28 marca 2016

Rozdział 20. Mamo, tato poznajcie mojego chłopaka.

Witajcie kochani!
Dobry humor znów mi dopisuje i to znowu dzięki rozdziałowi :) ostrzegam, że jest bardzo długi za co przepraszam, następny będzie krótszy xD
Naprawdę już się męczyłam z tym, że Victoria i Michael tak się czają jak te dwa czajniki, a teraz w końcu są razem i normalnie cieszę się jak Wy :D Chociaż nie powiem, że trochę mi dziwnie, bo niedawno byli tylko przyjaciółmi, a teraz muszę się przestawić, że już tak nie jest i mogę pozwolić sobie na wszystko, ale wspomagam się moim „kochanym” zeszytem więc szybko się przyzwyczaję ;)
Przepraszam, że musieliście tak na to długo czekać, ale chyba warto było ;)
Co do seksów...no co Wy się tak domagacie? :D wiem sama nie lepsza jestem xD Nie powiem Wam kiedy będą, ale zapewniam, że będą na pewno spokojnie ja muszę się do tego przygotować psychicznie, duchowo i mentalnie to nie jest takie hop siup jak się wszystkim wydaje. Taka scena musi być porządna czyli dopracowana, nie mogę Wam dać byle gówna, żebyście mi tylko dali spokój :)
Zapraszam do czytania i komentowania!
Pozdrawiam Basia <333
******
Obudziłam się wcześnie rano. Od razu dopadły mnie wspomnienia z wczorajszego dnia. Spojrzałam na drugą połowę łóżka i kiedy ujrzałam śpiącego Michaela odetchnęłam z ulgą, że to jednak nie był sen. Nie mogąc oderwać wzroku od jego anielskiej twarzy wzięłam w palce pojedynczego loka i zaczęłam smyrać nim po jego policzkach na co zaczął się kręcić i mruczeć coś pod nosem. Nie wytrzymałam i zaczęłam się cicho śmiać. Przysunęłam się bliżej i delikatnie musnęłam jego usta, a kiedy chciałam się odsunąć poczułam, że przyciąga mnie do siebie pogłębiając pocałunek.
-Co to było?- zapytałam kiedy oderwaliśmy się od siebie.
-Musiałem sprawdzić czy to mi się nie przyśniło.- uśmiechnął się.
-Też tak myślałeś?- zaśmiałam się.
-Tak.-zaczęliśmy się śmiać. Nagle usłyszałam dźwięk mojej komórki, sięgnęłam ją i odebrałam.
-Halo?
-Victoria powiedz, że ten pajac jest z Tobą.
-Karen o czym Ty mówisz?
-Jackson!- wydarła się do słuchawki.
-Michael Twoja przyjaciółka chyba chce z Tobą rozmawiać.- podałam mu słuchawkę, a po chwili usłyszałam krzyki przez co zaczęłam się śmiać. Biedny Mike dostał chyba ochrzan roku, odsunął aż trochę słuchawkę od ucha krzywiąc się przy tym.
-Ale Karen jest siódma rano więc nie wydzieraj tej jadaczki, bo ja mam tu ciekawsze rzeczy do roboty.- puścił mi oczko, pokręciłam głową- Tak...jestem z Victorią, w jej w domu i w jej w łóżku i właśnie przerwałaś nam ważną czynność...- walnęłam go w ramię, zaśmiał się - Zapomniałem wczoraj zadzwonić, przepraszam...mhm...przekaże jej... na razie małpo.- oddał mi telefon.
-Karen powiedziała, że masz mnie pilnować i serdecznie Cię pozdrawia.- uśmiechnął się.
-Dziękuję, a że pilnować Ciebie trzeba to akurat wiem.
-Ale wy jesteście wredne.- powiedział z udawanym smutkiem, pocałowałam go w policzek.
-Wstajemy i...
-...o tej godzinie?! Ja się z łóżka nie ruszam i Ty też nie.- położył się na mnie przez co uniemożliwił mi jakikolwiek ruch.
-Michael złaź!
-Nie.
-Ale ja muszę wstać.
-Ale ja nie muszę, a jak ja nie muszę to Ty też nie.- wyszczerzył się, westchnęłam.
-Za dwie godziny mam być w firmie, bo mamy ważne spotkanie więc z łaski swojej zejdź ze mnie. Dam Ci buzi w zamian.
-Pfff buzi.- prychnął.
-A co mam Ci dać?
-No nie wiem zależy co chcesz mi dać.- spojrzał na mnie zalotnie. Wykorzystałam fakt, że trochę się odsunął i szybko wstałam.
-Kopa w tyłek mogę Ci dać, wstawaj już. Idę zrobić śniadanie i widzę Cię za dziesięć minut w kuchni.- zarzuciłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół. Zrobiłam dwie kawy i usmażyłam jajecznicę wszystko postawiłam na stole i czekałam na Michaela pijąc kawę. W końcu wszedł już ubrany i usiadł naprzeciwko mnie.
-Smacznego.- wstałam od stołu.
-Nie zjesz ze mną?- zdziwił się.
-Nie jestem głodna, a poza tym nie mogę się spóźnić.- chciałam już wyjść, ale Michael złapał mnie za nadgarstek.
-Victoria myślisz, że jestem aż tak ślepy, żeby nie zauważyć, że schudłaś i to dużo? Co się dzieje?- posadził mnie sobie na kolanach i dotknął mojego brzucha.
-Nic się nie dzieje, a co ma się dziać? Mówiłam, że nie jestem głodna.
-Odchudzasz się?- zaśmiałam się.
-Nieeee.
-To dlaczego schudłaś?
-Odezwał się ten co sam je jak ptaszek.
-Ale ja nie wyglądam jakbym miał anoreksje.
-A ja tak wyglądam?
-Właśnie tak, więc chcę wiedzieć dlaczego.- westchnęłam, nie chciałam mu o tym mówić, bo było mi głupio.
-Bo...jak Cię nie było to...prawie wcale nie jadłam, nie spałam, nie chodziłam do pracy. Nie miałam na nic siły i ochoty, tęskniłam za Tobą...
-Kochanie...-pogłaskał mnie po policzku- Jestem już i nie pozwolę, żebyś się głodziła, a teraz zjesz ze mną śniadanie i nie obchodzi mnie czy się spóźnisz. Jak chcesz to w każdej chwili mogę zadzwonić do Twojego szefa i...
-...nie dzwoń.
-No właśnie. Otwórz ładnie buzię.- zaczął mnie karmić jak 2-letnie dziecko co strasznie mnie irytowało.
-Michael nie mogę już.- powiedziałam czując jak wszystko podchodzi mi do gardła.
-I leci, leci samolocik.- wepchnął mi do ust kolejną porcję jajecznicy, spojrzałam na niego naburmuszona, pocałował mnie w policzek i kontynuował. Kiedy wmusił we mnie cały talerz jedzenia pozwolił mi łaskawie pójść się przygotować. Spokojnie przebierałam się w sypialni, gdy nagle bez pukania wszedł Michael. Szybko zasłoniłam się bluzką, bo byłam w samych majtkach.
-Michael! Czy Ty nie widzisz, że ja się przebieram?!
-Noooo teraz widzę.- uśmiechnął się głupkowato i podszedł bliżej- Co Ty się tak zasłaniasz, wstydzisz się mnie?- cała sytuacja widocznie go bawiła, a ja myślałam, że mu zaraz przyłożę.

