30 grudnia 2015

Rozdział 2. Leave me alone.

Witajcie kochani!
Czas na rozdział drugi chociaż najchętniej wrzuciłabym z pięć naraz żebyście wgłębili się w tą historię Dzisiaj mam nie co więcej do powiedzenia. Powinnam to zrobić na początku, ale lepiej później niż wcale. Akcja w tym opowiadaniu będzie toczyć się powoli przynajmniej starałam się żeby tak było, w przeciwieństwie do niektórych u których już w szóstym rozdziale główna bohaterka jest z Michaelem, w kolejnym rozdziale biorą ślub i nagle mają piątkę dzieci. Co dla mnie jest absurdem i kompletnie nie wyobrażam sobie czegoś takiego. Miłość czy przyjaźń muszą się rozwijać, muszą mieć etapy i u mnie tak będzie. Bardzo rozśmieszyły i zaskoczyły pozytywnie mnie Wasze komentarze i stosunek do Madonny. Już tłumaczę dlaczego. Otóż ja tej kobiety również nie lubię i mam zamiar to pokazać cechami jej charakteru. Myślę, że to jak ją przedstawiłam jest prawdą po mimo, iż jej nie znam osobiście. Potrzebowałam do tego opowiadania właśnie takiej osoby jak ona. Czy będzie dalej z Michaelem? Czy Michael może przekona jaka jest naprawdę? A może będzie nim tak manipulować, że nie niczego nie zauważy? Chętnie bym Wam zdradziła, ale niestety nie mogę bo to będzie bez sensu. Mogę jedynie powiedzieć, że Madonna nie będzie grała tu pozytywnej roli. Chcę również powiedzieć, że w moim opowiadaniu wydarzenia, które będą miały tu miejsce nie wszystkie będą zgodne z prawdą, większość to fikcja. Schodząc trochę z tematu bohaterów i akcji. Ze względu na to, że nie długo czas do szkoły nad czym ogromnie ubolewam, rozdziały nie będą tak często. Chciałabym je wrzucać raz na tydzień, chyba że będę miała dużo czasu (w co wątpie). Ale, że nie długo mam ferie, czyli dużooo czasu rozdziały będą często, już się boję co to w wakacje będzie. Nie nadążycie czytać :D Rozpisałam się trochę, no cóż to się nazywa wena. Bardzo dziękuję Wam za komentarze, rady. Nie bójcie się zwracać mi uwagi na moje błędy, bo to naprawdę pomaga. Tak więc zapraszam do czytania i komentowania :)
*****

