30 czerwca 2016

Rozdział 28. Macie wspólną sypialnię?

Witajcie kochani! ♥
Jak dobrze w końcu pójść spać z myślą, że jutro nie idzie się do szkoły, nie ma żadnego sprawdzianu, stresu, bo czegoś się nie zrobiło, albo nie nauczyło, nie ma chodzenia na pole -.- , plewienia i sadzenia jakiś badyli xD Tylko takie „Mam wolne...mam wolne całe dwa miesiące i mogę się opierdzielać w końcu ile tylko chcę i nikt nie będzie się o to czepiać” XD Czy tylko ja tak mam? :D Jak mijają Wam wakacje? :D Rozdział miał być o wiele wcześniej, ale coś mi nie szło to pisanie. Ale! To nie moja wina akurat, wiecie kogo to sprawka? Michaela Jacksona we własnej osobie. Nigdy jakoś nie zagłębiałam się bardzo w piosenki z albumu Off the Wall, fakt słyszałam kilka, ale stwierdziłam, że dupy nie urywają (sorry Michael xD) Dopóki nie kupiłam płyty i to w Biedrze XDD Zaczęłam pisać rozdział i włączyłam ją sobie. Nie wiem czy można tańczyć jednocześnie siedząc, ale ja tak właśnie robiłam XD Przez te piosenki nie mogę wysiedzieć w miejscu, macham tymi łapami, śpiewam, płyta leci piąty raz już, a w Open Office tylko jedna strona XD I tak stwierdziłam, że album jest świetny :D Ale moje serce i tak należy do Bad ♥
Dobra koniec mojego biadolenia już xD
Zapraszam do czytania i komentowania! ;)
******
Nadszedł dzień obiadu rodzinnego, na którym mieliśmy powiedzieć z Michaelem o naszych zaręczynach. Czy się stresowałam? Ja? Nie w ogóle, gdzieżby tam...Z nerwów już pociły mi się ręce. Dlaczego się tak bałam? To bardzo proste. Obawiałam się najbardziej reakcji Joseph'a, już go poznałam i mimo, że wydawał się być miły co było raczej wymuszone, dawał wrażenie nieprzyjemnego człowieka, z którym lepiej nie zadzierać. Patrząc na to jaki był kiedyś dla Michaela spodziewałam się wybuchu z jego strony gdy dowie się o naszych planach. Po prostu miałam złe przeczucia. Wiem, to nasza sprawa czy weźmiemy ślub i nikomu nic do tego, ale wiem też jaki wpływ miał na Michaela. Zrobiłam ostatnie poprawki w makijażu i biorąc kilka głębokich wdechów spojrzałam w lustro.
-Uspokój się tylko się uspokój...- szeptałam do swojego odbicia lustrzanego. Postanowiłam w końcu opuścić łazienkę, w której spędziłam chyba trzy godziny chcąc wyglądać perfekcyjnie, nie wiem nawet po co. Żeby sprawić dobre wrażenie? Wygląd powinien liczyć się najmniej, ale nie zaszkodzi przecież poprawić to i owo. Gdy wychodziłam wpadłam na Michaela, a raczej prosto w jego ramiona, bo byłam tak zamyślona, że prawie wywróciłabym się na wysokich szpilkach gdyby mnie nie przytrzymał.
-Co Ty taka zamyślona? Zakochałaś się?- poruszył zabawnie brwiami.
-Tak w takim jednym Jacksonie, znasz może?- zaśmiał się i objął mnie w talii.
-Chyba kojarzę gościa.- dałam mu buziaka.
-Szybko wróciłeś.- zauważyłam.
-Mówiłem, że nie będzie mnie tylko kilka godzinek. Wiesz co?- zaczął mnie cmokać w usta.
-Mhmm?
-Wyglądasz strasznie pociągająco w tej sukience.- wymruczał mi do ucha przesuwając rękę z pleców na mój tyłek, złapałam ją i ułożyłam znów na plecach, co nie pomogło, bo chwilę później wylądowała na poprzednim miejscu.
-Może przełożymy ten obiad co?- wyszeptał dobierając się do mojej szyi. Westchnęłam cicho przymykając oczy. Jego pocałunki odbierały mi racjonalne myślenie. Byłam całkowicie poddana jego ruchom, rozpływałam się pod wpływem jego dotyku.
-Michael...ni...nie możemy go przełożyć...słyszysz...- jąkałam się, potrafił mnie doprowadzić do takiego stanu, że ledwo wydusiłam z siebie kilka słów. Postanowiłam to przerwać kiedy poczułam jak jego dłoń rozpina suwak sukienki.
-Przestań, zaraz przyjadą nasi...- niechętnie oderwałam się od niego, ale nie pozwolił mi do kończyć, bo przyłożył mi palec do ust.
-Ależ kochanie zdążymy już ja się o to postaram.- uśmiechnął się chytrze i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Pokierował nas w stronę komody, ręką strącił z niej książki na co cicho się zaśmiałam i posadził mnie na niej. Dokładnie tej samej, na której rok temu gdy byliśmy pijani prawie nie doszło między nami do czegoś więcej. Nie odrywając się od moich ust znów zajął się na spokojnie pozbawianiem mnie ubrania.
-Lubisz tą komodę co?- przygryzłam wargę.
-A żebyś wiedziała, jest bardzo wygodna i wielofunkcyjna.- zaśmiałam się. W końcu zostałam w samej bieliźnie, a koszula Michaela leżała już na podłodze. Docisnął mnie jeszcze bardziej do siebie przez co poczułam podniecenie rosnące w jego obcisłych spodniach. Uśmiechnęłam się do siebie.
-No czuję, że ktoś tu się za mną stęsknił.- zaśmiałam się w prost do jego ucha.
-Mhmm bardzo stęsknił.- już mieliśmy posunąć się dalej gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi, oderwaliśmy się od siebie natychmiast.
-Victoria, Michael jesteście tam?!- Jessica...no pięknie.
-Co się stało?!- próbowałam mówić w miarę normalnym głosem.
-Wasi rodzice już przyjechali, są w salonie. Powiedziałam, że zaraz przyjdziecie!
-Dobrze, dzięki. Yyy już schodzimy...- zeskoczyłam szybko z komody i niechlujnie zaczęłam nakładać na siebie sukienkę.
-Wiedziałam, że tak będzie.- powiedziałam pod nosem, Michael skomentował to śmiechem i spokojnie bez pośpiechu ubierał się rzucając mi co chwile dziwne spojrzenia.
-Co się tak lampisz? Rusz ten seksowny tyłek, bo zaraz sobie coś pomyślą i zapnij mi tą sukienkę.- powiedziałam szarpiąc się z tym cholernym zamkiem, który nie chciał współpracować.
-Spokojnie nie denerwuj się tak.- znowu się zaśmiał, no tak dla niego wszystko jest śmieszne nawet jeżeli naprawdę takie nie jest. Zapiął mi sukienkę, chciałam już ruszyć w stronę drzwi kiedy złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
-Jeszcze do tego wrócimy.- wyszeptał trącąc nosem mój policzek.
-Chodź już kochasiu.- pokręciłam głową i chwyciłam jego dłoń. Wyszliśmy w końcu z sypialni, ale po chwili zatrzymałam się słysząc chichot tego pajaca.
-O co Ci chodzi tym razem?- odwróciłam się w jego stronę. Zaczął pokazywać ręką jakieś dziwne znaki powstrzymując śmiech.
-Twoje...wło...włosy.- wydusił w końcu. Obróciłam się w stronę lustra zawieszonego na ścianie.
-No nieźle mnie urządziłeś.- powiedziałam próbując doprowadzić „to coś” na głowie do porządku. Miałam do dyspozycji tylko ręce. Michael dalej chichotał przez co dostał kuksańca w bok.
-Dzieciak...-mruknęłam- Sam nie wyglądasz lepiej!- wystawiłam mu język. Natychmiast się uspokoił i przerażony spojrzał w lustro. No tak, miał świra na punkcie włosów.
-Jak mogłaś mi to zrobić?- rzucił z udawanym oburzeniem.
-Ty wcale nie byłeś lepszy! Jak jakiś dzikus normalnie.
-No takiego komplementu w życiu nie słyszałem.
-To nie był komplement, ale...
-Ej!- szturchnął mnie.
-Uspokój się dzikusie, bo zaraz coś Ci zrobię.- popchnęłam go lekko w bok, bo zajmował całe lustro.
-Taaak, a co mi zrobisz?- objął mnie od tyłu.