-Dziwisz mi się? Jestem prawie goła.- moje policzki natychmiast przybrały kolor czerwony, a ten stał dalej i się na mnie gapił jak ciele namalowane wrota ciągle przygryzając wargę. Ohhh czy on musi to robić?
-Może łaskawie wyjdziesz? Chcę się ubrać.
-Dopiero co przyszedłem, nie chcę mi się chodzić z góry na dół.- pokręcił nosem.
-To chociaż się odwróć.- zachichotał i spełnił moją prośbę odwracając się w stronę okna, ale postanowiłam chwilę poczekać, bo wiedziałam, że będzie podglądać. Moja intuicja jak zwykle mnie nie zawiodła. Zaczął zerkać dyskretnie myśląc, że ja niczego nie widzę.
-Nie strugaj pawiana, bo widzę co robisz.
-Ale o co Ci chodzi? Przecież stoję sobie grzecznie.- zachichotał.
-Taa grzecznie Ty nie wiesz co to słowo znaczy.- zaśmiał się- Masz teraz nie podglądać.- pogroziłam mu palcem. Ubrałam szybko górną bieliznę i zresztą już się tak nie spieszyłam. Zapomniałam, że Michael stoi sobie koło okna i cały czas mi się przygląda, a ja chodziłam od sypialni do łazienki. Kiedy już ubrana stałam w łazience malując się podszedł do mnie i objął w talii.
-Masz piękne ciało.- wyszeptał do mi do ucha, momentalnie dostałam gęsiej skórki. Spojrzałam na niego jak na kretyna.
-Na pewno nie tak piękne ja Mado...- urwałam przypominając sobie o sytuacji kiedy przyszła do mnie i próbowała ze mnie zrobić idiotkę.
-Tu bym się kłócił. To co widzisz na zdjęciach i w teledyskach to photoshop i specjalne programy retuszujące.
-A ja jej zawsze zazdrościłam tyłka...- powiedziałam pod nosem, ale Michael jednak usłyszał i zaczął się śmiać. Przestał jednak kiedy zobaczył mój poważny wzrok.
-Co jest?
-Muszę Ci o czymś powiedzieć...znaczy nie wiem czy Ci powiedzieć, bo to jest właśnie związane z Madonną, ale nie chcę żebyś...
-...mów.- wzięłam głęboki wdech.
-Przyszła tutaj, żeby mnie pocieszyć, bo widziała w tv Twój pocałunek z Tatianą i zaczęła wciskać kity, że Ty też ją zdradzałeś i że powinieneś dostać nauczkę, bo traktujesz kobiety jak...- spuściłam wzrok.
-Uwierzyłaś jej?
-Oczywiście, że nie. Wyrzuciłam ją z domu.- przytulił mnie.
-Dobrze zrobiłaś i dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Chyba muszę jej złożyć wizytę, bo mam już dosyć tego co o mnie wygaduje. Wszystkim! Na prawo i lewo same kłamstwa. Co ja jej takiego zrobiłem?- widziałam, że zdenerwowało go to, a zarazem zabolało.
-Michael nie przejmuj się, w końcu jej się znudzi.
-Najważniejsze, że jej nie uwierzyłaś.
-Kocham Cię więc oczywiste, że uwierzyłam Tobie.- na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech.
-Jak bardzo mnie kochasz?
-Tak baaaardzo baaaaardzo...
-To udowodnij.
-Materialista.- zaśmiał się - Życzy pan sobie dowód rzeczowy czy słowny?
-Oczywiście, że rzeczowy.- zarzuciłam mu ręce na kark i pocałowałam najczulej jak potrafiłam. Oczywiście taka chwila trwać długo nie mogła, przerwał nam dzwonek mojego telefonu.
-Nie odbieraj.- mruknął.
-Michael...muszę...no.- oderwałam się od jego ust i spojrzałam na wyświetlacz.
-Kimberly...-westchnęłam.
-Ja odbiorę.- wyrwał mi telefon z ręki.
-Oddawaj to! Słyszysz?!- zatknął mi ręką usta i odebrał.
-Halo?...Z tej strony Michael...tak Jackson...Victoria nie może teraz rozmawiać, bo bierze prysznic...mhm dobrze przekaże...do widzenia.- rozłączył się.
-Co żeś zrobił?!
-Ciekawe jaką miała minę...albo mogłem powiedzieć, że jesteś zajęta...czymś.- poruszył zabawnie brwiami uśmiechając się znacząco.
-Tak masz się z czego cieszyć. Może ją zatkało, ale na pewno pomyślała, że se sobą sypiamy i teraz zacznie wszystkim gadać, że się puszczam. Nie wiesz jaka ona jest- wyszłam z łazienki.
-Victoria zaczekaj, chciałem dobrze.- zatrzymał mnie- Nic nie będzie gadać, bo Ci zazdrości i teraz się pewnie zastanawia co robimy. Nie powinnaś się nią przejmować, bo sama mówiłaś, że nikt w firmie jej nie lubi i myślisz, że inni uwierzą w jakieś plotki?
-Następnym razem masz nie odbierać mojego telefonu bez mojej zgody jasne?
-Zależy jeszcze w jakich sytuacjach.- wyszczerzył się.
-A tak w ogóle to po co dzwoniła?
-Kazała Ci przekazać, że spotkanie się już zaczęło i..
-...szlak! Mówiłam, że się spóźnię!- chwyciłam torebkę i pobiegłam do drzwi, już chciałam wyjść kiedy poczułam, że Michael pociąga mnie za rękę.
-Nie pożegnasz się ze swoim chłopakiem?- uśmiechnęłam się.
-Przez tego chłopaka się spóźniłam, ale niech mu będzie.- przytuliłam go - Wrócę za jakieś cztery godzinki. Mam rozumieć, że zostajesz?
-Nie, zaraz jadę do Neverlandu chcę jeszcze dzisiaj załatwić sprawę z producentami i organizatorami trasy.
-To przyjedź po południu.
-Okej leć już.
-Pa.- jak najszybciej udałam się w kierunku mojego samochodu i odjechałam z piskiem opon w stronę centrum.
*******
Weszłam do mieszkania i rzuciłam klucze na szafkę, nawet nie zdążyłam się rozebrać i usłyszałam dzwonek telefonu.
-Jezu dopiero weszłam do domu!- odebrałam od razu nie patrząc kto dzwoni.
-Czego?!
-Ej co Ty taka wkurzona?- spytała Nina.
-Bo dzwonisz!
-No dzięki wiesz. Mam Ci coś ważnego do powiedzenia, a Ty się wydzierasz na mnie.
-Co jest?- spytałam już łagodniej.
-Włącz wiadomości.
-Poco?
-Nie pytaj tylko włącz.- zrobiłam tak jak mi kazała. Odnalazłam odpowiedni kanał w tv i podgłośniłam.
-...Michael Jackson, który aktualnie powinien mieć koncert w Niemczech trafił do szpitala w Berlinie, ale dzisiaj został przewieziony do prywatnej kliniki w Los Angeles. Nie wiadomo co dokładnie dolega piosenkarzowi i jak długo tam pozostanie, jak podaje jego menadżer Thomas Goldwyn ze względu na stan zdrowia Michaela trasa Bad World Tour zostaje zakończona, a reszta koncertów, która miała odbyć się w tym miesiącu zostaje odwołana. Co dolega muzykowi? Co na to jego przyjaciółka Victoria Lancaster? O reszcie będziemy informować państwa na bieżąco...- przyłożyłam słuchawkę do ucha.