Obudziły mnie pocałunki w szyję. Nie otwierałem oczu bo myślałem, że tomi się tylko wydaje. Dopóki nie poczułem, że ktoś siada na moim brzuchu. Zdziwiony otworzyłem powoli oczy. Myślałem, że mam zwidy.
-Co Ty robisz? - spytałem swojej dziewczyny.
-No ładnie mnie witasz kotku, też się cieszę, że Cię widzę - uśmiechnęła się słodko i zaczęła rozpinać swoją koszulę nocną.
-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie- odparłem chwytając ją za nadgarstki. Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Michael.... - zaczęła uwodzicielskim głosem -No przecież wiem, że tego chcesz tak samo jak ja - chciała mnie pocałować, ale odwróciłem twarz w drugą stronę.
-Nie wcale, że nie chcę! -zepchnąłem ją z siebie i wstałem z łóżka.
-O co Ci chodzi do cholery?!- stanęła na przeciwko mnie.
-O co mi chodzi? Dlaczego wczoraj wróciłaś tak późno? Przepraszam nie tylko wczoraj to się dzieje już dwa miesiące! 
-Ale co? Naprawdę nie rozumiem o co masz do mnie pretensje i nie krzycz na mnie!
-Olewasz mnie, to! - patrzyła na mnie jak na idiotę - Zachowujesz się jak by mnie tutaj kompletnie nie było, ignorujesz mnie. Wychodzisz z domu wcześnie rano i wracasz w nocy. Nie masz dla mnie w ogóle czasu.
-Oj Mickey przesadzasz jak zwykle -podeszła do mnie wolnym krokiem i położyła dłonie na moich ramionach - Przecież wiesz, że szykuję nową płytę, nakręcam teledysk, a to wym....-przerwałem jej.
-Ja też przygotowuję płytę do tego za pół roku mam trasę koncertową, a mimo to mam dla Ciebie czas - przysunęła się do mnie bliżej - Kochanie rozumiem Twoje zdenerwowanie, zaraz Ci to wszystko wynagrodzę - uśmiechnęła się chytrze i wpiła się w moje usta, a dłonią sunęła po moim torsie w dół.
-Nie mam ochoty - oderwałem się od niej.
-A ja tak - zaśmiała się i rozdarła swoją koszulę, zostawając w samej bieliźnie. Po czym zaczęła całować mnie po szyi.
-Nie! Powiedziałem Ci coś. Czy Ty musisz załatwiać wszystkie problemy przez łóżko?!
-O Boże! O co Ci znowu chodzi? Nie podobam Ci się już, że nie masz ochoty na seks? Kiedyś kochaliśmy się po trzy razy dziennie i jakoś Ci to nie przeszkadzało! A może masz kochankę co?- spojrzała na mnie wyczekująco.
-Co, jaką kochankę?- zaśmiałem się - O zdradę mógłbym posądzić Ciebie -podeszła do mnie szybkim krokiem.
-Uważasz, że Cię zdradzam ?!
-Tak, właśnie tak uw....... - nie dokończyłem, bo poczułem piekący ból na policzku. Spojrzałem na nią z wyrzutem, za to ona wyglądała jakby chciała to powtórzyć. Wściekły tym co przed chwilą zrobiła jak najszybciej wyszedłem z naszej sypialni. Poszedłem do pokoju gościnnego i ubrałem się jak najszybciej, nie chciałem jej w tej chwili oglądać, a tym bardziej rozmawiać. Nawet za mną nie poszła, nie przeprosiła. Nic! Było mi cholernie przykro z tego powodu jak i z tego, że oskarżyła mnie o zdradę.Jak mogła? Nigdy jej nie zdradziłem. Kocham ją i zrobiłbym dla niej wszystko. Ja w przeciwieństwie do niej mam powody żeby oskarżać ją o zdradę. Mijając salon zatrzymała mnie Jessica.
-Mike wychodzisz o tej porze?
-Tak jadę do studia - rzuciłem zakładając buty.
-To chociaż zjedz śniadanie.
-Nie dzięki, nie jestem głodny - uśmiechnąłem się sztucznie i pocałowałem ją w policzek żeby się nie złościła.
-To do cholery jasnej dla kogo ja gotuje w tym domu?! - krzyknęła za mną, ale mnie już nie było w domu. Udałem się do garażu, w którym zatrzymał mnie Lucas.
-O dzień dobry szefie. Gdzie jedziemy?
-Dzień dobry Luc. Ja jadę do studia, a Ty nie wiem gdzie chcesz jechać - odparłem pospiesznie i niezbyt uprzejmie. Wsiadłem do czarnego BMW i odpaliłem silnik. Wyjechałem z Neverlandu z piskiem opon. Zostawiając za sobą zdezorientowanego ochroniarza. Wiem, że nie powinienem jeździć sam, bo w końcu od tego mam ochroniarzy żeby mnie pilnowali i dbali o moje bezpieczeństwo, a szoferów od wożenia mnie. Za to im płacę. Tylko, że mam już tego dosyć, czuję się jak pies uwiązany na smyczy. Chciałbym być czasami traktowany jak zwykły, przeciętny człowiek, a nie jak super gwiazda. Dobrze, że do toalety jeszcze za mną nikt nie chodzi. Gdy jadę sam samochodem muszę naprawdę uważać żeby nikt mnie nie rozpoznał, bo to mogło by się dla mnie źle skończyć. Niestety taka jest cena sławy. Brak prywatności, a nawet śledzenie. Wszędzie gdzie jestem muszę uważać co mówię, co robię, a już tym bardziej w telewizji albo przy dziennikarzach. Chociaż to bez sensu, bo jak ja mówię prawdę to oni i tak wypisują bzdury na mój temat. Same kłamstwa,
a ludzie w to niestety wierzą. W tej chwili byłem tak zdenerwowany wszystkim, że nie chciałem z nikim rozmawiać. Gdy stanąłem na czerwonym świetle zacząłem nucić jakąś melodię i wystukiwać palcami rytm o kierownicę. Po chwili w mojej głowie pojawiły się słowa. Szybko stanąłem na poboczu drogi i wyciągnąłem ze schowka czystą kartkę i długopis. W każdym aucie mam zapas kartek i długopisów jakby dopadła mnie wena albo spotkałbym swoich fanów. Po chwili zapisywałem tekst, a raczej urywki zdań, myśli i tak zaczęła powstawać piosenka. 
 
