Witajcie
kochani!
Dobry
humor znów mi dopisuje i to znowu dzięki rozdziałowi :) ostrzegam,
że jest bardzo długi za co przepraszam, następny będzie krótszy
xD
Naprawdę
już się męczyłam z tym, że Victoria i Michael tak się czają
jak te dwa czajniki, a teraz w końcu są razem i normalnie cieszę
się jak Wy :D Chociaż nie powiem, że trochę mi dziwnie, bo
niedawno byli tylko przyjaciółmi, a teraz muszę się przestawić,
że już tak nie jest i mogę pozwolić sobie na wszystko, ale
wspomagam się moim „kochanym” zeszytem więc szybko się
przyzwyczaję ;)
Przepraszam,
że musieliście tak na to długo czekać, ale chyba warto było ;)
Co
do seksów...no co Wy się tak domagacie? :D wiem sama nie lepsza
jestem xD Nie powiem Wam kiedy będą, ale zapewniam, że będą na
pewno spokojnie ja muszę się do tego przygotować psychicznie,
duchowo i mentalnie to nie jest takie hop siup jak się wszystkim
wydaje. Taka scena musi być porządna czyli dopracowana, nie mogę
Wam dać byle gówna, żebyście mi tylko dali spokój :)
Zapraszam
do czytania i komentowania!
Pozdrawiam
Basia <333
******
Obudziłam
się wcześnie rano. Od razu dopadły mnie wspomnienia z wczorajszego
dnia. Spojrzałam na drugą połowę łóżka i kiedy ujrzałam
śpiącego Michaela odetchnęłam z ulgą, że to jednak nie był
sen. Nie mogąc oderwać wzroku od jego anielskiej twarzy wzięłam w
palce pojedynczego loka i zaczęłam smyrać nim po jego policzkach
na co zaczął się kręcić i mruczeć coś pod nosem. Nie
wytrzymałam i zaczęłam się cicho śmiać. Przysunęłam się
bliżej i delikatnie musnęłam jego usta, a kiedy chciałam się
odsunąć poczułam, że przyciąga mnie do siebie pogłębiając
pocałunek.
-Co to
było?- zapytałam kiedy oderwaliśmy się od siebie.
-Musiałem
sprawdzić czy to mi się nie przyśniło.- uśmiechnął się.
-Też tak
myślałeś?- zaśmiałam się.
-Tak.-zaczęliśmy
się śmiać. Nagle usłyszałam dźwięk mojej komórki, sięgnęłam
ją i odebrałam.
-Halo?
-Victoria
powiedz, że ten pajac jest z Tobą.
-Karen o
czym Ty mówisz?
-Jackson!-
wydarła się do słuchawki.
-Michael
Twoja przyjaciółka chyba chce z Tobą rozmawiać.- podałam mu
słuchawkę, a po chwili usłyszałam krzyki przez co zaczęłam się
śmiać. Biedny Mike dostał chyba ochrzan roku, odsunął aż trochę
słuchawkę od ucha krzywiąc się przy tym.
-Ale Karen
jest siódma rano więc nie wydzieraj tej jadaczki, bo ja mam tu
ciekawsze rzeczy do roboty.- puścił mi oczko, pokręciłam głową-
Tak...jestem z Victorią, w jej w domu i w jej w łóżku i właśnie
przerwałaś nam ważną czynność...- walnęłam go w ramię,
zaśmiał się - Zapomniałem wczoraj zadzwonić,
przepraszam...mhm...przekaże jej... na razie małpo.- oddał mi
telefon.
-Karen
powiedziała, że masz mnie pilnować i serdecznie Cię pozdrawia.-
uśmiechnął się.
-Dziękuję,
a że pilnować Ciebie trzeba to akurat wiem.
-Ale wy
jesteście wredne.- powiedział z udawanym smutkiem, pocałowałam go
w policzek.
-Wstajemy
i...
-...o tej
godzinie?! Ja się z łóżka nie ruszam i Ty też nie.- położył
się na mnie przez co uniemożliwił mi jakikolwiek ruch.