-Słyszałaś? Michael jest w szpitalu trzeba do niego jechać!
-Nina, Michael nie jest w szpitalu...
-Jak nie jest jak jest.
-No właśnie nie, bo...to kłamstwo.
-Ja kto?- opowiedziałam jej w skrócie o tym co się wczoraj wydarzyło.
-I Ty mi nic nie powiedziałaś?! Zbiję Cię! Aaaaaaaaaa w końcu wy czuby jedne!- zaczęła się wydzierać.
-A co miałam dzwonić wczoraj po wszystkich znajomych z tekstem: „Hej wiesz Jackson zakończył właśnie trasę koncertową i wrócił do LA, żeby powiedzieć mi, że mnie kocha"?
-Ale przyjaciółce mogłaś się pochwalić.
-Teraz już wiesz, zadowolona?
-No oczywiście!
-Będę już kończyć, bo zaraz przychodzi mój chłopak i chcę z nim spędzić wieczór i...
-...noc.- dokończyła.
-Nina błagam...
-No co? Ty byś się nim zajęła pod tym względem w końcu, aż mi go żal biedny taki wyposzczony przez tą trasę...i przez Ciebie.- parsknęłam śmiechem.
-Nie martw się Michael jest w dobrych rękach.
-Wyściskaj go ode mnie!
-Oczywiście.
-Pa.- rozłączyłam się. Spojrzałam na zegar, który wskazywał 15:30. Za godzinę umówiłam się z Michaelem. Postanowiłam przygotować coś do jedzenia. Poszłam do kuchni i sprawdziłam stan mojej lodówki, akurat wszystkie składniki na pizzę. Zabrałam się więc do roboty. Po 30 minutach pizza piekła się w piekarniku, a ja poszłam się przebrać w jakieś luźne ciuchy. Założyłam krótkie spodenki i granatową koszulę w kratę, a włosy związałam w niedbałego koka. Popryskałam się jeszcze perfumami i zeszłam na dół. W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi, w podskokach poszłam otworzyć. Uchyliłam drzwi i ujrzałam...kwiaty?
-Yyyyyy...-ten ktoś miał zakrytą twarz kwiatami więc nie wiedziałam kto to. Spojrzałam w dół. Białe skarpetki i mokasyny - to mówi wszystko.
-Michael?- opuścił bukiet.
-A spodziewałaś się kogoś innego?- uśmiechnął się.
-Nie, mój kochanek wyszedł pięć minut temu.
-A wiesz? Chyba go mijałem.- zastanowił się na chwilę- Taki gruby i łysy?- wyszczerzył się.
-Głupek.-rzuciłam i poszłam do kuchni, zostawiając go. Zamknął drzwi i poszedł za mną.
-Ej, a powitanie?- rozłożył ręce.
-Ty już mi zrobiłeś powitanie.- powiedziałam naburmuszona. Wyłączyłam piekarnik i wyciągnęłam pizzę po czym zaczęłam ją kroić. Nie byłam zła, tylko udawałam dlatego uśmiechałam się pod nosem. Michael przytulił się do moich pleców tak, że nie mogłam się ruszyć.
-Vickuś?-mruknął.
-Hahahaha...-odsunął się ode mnie zdezorientowany. 
-Udawałaś?-nie dowierzał.
-Tak jakoś wyszło Mikuś.- zaczęłam się śmiać z jego łatwowierności.
-To ja tu z kwiatami przychodzę, a Ty sobie ze mnie żarty stroisz.-uspokoiłam się i podeszłam do niego, wzięłam te kwiatki.
-Są śliczne, dziękuję.- stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta.
-Idź do salonu, zaraz przyniosę coś dobrego.
-Upichciłaś coś dla mnie.- uśmiechnął się.
-Nie ciesz się tak ta pizza nie jest dla Ciebie. Ty dostaniesz kilo karkówki.- powiedziałam poważnie, uśmiech zszedł mu z twarzy,spojrzał na mnie przerażony. Michael nie lubił mięsa wręcz go brzydziło, chciało mi się śmiać z jego miny.
-Żartowałam piesku francuski.- nazywałam go tak, bo był strasznie wybredny co do jedzenia. Odetchnął z ulgą i poszedł do pokoju. Wyjęłam dwa talerzyki, a do szklanek nalałam soku oczywiście pomarańczowego i razem z pizzą zaniosłam do salonu. Zaczęliśmy jeść, po kilku minutach Michael powiedział:
-Dziękuję, pyszne było.- spojrzałam na niego zdziwiona.
-Zjadłeś tylko dwa kawałki.- nie smakowało mu czy co? Zawsze mówił, że świetnie gotuje.
-Zjadłbym coś innego.- popatrzył na mnie...dziwnie? Dalej nie rozumiałam.
-Co?-uśmiechnął się.
-Ciebie.- wyjął mi szklankę z ręki i odstawił na stoliczek. Przysunął się bliżej, palcem przejechał najpierw po moim policzku, a potem po wargach przez co je rozchyliłam. Zaczęliśmy się całować, a po chwili siedziałam mu na kolanach. Wszystko działo się tak szybko...Zachowywaliśmy się jak para niewyżytych nastolatków co na swój sposób było nawet słodkie. Wplotłam palce w jego puszyste loczki, a Michael sunął rękoma po moich plecach aż po pośladki. Nagle i jak w najmniej oczekiwanym momencie zadzwonił mój telefon, ale go zignorowaliśmy. Zaczął odpinać mi koszulę obsypując pocałunkami moją szyję i dekolt. Westchnęłam cichutko zagryzając wargę. Nie pozostawałam mu dłużna i rozpięłam zamek od jego rozporka. Byliśmy tak zajęci sobą, że nie usłyszeliśmy otwieranych drzwi.
-Victoria?- to był głos mojej mamy. Przerażona szybko odwróciłam się do tyłu. Wychyliłam się za mocno i spadłam z kolan Michaela. Całe szczęście upadłam na dywan.
-Kochanie nic Ci nie jest?- spytał Mike pomagając mi wstać. Przede mną stali rodzice, Ashley i Max. Wszyscy oprócz Ash mieli oczy jak dekielki od słoika. Spojrzałam na mojego chłopaka, który właśnie zapinał rozporek. Był tak samo czerwony na twarzy jak ja. Szybko zapięłam swoją koszulę i przeczesałam ręką potargane włosy. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
-Jak miło, że wpadliście.- uśmiechnęłam się głupkowato, spojrzałam na mamę, która wpatrywała się w Michaela jak w obrazek.
-Mamo dobrze się czujesz?- spytałam niepewnie.
-No wiesz nie codziennie widzimy Cię siedzącą na Michaelu Jacksonie, który teoretycznie powinien być w szpitalu.- rzuciła Ashley, zignorowałam ją.
-Właśnie poznajcie mojego chłopaka.- podeszliśmy do nich.

-Michael, bardzo mi miło państwa poznać.- pocałował mamę w rękę, a tacie uścisnął dłoń. Spojrzałam na brata, który był bliski omdlenia.
-Max nie przywitasz się ze swoim idolem?- na moje słowa ocknął się i rzucił Michaelowi na szyję.
-O Boże poznałem Michaela Jacksona! Wszystkie laski w szkole będą moje.- zaśmialiśmy się. Mój brat wreszcie się od niego odkleił, została tylko Ash. Jak ona znowu powie coś głupiego to nie ręczę za siebie. Grzebała coś w telefonie żując ostentacyjnie gumę.
-Ashley jestem.- rzuciła nawet na niego nie patrząc- Wiem kim jesteś i nie myśl, że z tego powodu będę się na Ciebie rzucać jak ten gówniarz. Więc możesz darować sobie te słodkie oczka i głupkowaty uśmiech, bo i tak nie będę miła.- wyminęła go i usiadła na kanapie kładąc nogi na stole.
-Ashley!-oburzyła się mama.
-Natychmiast masz przeprosić pana Jacksona.
-Jakiego pana, po prostu Michael.- powiedział uśmiechając się delikatnie, przytuliłam się do jego boku.
-Sorry po prostu Michael.- rzuciła obojętnie i włączyła telewizor, miałam ochotę wywalić ją z domu za to zachowanie.
-Nic się nie stało.
-Siadajcie.-powiedziałam w końcu- Może napijecie się czegoś?
-Nie rób sobie kłopotu.
-A ja bardzo chętnie, możesz mi zrobić drinka.- odezwała się moja siostra jakby prosiła o herbatę.
-O ile mi wiadomo nie skończyłaś jeszcze 18 lat.- upomniał ją tato. Przeklęła pod nosem.
-Słyszałam to.- mama spojrzała na nią znacząco. Od kiedy ona zwraca jej uwagę?
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Nie tak miało wyglądać pierwsze spotkanie Michaela z moimi rodzicami, ale trudno czasu nie cofnę. Oby tylko nie pomyśleli o nim czegoś głupiego.
-Dzwoniłem do Ciebie, ale nie odbierałaś telefonu więc weszliśmy drzwi były otwarte. Nie wiedzieliśmy, że wy...razem...
-Nic się nie stało, miałam wyciszoną komórkę dlatego nie słyszałam.- spuściłam wzrok.
-Więc jak długo się znacie?- spytała mama.
-Będzie już...dwa lata.- splotłam nasze ręce
-Znasz Michaela dwa lata i nic mi nie powiedziałaś?!- odezwał się z pretensją w głosie Max.
-Och tak jakoś wyszło. Dobrze wiesz, że jestem ciągle zabiegana.
-Na przyszłość jak chcecie się pobzykać to chociaż drzwi zamknijcie.- palnęła moja siostra. Zaczęłam się krztusić sokiem, który właśnie piłam. Spiorunowałam ją wzrokiem.
-Masz w tej chwili przestać.- warknęła mama- Jeszcze raz usłyszę takie głupie teksty to wrócisz do domu na pieszo.- byłam w szoku. Od kiedy moja matka warczy na Ashley? Zawsze jej na wszystko pozwalała, mogę nawet powiedzieć, że faworyzowała, bo mną nie interesowała się kompletnie. To zawsze z tatą miałam najlepsze kontakty.
-Dobra już dobra.- machnęła ręką.
-A gdzie się poznaliście?- przewróciłam oczami. Czy on zawsze musi to robić?
-Tato...
-Tylko pytam.
-W klubie, byłam tam z dziewczynami. Michael na mnie wpadł.- uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtego dna.
-Rozlewając drinka.- dodał.
-Niechcący.-spojrzałam na niego.
-Ale na mnie nakrzyczałaś.- zaśmialiśmy się, pocałował mnie w usta. Ash przewróciła oczami, Max zrobił „bleeee", mama się uśmiechnęła, a tata? Tata raczej się nie cieszył, ciągle miał poważną minę i dokładnie przyglądał się Michaelowi.
******
-Strasznie głupio mi za Ashley...- powiedziałam, gdy leżeliśmy przytuleni w mojej sypialni, a rodzice z moim rodzeństwem dawno pojechali już do domu. Oczywiście Max nie dał Michaelowi spokoju i wymęczył go tańcem, śpiewaniem i zabawą, a jak na prawdziwego fana przystało musiał mieć również autograf, Michael dał mu też swój kapelusz i okulary. Max cieszył się jakby dostał milion dolarów, Michael sprawił mu ogromną radość za co byłam mu wdzięczna. Nie spotkałam jeszcze takiego człowieka, który jest tak oddany fanom, nie odtrąca ich tylko pozwala na wszystko, żeby tylko zobaczyć uśmiech na ich twarzach. To jest piękne.
-Kochanie daj spokój. Przechodzi trudny wiek, nie masz się czym przejmować.- zaczął bawić się moimi włosami nawijając je na palec.
-Trudny wiek.- prychnęłam- Głupia gówniara.- zaśmiał się kręcąc głową.
-Rodzice za bardzo ją rozpieścili to teraz mają przez nią same problemy.
-To znaczy?
-A mało to razy policja przyprowadzała ją do domu? Albo ja jeździłam po nią do klubów, bo była tak pijana, że nie wiedziała jak się nazywa.- spojrzał na mnie niedowierzająco.
-Może z nią porozmawiam?
-Nie sądzę, żeby to coś pomogło. Widzisz jak się zachowuje w stosunku do Ciebie.
-Mam dobry kontakt z dziećmi.
-Ale to już nie jest dziecko.
-Każdy ma w sobie dziecko.- dalej się upierał.
-Jak zwykle chcesz zbawić świat. Rób co chcesz, ale żeby potem nie było, że nie ostrzegałam.
-Dziękuję.- ucieszył się jak...no właśnie jak dziecko.
-Jesteście siostrami, ale różnicie się pod każdym względem.
-Zawsze tak było, bo ja w jej wieku byłam grzeczną dziewczynką.
-Ty grzeczna?- spojrzał na mnie niedowierzająco.
-Oczywiście, dalej jestem, a nie?- przygryzł wargę i zbliżył swoją twarz do mojej.
-Wyglądasz na bardzo niegrzeczną dziewczynkę.
-Panie Jackson, pan mnie chyba dobrze nie zna.
-Ale z miłą chęcią panią poznam.- złączył nasze wargi w namiętnym pocałunku. Ręką gładził moje udo, ale kiedy poczułam jak wkłada ją pod bluzkę odsunęłam się delikatnie od niego.
-Załatwiłeś sprawę z trasą? Bo dzisiaj słyszałam, że jesteś w szpitalu.- westchnął.
-Tak załatwiłem, wszystko jest uzgodnione, a trasa oficjalnie zakończona. Nie masz się czym martwić.
-Nie będziesz musiał płacić kary?
-Całe szczęście nie. Udało mi się wszystkich udobruchać wiesz że mam dar przekonywania ludzi.- zaśmiałam się - Ale mam trochę wyrzuty sumienia...
-Dlaczego?
-Bo nie dość, że zawiodłem fanów to jeszcze myślą, że jestem w szpitalu ciężko chory, martwią się o mnie. Widziałem dzisiaj wiadomości, pewna dziewczyna tak płakała do kamery, że ledwo rozumiałem co mówi. Powiedziała, że jak nie wyjdę z tego szpitala to ona się zabije. Rozumiesz?- powiedział smutno- Nie chciałem ich okłamywać, przecież ich kocham. Gdyby nie oni byłbym nikim, ale musiałem wybrać i mimo wszystko nie żałuję, bo dzięki temu mam najwspanialszą dziewczynę na świecie, która teraz leży obok mnie i...