Nie obchodzi mnie co mówisz ,kochanie
Nie wracaj więcej błagać
I tak mam to gdzieś
Raz po raz dawałem Ci wszystkie moje pieniądze
Nie masz już żadnej wymówki
Nie ma takiego szczytu, którego nie mógłbym zdobyć
Wszystko dzieje się po mojej myśli
Bo jest to czas,kiedy masz rację
I wiesz, że musisz walczyć
Kto się śmieje ostatni, kochanie, czy nie wiesz
To jest wybór,którego dokonaliśmy
I decyzja ta będzie podjęta
Kto się śmieje,kochanie
Więc po prostu zostawcie mnie w spokoju
Zostawcie mnie w spokoju
Zostawcie mnie w spokoju -Przestańcie!
Po prostu przestańcie mnie śledzić


-To jest to - powiedziałem do siebie uradowany tym, że właśnie napisałem nowy utwór. Przez tą chwilę nawet zapomniałem o kłótni z Mad. Jak najszybciej udałem się do studia żeby jeszcze dziś dopracować piosenkę,którą nazwałem Leave me alone. Może to nie będzie hit, ale na pewno znajdzie się na mojej jeszcze nie wydanej płycie Bad. Gdy już dotarłem na miejsce, zaparkowałem samochód i udałem się do ogromnego wieżowca.
-Dzień dobry - przywitałem się z Niną, która jest tu sekretarką.
-Dzień dobry panie Jackson - uśmiechnęła się do mnie serdecznie - Podać panu kawy?
-Nie, dziękuję - odparłem i już miałem odejść, ale przypomniałem sobie coś i zawróciłem.
-Nino?
-Tak panie Jackson?
-Czy jest już Quincy Jones?-zapytałem z nadzieją. Spojrzała do jakiegoś zeszytu.
-Nie, pan Jones dzwonił i powiedział, że nie będzie go dzisiaj - znów się uśmiechnęła. Ma bardzo piękny uśmiech i w ogóle jest piękną kobietą. Boże o czym ja myślę? Przecież mam dziewczynę. Zamyśliłem się. Nawet nie wiem kiedy to pytanie wyszło z moich ust.
-Masz chłopaka? - dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałem.
-Yyyyy....ja.... - zaczęła się jąkać, zarumieniła się i spuściła wzrok. Ale ze mnie idiota! Jak mogłem zapytać się czy ma chłopaka? Miałem ochotę podejść do ściany i walnąć w nią kilka razy głową. Musiałem to szybko odkręcić.
-Przepraszam, nie powinienem. To nie moja sprawa - spojrzałem niepewnie na dziewczynę, która chyba nie wiedziała co ma powiedzieć.
-Nic się nie stało - uśmiechnęła się nieśmiało - Wracając do pańskiego pytania nie, nie mam chłopaka.
-Zapamiętam...to znaczy....eeee....przepraszam, że przerwałem Ci w pracy. Muszę już iść. Miłego dnia - dodałem i jak najszybciej pokierowałem się do windy, nie czekając nawet na
reakcję sekretarki. Co mi w ogóle odbiło? Nina pewnie teraz myśli, że jestem jakimś kobieciarzem. Przecież wszyscy w studio wiedzą, że jestem z Mad. Jak to do niej dojdzie...nie będzie zadowolona, chociaż w końcu nic takiego nie zrobiłem, ale ona jest strasznie zazdrosna. Gdy dojechałem windą na wskazane piętro, poszedłem do pokoju nagraniowego. Dzisiaj będę musiał popracować bez Quinc'ego . Fakt, że mam dwóch dźwiękowców, ale Q bardzo mi pomaga przy nagrywaniu i doradza, on ma najlepsze pomysły. Tak więc zabraliśmy się do roboty. Najpierw dopracowałem tekst, co chwilę coś skreślając lub dopisując. Później zajęliśmy się melodią, co zajęło najwięcej czasu. Jack i Sam musieli wracać już do domu, bo robiło się późno, a ja nie chciałem ich przytrzymywać całą noc. Zostałem sam. Usiadłem na chwilę i jeszcze raz spojrzałem na tekst. Czytałem go chyba z pięć razy. Oczy zaczęły mi się powoli zamykać, a literki rozmazywać. Nawet nie wiedząc kiedy zasnąłem oparty o konsolę mikserską.
******

28 grudnia 2015

Rozdział 1. Nie potrzebuję pomocy.