-Michael
złaź!
-Nie.
-Ale ja
muszę wstać.
-Ale ja nie
muszę, a jak ja nie muszę to Ty też nie.- wyszczerzył się,
westchnęłam.
-Za dwie
godziny mam być w firmie, bo mamy ważne spotkanie więc z łaski
swojej zejdź ze mnie. Dam Ci buzi w zamian.
-Pfff
buzi.- prychnął.
-A co mam
Ci dać?
-No nie
wiem zależy co chcesz mi dać.- spojrzał na mnie zalotnie.
Wykorzystałam fakt, że trochę się odsunął i szybko wstałam.
-Kopa w
tyłek mogę Ci dać, wstawaj już. Idę zrobić śniadanie i widzę
Cię za dziesięć minut w kuchni.- zarzuciłam na siebie szlafrok i
zeszłam na dół. Zrobiłam dwie kawy i usmażyłam jajecznicę
wszystko postawiłam na stole i czekałam na Michaela pijąc kawę. W
końcu wszedł już ubrany i usiadł naprzeciwko mnie.
-Smacznego.-
wstałam od stołu.
-Nie zjesz
ze mną?- zdziwił się.
-Nie jestem
głodna, a poza tym nie mogę się spóźnić.- chciałam już wyjść,
ale Michael złapał mnie za nadgarstek.
-Victoria
myślisz, że jestem aż tak ślepy, żeby nie zauważyć, że
schudłaś i to dużo? Co się dzieje?- posadził mnie sobie na
kolanach i dotknął mojego brzucha.
-Nic się
nie dzieje, a co ma się dziać? Mówiłam, że nie jestem głodna.
-Odchudzasz
się?- zaśmiałam się.
-Nieeee.
-To
dlaczego schudłaś?
-Odezwał
się ten co sam je jak ptaszek.
-Ale ja nie
wyglądam jakbym miał anoreksje.
-A ja tak
wyglądam?
-Właśnie
tak, więc chcę wiedzieć dlaczego.- westchnęłam, nie chciałam mu
o tym mówić, bo było mi głupio.
-Bo...jak
Cię nie było to...prawie wcale nie jadłam, nie spałam, nie
chodziłam do pracy. Nie miałam na nic siły i ochoty, tęskniłam
za Tobą...
-Kochanie...-pogłaskał
mnie po policzku- Jestem już i nie pozwolę, żebyś się głodziła,
a teraz zjesz ze mną śniadanie i nie obchodzi mnie czy się
spóźnisz. Jak chcesz to w każdej chwili mogę zadzwonić do
Twojego szefa i...
-...nie
dzwoń.
-No
właśnie. Otwórz ładnie buzię.- zaczął mnie karmić jak
2-letnie dziecko co strasznie mnie irytowało.
-Michael
nie mogę już.- powiedziałam czując jak wszystko podchodzi mi do
gardła.
-I leci,
leci samolocik.- wepchnął mi do ust kolejną porcję jajecznicy,
spojrzałam na niego naburmuszona, pocałował mnie w policzek i
kontynuował. Kiedy wmusił we mnie cały talerz jedzenia pozwolił
mi łaskawie pójść się przygotować. Spokojnie przebierałam się
w sypialni, gdy nagle bez pukania wszedł Michael. Szybko zasłoniłam
się bluzką, bo byłam w samych majtkach.
-Michael!
Czy Ty nie widzisz, że ja się przebieram?!
-Noooo
teraz widzę.- uśmiechnął się głupkowato i podszedł bliżej- Co
Ty się tak zasłaniasz, wstydzisz się mnie?- cała sytuacja
widocznie go bawiła, a ja myślałam, że mu zaraz przyłożę.
-Dziwisz mi
się? Jestem prawie goła.- moje policzki natychmiast przybrały
kolor czerwony, a ten stał dalej i się na mnie gapił jak ciele
namalowane wrota ciągle przygryzając wargę. Ohhh czy on musi to
robić?
-Może
łaskawie wyjdziesz? Chcę się ubrać.