-Na pewno nie to co Ci teraz chodzi po tym kudłatym łbie. Chodź napaleńcu.- resztę drogi do salonu pokonaliśmy w spokoju bez większych niespodzianek bądź wybryków mojego ukochanego. Nasze rodzinki zdążyły już się poznać co bardzo mnie ucieszyło. Przywitaliśmy się z każdym i przeprosiliśmy za to, że musieli tak długo na nas czekać. Max tradycyjnie rzucił się na swojego idola mało nie przewracając go na ziemię, ucieszył mnie ten widok, za to Ash powiedziała oschłe „cześć”, dobre i tyle...Nasze matki tak samo jak i ojcowie znaleźli wspólny język, co nie powiem pozytywnie mnie zaskoczyło, widać było, że się polubili. Janet z Jess donosiły jeszcze na stół co chwilę nowe potrawy. Michael zaniósł na górę małe bagaże mojego rodzeństwa, a ja zaprosiłam w tym czasie wszystkich do stołu, który był już zastawiony. Poszłam jeszcze do kuchni zawołać Jess, żeby do nas dołączyła.
-Dziękuję, że wszystko przygotowałaś.- ucałowałam ją w policzek.
-Przestań nie ma za co, to moje obowiązki przecież.- uśmiechnęła się.
-Chodź do nas.
-Nie będę wam przeszkadzać.
-Jess daj spokój, jesteś dla nas jak rodzina.
-Naprawdę nie chcę wam przeszkadzać i...dziękuję, że tak myślisz.- przytuliła mnie.
-Ale na pewno?
-Na pewno, poza tym umówiłam się już z Robertem na zakupy.
-Ej z moim ochroniarzem?!- dałam jej sójkę w bok.
-Miałam poprosić Nick'a w końcu jest szoferem, ale Robert był tak miły, że sam zadeklarował się mnie zawieźć mówiąc, że to dla niego nie problem, a ochrona mi się przyda, bo jestem w końcu najlepszą kucharką Michaela Jacksona, a ponoć na takie też czyhają.- wybuchnęłyśmy śmiechem.
-I ma rację! Bezpieczeństwo przede wszystkim. Nie spieszcie się my tu sobie poradzimy. Aaa i miłej zabawy.- puściłam jej oczko.
-Przestań to tylko zwykłe zakupy.- skarciła mnie śmiejąc się.
-Od tego się zaczyna.- wróciłam w końcu do salonu gdzie wszyscy czekali tylko na mnie. Obiad przebiegł w miłej atmosferze, oprócz mojej siostry która siedziała cała naburmuszona bawiąc się telefonem to nie miałam żadnych zastrzeżeń. Janet próbowała ją trochę rozruszać co po czasie nawet jej się udało, no tak ma dobry kontakt z dzieciakami, bo mojej siostry dorosłą nazwać nie można mimo że ma już skończone 17 lat, zachowuje się jak rozkapryszony bachor. Czasami zastanawiam się czy my na pewno jesteśmy spokrewnione, bo naprawdę nie wiem po kim ona jest taka wredna. Kiedyś taka nie była, ale wtedy obie byłyśmy o wiele młodsze, a ja mieszkałam jeszcze w naszym rodzinnym domie. W powietrzu czułam już burzę, czułam że nowina o naszych zaręczynach nie będzie dobrze przyjęta. Nie wiedziałam kiedy nadejdzie najlepszy moment, ciągle dłubałam widelcem w talerzu nerwowo zerkając na zabytkowy zegar na ścianie. Odliczałam każdą sekundę, minutę, a potem godziny, które mijały bardzo szybko. Aż w końcu nadszedł wieczór. Nie wiem na co czekałam, może na to, że coś się wydarzy, wszyscy sobie pójdą, a ja zostanę tylko z Michaelem, to w jego towarzystwie czułam się w końcu najlepiej. A pro po niego to zauważył, że coś się ze mną dzieje, no tak w końcu przez prawie cały obiad się nie odzywałam.
-Co jest kochanie?- położył dłoń na moim kolanie. Oderwałam wzrok od jakże interesującego zegara i spojrzałam w jego ciemne oczy.
-Nic...
-Denerwujesz się?- szeptaliśmy.
-Nie, wcale.- próbowałam brzmieć prawdziwie.
-Widzę przecież.
-Eh no...trochę się boję.
-To co teraz?
-Ale co teraz?- spojrzałam na niego z przerażeniem.
-No ogłaszamy naszą wspaniałą nowinę.- rzucił z uśmiechem.
-Ale może jeszcze trochę poczekamy...
-Och Victoria.- wstał i pociągnął mnie za rękę żebym zrobiła to samo. Ścisnęłam mocno jego dłoń i przykleiłam się do jego boku, zaśmiał się. Wszyscy spojrzeli na nas ze zdziwieniem, przerywając rozmowy. Michael wyczuwając, że ja raczej nie wyduszę z siebie ani słowa postanowił przejąć inicjatywę.
-Chcielibyśmy wam o czymś powiedzieć...- zaczął, ale nie dane było mu skończyć.
-Victoria jest w ciąży?- palnęła Janet, wytrzeszczyłam oczy.
-Nie!- zawołałam od razu- Nie, oczywiście, że nie.- powiedziałam już nieco spokojniej.
-Jeszcze nie...- szepnął do siebie Michael, ale i tak usłyszałam. Szturchnęłam go lekko.
-To powiecie nam w końcu?
-Oświadczyłem się Victorii, bierzemy ślub.- powiedział na jednym tchu. Reakcje były podzielone. Nasze mamy pisnęły szczęśliwe i od razu do nas podleciały.
-I dopiero nam o tym mówicie?!- wyściskały nas tradycyjnie. Nasi ojcowie...no cóż przeżyli niemały szok, ale postanowili chociaż udawać, ze się cieszą. Skąd to wiedziałam? Ich miny mówiły wszystko. Oczywiście również nam pogratulowali, ale z wyraźną niechęcią i opóźnieniem. Max zaczął biegać po całym pokoju i krzyczeć, że Michael będzie jego szwagrem, parsknęliśmy na to śmiechem. Ashley skomentowała to cichym „zajebiście” i dalej siedziała niewzruszona.
-Mimo, że o wszystkim wiem to w końcu mam okazje osobiście wam pogratulować. Miśki wy moje.- rzuciła uśmiechnięta Janet dusząc nas prawie.
-Więc kiedy ślub?- spytała niecierpliwie moja mama.
-Jeszcze nie ustaliliśmy konkretnej daty.- wyjaśniłam.
-Dzieci bardzo cieszy nas ta wiadomość, jeżeli chodzi o przygotowania możecie na nas liczyć.- uwielbiałam Katherine, zawsze miła, uśmiechnięta i emanowała od niej taka dobroć. Michael był bardzo podobny pod tym względem. Chciałam coś powiedzieć, ale poczułam dotyk na ramieniu, odwróciłam się.
-Mogę Cię prosić na słówko?- mój ojciec nie miał za wesołej miny, a ja czułam, że ta rozmowa nie będzie przyjemna. 
-Zaraz wracam.- cmoknęłam Michaela w policzek i odeszłam na bok wraz z tatą.
-Więc...o czym chciałeś rozmawiać?
-Czy jesteś świadoma tego na co się piszesz wychodząc za Michaela?- przewróciłam oczami, już się zaczyna. Z tatą miałam o wiele lepsze relacje niż z mamą dlatego dziwiło mnie, że ciągle czepia się Mike'a, choć nic mu nie zrobił, a ja nie mam już pięciu lat. Z każdym moim chłopakiem jest tak samo, tylko różnica jest taka, że Michaela może być pewny, bo ja wiem, że to miłość na całe życie, po prostu to czuję. Widząc mnie szczęśliwą powinien w końcu to sobie uświadomić.
-Kocham go.- powiedziałam szczerze.
-Samą miłością człowiek nie żyje.- znowu przewróciłam oczami.
-Spokojnie na chleb nam jeszcze starcza.- powiedziałam z ironią.
-Kochanie nie denerwuj się, ja próbuję Cię chronić.- podszedł do mnie kładąc dłonie na moich ramionach.
-Chronić?- prychnęłam- Przed kim? Przed własnym narzeczonym?
-Wiesz jaki on jest sławny, jeśli za niego wyjdziesz Twoje życie diametralnie się zmieni.
-Wiem o tym, jestem tego w pełni świadoma. Poradzimy sobie, będę przy Michaelu i będę go wspierać. Miłość przetrwa wszystko. Nie wiem czemu tak go nie lubisz.
-Mówisz jak zakochana nastolatka, jakoś się ułoży i już. To nie kwestia lubienia, gdybyś poczytała trochę co piszą na jego temat...Wiesz jak potraktował swoją ostatnią dziewczynę, która też była jego narzeczoną i którą równie mocno kochał? Tak ją kochał, że ją zdradził i to w dodatku z pokojówką.- prychnął.