Witajcie !
Wrzucam pierwszy rozdział, jest krótki, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba :D Liczę na komentarze :)
Życzę miłego czytania.
*****
Pierwsze promienie słońca wpadły do jego sypialni budząc go przy tym. Powoli otwierał oczy i leniwie się przeciągnął. Przewrócił się na drugi bok by spojrzeć, która godzina. Elektroniczny zegar wskazywał 8:00. Dopiero? Mogłem jeszcze pospać - powiedział sobie w myślach.
-Kochanie śpisz? - zwrócił się do miejsca obok gdzie powinna spać jego dziewczyna. No właśnie, powinna... Westchnął głęboko. Już nie pamiętał kiedy budził się ostatnio obok swojej ukochanej. Ciągle się mijają albo w domu, albo w studiu, w którym ona spędza coraz więcej czasu. Postanowił, że zejdzie na dół. Dzisiaj nie jechał do studia. Postanowił zrobić sobie kilka dni wolnego.
Kiedy już miał zamiar wstać zauważył małą karteczkę leżącą na stoliczku nocnym.
Wziął ją do ręki, a jej treść brzmiała tak:


Kochanie pojechałam dziś szybciej do studia. Mam nadzieję, że nie jesteś zły? Wrócę późno, nie czekaj na mnie.
Całuski Mad


-Nic nowego - prychnął pod nosem. Mimo, że nie dał tego po sobie poznać zrobiło mu się przykro. Tak chciał spędzić z nią miło ten dzień, tak jak kiedyś. Tym bardziej, że zrobił sobie wolne w studio. No, ale trudno. Jeżeli woli ciągłe nagrywanie kolejnych hitów. Dla niego muzyka również jest ważna w życiu, ale nie najważniejsza. Najważniejsza jest rodzina, której z całych sił pragnie, ale jak można stworzyć rodzinę skoro jest się praktycznie samym? To nie jest już miłość do muzyki to pracoholizm. Michael postanowił jednak, że poczeka wieczorem na Madonnę i porozmawia z nią. Poważnie porozmawia. Jednak spojrzał na telefon. Może zadzwonić do niej? Przeszło mu przez głowę. Nie zastanawiając się dłużej wykręcił numer.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piąty. Rozłączył się. To bez sensu. Po co w ogóle zadzwonił? Przecież i tak wiedział, że nie odbierze. Po codziennej rutynie w łazience zszedł na dół, do kuchni.
-Dzień dobry Jess - przywitałem się z moją wieloletnią kucharką, która właśnie przygotowywała śniadanie.
-Nie wiem czy taki dobry Mike. Coś się stało? - zapytała patrząc na mnie dziwnie, po czym podała mi talerz.

-A dlaczego coś miało się stać? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie i zabrałem się za jedzenie porcji naleśników.
-Wydajesz się być jakiś smutny. Jak nie siedzisz w studiu, w którym ostatnio spędzasz mało czasu to chodzisz z kąta w kąt, snujesz się po całym domu taki nieobecny. - powiedziała siadając naprzeciwko mnie i bacznie mi się przyglądając.
-Nic się nie stało. - wywróciłem oczami.
-Nie rób tego, bo Ci tak zostanie. - zaśmiała się.
-Bardzo śmieszne, naprawdę. - stwierdziłem z poważną miną, nie rozumiejąc co w tym śmiesznego. - Nic złego się nie dzieje. Po prostu...wiesz...no...- zacząłem się jąkać, szukając w głowie jakiejś dobrej wymówki - Te przygotowania, nagrywania, castingi, w ogóle czasami jestem zmęczony tym i to wszystko - Popatrzyła na mnie podnosząc jedną brew do góry.
-Ciekawe jakim nagrywaniem jesteś zmęczony, skoro w studiu spędzasz może dwie godziny dziennie, a wydanie płyty zbliża się wielkimi krokami, a o trasie to ja nie wspomnę. Naprawdę Michael aktor z Ciebie marny. -powiedziała szczerą prawdę, na co się zmieszałem i spuściłem wzrok.
-Mów.- ponagliła mnie.
-Eh....-tylko tyle zdążyłem z siebie wydusić, bo mi przerwała.
-Albo nie! Sama zgadnę. - pokiwałem tyko głową - Madonna?
-Skąd wiesz?
-No proszę Cię. Ty naprawdę tego nie widzisz?- spojrzałem na nią zdziwiony.