-Dopiero co
przyszedłem, nie chcę mi się chodzić z góry na dół.- pokręcił
nosem.
-To chociaż
się odwróć.- zachichotał i spełnił moją prośbę odwracając
się w stronę okna, ale postanowiłam chwilę poczekać, bo
wiedziałam, że będzie podglądać. Moja intuicja jak zwykle mnie
nie zawiodła. Zaczął zerkać dyskretnie myśląc, że ja niczego
nie widzę.
-Nie
strugaj pawiana, bo widzę co robisz.
-Ale o co
Ci chodzi? Przecież stoję sobie grzecznie.- zachichotał.
-Taa
grzecznie Ty nie wiesz co to słowo znaczy.- zaśmiał się- Masz
teraz nie podglądać.- pogroziłam mu palcem. Ubrałam szybko górną
bieliznę i zresztą już się tak nie spieszyłam. Zapomniałam, że
Michael stoi sobie koło okna i cały czas mi się przygląda, a ja
chodziłam od sypialni do łazienki. Kiedy już ubrana stałam w
łazience malując się podszedł do mnie i objął w talii.
-Masz
piękne ciało.- wyszeptał do mi do ucha, momentalnie dostałam
gęsiej skórki. Spojrzałam na niego jak na kretyna.
-Na pewno
nie tak piękne ja Mado...- urwałam przypominając sobie o sytuacji
kiedy przyszła do mnie i próbowała ze mnie zrobić idiotkę.
-Tu bym się
kłócił. To co widzisz na zdjęciach i w teledyskach to photoshop i
specjalne programy retuszujące.
-A ja jej
zawsze zazdrościłam tyłka...- powiedziałam pod nosem, ale Michael
jednak usłyszał i zaczął się śmiać. Przestał jednak kiedy
zobaczył mój poważny wzrok.
-Co jest?
-Muszę Ci
o czymś powiedzieć...znaczy nie wiem czy Ci powiedzieć, bo to jest
właśnie związane z Madonną, ale nie chcę żebyś...
-...mów.-
wzięłam głęboki wdech.
-Przyszła
tutaj, żeby mnie pocieszyć, bo widziała w tv Twój pocałunek z
Tatianą i zaczęła wciskać kity, że Ty też ją zdradzałeś i że
powinieneś dostać nauczkę, bo traktujesz kobiety jak...- spuściłam
wzrok.
-Uwierzyłaś
jej?
-Oczywiście,
że nie. Wyrzuciłam ją z domu.- przytulił mnie.
-Dobrze
zrobiłaś i dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Chyba muszę
jej złożyć wizytę, bo mam już dosyć tego co o mnie wygaduje.
Wszystkim! Na prawo i lewo same kłamstwa. Co ja jej takiego
zrobiłem?- widziałam, że zdenerwowało go to, a zarazem zabolało.
-Michael
nie przejmuj się, w końcu jej się znudzi.
-Najważniejsze,
że jej nie uwierzyłaś.
-Kocham Cię
więc oczywiste, że uwierzyłam Tobie.- na jego twarzy zagościł
ogromny uśmiech.
-Jak bardzo
mnie kochasz?
-Tak
baaaardzo baaaaardzo...
-To
udowodnij.
-Materialista.-
zaśmiał się - Życzy pan sobie dowód rzeczowy czy słowny?
-Oczywiście,
że rzeczowy.- zarzuciłam mu ręce na kark i pocałowałam najczulej
jak potrafiłam. Oczywiście taka chwila trwać długo nie mogła,
przerwał nam dzwonek mojego telefonu.
-Nie
odbieraj.- mruknął.
-Michael...muszę...no.-
oderwałam się od jego ust i spojrzałam na wyświetlacz.
-Kimberly...-westchnęłam.
-Ja
odbiorę.- wyrwał mi telefon z ręki.
-Oddawaj
to! Słyszysz?!- zatknął mi ręką usta i odebrał.
-Halo?...Z
tej strony Michael...tak Jackson...Victoria nie może teraz
rozmawiać, bo bierze prysznic...mhm dobrze przekaże...do widzenia.-
rozłączył się.
