał się rozdział? Ja jestem całkiem zadowolona, przynajmniej nie jest takim zapychaczem jak poprzedni xD Mam nadzieję, że podzielicie się ze mną swoją opinią, wiecie jak bardzo mi na tym zależy :) 
Pozdrawiam cieplutko <3 
PS: DZIĘKUJĘ ZA TYLE WYŚWIETLEŃ <33333

11 sierpnia 2017

Rozdział 41. Jeśli ktoś jest przeciwny temu związkowi niech przemówi teraz, albo zamilknie na wieki.

Witam kochani! :D
Przepraszam, że tak późno xD ale na początku pisanie szło mi trochę opornie, później już było z górki. A do tego, chyba...z dwie strony rozdziału mi się usunęły i to z mojej własnej głupoty więc musiałam napisać ten fragment od nowa -.- Dzisiaj znów dedykuję rozdział Oliwii <3 Specjalnie dla Ciebie, wstawiam o drugiej w nocy xD Ty marudo moja kochana ;* Bez zbędnego pierdzielenia, zapraszam do czytania :D

******
Co chwilę rozglądałem się nerwowo na boki, wzrokiem wypatrując Victorii, która na marginesie powinna już dawno pojawić się obok mnie. W tym momencie pomyślałem, że może... się rozmyśliła? Wiem, że to głupie. Przecież mnie kocha, wiem to, ale... coś musiało być na rzeczy.
-Na pewno coś się stało.- szepnąłem Saul'owi na ucho, który był moim drużbą. Nie komentujcie mojego wyboru, błagam.
-Kurwa no ja nie wiem... przecież osobiście u nie byłem i powiedziała, że zaraz przyjdzie tylko chce pobyć chwilę sama.- westchnął- Ale Jackson spokojnie, raczej sprzed ołtarza Ci nie spierdoli. Już za późno.- zaczął się śmiać, spojrzałem na niego z politowaniem. Ten to potrafi pocieszyć człowieka. Byłem coraz bardziej zdenerwowany i widziałem, że goście również się niecierpliwili, nie wspominając o księdzu, który miał udzielić nam sakrament małżeństwa. Czułem w powietrzu, że wydarzy się coś złego.
-Ashley, zobaczysz co z Victorią?- zwróciłem się do jej siostry, która stała obok mnie. Była jej druhną. -Jasne.- uśmiechnęła się do mnie i po chwili zniknęła mi z oczu. Zauważyłem, że goście zaczynają szeptać między sobą i ogólnie zrobiło się małe zamieszanie. Dzień był ogólnie upalny, a ja z nerwów już cały się gotowałem. Minęło parę minut i w końcu się pojawiła. Ale nigdzie nie było Ash, to dziwne... W tym momencie rozbrzmiał marsz weselny, wszyscy wstali i obrócili się za siebie. Spojrzałem błagalnie na Ninę, od razu wiedziała o co chodzi. Przekazała dziecko swojemu chłopakowi i szybko stanęła na miejscu druhny. Uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością co oczywiście odwzajemniła. Spojrzałem przed siebie. Victoria szła wolno w moim kierunku prowadzona przez swojego ojca. Miała welon na twarzy więc nawet nie mogłem jej zobaczyć. Czułem rosnące we mnie podekscytowanie, ale dalej się stresowałem. Niepokój wcale mnie nie opuścił. Po prostu... coś mi tutaj wyraźnie nie pasowało. Starałem się jednak o tym nie myśleć i odłożyć te negatywne myśli na bok. Moja narzeczona stanęła w końcu naprzeciwko mnie. Jej ojciec podał mi jej dłoń i poklepał mnie po ramieniu. Widziałem wzruszanie w jego oczach, wiedziałem, że to było dla niego trudne, bo w końcu za mną nie przepadał, a Victoria jest jego oczkiem w głowie. Cały czas uśmiechałem się do mojej przyszłej żony, nie odrywałem od niej wzroku nawet na moment. Pomimo tego, że miała zakrytą twarz czułem jak wpatruje się we mnie. Ująłem jej dłoń i ucałowałem jej wierzch. Jej dłonie były strasznie zimne, jak nigdy. Ale nie przejmowałem się tym. Stanęliśmy naprzeciwko księdza, a cała ceremonia się rozpoczęła.
-Moi drodzy. Zebraliśmy się tu dziś po to, by połączyć więzłem małżeńskim Michaela Josepha Jacksona oraz Madonnę Louise Ciccone. Zatem...- oczy aż wyszły mi na wierzch.
-Słucham?!- przerwałem natychmiast księdzu.
