21 listopada 2017

Rozdział 44. Jak zwierzę w klatce.

Witam :)
Bez zbędnej paplaniny, pogadam sobie na końcu xD
Zapraszam na długo wyczekiwany rozdział <3

*******

Minął tydzień. Równiutki tydzień od mojej kłótni z Victorią. Tydzień odkąd się do mnie nie odzywa i nie odbiera telefonu. I kolejny dzień mojej udręki. Kolejna noc w pustym i zimnym łóżku i kolejny błąd z mojej strony... Jeśli ktoś, kiedyś powie Ci, że jeżeli znajdziesz miłość, swoją drugą połówkę i od tej pory Twoje życie to będzie sielanka, nie wierz mu, to kompletna bzdura. Doszedłem do wniosku, że wszystko co dzieje się w naszym życiu, zarówno te złe jak i dobre rzeczy, mają miejsce z jakiegoś konkretnego powodu. Może to być kara, zwykłe szczęście, a może lekcja życia. Niewątpliwe jednak jest to, że to ludzie sami niszczą swoje szczęście zganiając winę na los bądź innego człowieka, byle tylko nie obarczać poczuciem winy samego siebie. A wiesz dlaczego? Bo tak jest łatwiej, mieć "czyste" sumienie. Często mówiłem i robiłem rzeczy, których żałowałem żyjąc w iluzji, że przecież robię dobrze. Dając przekaz w moich piosenkach innym ludziom powinienem sam się do nich stosować, niestety nie zawsze to wychodzi. Victoria jest najważniejszą kobietą w moim życiu, kobietą która sprowadza mnie na ziemię, kiedy zachowuje się jak naiwny dzieciak wierząc w te wszystkie bajki. Jest kobietą, która zawsze stoi u mojego boku i wspiera. Jest jedyną kobietą, dla której jestem w stanie zrobić wszystko i może nie zawsze to okazuje, ale to właśnie i tylko ona jest dla mnie najważniejsza. Starałem nie dręczyć jej natarczywymi telefonami, chciałem żeby odpoczęła. Zbyt często dawałem jej powody do nerwów, a w jej stanie to było wręcz zakazane. Sam chciałem ochłonąć i przemyśleć swoje zachowanie więc na te parę dni zamknąłem się w studiu nagraniowym i chcąc się wyciszyć robiłem to co wychodziło mi najlepiej - tworzyłem muzykę. Nastał jednak dzień, w którym trzeba było wziąć się w końcu w garść i pokazać na czym tak naprawdę mi zależy.
-Saul? - zawołałem dosyć głośno przekraczając próg domu mojego przyjaciela. Skrzywiłem się wchodząc do ogromnego salonu. Takiego syfu w życiu nie widziałem. Wiedziałem od zawsze, że Hudson nie należy do osób, które dbają o porządek, ale żeby aż tak? Na podłodze najwięcej można było znaleźć pustych butelek po whiskey, wódce, puszek po piwach, a całość dopełniała masa petów. Do tego wszędzie gdzie bym nie spojrzał walała się sterta ubrań, łącznie z bielizną... Nie mogąc wytrzymać tego smrodu jak z meliny podbiegłem do okna i otworzyłem je na oścież. Kiedy nawdychałem się wystarczająco świeżego powietrza udałem się na piętro z nadzieją, że tam znajdę Slasha. Oczywiście nie pomyliłem się, był w swojej sypialni i wszystko było by idealnie gdyby nie drastyczny widok, który tam zastałem. 
-Jezu Chryste! - krzyknąłem zszokowany widząc mojego przyjaciela w towarzystwie TRZECH KOBIET. Chyba nie muszę mówić co robili? Dosłownie nie wiedziałem gdzie mam podziać oczy.
-O Misiek! Chcesz się przyłączyć? - Slash wyszczerzył się jak dureń, skrzywiłem się jeszcze bardziej. 