-Co żeś
zrobił?!
-Ciekawe
jaką miała minę...albo mogłem powiedzieć, że jesteś
zajęta...czymś.- poruszył zabawnie brwiami uśmiechając się
znacząco.
-Tak masz
się z czego cieszyć. Może ją zatkało, ale na pewno pomyślała,
że se sobą sypiamy i teraz zacznie wszystkim gadać, że się
puszczam. Nie wiesz jaka ona jest- wyszłam z łazienki.
-Victoria
zaczekaj, chciałem dobrze.- zatrzymał mnie- Nic nie będzie gadać,
bo Ci zazdrości i teraz się pewnie zastanawia co robimy. Nie
powinnaś się nią przejmować, bo sama mówiłaś, że nikt w
firmie jej nie lubi i myślisz, że inni uwierzą w jakieś plotki?
-Następnym
razem masz nie odbierać mojego telefonu bez mojej zgody jasne?
-Zależy
jeszcze w jakich sytuacjach.- wyszczerzył się.
-A tak w
ogóle to po co dzwoniła?
-Kazała Ci
przekazać, że spotkanie się już zaczęło i..
-...szlak!
Mówiłam, że się spóźnię!- chwyciłam torebkę i pobiegłam do
drzwi, już chciałam wyjść kiedy poczułam, że Michael pociąga
mnie za rękę.
-Nie
pożegnasz się ze swoim chłopakiem?- uśmiechnęłam się.
-Przez tego
chłopaka się spóźniłam, ale niech mu będzie.- przytuliłam go -
Wrócę za jakieś cztery godzinki. Mam rozumieć, że zostajesz?
-Nie, zaraz
jadę do Neverlandu chcę jeszcze dzisiaj załatwić sprawę z
producentami i organizatorami trasy.
-To
przyjedź po południu.
-Okej leć
już.
-Pa.- jak
najszybciej udałam się w kierunku mojego samochodu i odjechałam z
piskiem opon w stronę centrum.
*******
Weszłam do
mieszkania i rzuciłam klucze na szafkę, nawet nie zdążyłam się
rozebrać i usłyszałam dzwonek telefonu.
-Jezu
dopiero weszłam do domu!- odebrałam od razu nie patrząc kto
dzwoni.
-Czego?!
-Ej co Ty
taka wkurzona?- spytała Nina.
-Bo
dzwonisz!
-No dzięki
wiesz. Mam Ci coś ważnego do powiedzenia, a Ty się wydzierasz na
mnie.
-Co jest?-
spytałam już łagodniej.
-Włącz
wiadomości.
-Poco?
-Nie pytaj
tylko włącz.- zrobiłam tak jak mi kazała. Odnalazłam odpowiedni
kanał w tv i podgłośniłam.
-...Michael
Jackson, który aktualnie powinien mieć koncert w Niemczech trafił
do szpitala w Berlinie, ale dzisiaj został przewieziony do prywatnej
kliniki w Los Angeles. Nie wiadomo co dokładnie dolega piosenkarzowi
i jak długo tam pozostanie, jak podaje jego menadżer Thomas Goldwyn
ze względu na stan zdrowia Michaela trasa Bad World Tour zostaje
zakończona, a reszta koncertów, która miała odbyć się w tym
miesiącu zostaje odwołana. Co dolega muzykowi? Co na to jego
przyjaciółka Victoria Lancaster? O reszcie będziemy informować
państwa na bieżąco...- przyłożyłam słuchawkę do ucha.
-Słyszałaś?
Michael jest w szpitalu trzeba do niego jechać!
-Nina,
Michael nie jest w szpitalu...
-Jak nie
jest jak jest.
-No właśnie
nie, bo...to kłamstwo.
-Ja kto?-
opowiedziałam jej w skrócie o tym co się wczoraj wydarzyło.
-I Ty mi
nic nie powiedziałaś?! Zbiję Cię! Aaaaaaaaaa w końcu wy czuby
jedne!- zaczęła się wydzierać.
