20 lutego 2016

Rozdział 14. Nic nieznaczący 15 listopada.

Witajcie kochani!
Udało mi się wstawić rozdział dzisiaj, a naprawdę miałam ochotę to zrobić w tygodniu, ale wiem, że taka jedna Patrycja chyba by mnie zabiła, a ja chcę jeszcze żyć! A poza tym jest starsza i wolę jej się nie narażać XDDD Dzisiejszy rozdział dedykuję Marysi <3333 Kochana! W ostatnim rozdziale powiedziałaś, że Michael się wydurnia zamiast zaprosić Vicki na jakąś kolacyjkę do restauracji xD Bardzo mnie rozśmieszyło to stwierdzenie, z którym się zgadzam :D Ale powiem tak : Michael taki już jest XD Ja go nie zmienię hahahaha nie no żartuję. Zmienić go mogę, ale on mi się taki sam kreuję. Wiadomo, ze wszystko piszę ja, dialogi, ich myśli itd., ale to nie tylko zależy ode mnie, to wszystko dzieję się w moim mózgu. Mój mózg jak sobie coś ubzdura np. że będę Was katować Madonną to tak będzie i tego nie zmienię :D Michael pajacuje, ale może to się zmieni gdy coś się wydarzy... Wiecie przecież MJ nie może być do końca poważy w stosunku do Victorii i tak daje jej dużo „znaków” on nie jest pewny jej uczuć więc postanowił te swoje końskie zaloty brać na żarty XD On czeka aż wszystko samo się zrobi, boi się tak jakby zrobić krok do przodu. Identycznie jest z Victorią. Musicie być cierpliwi wszystko się zmieni :D No, ale nie dokończyłam. W tym rozdziale Michael nie będzie pajacować i myślę, że to co zrobi zastąpi kolację, której Marysiu oczekujesz :D Chciałam również podziękować Karolinie za pomoc w wybraniu rysunku (szkicu) a naprawdę miałam z tym problem i co chwilę zmieniałam decyzję :D
Zapraszam więc do czytania i komentowania!
********
3 tygodnie później...
-Cześć Sydney.- rzuciłam uśmiechnięta do sekretarki.
-Victoria zapomniałaś? Szef zrobił spotkanie w konferencyjnej.- zatrzymała mnie.
-Cholera jasna, długo już trwa?
-Pół godziny. Powiedziałam, że się spóźnisz, ale jak nie chcesz...
-...tak?Dobrze, dzięki. Już biegnę.- przerwałam jej i pobiegłam schodami na drugie piętro. Wparowałam do sali konferencyjnej, a wszyscy łącznie z szefem spojrzeli na mnie. Nastała cisza.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie, ale były straszne korki i...
-Pewnie pan Jackson Cię zatrzymał.- wszyscy się zaśmiali- Powinnaś oddzielać sprawy prywatne od pracy. Myślisz, że jak się spotykacie to teraz będziesz przychodzić do pracy o której Ci się podoba?- zapytała oburzona Kim. Zapomniałam wspomnieć, że wszyscy w firmie myślą, że ja i Michael jesteśmy ze sobą co jest zasługą mediów. Spuściłam wzrok nie wiedząc co powiedzieć. Nie potrafiłam od tak powiedzieć co ja o niej myślę. Nie miałam takiej pewności siebie.
-Kimberly oszczędź sobie te zbędne komentarze. Chyba nie chcesz żebym przypomniał Ci ile razy Ty się spóźniłaś prawda?- pan John postanowił mnie bronić za co byłam mu wdzięczna.
-Przepraszam.- rzuciła ze sztucznym uśmiechem w moją stronę.
-Nic się nie stało.- odpowiedziałam takim samym tonem.