-...o nie! Tego już za wiele.- podniosłam głos- Chyba ja wiem lepiej jaki jest Michael niż jakieś głupie brukowce. Wierzysz własnej córce czy jakimś pseudo dziennikarzom?Wiem o nim wszystko, tato śpimy pod jednym dachem! Madonna sama wskoczyła do łóżka bratu Michaela i pewnie nie tylko z nim go zdradziła, połowa LA ją miała! Spróbuj go najpierw poznać, a dopiero potem oceniać.- tak zdenerwowałam się i to bardzo. Nie rozumiałam dlaczego ciągle się go czepia i ocenia na podstawie plotek. Kto będzie jeszcze przeciwko nam? Mało mamy swoich problemów? Nasza rodzina powinna nas wspierać.
-Wiesz, że chcę dla Ciebie dobrze.
-Pieprzenie.- zepchnęłam jego rękę- Pamiętaj, że nie potrzebuję Twojej zgody, jestem dorosła i sama o sobie decyduje.
-Nie tym tonem.
-Daj mi spokój.- nie mogłam już dłużej tego znieść więc zostawiłam go samego, może zmądrzeje jak przemyśli sobie pewne rzeczy. Wzrokiem zaczęłam szukać Michaela, dostrzegłam go w końcu, był na tarasie. Z kimś rozmawiał...no tak z Joseph'em. Po jego minie można było zauważyć, że raczej nie rozmawiają o pogodzie. Naprawdę miałam już tego dosyć. Wiedziałam, ze tak będzie, wręcz byłam pewna ich reakcji. Jakoś mama od razu polubiła Michaela...może dlatego, że jest bogaty i będę miała zapewnioną przyszłość u jego boku. W sumie nie zdziwiłabym się. Tyle, że dla mnie nie liczyły się miliony na koncie i sława, dlaczego nikt tego nie rozumiał?

********
-Nie sądzę aby ślub pomógł Ci teraz w Twojej karierze.- powiedział Joseph zapalając papierosa. Ręką odgoniłem od siebie dym. Brzydziłem się tym smrodem.
-A co ma ślub i moje szczęście do kariery? To, że ożenię się z Vicki nie oznacza, że przestanę koncertować. Jedno nie wyklucza drugiego.
-Masz lepsze rzeczy do roboty, a nie jakieś miłostki. Brakuje Ci baby? Załatwię Ci na jedną noc i po sprawie. Powiedz tylko jedno słowo.- nie wierzyłem własnym uszom.
-Jesteś obrzydliwy.- powiedziałem ze wstrętem.
-Co to też Ci nie pasuje? Chcesz zaprzepaścić tyle lat pracy dla jakiejś Victorii?
-Nie jakiejś tylko dla mojej narzeczonej jak już i nie zmienię decyzji. Nadal będę nagrywać, ale zrozum, że muzyka to nie jest cały mój świat.
-Nie wiesz co mówisz, omotała Cię i namieszała w głowie.
-Tak Twoim zdaniem każda kobieta namieszała mi w głowie. Postawiłem sprawę jasno i nie będę się więcej powtarzać. Weźmiemy ten ślub czy to Ci się podoba czy nie. Nie obchodzi mnie Twoje zdanie na ten temat.- chciałem wejść do środka, ale mnie zatrzymał.
-Jeszcze z Tobą nie skończyłem.- podniósł głos.
-A ja i owszem.- wyrwałem mu się i wróciłem do salonu. Chciałem odnaleźć Vicki, ale w pokoju jej nie było. Postanowiłem sprawdzić kuchnię. Stała odwrócona i wpatrzona w widok za oknem. Przystanąłem w progu i zacząłem się jej przyglądać. Widać było, że intensywnie nad czymś myśli. Przybliżyła kieliszek z szampanem do ust i upiła trochę trunku pozostawiając na szkle tylko ślad krwisto czerwonej szminki. Nawet picie z głupiego kieliszka wychodziło jej niesamowicie perfekcyjnie i z klasą. Światło w kuchni było zgaszone, padał na nią jedynie blask księżyca, który świecił dzisiaj niesamowicie mocno. Wyglądała po prostu pięknie. Nie mogłem oderwać wręcz wzroku, od zawsze lubiłem obserwować ludzi, ich zachowania, nawyki, gesty. Zastanawiałem się o czym myślą w danej chwili. Zostało mi to do dzisiaj. Chyba była naprawdę zamyślona, bo nie odwróciła się w moją stronę nawet na chwilę. A zwykle dawno poczułaby na sobie mój intensywny wzrok, który przewiercał ją na wylot. Chyba domyślałem się co tak ją trapi. Było jej przykro z powodu reakcji naszych ojców, do tego bała się Joseph'a widziałem to w jej oczach. Wydaję mi się, że do niej nic nie ma, inaczej dawno by to wyraził w słowach. Nie powiedział o niej nigdy złego słowa, chociaż nie! Nazwał ją raz...nie chcę nawet sobie tego przypominać, ale wtedy nie znał jej osobiście. Jego najbardziej boli to, że muzyka nie jest już najważniejsza w moim życiu, boi się, że straci swoją pozycję i nie będzie miał na mnie wpływu. Narzekał na każdą moją dziewczynę. Na Madonnę najbardziej, a to, że wygląda jak tania dziwka, że psuje mi reputacje i jest ze mną tylko dla pieniędzy i sławy, za mało jej machania gołym tyłkiem przed kamerami więc wzięła się za mnie. I w sumie teraz z perspektywy czasu mogę przyznać mu rację, ale Vicki jest zupełnie inna. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumie i zaakceptuję ją, zaakceptuje to, że się kochamy. Postanowiłem przerwać w końcu te bezsensowne przemyślenia i podszedłem do ukochanej, przytulając się do jej pleców, a głowę ułożyłem na jej ramieniu. Kątem oka dostrzegłem, że się uśmiecha. Odwróciła się po chwili i mocno wtuliła w mój tors, nic nie mówiła, więc ja też się nie odzywałem. Nie chciałem psuć tej cudownej chwili. Staliśmy tak dosyć długo, nieruchomo w świetle księżyca, w zupełnej ciszy.
-Kotku co jest?- szepnąłem.
-Joseph nie jest zadowolony?- mruknęła.
-O to Ci chodzi...Twój ojciec też nie jest zadowolony, ale wiesz gdzie my to mamy?
-Tak w nosie.
-No może być i w nosie.- zaśmiała się i o to mi chodziło. Spojrzała na mnie.
-Nie smuć się już, bo wolę jak jesteś uśmiechnięta.- pstryknąłem ją w nosek- Wszystko się ułoży, obiecuję Ci to. Najważniejsze, że mamy siebie.- pocałowałem ją we włosy.
*******
Rodzice Michaela pojechali o 23, bo Joseph miał ponoć jakieś ważne spotkanie następnego dnia i musiał się wyspać. Taa każda wymówka jest dobra. Ash i Max byli już w pokojach na górze. Moi rodzice zostali do późna, dobrze nam się rozmawiało. A raczej im, bo ja siedziałam przygaszona i nie miałam ochoty na pogawędki, a już zwłaszcza z moim ojcem, na którego dalej byłam zła. Kiedy mama zakomunikowała, że czas na nich ożywiłam się od razu podniosłam się z kanapy żeby odprowadzić ich do drzwi. Cieszyłam się, że w końcu sobie pojadą, a ja będę mogła spędzić czas ze swoim narzeczonym, sam na sam. Moja radość nie trwała jednak długo, kiedy usłyszałam co powiedział, a raczej zaproponował Michael prawie wpadłam na ścianę.
-A może zostaną państwo na noc? Jest już późno i nie ma sensu wracać po ciemku taki kawał drogi.- spojrzałam na niego przerażona i kopnęłam go lekko w nogę.
-Spokojnie wiem co robię.- szepnął mi dyskretnie na ucho. Oj Jackson...nie wiesz w co się pakujesz. Myślałam, że go tam chyba zabije. Czy on w ogóle myśli? A może myśli tylko tym co nie trzeba...
-No nie wiem, to nie będzie dla was kłopot? Wystarczy, że zostawiliśmy wam na głowie Ashley i Max'a.
-Mama ma rację. Najlepiej jak wrócicie już do domu.- powiedziałam zniecierpliwiona.
-Dlaczego? Skoro Michael sam zaproponował.- tak mojemu tacie od razu spodobał się ten pomysł, ja już wiedziałam, że to się źle skończy.
-To żaden kłopot naprawdę.- Michael objął mnie jeszcze bardziej, gdyby nie rodzice to przysięgam, że zarobiłby ode mnie w łeb.
-Skoro tak mówisz, będzie nam bardzo miło.- nie no po prostu super, myślałam że chociaż mama jest mądra.
-W takim razie zapraszam na górę, pokażę państwu sypialnię.- nie wiem, co on chciał zabłysnąć przepychem w domu czy co? Na mojego ojca to nie podziała. Michael był tak mądry, że wybrał pokój na tym samym piętrze, na którym znajdowała się nasza sypialnia. Nie wierzyłam w to co on wyprawia.
-Jak będą jeszcze czegoś państwo potrzebować to proszę śmiało mówić my pójdziemy się już położyć.- złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę pokoju. Nie daruje mu tego.