-A co
miałam dzwonić wczoraj po wszystkich znajomych z tekstem: „Hej
wiesz Jackson zakończył właśnie trasę koncertową i wrócił do
LA, żeby powiedzieć mi, że mnie kocha"?
-Ale
przyjaciółce mogłaś się pochwalić.
-Teraz już
wiesz, zadowolona?
-No
oczywiście!
-Będę już
kończyć, bo zaraz przychodzi mój chłopak i chcę z nim spędzić
wieczór i...
-...noc.-
dokończyła.
-Nina
błagam...
-No co? Ty
byś się nim zajęła pod tym względem w końcu, aż mi go żal
biedny taki wyposzczony przez tą trasę...i przez Ciebie.-
parsknęłam śmiechem.
-Nie martw
się Michael jest w dobrych rękach.
-Wyściskaj
go ode mnie!
-Oczywiście.
-Pa.-
rozłączyłam się. Spojrzałam na zegar, który wskazywał 15:30.
Za godzinę umówiłam się z Michaelem. Postanowiłam przygotować
coś do jedzenia. Poszłam do kuchni i sprawdziłam stan mojej
lodówki, akurat wszystkie składniki na pizzę. Zabrałam się więc
do roboty. Po 30 minutach pizza piekła się w piekarniku, a ja
poszłam się przebrać w jakieś luźne ciuchy. Założyłam krótkie
spodenki i granatową koszulę w kratę, a włosy związałam w
niedbałego koka. Popryskałam się jeszcze perfumami i zeszłam na
dół. W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi, w podskokach
poszłam otworzyć. Uchyliłam drzwi i ujrzałam...kwiaty?
-Yyyyyy...-ten
ktoś miał zakrytą twarz kwiatami więc nie wiedziałam kto to.
Spojrzałam w dół. Białe skarpetki i mokasyny - to mówi wszystko.
-Michael?-
opuścił bukiet.
-A
spodziewałaś się kogoś innego?- uśmiechnął się.
-Nie, mój
kochanek wyszedł pięć minut temu.
-A wiesz?
Chyba go mijałem.- zastanowił się na chwilę- Taki gruby i łysy?-
wyszczerzył się.
-Głupek.-rzuciłam
i poszłam do kuchni, zostawiając go. Zamknął drzwi i poszedł za
mną.
-Ej, a
powitanie?- rozłożył ręce.
-Ty już mi
zrobiłeś powitanie.- powiedziałam naburmuszona. Wyłączyłam
piekarnik i wyciągnęłam pizzę po czym zaczęłam ją kroić. Nie
byłam zła, tylko udawałam dlatego uśmiechałam się pod nosem.
Michael przytulił się do moich pleców tak, że nie mogłam się
ruszyć.
-Vickuś?-mruknął.
-Hahahaha...-odsunął
się ode mnie zdezorientowany.
-Udawałaś?-nie
dowierzał.
-Tak jakoś
wyszło Mikuś.- zaczęłam się śmiać z jego łatwowierności.
-To ja tu z
kwiatami przychodzę, a Ty sobie ze mnie żarty stroisz.-uspokoiłam
się i podeszłam do niego, wzięłam te kwiatki.
-Są
śliczne, dziękuję.- stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta.
-Idź do
salonu, zaraz przyniosę coś dobrego.
-Upichciłaś
coś dla mnie.- uśmiechnął się.
-Nie ciesz
się tak ta pizza nie jest dla Ciebie. Ty dostaniesz kilo karkówki.-
powiedziałam poważnie, uśmiech zszedł mu z twarzy,spojrzał na
mnie przerażony. Michael nie lubił mięsa wręcz go brzydziło,
chciało mi się śmiać z jego miny.
-Żartowałam
piesku francuski.- nazywałam go tak, bo był strasznie wybredny co
do jedzenia. Odetchnął z ulgą i poszedł do pokoju. Wyjęłam dwa
talerzyki, a do szklanek nalałam soku oczywiście pomarańczowego i
razem z pizzą zaniosłam do salonu. Zaczęliśmy jeść, po kilku
minutach Michael powiedział:
-Dziękuję,
pyszne było.- spojrzałam na niego zdziwiona.