-Michael?!- na dźwięk tego głosu natychmiast odwróciłem się za siebie. Parę metrów od nas stała przerażona... Victoria?! Co tu się do cholery dzieje?! Spojrzałem na kobietę obok siebie i jak najszybciej zerwałem jej z twarzy welon.  Doznałem po prostu szoku. To była Madonna we własnej osobie. Odwróciłem się natychmiast w stronę Victorii. Była cała blada, nagle po prostu... zemdlała. Poczułem jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Nikt nie śmiał się odezwać, wszyscy byli w totalnym szoku. Potem wszystko działo się szybko. Nie miałem czasu nawet na to, żeby sprzeczać się z moja byłą dziewczyną, która śmiała jeszcze ze mną dyskutować. Całe szczęście moi ochroniarze szybko się nią zajęli. Mimo jej krzyków i sprzeciwów wyprowadzili ją stąd. Nawet nie słuchałem jej gróźb. Miałem ją w dupie. Teraz najważniejsza była dla mnie Victoria, momentalnie znalazłem się przy niej. Próbowałem ją ocucić, ale nic z tego. Zrobiło się jedno wielkie zbiegowisko, wszyscy byli przerażeni i nie wiedzieli co się dzieje. Kazałem komuś zadzwonić po mojego lekarza, a sam wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu. Oddychała, ale nierównomiernie i była bardzo blada. Ułożyłem ją na łóżku i usiadłem obok niej, chwytając za jej dłoń. Do pokoju weszła Janet.
-I jak?
-Dalej nic...- powiedziałem drżącym głosem. Tak bardzo się o nią bałem, miałem tylko nadzieję, że doktor szybko tutaj dotrze. Nie zniósłbym myśli gdyby coś stało się jej, albo dzieciom. Nie wybaczyłbym sobie tego nigdy.
-Janet błagam zajmiesz się wszystkim? Ja nie mam teraz do tego głowy.
-Oczywiście.- podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
-Będzie dobrze Piotrusiu.- westchnąłem powstrzymując łzy napływające mi do oczu.
-I proszę nie wpuszczaj tu nikogo.
-Dobrze.- oderwała się ode mnie i wyszła. Przeniosłem wzrok na moją ukochaną. To wszystko moja wina... Miałem zrobić z tym porządek i co? I Madonna po raz kolejny próbowała zrujnować mi życie. Przecież z tego ślubu zrobił się jakiś cyrk! Nie wiem jak mogłem na to pozwolić... Trzeba było lepiej wszystkiego dopilnować. Jak ona w ogóle tutaj weszła?! Jakim prawem?! Kto ją wpuścił? Ukryłem twarz w dłoniach, byłem niesamowicie zły i zrozpaczony. Poczułem nagle dotyk na ramieniu. Zabrałem ręce z twarzy. Victoria się obudziła.
-Boże, tak się o Ciebie bałem.- przytuliłem ją natychmiast. Poczułem jak momentalnie zaczyna drżeć.
-Wybacz mi kochanie, że nie dopilnowałem wszystkiego. Nie sądziłem, że ona pojawi się na naszym ślubie. Nawet nie wiedziałem, że to ona! Przepraszam... to wszystko przeze mnie.- usłyszałem jak cicho szlocha, ściskając w dłoniach materiał mojej białej marynarki.
-Ona...ooona...za..mknęła mnie... w sypialni.. To...to na pewno była ta... zdzira.- zaczęła się wręcz trząść- Michael ja mam tego dość.- zaniosła się głośnym płaczem. Boże, co ja mam teraz zrobić?
-Kotku proszę Cię, nie możesz się teraz denerwować.- ułożyłem dłoń na jej brzuszku.
-Wiem, ale... nie potrafię inaczej.. Ta wiedźma zniszczyła mi najpiękniejszy dzień w życiu i...znowu chciała mi Ciebie odebrać.- nie wiedziałem już jak mam ją uspokajać, bo z każdą minutą płakała coraz bardziej. Rozumiałem ją, sam powstrzymywałem łzy. Ale nie mogłem patrzeć jak cierpi, bolało mnie serce. Na moje szczęście mój lekarz w końcu pojawił się w Neverlandzie. Janet przyprowadziła go do naszej sypialni. Kiedy nas zobaczył, był bardzo zdziwiony. No tak, ja w białym garniturze, a Victoria w sukni ślubnej do tego cała roztrzęsiona i zapłakana, ale nie zadawał żadnych zbędnych pytań, za co byłem mu wdzięczny. Otworzył swoją skórzaną torbę i spytał:
-A więc co się stało?- widząc, że Victoria chyba nie chcę się zbytnio odzywać, wyręczyłem ją.
-Victoria zemdlała. Właśnie obudziła się przed pana przyjazdem.- pokiwał głową.
-Jak się pani czuje?- zwrócił się już bezpośrednio do niej.
-Fizycznie źle, psychicznie jeszcze gorzej.
-Proszę się nie denerwować.- uśmiechnął się do niej delikatnie.
-Jest pani w ciąży, prawda?
-Tak.
-Który to miesiąc?
-Piąty. 
-Dobrze, a więc dam pani najpierw zastrzyk na uspokojenie, bo cała się pani trzęsie...- mruknął. Vicki spojrzała na niego przerażona ściskając jeszcze mocniej moją rękę.
-Spokojnie, nie będzie bolało.- zapewnił widząc jej minę. Założył białe rękawiczki, wyjął strzykawkę i napełnił ją jakąś białą, przezroczystą substancją.
-Doktorze, a czy To jest bezpieczne?
-Oczywiście Michael.- kiedy doktor Morris robił zastrzyk mojej ukochanej, ta zacisnęła szczękę i odwróciła twarz w drugą stronę. Nienawidziła zastrzyków, od samego patrzenia robiło jej się słabo. Chwilę potem było już po wszystkim, Vicki odetchnęła z ulgą.