-Macie wspólną sypialnię?- zatrzymaliśmy się oboje na dźwięk głosu mojego ojca.
-Tak.
-Nie.- powiedzieliśmy w tym samym czasie odwracając się w ich stronę.
-Harry daj spokój są dorośli, my też byliśmy młodzi. Nie rób cyrków i chodź spać.- mama próbowała go wciągnąć siłą do sypialni, na próżno.
-To macie czy nie?- spojrzał na nas podejrzliwie. Już chciałam otworzyć usta, żeby dobitnie to potwierdzić, ale Michael zatkał mi je ręką. No on chyba sobie ze mnie kpi!
-Oczywiście, że nie. Mamy osobne sypialnie, musimy tylko porozmawiać. Dobranoc.- mój ojciec chyba uwierzył, bo nic już nie powiedział, a my szybko znaleźliśmy się sami.
-Czy Ty oszalałeś?!- krzyknęłam gdy tylko zamknął drzwi.
-Błagam nie krzycz. Skąd miałem wiedzieć, że Twój ojciec jest tak bardzo wierzący?
-To teraz już wiesz. Nie wiem co Ty odwalasz, ale nie podoba mi się to.
-Chce żeby zaczął mi ufać.
-Dlatego powiedziałeś, że nie śpimy ze sobą?
-Między innymi...no wyszło mi to trochę spod kontroli.
-Trochę? Idę zaraz do niego i powiem mu, że wcale nie mamy osobnych sypialni i od dawna nie jestem dziewicą!
-Ciszej proszę, nie musi wiedzieć o tym cały Neverland.- ruszyłam w stronę drzwi, ale Michael zatarasował mi przejście.
-Poczekaj i nie denerwuj się już.- złapał mnie za ręce.
-Nie będę ukrywać się we własnym domu.- powiedziałam już nieco spokojniej.
-Chcę tylko przekonać Twoich rodziców do siebie.- westchnął.
-Ale mnie nie obchodzi co oni o Tobie myślą, nie musisz robić wszystkiego żeby im się przypodobać, tata sam przejrzy na oczy gdy Cię trochę lepiej pozna.
-Po prostu mi zaufaj.
-Dobra nie wiem po co te cyrki, ale rób już sobie co chcesz nie będę Ci przeszkadzać.- chciałam już wyjść, ale znowu mnie zatrzymał wciskając do ręki mój telefon. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Przyda Ci się. Idź do swojego starego pokoju, coś wymyślimy.- bez słowa opuściłam naszą sypialnię. Tak byłam zła, na to że nie zapytał mnie o zdanie proponując moim rodzicom nocleg. Mój kochany tatuś na pewno wymyśli coś głupiego mogę się założyć, a ja chciałam tylko swobodnie czuć się w swoim domu. Wzięłam szybki prysznic żeby jak najszybciej położyć się do łóżka. Całe szczęście miałam tu jeszcze trochę swoich rzeczy więc nie musiałam chodzić co chwile do naszej sypialni po coś.
Zgasiłam światła, ale nawet to nie pomogło mi w zaśnięciu. Wzięłam telefon i szybko wystukałam na klawiaturze wiadomość.
Ja: Nie mogę zasnąć.
Mike <3: Ja też, ale mam pomysł.
Ja: Ty lepiej już nic nie kombinuj.
Mike <3: Nie moja wina, że bez Ciebie nie zasnę. Zaraz przyjdę.
Zaśmiałam się. Nie minęło nawet pięć minut, a usłyszałam jak drzwi do pokoju się otwierają. Byłam pewna, że to Michael. Bardzo cicho zamknął je za sobą i wskoczył do łóżka zrobił to z rozbiegu więc wylądował oczywiście na mnie.
-Co Ty wyprawiasz durniu!- zaczęliśmy się śmiać, ale po chwili przestaliśmy.
-Musimy być cicho.- szepnął kładąc mi palec na ustach.
-Jakie cicho? Idziemy spać.
-Nie, nie idziemy spać.- było ciemno, ale wiedziałam, że w tej chwili na pewno się uśmiecha. Taaa spać nie mógł, ja już wiem co chodziło mu po tej kudłatej głowie.
Wlazł pod kołdrę i położył się delikatnie na mnie obsypując moje ciało milionem pocałunków.
-Ty brałeś dzisiaj jakieś tabletki?- spytałam odsuwając go trochę, zaśmiał się.
-Ja nie potrzebuję takich wspomagaczy. A czemu pytasz?
-Bo jesteś bardzo pobudzony seksualnie.
-To chyba dobrze.- zamruczał- Poza tym musimy coś dokończyć. Chodziłaś cały dzień spięta więc trzeba Cię trochę rozluźnić.- zaśmiałam się. Złość na niego przeszła mi od razu, nie potrafiłam się na niego długo gniewać, Michael znał moje słaby punkty i wiedział jak mnie udobruchać.
-Ale w pokoju obok...są moi rodzice.- zsunął ramiączko mojej koszuli.
-No i co z tego? Będziemy cichutko.- przygryzł moją wargę.
-Nie wiem czy ja będę umiała być cichutko.
-A od czego masz mnie? Spokojnie skarbie już ja Ci pomogę.- nie podobało mi się to w jakich pozycjach jesteśmy więc postanowiłam to zmienić. Powaliłam Michaela na plecy i usiadłam na jego brzuchu.
-Co robisz?
-Jak to co? Zawsze Ty jesteś na górze.- położył dłonie na moich biodrach ściskając je lekko.
-Bo jestem facetem.- pochyliłam się nad nim.
-A...ja...kobietą...i nie...marudź już...bo...szkoda..na to...czasu.- mówiłam po między pocałunkami. Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, a promienie zapalonego
światła tak mnie oślepiły, że musiałam zamknąć oczy. Leżeliśmy na brzegu łóżka więc odwracając się za mocno się wychyliłam i spadłam z niego.
-Szlak...- powiedziałam pod nosem, wstałam szybko na równe nogi i mrużąc oczy spojrzałam w stronę drzwi.
-Mówiliście, że macie osobne sypialnie.
-Tato co Ty tu do jasnej cholery robisz?!- no co to miało być?! Michael momentalnie pobladł, a potem zaczerwienił się co było dziwne, bo on nigdy się nie zawstydza. No tak był w samych bokserkach...
-Ja...ja chciałem...
-No co chciałeś?- spytałam zniecierpliwiona kładąc ręce na biodrach.
-Chciałem...sprawdzić czy masz wygodne łóżko.- spojrzał w bok jakby chciał pooglądać ściany, na których nie było nic szczególnie wyjątkowego. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Czułam się jak nastolatka przyłapana na pierwszym pocałunku z chłopakiem.
-A wy co robiliście?
-A co przesłuchanie nam teraz zrobisz?
-Vicki spokojnie.- Michael wstał z łóżka i podszedł do mnie- Ja wszystko wytłumaczę. Przyszedłem tu, bo...chciałem tylko powiedzieć dobranoc i...
-Dobranoc pół nagi?
-Tato!
-Co? Tylko pytam.
-Jesteśmy dorośli i mógłbyś się opanować z tym pilnowaniem mnie, bo naprawdę robi się to męczące.
-Ja wszystko rozumiem, robię to dla waszego dobra przecież.
-Dla naszego dobra nas nachodzisz?
-Moim zdaniem powinniście poczekać z seksem do ślubu.- wytrzeszczyłam oczy. Teraz będzie mnie pouczać? Dość tego.
-Nie no tego już za wiele...- podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież.
-Proszę Cię abyś natychmiast opuścił ten pokój.
-Ale Victoria...
-...teraz. Nie będę wysłuchiwać pierdół o tym, że grzeszę i pójdę za to do piekła. To dobre dla dzieci. Idź tym postraszyć lepiej Ashley. To NASZA sprawa co robimy i nikomu nic do tego.- Michael nawet nie odezwał się słowem i bardzo dobrze, bo zamiast mi pomóc trzymałby stronę mojego ojca, a raczej kłamałby. Stał tylko ze spuszczoną głową jakby coś przeskrobał, wyglądał trochę śmiesznie, ale nie będę się z niego nabijać. Na pewno czuł się niezręcznie.
-Nie chcę się przecież kłócić.
-Właśnie, że chyba chcesz dlatego lepiej wyjdź.- westchnął tylko i już miał wyjść kiedy zatrzymał się w progu i spojrzał na mojego narzeczonego.
-Michael, a Ty nie idziesz?- spytał podejrzliwie.
-Ja...tak oczywiście już idę.- uśmiechnął się do mnie przepraszająco i szepnął ciche „dobranoc skarbie” to ma być pożegnanie? Przyciągnęłam go do siebie za rękę i pocałowałam gwałtownie w usta, ale to nie było zwykłe cmoknięcie. Zarzuciłam mu ręce na szyję, przyklejając się do jego ciała maksymalnie jak tylko było to możliwe i dalej namiętnie całowałam. Nawet chrząknięcie mojego ojca nam nie przeszkodziło, bo ja nie miałam zamiaru szybko tego przerwać. Niech stoi i się patrzy, nie mam zamiaru się hamować.