-Czego?
-Że Cię kompletnie olewa? W tym domu to ona jest gościem, przychodzi tu jak do jakiegoś hotelu, przynieś, wynieś, pozamiataj i co jeszcze? Wy jesteście w związku, a zachowujecie się jak znajomi, nawet nie jak przyjaciele, nie przepraszam jak ona chce się bzykać to wtedy przypomina sobie o Tobie.
-Nie mów tak o niej...- poprosiłem.
-Ale taka jest prawda, królowa się znalazła od siedmiu boleści. -prychnęła - Czy Ty nie widzisz jak ona traktuje wszystkich w około, ja już nie mówię, że ma się ze mną zaprzyjaźniać. Wystarczy, że będzie chociaż miła dla pracowników i dla mnie. Jej wymuszone i sztuczne "dziękuję" nawet by mi wystarczyło. A to jak ona traktuje Ciebie zostawię bez komentarza. - już otwierałem usta żeby coś powiedzieć, ale równie szybko je zamknąłem, bo nie wiedziałem jak mogę się obronić.
- Posłuchaj Mike wiesz, że jesteś dla mnie jak młodszy brat, czy kiedykolwiek Cię okłamałam? - pokiwałem przecząco głową - No właśnie, to widać na kilometr, że wam się nie układa. Strasznie się zamknąłeś w sobie odkąd ją poznałeś, zmieniłeś się, nie uśmiechasz się w ogóle, chodzisz taki przygnębiony aż nie mogę na Ciebie patrzeć, jakby wyleciała z Ciebie cała radość z życia. Co się z Tobą stało? Kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a teraz ?-zastanawiałem się nad jej słowami. Wiedziałem, że ma rację, ale nie chciałem jej tego przyznać. Nie chciałem pokazać, że jestem słaby. Dalej się nie odzywałem.
-Jeżeli nie chcesz ze mną o tym porozmawia... - zrobiła pauzę - To może...znam dobrego specjalistę i...-nie dokończyła bo wstałem gwałtownie od stołu, przewracając przy tym niechcący krzesło.
-Chcesz mnie wysłać do wariatkowa?!- nie dowierzałem własnym uszom.
-To nie tak...posłuchaj to dobry psycholog, on...
-Nie wtrącaj się w moje życie! To moja sprawa i sam sobie z tym poradzę, nie potrzebuje tych Twoich specjalistów!- krzyknąłem zdenerwowany i wyszedłem z kuchni jak najszybciej. Na korytarzu chwyciłem w ręce kapelusz i okulary. Postanowiłem się przejść i ostudzić emocje. Neverland jest taki piękny jesienią, zresztą tu jest wspaniale o każdej porze roku. Zacząłem rozmyślać nad słowami Jess. Miała rację, strasznie się zmieniłem, ale moim zdaniem przesadza i dramatyzuje. Jakiego psychologa? Przecież ja jestem normalny, nie potrzebuje rozmowy z obcymi ludźmi, którzy będą tak zachwyceni, że siedzi przed nimi Michael Jackson, że będą mieli gdzieś moje problemy. To, że rzadko widuję się z Mad, to nie znaczy, że musimy się od razu rozstawać, bo tak twierdziła Jessica, a przynajmniej to dała mi do zrozumienia. Zawsze kieruję się tym, że problemy się rozwiązuje, a nie od nich ucieka, tak jak ja to dotychczas robiłem i dzisiaj mam zamiar ten problem rozwiązać. Porozmawiamy i wyjaśnimy sobie wszystko. Może wyjedziemy gdzieś ? Przydałyby się nam wakacje, najlepiej w jakimś ciepłym kraju. A Jessica chciała mi tylko pomóc. Będę musiał ją przeprosić, zdecydowanie za ostro zareagowałem, wiem że chce dla mnie dobrze, ale teraz muszę pobyć sam.