-Boli panią głowa bądź brzuch?
-Teraz nie, ale zanim zemdlałam poczułam skurcz.
-Pozwoli pani, że panią zbadam?
-No dobrze...- doktor wyciągnął słuchawki z torby. Kiedy osłuchał moją… narzeczoną, spojrzał na nas i się uśmiechnął.
-Wszystko w porządku. Kiedy była pani ostatnio na wizycie kontrolnej?
-Tydzień temu.
-Dobrze, proszę tylko tego nie zaniedbywać. Przede wszystkim ograniczyć stres, który podejrzewam był tutaj głównym powodem pani omdlenia. Proszę się tylko zdrowo odżywiać, przebywać dużo na świeżym powietrzu i nie przemęczać się. No chyba, że mówimy tutaj o innym rodzaju ruchu fizycznego.- powiedział chcąc rozluźnić trochę atmosferę co nie wątpliwie mu się udało, bo oboje uśmiechnęliśmy się nieśmiało.
-Doktorze dziękuję za wszystko.- powiedziałem kiedy ten opuszczał naszą sypialnię.
-Nie ma za co Michael. Dbaj o żonę i trzymaj się.- uścisnął moją dłoń.
-Do widzenia pani Jackson.
-Do widzenia...- spuściła wzrok. No tak, doktor pewnie myślał, że jesteśmy po ślubie. Wyszedł, a my w końcu zostaliśmy sami. Wróciłem na łóżko i złapałem Vicki za rękę.
-Skarbie potrzebujesz czegoś, jesteś głodna?
-Tak, potrzebuję Ciebie.- szepnęła. Mimo, iż była już spokojna, to na jej twarzy cały czas gościł głęboki smutek. Uśmiechnąłem się delikatnie i położyłem się obok otulając ją szczelnie ramionami. Zacząłem nucić melodię Liberian Girl głaszcząc Vicki po włosach. Zaledwie po paru minutach usłyszałem jej spokojny miarowy oddech. Zasnęła. To może nawet dobrze… musi odpocząć po tym okropnym dniu. Jak najdelikatniej potrafiłem wyswobodziłem się z jej objęć i wstałem z łóżka. Poszedłem do łazienki i od razu chwyciłem opakowanie tabletek uspokajających. Może nie było tego po mnie widać, ale w środku cały kipiałem ze złości. Bardzo cicho opuściłem naszą sypialnię i ruszyłem w poszukiwaniu George’a. W całym domu panowała cisza, a wszystkie dekoracje zniknęły. Janet wszystkim się zajęła, byłem jej ogromnie wdzięczny. Znalazłem w końcu ochroniarza jak i mojego przyjaciela w garażu.
-Musimy poważnie porozmawiać.- westchnął na dźwięk mojego głosu i odwrócił się w moją stronę.
-Kto ją tu do cholery wpuścił?- George nie spieszył się zbytnio z odpowiedzią.
-Tylko nie kłam.- powiedziałem kiedy zobaczyłem jak błądzi wzrokiem po ścianach.
-Josh…
-To możesz mu powiedzieć, że właśnie stracił pracę.
-Michael zanim się uruchomisz, posłuchaj.- westchnął.
-Zamieniam się w słuch.- oparłem się o maskę samochodu i spojrzałem na niego wyczekująco.
-Rano do Neverlandu przyjechała ekipa dekoratorów, żeby ustroić dom i tak dalej. Jakaś kobieta, która wylegitymowała się jako Margaret Creig powiedziała, że jest „szefową” i ma niby wszystkiego dopilnować. Wiesz, że ja bym ją poznał od razu po głosie! A na bramie stali Josh i dwóch młodych, przecież oni jej w życiu na żywo nie widzieli tym bardziej jej nie poznali, bo miała „kamuflaż” i wpuścili ją. Jak się potem okazało, Madonnę...- westchnąłem.
-Czy Ty wiesz co ta...- urwałem szukając odpowiedniego słowa. 
-Suka, nie krępuj się, masz prawo.
-Czy Ty wiesz co ta idiotka zrobiła?
-Oprócz tego, że rozjebała Wam ślub? Nie.
-Zamknęła Victorię w sypialni!- spojrzał na mnie zszokowany.
-George to już kurwa nie jest zabawne. Ja nawet we własnym domu nie jestem bezpieczny! Nie wspominając o Victorii. Madonna mi nawet groziła na rozdaniu Grammy, powiedziała, że zrobi coś Vicki, jeśli…
-Jeśli co?
-Jeśli się z nią nie prześpię.- spuściłem wzrok czekając na reakcję mężczyzny, po chwili zaczął się śmiać.
-Człowieku Ty masz przejebane z tymi babami. No oprócz Victorii, bo ona jedyna jest w porządku.
-No co Ty nie powiesz…- mruknąłem.
-Mike, mi się wydaję, że ona nie chcę dosłownie Ciebie, tylko usilnie dąży do tego, żeby Cię zniszczyć i Twoje życie przy okazji.
-I jak na razie świetnie jej to idzie… Boże ja nie wiem już co robić. Chcę, żeby ta kobieta dała mi wreszcie spokój. Załatwiłbym ją już dawno, ale nie jestem aż takim gnojem, żeby zlecić pobicie byłej dziewczyny.
-No tego bym nie radził… Może trzeba po prostu iść z tym na policję.
-I co im powiem? Przepraszam, ale czy możecie coś zrobić, bo moja ex mnie prześladuje? Mam zrobić z siebie barana?- wywrócił oczami.
-No na pewno nie możesz zgodzić się na jej propozycję. Nawet jeśli byś to zrobił to ona i tak nie odpuści i będzie zatruwać Wam życie. A poza tym, gdyby Victoria się dowiedziała… ona by Ci tego nigdy nie wybaczyła Michael. To byłby koniec waszego związku.- przełknąłem nerwowo ślinę. Te słowa uderzyły we mnie dość mocno.
-Nawet o tym nie pomyślałem...- mruknąłem wpatrując się w swoje buty. To nie prawda. Myślałem o tym. Tak wiem, jestem totalnym kretynem… Po prostu szukałem dobrego rozwiązania, chciałem to wreszcie zakończyć, raz na zawsze.
-George mógłbyś coś dla mnie zrobić?
-No jasne.
-Wyjeżdżamy, a raczej… wylatujemy.
-Ale gdzie, kiedy, jak?
-Ja z Victorią, za tydzień. Na Kubę, dokładnie na cały… miesiąc.
-Podróż poślubna?- wyszczerzył się.
-Coś w tym stylu. Musimy po prostu odpocząć oboje.
-Bardzo dobry pomysł.
-Zorganizujesz wszystko? Chciałbym również, żebyś nam towarzyszył, najlepiej jeszcze Lucas i Robert. Jesteście najlepsi. Poza tym nie chcę brać ze sobą tych młodych baranów, bo to ja będę musiał ich pilnować, a nie oni mnie.- zaśmiał się.
-Nie ma sprawy, wszystko załatwię.
-Dziękuję.- poklepał mnie po ramieniu.

****** 

Minął tydzień od naszego ślubu, który tak naprawdę się nie odbył. Wkręciłam się oczywiście w wir pracy, żeby jakoś o tym zapomnieć… na próżno, bo ciągle wszystko siedziało mi w głowie. Mój gniew nie zmalał ani trochę. W środku byłam jedną wielką bombą, zaś na mojej twarzy gościł tylko smutek, którego nie byłam już w stanie dusić w sobie i nawet starania Michaela nie pomogły. Wiem, że chciał dobrze… ale nic nie było w stanie mnie w tym momencie uszczęśliwić. Byłam załamana.
W niedzielę, kiedy wróciłam po południu do domu ze spotkania z przyjaciółkami, zastałam mojego narzeczonego w salonie, który chyba na mnie niecierpliwie czekał, bo kiedy tylko mnie ujrzał podleciał do mnie cały w skowronkach. Jego uśmiech sprawiał, że chciało mi się żyć.
-Skarbie musimy porozmawiać.- powiedział kiedy oderwał się ode mnie. Poprowadził mnie na kanapę i usadził na swoich kolanach.
-Michael popękają ci kolana, jestem ciężka jak słoń.- mruknęłam.
-Nie prawda.- cmoknął mnie w policzek. Naprawdę nie chciałam zrobić mu krzywdy, przecież on był taki chudziutki, a ja przytyłam aż dziesięć kilo. No, ale do niego można mówić jak do ściany.
-A więc co się takiego stało?
-Nic się nie stało, tylko pomyślałem o tym, żebyśmy...- urwał jakby bał się coś powiedzieć- wzięli ślub.- odsunęłam się od niego.
-Mhm już chcieliśmy wziąć ślub. I co z tego wyszło? Wielkie gówno.- prychnęłam. Nie żebym wcześniej miała dobry humor, ale teraz to już w ogóle miałam ochotę zamknąć się w sypialni i ryczeć w poduszkę, kiedy tylko przypomniałam sobie tamten dzień…
-Wiem… ale teraz może być inaczej.- westchnęłam. Nie byłam przekonana co do tego pomysłu.
-Kiedy?
-Dzisiaj.
-Co?!- spojrzałam na niego zszokowana.
-No normalnie dzisiaj, teraz.
-Ale Michael jak Ty to sobie wyobrażasz? Trzeba sprosić całą rodzinę znowu, przygotować wszystko…
-Weźmy cichy ślub, bez nikogo. Tylko my i ksiądz. Wtedy popełniliśmy błąd, za dużo ludzi o tym wiedziało. Wiem, że pewnie chciałabyś normalny, huczny ślub. Pewnie marzysz o tym jak każda kobieta, ale...- spuścił wzrok, podniosłam jego podbródek.
-Nie prawda, nie jestem jak każda typowa kobieta. Nie zależy mi na tym, żeby wszyscy się mną zachwycali i abym była w centrum uwagi. Jedyne czego w tej chwili pragnę to poślubić Ciebie, nie ważne w jakich okolicznościach.- na jego twarzy od razu zagościł szeroki uśmiech czym zaraził i mnie.
-Ale gdzie to miało by się wszystko odbyć?
-To niespodzianka. Już wszystko jest przygotowane.
-Skąd wiedziałeś, że się zgodzę?
-Nie miałaś innego wyjścia.- wyszczerzył się. Z każdą minutą przekonywałam się coraz bardziej do tego wszystkiego. Michael mile mnie tym zaskoczył. To może nawet lepiej, że weźmiemy cichy ślub? Przynajmniej będziemy mieć spokój i w ciszy nacieszymy się po prostu sobą. Tak więc postanowiłam się jakoś przyszykować, mimo że oprócz nas i księdza miało nie być nikogo, chciałam wyglądać dobrze, w końcu to nasz ślub.  




Zrobiłam delikatny makijaż, rozpuściłam włosy, które były dzisiaj niezwykle proste i założyłam, białą sukienkę na cienkich ramiączkach, która sięgała mi do kostek. Może nie wyglądała jak moja ślubna i była skromna, ale za to piękna w swojej prostocie. Kiedy byłam już gotowa zeszłam na dół gdzie czekał na mnie Michael. Wyglądał cudownie, jak anioł. Białe obcisłe spodnie idealnie podkreślały… wszystko, a do tego dopasowana, również biała koszula i te jego urocze loki, które co chwila wpadały mu do oczu. Wsiedliśmy do samochodu i udaliśmy się w nieznanym mi kierunku. Po niecałych dwóch godzinach już wiedziałam gdzie jesteśmy.
-To nasza plaża!- krzyknęłam kiedy tylko wysiedliśmy z samochodu, Eddie został w środku. Poczułam jak Michael obejmuje mnie od tyłu.
-Kocham Cię.- wyznałam z uśmiechem przytulając się do niego.
-Ja Ciebie też, a teraz chodź.- złapał mnie za rękę i ruszyliśmy dalej. Dokładnie udaliśmy się do „naszego miejsca”, tam gdzie Michael mi się oświadczył. Czekał tam na nas już ksiądz, nie wiem skąd wziął się tutaj przed nami, ale to na pewno zasługa Michaela. Ale i tak to co zobaczyłam przed sobą, kompletnie odebrało mi mowę i zaprało dech w piersiach.


Spojrzałam na Michaela.
-Podoba Ci się?- zagryzł wargę.
-To jest cudowne...- wyszeptałam i rzuciłam mu się na szyję. Zadbał o wszystko.
-To i tak nie wszystko, ale resztę niespodzianki zobaczysz potem.- uśmiechnął się tajemniczo, a ja już nie dociekałam. Przywitaliśmy się z księdzem i zaczęło się. Chyba Michael musiał maczać palce w tym co mówił do nas duchowny, bo było to zaskakująco krótkie kazanie.
-Widzę, że bardzo się niecierpliwicie więc przejdziemy już do rzeczy.- uśmiechnął się do nas, a Michael wyjął z kieszeni pudełeczko, w którym znajdowały się dwie złote obrączki. Nie widziałam ich wcześniej, były przepiękne.
-Czy Ty, Michaelu Josephie Jacksonie bierzesz sobie tu obecną Victorię Amandę Lancaster za żonę i ślubujesz jej miłość wierność, i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuścisz jej aż do śmierci?- nie spuszczaliśmy z siebie wzroku nawet na moment, to była cudowna chwila.
-Tak.- powiedział bez zastanowienia. Poczułam jak w oczach zbierają mi łzy. Chwycił moją dłoń i wsunął mi na palec obrączkę, w tym momencie poczułam jak łza spływa po moim policzku. Widziałam również głębokie wzruszenie w oczach Michaela.
-Czy Ty, Victorio Amando Lancaster bierzesz sobie tu obecnego Michaela Josepha Jacksona i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuścisz go aż do śmierci?
-Tak.- drżącą dłonią wsunęłam mu na palec pierścionek. Złapał mnie za dłoń uśmiechając się szeroko, a ja myślałam, że się zaraz rozryczę.
-Zatem ogłaszam Was mężem i żoną. Teraz możesz...- ksiądz urwał kiedy spostrzegł jak Michael od razu rzuca się do pocałunku. Złapałam jego twarz rękoma i oboje oddaliśmy się chwili.
-...pocałować pannę młodą.- mruknął kapłan. Oderwaliśmy się od siebie na jego słowa wybuchając śmiechem. Podpisaliśmy jeszcze parę dokumentów. Żadna intercyza czy coś w tym stylu. Prawnie też chcieliśmy być po prostu małżeństwem, no i przyjęłam nazwisko Jackson. Po całej „ceremonii” wsiedliśmy do samochodu. Myślałam, że wrócimy do domu, ale Michale miał zupełnie inne plany.
-Gdzie jedziemy?- spytałam widząc, że kierujemy się w stronę centrum.
-Aaa to jest właśnie ta druga niespodzianka.- uśmiechnął się do mnie- Teraz jedziemy na lotnisko.
-Na lotnisko? Ale gdzie lecimy? Przecież ja nie wzięłam ze sobą żadnych rzeczy, nie pożegnałam się z nikim…
-Spokojnie, jesteśmy już spakowani. Wszystkim się zająłem. Zobaczysz gdzie lecimy.- puścił mi oczko.
