15 marca 2016

Rozdział 17. Miłość to nie choroba, która przejdzie Ci po tygodniu.

Witajcie kochani!
Dzisiaj trochę pogadam, bo trzeba wyjaśnić kilka rzeczy, a poza tym rozdział krótki to nadrobię moim gadaniem XDD Dla wielu osób Victoria jest głupia przez to, że jest „niezdecydowana” otóż ona jest zdecydowana tylko zwyczajnie się boi. Tak wiem, że to dla niektórych również głupie. Ale ja większość swoich cech charakteru przekazuję głównym bohaterom. Osoby, które mnie dobrze znają powinni zrozumieć i Vicki i jej zachowanie w stosunku do Michaela. Ja się boję spojrzeć na chłopaka, który podoba mi się od początku roku szkolnego, a co dopiero się do niego odezwać XDD Każdy jest inny, a Vickusia jest podobna do mnie no :D nie potrafi od tak powiedzieć, że go kocha. To też nie tak, że ja jej ciągle bronię tylko pokazuje Wam jak to wygląda z mojej perspektywy i wiem, że ona rani MJ, ale nie robi tego świadomie. A Michaelowi to chyba nikt się nie dziwi, że nie chce wyznać w końcu co czuje. Po takich tekstach „zapomnijmy o tym”, „to był błąd” ja bym się załamała, ale jak wiadomo nic nie dzieje się bez powodu :) Vicki mówiąc tak nie chce dla nikogo źle. Co do przeskoku w czasie to nie chciałam ciągle odkładać tej trasy MJ, musiała ona się odbyć w końcu xD teraz będą małe przeskoki co kilka miesięcy, no bo bez sensu jest opisywanie dzień po dniu jak Michael lata po scenie i sobie śpiewa, a Vick siedzi w pracy i stara się normalnie funkcjonować. Nie chcę już dłużej przedłużać więc zapraszam na rozdział 17 :)
PS: Ostrzegam teraz kilka rozdziałów będzie krótkich, ale muszą takie być bo chcę w nich zawrzeć najważniejsze rzeczy, a nie dopisywać coś na siłę tylko dlatego, żeby rozdział był dłuższy.
Pozdrawiam Basia <3333
*****
3 miesiące później...
Perspektywa Michaela:
Siedziałem w pokoju hotelowym, nudząc się. Próbowałem znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale oprócz oglądania telewizji po francusku nie było nic ciekawego. Kolejny koncert miałem za tydzień, a próbę dopiero za kilka dni. Na zwiedzanie Paryża też nie miałem jakoś ochoty, poza tym takie miasto powinno się zwiedzać z ukochaną osobą...Ewidentnie humor mi dzisiaj nie dopisywał, gdybym chociaż miał koncert na pewno na te kilka godzin zapomniałbym o problemach, zajął czymś głowę. Najlepiej żebym nie wychodził teraz do ludzi, bo mogę być niemiły. Mógłbym zadzwonić do kogoś, na przykład do Victorii. Ale co mam jej powiedzieć? Cześć, stęskniłem się za Tobą jak cholera, a tak przy okazji to się w Tobie zakochałem? Wziąłem telefon do ręki i zacząłem mu się przyglądać zastanawiając się czy jednak zadzwonić. Kiedy po raz kolejny stchórzyłem odkładając słuchawkę, usłyszałem dzwonek. Z prędkością światła podleciałem do telefonu i szybko odebrałem.
-Halo?
-Panie Jackson dzwoni Victoria Lancaster czy połączyć?
-Tak oczywiście.- odpowiedziałem szybko.
-Michael?- na dźwięk jej pięknego głosu poczułem dreszcze.
-Victoria?- zaśmialiśmy się.

-Długo nie rozmawialiśmy i pomyślałam, że zadzwonię, ale mogę później jak jesteś zajęty na pewno masz dużo pracy.
-Dużo pracy jest zawsze, ale dzisiaj mam wolne więc mi nie przeszkadzasz. Cieszę się, że zadzwoniłaś w sumie miałem to przed chwilą zrobić.
-Wolne masz? Przecież Ty jesteś największym pracoholikiem jakiego znam.
-Odezwała się ta co ciągle coś rysuje. Jak nie krzaki to kwiatki to...mnie.