-Usiądź Victorio.- kiwnęłam głową i zajęłam wolne miejsce. Nie mogłam się skupić na temacie tego zebrania, bo moje myśli krążyły ciągle wokół jednej i tej samej osoby. Nie ma dnia żebym nie myślała o Michaelu. Co teraz robi? Czy jest w studiu?Czy zjadł śniadanie? Jak się czuje? Czy dzisiaj do mnie zadzwoni? Amoże teraz jest na jakimś spotkaniu. Czy on też o mnie myśli? Czy to normalne, że ja ciągle o nim myślę? Czy ja go...kocham? Spotykamy się niemalże codziennie, świetnie się bawimy, dogadujemy. Ani razu jeszcze się nie pokłóciliśmy. Nie wiem czy Mike czuje do mnie coś więcej, ja sama tak naprawdę nie mogę powiedzieć, że go kocham, ale to już nie jest przyjaźń, przynajmniej ja tak myślę. Przyjaciele nie mają takich relacji. Michael lubi stwarzać dwuznaczne sytuacje przez co mnie onieśmiela. Niby czuję się przy nim swobodnie, ale z drugiej strony...Skoro wie, że tak na mnie działa jego bliskość to po co to robi? Dla żartów, żeby poczuć tą satysfakcję, że przy nim wariuje i nie kontroluje swojego zachowania, słów i myśli? Rozmyślając o Michaelu otworzyłam swój notatnik i bezmyślnie zaczęłam szkicować sama nie wiedząc co. Jakby jakaś magiczna siła kazała mi rysować właśnie jego. Znowu on... Od dziecka lubiłam rysować to była moja pasja. Idąc na studia związane z architekturą mogłam w pełni się temu oddać. Michaela pasją jest muzyka i taniec. Poprzez śpiewanie oddaje całego siebie. Wyraża tym swoje uczucia. Ja to robię rysując. Narysowanie portretu Michaela zajęło mi godzinę, a efekt końcowy wyglądał właśnie tak:


Jak nigdy byłam zadowolona ze swojego „dzieła". Byłam tak pochłonięta uśmiechaniem się do rysunku, że nie usłyszałam jak szef wymawia moje imię.
-Victorio?- ocknęłam się w końcu, zamknęłam szybko notatnik i spojrzałam zdezorientowana na pana John'a.
-Tak?
-Zadałem Ci pytanie piąty raz.
-Przepraszam zamyśliłam się.- pokręciłam głową.
-Na temat?
-Na temat nowego projektu oczywiście.
-Spokojnie jeszcze go nie przyjęliśmy, ale moje pytanie właśnie brzmiało czy powinniśmy podjąć się tak ogromnego przedsięwzięcia jak myślisz?
-Myślę, że jak najbardziej powinniśmy przyjąć projekt. To ogromna szansa dla naszej firmy. Możemy zrobić tym sobie darmową reklamę i wyrobić jeszcze lepszą opinię, jeżeli oczywiście zajmą się tym odpowiednie, doświadczone i kreatywne osoby.- improwizowałam. Moja wypowiedź wyraźnie zadowoliła szefa.
-A ja myślę, że nie powinniśmy pakować się w tak duży projekt.- Kimberly jak zwykle musiała wtrącić swoje trzy grosze.
-Uważasz tak, bo nie podołasz temu zadaniu?- musiałam się w końcu odezwać. Nie wiedziała co powiedzieć.
-Bardzo dobre pytanie Victorio.- wszyscy na nią spojrzeli.
-Podjąłem decyzję. Projekt zostaję przyjęty. Osoby, które się tym zajmą również już wyznaczyłem. To będzie w formie konkursu. Kto wymyśli i wykona najlepszy projekt koncepcyjny i techniczny Central Parku zostanie moim zastępcom. Victoria, Kimberly i Chris jesteście wybrani do tego konkursu. Odmowy nie przyjmuję.- tego nikt się nie spodziewał, wszyscy łącznie ze mną byli w szoku.
-Victoria?! Przecież ona nie pracuje tu nawet pół roku! Jak pan to sobie wyobraża?! Nie ma żadnego doświadczenia.- Kim wstała i zaczęła wymachiwać rękami na wszystkie strony.
-Powinnaś pogodzić się z konkurencją.- odezwał się Chris.
-A Ty co też jej bronisz?!
-Nie, mówię fakty. Uspokój się, bo z wrażenia Ci się tipsy połamią.- parsknęliśmy śmiechem. Ta fuknęła coś pod nosem w odpowiedzi i ruszyła w stronę wyjścia.