-Teraz możesz iść.- powiedziałam gdy tylko oderwałam się od jego ust. Ich miny były bezcenne. Michael przetarł wilgotne wargi opuszkami palców i zaśmiał się cicho. Każdy poszedł w swoją stronę. Przymknęłam drzwi i obserwowałam tatę, który zaczekał aż Michael wejdzie do sypialni i dopiero wtedy sam się do niej udał. Pokręciłam głową wzdychając i położyłam się do łóżka. Jutro z samego rana wrócą do domu i będę miała święty spokój. To co wyczyniał mój ojciec było ogromną przesadą. Strach pomyśleć co by zrobił gdybym dalej z nimi mieszkała, trzymałby mnie pewnie pod kluczem, a w moim pokoju zainstalowałby kamery. Tyle, że o mnie nie musi się martwić, bo z Michaelem nic mi nie grozi. Nie ma wyjścia musi zaakceptować nasz związek. Nie zrezygnuje z miłości, bo mój ociec ma jakieś widzi mi się. Miałam nadzieję jednak, że szybko zmądrzeje, jeżeli naprawdę zależy mu na moim szczęściu to w końcu zrozumie i w pełni zaakceptuje moją decyzję, której nie zmienię. 
******
I jak? :) Nie wiem, ale jakoś... ten rozdział szedł mi opornie na początku, mimo tego efekt końcowy nawet mi się podoba. Jeżeli chodzi o niektóre zachowania Vicki...w tym rozdziale to byłam cała ja xD jeżeli jest czasami za bardzo wybuchowa i zachowuje się jakby miała okres przez cały rok to wybaczcie jej, to moja wina XD Tak samo jeżeli przesadnie się stresuje, ja pod tym względem jestem taka sama. Proszę tylko jeszcze anonimków o ujawnienie się i zrobienie tej przyjemności autorce, która często zarywała noce, śpiąc tylko po 4 godziny, a na następny dzień musiała iść do szkoły xD Dla Was to tylko pięć minut, a dla mnie o wiele więcej. Każda opinia jest ważna. Mam nadzieję, że się nie boicie czy coś xD Wiem, że jestem bardzo nerwowa i w ogóle, ale spokojnie krzyczeć nie będę jak napiszecie co myślicie ;) Pamiętajcie, że to czytelnicy tworzą bloga, bez Was nie ma tego opowiadania. Jak widzę każdy komentarz i nie ważne czy jest on pozytywny czy nie od razu mam ogromny uśmiech na twarzy, bo wiem że ktoś to czyta. A tak poza tą wysoką liczbą wyświetleń (za którą niezmiernie dziękuję ♥ ) i dwoma komami pod każdym prawie rozdziałem ani śladu po reszcie czytelników. Każdy komentarz jest ogromną motywacją do dalszego pisania :)
Pozdrawiam ♥

25 czerwca 2016

25.06.2009

Witajcie kochani! :)
Dzisiaj nie rozdział, a zwykły post, prosto z serca i jak najbardziej szczery.
Słuchając piosenek Michaela zdałam sobie sprawę, że nie wstawiłam nic na bloga tak więc jestem :)
Dziś rocznica śmierci naszego Króla ♥  Naszego Aniołka ♥ Naszego mentora ♥ Naszego nauczyciela ♥ Naszego pocieszyciela ♥ Naszego przyjaciela ♥ 
Każdy z nas obchodzi ten smutny dzień inaczej, niektórzy robią ołtarzyki, inni się modlą, a jeszcze inni oglądają przez cały dzień teledyski i koncerty Michaela bądź filmy z nim przy okazji rycząc w poduszkę. Myślę, że nie ważne jak go obchodzimy, ale ważne, że o Nim myślimy, bo Michael będzie w sercu każdego bez względu na to co będziemy robić. Myślę również, że Nasz idol nie chciałby abyśmy przez niego płakali, jest teraz w lepszym miejscu, z dala od fałszywych „przyjaciół” i tych hien, które zniszczyły mu życie i miejmy nadzieję jest szczęśliwy, to jest najważniejsze :) Aby był szczęśliwy tam gdzie jest ♥ Pamiętajcie nie ważne co napiszą w gazetach czy powiedzą w wiadomościach my wiemy jak jest, znamy prawdę i trzymamy się razem, bo Moonwalkers to jedna wielka rodzina! Michael patrzy na nas z góry i jest dumny więc nie płaczmy, a cieszmy się z jego szczęścia

 

We'll Always Love You Michael!

19 czerwca 2016

Rozdział 27. „Zazdrość nie rodzi się z braku zaufania tylko ze strachu przed utratą bliskiej osoby.”

Witam! :D
Jak mnie tu dawno nie było xD Stęskniłam się z Wami, za tymi wszystkimi komentarzami, które doprowadzają mnie do łez xD za pisaniem i ogólnie za blogiem <3 Na samym początku chciałam przeprosić Was, że musieliście tyle czekać na rozdział, miałam już nie robić takich długich nieobecności, wiem i strasznie mi źle z tego powodu. Ostatni tydzień miałam całkowicie zawalony, codziennie coś, jak nie odpowiedź, to sprawdzian, a jeden przedmiot chodziłam zaliczać kilka razy, a jak przyszło co do czego to okazało się, że zaliczać nic nie muszę, bo jedynka mi nie wychodzi -.- Było straszne zamieszanie, a ja byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów, ciągle przebywałam z ludźmi więc wyobraźcie sobie jak mieli ze mną przesrane xD Jak jestem zdenerwowana to większość wie, że ma nawet nie podchodzić, no właśnie niestety niektórzy nie wiedzą... Wyszłam ze wszystkich zagrożeń, tak jak przypuszczałam i od września witam drugą klasę technikum :D A jak tam Wasze oceny? Wszystko pozaliczane? :) Chciałam zająć się najpierw sprawami szkolnymi, a dopiero później blogiem. Zrobić najpierw jedną rzecz, ale dobrze, a potem brać się ze spokojnym sumieniem za drugą. I oto jestem :D Mam nadzieję, że mnie jeszcze nie wyklneliście xD Pewnie i tak dostanę opieprz, ale oszczędźcie mnie chociaż troszkę xD Jak widać również nie utopiłam się w studni po tym ostatnim rozdziale, a zwłaszcza po jednej scenie. Ale to tylko ze względu na pozytywne komentarze, za które z całego serducha dziękuję :D To chyba tyle ode mnie :)
Zapraszam do czytania i komentowania! 
******
-I co gwiazdeczko, nie masz gdzie uciec?- spytał podchodząc do mnie z szyderczym uśmiechem na ustach. Cała spanikowana zaczęłam robić kroki do tyłu, ale w końcu natrafiłam na zimną ścianę. W całym pomieszczeniu było ciemno, nawet nie wiedziałam gdzie się dokładnie znajduję. Rozglądałam się na wszystkie strony w poszukiwaniu drogi ucieczki, ale poczułam jak jego ciało jeszcze bardziej dociska mnie do ściany.
Zaczęłam krzyczeć, próbowałam się wyrwać, ale wtedy był jeszcze bardziej brutalniejszy. Czułam ból, ogromny ból w sercu. Popchnął mnie z całej siły na podłogę. Potem wszystko działo się szybko. Zdarł niemalże ze mnie ubranie, zaczął szeptać obrzydliwe rzeczy do ucha, opowiadał co zaraz ze mną zrobi, a oddechem drażnił moją delikatną skórę.
-Michael! Błagam pomóż...mi...- łzy mimowolnie spływały po moich policzkach.
-Nie ma go tu i nikt Ci nie pomoże! Przestań beczeć suko!- uderzył mnie z otwartej dłoni w twarz. Po czym kontynuował to co zaczął. Czułam się strasznie...nie mogłam nic zrobić...Michaela nie było przy mnie. Nie miałam nawet siły się bronić, on był ode mnie silniejszy, mogłam jedynie błagać o cud, albo prosić o śmierć...
Obudziłam się za sprawą czyjegoś dotyku, a raczej szarpania. Otworzyłam nagle oczy, byłam cała spocona i zdyszana jakbym co najmniej się z kimś biła. Obok mnie siedział Michael z przerażoną miną trzymając mocno moje ramiona.
-Victoria! Spójrz n mnie. Słyszysz? Proszę...kochanie...- czułam się jak w jakimś pieprzonym horrorze, nie wiedziałam już co jest rzeczywistością, a co fikcją.