-Widziałeś mój rysunek?!- zaśmiałem się.
-Tak, na Twoich urodzinach.
-Ja Ci kiedyś coś zrobię...
-To na drugiej randce.- przygryzłem wargę.
-My nie byliśmy nawet na pierwszej.- prychnęła.
-Jak to nie? Zaprosiłem Cię na samym początku naszej znajomości do restauracji.
-To była randka?
-No, a nie?
-E tam, mógłbyś się bardziej postarać.
-Oj pani Lancaster jest niezadowolona. Spokojnie wynagrodzę Ci to jak wrócę.
-Mam nadzieję.
-A co teraz robisz?
-A co książkę piszesz?
-O Tobie oczywiście.
-Biorę kąpiel.- próbowałem powstrzymać nieprzyzwoite myśli jakie teraz pojawiły się w mojej głowie.
-A co chcesz się przyłączyć?
-Wiesz, że ja zawsze jestem chętny.- wyszczerzyłem się.
-Zboczuch!- rzuciła śmiejąc się.
-Ty tak na mnie działasz.- palnąłem, a potem ugryzłem się w język. Czekałem na jej reakcję.
-Odebrałam to jako żart.
-W sumie to...
-...Michael!
-Hahahahano co?
-Głupek z Ciebie.- zakochany głupek.
-Jak tam w pracy?
-Bardzo dobrze, oprócz docinek Kimberly to jest super.
-Chyba będę musiał się wybrać do Twojej firmy.
-Ona pewno nie! Lepiej tam nawet nie wchodź.
-Czemu?
-Bo będzie jeszcze gorzej, a zresztą Kim trochę pogada i przestanie. W końcu jej się znudzi.
-Ale chcę Ci pomóc, mogę załatwić wiele spraw tym bardziej, że to przeze mnie masz problemy.- powiedziałem smutno.
-Michael to nie Twoja wina, rozmawialiśmy już o tym.
-Właśnie, że moja, bo gdybyśmy się nie przyjaźnili Kim by Ci nie dokuczała.
-Dobrze wiesz gdzie ja mam jej dokuczanie. Nie mam już piętnastu lat, żeby jej docinki mnie ruszały. A co do naszej znajomości to nie żałuję, że Cię poznałam i skoczyłabym za Tobą w ogień.- poczułem przyjemne ciepło w sercu. Rozmawialiśmy ze sobą do samego wieczora, w końcu musieliśmy nadrobić ten stracony czas. Cieszyłem się, że to Vicki do mnie zadzwoniła, że nie olała mnie. Bardzo za nią tęskniłem i chociaż dźwięk jej głosu trochę poprawił mi humor. Kiedy wieczorem oglądałem telewizję znowu dopadł mnie smutek. Tylko na trasach czuję się samotny, siedzę ciągle w czterech ścianach i nie mam nawet z kim porozmawiać, bo nikt nie ma czasu i wszyscy są zabiegani. Wyłączyłem tv i położyłem się na łóżku, gapiąc się tempo w sufit przeleżałem tak nie wiedząc nawet ile czasu. Nagle drzwi do mojej sypialni się otworzyły. Nawet nie spojrzałem kto to.
-Siema Jackson.- rzuciła radośnie moja gitarzystka Jennifer.
-Siema.-wymruczałem.
-Eee co Ty taki przybity? Dupy Ci nie dała?- zaśmiała się siadając obok mnie- Nie martw się inne są chętne.- puściła mi oczko. Spojrzałem na nią.
-O czym Ty mówisz?
-O Twojej lasce?
-Nie mam laski.
-To idź do burdelu, jaki problem?- szczerość Jennifer Batten...
-Jenn daj spokój nie jestem w nastroju do głupich żartów.
-Zaraz się nastroisz jak Karen winko przyniesie. A w ogóle czemu nie przyszedłeś na imprezkę?
-Nie gustuję w takich imprezach.
-Przepraszam kurwa bardzo Król przecież nie chodzi na TAKIE imprezy. Szlachta chodzi na bankiety.- spojrzałem na nią z politowaniem.
-Dobrze wiesz, że wcale nie lubię bankietów. I nie rób ze mnie zadufanego w sobie piosenkarza, który myśli, że jest pępkiem świata.