-Zjadłeś
tylko dwa kawałki.- nie smakowało mu czy co? Zawsze mówił, że
świetnie gotuje.
-Zjadłbym
coś innego.- popatrzył na mnie...dziwnie? Dalej nie rozumiałam.
-Co?-uśmiechnął
się.
-Ciebie.-
wyjął mi szklankę z ręki i odstawił na stoliczek. Przysunął
się bliżej, palcem przejechał najpierw po moim policzku, a potem
po wargach przez co je rozchyliłam. Zaczęliśmy się całować, a
po chwili siedziałam mu na kolanach. Wszystko działo się tak
szybko...Zachowywaliśmy się jak para niewyżytych nastolatków co
na swój sposób było nawet słodkie. Wplotłam palce w jego
puszyste loczki, a Michael sunął rękoma po moich plecach aż po
pośladki. Nagle i jak w najmniej oczekiwanym momencie zadzwonił mój
telefon, ale go zignorowaliśmy. Zaczął odpinać mi koszulę
obsypując pocałunkami moją szyję i dekolt. Westchnęłam cichutko
zagryzając wargę. Nie pozostawałam mu dłużna i rozpięłam zamek
od jego rozporka. Byliśmy tak zajęci sobą, że nie usłyszeliśmy
otwieranych drzwi.
-Victoria?-
to był głos mojej mamy. Przerażona szybko odwróciłam się do
tyłu. Wychyliłam się za mocno i spadłam z kolan Michaela. Całe
szczęście upadłam na dywan.
-Kochanie
nic Ci nie jest?- spytał Mike pomagając mi wstać. Przede mną
stali rodzice, Ashley i Max. Wszyscy oprócz Ash mieli oczy jak
dekielki od słoika. Spojrzałam na mojego chłopaka, który właśnie
zapinał rozporek. Był tak samo czerwony na twarzy jak ja. Szybko
zapięłam swoją koszulę i przeczesałam ręką potargane włosy.
Myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
-Jak miło,
że wpadliście.- uśmiechnęłam się głupkowato, spojrzałam na
mamę, która wpatrywała się w Michaela jak w obrazek.
-Mamo
dobrze się czujesz?- spytałam niepewnie.
-No wiesz
nie codziennie widzimy Cię siedzącą na Michaelu Jacksonie, który
teoretycznie powinien być w szpitalu.- rzuciła Ashley, zignorowałam
ją.
-Właśnie
poznajcie mojego chłopaka.- podeszliśmy do nich.
-Michael,
bardzo mi miło państwa poznać.- pocałował mamę w rękę, a
tacie uścisnął dłoń. Spojrzałam na brata, który był bliski
omdlenia.
-Max nie
przywitasz się ze swoim idolem?- na moje słowa ocknął się i
rzucił Michaelowi na szyję.
-O Boże
poznałem Michaela Jacksona! Wszystkie laski w szkole będą moje.-
zaśmialiśmy się. Mój brat wreszcie się od niego odkleił,
została tylko Ash. Jak ona znowu powie coś głupiego to nie ręczę
za siebie. Grzebała coś w telefonie żując ostentacyjnie gumę.
-Ashley
jestem.- rzuciła nawet na niego nie patrząc- Wiem kim jesteś i nie
myśl, że z tego powodu będę się na Ciebie rzucać jak ten
gówniarz. Więc możesz darować sobie te słodkie oczka i głupkowaty
uśmiech, bo i tak nie będę miła.- wyminęła go i usiadła na
kanapie kładąc nogi na stole.
-Ashley!-oburzyła
się mama.
-Natychmiast
masz przeprosić pana Jacksona.
-Jakiego
pana, po prostu Michael.- powiedział uśmiechając się delikatnie,
przytuliłam się do jego boku.
-Sorry po
prostu Michael.- rzuciła obojętnie i włączyła telewizor, miałam
ochotę wywalić ją z domu za to zachowanie.