-Vickuś...- zdołałam spojrzeć w końcu na mojego narzeczonego. Wyrwałam mu się i wybuchłam niekontrolowanym płaczem chowając twarz w dłoniach. Poczułam jak dotyka mojego ramienia, ale natychmiast zepchnęłam jego rękę. Nie chciałam żeby ktokolwiek mnie teraz dotykał.
-Skarbie powiedz co się stało proszę. Płakałaś i strasznie krzyczałaś przez sen, wołałaś moje imię. Nie odpychaj mnie.- przysunął się bliżej i zabrał moje ręce z twarzy, po czym chwycił mój podbródek, żebym mogła spojrzeć w jego oczy, które ociekały miłością i troską. Rzuciłam mu się na szyję, mocno ściskając skrawek jego śnieżnobiałej koszulki.
-Znowu on...zrobił to...- dlaczego znowu? Bo od tamtego dnia, w którym spotkałam Sebastiana w centrum handlowym śni mi się prawie codziennie, za każdym razem w postaci koszmaru. Zaczęłam cicho łkać chowając twarz w jego miękkie loki.

-Ciiii nie płacz kotku, proszę zrób to dla mnie. On już nigdy Cię nie skrzywdzi, jestem tu z Tobą.- szeptał mi do ucha gładząc przy tym po plecach, zawsze kiedy tak czule mnie przytulał czułam się bezpiecznie, tylko jego ramiona dawały mi taką ochronę. Kołysał mnie jak małą dziewczynkę dopóki się nie uspokoiłam.
-Gdybym tylko mógł coś zrobić...
-Możesz - oderwałam się nagle od niego- Powiedz w końcu co zrobiłeś mu tamtej nocy.- zaczął uciekać wzrokiem.
-Zrozum, że nie mogę Ci powiedzieć.- jesteśmy zaręczeni od dwóch tygodni i od tej pory nie mogę tego z niego wyciągnąć. Choć próbowałam już wszystkiego, dosłownie wszystkiego...Wyrwałam się z jego uścisku.
-W takim razie wal się.- miałam już tego dość. Wstałam z łóżka z zamiarem opuszczenia sypialni. Ale nie zdążyłam nawet otworzyć drzwi, bo Michael zatarasował mi przejście.
-Przestań zachowywać się jak dziecko.- powiedział spokojnie, czym jeszcze bardziej mnie zdenerwował.
-Ja się zachowuje jak dziecko?! Ja?! To ty robisz jakieś dziwne akcje w nocy nie wiadomo nawet z kim i po co a...
-...po to żeby ten skurwiel nigdy więcej Cię nie dotknął.- rzucił przez zaciśnięte zęby.
-Bohater się znalazł! Mam w dupie Sebastiana, bałam się o Ciebie rozumiesz? Bałam się, że coś Ci się stanie i nie zasługuje nawet na żadne wyjaśnienia? Jak mam być spokojna jak nie wiem co zro...- nie mogłam skończyć, bo poczułam nagle ciepłe wargi Michaela na swoich. Opuściłam ręce wzdłuż ciała, a on przysunął się jeszcze bliżej oplatając mnie rękoma w talii. Całował mnie długo i zachłannie, dopóki oboje nie straciliśmy oddechu. Odsunęłam się delikatnie od niego, ale nasze twarze dzieliły jedynie milimetry. Oblizał wargi.
-Ty zawsze wiesz jak zatkać mi usta.- zaśmiał się, a po chwili dołączyłam do niego.
-No znam wiele sposobów na zatkanie Ci ust.- wymruczał do mojego ucha, trącąc nosem mój policzek.

-I tak jestem na Ciebie wkurzona.- westchnął zrezygnowany. Jego sztuczki tym razem na mnie nie podziałały, z czego wyraźnie nie był zadowolony, a ja wręcz przeciwnie. Wróciłam do łóżka, a ten bajerant podreptał za mną. Odwróciłam się do niego plecami. Nie zamknęłam oczu, nie chciało mi się spać. Wiedziałam, że Michael długo nie wytrzyma leżenia na plecach i patrzenia się w sufit i zacznie kombinować. Miałam rację, po chwili odwrócił się w moją stronę i przytulił do moich pleców, a dłoń wsunął pod kołdrę. Zaczął jeździć nią najpierw po moim udzie, a kiedy zauważył, że nie reaguję, wsunął ją pod koszulę nocną. Strzepnęłam jego rękę na wysokości żeber.
-Daj mi spać.
-Ale mi się nie chce spać.
-To masz problem.- odsunęłam się do niego i wtuliłam w poduszkę, przymykając oczy.
-Będziesz się teraz ciągle obrażać?- rzucił z pretensją.
-Dopóki nie powiesz mi co zrobiłeś Sebastianowi.- odwróciłam się w jego stronę, westchnął głęboko.
-Nic takiego, żyje.
-No, ale mi to mówi!- zawołałam.
-Vicki nie możemy o tym po prostu zapomnieć?- pogłaskał mnie po policzku.
-Ale...
-...kocham Cię, chodź już spać, bo rano muszę wcześnie wstać do studia.- złożył czuły pocałunek na moim czule, a ja wiedząc, że i tak niczego się nie dowiem przytuliłam się do jego boku i próbowałam zasnąć.
*******
Obudziłam się około południa za sprawą okropnego bólu głowy. Mając zamknięte oczy poklepałam miejsce obok siebie, które niestety było już puste.
-No tak, przecież pojechał do studia...- wymruczałam w poduszkę. Nie lubiłam budzić się sama w wielkim, zimnym łóżku. Zwlekłam się w końcu z wygodnego materaca i udałam się w kierunku łazienki. Czułam się strasznie otępiała jakby ktoś przywalił mi patelnią w głowę. Z szafeczki nad zlewem wyjęłam opakowanie tabletek przeciwbólowych. Do szklanki nalałam wody z kranu i połknęłam dwie kapsułki. Wykonałam całą poranną rutynę, łącznie z makijażem, bo miałam bardzo spuchnięte oczy od nocnego płaczu. Zeszłam na dół do kuchni, w której zastałam krzątającą się Jess.
-Dzień dobry.- usiadłam przy stole i złapałam się za głowę.
-Ooo śpiąca królewna wstała.- zaśmiała się i postawiła przede mną talerz jajecznicy i gorącą, świeżo mieloną kawę, której aromat od razu dostał się do moich nozdrzy. Pierwsze co to pochwyciłam kubek i zatopiłam usta w ciemnej cieczy. O tak tego mi było trzeba.
-Jess mówiłam już, że Cię kocham?
-Taaak codziennie mi to powtarzasz.
-No to mówię po raz kolejny.- nie zauważyłam nawet kiedy opróżniłam zawartość całego kubka. Odsunęłam talerz i położyłam głowę na stole, naprawdę czułam się koszmarnie.
-Ej, a Ty co taka zmarnowana?
-Miałam ciężką noc...
-No proszę, pan Jackson aż tak Cię wymęczył? Ach ten niewyżyty dzieciak. Muszę mu powiedzieć, żeby trochę opanował ten swój temperament, bo w takim tempie to Ty do ślubu nie dożyjesz.
-Matko, to nie tak jak myślisz.
-Nie broń go!- zaśmiałam się.
-Nie bronię, był tej nocy grzeczny. Po prostu ja...miałam problemy z zaśnięciem i dlatego dzisiaj tak długo spałam no i głowa mi pęka.
-Może nie idź dzisiaj do pracy?
-Tak to jest dobry pomysł, zaraz zadzwonię do pana Smith'a.- już wstałam od stołu żeby pójść po telefon, ale głos kucharki mnie zatrzymał.
-Czekaj, czekaj. Najpierw zjesz ładnie, porządne śniadanie, bo pewnie już brałaś prochy.
-No brałam, ale...
-...nie ma żadnego ale. To są tabletki Michaela i są bardzo silne, jak nie chcesz mi tu paść to masz natychmiast coś zjeść.
-No dobrze, już dobrze.- wmusiłam w siebie jajecznicę. A momentami to myślałam, że zaraz zwymiotuję. Potem zadzwoniłam do szefa i zawiadomiłam go o tym, że źle się czuję i nie pojawię się dzisiaj w firmie. Tak jak myślałam nie miał żadnych pretensji o to, nawet kazał mi iść do lekarza. Jest wspaniałym człowiekiem i pracodawcą, wiele mnie nauczył i wiele mu zawdzięczam. Ale do lekarza nie pójdę na pewno, przecież boli mnie tylko głowa. Nie będę o taką pierdołę robić afery jakbym była jakaś umierająca. Popołudnie minęło mi bardzo szybko. Większość czasu spędziłam przed telewizorem albo czytając książkę. Pod wieczór ból głowy w końcu ustał, a o 18:00 wrócił w końcu Michael. 
 
-Witaj kochanie.- rzucił od progu salonu widząc jak wstaję by się z nim przywitać. Podeszłam do niego i przytuliłam się mocno.