-Och no żartowałam przecież, co Ty taki sztywny dzisiaj? Serio trzeba Cię rozruszać.- wyjęła paczkę papierosów- Zapalisz?- spytała wyciągając jednego papierosa po czym włożyła go do ust.
-Na pewno nie będziesz tu palić.
-No tak zapomniałam przecież, że Ty jesteś abstynent jeżeli chodzi o takie rzeczy. Może chociaż blanta?
-Nie chcę?
-To działkę?
-Jennifer opanuj się. Mogłabyś trochę przystopować z tymi używkami, a już zwłaszcza narkotykami.- pomimo mojego zakazu zapaliła papierosa i żeby mnie wkurzyć specjalnie wydmuchiwała dym prosto w moją twarz, przez co zacząłem kaszleć.
-Hahahaha oj Jackson.- pokręciła głową. Zaczęła mi się przyglądać.
-Serio jakiś przymulony jesteś, co tam się stało?- szturchnęła mnie.
-Problemy miłosne.- skwitowałem nie chcąc wchodzić w szczegóły. Jennifer nie jest dobrą osobą do takich rozmów.
-Uuuuu...
-I tak nie zrozumiesz Ty wyznajesz zasadę jednej nocy.
-No pewnie, po co mam się wpierdalać w związek od razu? Młoda jestem, trzeba się wyszaleć,  mieć jakieś wspomnienia na starość.
-Taaa z upojnych nocy.
-A jak!
-Zachowujesz się jak Slash.
-Co Ty chcesz od Hudsona? Zajebisty jest.- w tym momencie usłyszeliśmy pukanie.
-Witam czy ktoś mnie wzywał aby udzielić terapii jakiemuś zbłąkanemu piosenkarzowi?- Jenn podniosła rękę. Karen uśmiechnęła się i podeszła do mnie dając buziaka w policzek.
-Oto nasza terapia.- zza pleców wyciągnęła dwie butelki czerwonego wina.
-O coś dla mnie!- blondynka wyciągnęła ręce.
-Zostaw to zołzo! Wino jest dla Miśka.- otworzyła jedną butelkę.
-Pijaczki.- wyszczerzyłem się.
-Ej Ty mnie tu nie obrażaj dobra? Tylko doceń dobroć mego serca.
-I w dodatku poetka!- zaśmialiśmy się.
-O czym tak debatowaliście jak mnie nie było?
-O lasce Jacksona.
-O Tatianie?
-Ja tam wiem jak ona się nazywa, przecież ten baran nie chce mi nic powiedzieć.
-Boże jaka Tatiana? Ona ze mną tylko tańczy.
-To która skradła Ci serce?
-Victoria...-Karen mogłem powiedzieć wszystko znamy się już sześć lat i nie mamy przed sobą tajemnic.
-A no tak!- walnęła ręką w czoło- Zapomniałam o niej.
-A ja niestety nie...
-Znacie się już szmat czasu czemu jeszcze do niej nie startujesz? Warunki masz idealne.- zaśmiała się. Postanowiłem opowiedzieć o wszystkim co między nami zaszło. O naszej początkowej znajomości, która przerodziła się w przyjaźń, a potem w miłość przynajmniej z mojej strony. Oczywiście nie pominąłem nocy, podczas, której o mało nie wylądowaliśmy w łóżku. Jennifer zagwizdała.
-Nooo nie wiedziałam, że z Ciebie taki niegrzeczny chłopiec jest.- Karen zabrała jej butelkę, którą piła sama i to już drugą, a ponoć to miało być dla mnie.
-Tobie już wystarczy. Wychlałaś wszystko sama, a z nami się nie podzieliłaś.
-Jackson jest abstynent, a Ty pocieszycielka Jacksona więc cicho siedź i daj mi pić.- makijażystka tylko pokręciła głową i spojrzała na mnie.
-I wtedy chciałem jej powiedzieć w końcu, że ją kocham byłem gotowy, ale jak usłyszałem „zapomnijmy o tym, to był błąd, byliśmy pijani" to stwierdziłem, że wyjdę tylko na idiotę, bo Victoria nic do mnie nie czuje. I co ja mam teraz zrobić? Myślałem, że jak rozstaniemy się na trochę to mi minie, zapomnę, ale nie potrafię.- powiedziałem bezsilny.