-Nic się
nie stało.
-Siadajcie.-powiedziałam
w końcu- Może napijecie się czegoś?
-Nie rób
sobie kłopotu.
-A ja
bardzo chętnie, możesz mi zrobić drinka.- odezwała się moja
siostra jakby prosiła o herbatę.
-O ile mi
wiadomo nie skończyłaś jeszcze 18 lat.- upomniał ją tato.
Przeklęła pod nosem.
-Słyszałam
to.- mama spojrzała na nią znacząco. Od kiedy ona zwraca jej
uwagę?
Siedzieliśmy
chwilę w ciszy. Nie tak miało wyglądać pierwsze spotkanie
Michaela z moimi rodzicami, ale trudno czasu nie cofnę. Oby tylko
nie pomyśleli o nim czegoś głupiego.
-Dzwoniłem
do Ciebie, ale nie odbierałaś telefonu więc weszliśmy drzwi były
otwarte. Nie wiedzieliśmy, że wy...razem...
-Nic się
nie stało, miałam wyciszoną komórkę dlatego nie słyszałam.-
spuściłam wzrok.
-Więc jak
długo się znacie?- spytała mama.
-Będzie
już...dwa lata.- splotłam nasze ręce
-Znasz
Michaela dwa lata i nic mi nie powiedziałaś?!- odezwał się z
pretensją w głosie Max.
-Och tak
jakoś wyszło. Dobrze wiesz, że jestem ciągle zabiegana.
-Na
przyszłość jak chcecie się pobzykać to chociaż drzwi
zamknijcie.- palnęła moja siostra. Zaczęłam się krztusić
sokiem, który właśnie piłam. Spiorunowałam ją wzrokiem.
-Masz w tej
chwili przestać.- warknęła mama- Jeszcze raz usłyszę takie
głupie teksty to wrócisz do domu na pieszo.- byłam w szoku. Od
kiedy moja matka warczy na Ashley? Zawsze jej na wszystko pozwalała,
mogę nawet powiedzieć, że faworyzowała, bo mną nie interesowała
się kompletnie. To zawsze z tatą miałam najlepsze kontakty.
-Dobra już
dobra.- machnęła ręką.
-A gdzie
się poznaliście?- przewróciłam oczami. Czy on zawsze musi to
robić?
-Tato...
-Tylko
pytam.
-W klubie,
byłam tam z dziewczynami. Michael na mnie wpadł.- uśmiechnęłam
się na wspomnienie tamtego dna.
-Rozlewając
drinka.- dodał.
-Niechcący.-spojrzałam
na niego.
-Ale na
mnie nakrzyczałaś.- zaśmialiśmy się, pocałował mnie w usta.
Ash przewróciła oczami, Max zrobił „bleeee", mama się
uśmiechnęła, a tata? Tata raczej się nie cieszył, ciągle miał
poważną minę i dokładnie przyglądał się Michaelowi.
******
-Strasznie
głupio mi za Ashley...- powiedziałam, gdy leżeliśmy przytuleni w
mojej sypialni, a rodzice z moim rodzeństwem dawno pojechali już do
domu. Oczywiście Max nie dał Michaelowi spokoju i wymęczył go
tańcem, śpiewaniem i zabawą, a jak na prawdziwego fana przystało
musiał mieć również autograf, Michael dał mu też swój kapelusz
i okulary. Max cieszył się jakby dostał milion dolarów, Michael
sprawił mu ogromną radość za co byłam mu wdzięczna. Nie
spotkałam jeszcze takiego człowieka, który jest tak oddany fanom,
nie odtrąca ich tylko pozwala na wszystko, żeby tylko zobaczyć
uśmiech na ich twarzach. To jest piękne.
-Kochanie
daj spokój. Przechodzi trudny wiek, nie masz się czym przejmować.-
zaczął bawić się moimi włosami nawijając je na palec.
-Trudny
wiek.- prychnęłam- Głupia gówniara.- zaśmiał się kręcąc
głową.
-Rodzice za
bardzo ją rozpieścili to teraz mają przez nią same problemy.
-To znaczy?
-A mało to
razy policja przyprowadzała ją do domu? Albo ja jeździłam po nią
do klubów, bo była tak pijana, że nie wiedziała jak się nazywa.-
spojrzał na mnie niedowierzająco.
-Może z
nią porozmawiam?
-Nie sądzę,
żeby to coś pomogło. Widzisz jak się zachowuje w stosunku do
Ciebie.
-Mam dobry
kontakt z dziećmi.
-Ale to już
nie jest dziecko.
-Jak zwykle
chcesz zbawić świat. Rób co chcesz, ale żeby potem nie było, że
nie ostrzegałam.
-Dziękuję.-
ucieszył się jak...no właśnie jak dziecko.
-Jesteście
siostrami, ale różnicie się pod każdym względem.
-Zawsze tak
było, bo ja w jej wieku byłam grzeczną dziewczynką.
-Ty
grzeczna?- spojrzał na mnie niedowierzająco.
-Oczywiście,
dalej jestem, a nie?- przygryzł wargę i zbliżył swoją twarz do
mojej.
-Wyglądasz
na bardzo niegrzeczną dziewczynkę.
-Panie
Jackson, pan mnie chyba dobrze nie zna.
-Ale z miłą
chęcią panią poznam.- złączył nasze wargi w namiętnym
pocałunku. Ręką gładził moje udo, ale kiedy poczułam jak wkłada
ją pod bluzkę odsunęłam się delikatnie od niego.
-Załatwiłeś
sprawę z trasą? Bo dzisiaj słyszałam, że jesteś w szpitalu.-
westchnął.
-Tak
załatwiłem, wszystko jest uzgodnione, a trasa oficjalnie
zakończona. Nie masz się czym martwić.
-Nie
będziesz musiał płacić kary?
-Całe
szczęście nie. Udało mi się wszystkich udobruchać wiesz że mam
dar przekonywania ludzi.- zaśmiałam się - Ale mam trochę wyrzuty
sumienia...
-Dlaczego?
-Bo nie
dość, że zawiodłem fanów to jeszcze myślą, że jestem w
szpitalu ciężko chory, martwią się o mnie. Widziałem dzisiaj
wiadomości, pewna dziewczyna tak płakała do kamery, że ledwo
rozumiałem co mówi. Powiedziała, że jak nie wyjdę z tego
szpitala to ona się zabije. Rozumiesz?- powiedział smutno- Nie
chciałem ich okłamywać, przecież ich kocham. Gdyby nie oni byłbym
nikim, ale musiałem wybrać i mimo wszystko nie żałuję, bo dzięki
temu mam najwspanialszą dziewczynę na świecie, która teraz leży
obok mnie i...
-Kocham
Cię.- przerwałam mu- Poświęciłeś dla mnie tyle, a nie każdy by
tak zrobił. Ty dajesz mi tak wiele, a ja nie mogę dać Ci nic w
zamian.- szepnęłam smutno.
-Wystarczy
mi Twoja miłość. Kochaj mnie niczego więcej nie potrzebuję do
szczęścia.- pocałował mnie w rękę.
-Zapomniałeś
o muzyce.
-Muzyka już
nie jest na pierwszym miejscu w moim życiu.
-Ale
Michael...co...Ty mówisz?- byłam w szoku.
-Bo na
pierwszym miejscu jesteś Ty.- pogłaskał mnie po policzku. Miałam
łzy szczęścia w oczach. Położyłam głowę na jego torsie
przytulając się jak do miśka.
-Zaśpiewaj
mi coś.- poprosiłam cicho. Zaczął nucić Lady in my life, a
chwilę potem śpiewać. Z każdym słowem moje powieki robiły się
coraz cięższe.
-...Będę
kochał Cię mocniej każdego dnia,
Bo
zawsze będziesz kobietą mojego życia...
Usłyszałam
tylko jak ostanie słowa piosenki szepcze mi do ucha i całuje w
czoło po czym odpłynęłam do krainy snów.
******