-A kto to się za mną stęsknił?- zaśmiał się słodko przyciskając mnie jeszcze bardziej do siebie. Pocałowałam go w policzek w odpowiedzi na pytanie.
-Jak tam w pracy?- spytałam odsuwając się delikatnie.
-Wszystko dobrze, nie mieliśmy żadnych problemów z szukaniem nagrania z piosenką.- rzucił sarkastycznie.
-Och daj już z tym spokój, to tylko jedno, głupie nagranie...- wróciłam na kanapę, a Michael poszedł za mną. Usiadłam mu na kolanach.
-Wcale niegłupie. Tak ich nastraszyłem, że mam nadzieję więcej to się nie powtórzy. To nie był pierwszy raz więc nie dziw mi się. Ale nieważne. Opowiadaj jak w firmie.
-Nie byłam dzisiaj w pracy...
-To u klienta?
-Też nie, cały dzień spędziłam w domu czekając na mojego seksownego narzeczonego.- powiedziałam bez entuzjazmu, na co zaczął się śmiać, a po chwili dołączyłam do niego.
-Miło mi to słyszeć, a co takiego stało się mojej seksownej narzeczonej, że została w domu?
-Strasznie bolała mnie głowa, wzięłam nawet Twoje tabletki, ale dopiero niedawno mi przeszło. Pół dnia przeleżałam w łóżku, nie byłam w stanie nic robić.
-Proszę nie bierz więcej tych tabletek.
-Dlaczego? Ty możesz, a ja nie?
-Bo one są bardzo silne i nie są na taki rodzaj bólu jaki Ty odczuwasz.
-Ty się trujesz i jest dobrze, a ja wezmę raz na ruski rok i wielki raban mi robisz.
-Okej spokojnie, nie denerwuj się. Po prostu one mogą wywołać u Ciebie skutki uboczne, bo Twój organizm nie jest do nich przyzwyczajony.
-Ale za to Twój jest bardzo przyzwyczajony.- rzuciłam poirytowana. Westchnął tylko.
-A jak się czujesz po nocy?
-Fizycznie źle, ale psychicznie można powiedzieć, że lepiej. Było by idealnie gdybym rano miała się do kogo przytulić.- schowałam twarz w zagłębienie jego szyi.
-Nie martw się jutro będziesz miała do kogo. Jestem cały Twój.
-Caaaały?-przeciągnęłam przygryzając wargę.
-Calusieńki, a zwłaszcza od pasa w dół.- spojrzał na mnie dwuznacznie muskając przy tym moje udo. Spojrzałam na niego i pokręciłam rozbawiona głową.
-Przejdziemy się? Jest piękna pogoda.- wyjrzałam za okno, rzeczywiście pomimo pory słońce nadal mocno świeciło, w końcu było lato.
-Z wielką przyjemnością, bo zaraz mi tyłek przyrośnie do tej kanapy.- skrzywiłam się, Michael się zaśmiał.
-Poczekaj pójdę po lody.
-To ja wezmę koc.
-Okej spotkamy się na schodach.- poszłam szybko na górę i chwyciłam wielki czerwony koc w kratę i udałam się do wyjścia. Po chwili pojawił się Michael z dwoma pucharkami lodów w ręce. Poszliśmy więc powoli, spacerkiem pod nasze ulubione drzewo. Rozłożyłam koc, po czym ułożyliśmy się wygodnie na nim. Michael opierał się o drzewo, a ja o jego tors. Od razu zajęliśmy się pałaszowaniem deseru.
-Pamiętałeś, że truskawkowe to moje ulubione?- odwróciłam twarz w jego stronę.
-Oczywiście.- cmoknął mnie.
-Mmmm jaki pan słodki panie Jackson.- oblizałam wargi.
-Ja zawsze jestem słodki.- wyszczerzył się.
-Eghmm...- odsunęłam się nieco od Michaela i spojrzałam w górę. Przed nami stał zmieszany Robert.
-Dobry wieczór Victorio, panie Jackson.- skinął głową, uśmiechnęłam się- Przepraszam, że przeszkadzam, chciałem tylko zawiadomić, że zainstalowałem dodatkowy monitoring w domu.- mówił niby do Michaela, ale patrzył się na mnie.
-Dobrze, w takim razie możesz jechać do domu. Zaraz zmiana Bill'a.
-Bill dzwonił jakąś godzinę temu i powiedział, że nie może przyjechać, bo coś mu wyskoczyło.- spojrzał na niego z niedowierzaniem.
-Od kiedy to każdy robi sobie wolne, bo coś mu wyskoczyło? Może od razu wszyscy zróbcie sobie wolne, a ja będę robić za ochroniarza.- zirytował się.
-Kochanie uspokój się, może to było coś ważnego.- westchnął.
-Dobra w takim razie zastąpisz go dzisiaj. Wiesz co robić?
-Oczywiście.- odparł i zamiast odejść stał dalej i mi się przyglądał.
-Możesz już iść.- powiedział kładąc rękę na moim kolanie. Ochroniarz jak by wyrwany z transu skinął tylko głową, odwrócił się napięcie i odszedł.
-Możesz mi powiedzieć co to było?
-Ale co?
-Nie udawaj głupka. Twoje zachowanie w stosunku do Roberta. Nie pierwszy raz już to robisz.
-Przecież nic takiego nie zrobiłem.- odgarnął mi włosy z czoła i pocałował w ramię.
-A tak w ogóle to od kiedy przeszliście na „Ty”? Czy ze wszystkimi pracownikami masz takie relacje, a może tylko z Robertem?- miałam już dość jego głupiej zazdrości.
-Może zaraz powiesz, że jestem dziwką, a za Twoimi plecami puszczam się z ogrodnikiem?- wyrwałam się z jego objęć i usiadłam tyłem do niego. Nastała niezręczna cisza.
-Wcale tego nie powiedziałem...Po prostu widzę jak on na Ciebie patrzy i nie podoba mi się to.
-To niech sobie patrzy! Mam to gdzieś. A Ty mi nie ufasz i tu jest problem.
-Vicki ufam Ci...to jest trudne. Dobrze wiesz, że wiele razy się zawiodłem i boję się, że stracę Ciebie, a nie chce tego, bo tak strasznie Cię kocham.- odwrócił mnie w swoją stronę i złapał za dłonie.
-Nigdy nie dałam Ci powodu do zazdrości i nie moja wina, że jakiś napalony facet się na mnie gapi i wyobraża Bóg wie co. Nie mam na to wpływu. Zawsze to ignoruje, a Ty już po prostu przeginasz.
-Masz rację, przepraszam...
-...po raz kolejny przepraszasz, a za tydzień będzie to samo. Zawsze jest tak samo. Niedługo pobijesz własnego przyjaciela, bo powie mi jakiś komplement, a Ty uznasz, że na pewno chce Ci mnie odebrać i zaciągnąć do łóżka.- spuścił wzrok i nie odzywał się przez dłuższą chwilę. No tak prawda boli. Nie chciałam się kłócić, ale czy to ja zaczęłam?
Pochlebiało mi to, że jest o mnie zazdrosny, to znaczy, że go obchodzę, nie jestem mu obojętna i kocha mnie, ale teraz naprawdę przesadza. Zachowuje się jakby mi nie ufał. A zaufanie to podstawa związku.
-Rozumiem, że to co przeszedłeś z Madonną...
-...nie, wcale nie rozumiesz i nie wiesz co przeszedłem.- spojrzał na mnie, a jego oczy były zaszklone- Kochałem ją do szaleństwa, tak bardzo, że nie zauważałem jak na każdym kroku doprawia mi rogi. Cokolwiek by mi powiedziała, jaki kit by mi nie wcisnęła, zawsze jej wierzyłem. Nie porównuje Cię do niej, ale nie potrafię od tak wymazać z pamięci tego co zrobiła z moim, rodzonym bratem, który mieszka teraz ze mną pod jednym dachem i muszę widywać go codziennie. To strasznie boli, pomimo tego, że minęły aż dwa lata, dla mnie to jakby wszystko wydarzyło się wczoraj. Dlatego jak widzę, gdy jakiś facet rozbiera Cię wzrokiem to szlak mnie trafia, że w pewnym momencie zrobię coś głupiego, a Ty nie wytrzymasz zostawisz mnie i znajdziesz sobie kogoś normalnego.- patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Bez chwili wahania przysunęłam się do niego i mocno przytuliłam. Ułożył głowę na moich piersiach i objął rękami w pasie. Miał powód żeby się tak zachowywać, ale dla mnie to było coraz bardziej męczące.
-Jeżeli nie dasz mi powodu to nigdy Cię nie zostawię. Skoro między nami jest dobrze to dlaczego miałabym to zrobić?- nie odezwał się- No właśnie. Nie odejdę dopóki sam nie będziesz tego chciał.
-Nigdy nie będę chciał byś odeszła.- podniósł głowę i spojrzał na mnie.