-To dlatego Jess mnie tak wycałowała zanim wyszliśmy...- zaśmiał się. Byłam strasznie ciekawa co to za miejsce, do którego lecimy. To chyba musiało być daleko skoro Michael zdecydował się na samolot, ale już się nie dopytywałam, bo i tak nic by mi nie powiedział. Gdy byliśmy już w jego prywatnym odrzutowcu, poszłam do sypialni aby się przebrać w coś wygodniejszego. Otworzyłam parę walizek w poszukiwaniu swoich ubrań. W końcu znalazłam, zaczęłam przebierać w tych ciuchach i po prostu się załamałam…
-Michael?!- wyszedł po chwili z łazienki w białym szlafroku i mokrymi lokami.
-Co się stało?- wstałam z klęczek i założyłam ręce na biodra.
-Ty mnie pakowałeś?
-Tak.- uśmiechnął się, zmrużyłam oczy.
-Zabiję Cię.
-Jesteśmy małżeństwem od dwóch godzin, a Ty już chcesz mnie zabić?- podszedł do mnie śmiejąc się. 
-Dokładnie tak. Ostatni raz mnie pakujesz. No skąd Ty to w ogóle wziąłeś?- spytałam machając mu przed nosem obcisłym gorsetem. Ja rozumiem, że jego kręcą takie ciuszki. W końcu jest facetem, ale bez przesady, żeby pakować mi samą wyzywającą bieliznę, krótkie, obcisłe sukienki i opięte bluzeczki. Może dziesięć kilo temu bym się w to zmieściła, ale teraz? Byłam gruba i opuchnięta jak beczka! W tym stanie obcisłe ciuchy były cholernie niewygodne. Na twarzy mojego męża pojawił się zadziorny uśmieszek. Zaczęłam się zastanawiać…
-Co jeszcze widziałeś w moich rzeczach?- spytałam ostrożnie.
-Nooo różne, fajne rzeczy.- poruszył brewkami, miałam ochotę go zdzielić. Grzebał tam gdzie nie powinien.
-Na przykład to.- otworzył swoją walizkę i wyjął z nich…
-Skąd masz moje kajdanki?!- zaczął mi machać różowymi kajdankami z piórkami. Oblałam się rumieńcem. Przecież to nawet nie było moje…
-Ciekawe rzeczy trzymasz w swojej szafie kochanie.- chciałam mu to wyrwać, ale zaczął przede mną uciekać. Goniłam go po całym pokoju, ale miałam trochę ograniczoną możliwość ruchu.
-Ale szczerze to nie spodziewałem się po Tobie takich rzeczy.- śmiał się jak opętany, a ja myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Wskoczył nagle na łóżko.
-Jackson oddawaj to!
-Ani mi się śni.- wyszczerzył się kiedy ja skakałam na tym łóżku, żeby dosięgnąć jego ręki, którą trzymał wysoko w górze. Straciłam równowagę i wpadłam na Michaela, przez co upadł na łóżko. A ja? Oczywiście na niego.
-To może jak już to tutaj mamy, to się trochę pobawimy co?- znowu wyszczerzył się głupkowato. Rękoma zjechał na moje biodra.
-Jesteś głupi. Nigdy tego nie używałam i nie mam zamiaru, no chyba, że na Tobie! Chcesz się bawić? To proszę bardzo, zaraz przykuję Cię nimi do łóżka i zostawię tutaj samego.
-A ja mówiłem o innej zabawie. No chyba, że masz jeszcze inne ciekawe zabaweczki w zanadrzu.- poruszył brwiami, wywróciłam oczami i zeszłam z niego, co nie było łatwe. Bo ogólnie wstawanie z czegokolwiek i jak się okazało przed chwilą KOGOKOLWIEK wymagało ode mnie wiele wysiłku.
-Tak mam, klocki lego. Chcesz się nimi pobawić?- wyjęłam ze swojej walizki w miarę normalne i przyzwoite ciuchy.
-Oczywiście.- posłał mi całusa. No dzieciak.
-Czy Ty się zastanowiłeś wybierając mi ubrania jak ja wyjdę do ludzi? No, bo chyba nie w tym!- pokazałam mu skórzaną, obcisłą spódniczkę. Niegdyś moja ulubiona… ale teraz to ja ją mogę co najwyżej na nos założyć.
-Znaczy tam będzie raczej mało ludzi… a nawet jeśli to wątpię by wszyscy nas tam znali.
-To co Ty mnie na bezludną wyspę zabierasz? Czy do jakiegoś buszu?- zaśmiał się.
-Ani jedno, ani drugie, ale jesteś blisko.- puścił mi oczko. Dalej mi to nic nie mówiło.
-Idę do łazienki, proszę mi nie przeszkadzać i nie wchodzić pod pretekstem jakiś głupich… wymówek.- pogroziłam mu palcem.  
-Ale że ja?- zaczął się śmiać.
-Tak, Ty kombinatorze.
-A umyć Ci plecy?- usłyszałam nim zdążyłam nacisnąć na klamkę. Odwróciłam się.
-Michael…
-To może coś innego?- wyszczerzył się.
-Pocałuj mnie w d...- urwałam zdając sobie sprawę z tego, że to tylko podziała na niego jak płachta na byka.
-Trzeba było tak od razu.- zeskoczył z łóżka i ruszył w moją stronę. Ja w tym czasie szybko uciekłam do łazienki i zamknęłam się w niej na klucz. Usłyszałam jego głośny śmiech. Wariat.