-Panie wybaczą, ale obowiązki ratowania świata wzywają.- puścił oczko do swoich... koleżanek? Dopiero kiedy podniósł się z łóżka zauważyłem, że jest kompletnie nagi. -Boże ubierz się! - jęknąłem z politowaniem nie mogąc znieść tego widoku. Slash zaśmiał się i szybko naciągnął na siebie bokserki.
-Jackson, Boga to Ty w to nie mieszaj.- spojrzałem na niego jak na idotę. Mój wzrok jednak szybko przeniósł się na pół nagie kobiety, które wpatrywały się we mnie jak w obrazek, przełknąłem ślinę. Czułem, że zaraz mnie zjedzą wzrokiem i żeby zapobiec atakowi z ich strony postanowiłem się ewakuować.
-Możemy pogadać na osobności? - spojrzałem wymownie na Slasha, ten tylko przewrócił oczami i zwrócił się do swoich towarzyszek:
-Kwiatuszki nie uciekajcie stąd, wujek Slash załatwi tylko jedną sprawę i zaraz do was wraca! - pociągnąłem go pospiesznie za ramię.
-Kwiatuszki... - zakpiłem cicho pod nosem - Skąd Ty je w ogóle wytrzasnąłeś? Wyglądają jakby wyszły prosto z planu... - kiedy napotkałem dwuznaczny wyraz twarzy przyjaciela urwałem w połowie - Dobra jednak nie chcę wiedzieć.- stwierdziłem po chwili co skomentował jedynie durnym śmiechem. Weszliśmy do kuchni, jedynego pomieszczenia w tym domu, które nie było jeszcze zarośnięte syfem.
-Jak Ty możesz żyć w takim burdelu? 
-Michaś, w jakim burdelu? Toż tutaj zajebiście lśni czystością, sam sprzątałem.
-No właśnie widać.- pokiwałem głową z uznaniem.
-Więc tak, nie mam kawy ani herbaty została Ci do wyboru tylko kranówa albo piwko. Co wolisz?
-Nic.
-To może jakiegoś papieroska?
-Saul...
-No to chociaż skręta. Ewentualnie możemy wciągnąć jakąś...- przerwałem mu.
-Nie przyszedłem tutaj nic wciągać, chciałem pogadać, okej?
-No dobra, ja pierdole, co się rzucasz? Kurwa gościnny chciałem być nie.- machnąłem ręką na niego i utkwiłem wzrok na stercie garów wysypującą się ze zlewu. Slash zmarszczył czoło i usiadł na przeciwko mnie, zaczął się na mnie dziwnie gapić.
-Zwykle jak jesteś taki cipowaty i wyglądasz jak wypluty irys to znaczy, że... Czyżby pani Jackson zmądrzała i kopnęła Cię w końcu w dupę? - odpalił papierosa po czym cały dym wydmuchał mi prosto w twarz. Przymknąłem powieki próbując się nie denerwować.
-Pokłóciliśmy się to fakt...
-Ha! Wiedziałem. - krzyknął uradowany.
-To nie jest zabawne.- stwierdziłem z poważną miną.
-No jak to nie? Zawsze jak coś odpierdolisz to jest ciekawie.- wyszczerzył się, palant.
-Zaczęło się od mojego teledysku, a skończyło nawet na Playboy'u.- westchnąłem.
-Nooo! To ostro. Ten Twój nowy klip wywołał taką gówno burzę? Mhm... No w sumie się nie dziwię, wyglądacie tam jak w ruskim pornolu.- wywaliłem na niego oczy - A czekaj, Ty nie wiesz co to ruski pornol... Kurwa Ty w ogóle wiesz co to jest pornol?
-Przestań pieprzyć, zwykły klip i tyle. Jak inni się rozbierają i świecą gołymi dupami w teledyskach to jest niby dobrze?
-Ale Ty nie jesteś inni, Ty jesteś Jackson Michael. Połowa świata ma Cię za pedała, a druga za aseksualnego chłopczyka, a tu nagle BUM taki teledysk, z jakąś gorącą laseczką. Zachowujesz się tam jakbyś miał ją zaraz przelecieć na tym piachu. Michaś, dla świata to musiał być szok, nie wspominając o Twojej królowej.- zaciągnął się fajką.
-Nie jestem gejem, poza tym MAM ŻONĘ W CIĄŻY. Litości...
-No i co? A John Travolta ostatnio...- przerwałem mu.
-Nie obchodzi mnie orientacja Travolty. Powiedz mi lepiej co mam zrobić.
-Ja pierdole, czasami naprawdę w Ciebie nie wierzę Jackson, jak taka życiowa pizda się zachowujesz.- nie ma to jak wsparcie przyjaciela.
-Powiesz mi w końcu coś czego jeszcze nie wiem? - spytałem znudzony i totalnie zdołowany.
-No kurwa czekaj, po kolei. Co powiedziała Ci Victoria? Zacznijmy może od tego.- po krótce opowiedziałem mu jak przebiegła nasza "rozmowa", nie zapomniałem również wspomnieć o Graysonie i Naomi.
-Bzyknąłeś ją, przyznaj się.- palnął nagle szczerząc się od ucha do ucha.
-Popieprzyło Cię do reszty czy koka Ci mózg wyżarła?
-Kurwa no ciekawy jestem, co?
-Wiadro. Czekam na jakieś porady z Twojej strony.- burknąłem pod nosem.
-Jak wydadzą już numer Playboy'a z Twoją żoną na okładce to daj znać, kupię parę egzemplarzy.- powiedział sobie jak gdyby nigdy nic gapiąc się w ekran telefonu. Spiorunowałem go spojrzeniem po czym wstałem z krzesła.
-Oj kurwa siadaj debilu! Żartowałem.- pociągnął mnie za ramię powodując, że znów usiadłem na poprzednim miejscu.
Przez dwie godziny wysłuchiwałem złotych rad Hudsona, ale prawda była taka, że te jego rady były do dupy. Czyli jak zwykle. Coś w stylu "Kup jej jakieś kwiatki, sratki, może czekoladki. Kobitki to lubią, ja Ci mówię. Ty mnie słuchaj to dobrze na tym wyjdziesz". Jasne... Co chwilę wymyślał coraz to głupsze pomysły, powiedział nawet, że mogę powyć (czyt. zaśpiewać) pod domem mieszkania przyjaciółki Vicki jedną z moich gównianych piosenek o miłości, a potem wdrapać się do niej przez balkon. Tego jeszcze nie było. Już widzę te nagłówki tabloidów "Czyżby Michael Jackson szykował się do nowej roli w filmie Człowiek Pająk?". No po prostu świetny pomysł. I bez takich akcji mają mnie za dziwoląga, no ale Slash zawzięcie uważa, że takim czynem Victoria wybaczy mi wszystko i rzuci mi się w ramiona. Kazałem mu zmienić dilera i ograniczyć oglądanie bajek. Po południu postanowiłem pojechać do siebie, bo już nie mogłem słuchać tych "wspaniałych" pomysłów Saula. Na Victorię nie działają żadne prezenty, nawet te najdroższe, żadne kwiaty i inne pierdoły, cokolwiek wskórać może tylko rozmowa. Tylko, że od środka zżera mnie stres jak zawsze, ale z drugiej strony nie potrafię siedzieć tak bezczynnie.
Kiedy dotarłem już do Neverlandu, w którym panowała idealna wręcz cisza przebrałem się w zwykle dresy i zaszyłem się w sali tanecznej chcąc wyrzucić z siebie wszystkie negatywne emocje. Jak zawsze taniec okazał się na to lekarstwem.

*********


Nie wiem co mnie skłoniło do tego, żebym w końcu wróciła do domu. Spędzając tydzień u Alex naprawdę odpoczęłam, ale tęsknota za Neverlandem i Michaelem wzięła górę. Nie wiedziałam jeszcze jak potoczy się rozmowa między nami i czy będzie gorzej czy lepiej, ale na pewno nie chciałam zostawiać tak tego. W nerwach zawsze mówimy zwykle rzeczy których normalnie byśmy nie powiedzieli i wiem, że tym razem oboje przesadziliśmy. Ale wiadomo, człowiek mądry jest po fakcie.
Kiedy tylko dostałam się do posiadłości rozpoczęłam poszukiwania mojego męża. Dzięki Bogu nie natknąłem się nigdzie na Jess, bo nie miałam teraz ochoty na spowiedź, chciałam tylko go zobaczyć. Na moje szczęście nie musiałam długo szukać, kiedy tylko weszłam na piętro usłyszałam głośną muzykę co oznaczało tylko jedno. Tańczy. Po cichu weszłam do jego sali tanecznej. Pomimo, że było tam mnóstwo luster Michael nie zauważył mnie od razu, zresztą trudno to zrobić z zamkniętymi oczami. Tańczył do piosenki Dangerous, z nowego albumu. Mimo, że widziałam go na scenie wiele razy, to i teraz wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana. Każdy jego ruch i gest był jak zawsze doskonale wykończony, kipiał czystą perfekcją. Szkoda, że w życiu nie potrafimy być tak idealni i nie popełniać błędów, może wtedy wszystko byłoby łatwiejsze. 
Nagle zrobił poczwórny obrót i upadł na kolana. Wtedy wyrwałam się z transu, a on spojrzał na mnie zdziwiony. Po chwili jednak uśmiechnął się i szybko wstał.
-Nie widziałem Cię, długo tu już jesteś?
-Chwilkę.- pokiwał głową i wziął w dłonie ręcznik, którym wytarł twarz. Jego klatka piersiowa jeszcze nierównomiernie się unosiła i opadała, a przez odpiętą koszulę mogłam dostrzec krople potu, które spływały po jego lekko umięśnionym torsie i znikały gdzieś za pępkiem. Ten widok wywołał u mnie dreszcze więc szybko wbiłam wzrok w podłogę. Nastała między nami cisza. Wiedziałam co chcę mu powiedzieć, ale zacząć jest zawsze najtrudniej.
-Chciałabym...
-Ja muszę...- zaczęliśmy oboje w tym samym czasie co wywołało u mnie lekkie rozbawienie.
-Michael posłuchaj mnie. Nie chcę się kłócić i myślę, że tamta awantura była niepotrzebna. Jak zwykle daliśmy ponieść się emocjom. Musisz pamiętać jednak, że jesteśmy z dwóch różnych światów i nie potrafię ze spokojem patrzeć na niektóre rzeczy, zwłaszcza rzeczy, które mnie ranią. Nie wiem jakie są Twoje relacje z Naomi, ale...- przerwałam kiedy poczułam nagle dotyk na skórze, to był jego dotyk. Nie wiem nawet kiedy znalazł się obok mnie. Przymknęłam na chwilę oczy, a kiedy ponownie je otworzyłam zobaczyłam przed sobą Michaela, który niemalże stykał się z moim ciałem. 
-Nic nie mów, wiem to wszystko. Chciałbym za to, żebyś Ty wiedziała, że mnie i Naomi nic nie łączy, ani z żadną inną kobietą. Umówiliśmy się tylko na lampkę wina wtedy i nic oprócz tego, przysięgam. Nie spotkałem się z nią ze względu na Ciebie. Wiem też, że zachowałem się głupio kiedy zacząłem Ci insynuować jakieś schadzki z Graysonem, nie potrafię po prostu znieść widoku jakiegoś innego faceta obok Ciebie. Przepraszam za tamto, przepraszam też za to, że zostawiłem Cię na miesiąc samą żeby nakręcić jakiś tam teledysk psując tym nasz miesiąc miodowy. Za trzy tygodnie wydaję Dangerous, ale od razu przełożyłem trasę przynajmniej na trzy lata i obiecuję, że nigdy nie zostawię Cię kiedy najbardziej będziesz mnie potrzebować.- byłam tak zszokowana jego słowami, że przez pierwszą minutę przetwarzałam jeszcze raz to co mi wyznał. Najbardziej zdziwiło mnie przełożenie trasy.
-Ale... Ty jesteś tego pewien?
-Jak najbardziej.
-Głupio mi, że oskarżyłam Cię o zdradę...
-Vicki daj spokój, ja nie byłem wcale lepszy. Zapomnijmy o tym, dobrze? Od teraz tak będziemy rozwiązywać każdy problem, rozmową, a nie kłótnią. Cieszę się, że wróciłaś do domu, bo strasznie tęskniłam.- przytulił mnie, zarzuciłam mu ręce na kark.
-Ja też.- wyszeptałam. Z głośników rozbrzmiała kolejna piosenka, dokładniej George Michael i Careless Whispers.
-Pani pozwoli? - Michael wyciągnął w moją stronę dłoń kłaniając się lekko, zaśmiałam się cicho i zgodziłam się na taniec do tej cudownej lecz smutnej piosenki, której fragmenty mój mąż śpiewał mi prosto do ucha.
-Cudownie śpiewasz tą piosenkę, powinniście zrobić duet.- w odpowiedzi usłyszałam jego śmiech.
-I skończyłoby się tak jak z Princem i Bad.- zaśmiałam się - Poza tym George Michael nie jest w moim guście.- spojrzałam na niego wymownie.
-Muzycznym guście, rzecz jasna.- dodał szybko. Uśmiechnęłam się i z powrotem przytuliłam się do Michaela. Ten taniec był bardzo intymny i był jedną z tych najlepszych chwil, którą chciałam zapamiętać do końca życia.

*******

Obudziłam się z samego rana, kiedy Michael szykował się do studia.
-Vicki dopiero siódma, śpij jeszcze.- powiedział całując mnie w czoło. Usiadłam na łóżku z naburmuszoną miną.
-Trudno jest normalnie spać, kiedy całymi dniami nic się nie robi.- podkreśliłam ostatnie słowa na co Jackson tylko westchnął i usiadł obok mnie.
-Skarbie wiesz, że to dla Twojego dobra.- złapał mnie za dłoń, spojrzałam na niego z politowaniem.
-Dla mojego dobra zamykasz mnie w domu na klucz?- zrezygnowana położyłam się z powrotem.
-Dokończymy ten temat kiedy wrócę, dobrze?
-A nie możesz dzisiaj zostać? - przytrzymałam jego rękę kiedy wstawał, uśmiechnął się i przysunął się do mnie bliżej.
-Bardzo bym chciał, ale za kilka dni wychodzi Dangerous, mamy jeszcze trochę roboty. Wszystko musi być gotowe na czas i ja muszę tego dopilnować.
-Nie może Quincy Ci pomóc?
-Quincy już ze mną nie współpracuje.
-Co? Jak to?- zmarszczyłam czoło.
-Po prostu, za bardzo chciał zrobić wszystko po swojemu. Coraz częściej się kłóciliśmy i nie dogadywaliśmy więc...zwolniłem go.- wzruszył ramionami.
-Nic mi nie mówiłeś.
-Bo nie było o czym. Muszę już jechać.- powiedział spoglądając na zegarek spoczywający na jego lewym nadgarstku.
-Kocham Cię.- pocałowałam go gorąco w usta.
-Ja Ciebie też i pamiętaj, że masz się nie przemęczać.
-Będąc przykuta do łóżka mogę jedynie przewrócić się na drugi bok więc...- zamknął mi usta kolejnym pocałunkiem, który ja specjalnie przedłużałam.
-Victoria...nie rób tego...muszę...iść.- wymruczał w moje usta, uśmiechnęłam się i puściłam go w końcu.
-Do zobaczenia potem.- musnął palcami mój policzek i opuścił sypialnię.
Udało mi się ponownie zasnąć, ale nie na długo. O dziewiątej zawitała do mnie Jessica z tacą jedzenia, skrzywiłam się widząc te wszystkie ohydztwa. O nie przepraszam. To się nazywa SPECJALISTYCZNA DIETA. Tylko po co mi jakaś tam dieta skoro nie mam potrzeby się odchudzać? Tylko po co mi jakaś tam dieta skoro nie mam potrzeby się odchudzać? Oczywiście kolejny wymysł mojego wspaniałego męża, zadbał o wszystko. Mam nawet "grafik" w jakich godzinach mam jeść. Ciekawe co jeszcze durnego wymyśli.
-Wiesz co Jess? Ta marchewka smakowała by lepiej z masłem orzechowym. Mogłabyś mi przynieść? - uśmiechnęłam się do kobiety.
-Dobrze wiesz, że nie możesz tego jeść.
-Och przestań! Michael się nie dowie.
-Nawet o tym nie myśl, nie będę go okłamywać. Zeżre mnie jak dowie się prawdy, nie, nie i jeszcze raz nie. Nie marudź tylko bierz się za jedzenie, bo zacznę Cię karmić.- powiedziała z poważnie śmiertelną miną. Wkurzona do granic możliwości podniosłam się dosyć szybko z materaca i zarzuciwszy na siebie puchowy szlafrok wzięłam w dłonie tą cholerną tacę.
-Co Ty wyrabiasz?! - zawołała za mną Jess kiedy wyszłam na balkon. Próbowała mnie powstrzymać, ale było za późno. Bez żadnych skrupułów i z uśmiechem na ustach wywaliłam to ohydztwo. Nigdy nie wyrzucałam w ten sposób jedzenia, ale teraz miałam konkretny powód.
-Jackson mnie zabije.- załamała się.
-Spokojnie, wezmę wszystko na siebie. Mnie nie zabije, no przynajmniej póki jestem w ciąży.- założyłam na stopy kapcie i wyszłam na korytarz.
-A Ty gdzie znowu?- Jess szybko znalazła się obok mnie.
-Do kuchni, na normalne śniadanie.- posłałam jej uśmiech, jednak go nie odwzajemniła. Kiedy w końcu pokonałam te kilometrowe schody i znalazłam się w królestwie Jess, zaczęłam plądrować lodówkę, dosłownie.
-Mmm pieczeń z indyka i ciasto czekoladowe... Kocham Cię Jess.- zaczęłam pałaszować zawartość mojego talerza, kiedy kucharka przyglądała się temu z odrazą.
-Jak możesz jeść to wszystko razem z dodatkiem musztardy, majonezu i dżemu wiśniowego?- miała minę jakby chciała zwymiotować co nie powiem strasznie mnie bawiło. 
-Nohmaanie.- wzruszyłam ramionami i wróciłam do jedzenia.
Mój plan na ten dzień był bardzo konkretny. Miałam zamiar uwolnić się w końcu z tego więzienia, bez wiedzy Michaela i jego ochroniarzy. Po przepysznym śniadaniu wróciłam do sypialni i zrobiłam sobie make up. Następnie przez godzinę buszowałam w garderobie w poszukiwaniu najlepszych ciuchów jakie tylko mam. Kiedy byłam już gotowa z uśmiechem na ustach opuściłam posiadłość. Nie zauważona przez nikogo szybko dostałam się do mojego kochanego autka i ruszyłam w stronę centrum. Miałam dosyć siedzenia zamknięta w czterech ścianach, musiałam się po prostu wyrwać, bo inaczej bym zwariowała. Najpierw postanowiłam odwiedzić moją firmę, a potem udać się na porządne zakupy. Cieszyłam się niczym mój mąż, kiedy w przebraniu wychodził na ulicę i mógł być zwykłym Michaelem, a nie sławnym piosenkarzem. W tym momencie nic nie było w stanie popsuć mi humoru, a o konsekwencjach mojej "ucieczki" postanowiłam pomartwić się potem.

******


W wyśmienitym humorze wróciłem do domu, jednak szybko prysł on niczym bańka mydlana.
-Cześć Jess.- zastałem gosposię w kuchni, gdzie jak zwykle coś gotowała, ona jednak nie przywitała mnie zbyt serdecznie
-Gdzie jest Vicki? Chciałem zrobić mały wypad nad morze. Może masz ochotę jechać z nami? - nalałem do szklanki mojego ulubionego soku pomarańczowego.
-Victorii nie ma w domu.- odłożyłem szklankę i spojrzałem na kobietę całkiem zdezorientowany.
-Co? To niby gdzie jest?
-Wyszła rano i do tej pory nie wróciła, nie wiem gdzie pojechała.
-I dowiaduje się o tym dopiero teraz?!- podniosłem ton głosu.
-Jackson... Coś Ci powiem. Nie szalej na wstępie. Twoja żona leży całymi dniami sama w sypialni, nigdzie nie może się ruszyć, a Ty dodatkowo jej wszystkiego zabraniasz, nawet mówisz jej co ma jeść, to chore. Miała już dość więc postanowiła się rozerwać.- zaśmiałem się.
-Rozerwać tak? Czy wy wszyscy nie potraficie zrozumieć, że się o nią troszczę i dbam o jej bezpieczeństwo? Jest sławna czy tego chce czy nie, w dodatku w zaawansowanej ciąży i chodzi sobie od tak po ulicach LA? Nie no, ja zaraz chyba zwariuję.- zakryłem twarz dłońmi. 
-Michael nie denerwuj się i spróbuj ją zrozumieć, bo Ty naprawdę przesadzasz z opiekuńczością. Można się było domyślić, że tak to się skończy. Kto normalny by to wytrzymał? A teraz idź, zajmij się czymś i niczym się nie przejmuj. Victoria to mądra dziewczyna, nie narażałaby siebie i dzieci na niebezpieczeństwo. Pewnie pojechała spotkać się z przyjaciółkami i zaraz wróci.- to mnie wcale nie uspokoiło, ale postanowiłem tym razem posłuchać Jess. Byłem w stanie wytrzymać tylko godzinę.
Wkurzony do granic możliwości chwyciłem za komórkę i zadzwoniłem do George'a.
-Za pięć minut widzę was wszystkich w domu, mamy do pogadania.
-Ale co się...- nie zdążył dokończyć, bo rozłączyłem się. Nie musiałem długo czekać, a w salonie zaraz pojawił się cały sztab moich ochroniarzy.
-Za co ja wam do cholery płacę? Bo na pewno nie za opierdalanie się całymi dniami.- wywalili na mnie oczy, kiedy ich zobaczyłem totalnie puściły mi nerwy.
-Szefie, ale nie wiemy o co chodzi...- odezwał się Robert.
-Jesteś prywatnym ochroniarzem mojej żony, a nie wiesz o co chodzi? To ja Ci powiem. Victoria wyjechała stąd parę godzin temu, niezauważona przez niego. Jak to się stało?- cisza.
-No co? Nikt nic nie wie? Jest wam dziesięciu, cała posiadłość łącznie z bramą jest monitorowana, ciągle się tutaj kręcicie, a nikt jej nie zauważył? Robert, jeśli mi się zdaje miałeś dać mi znać, kiedy tylko Victoria opuści dom, a jeśli gdzieś pojedzie masz jechać za nią, co ja w ogóle mówię! Ona nie może prowadzić w szóstym miesiącu ciąży. Czegoś w tym nie rozumiesz?