-Kocham Cię, pamiętaj o tym.
-Ja Ciebie bardziej.- już chciał mnie pocałować, ale zatrzymałam go ręką.
-Czekaj, czekaj. Po co Ci dodatkowy monitoring w domu?- zmarszczyłam czoło.
-Dla bezpieczeństwa.- skwitował co miało oznaczać, że mam się o to nie pytać, bo i tak nie powie mi prawdy.
-Ale ja nie potrzebuję dodatkowych kamer żeby czuć się bezpiecznie. Ty mi wystarczasz w zupełności.- uśmiechnęłam się, westchnął tylko- Nie ze mną te numery panie Jackson, ja wiem, że coś kombinujesz i wiedz, że niedługo się dowiem. A dla Roberta masz być miły, tak jak dla innych pracowników płci męskiej.
-Miły?- zaśmiał się kpiąco, rzuciłam mu ostre spojrzenie- No okej postaram się.- wywrócił oczami.
-No grzeczny chłopczyk.- pogłaskałam go po włoskach, skrzywił się co skwitowałam głośnym śmiechem.
-Nie sądzisz, że powinniśmy powiedzieć naszym rodzicom o zaręczynach?- spytał po chwili. Ożywiłam się na te słowa.
-Chcesz ich zaprosić czy powiadomić telefonicznie?
-Oczywiście, że zaprosić.- liczyłam na tą drugą opcję.- Na obiad co Ty na to?
-No...świetny pomysł.- powiedziałam bez entuzjazmu.
-Nie chcesz?
-Nie to, że nie chcę.
-To co?- nie będę owijać w bawełnę.
-Boję się reakcji...
-...Joseph'a?
-Też...chodzi mi jeszcze o mojego ojca.
-Co do Joseph'a to nie masz czego się bać, a już na pewno nie jego. Ja się go nie będę pytać o zdanie tylko mu oznajmię, że poślubię miłość mego życia Victorię Amandę Lancaster już niedługo panią Jacksona i przyszłą matkę moich dzieci.- wybuchłam śmiechem.
-Ach te Twoje epickie teksty.
-No co?
-Nic wariacie, kontynuuj.
-Co do Twojego ojca...to wiem, że za mną nie przepada...
-...to nieprawda.- zaprzeczyłam od razu.
-Jak nie? Na jego oczach dobierałem się do jego kochanej córeczki.
-Michael!- zaśmiał się.
-Co znowu? Powiedziałem prawdę.- pokręciłam głową.
-Ale postaram się zdobyć jego zaufanie.
-On Cię lubi tylko martwi się o mnie. Ale porozmawiam z nim i...
-...nie, nic nie rób. Zostaw to mnie.- uśmiechnął się- Może Twoi rodzice zabraliby ze sobą Ashley i Max'a? Zostaliby u nas na weekend.
-Max na pewno się ucieszy, przecież Cię kocha. Tylko gorzej z moją siostrą.
-Nie musi mnie kochać, chcę żeby tylko się do mnie przekonała.
-No dobrze, zobaczę co da się zrobić. W takim razie zadzwoń też po swoje rodzeństwo.
-Wszyscy są w rozjazdach. La Toya w Europie, Rebbie pracuje od rana do nocy, chłopaki nie dość, że mieszkają w innych stanach to do tego też koncertują, ale Janet...- zastanowił się na chwilę.
-No właśnie, to chociaż Janet. Co prawda wie o naszych zaręczynach, ale ona Ci w końcu pomogła.
-Skąd wiesz?- zdziwił się.
-No błagam Cię, zawsze się jej radzisz jeżeli chodzi o coś związanego ze mną. Już Cię przejrzałam kochanie.- dałam mu buziaka w policzek- To kiedy ten obiad miałby się odbyć?
-Jutro? Pojadę tylko na dwie godzinki do studia. Jessica przygotuje coś do jedzenia. Może...na piętnastą?
-Mi pasuje. To co idziemy dzwonić?
-Idziemy.- złapałam go za rękę i poszliśmy do domu. Michael poszedł do naszej sypialni, a ja zadzwoniłam ze stacjonarnego telefonu. Tak jak myślałam rodzice bez większych problemów przyjęli zaproszenie. Obiecali wziąć ze sobą moje rodzeństwo. Mam nadzieję, że Ashley chociaż raz będzie się zachowywać jak należy, bo naprawdę mam dość już jej wyskoków i nie chce najeść się wstydu przed rodziną Michaela. Usłyszałam kobiecy śpiew dochodzący z kuchni więc udałam się w tamtym kierunku by to sprawdzić. Zaśmiałam się na widok naszej kochanej kucharki, która przy włączonym radiu postanowiła urządzić sobie koncert. Zaczęłam bić brawo na co natychmiast odwróciła się w moją stronę strącając przy tym szklankę z blatu.
-Matko, ale mnie przestraszyłaś.- rzuciła przerażona i schyliła się by pozbierać rozbite szkło. Podbiegłam do niej.
-Przepraszam, nie chciałam Cię wystraszyć, ale jak zobaczyłam Twój koncert to...nie mogłam się powstrzymać.- zaczęłam się śmiać, szturchnęła mnie w bok. Wyrzuciłyśmy ostre kawałki szkła do kosza, Jessica zajęła się gotującymi potrawami nucąc coś pod nosem, a ja usiadłam na krześle.
-Gdzie zgubiłaś swojego Romea?- zaśmiałam się.
-Poszedł zadzwonić do rodziców. Właśnie, czy byłby to kłopot jakbyś przygotowała
jutro obiad?
-Codziennie robię obiady więc...
-Ale chodzi mi o taki większy obiad, dla rodziny.
-Ooo imprezka się szykuje.
-Można tak powiedzieć.
-Jasne, że mogę nie ma sprawy. Na którą?
-Około piętnastej. A Ty co taka cała w skowronkach dzisiaj?
-Och no dobra powiem Ci, ale nie mów nikomu.- rzuciła podekscytowana, łyżkę którą trzymała w ręce wrzuciła z impetem do zlewu i usiadła naprzeciwko mnie.
-Zachowujesz się jakbyś się w kimś zakochała.- spojrzała tylko na mnie z uśmiechem- Nieeeee...no gadaj w kim!
-Nie zakochałam się, ale fakt jest ktoś...
-Znam go?
-Tak, pracuje dla Michaela.
-Wiele mężczyzn dla niego pracuje. No mów w końcu!
-Podoba mi się po prostu ktoś. Jest przystojny, umięśniony, wysoki...- rozmarzyła się- Dziś wpadł na mnie niechcący i powiedział, że bardzo ładnie wyglądam.
-I tylko tyle?
-A czego Ty chciałaś więcej?
-No nie wiem jakiejś akcji.- szturchnęłam ją.
-Na jakiekolwiek akcje jest jeszcze za wcześnie.
-Ale dalej mi nie powiedziałaś kto jest tym facetem, który tak Ci w głowie zawrócił.
-Robert.
-Nasz Robert? Robert ochroniarz?- zdziwiłam się.
-Tak, ciacho z niego nie?
-Co?- do kuchni wpadł Michael, spojrzałyśmy w jego stronę.
-Co, co?- nie wiedziałam o co mu chodzi.
-No usłyszałem słowo „ciacho” więc logiczne, że mówiłyście o mojej skromnej osobie, dlatego pytam co?- parsknęłam śmiechem i podeszłam do niego.
-Skarbie czasami jesteś za bardzo pewny siebie i akurat teraz nie mówiłyśmy o Tobie.
-To kto jest niby większym ciachem ode mnie?- zaczęłyśmy się chichrać- To jest śmieszne tak?- te słowa nasiliły jeszcze bardziej naszą głupawkę- Zobaczymy kto tu się będzie zaraz śmiać.- ruszył w moją stronę, Zwinnie go wyminęłam i zaczęłam uciekać.
-Daleko mi nie uciekniesz! Znam każdy zakątek tego domu!- krzyczał za mną, a ja dalej się śmiejąc obrałam kierunek naszej sypialni. No co? Wiem, że to nie był dobry pomysł, ale była najbliżej i tylko na trzecim piętrze. 
******
I jak podobała Wam się notka po tak długiej nieobecności? :) Przepraszam raz jeszcze za to...no mam aż wyrzuty sumienia, że Was zostawiłam xD Ale wiedziałam, że niedługo wrócę więc nie pisałam żadnych wyjaśnień. Rozdział krótki wiem i taki miał być! Koniec z rozprawkami xD Wiem też, że za dużo się nie działo dzisiaj oprócz zazdrosnego Jacksona (och to z miłości było! xD), ale w kolejnym będzie akcja i spotkanie z rodzinką :D Następny rozdział chciałabym wrzucić w środę/czwartek, ale nic nie obiecuję, wiecie jak to ze mną bywa...
Czekam na Wasze świetne komy :***
Pozdrawiam Basia <333