-Kocham Cię.- przerwałam mu- Poświęciłeś dla mnie tyle, a nie każdy by tak zrobił. Ty dajesz mi tak wiele, a ja nie mogę dać Ci nic w zamian.- szepnęłam smutno.
-Wystarczy mi Twoja miłość. Kochaj mnie niczego więcej nie potrzebuję do szczęścia.- pocałował mnie w rękę.
-Zapomniałeś o muzyce.
-Muzyka już nie jest na pierwszym miejscu w moim życiu.
-Ale Michael...co...Ty mówisz?- byłam w szoku.
-Bo na pierwszym miejscu jesteś Ty.- pogłaskał mnie po policzku. Miałam łzy szczęścia w oczach. Położyłam głowę na jego torsie przytulając się jak do miśka.
-Zaśpiewaj mi coś.- poprosiłam cicho. Zaczął nucić Lady in my life, a chwilę potem śpiewać. Z każdym słowem moje powieki robiły się coraz cięższe.
-...Będę kochał Cię mocniej każdego dnia,
Bo zawsze będziesz kobietą mojego życia...
Usłyszałam tylko jak ostanie słowa piosenki szepcze mi do ucha i całuje w czoło po czym odpłynęłam do krainy snów.
******

26 marca 2016

Wesołych Świąt :)



Kochani moi!
Z okazji świąt Wielkiejnocy chciałabym Wam życzyć:
spędzenia tego czasu w gronie rodziny i przyjaciół, dużo zdrówka, bogatego zajączka, mokrego śmigusa dyngusa i smacznego jajka :)
   Basia <3333 

 

22 marca 2016

Rozdział 19. Nigdy nie jest za późno, by zacząć o siebie walczyć.

Witajcie kochani!
Mam bardzo dobry humor :D Czemu? Bo z tego rozdziału jestem zadowolona, ale wiem, że Wy się w końcu ucieszycie ja to wiem :D Nie, nie dlatego, że będą jakieś seksy, bo nie będą XDD
Chyba, że bardzo chcecie to mogę Wam zafundować hota z Madonną w roli głównej, ale ja z tego cało nie wyjdę, a Wy się porzygacie więc...koniec mojego biadolenia!
Zapraszam serdecznie do czytania i komentowania!
*******
Perspektywa Michaela:
Chodziłem po całym apartamencie wykręcając ciągle ten sam numer telefonu.
-Szlak by to trafił!- krzyknąłem słysząc kolejny raz pocztę głosową, rzuciłem komórką o ścianę tak, że rozpadła się na trzy części. Chyba nigdy nie byłem tak zdenerwowany jak teraz. Minął miesiąc, kolejny, długi miesiąc w czasie którego nie mogę skontaktować się z Victorią, albo nie odbiera, albo odrzuca każde połączenie, na e-maile i sms-y również nie odpisuje. Domyślam się, że nie odzywa się do mnie z powodu tego pocałunku z Tatianą, ale nie mam pewności. Tylko czy to jest wystarczający powód, żeby się na mnie obraziła? Za co? Przecież my nawet nie jesteśmy razem! Ten pocałunek...zaskoczył mnie, był nieplanowany. Znaczy umówiłem się z Tatianą, że pocałuje mnie w policzek tak jak na próbach, ale jak widać emocję wzięły górę. Nie nade mną tylko nad nią, kiedy już do mnie podeszła czułem, że zaraz mnie pocałuje, ale mimo tego byłem zdziwiony.
Przecież nie mogłem jej odepchnąć na oczach fanów i kamer, transmisja z koncertu była puszczana na całym świecie i to w dodatku na żywo. Rozmawiałem na ten temat z Tatianą i przyznała, że po prostu ją poniosło, przeprosiła mnie chociaż nie byłem zły. Z nią wszystko wyjaśniłem, ale została jeszcze Vicki. Dzwoniłem nawet do Alex, która nie chciała mi powiedzieć czemu jej przyjaciółka się do mnie nie odzywa. Ponoć Victoria jej zakazała, powiedziała mi tylko: „Michael walcz o nią"- czy ja mało o nią walczę? Boże dlaczego Ty mi to robisz? Co ja zrobiłem źle? Powiedz mi...
Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłoniach. Szczerze? Miałem ochotę się rozpłakać. Byłem bezsilny, co mogę w tej sytuacji zrobić? Do zakończenia trasy zostały niecałe dwa miesiące. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę...
-Dobrze, że Cię tu znalazłam! Szukałam Cię wszędzie. Przyszły nowe kosmetyki i właśnie chciałam je na Tobie wypróbować więc...-urwała Karen kiedy na mnie spojrzała.
-Michaś co jest?- postawiła małą, posrebrzaną walizeczkę obok drzwi i podbiegła do mnie. Zabrała moje dłonie z twarzy, a ja spuściłem szybko wzrok, żeby nie widziała łez zbierających się w moich oczach.
-Karen proszę wyjdź..nie chcę byś oglądała mnie w takim stanie.- wziąłem głęboki wdech, żeby się nie rozpłakać.
-Natychmiast masz mi powiedzieć co się stało. Znowu napisali coś w tych szmatławcach?- nie odpowiedziałem, bo nie miałem siły- Boże! Co Ci kretyni znowu wymyślili?! Czekaj wybielanie było, operacje plastyczne były, że jesteś gejem było, kobieciarzem też, że zdradziłeś Madonnę, może zaraz zaczną się czepiać, że zapraszasz chore dzieci do Neverlandu i dajesz im pieniądze na leczenie?
-Nie zdziwiłbym się.- powiedziałem smutno.
-Co za pierdołę tym razem wymyślili?
-Nie chodzi o dziennikarzy.
-To o co?
-Karen...
-...mów w tej chwili.
-Eh...no...chodzi o Victorię. Od miesiąca nie odbiera ode mnie telefonu dokładnie od dnia tego koncertu, na którym pocałowała mnie Tatiana. Nie wiem czy to chodzi o to, ale nie ma innych powodów, Alex jedyne co mi powiedziała to to, żebym o nią walczył. I tak naprawdę nie wiem co robić.
-Michael, ale Ty jesteś głupi...- pokręciła głową i wstała.
-Nie rozumiem.
-Co Ci mózg wyżarło?
-Karen przestań mówić do mnie hieroglifami.- podniosłem głos.
-Kochasz ją?- spojrzała mi prosto w oczy.
-Tak.- odpowiedziałem bez zastanowienia.
-To na co czekasz?- patrzyliśmy sobie w oczy chyba z dziesięć minut. Wstałem nagle i wybiegłem z apartamentu, Karen pobiegła za mną. Zjechaliśmy windą trzy piętra niżej. Odnalazłem pokój 321 i zapukałem, otworzył mi Tom. Weszliśmy do środka.
-Co tam Mike?- była również Tatiana, siedziała przy stole, na którym była sterta papierów.
-Wyjeżdżam.-powiedziałem poważnym tonem. Mój menadżer się zaśmiał.
-Amerykę odkryłeś.
-Nie, źle mnie zrozumiałeś. Ja wyjeżdżam, wracam do Stanów.- pił właśnie wodę, którą zaczął się krztusić.
-Słucham?!- krzyknął kiedy już doszedł do siebie.
-Powiedz, że to żart.- Tatiana podeszła do mnie- To na pewno ona Cię nakręciła.- wskazała na Karen.
-Ja sam podjąłem tą decyzję. Z powodów osobistych, o których nie mam obowiązku wam mówić, wracam do domu.- byłem niezwykle opanowany.
-Kpisz sobie ze mnie? Zostały zaledwie dwa miesiące do zakończenia trasy, a Ty sobie po prostu wracasz, bo masz jakieś sprawy osobiste?!
-Tak, zrywam kontrakt.
-Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że będziemy musieli zapłacić karę za Twoje widzi mi się? Michael nie rób cyrków! Jutro wyjeżdżamy do Rzymu na kolejny koncert i przestań zachowywać się jak rozkapryszony dzieciak.
-Czy ja mogę w końcu zrobić coś dla siebie?! Mam już tego dosyć!-zacząłem chodzić po pokoju- Jadę do Victorii...
-...nie wierzę, baba zawróciła Ci w głowie!
-Nie żadna baba, ja ją kocham!
-Michael pomyśl o fanach...chcesz ich zawieźć?- Tatiana znała moje słabe punkty, niestety.
-Przestań mieszać w to fanów.- Karen postanowiła mnie bronić. Spojrzałem na nią, zaczęła do mnie mrugać. Zacząłem wątpić czy aby na pewno robię dobrze, ale z drugiej strony...Miałem już mętlik w głowie, ale po chwili jednak się opamiętałem. Zdałem sobie sprawę z tego co jest dla mnie najważniejsze.
-Przykro mi i przepraszam jeśli was zawiodłem, ale...już postanowiłem. Wyjeżdżam i kończę trasę, jestem świadomy kary jaką będziemy musieli zapłacić za zerwanie kontraktu, ale Tom postaraj się mnie zrozumieć. Jestem na scenie od dziecka, koncerty, nagrywanie, występy, próby, a gdzie moje życie prywatne?
-Ty nie masz życia prywatnego, człowieku! Z piaskownicy wyszedłeś? Nazywasz się Michael Jackson, jesteś Królem Popu, a nie zwykłym 30- letnim Michaelem, który może robić co mu się podoba. Jesteś sławny, a sława kosztuje. Dobrze wiedziałeś na co się piszesz ukazując się światu. Jesteś jednym z najpopularniejszych piosenkarzy na świecie, masz miliony fanów, ale masz też obowiązki i zobowiązania, z których nie możesz od tak zrezygnować, bo coś Ci się odwidziało. Podpisałeś umowę, całe pieniądze, które zarobiliśmy na tej trasie zostaną wydane na karę, którą na pewno dostaniemy. Producenci się wściekną...
-...to dzięki moim koncertom, trasą i płytą, które sprzedają się w milionach egzemplarzy mają kasę więc to nie oni będą ustalać warunki. Beze mnie są nikim i dobrze o tym wiesz. 
Nie zmienię decyzji, możesz mieć mnie za kompletnego kretyna, ale chcę w końcu wziąć sprawy w swoje ręce i ratować to co jeszcze da się uratować i nikt mnie nie powstrzyma. Za długo robiłem to co chcą inni teraz to ja rozdaję karty i jak chcę zakończyć trasę to ją zakończę i producenci nie będą mi rozkazywać. Proszę Cię tylko o to, żebyś zorganizował konferencję prasową i ogłosił, że trasa Bad World Tour została zakończona, przeproś wszystkich fanów w moim imieniu i powiedz, że bardzo ich kocham, a pieniądze za bilety zostaną im zwrócone. Wymyśl cokolwiek chociażby, że jestem ciężko chory i będę miał operacje zmylimy tym paparazzi i zamiast pod Neverlandem będę koczować pod prywatną kliniką w Los Angeles. Sam skontaktuje się z producentami oraz organizatorami i wszystko odkręcę. Koncerty w Rzymie, Niemczech i Buenos Aires zamienię na koncerty w Stanach, a cały utarg pójdzie dla nich. Może tak unikniemy tej kary, zresztą tym się nie przejmuj. Proszę tylko żebyś wytłumaczył mnie przed mediami i fanami, Tom możesz to dla mnie zrobić?- spojrzałem na niego błagalnie.
-Jesteś tego pewien?
-Tak.- pokręcił głową śmiejąc się pod nosem.
-Michael będziemy mieć straszne kłopoty, ale widzę, że naprawdę się zakochałeś.
-Do szaleństwa.- na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
-Akurat to, że jesteś szalony wszyscy wiemy.- zaśmialiśmy się.
-Wkurzyłeś mnie i to ostro, ale nie zatrzymuję Cię już, leć do niej.- powiedział zrezygnowany.
-Dziękuję Tom, jesteś dla mnie jak ojciec.
-To pożegnaj się z ojcem.- uśmiechnąłem się i przytuliłem go na pożegnanie. -Uważaj na siebie.- poklepał mnie po plecach. Już chciałem wyjść z pokoju, gdy zatrzymała mnie Tatiana.
-Michael Ty nie wiesz co robisz, jak możesz zerwać kontrakt dla jakiejś głupiej...
-...Tatiana licz się ze słowami, nie mam zamiaru Ci się tłumaczyć, a teraz wybacz spieszę się na lotnisko.- wyrwałem rękę z jej uścisku i pobiegłem do swojego apartamentu. Może byłem dla niej nie miły, ale miałem już dość tłumaczenia się wszystkim z podejmowanych przeze mnie decyzji, jestem dorosły i mam prawo robić co chcę, czego wcześniej nie robiłem przez co wiele osób mną drygowało, ale od dziś to się zmieni.
-Michael!- odwróciłem się, do mojej sypialni wpadła zdyszana Karen.
-Tak?
-Czy...Ty musisz...tak szybko biegać?- zaśmiałem się.
-Ja w przeciwieństwie do niektórych zamiast opychać się słodyczami...
-...sugerujesz, że jestem gruba?!- zmrużyła oczy.
-Nie, ale trochę ruchu by Ci się przydało.- poruszyłem zabawnie brwiami.
-Zboczeniec...
-A co może nie prawda?
-A nie masz czasami czegoś innego do roboty? Na przykład spakowania się?
-Nie pakuję się.
-Jak to?
-Normalnienie mam na to czasu. Wezmę tylko portfel i telefon. Właśnie gdzie mój telefon?- zacząłem „latać" po całej sypialni w poszukiwaniu komórki. Aż w końcu przypomniało mi się co z nią zrobiłem.
-Jednak pojadę bez telefonu.- założyłem kurtkę, kapelusz i oczywiście okulary.
-I jak?- zrobiłem piruet.
-Co jak?
-No jak wyglądam?
-Jak Michael Jackson?- spojrzała na mnie z politowaniem.
-Niedobrze, niedobrze...- szeptałem do siebie. Nie chciałem tracić już czasu na jakieś dziwne przebrania. Spojrzałem w lustro.
-Cholerne loki.- Karen się zaśmiała, pociągnęła mnie za koszulę i chwyciła grzebień.
-Chodź tu dziecko, bo sam sobie nie poradzisz.- rozczesała moje włosy i spięła tak, żeby nie było ich widać pod kapeluszem. Przed lustrem zauważyłem sztuczne wąsy, wziąłem je i przykleiłem sobie.