4 godziny później...
Wróciłem wreszcie do domu z zamiarem przeproszenia Jess. Nie chcę żeby więź, która się między nami utworzyła została zerwana. Już chciałem iść do jej pokoju, gdy usłyszałem, że ktoś śpiewa w... kuchni? No tak Jessica uwielbia śpiewać, a zwłaszcza moje piosenki.
Uśmiechnąłem się do siebie i poszedłem w tamtym kierunku. Oparłem się o framugę i czekałem aż mnie zauważy. Stałem tak z pięć minut, w pewnym momencie odwróciła się, a gdy mnie zobaczyła zalała się rumieńcem.
-Zaraz będzie obiad, siadaj - rzuciła i chciała wyjść i mnie ominąć, ale złapałem ją za nadgarstek i przytuliłem do siebie.
-Przepraszam - mruknąłem w jej włosy - Nie chciałem na Ciebie nakrzyczeć, poniosło mnie - odsunęła się delikatnie ode mnie i spojrzała w oczy.
-Przeprosiny przyjęte. - uśmiechnąłem się - Ale obiecaj, że zastanowisz się nad pójściem do psychologa.
-O Boże. -jęknąłem zrezygnowany - No dobrze, zastanowię się. - powiedziałem dla świętego spokoju. Na jej twarzy zagościł triumfalny uśmiech.
-A teraz myj łapy i siadaj, bo wystygnie - rzuciła wychodząc z kuchni.
-Jess, ale ja naprawdę nie jestem głodny.....-wróciła się i spojrzała na mnie takim wzrokiem „Jak tego nie zjesz to dostaniesz w łeb".
-Dobra zmieniłem zdanie, strasznie zgłodniałem. -dodałem pospiesznie widząc, że moja kucharka bierze do ręki drewnianą łychę.
-No i to rozumiem, smacznego - uśmiechnęła się i wyszła. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na talerz, na którym była moja ulubiona potrawa - risotto z warzywami. Zajrzałem tylko gdzie jest Jessica i gdy upewniłem się, że „teren czysty" udałem się do sali tanecznej. W mojej głowie pojawiły się pomysły na nowe ruchy, więc postanowiłem je przećwiczyć. Dla mnie taniec jest najlepszy na wszystko, zawsze mi pomaga. Tańcem można wyrazić uczucia lub wyrzucić te negatywne emocje. Gdy tańczę mogę wszystko. Zamknąłem drzwi na klucz żeby nikt mi nie przeszkadzał, po czym włączyłem muzykę. Wnętrze wypełniło pierwsze takty Bad, a ja od razu poddałem się muzyce. Zamknąłem oczy i nie zastanawiając się nad ruchami, czy też co mam w danej chwili zrobić zacząłem wirować po parkiecie
. Nie zauważając nawet ile czasu minęło czy godzina, dwie czy trzy, zrobiłem sobie w końcu krótką przerwę i spojrzałem na zegar, który wisiał na ścianie. Pokazywał 23:00. Zdziwiłem się trochę, że minęło aż tyle godzin, bo mi zdawało się jakbym przetańczył dopiero dwie. W końcu jednak dopadło mnie zmęczenie, więc wyłączyłem muzykę, pogasiłem światła i wziąłem szybki prysznic. Położyłem się do łóżka, zupełnie zapominając o rozmowie z moją dziewczyną. 

*******


Witam !

Chciałabym serdecznie powitać wszystkich na moim blogu. Będę tu prowadziła fikcyjne opowiadanie o Michaelu Jacksonie ,które mam nadzieję ,że Wam się spodoba.Jest to moje pierwsze opowiadanie w życiu , więc mogę robić błędy ,ale mam nadzieję ,że subiektywnie i szczerze ocenicie moją pracę .Tym czasem zapraszam do zakładki bohaterowie . Chciałabym również podziękować DangerousGirl i Alex M. za wszystkie rady , dziękuję kochane :* Niedługo pojawi się pierwszy rozdział.
Pozdrawiam Basia.