Ciekawe czy w nocy będzie taki chętny… Czemu akurat w nocy? No cóż, był ślub to musi być chyba i noc poślubna, prawda? Chociaż nie wiem czy cokolwiek z tego wyjdzie, bo Michael odkąd dowiedział, że urodzę bliźniaki traktuje mnie nad opiekuńczo, nie wspominając już o seksie, którego tak naprawdę nie ma. Michael zwyczajnie się boi...nie wiem czego, ale chyba tego, że zrobi krzywdę dzieciom, ale… to głupie. Z kolei ja się boję, że pewnego pięknego dnia nakryje go z gazetką w ręku i… Aż nie chcę sobie tego wyobrażać. Nie zniosłabym chyba myśli, że mój facet będąc ze mną teraz już, w związku małżeńskim robi sobie dobrze oglądając jakieś gołe baby. Potrząsnęłam głową, żeby wyrzucić te obrzydliwe myśli z głowy. Musiałam się porządnie przygotować na naszą noc poślubną więc spędziłam w tej łazience dobre dwie godziny, co oczywiście musiał skomentować kąśliwie mój mąż. Cały lot zajął nam aż dziesięć godzin, ale wyjątkowo nie byłam zmęczona. Może dlatego, że cały czas przeleżałam z Michaelem?
W końcu wylądowaliśmy na lotnisku, był środek nocy, ale nie chciało mi się spać. Nawet kiedy opuściliśmy maszynę nie byłam pewna do końca pewna gdzie się znajdujemy.
-Michael powiesz mi w końcu gdzie jesteśmy?- spytałam kiedy byliśmy już w samochodzie.
-Na Karaibach, Kubie, a dokładnie w Santiago.- otworzyłam aż buzię ze zdziwienia.
-Naprawdę?- wyszeptałam, zaśmiał się i pokiwał głową. Rzuciłam mu się na szyję.
-O Boże… nie wierzę!
-To lepiej uwierz, bo to prawda.- dał mi buziaka, ale ja zatopiłam się w jego ustach na dłużej. -Państwo Jackson może zaczekają aż dotrzemy to hotelu?- mruknął George, który siedział obok nas niby grzebiąc coś w telefonie, ale tak naprawdę dobrze widział co robimy. Oderwaliśmy się od siebie, wybuchając po chwili śmiechem. Zawsze śmieszy nas to kiedy ktoś zwraca nam uwagę na nasze „czułości”.
-Na ile się tutaj zatrzymamy?- spytałam kładąc głowę na ramieniu mojego męża.
-Na miesiąc.- odparł z błogim uśmiechem na ustach, aż się od niego odsunęłam.
-Ile?! Ty nie mówisz poważnie.- byłam po prostu w szoku, nie sądziłam, że Michael będzie w stanie zostawić „swój świat” i studio aż na miesiąc.
-Kochanie co w tym dziwnego? W końcu to nasza podróż poślubna.
-Ale obiecujesz?- zaśmiał się.
-Słowo piosenkarza.- podniósł dwa palce do góry, uśmiechnęłam się wtulając się ponownie w jego ciało. Teraz spokojnie mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Lecz czy na długo? Teraz jednak postanowiłam cieszyć się chwilą. Droga do hotelu zajęła nam zaledwie pół godziny. Kiedy wyszliśmy z auta po raz kolejny tego dnia umierałam z zachwytu. 

 
Tu było po prostu cudownie. Po odebraniu kluczy w recepcji udaliśmy się prosto do naszego pokoju, przepraszam apartamentu. Michael nie byłby sobą gdyby nie wybrał pięciogwiazdkowego hotelu i najpiękniejszego apartamentu. Rozpakowywanie postanowiliśmy zostawić na następny dzień, dochodziła w końcu trzecia. Michael od razu rzucił się na nasze małżeńskie łóżko nie ściągając nawet butów, a ja postanowiłam wcielić mój plan w życie. Kiedy on leżał twarzą w w poduchach, ja zaczęłam po prostu ściągać z siebie ubrania, zostawiłam tylko bieliznę. Nawet nie wiecie jaki miałam problem, żeby znaleźć odpowiedni rozmiar TAKIEJ bielizny, wszystko w sklepach było szyte jak na wieszaki. Tragedia po prostu, nigdy więcej.
Oparłam się o framugę i odchrząknęłam znacząco, na co Michael podniósł głowę i spojrzał na mnie robiąc minę jakby co najmniej zobaczył mnie nago. Usiadł, ale dalej nie odezwał się ani słowem.
-Nie sądzisz, że powinniśmy skonsumować nasze małżeństwo?- podeszłam wolno do niego, po czym wdrapałam się na łóżko i usiadłam na nim okrakiem. Dalej nic nie mówił tylko przyglądał mi się w skupieniu więc uznałam to za zgodę. Wpiłam się łapczywie w jego wargi, nie protestował. Zwinnie przewrócił mnie na plecy i zawisnął nade mną ciężką dysząc. Widziałam po nim, że się zastanawia i walczy sam ze sobą.
-Wiesz kotku, myślę, że na pewno jesteś zmęczona po podróży i może chodźmy już spać.- pogładził mnie po policzku. Mój dobry humor prysł niczym bańka mydlana.