-A teraz jak wyglądam?
-Jak debil, ale może być.
-Dzięki wiesz.
-Polecam się na przyszłość. Gotowy?
-Trochę się denerwuje, a jak Victoria mnie wyrzuci, albo mi w ogóle nie otworzy?- zacząłem panikować.
-A może chcesz dostać w te swoje złote jaja dla odwagi?- wybuchnęliśmy śmiechem.
-Nie czepiaj się moich złotych spodni!
-Dobra panie złote kalesony głęboki wdech i wydech.- zrobiłem tak jak kazała.
-Zadzwonisz do jakiegoś ochroniarza, żeby czekał na mnie na lotnisku?
-Tak zaraz to zrobię, Luc czeka już na dole więc możesz jechać.
-Karen dziękuję Ci za wszystko gdyby nie Ty...
-Tak wiem, beze mnie byś zginął sieroto jedna, ale i tak Cię kocham.-wyściskała mnie i pocałowała w policzek na pożegnanie.
-Daj znać jak Ci poszło.
-Na pewno się odezwę, dopilnuj wszystkiego i jeszcze raz dziękuję. -Nie ma za co i powodzenia!- jak najszybciej pognałem do windy, a chwilę później byłem już w limuzynie, która zawiozła mnie na lotnisko. Postanowiłem nie lecieć swoim prywatnym samolotem, żeby nie wzbudzać podejrzeń, polecę zwykłym samolotem i oby nikt mnie nie rozpoznał. Kupiłem bilet do Los Angeles i w ostatniej chwili zdążyłem, bo samolot właśnie odlatywał i już nie wiedziałem jak mam przekonywać kobietę w recepcji, że muszę lecieć właśnie teraz. W końcu dyskretnie zdjąłem kapelusz i okulary, rozpoznała mnie od razu, poprosiła tylko o autograf i osobiście odprowadziła mnie do odrzutowca. W takich chwilach dobrze jest być sławnym. Rozsiadłem się wygodnie, ale byłem trochę zdenerwowany. Pierwszy raz leciałem ze zwykłymi ludźmi samolotem turystycznym i bałem się, że ktoś mnie rozpozna, ale nic takiego się nie wydarzyło. Leciałem dokładnie dziewięć godzin i trochę mi się przysnęło, obudziła mnie stewardessa. Wydostałem się z przepełnionego lotniska zadowolony, że dalej nikt mnie nie rozpoznał. Odszukałem na parkingu czarnego jeepa i wsiadłem do środka.
-Dobry wieczór szefie.
-Witaj Will.- zacząłem ściągać swoje „przebranie".
-Miło pana widzieć po tak długim czasie.- uśmiechnąłem się.
-Ja też się cieszę, że w końcu wróciłem.
-To jak? Jedziemy do Neverlandu?
-Do Neverlandu później teraz jak najszybciej zawieź mnie na Sunny Street 32.
-Do pani Victorii?
-Tak.- droga nie zajęła nam długo czasu, a ja dalej nie miałem żadnej przemowy. Muszę coś szybko wymyślić przecież nie powiem zwykłe„Kocham Cię", stać mnie na więcej. Ze zdenerwowania zaczęły pocić mi się ręce, a serce waliło mi jak oszalałe. W końcu odezwał się William:
-Jesteśmy na miejscu.- poprawiłem szybko włosy.
-Jak nie wyjdę za piętnaście minut to możesz odjechać.
-Dobrze, powodzenia.- puścił mi oczko. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i udałem się w kierunku mieszkania Vicki. Stanąłem przed drzwiami i zapukałem, przez dłuższą chwilę nikt mi nie otwierał więc zacząłem dzwonić dzwonkiem. Kiedy już traciłem nadzieję, drzwi
po chwili się uchyliły i ujrzałem moją kochaną...
-Michael co Ty tu robisz?!- była wyraźnie w szoku, teraz mogłem zobaczyć ją całą. Miała lekko podpuchnięte oczy, a jej twarz nie była taka promienna jak zawsze, zauważyłem również, że dużo schudła, ale i tak wyglądała pięknie. Przez chwilę nic nie mówiliśmy tylko patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Postanowiłem nie przedłużać tego co chcę powiedzieć od pół tora roku.
-Chciałbym Ci coś powiedzieć dlatego tu przyleciałem i proszę, żebyś wysłuchała mnie do końca i nie przerywała dobrze?- pokiwała tylko głową- Nie odbierałaś moich telefonów, nie odpowiadałaś na żadne wiadomości, miałem już dosyć więc...zakończyłem trasę i przyleciałem najbliższym lotem do LA tylko po to, żeby powiedzieć Ci coś co duszę w sobie już dłuższy czas. Victoria ja...ja Cię kocham. Pocałunek z Tatianą, który zapewne widziałaś w telewizji nic nie znaczył to nie było zaplanowane, a ja nic do niej nie czuję. Zakochałem się w Tobie od pierwszego wejrzenia tylko wtedy nie wiedziałem, że to miłość. W pewnym momencie przestałem kontrolować co mówię, co myślę i co robię. Myślałem...że po moim zachowaniu zauważysz cokolwiek, że między nami nie jest już tylko przyjaźń, a przynajmniej z mojej strony jest coś więcej. Nawet nie wiesz jak strasznie czułem się będąc tysiące kilometrów od Ciebie, każdego dnia cierpiałem i miałem ochotę wszystko rzucić, w końcu wyznać prawdę i to w sumie dzięki Karen tu jestem, bo gdyby nie ona pewnie bym stchórzył. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Nie chciałem żałować za kilka lat, że nie powiedziałem Ci tego. Zrozumiem jeżeli teraz całkowicie będziesz chciała zerwać ze mną kontakt, po prostu miałem dość tego ukrywania się i udawania.- Victoria była wyraźnie zaskoczona moim wyznaniem i nie odezwała się ani słowem. Ja poczułem ogromną ulgę, jakby coś ciężkiego...coś na moim sercu co ciążyło na nim od dłuższego czasu rozpłynęło się, po prostu zniknęło.
-Przepraszam to bez sensu...- pokręciłem głową i odwróciłem się napięcie. Już chciałem zejść po schodach, ale poczułem dotyk na ramieniu...
*******
Perspektywa Victorii:
Kiedy ujrzałam Michaela u progu moich drzwi myślałam, że widzę już jakieś duchy, że mam przywidzenia. Coś ze mną jest nie tak, ale jak usłyszałam jego głos...te słowa, które wypłynęły z jego ust „Kocham Cię" zdałam sobie sprawę, że przede mną stoi prawdziwy Michael, ten który zakończył trasę tylko dlatego, żeby powiedzieć mi te dwa słowa, ten który mnie naprawdę kocha. Poczułam ogromną radość wypełniającą mnie od środka, byłam tak szczęśliwa jak nigdy przedtem, ale nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku przez dłuższy czas. W porę zorientowałam się, że postanowił się wycofać. Nie mogłam na to pozwolić, nie teraz...nie zmarnuje takiej szansy po raz kolejny.
Dotknęłam jego ramienia przez co momentalnie się odwrócił. Spojrzałam w jego piękne czekoladowe oczy, w których mogłabym utonąć.