-Rozumiem, tylko nikt nie poinformował mnie, że Victoria opuściła Neverland.
-A co Ty w tym czasie robiłeś?
-Byłem na mieście...
-Aha, nie no świetnie. A ktoś w ogóle interesował się co dzieje się tutaj, czy reszta też miała wywalone?- znowu cisza - Kto stał na bramie?
-Ja i Jack.- spojrzałem na dwóch młodych, którzy patrzyli się na mnie z przerażeniem w oczach jakbym chciał ich co najmniej zabić. Chociaż w tym momencie miałem taką ochotę, nie zaprzeczę.
-Wszystkim jadę teraz po pensji przez dwa najbliższe miesiące, może to nauczy was co należy do waszych obowiązków, a jeśli nie to zwolnię wszystkich i zrobię to bez najmniejszych skrupułów. Na wasze miejsca mam wielu chętnych, nie jesteście niezastąpieni. A teraz wynocha, zejdźcie mi z oczu.- posłusznie wstali i wyszli z salonu. Oprócz George'a.
-Trochę przegiąłeś Michael. Gdybyś nie trzymał w zamknięciu Victorii jak zwierzęcia w klatce to nie musiałaby się stąd wymykać po kryjomu. Zastanów się czasami co Ty robisz.- odwrócił się napięcie i wyszedł zostawiając mnie osłupiałego. Westchnąłem przeciągle i ruszyłem w stronę barku.
-Ja zwariuję w końcu, przysięgam.- napełniłem cały kieliszek czerwonym winem i usiadłem na fotelu przed kominkiem. Zostało mi jedynie czekać na Victorię i modlić się żeby wróciła cała i zdrowa.

*******

Rozdział miał być dłuższy, ale jakbym dała jeszcze jedną scenę to naprawdę wyszedłby zapychacz, a tego nie chciałam i myślę, że taka długość jest w sam raz :) Ogólnie jestem całkiem zadowolona z notki, udało mi się ją napisać w trzy dni, zaczęłam w niedzielę, ale nie niestety pół dnia nie wystarczyło mi żeby ją dokończyć, chociaż i tak myślę, że dosyć szybko się wyrobiłam z napisaniem tego. Jeśli chodzi o te dramy głównych bohaterów XDD to nie będzie tak już ciągle, to tylko przejściowe XD Po prostu trzymam się mojego planu. 
Co do mojej długiej nieobecności to osoby, które czytają na Watt moje drugie opowiadanie wiedzą co było powodem tego "zniknięcia", jak się domyślacie przede wszystkim szkoła, kursy, w dodatku zdecydowałam się na prawo jazdy (chyba mój największy błąd w życiu), ogólna niechęć i brak weny, bo im dłużej nie piszę tym gorzej mi się do tego potem zabrać. Nie jestem chyba w stanie dodawać regularnie rozdziałów i proszę was jedynie o wyrozumiałość, nic więcej. Nawet nie wiecie jakie zżerają mnie wyrzuty sumienia kiedy tak późno pojawiam się rozdziałem :/ staram się jednak pisać w wolnym czasie, nawet jeśli ma być to kilka zdań na dzień. 
Ogólnie teraz w kolejności powinnam napisać rozdział do BL, ale mam taką ochotę kontynuować to co napisałam tutaj, wena dopisuję więc tak chyba zrobię. Za jakiś czas (mam nadzieję, że nie będą to trzy miesiące) pojawi się kolejny rozdział do Every Love :)
I standardowe pytanie. Co sądzicie o rozdziale? Proszę się rozpisywać! Ja chętnie poczytam :)
PS: Wybaczcie mi za tą czcionkę, ale znowu się coś zjebało i nie umiem tego naprawić -.-
Dobranoc kochani <3