-Michael, czy Ty wiesz, że kobiety w ciąży mają ciągle niewyobrażalną ochotę na seks?- sama nie wierzyłam w to co mówię, ale w tym momencie byłam zła.
-No…
-A czy wiesz, że kobietom w ciąży się nie odmawia?!- odepchnęłam go lekko od siebie i wstałam z łóżka.
-Ja czuję, że tu jest jakieś drugie dno. Ty się nie boisz o dzieci tylko po prostu ja Cię już nie pociągam! No przyznaj to w końcu.- tak, nerwy puściły mi po całości… Michael spojrzał na mnie przerażony.
-Boże, Vicki co to za bzdury?- podszedł do mnie śmiejąc się pod nosem czym jeszcze bardziej mnie zdenerwował.
-Nie chcesz? Dobra. Okej. Poczekamy aż Tobie się zachce i Cię zaswędzi! Zobaczymy do kogo wtedy pójdziesz i znowu będzie to Vickuś no proszę, mam taką ochotę na Ciebie, zaraz naprawdę nie wytrzymam ahhh i ohhh normalnie.- udawałam jego głos robiąc przy tym durnowate miny, a co on zrobił? Zaczął się śmiać jak jakiś pajac. O nieeee…
-Wiesz co? Mam Cię dość.- powiedziałam drżącym głosem czując jak łzy napływają mi do oczu. No co?! Hormony! W tym momencie przestał się śmiać i spojrzał na mnie wystraszony. Chciałam wyjść z pokoju, ale mnie zatrzymał. Spuściłam obrażona wzrok.
-Vicki proszę tylko nie płacz...ej.- przytulił mnie do siebie, ja jednak stałam niewzruszona.
-Posłuchaj, to nieprawda, że mnie nie pociągasz. Nawet nie wiesz ile mnie kosztuje powstrzymywanie się kiedy Ty, paradujesz przede mną w takim stroju z takim ciałem.- zmierzył mnie wzrokiem, zsuwając dłonie na moje biodra- Naprawdę boję się o dzieci, boję się, że nie będę delikatny i coś się stanie i...- aż się zapowietrzył, jego słowa mnie uspokoiły.
-Ale co ma się stać? Michael, zapewniam Cię, że nic się nie stanie, bo nie ma takiego prawa, a Ty jesteś zbyt przewrażliwiony. Przecież nie wytrzymasz kolejnych czterech miesięcy bez seksu! A już tym bardziej ja...- uśmiechnął się i znowu mnie do siebie przytulił, tym razem to odwzajemniłam. Oderwał się nagle ode mnie i gorąco pocałował, ale to nie był zwykły pocałunek. Ten pocałunek oznaczał, że tej nocy nie będziemy spać. Nim się spostrzegłam byliśmy już na łóżku. Michael z niezwykłą czułością całował każdy milimetr mojego ciała doprowadzając mnie tym do obłędu. Uwielbiałam to w nim. To, że raz potrafił być taki dziki i namiętny, a innym razem bardo czuły i delikatny traktując moje ciało wręcz z czcią. Za każdym razem kiedy się kochaliśmy było inaczej. Teraz również.
-Żono...- wyszeptał wisząc nade mną i owiewając moją twarz gorącym oddechem.
-Mężu.- śmialiśmy się pomiędzy pocałunkami.
-Pani Jackson…
-Tak panie Jackson?
-Kocham panią.
-A ja pana.- i to były jedyne słowa wypowiedziane tej nocy. Pokój wypełniły już tylko dźwięki naszych jęków, a my oddaliśmy się całkowicie chwili powodując na swych ciałach dreszcze i zawroty głowy.

*****

No i jak? :D No z tego rozdziału jestem o wiele bardziej zadowolona niż z tego poprzedniego gówna XD Wybaczcie, że znowu pojawiła się Madonna, nieostatni raz niestety xD Ale suma sumarum wszystko skończyło się szczęśliwie :) Ogólnie to miałam napisać zajebiste przysięgi… ale wgl mi to nie wychodziło, a tak chciałam doprowadzić Was do łez XDDD To zdecydowanie nie dla mnie. Wybaczcie, że tak to… wieśniacko (?) opisałam. Ale ja nie brałam ślubu i nie pamiętam kiedykolwiek na takowym byłam, nie wspominając o takim typowym amerykańskim ślubie. Hot miał być bardziej rozbudowany jeśli mam być szczera, ale nie miałam jakoś takiego pomysłu, a że ja lubię raczej mocne sceny, a Michael zrobił się cipowaty (przepraszam XDDD) to nie miałam zbytniego pola do popisu ;p Powiedzcie co myślicie o akcji z Madonną, tym cichym ślubie na plaży (moje marzenie), chcę znać Waszą opinię :)
Co do mojego opowiadania, o którym wcześniej Wam już pisałam to zaczęłam już je publikować , ale niestety nie na blogu, bo z bloga zrezygnowałam. Opowiadanie Bleeding Love jest tylko dostępne w aplikacji Wattpad :)
A to link, gdyby ktoś jeszcze na nie nie wpadł: https://www.wattpad.com/story/117098241-bleeding-love
Tak więc zapraszam serdecznie :)
Pozdrawiam <3