-Miłość to nie choroba, która przejdzie Ci po tygodniu. A z moich obserwacji, a nieraz widziałam was razem wynika, że ona też coś do Ciebie czuje.
-Mięte czuje!- krzyknęła Jenn.
-Nie sądzę.- westchnąłem- Jakby mnie kochała to by mi powiedziała.
-Oj Michael.
-No co?
-Może ma powód dla którego nie chce Ci powiedzieć?
-Ciekawe jaki.- prychnąłem.
-Może się boi, wiesz nie znam jej dobrze. Ale jest nieśmiałą...
-...Boże Karen daj spokój no. Nie chce mi powiedzieć, bo jest nieśmiała?
-Może...albo tak samo jak Ty boi się odrzucenia.
-A mało ja jej znaków daje?
-A weź te swoje znaki w dupę sobie wsadź. Wy faceci to myślicie, że powiecie komplement i my kobiety mamy po tym się domyślić o co wam chodzi?
-Kobiety są trudne.
-Faceci nie lepsi, a w ogóle czaicie się jak takie czajniki no. Aż mi was żal. Jesteś mężczyzną to zrób pierwszy krok.
-Och uwierz mi, że tych kroków z mojej strony było już dużo. A może Victoria kogoś ma i przez ten cały czas przede mną to ukrywała.- olśniło mnie nagle.

-Weź, bo Cię walnę w ten kudłaty łeb to Ci wszystkie loki powypadają. Jakby kogoś miała to nie pozwoliłaby, żebyś ją całował, a już tym bardziej coś więcej. Dowiedziałbyś się chociażby od jej przyjaciółek.
-No w sumie racja. Ej, a tak w ogóle gdzie jest Jennifer?- dopiero teraz zauważyłem, że jej z nami nie ma. Zaczęliśmy się rozglądać.
-Widocznie wolała imprezę niż wysłuchiwanie o Twoich problemach miłosnych. Wracając do tematu jak skończymy trasę to osobiście zaprowadzę Cię za rękę do Victorii i przy mnie jej wszystko wyznasz.
-Ale ona mnie nie kocha! -A skąd wiesz? Od kiedy Ty taki przewidywalny jesteś?
-Nie przewidywalny tylko stwierdzam fakty, a zresztą co ona może we mnie widzieć?
-Przystojnego, wrażliwego, dobrego, troskliwego i kochającego faceta ze zgrabnym tyłeczkiem na przykład?- powiedziała poważnie na co głośno się zaśmiałem.
-Nie rozśmieszaj mnie.
-Co? Mówię tylko jak jest. Kto mnie zawsze uczył, że lepsza jest szczera prawda, która nawet zaboli niż kłamstwo?- uśmiechnąłem się.
-Dziękuję Ci.- przytuliłem ją.
-Na czułości Ci się zebrało?
-Jak widzisz do przytulania tylko Ty mi zostałaś...no i Jennifer.- oderwała się ode mnie.
-Batten to by Cię najchętniej przeleciała.
-Ty tak na poważnie czy na żarty?
-Poważnie, zresztą Jennifer do szczęścia wystarczy gitara, jakiś skręt, wódka i facet z ładną buźką, ale krążą plotki, że nie tylko Jennifer ma na Ciebie ochotę.
-Tak? A kto jeszcze, Ty?- zaśmialiśmy się.
-Chciałbyś.
-No ba! To kto?
-Jason...-mina mi zrzedła, a Karen zaczęła się śmiać.
-Przecież Jason jest gejem.
-Hahahahahahaha...
-Kłamałaś!
-Hahaha Twoja mina bezcenna!
-Boże jaka ulga.- opadłem na poduszki.
-A co nie podoba Ci się?- dalej się chichrała.
-Taka mądra jesteś? Może Tobie kogoś znajdziemy?
-A po co mi facet?- poruszyłem zabawnie brwiami.
-Idź Ty durniu.- walnęła mnie w ramię.
-Od razu widać, że nie masz faceta.
-No dzięki wiesz! Już mówiłam jestem singielką...z wyboru.- uniosła dumnie głowę.
-I tak Ci kogoś znajdę.
-Ty mi lepiej nikogo nie szukaj.
-No co? Ja się znam na kobietach.
-Taa na ich tyłkach chyba.
-To też.- wyszczerzyłem się
-Dobra ja idę, bo już majaczysz i musisz iść lulu.- cmoknęła mnie w policzek.