-Mam rozumieć, że rezygnujesz z konkursu?
-Nigdy!
-To usiądź i nie rób scen, bo jeszcze nie skończyłem.
-Dziękuję postoję.- uniosła wysoko głowę.
-Wszystkie dane jeszcze dzisiaj wyślę Wam na e-maila. Na dostarczenie mi projektu koncepcyjnego macie miesiąc od dzisiaj. Jeżeli dowiem się, że ktoś działał nie fair automatycznie zostaje wyrzucony z firmy rozumiesz Kimberly?
-Rozumiem i nie nie wiem dlaczego pan powiedział to do mnie.
-Bo Cię dobrze znam.
-Jakieś pytania?-nikt się nie odezwał.
-Jeżeli nikt nie ma pytań możecie rozejść się do swoich biur. Powodzenia i do pracy.- zadowolona wyszłam z sali. Byłam bardzo podekscytowana tym projektem, to może być dla
mnie duża szansa, którą mam zamiar wykorzystać. Dam z siebie wszystko. Nagle zadzwonił mój telefon, który odebrałam od razu.
-Halo?- rzuciłam teczki i notatnik na biurko po czym rozłożyłam się na moim wygodnym fotelu.
-Witam, chciałbym zamówić na wieczór miłą panią o brązowych, lśniących włosach, piwnych oczach i pięknym uśmiechu...
-...Yyyyyy...
-O przepraszam chyba pomyliłem numery.
-Michael! Pajacu nie udawaj.- w odpowiedzi usłyszałam głośny śmiech.
-Czemu Ty nigdy nie dajesz się nabrać?
-Bo poznałam Cię po głosie, a zresztą to mało prawdopodobne, żeby Michael Jackson na poważnie dzwonił do domu publicznego.
-Nie wyglądam na takiego?
-Nie, nie wyglądasz.
-Ale opis pasuje do Ciebie idealnie.
-A co chcesz mnie zamówić na noc?- zaczęłam bawić się długopisem.
-Jeśli proponujesz...
-To Ty zaproponowałeś.
-A zgodziłabyś się?- jestem pewna, że uśmiechał się w tym momencie.
-Może...
-Niestety na dzisiaj mam inne plany co do Ciebie.
-Ciekawe jakie.
-O której kończysz?
-O szesnastej.
-Tak późno?
-Co Ty kombinujesz znowu?
-Nie masz nic do roboty po pracy prawda? To dobrze więc...
-...ej nawet nie odpowiedziałam.
-Och no to jesteś wolna po pracy?
-Jestem, ale co chcesz zrobić?
-Dowiesz się w swoim czasie. Przyjadę po Ciebie ok?
-A zabierasz mnie gdzieś?
-Może...
-Co Ty taki tajemniczy?
-A co Ty taka ciekawska?
-Mickeeeey.
-I tak Ci nie powiem.
-A jak Cię po wychwalam?- uśmiechnęłam się.
-Nie.
-Foch.
-Nie fochaj się, bo nie dostaniesz czegoś.
-Czego?
-Nie powiem Ci i pogódź się z tym, wytrzymaj do szesnastej. Nie mogę teraz rozmawiać, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.- westchnęłam.
-To do zobaczenia.
-Pa księżniczko.- czekałam aż się rozłączy, ale tego nie zrobił.
-No rozłącz się.
-Ty pierwsza.
-Nie, bo Ty.- zaczęliśmy się śmiać.
-Już na trzy się rozłączamy ok?
-Ok raz, dwa, trzy teraz.- nikt się nie rozłączył.
-Michael Ty głupku!
-Czemu głupku? Ty też mogłaś się rozłączyć.
-Dobra cześć gamoniu.
-Cześć małpo.- odłożyłam słuchawkę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nazwał mnie księżniczką czego wcześniej nie robił iw ogóle dziwnie się zachowywał. Co on chce mi dać i po co? Przecież dzisiaj jest nic nieznaczący 15 listopada. Nie miałam pojęcia co kombinuje, ale cieszyłam się z tej niespodzianki.
*****
Stukałem palcami nerwowo o skórzane obicie fotela. Nagle usłyszałem trzaśnięcie drzwiami, a do salonu wparowała jak zawsze uśmiechnięta moja siostra.
-Hej Piotrusiu.- podeszła do mnie tanecznym krokiem i pocałowała w policzek.
-Cześć Dzwoneczku.- uśmiechnąłem się. Miała wokół siebie tak pozytywną aurę, że na chwilę zapomniałem o moim „problemie". Zajęła miejsce naprzeciwko mnie.
-Zerwałam się ze studia i mam nadzieję, że masz dobry powód dla którego musiałam przejechać 50 km.
-No właśnie coś Ci długo zajęło dojechanie tutaj, a daleko nie miałaś.
-Nie narzekaj tylko ciesz się, że w ogóle przyjechałam.
-No cieszę się, cieszę i dziękuję.
-No to co się stało? Bo przez telefon odniosłam wrażenie, że to sprawa życia i śmierci. Taki przejęty głos miałeś.
-To jest sprawa życia i śmierci. Dzisiaj są urodziny Victorii i mam problem.
-Jaki problem?
-No, bo nie wiem jaki dać jej prezent.- rzuciłem ze smutkiem. Może się wydawać, że przesadzam patrząc na moje zachowanie, ale dla mnie to poważna sprawa, a nie żarty.
-To musi być coś wyjątkowego, ale ja nie wiem co lubią kobiety w jej wieku, co w ogóle lubią kobiety. Mamie zawsze kupuje perfumy.-zaśmialiśmy się.
-Tak Ty przez piętnaście lat kupujesz jej perfumy!
-Ale one są sprowadzane z Paryża o co Ci chodzi?
-Idź Ty Paryżu.- szturchnęła mnie.
-Wracając do Victorii to...
-...a co ona lubi?
-Lubi rysować.
-No to kup jej kredki hahahahaha.- parsknąłem śmiechem.
-Ty jak coś wymyślisz. Mógłbym jej kupić wszystko. Samochód, wille z basenem, samolot...ale ona się z tego nie ucieszy ja to wiem. Dom ma, samochód też.
-Wiem co!
-Co?
-Rozbierzesz się do naga potem obwiąże Cię różową wstążką i już.- wyszczerzyła się.
-Mogłem się spodziewać po Tobie takich pomysłów.
-To wymyśl coś lepszego.- wystawiła mi język.
-Jesteś kobietą i moją siostrą dlatego proszę Cię o pomoc. Ja naprawdę nie wiem.
-Zaproś ją na kolację.- rzuciła i wzięła miskę z cukierkami.
-Za tandetne.- zabrałem jej miskę na co zrobiła naburmuszoną minę.
-Byliśmy już na kolacji, wymyśl coś czego jeszcze nie zrobiłem.
-Bzyknijcie się.- palnęła, zaśmiałem się.
-Że co?- miała poważną minę co mnie przeraziło- To już robiłem...
-Ale nie z Victorią tylko z Madonną.
-Nie przypominaj mi wtedy o jej urodzinach. Byłem głupi, że Cię posłuchałem, zrobiłem z siebie idiotę.- pokręciłem głową.
-Szkoda, że tego nie nagrałeś.- zaczęła się śmiać- A Twoja kochana dziewczyna nie była z tego zadowolona, bo ona ruchanko może mieć na skinienie palca, za darmo! A na urodziny
to ona liczyła, że klejnoty od Ciebie dostanie nadymana pizda...
-Janet ogranicz przekleństwa błagam.
-Suka jedna, za to że tu była to powinna dostać w tą krzywą mordę jeszcze ode mnie!
-JANET!
-Co się drzesz na mnie?
-Zapomnijmy o niej tak. Nie chcę rozmawiać o Madonnie, a Ty mi ciągle o niej przypominasz. Mieliśmy pomyśleć nad prezentem dla Victorii.- wstałem i podszedłem do okna.
-Nie moja wina, że byłeś totalnym kretynem, a mówiłam, że tak będzie! Ale Ty mnie nigdy nie słuchasz.
-Tak byłem kretynem, ale już nim nie jestem.
-Bo masz Victorię.- wyszczerzyła się przewróciłem oczami.
-Przestań dobrze wiesz, że nic nas nie łączy oprócz przyjaźni.
-Jasne, jasne. Wy tak tylko mówicie, a czujecie zupełnie co innego.-spojrzałem jej głęboko w oczy po czym spuściłem wzrok.
-Ty ją kochasz!- nie odzywałem się-Ha wiedziałam!
-Chyba wiem co mogę jej kupić.
-Nie zmieniaj tematu.- podeszła do mnie- Mój kochany braciszek w końcu się zakochał i to w normalnej dziewczynie, a nie w jakiejś samolubnej pindzi.
-Błagam nie wytykaj mi moich byłych dziewczyn.
-Ależ ja stwierdzam fakty tylko. Nie zaprzeczysz, Tatum, Brooke i Madonna święta trójca. One do siebie pasują jak ulał. Wszystkie puste, zadufane w sobie lale. Kasa i sława to wszystko co było dla nich najważniejsze. No nie wspomniałam jeszcze o Twoich przygodach łóżkowych.
-Janet możesz przestać?
-Michael nie dziw mi się, że to wszystko mówię, bo gdybyś nie popełnił tyle błędów to byłbyś teraz szczęśliwy kto wie może miałbyś rodzinę.
-Wiem, że popełniłem wiele błędów, ale już ich nie powtórzę. Nie zapominaj, że nie jestem idealny, ani święty, a człowiek uczy się na błędach przez całe życie więc skończymy już ten temat mamy mało czasu, a prezent dalej nie kupiony.
-Och no spokojnie nie denerwuj się. Przecież myślę.
-No to myśl szybciej.- Janet podziwiała widoki za oknem chyba z pół godziny, a ja usilnie się w nią wpatrywałem myśląc, że to jej pomoże.
-Wiem!- odezwała się w końcu, odwróciła się w moją stronę z ogromnym bananem na twarzy.
-Jestem genialna!
-Czy taka genialna to się jeszcze okaże. Co wymyśliłaś?
-Zbieraj się, jedziemy do jubilera.
-Czy ja myślę o tym samym co Ty?
-Tak dobrze myślisz.
-Kocham Cię.- przytuliłem ją, zaśmiała się.
-Że ja na to nie wpadłem.
-Bo jesteś za głupi, żeby na takie rzeczy wpaść. Niestety, a może stety dobrze wychodzi Ci tylko kręcenie tyłkiem przed kamerą i fałszowanie do mikrofonu.- zaśmialiśmy się. Wiedziałem, że Janet wymyśli coś odpowiedniego na prezent dla Victorii, zawsze potrafi mi dobrze doradzić. Jak najszybciej wyszliśmy z domu i jednym samochodem pojechaliśmy do centrum. Najpierw musiałem się trochę „zamaskować"żeby nikt mnie nie rozpoznał czyli założyć sztuczne wąsy, kapelusz, okulary nawet skarpetek nie miałem białych tylko wyjątkowo czarne, a zamiast moich kochanych mokasynów założyłem adidasy których nienawidzę, ale dla takiej sprawy mogę się poświęcić.
Kilka godzin później...
Po kupionym prezencie zajechałem jeszcze na chwilę do Neverlandu aby się przebrać i załatwić jedną sprawę dotyczącą niespodzianki, która wymagała kilka telefonów.
Gdy byłem już gotowy pojechałem po Victorię. Droga nie zajęła mi dużo czasu, a to pewnie przez to, że jechałem jak zwykle szybko. Nie chciałem się spóźnić. W końcu zaparkowałem auto na parkingu. Chciałbym po nią wyjść, ale uzgodniliśmy, że lepiej dla niej jak i dla mnie będzie, gdy nie będę pokazywał się w firmie. 
 
Wysiadłem z samochodu i oparłem się o maskę. Ujrzałem Vicki, która gdy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się promieniście i rzuciła mi się w ramiona.
-Jak minął dzień w pracy?- spytałem odrywając się od niej.
-Dobrze, mam kolejny projekt do zrobienia.
-Tym razem dla kogo?
-Nikogo.
-Nie rozumiem.
-Szef wyznaczył mnie i jeszcze dwie osoby do przygotowania projektu Central Parku.- wybałuszyłem oczy z wrażenia, zaśmiała się- To jeszcze nie koniec, kto dostarczy najlepszy projekt zostanie zastępcom pana Smith'a.
-Gratuluję!- przytuliłem ją po raz kolejny.
-Jeszcze mi nie gratuluj, bo nie ma czego.
-Przecież wiadomo, że wygrasz.
-Nie bądź taki pewny.
-I tak wiem swoje. To co jedziemy?
-Tak.- wsiedliśmy do samochodu.
-A gdzie jedziemy?
-Do Ciebie.
-Do mnie? To ta niespodzianka jest w moim domu?
-Może...-westchnęła.
-Nie powiesz mi?
-Nie, bo to niespodzianka. Wytrzymaj piętnaście minut.
-Ale wiesz, że jestem niecierpliwa i jestem w stanie również truć Ci całą drogę aż będziesz miał mnie dość, a nie lepiej mi powiedzieć i mieć mnie z głowy?- uśmiechnęła się słodko trzepocząc rzęsami.
-Nie.-machnęła ręką i odwróciła się w stronę okna. Nie odezwała się już słowem co mnie bardzo ucieszyło. Chwilę później byliśmy już na miejscu. Wysiedliśmy z auta. Złapałem Vicki za rękę i pociągnąłem w stronę drzwi.
-Co Ty mnie tak ciągniesz?
-A chcesz zobaczyć niespodziankę?
-Tak!
-No to chodź.- weszliśmy do środka, a od progu przywitało nas głośne: „Sto lat Victorio." Moja przyjaciółka stanęła jak wryta.
-Ale...co...przecież...dzisiaj...jakieś święto?
-Ten Jackson tak w głowie Ci zawrócił, że o własnych urodzinach zapomniałaś?- zaśmiała się Nina podchodząc do nas.
-No tak, 15 listopada...- powiedziała pod nosem, rozejrzała się po wszystkich zebranych- Ale nie musieliście naprawdę.
-Ale to nie był nasz pomysł tylko tego pana, który stoi obok Ciebie.- spojrzała na mnie morderczym wzrokiem, uśmiechnąłem się.
-Dziękuję.- pocałowała mnie w policzek- Ale zaraz dostaniesz lanie.- szepnęła mi na ucho.- zaśmiałem się.
********
-Dziękuję Wam, że pamiętaliście. Nie wiem co powiedzieć jestem zaskoczona.-wszyscy zaczęli składać mi życzenia i wręczać prezenty. Przeprosiłam gości na chwilę i postanowiłam pójść do sypialni przebrać się w coś bardziej odpowiedniego na świętowanie urodzin. Zaraz, gdy tylko weszłam ktoś wszedł za mną, odwróciłam się.
-Michael ja Cię zabiję!- podszedł do mnie trzymając ręce z tyłu jakby coś chował.
-Przestań narzekać ciągle, bo nie dostaniesz prezentu.
-Masz dla mnie prezent?- podał mi czarne pudełko.
-Otwórz.
-Boję się.- zaśmialiśmy się. Otworzyłam pudełko. Z wrażenia usiadłam na łóżku i zakryłam usta ręką.

-Podoba Ci się?- spytał niecierpliwy mojej reakcji.
-Ty się mnie pytasz czy mi się podoba?! On jest cudowny, ale...
-Ale?
-Ale wiem, że kosztował majątek i nie mogę go przyjąć.- pokręciłam głową i oddałam mu pudełko.
-Ale to jest prezent ode mnie na Twoje urodziny i musisz go przyjąć.- upierał się.
-Ty chyba oszalałeś. Nie mogę tego przyjąć rozumiesz? Powiedziałam chyba wyraźnie. Dziękuję Ci za niego jest prześliczny, ale to przesada my się tylko przyjaźnimy...
-...a co ma do tego przyjaźń? Ciągle tylko słyszę : Michael my się tylko przyjaźnimy. Denerwuje mnie to.- zaczął chodzić po pokoju. Podeszłam do niego.
-Uspokój się.- położyłam dłonie na jego ramionach.
-Nie przyjmuję odmowy. Jak go nie weźmiesz to się obrażę.- powiedział w miarę poważnie. Westchnęłam.
-No dobrze niech Ci będzie, ale więcej masz mi nie robić takich drogich prezentów jasne?
-Jak słońce.- uśmiechnął się.
-Założę Ci go.
-Poczekaj najpierw się przebiorę ok?
-No dobrze, ale żeby Ci to długo nie zajęło, bo wiesz jeszcze niektórzy coś sobie pomyślą, że nas tak długo nie ma.- poruszył zabawnie brwiami.
-I tak już myślą.- wyjęłam z szafy sukienkę i zniknęłam za drzwiami łazienki.
*******
Na biurku leżał jakiś notatnik. Strasznie mnie korciło żeby do niego zajrzeć. Jednak ciekawość wygrała i zacząłem go przeglądać. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem na jednej stronie pewną osobę, a dokładniej siebie. Rysunek był przepiękny i wcale nie dlatego, że ja na nim byłem tylko dlatego, że Victoria go narysowała. Ma talent i cieszę się, że go w pełni wykorzystuje.
-Jestem gotowa.- usłyszałem głos mojej przyjaciółki, szybko odłożyłem notatnik i odwróciłem się w jej stronę. Miała na sobie krótką, czarną sukienkę odsłaniającą dekolt i tego samego koloru szpilki. Włosy lekko kręcone opadały swobodnie na ramiona. Była piękna...mogłem na nią patrzeć godzinami.
-Co Ty mi się tak przyglądasz? Źle wyglądam?- zrobiła obrót.
-Wręcz przeciwnie, wyglądasz olśniewająco.- podszedłem do niej -Teraz mogę?- spytałem trzymając naszyjnik w ręce.
-Tak.- odwróciła się do mnie tyłem i zabrała włosy. Dotknąłem opuszkami palców jej pleców, ramion, a potem karku. Czułem jak drży i dostaje gęsiej skórki od mojego dotyku. Uśmiechnąłem się. Założyłem po czym zapiąłem naszyjnik. Odwróciła się w moją stronę.
-Jeszcze raz dziękuję jest naprawdę śliczny.- nadstawiłem policzek na co przewróciła oczami, ale po chwili obdarowała mnie czułym pocałunkiem.
-Chodźmy wreszcie.- trzymając się za ręce zeszliśmy na dół.
-Ooo jaki przepiękny!- zawołała Alex widząc prezent, który podarowałem Victorii.
-Od Michaela.- pochwaliła się.
-No to powiem Ci, że się postarałeś.
-Tak naprawdę to zasługa Janet. Ona mi bardzo pomogła.
-Ha wiedziałam, że to nie Ty wybrałbyś takie cudo! Widać w tym kobiecą rękę.- odezwała się Nina.
-Ale Janet tu nie ma, za to jestem ja i..
-...właśnie czemu jej nie zaprosiłeś?
-Chciałem, ale stwierdziła, że nie będzie się narzucać ona jest uparta.
-Ma to po Tobie.
-Marudo lepiej byś zatańczyła ze mną.
-Co?! Tańczyć? Ja?
-Nie, święty Mikołaj.
-Ja chętnie zatańczę z Michaelem jeśli Ty nie chcesz.- Nina się do mnie uśmiechnęła, zaśmiałem się.
-W życiu! Zajmij się swoim facetem.- pociągnęła mnie na środek salonu.
-Zazdrosna jesteś?- szepnąłem jej do ucha.
-Chyba oszalałeś.- prychnęła. Ja i tak swoje wiedziałem. Tańczyliśmy ze sobą prawie cały wieczór. Robiliśmy tylko przerwy żeby zaspokoić pragnienie. Postanowiłem nie pić dużo, ale też chciałem uczcić urodziny Victorii, która w przeciwieństwie do mnie ma słabą głowę, a Nina wiedząc to wykorzystała ten fakt. Zrobiło się już późno. Kilka osób rozeszło się do domów. Praktycznie zostaliśmy tylko w piątkę czyli Vicki, Alex, Nina, Stefano, James i ja. Rozmawiając z chłopakami spojrzałem na Victorię, która śmiała się jak opętana z przyjaciółkami ledwo trzymając się na nogach.
-Michael tak szczerze jak jest między Tobą, a Victorią?- spytał James
-A jak ma być? Normalnie, przyjaźnimy się.- wzruszyłem ramionami.
-Wyglądacie raczej na parę.- zaśmiałem się i wziąłem łyk piwa.
-Wszyscy tam mówią, ale naprawdę nic nas nie łączy.
-Ale pewnie byś chciał.
-To co ja bym chciał nie ma akurat nic do rzeczy. Wiecie co? Chyba zaprowadzę Vicki na górę, bo coś czuję, że sama nie dojdzie. Wy zostajecie czy wracacie?
-Wracamy, wiesz nie piłem nic więc mogę prowadzić. Zostawimy Was samych lepiej.
-Daj spokój nic się nie wydarzy.
-Ej skąd ta pewność?
-Bowiem i już. Ja raczej zostanę nie chcę..
-...spokojnie nie musisz się tłumaczyć.
-W takim razie trzymajcie się i do następnego spotkania.- pożegnaliśmy się. Podszedłem do Vicki, która się zachwiała i w ostatnim momencie ją złapałem.
-Pani już chyba wystarczy tego alkoholu co?- zabrałem jej kieliszek z ręki. Zaczęła chichotać.
-Aleeee Mike kochanie dzisiaj są...moje urooooodziny o co ci chodzi?-pokręciłem głowa i wziąłem ją na ręce.
-My idziemy spać, więc dobranoc dziewczyny.- pocałowałem każdą w policzek.
-Michael tylko mi tam grzecznie!- pogroziła palcem Alex.
-Michael nie słuchaj jej, wcale nie musicie być grzeczni.- wyjąkała Nina. Zaśmiałem się.
-Gdzie mnie niesiesz?
-Do sypialni.
-Szybki jesteś hahahahahaha.
-Nie w takim sensie jakim myślisz.
-A w jakim?- zaczęła bawić się guzikiem mojej koszuli.
-A w takim, że jesteś pijana więc pójdziesz teraz grzecznie spać.
-Ale ja nie lubię spać sama.- zrobiła smutną minę.
-Będę spać w pokoju obok może być?- wszedłem do pokoju i posadziłem ją na łóżku.
-Nie, będziesz spać ze mną.- uśmiechnęła się zadziornie.
-Pewna jesteś?
-Oczywiście.
-Eh...niech Ci będzie.- zacząłem ją rozbierać na co Victoria wybuchnęła śmiechem.
-Dlaczego mnie rozbierasz?
-Bo idziesz spać.- westchnąłem.
-To ja rozbiorę Ciebie.- wstała i zaczęła rozpinać moją koszulę. Przytrzymałem ją za nadgarstki. Przygryzła wargę po czym przybliżyła się do mojego ucha.
-Kochaj się ze mną.- zaśmiałem się.
-Co?
-Nie rozumiesz po angielsku? Kochaj się ze mną...no przecież wiem, że tego chcesz.- przysunęła swoją twarz do mojej z zamiarem pocałowania mnie, ale szybko odwróciłem głowę.
-Victoria jesteś pijana i nie wiesz co mówisz.- fuknęła coś pod nosem obrażona i usiadła z powrotem, a ja rozebrałem ją i założyłem piżamę chociaż strasznie się upierała i kusiła mnie swoim ciałem. Trudno było mi się opanować widząc ją prawie nago, ale przecież nie mogłem jej wykorzystać, nie jestem taki. Mimo, że sama tego chciała wiem, że następnego dnia by tego żałowała. Przykryłem ją kołdrą po same uszy i pocałowałem w czoło. Zdjąłem z siebie marynarkę, koszulę i spodnie zostając w samych bokserkach i położyłem się obok przyjaciółki i wtulony w jej plecy zasnąłem.
******
PS: Niech mi ktoś napisze, że rozdział krótki to nie powiem co mu zrobię. I to nie będzie nic przyjemnego XDD
Pozdrawiam Basia <3333