-Boże...jak ja Cię kocham.- uśmiechnął się szeroko, a w moich oczach zebrały się łzy. Nie łzy rozpaczy tylko łzy szczęścia. Zaczął zbliżać swoją twarz do mojej, byliśmy coraz bliżej i w końcu złączyliśmy wargi w namiętnym pocałunku. Michael zaczął delikatnie popychać mnie do środka, zamknął drzwi nogą i nie przerywając pocałunku przycisnął mnie do ściany. Znów czułam jego oddech, zapach, dotyk...Włożyłam dużo emocji w ten pocałunek. Czułam jakby był naszym „pierwszym".
-Ile ja na to czekałem...- powiedział kiedy oderwaliśmy się od siebie. Uśmiechnęłam się.
-Naprawdę dla mnie zakończyłeś trasę? Przecież zostały tylko dwa miesiące...
-Nie mogłem dłużej czekać, Ty jesteś ważniejsza niż trasa.- kto by poświęcił tak wiele dla miłości? Teraz po tych wszystkich wyznaniach nie mam wątpliwości, że szczerze mnie kocha.
-Byłam głupia, straciliśmy tyle czasu.- spuściłam wzrok, podniósł mój podbródek.
-Nie jesteś głupia. To ja mogłem rozegrać to inaczej i może już od dawna bylibyśmy ze sobą, czasu nie cofnę, ale obiecuję, że wynagrodzę Ci ten stracony czas.
-No ja myślę.- tym razem to on mnie pocałował, w brzuchu poczułam przyjemne ciepło. Wziął mnie nagle na ręce i zaczął prowadzić na górę, jak się chwilę potem okazało do mojej sypialni. Leżeliśmy obok siebie patrząc sobie głęboko w oczy. W tej chwili chciałam czuć tylko jego obecność, nie potrzebowałam niczego więcej. Wtuliłam się w jego bok na co ucałował mnie w czoło.
-Nie żałujesz, że jesteś tu teraz ze mną zamiast na kolejnym koncercie?
-Nie, nigdy nie będę żałował tej decyzji.
-Thomas na pewno się zdenerwował i ma do mnie pretensje.
-Vicki nikt nie ma do Ciebie pretensji to ja tak postanowiłem i nikt nie miał prawa zabronić mi wyjazdu. Nie cieszysz się?
-Cieszę, ale przeze mnie będziesz miał kłopoty, zerwałeś w końcu kontrakt.
-Wszystko jest już załatwione, a Tom zorganizuje konferencje, na której powie, że zachorowałem na jakąś chorobę i będę mieć poważną operację więc nikt nawet nie wie, że jestem w LA.
-Myślisz, że ludzie w to uwierzą?
-Nie obchodzi mnie to.
-Jesteś szalony.- zaśmiałam się.
-Szalenie zakochany w pewnej pięknej pani, która leży obok mnie.
-Musi być szczęściarą mając u swego boku takiego przystojniaka.-nachylił się nade mną i skradł całusa.
-To ja jestem szczęściarzem. Nigdy nie byłem tak zakochany i nigdy nie zajęło mi tyle czasu zdobycie jakiejś kobiety.
-Mówiłam Ci, że nie jestem łatwa.
-Teraz to wiem.- wyszczerzył się.
-No wiesz!- krzyknęłam z udawanym oburzeniem i zaczęłam bić go poduszką.
-Hahahahaha...no już..haha nie bij mnie, bo dostaniesz karę i nie pocałuję Cię przez kolejny miesiąc ani razu.- pogroził mi palcem.
-Pfff łaski mi nie robisz.
-O nie teraz to się doigrałaś!- i po co ja to mówiłam? Zaczął mnie łaskotać, zwijałam się ze śmiechu jak zawsze. Gdy już w miarę się opanowaliśmy spojrzałam na zegarek, który pokazywał 23:00. Michael ziewnął.
-Zmęczony?
-Troszeczkę.
-To idziemy spać ja też jestem wykończona.
-Ciekawe co takiego robiłaś, że jesteś wykończona.- powiedział patrząc na mnie dwuznacznie.
-Jak to co? Zabawiałam się z kochankiem.- wzruszyłam ramionami i chciałam wstać z podłogi, na którą spadliśmy podczas tortur Michaela. Chwycił mnie za biodra i pociągnął w dół tak, że wylądowałam na jego kolanach, objęłam łapkami jego szyję.
-Kochanka mówisz?- zmrużył oczy.
-Nawet dwóch.- powiedziałam poważnie.
-Obrotna z Ciebie dziewczyna.- przygryzł wargę szczerząc zęby w uśmiechu.
-A to się dopiero przekonasz.- wyszeptałam mu do ucha i szybko wstałam.
-Chcesz iść pierwszy?- spytałam wskazując na drzwi do łazienki.
-Kobiety mają pierwszeństwo.- uśmiechnął się. Dżentelmen jak zawsze, nic się nie zmienił. Już miałam wchodzić do środka, gdy o czymś sobie przypomniałam.
-Michael Ty masz jakąś walizkę?
-Nie, spieszyłem się do Ciebie. Nie miałem czasu się pakować.- wzruszył ramionami.
-Wariat po prostu wariat.- pokręciłam głową i weszłam do toalety. Wzięłam szybki prysznic po czym wskoczyłam w piżamę, wyszłam i zobaczyłam Michaela stojącego przy oknie był
tak zamyślony, że nawet mnie nie zauważył. Za to ja miałam niezłe widoki, bo był tylko w samych bokserkach. Przygryzłam wargę mierząc go z góry na dół. Podeszłam do niego po cichu i przytuliłam się do jego pleców, na co odwrócił się.
-Skorzystałem z łazienki na dole, nie masz nic przeciwko?
-Oczywiście, że nie.
-Nie uważasz, że to trochę nie sprawiedliwe, że ja stoję tu przed Tobą prawie nago, a Ty jesteś ubrana?- dziwiło mnie to to, że kompletnie się nie krępował. Zresztą z takim ciałem co się dziwić.
-Jak chcesz to możesz te bokserki ściągnąć, mi to nie przeszkadza.- zaśmiał się. Położyliśmy się do łózka. Michael wtulił się w moje plecy, czułam jego oddech na szyi przez co dostałam gęsiej skórki, objął mnie w tali przysuwając się jeszcze bliżej. Mimo, że spaliśmy ze sobą nieraz to teraz czułam się inaczej niż wcześniej, czułam że mnie kocha, czułam jego ciepło. Nigdy nie było mi tak przyjemnie jak teraz wiedząc, że obok leży facet mojego życia.
-Dobranoc księżniczko.
-Dobranoc księciu.- byłam tak wyczerpana całym dniem, że zasnęłam od razu w ramionach mojego chłopaka. W końcu mogłam to powiedzieć. Mój chłopak...
*******
I jest Wasz wyczekiwany rozdział :D Mam nadzieję, że spełniłam wymagania konsumentów XDD rozdział skończyłam pisać późno więc jak są jakieś błędy to wybaczcie postaram się je jak najszybciej poprawić :)
Jestem padnięta i jedyna dobra rzecz tego dnia to właśnie ten rozdział, który co jak co pozytywny był :) Nie wiem kiedy pojawi się nn. Wiadomo zbliżają się święta, obowiązki itd. mimo to trochę wolnego będzie więc napisze sobie na zapas, żeby dodawać rozdziały w miarę regularnie ;)
Liczę na szczere opinie.
Pozdrawiam Basia <3333