-Nie zapomnij, że za kilka dni jest próba.
-Ale ja mam wolne.
-Ale ja mam próbę.
-A co mnie to obchodzi? Ja mam dzień wolny od pracy.
-Chyba nie chcesz stracić tej pracy...
-Jackson Ty gnoju zasrany! Szantażujesz mnie ZNOWU.
-Niestety na Ciebie nic innego nie działa. A poza tym musisz mnie wspierać duchowo.
-Jeszcze się zastanowię, a moje terapie to drogie rzeczy są.
-Oddam w naturze.
-Zbiera Ci się.
-Odsetki też odpracuję.- puściłem jej oczko.
-Jeszcze się zastanowię, na razie gnomie.
-Na razie blondasie!- zaśmiała się i wyszła. Odkąd pamiętam dobrze dogadywałem się z Karen, zawsze potrafiła poprawić mi humor. Nie widywaliśmy się często tak jak kiedyś, bo nie pracowała tylko dla mnie. Dzięki mojej trasie można powiedzieć odnowiliśmy znajomość. Jennifer za to nie znam długo, przeszła najlepiej casting na moją gitarzystkę, ale od razu ją polubiłem za tą szczerość do bólu i zawsze pozytywne nastawienie. Spojrzałem na zegar, który wskazywał już 23:10. Mimo, iż nie byłem bardzo zmęczony postanowiłem się już położyć, bo jutro umówiłem się z dziewczynami na zakupy. Kto był pomysłodawcą? Oczywiście, że Karen. Czeka mnie ciężki dzień więc wolę się wyspać porządnie. Wziąłem szybki prysznic i już miałem wyjść kiedy na półce obok umywalki zauważyłem opakowanie tabletek nasennych. Chyba jak wezmę jedną to nic się nie stanie? Nie ma przy mnie Victorii więc mogę szybko nie zasnąć. Wziąłem jedną kapsułkę i popiłem wodą. Działanie było natychmiastowe z tego względu, że te tabletki są bardzo silne. Położyłem się do łóżka i tak jak myślałem zasnąłem od razu.
*****

4 komentarze:

  1. No i jestem!
    Masz wpierdol Cinek, że tak krótko dzisiaj -,-
    Twoje paplaniny na początku będą niedługo dłuższe od samego rozdziału xD Ty mi tam Viki nie broń! Ja rozumiesz, bo sama raczej też do faceta bym nie wyskoczyła z Big Love, no ale zmienia postać rzeczy kiedy widać że mu zalezy, prowokuje sytuacje... Wiesz, nie musi mówić od razu że go kocha, ale gadanie typu 'zapomnijmy o tym' jest na poziomie przedszkola w moim mniemaniu i bym Viki za to wpierdol spuściła. No bo skoro się pocałowali - znaczy że tego chcieli. Bierzmy odpowiedzialność za swoje czyny i słowa, a przynajmniej nie powinna kłamać że to nic nie znaczyło, skoro sama wie, że tak nie jest.
    Mike tez kurde powinien spiąć złote pośladki i coś w końcu zrobić. Niby przez obcisłe portki widać że jakieś tam jaja ma, ale w jego zachowaniu wcale tego nie okazuje. Nosz ja licze że albo ona do niego wpadnie na tą trasę albo coś... No nie wiem cokolwiek i niech się dogada ta gówniarzeria bo ich do żłobka wsadze i tam będa mogli swoje meee beee i chuj wie co odstawiać.
    Albo najlepiej niech już mi wraca z tej trasy! Najwazniejsza jest rozmowa i ich relacje chyba tylko rozmowa może jeszcze uratować. Tyle że ani jedno, ani drugie póki co się do tego nie pali i mnie kurwica bierze przez to no!
    A podobno to u mnie w opo bohaterowie wkurzają, ehe xD
    Fajnie też, że Mike ma w Karen taką przyjaciółkę. Ma z kim pogadać, wyżalić się no i dostać od kogo w łeb za głupie pomysły i brak niektórych pomysłów xD
    Oj tak, Karen kopnij tego Króla w chude dupsko niech działa a nie. Co całe życie na ręcznym będzie jechał? Albo Renatki wynajmował? No ja Cię proszę no xD
    Haha coś o kąpieli wspomnieć a ten już o bąbeklach myśli xD
    Duuuużo białej piany i te sprawy xD
    No ja wiem już co mu chodziło po głowie (i majtach przy okazji xd). Swoją drogą wiesz, że podobno nie da się powiedziec słowa 'bąbelki' groźnym tonem? XD Serio xD Próbowałam i faktycznie się nie da xD
    No to ten tego ja czekam w końcu na rozdział przy którym się nie wkurwię, proszę zafunduj mi takowy wreszcie xD
    W tym tempie to nim Ty hota mi zapodasz to by mi błona zdążyła zarosnąć ze trzy razy xD
    Dobra, koniec xD
    Pozdrawiam,
    duuużo weny,
    I mniej wkurwiania mojej osoby xD ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka Basieńko, więc w końcu dotarłam! :***
    Notka wyszła świetnie, jak zwykle fajnie i z humorem. Cieszę się, że do opowiadania wkręciłaś Jennifer. Jako gitarzystka wymiata na scenie to fakt, ale w końcu ktoś scharakteryzował jej postać. Ogólnie do kobiety mam sentyment bo to ulubienica mojej siostrzenicy (też Basi) tylko tyle, że ona przeinacza jej nazwisko i mówi na nią BATON ❤ Koniec pierdolenia teraz czas przejść do treści. Michael pewnie armagedon w spodniach, Victoria w kąpieli (ZAPEWNE NAGO)to Michael pewnie uruchomił wyobraźnie. 😈 Tak czy srak jest mi przykro. Bo tu tak śmiechy chichy, a przed sobą cały czas udają bestfrendów, udają, że nic nie ma, a jest! Wielka i narazie nie spełniona miłość! :c I tak teraz nic nie zadziałają chociaż na miejscu Michaela zamiast gnić w hotelowym pokoju korzystając z chwili wolnego wsiadłabym do samolotu i pojechała do Victorii. A rusz by się coś wydarzyło? Nie wiem czego on się boi. Woli siedzieć i umierać z miłości niż wyznać jej, że ją kocha? Nawet jeśli by nie odwzajemniła to miałby pewność, a tak to dupa blada. Jak ja bym chciała w pewnym momencie bohaterom w opowiadaniach dać dar czytania w myślach i było by po sprawie! :D
    Przechodząc do Karen. Ja lasce zazdroszcze i zawsze będę zqzdrościć. Spędziła z Michaelem większość jego życia. To jest naprawde coś! Mogła z nim rozmawiać, dotykać go, a co najważniejsze Michael darzył ją ogromnym zaufaniem. Fajnie, że wykreowałaś ją na jego przyjaciółkę, która nie ma jego zadka przed oczami. Również liczę, że Karen ruszy w jakiś sposób Michaela. Jak sam sobie stawia blokady to musi go ktoś rozruszać. Oczywiście czekam na rozwój wydarzeń i skrycie liczę, że weźmiesz pod uwagę to, że Michael leni sie na wyrze zamiast porozmawiać z Victorią. Tak jak Patrynia rozmowa może to wszystko uratować. Bo jak narazie ich wymiana zdań wygląda jak gra w dwa ognie - unikają piłki jak mogą, a jak dostaną (sobie samemu dowalając) to odchodzą na bok. Niech w końcu się wezmą i skonfrontują bo ileż można? Czekam z niecierpliwością na następną notkę! ❤❤❤❤
    Życze masy wenyyy!!!! Dawaj dłuższeee ! 💝💝💝
    Trzymaj sie 😘😘😘

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny, cudownie napisany rozdział <3 I mówię to szczerze, bo przecież ''szczerość jest najważniejsza'' :p Rozdział krótki to i mój komentarz będzie krótki ;) Rozwala mnie postawa Jennifer :p Wódka, fajki i do przodu :'D Jednakże nie uważam, by jej zachowanie było odpowiednie... ;) Co do Karen... Nareszcie znalazł się ktoś, kto przemówi Jacksonowi do rozsądku i natchnie go, by wyznał Victorii, co czuje. Jak dalej będą się tak czaić, napewno nic dobrego z tego nie wyniknie :/ Czekam na kolejne rozdziały, jak zwykle: dużo weny <3 I zapraszam do siebie :* marzeniasiespelniajamjj.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń