Witajcie
kochani!
Przybywam
do Was z kolejnym rozdziałem :) widzę, że moje biadolenie na temat
komentarzy i anonimków pomogło :D bardzo mnie to cieszy i chcę
powitać wszystkich nowych czytelników :) dziękuję za Wasze
świetne komy, które są dla mnie bardzo ważne. Pamiętajcie, że
ja liczę tylko na szczere opinie - zawsze, nie bać się pisać tego
co się myśli. Na koniec jeszcze co nieco powiem, ale nie dużo.
Obiecuję xD
PS:
rozdział dedykuję Patrycji. Kochana specjalnie dla Ciebie, myślę,
że długość Cię zadowoli i nasycisz się przed wyjazdem. Miłej
podróży i wracaj do nas cała <3!
Zapraszam
do czytania i komentowania!
******
Obudziły
mnie jakieś głośne hałasy, a po chwili usłyszałam stłumione
„cholera”. Otworzyłam zaspane oczy i rozejrzałam się po
sypialni. Ktoś krzątał się w łazience, bo drzwi do niej były
otwarte. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na
zegar, który wskazywał 11:00. No nieźle sobie pospałam, ale
uwielbiam to uczucie, gdy po całym tygodniu pełnym pracy mogę
pospać do południa.
-O
nie śpisz już? Przepraszam pewnie obudziłem Cię tymi hałasami.-
z zamyślenia wyrwał mnie głos Michaela, który zamknął za sobą
drzwi i podszedł do łóżka. Był przepasany tylko białym
ręcznikiem w biodrach. Jego nieco zmierzwione i mokre loki lepiły
się do karku, a skóra lśniła w promieniach słońca. Wyglądał
niesamowicie seksownie. Nieświadoma tego co robię przygryzłam
wargę i zaczęłam wpatrywać się w jego prawie nagie ciało jak
zaczarowana.
-Vicki
wszystko w porządku?- spytał rozbawiony, potrząsnęłam głową i
spojrzałam w jego oczy.
-Co?
-Czemu
mi się tak przyglądasz?
-Podziwiam
widoki.- powiedziałam najpoważniej jak tylko umiałam wzruszając
ramionami. Parsknął śmiechem i rzucił się na łóżko obok mnie.
-A
tak w ogóle to czemu już wstałeś i tłuczesz się od samego rana?
-Rana...?
-Och
nie łap mnie za słówka.- wywróciłam oczami.
-Za
trzy godziny wyjeżdżamy więc...- przerwałam mu.
-Czekaj,
czekaj. Gdzie wyjeżdżamy?
-Przecież
dzisiaj mam ten koncert charytatywny w Madison Square Garden
zapomniałaś?- zaśmiał się.
-No
tak...dzisiaj sobota.- walnęłam ręką w czoło.
-Starość
nie radość.
-Że
co proszę słucham?- parsknął śmiechem- Ty się nie udzielaj
dziadku, bo to nie ja mam trzydziestkę już. Oj mijają te latka co?
-Jak
to się mówi stary, ale jary. Nie rób ze mnie takiego dziadka.-
zawisnął nade mną- Jestem w sile wieku. Mogę udowodnić.-
wyszeptał mi do ucha. Poczułam jego ciepły oddech muskający moją
wrażliwą skórę na szyi. Nie mogąc się powstrzymać złączyłam
w końcu nasze wargi w pocałunku, który był cały czas pogłębiany
przez Michaela. Na tym się oczywiście nie skończyło. Chyba
daliśmy się trochę ponieść emocjom, bo chwilę potem moja za
duża koszula, w której spałam była rozpięta, a Michael zjechał
z pocałunkami na mój biust, żebra, a potem brzuch. Kiedy
przejechał dłonią po dolnej części mojej bielizny chcąc ją
ściągnąć zatrzymałam jego rękę. Otworzyłam oczy, które
miałam cały czas zamknięte i spojrzałam na niego przepraszająco.
-Ja...-
nie wiedziałam co powiedzieć dlatego zaczęłam się jąkać- Nie
mogę...wiesz...bo ja...- przerwał mi kładąc palec na wargach.
-Kochanie,
nie musisz się tłumaczyć. Nie chcesz?
-Znaczy...z
jednej strony chcę, ale...
-Boisz
się?- pokiwałam głowę i schowałam twarz w zagłębienie na jego
szyi. Pogłaskał mnie po plecach.
-Pamiętaj,
że nigdy Cię nie skrzywdzę. Nie masz się czego bać, ale będę
czekać tyle ile zechcesz.
-I
nie jesteś zły?
-No
co Ty głuptasie.- zaśmiał się, poczułam ulgę. I niech ktoś mi
teraz powie, że on nie jest aniołem.
-Jaka
to przyjemność z seksu jeśli ta ukochana osoba tego nie chce?
-Boże
jak ja Cię kocham.- pokręciłam głową.
-Wystarczy
Michael, do Boga trochę mi brakuje.- zaśmialiśmy się.
-Jesteś
moim Bogiem. Tylko moim.
-No
niech Ci będzie.- cmoknął mnie w usta. W tym momencie drzwi do
sypialni się otworzyły, a w nich stanęła Jessica.
-No
ile wy macie zamiar gnić...- przerwała, gdy zobaczyła nas w takiej
pozycji, a dokładniej leżałam prawie na Michaelu do tego on był w
samym ręczniku, a ja koszuli, która spadała mi z ramion.
Zasłoniłam się od razu i podniosłam.
-Yyyy
nie chciałam wam przeszkadzać myślałam, że śpicie. Już
znikam.- zamknęła drzwi nim zdążyłam coś powiedzieć, ale po
chwili z powrotem je otworzyła i z dwuznacznym uśmieszkiem na
ustach powiedziała:
-Miłej
zabawy.- puściła nam oczko.
-Wynocha
do garów!- Michael rzucił w nią poduszką, ale zdążyła się
osłonić zamykając drzwi. Jeszcze na korytarzu słyszałam jej
śmiech. Spojrzałam na Michaela, który leżał na boku z głową
podpartą na dłoni i wpatrywał się we mnie z uśmiechem.
-Co
się tak gapisz i czego się szczerzysz?
-No
wiesz...podziwiam widoki.- zaczął machać mi palcem na wysokości
biustu. Spojrzałam lekko w dół i szybko zapięłam koszulę kręcąc
głową.
-Zboczeniec.-
mruknęłam pod nosem. Zaśmiał się i wstał z łóżka. Jego
ręcznik prawie zsunął się z bioder na co wstrzymałam na chwilę
oddech, ale w porę zdążył go złapać. Postanowiłam się
odgryźć.
-Widzę,
że Twój przyjaciel chce się na wolność wydostać.- powiedziałam
jak gdyby nigdy nic podchodząc do niego. Nie wiem od kiedy jestem
wylewna w rozmowie na takie tematy.
-Ciekawe
do kogo tak się rwie.- poruszył zabawnie brwiami. Złapał haczyk
od razu, można się było tego spodziewać.
-Boże
z kim ja się zadaję?- wzniosłam ręce ku górze.
-Aaa
z takim jednym, fajnym Jacksonem.- otulił mnie rękoma w pasie, a ja
zarzuciłam mu ręce na szyję.
-Ten
Jackson to czasami przegina.
-Ale
za to go kochasz.- chciał mnie znowu pocałować, ale przerwał nam
dźwięk jego komórki. Westchnął i zrezygnowany położył głowę
na moim ramieniu.
-Zawsze
w odpowiednim momencie.- podkreślił słowo „odpowiednim”.
Oderwał się ode mnie pobiegł po telefon, który leżał na
stoliczku nocnym po czym odebrał.
-Halo?...W
domu, a gdzie mam być?...No dobrze, będziemy za jakieś trzy
godzinki...Tom
nie stresuj się przecież robiliśmy próbę wszystko pójdzie
dobrze. Denerwujesz się bardziej niż ja...Zapal papierosa...-
zaśmiał się- A Karen będzie? To super, nie widzieliśmy się już
dwa miesiące....Tak będzie. Powiem jej na miejscu...Bez obaw zgodzi
się...Już ja ją przekonam.- uśmiechnął się do mnie,
zmarszczyłam czoło- Na razie.- odłożył komórkę na miejsce.
-Do
czego mnie przekonasz?
-Dowiesz
się w swoim czasie.- puścił mi oczko- Musimy być za trzy godziny
na miejscu więc zjemy szybko śniadanie i jedziemy.
-Ale
mi pół godziny na wyszykowanie nie starczy.- oburzyłam się.
-15
minut skarbie.- pocałował mnie w policzek.
-Co?!
-I
ubierz najlepiej jakąś czarną, krótką sukienkę.
-Czemu
akurat czarną?
-Dowiesz
się...
-...Michael
co Ty kombinujesz?
-Niespodzianka.-
rzucił tajemniczo i poszedł do garderoby. Wiedziałam, że nie mam
co się wypytywać, bo i tak mi nie powie więc żeby nie tracić
czasu zaczęłam się szykować.
******
Kilka
godzin później, The Garden...
Koncert
dawno się już zaczął. Michael miał wystąpić zaraz po Celine
Dion. Siedzieliśmy w garderobie.
-Po
co przyjechaliśmy tak szybko skoro występujesz ostatni?
-Musiałem
dopilnować czy wszystko jest zaplanowane tak jak chciałem, czy
chórek dotarł i tancerze.
-Nie
on się nie zna na takich rzeczach. Wolałem sam.
-Vicki
masz śliczny makijaż, ale do występu potrzebujesz trochę
mocniejszego. Nie obrazisz się jak trochę Ci go poprawię?- spytała
Karen robiąc ostatnie poprawki na twarzy Michaela. Spojrzałam na
nią zdziwiona.
-Co?
Jaki występ?- posłała Michaelowi przepraszające spojrzenie na co
ten pokręcił głową.
-To
ja ten...wy sobie pogadajcie.- wyszła z garderoby zostawiając nas
samych.
-O
czym ona mówiła?- spojrzałam na mojego chłopaka, który nerwowo
przygryzał wargę.
-Bo
jak wiesz najpierw śpiewam The way you make me feel...
-No
tak i?
-I...do
tego utworu potrzebuję partnerki, a Tatiany nie ma więc...
-Czy
ja dobrze rozumiem, że mam wystąpić z Tobą?- spytałam
przerażona.
-No
tak..
-I
to ma być ta Twoja niespodzianka? Michael ja Cię chyba zabije no!
-Vickuś
wiesz dobrze, że nie mam z kim zatańczyć. Tatiany tu nie ma.
-Czy
Ty musisz zawsze stawiać mnie przed faktem dokonanym? Nie możesz
tego zrobić z kimś innym? Ja się nie nadaję do tego kompletnie.-
wstał i podszedł do mnie.
-Ależ
oczywiście, że się nadajesz. Pamiętasz jak rok temu, na mojej
imprezie pożegnalnej...- uśmiechnął się.
-Byliśmy
wtedy pijani, poza tym to było w gronie przyjaciół. A to będzie
oglądać setki ludzi.
-Zrobiłaś
to wtedy świetnie, każdy Ci to mówił.
-Ale
ja nie dorównuje Tatianie. Nie dam rady, zrobię z siebie tylko
idiotkę...- spuściłam
wzrok.
-Jesteś
sto razy lepsza od Tatiany. Będę tam z Tobą. Poza tym nie będziesz
musiała być ze mną przez cały utwór. Przejdziesz się dwa razy
po scenie, ja pochodzę chwilę za Tobą i znikniesz za kulisami.
Wyjdzie super tak jak kiedyś.
-Nie...ja
nie chcę, boję się.
-Ale
czego? Przecież wiesz co robić. Kochanie błagam wystąp ze mną. I
tak nie masz wyjścia, bo jak się nie zgodzisz to nie wystąpię w
ogóle, a wtedy znowu zawiodę fanów...
-Ej
to jest szantaż!
-Taki
malutki tylko.- westchnęłam.
-Ostatni
raz się na takie coś zgadzam więcej mnie nie przekonasz.-
uśmiechnął się triumfalnie i przytulił mocno.
-Jesteś
wspaniała.- wyszeptał.
-Chyba
chciałeś powiedzieć za dobra dla Ciebie.- zaśmiał się odsuwając
ode mnie, ale nadal trzymał mnie w swoich objęciach.
-To
też.
-Czyli
dlatego miałam założyć czarną, krótką sukienkę?
-Tak.
-Ale
te kozaki to chyba trochę za długie są. Powinny...- przerwał mi.
-Wyglądasz
świetnie.
-Ale
na pewno? Bo mogę się jeszcze przebrać.
-Tak
jest okej.
-Gdyby
nie Karen to pewnie dowiedziałabym się pięć minut przed występem.
-Nie
no...może tak piętnaście.
-Ale
mnie pocieszyłeś. Jak długo to planowałeś?
-Odkąd
do mnie zadzwonili z propozycją wystąpienia na tym koncercie.
-Skąd
wiedziałeś, że się zgodzę?
-Mój
urok osobisty tak działa na kobiety, że wiesz...- zrobił taką
śmieszną minę, że nie mogłam się powstrzymać przed śmiechem.
-To
ma być Twój komentarz?
-Hahahahaha
t..aaak.- dalej się śmiałam.
-Uważasz,
że nie jestem przystojny tak? No powiedz to wreszcie.- wiedziałam,
że bawi się ze mną w grę na słowa, ale nawet nie zdążyłam mu
nic odpowiedzieć, bo do garderoby wparowała wkurzona Karen.
-Kuźwa
Jackson miliony lasek ma Cię za chodzący seks, a Tobie jeszcze mało
komplementów? Ja muszę zrobić Vicki makijaż, a Tobie zachciało
się gadać na durnowate tematy! Wypad mi stąd, ale już.-
pociągnęła go za kołnierz koszuli i wypchnęła za drzwi. Znowu
wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
-No
tak to się robi.- puściła mi oczko- Faceta trzeba trzymać krótko,
a jak zacznie podskakiwać to trzeba sprowadzić go do pionu tak jak
ja to zrobiłam przed chwilą.- otrzepała ręce i uśmiechnęła się
do mnie.
-Ciekawe
od kiedy Ty się tak znasz na facetach. Jak Twoim ostatnim chłopakiem
był impotent z liceum!- krzyknął Michael, który najwyraźniej
cały czas stał pod drzwiami. Nie mogłam opanować śmiechu. Po
minie Karen wywnioskowałam, że zaraz zacznie się wojna.
-Ty
gnoju zasrany niech ja Cię dopadnę!- wybiegła z pokoju w pogoni za
moim chłopakiem. Słyszałam tylko głośny krzyk Michaela i śmiech
co oznaczyło, że Karen go dopadła. Po chwili wróciła zdyszana i
czerwona na twarzy. Podałam jej szklankę z wodą, którą wypiła
od razu.
-O
dziękuję Ci...A jak facet będzie niewychowany jak ten baran z
lokami to wtedy trzeba zasadzić mu porządnego kopa.
-Zapamiętam
na przyszłość.
-No
z tym dzieciakiem to masz przesrane więc przyda Ci się jakaś
niańka, albo od razu kup kaganiec i smycz. Co się będziesz
ograniczać.
-A
przy okazji Karen możesz kupić taśmę samoprzylepną tylko
wiesz...taką co mocno
trzyma.-
ni stąd ni zowąd zjawił się Michael. Wyglądał podobnie do Karen
z tą różnicą, że jego burza loków zwykle idealnie ułożona
była teraz w kompletnym nieładzie. Jakby ktoś mu wyrwał włosy...?
-Coś
Ty mu zrobiła?- zaśmiała się- Wygląda jak po inwazji napalonych
fanek, które powyrywały mu włosy.
-Oj
no może dwa loczki się wyrwało...- machnęła ręką, Michael
wybałuszył oczy.
-Mooo....je...włosy.-
jęknął i wybiegł nagle z pokoju.
-Oho
już się zaczyna jego mania z włosami. Świra ma na tym punkcie.
Nie wiem co on widzi w tej kępie kłaków.- wzruszyła ramionami.
-Są
słodkie...- rzuciłam z uśmiechem patrząc rozmarzona w jeden
punkt.
-Że
co? Już przeszłaś na ciemną stronę mocy? Przekabacił Cię.-
zaśmiałyśmy się po chwili obie. Karen szybko zrobiła mi mocny
makijaż tak ja mówiła, a Michaelowi zrobiła na nowo fryzurę. Do
występu nie zostało dużo czasu więc coraz bardziej zżerała mnie
trema. Tam będzie setki ludzi, nie mogę dać plamy. Ale jak ma mi
wyjść dobrze skoro cała trzęsę się ze strachu? Stałam na
backstage'u i oglądałam „z ukrycia” występ Celine. Było tylu
ludzi na widowni, że od samego patrzenia robiło mi się słabo.
Poczułam dotyk na biodrze, odwróciłam się gwałtownie. Michael
był już gotowy, ubrany w niebieską koszulę, biały podkoszulek
tego samego koloru pasek, czarne spodnie, mokasyny i Fedorę na
głowie. Czyli tak jak w teledysku. Chyba widział, że coś jest nie
tak, bo patrzył na mnie z troską.
-Skarbie
co jest?- dotknął czule mojego policzka, spojrzałam w bok.
-Strasznie
się denerwuje.- wyjąkałam.
-Ej,
ale nie masz czego. Będę tam z Tobą, przecież wiesz co masz
robić. Nie patrz się na widownię tylko na mnie.
-Mam
Cię ignorować.
-No
tak, ale wiesz dyskretnych spojrzeń nikt nie zauważy.- puścił mi
oczko.
-Na
pewno coś spieprzę. Nie powinieneś brać takiej ciamajdy na scenę.
Narobię Ci tylko wstydu.- powiedziałam nerwowo spuszczając wzrok.
-Ochhh,
ale Ty jesteś marudna. Wszystko pójdzie zgodnie z planem tylko
musisz się wyluzować i nie myśleć o tym, że zaraz na pewno się
wywrócisz, bo tak się stanie. Masz myśleć pozytywnie, a wszystko
pójdzie dobrze.- uśmiechnął się po czym pocałował mnie w
policzek dla otuchy.
-Michael
za 20 sekund wchodzisz.- obok nas pojawił się Tom.
-Okej
teraz szybko...Pamiętasz w którym momencie wejść?
-Tak,
jak muzyka ucichnie, a Ty spojrzysz się w moją stronę...znaczy w
kulisy.
-Dokładnie,
kocham Cię i dasz radę!- rzucił pospiesznie i nim zdążyłam
cokolwiek zrobić on wchodził już na scenę. Obserwowałam każdy
jego ruch, który jak zwykle wykonywał z lekkością i perfekcją.
Ludzie
wiwatowali, skakali i gwizdali, a ja denerwowałam się coraz bardzie
z myślą, ze zaraz będę musiała stanąć na środku sceny i grać
– bo taką rolę miałam. Myślałam, że serce wyskoczy mi z
piersi. Victoria
uspokój się, pójdzie dobrze –
mówiłam sobie ciągle w myślach. Usłyszałam nagle czyiś głośny
krzyk:
-Victoria
zaraz wchodzisz!- poprawiłam szybko włosy i czekałam na odpowiedni
moment. Michael zaczął iść w stronę kulis i w tym momencie
wyszłam z ręką założoną na biodrze. Westchnął na mój widok i
zmierzył wzrokiem z góry na dół. Obdarzyłam go obojętnym
spojrzeniem i przeszłam obok niego, ale wtedy poczułam jak klepnął
mnie w tyłek. Wiedział, że nie lubię takich gestów i przez to
będzie mi łatwiej go ignorować. Zatrzymałam się zakładając
ręce na piersiach i spojrzałam na niego z politowaniem. Podbiegł
do mnie i zaczął tańczyć jednocześnie „śpiewając”.
Zapatrzyłam się chwilę na niego, ale szybko otrząsnęłam się i
zaczęłam od niego uciekać. Nieugięty ciągle zastawiał mi drogę,
ale wtedy go wymijałam. Ode mnie zależało kiedy zeszłabym ze
sceny więc postanowiłam to zrobić jak najszybciej. Korzystając z
okazji, że Michael chwilę skupił się na tańcu pomachałam mu i
kręcąc biodrami udałam się za kulisy. Kiedy byłam już poza
sceną wypuściłam ze świstem powietrze, które cały czas
trzymałam w płucach. To był gorszy stres niż przed maturą. Ją
można
chociaż poprawić, a wstępu niestety nie. Podbiegła do mnie
uśmiechnięta Karen.
-Vicki
Ty minęłaś się z powołaniem.
-Co?
Daj..daj mi wody.- powiedziałam jakbym przebiegła co najmniej dwa
kilometry bez zatrzymywania się. Podała mi butelkę z wodą, którą
zaczęłam łapczywie pić. Zawsze, gdy się denerwuje, serce
przyspiesza swój rytm, dostaje momentalnie zadyszki jak po wysiłku
fizycznym.
-Powinnaś
zostać modelką. Muszę powiedzieć Michaelowi, żeby wziął Cię
do jakiegoś teledysku.
-Ty
chyba oszalałaś. Żadnych teledysków, koncertów, występów i
wybiegów. Ja przed chwilą prawie dostałam zawału!
-Ale
byłaś świetna.- usłyszałam szept obok ucha i czyjąś ciepłą
rękę na ramieniu. Automatycznie podskoczyłam. Boże jak ja
nienawidzę, gdy ktoś tak robi.
-Jezus
Maria...- westchnęłam i usłyszałam głośny śmiech...Michaela?
Obróciłam się.
-Yyyy...co...Ty
tu robisz?
-Skończyłem
piosenkę.- wzruszył ramionami.
-Tak
szybko?
-Tak,
teraz jest przerwa. Po niej śpiewam Man in the mirror, a na końcu
wszyscy We are the world...Ty też.
-Że
co?!- miałam ochotę go udusić.
-Przecież
znasz tą piosenkę w czym problem? Będziesz śpiewać tylko refren,
zwrotki są podzielone.
-Skąd
wiesz, że znam?- zmrużyłam oczy.
-No
proszę Cię.
-No
dobra, znam. Kto jej nie zna.- mruknęłam z rezygnacją.- Ale
muszę?- zaśmiał się.
-Nie,
ale zrobisz mi tym wielką przyjemność.
-Tak
Tobie przyjemność, aaaa co ja z tego będę miała?- wytarł czoło
ręcznikiem i wyszczerzył się.
-Czystą
przyjemność z zaśpiewania z samym Michaelem Jacksonem.- no tak,
mogłam się spodziewać takiej odpowiedzi. Podniosłam jedną brew
do góry.
-Och
no przecież żartowałem.- pstryknął mnie w nos. Tak więc po
krótkiej przerwie przyszedł czas na Man in the mirror, a na końcu
tak jak było ustalone We are the
world.
Trochę się krępowałam, bo moim zdaniem nie śpiewałam za dobrze,
ale pocieszał mnie fakt, że nie byłam tam sama. Na koniec piosenki
Michael wygłosił krótką przemowę na temat celu dzisiejszego
koncertu, a mianowicie cały dochód miał być przeznaczony na cele
charytatywne. Michael nie wziął za niego żadnych pieniędzy.
Kochałam w nim tą bezinteresowność i to, że pomimo iż był
sławny i bogaty nie liczyły się dla niego pieniądze. Gdy
wspominał o głodujących i śmiertelnie chorych dzieciach miałam
łzy w oczach i nie tylko ja...Myślę, że ta przemowa wzruszyła
wszystkich.
******
Nie
zauważeni przez dziennikarzy wyszliśmy tylnym wyjściem gdzie
czekała już na nas limuzyna. Była 18:00 więc do Neverlandu
mieliśmy dojechać mniej więcej w dwie godziny.
-Mówiłeś
pięknie.- powiedziałam wtulając się w jego bok.
-Przede
wszystkim szczerze. Kocham dzieci więc mówiłem to co mi serce
podpowiadało. Jak będziemy mieć swoje to...- oderwałam się do
niego przerywając mu.
-Chcesz
mieć ze mną dzieci?
-Oczywiste
chyba, że chcę mieć dzieci z kobietą mojego życia. A Ty nie
chcesz?- nie wiedziałam co powiedzieć, zaskoczył mnie tą rozmową
o dzieciach.
-Bardzo
chcę, ale...myślę, że mamy jeszcze dużo czasu.- spojrzałam w
bok. Twarz Michaela jakby posmutniała.
-Mad
też tak mówiła. Nie, właśnie, że nie mamy. To jest odpowiedni
czas. Nie chcę zostać ojcem w wieku gdzie powinienem zostać
dziadkiem.- rzucił zirytowany.
-Błagam
nie porównuj mnie do tej zdziry. Ona w ogóle nie chciała mieć
dzieci tylko mydliła Ci oczy różnymi wymówkami. A ja chcę byś
zajął się swoją karierą.- zaśmiał się, czułam, że ta
rozmowa do niczego dobrego nie prowadzi.
-Ale
ja chcę mieć rodzinę. Śpiewać mogę w każdej chwili. Da się
wszystko pogodzić tylko obie strony muszą tego chcieć.
-Michael
nie kłóćmy się o takie pierdoły...
-Założenie
rodziny to są dla Ciebie pierdoły?
-Nie
to chciałam powiedzieć...źle to zabrzmiało. Kiedy przyjdzie
odpowiedni czas to wrócimy do tej rozmowy.
-Kochasz
mnie?- zaśmiałam się.
-A
co to za głupie pytanie?
-Odpowiedz.
-Kocham
Cię nad życie i obiecuję, że dam Ci tyle dzieci ile tylko
zapragniesz.- mówiłam szczerze cały czas patrząc mu w oczy.
Uśmiechnął się lekko i delikatnie cmoknął w usta.
-Myślę,
że tak 13- cioro będzie idealnie.- o ile można zakrztusić się
powietrzem to ja właśnie to zrobiłam. Spojrzałam na niego
przerażona i na samą myśl o tylu porodach zrobiło mi się słabo.
-W
takim razie Ty będziesz rodzić.- zaśmiał się.
-Wiesz
ja raczej nie mogę, ale za to mogę Ci pomóc w czym innym.- uśmiech
nie schodził mu z twarzy. Siedzieliśmy bardzo blisko siebie. Zsunął
ramiączko mojej sukienki, przejeżdżając palcem wzdłuż
obojczyka. Automatycznie dostałam gęsiej skórki od jego dotyku.
Drugą dłoń trzymał na moim odkrytym kolanie by za chwilę
pokierować ją nieco wyżej. Wpiłam się w jego słodkie wargi, nie
odrywając się ode mnie
ani na moment popchnął mnie lekko na plecy tak, że leżał na
mnie. Westchnęłam cicho wplątując palce w puszyste loki.
Uwielbiałam to robić.
-Szefie
możemy zaje...- usłyszeliśmy nagle głos Georga, który siedział
z przodu. Oderwaliśmy się od siebie szybko, poprawiłam sukienkę i
spojrzałam w stronę szyby, która oddzielała nas od szofera.
Wyraźnie zmieszany ochroniarz nie wiedział co powiedzieć.
-Ja
już nie będę przeszkadzać tylko nie bądźcie głośno, bo my tu
radia chcemy posłuchać, a nie...- niezręczną sytuację chciał
obrócić w żart co mu się udało, bo zaśmialiśmy się
sarkastycznie. Szyba znów się zasunęła, a my zostaliśmy „sami”.
-Zauważyłaś,
że zawsze ktoś przerywa nam w najlepszym momencie?- walnęłam go w
ramię na co się zaśmiał.
-No
to na czym skończyliśmy?- poruszył zabawnie brwiami przysuwając
się do mnie.
-O
nie, nie. Dosyć tego, nie mam zamiaru się już wstydzić.-
odsunęłam się od niego.
-Czego?
Przecież jesteśmy dorośli.
-Ale
czuję się jak nastolatka.
-I
prawidłowo.- uśmiechnął się. Po godzinie rozmowy na przeróżne
rozmowy dotarliśmy do naszego kochanego Neverlandu. Marzyłam tylko
o wannie pełnej wody i lodach truskawkowych, Michael w sumie też
zaliczał się do mojego planu. Ale ten wieczór nie zapowiadał się
na spokojny, miała nas spotkać jeszcze „miła” niespodzianka.
*****
Weszliśmy
do domu w świetnych humorach niczego się nie spodziewając dopóki
przechodząc przez salon zobaczyliśmy osobę siedzącą na kanapie,
której oboje nie chcieliśmy widzieć. Myślałem, że mam zwidy.
-Co
Ty tu do jasnej cholery robisz?!- poczułem ogromny napływ złości.
Chciałem ruszyć do przodu, ale Vicki w ostatniej chwili złapała
mnie za nadgarstek.
-Jess
możesz powiedzieć mi co tu się dzieje?- zapytałem kucharki, która
pojawiła się natychmiast w salonie zapewne słysząc krzyki.
-O
wróciliście już...
-Jak
widać.- warknąłem.
-Michael
nie mów tak do niej. Ja wszystko wytłumaczę.
-A
Ty się zamknij! Słucham? To był spisek tak? Chcecie na siłę
pogodzić mnie z tym gnojkiem? Ty też jesteś w to zamieszana?-
zwróciłem się w stronę Victorii.
-Michael
o czym Ty mówisz? Jestem tak samo zdziwiona ja Ty. Nie ma pojęcia
co on tu
robi.-
Jermaine podszedł do nas.
-Nie
podchodź nawet do mnie.- zrobiłem dwa kroki w tył- Jess pytam się
jakim prawem go tu wpuściłaś? Czy Ty nie pamiętasz co on mi
zrobił?
-Po
pierwsze uspokój się, bo nerwy tu nic nie pomogą. A po drugie Twój
braciszek powiedział, że niby pozwoliłeś mu przyjechać do
Neverlandu, żeby pogadać. Więc nie wydzieraj się na mnie!
-Co?
Ja na nic nie pozwoliłem! Widzę, że z kłamstw jeszcze nie
wyrosłeś. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać, ani Ciebie oglądać
więc albo wyjdziesz stąd dobrowolnie albo wyprowadzi Cię ochrona.
-Ja
chcę tylko z Tobą porozmawiać, błagam wysłuchaj mnie. Zajmę Ci
tylko pięć minut.- złożył ręce jak do modlitwy. Patrzyliśmy
sobie dłuższą chwilę głęboko w oczy. I co ja mam zrobić?
-Masz
tylko pięć minut i ani chwili dłużej. Victoria idź na górę.-
Jessica naburmuszona poszła do kuchni.
-Że
co? Zostaję z Tobą.
-Chcę
to załatwić sam.- powiedziałem w miarę spokojnym tonem.
-A
mnie to nie obchodzi. Muszę was pilnować żebyście się nie
pozabijali.- westchnąłem.
-Nie
idę i koniec kropka.- była nieugięta. Odpuściłem w końcu
wiedząc, że i tak jej nie przekonam, jest tak samo uparta jak ja.
Usiedliśmy we trójkę na kanapie.
-Słucham.-
rzuciłem nawet na niego nie patrząc.
-Chciałbym..Cię
przeprosić to nie...
-...po
dwóch latach mnie przepraszasz? A gdzie Ty byłeś wcześniej? Nie
dość, że zdradziłeś mnie z MOJĄ dziewczyną to jeszcze się z
nią związałeś! A teraz co, myślisz, że powiesz głupie
przepraszam i po sprawie?- zakpiłem.
-Czy
Ty wiesz co ja czułem widząc was razem w łóżku? A wiesz co
zabolało mnie najbardziej? Nie, że kobieta, którą kochałem do
szaleństwa mnie zdradziła tylko, że zrobiła to z moim własnym
bratem!- do oczu zaczęły napływać mi łzy.
W
głowie od razu pojawił się obraz z tamtego wieczoru...po raz
kolejny poczułem to okropne ukłucie w sercu. Pomrugałem oczami,
żeby się nie rozpłakać. Vicki widząc, że nie jestem w dobrym
stanie ścisnęła moją rękę dodając mi tym otuchy.
-Michael
proszę Cię o wybaczenie. Nic więcej. Jesteś moim bratem, kocham
Cię. Zrozum, że ja się zmieniłem. Nie jestem taki jak kiedyś.
-A
skąd mam pewność, że się zmieniłeś? Że po raz kolejny mogę
Ci zaufać? Dziwisz mi się, że nie chcę nawet na Ciebie patrzeć?
-Nie...ale
zrozumiałem swój błąd. Żałuję tego co się stało. Czasu nie
cofnę, ale postaram się odzyskać Twoje zaufanie tylko mi na to
pozwól.- spojrzałem w końcu na niego. Rozmowa z nim kosztowała
mnie wiele. Chciałem zapomnieć...zapomnieć w końcu o przeszłości.
O tym co mi zrobili. Może niektórzy pomyślą „No jak to?
Przecież to mój rodzony brat, muszę mu wybaczyć”. Ale nikt nie
wie jak ja się czuję, przechodząc przez to po raz kolejny. Nie
wiedziałem już co mam o tym wszystkim myśleć, co jest prawdą, a
co kłamstwem. Czy on naprawdę się zmienił? Czy powinienem mu
wybaczyć? Zacząć od nowa?
-I
co? Ja po raz kolejny Ci zaufam, a Ty będziesz chciał mi odebrać
drugi raz dziewczynę?- spytałem podejrzliwie.
-Nie
mógłbym zrobić tego po raz kolejny. Michael zrozum, to w końcu.
Czemu nie możesz mi wybaczyć? Gdybym chciał odebrać Ci Victorię
przychodziłbym tu i błagał o wybaczenie? Szczerze chcę wszystko
naprawić. Nie jestem już z Mad. Też mnie zdradziła...i wiem co
czujesz.
-Nie
wiesz do cholery co ja wtedy czułem!- wstałem zdenerwowany.
-Przepraszam...masz
rację nie wiem..- również wstał podchodząc do mnie powoli jak by
się bał, że zaraz go uderzę. I słusznie.
-Nasza
mama nie może patrzeć na to jak oboje cierpimy. Zrób to chociaż
dla niej. Bądźmy w końcu prawdziwymi braćmi, zapomnijmy o tym
wszystkim. Nawet nie wiesz jak mi jest trudno...Codziennie proszę
Boga, żebyś kiedykolwiek mi wybaczył. Żeby było tak jak kiedyś.
Obiecuję, że Cię nie zawiodę. Już nigdy nie będziesz przeze
mnie cierpieć.- miałem zaszklone oczy, ale cały czas
powstrzymywałem łzy.
-Jak
wiesz mieszkałem z Mad, ale po tym jak mnie...zdradziła
wyprowadziłem się od razu i nie mam gdzie się podziać. Pewnie
teraz myślisz, że tylko po to tu przyszedłem, ale to nieprawda.
Wstyd mi pokazywać się u rodziców, ale wstyd mi również
prosić Cię o pomoc. Oprócz Ciebie nie mam nikogo. Nawet Janet się
ode mnie odwróciła. Nie mam do kogo iść.- patrzył na mnie z
takim jakby...bólem? Westchnąłem głęboko. Spojrzałem na
Victorię szukając w jej oczach jakiejś podpowiedzi co miałbym
teraz zrobić. Z jednej strony chciałem mu wybaczyć, ale bałem
się. Tak strasznie się bałem i czułem, że popełniam ogromny
błąd. Ale to mój brat. Mimo wszystko go kocham. Byłem rozdarty. W
końcu po dłuższej chwili niezręcznej ciszy podjąłem decyzję.
Może jestem kretynem, ale...
-Możesz
tu mieszkać tylko przez miesiąc. Potem masz sobie coś znaleźć i
nic więcej mnie nie obchodzi. Nie pożyczę Ci żadnych pieniędzy i
nie myśl, że zapomniałem o wszystkim.- na jego twarzy zagościł
ogromny uśmiech. Chciał rzucić mi się w ramiona, ale podniosłem
rękę dając znak żeby tego nie robił.
-Czyli...to
znaczy, że mi wybaczasz?- spytał z nadzieję w głosie.
-Nie,
to jest próba. Tylko od Ciebie zależy czy ją przejdziesz. Możesz
podziękować Victorii, bo to, że będziesz tu mieszkać to tylko
jej zasługa. Cały czas namawiała mnie do tego, żebym chociaż z
Tobą porozmawiał . Zobaczymy czy tak Ci na mnie zależy i czy
chcesz wszystko naprawić. Pilnuj się, bo mam Cię na oku. Idę się
teraz położyć, bo jestem zmęczony. Widziałem w holu walizkę.
Wnioskuję, że należy do Ciebie. Jess pokaże Ci gdzie będziesz
spać. I pamiętaj...jeden błąd z Twojej strony i wylatujesz stąd
od razu.
-Ja...dziękuję
Ci bardzo. Obiecuję, że tym razem się nie zawiedziesz.
-Zobaczymy.-
rzuciłem na od chodnego i złapałem Vicki za rękę. Zostawiliśmy
Jermaine'a samego i udaliśmy się do sypialni. Kiedy byliśmy już w
środku moja dziewczyna rzuciła mi się na szyję.
-Jestem
z Ciebie dumna.- szepnęła po chwili.
-Nie
myśl, że zapomniałem o tym wszystkim i teraz będziemy super,
szczęśliwą rodzinką.
-Oczywiście,
że nie. Potrzebujesz czasu, ale wszystko jest na dobrej drodze.-
uśmiechnęła się.
-Nie
wiem czy dobrze zrobiłem...
-Przebaczenie
zdrady nie jest słabością, lecz wykazaniem odwagi. Trzeba znaleźć
w sobie ogromną siłę, by spróbować wybaczyć. Michael postąpiłeś
słusznie. Myślę, że Jermaine wykorzysta tą szansę i tym razem
nic nie zepsuje. Zobaczysz wszystko się jakoś ułoży.- cmoknęła
mnie w policzek.
-Obyś
miała rację, obyś miała rację...
Czy
człowiek tak potwornie zraniony potrafi wybaczyć zdradę? Trzeba
mieć w sobie ogromną siłę, aby tak się stało. Ale
miłość...miłość jest silna. Miłość braterska potrafi
przezwyciężyć wiele przeciwności. Jeśli szczerze się żałuje
tych okropnych czynów, jeśli rozumie się swój błąd...wtedy
każdy zasługuje na drugą szansę.
Po
to by odbudować to co zniszczyło się w ułamku sekundy. Nikt nie
jest idealny, wszyscy popełniają błędy, ale każdy błąd można
naprawić. Nie od razu, lecz z czasem. Czas leczy rany, ale czy
wyleczy tą? Czy dając kredyt zaufania można po raz kolejny
cierpieć, jeszcze gorzej niż za pierwszym razem? Czy to nie jest
zbyt ryzykowne? Tak naprawdę wszystko zależy od nas. Możemy
walczyć, albo się poddać. Walką jest nawet sama próba wybaczenia
czegoś. Nigdy nie ma nic do stracenia. Wybaczenie to jedno,
zapomnienie to coś zupełnie innego. Ból w sercu pozostanie, ale z
czasem zastąpić je może tylko miłość i wiara. Złych wspomnień
nie wymażemy, ale możemy zastąpić je nowymi...tymi lepszymi, a
wtedy tamte odejdą w zapomniane. Zostaną ukryte gdzieś głęboko w
sercu i to od nas zależy czy ujrzą jeszcze światło dzienne.
*****
No
to znowu sobie „troszeczkę” pogadam :D Powiem szczerze, że
rozdział nawet mi się podoba. Jeżeli są błędy to serdecznie
żałuję, obiecuję poprawę, a Was drodzy czytelnicy proszę o
naukę, pokutę i rozgrzeszenia AMEN :D taaak zdecydowanie za dużo
tego kościoła xDD przejdźmy do rzeczy. Co do tego koncertu
charytatywnego MJ to akurat jest wymyślone na potrzeby rozdziału :)
tak naprawdę to było Grammy Awards z '88 i śpiewane było tylko
TWYMMF i MITM :D ale musiałam zmienić co nieco, a dlaczego dowiecie
się wkrótce :D i teraz najlepsze czyli końcóweczka :D
spodziewaliście się takiego obrotu sprawy z Jermainem? Osobiście
sama mam w tej chwili Michaela za kretyna, bo powinien tego swojego
„brata” wywalić na zbity pysk. Ale jak widać Jermaine jest
baaaardzo przekonywający. Wszystko mam tak zaplanowane, że Michael
musiał mu „wybaczyć” ale spokojnie to jeszcze nie koniec. To
też nie tak, że on mu wybaczył tak na Amen, na następny dzień
rzucą się sobie w ramiona i będzie git. Michael będzie czuł, że
źle zrobił przyjmując go pod swój dach i że dał się
zbałamucić. Z jednej strony chce mu wybaczyć, ale to dla niego
bardzo trudne dlatego za miły to ona dla Jerma nie będzie. Zapewne
każdy ma odmienne zdanie na ten temat co mnie bardzo cieszy. Jak Wam
podobał się rozdział? Czy Michael się zawiedzie, a Jerm udaje
tylko kochającego brata? Dowiecie się już wkrótce :D
Przepraszam
za to masło maślane na końcu. Taki mój zbiór myśli. Trudno mi
się to pisało, bo wiadomo jakie ja mam zdanie na temat zdrad itd.,
ale jakoś to wyszło :)
Miłego
dnia wszystkim życzę i czekam na komy!
Pozdrawiam
Basia <333
Hejka! :333
OdpowiedzUsuń"Po godzinie rozmowy na przeróżne rozmowy (...)" lof ju ❤
Notka wyszła świetnie! Już traciłam nadzieję, że się pojawi, a tu rano niespodzianka! :D
Ohh ile miłości dzisiaj: rano, w aucie i w ogóle. Chociaż za te sprzeczki to mają kopa w dupe. Michael trochę z tym dzieckiem pojechał, ale dobrze, że się w miare okiełznał. Do podjęcia takiej decyzji muszą się obydwoje zgadzać. Kobieta nie jest żywym inkubatorem i ma prawo powiedzieć "nie", ale jestem pewna, że tą 13'tkę zrobią z palcem w nosie. Ja i tak wiem, że Jacksona stać na wiele więcej. Chociaż co było zabawne? Że jeszcze nie współżyli, a ten już dzieci planuje XD Bomba! :D
Z tym występem to ja na miejscu Victorii to bym mu obcasa od tych kozaków w dupe wsadziła. Trochę Jackson nie odpowiedzialny. Zamiast ochraniać swoją ukochaną przed tym jebanym światem show biznesu to jeszcze ją tam pcha. No nie wiem, osobiście nie chciałabym być pachołkiem. I co też mnie wkurzyło, że właśnie postawił ją przed tym faktem dokonanym. Victoria mu uległa, ale co by było gdyby postawiła na swoim? Za stojakiem od mikrofonu musiałby latać i go klepać po dupie.
Zresztą i tak fajnie to opisałaś więc jest git XD
Trochę skacze, ale wróce fo początku. Wersja na telefon i widok mnie trochę oszukał bo ominęłam ten wstęp przed dialogiem i tak czytam. Hałas i Michael przepasany ręcznikiem. Nie pytaj co przyszło mi do głowy. 😂😂😂 Nieprzyzwoitości same.
Potem te całusy, rozbieranki i wjazd Jess co mnie rozpieprzyło.
Ostatnio się nagadałam o wybaczaniu więc dziś tylko przedstawie mój punkt widzenia. Trochę nie podoba mi się fakt, że Jerm się wprowadzi do Neverlandu. Okej można wybaczyć, ale trochę inaczej jest z zaufaniem. Jakoś mnie gadka Jerma nie przekonała z tym, ze głupio jest mu wracać do rodziców. No nie wiem. Jasnowidzem nie jestem. Dalam mu ostatnio szanse i licze, że jej nie spieprzy.
Czekam z niecierpliwością na nexta! Wybacz, że komentarz taki króciuśki, ale obowiązki wzywają. Choroba mnie zmogła, a teraz musze wszystko nadrabiać.
Życze Basiu masy weny!
Trzymaj się :333 ❤
No witam!
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł Ci zajebiaście 👌 Och, ta miłość. To jakie przyjemne uczucie, gdy czytasz o szczęściu twojej ukochanej ( jednej z trzech nie licząc Patrycji i Marysi ) parki. Omnomnom i kurwa brawo xD Jacksonik nasz napaleniec jeden rozwalił mnie tym gadaniem o dzieciach. Do tego trzeba zgody drugiej osoby. Viktoria to nie maszyna ro rodzenia. A Jackson to nie pępek świata, że mówi i ma. Kobieta też musi być na to gotowa. Odniosłam wrażenie jakby poprzez potrzebę posiadania dzieci namawiał ją od razu do seksu. Może tak nie było, jednak nic nie poradzę no mój móżdżek. Nie chodzi mi o to, że to napaleniec, który patrzy na jedno. O ile mnie rozumiesz to nie uznasz go za takiego xd 😉 Trochę poskaczę, ale trudno :P Jessica jak zwykle odpowiednia pora -,- Jak bym jej pierdyknęła w ten krzywy łepek, to nauczy się czekać spokojnie na dupie. Ach ta kłótnia Mickego z Karen. Małe smarkacze kochane <33 Jackson jak zwykle loczki ma w głowie. Oj bym mu je roztargała z wielką radością( bez podtekstów zboczuszku) 😁😁😁 Jermaine oczywiście, jako bezinteresowny brat przyszedł błagać o przebaczenie i od razu o nocleg. Ja pieprzę! Mógł nie przychodzić albo nie pytać od razu o przenocowanie, bo to z mojego punktu widzenia wygląda jednoznacznie, że przyszedł z interesem. Kurwa, dobre mi pogodzenie się! Wygnałabym takiego na krzywy ryj, a po takim tekście w rodzaju " Możesz mnie przenocować? Nie mam do kogo pójść, tylko ty mi zostałeś" ( nie mówię, ze było tak napisane) dojebalabym jakąś ciętą ripostą i wyśmiała. Takim oto sposobem pokazał na czym mu zależy. To oczywiste, że na " tylko ty mi zostałeś" jakby nie daje wyboru. A,że Michael dobry brat i chętnie pomaga, to się zgodził. Ach, te jego dobre serducho -,- A ja wiem, co będzie dalej! Widziałam twój zeszyt! Przestraszyłaś się? Nie, to trudno XD Pff, dobry humor dopisuje 😈 Przeczuwam, że Jerm zrobi tak, że będzie to wyglądało, że ma romans z Viki, a mądry Mickey im uwierzy. Przeczucie no,ale to twoje opowiadanie, a ja tylko wyrażam opinię.
Maaaasy weny!
Wroc mi tu szybko 😉
Pozdrowienia od Kasi ;)
Jestem!
OdpowiedzUsuńZajęcia wcześniej się dzisiaj skończyły i udało mi się przeczytać przed jazdami na stajni, więc walę od ręki póki mam wenę szybkiego koma :D
Na wstępie dziękuję za dedykację <3 Mój lizodup <3
A teraz przejdźmy do treści :D
Widok mokrego Jacksona w samym ręczniku to zawał na miejscu xD Nie powiem, że trochę mnie 'dziwi' ciągła niepewność Viki w stosunku do tych spraw. No bo ja zawsze myślę - kocham albo nie, ufam albo nie. Jeśli mu ufa to nie wiem czego się może bać? A jak się nie ufa to związek wtedy jednocześnie nie ma sensu ani wartości. Nie mówię, że należy z każdym od razu do łóżka wskakiwać pierwszego dnia, ale takie wątpliwości na pewnie nie są dobrą oznaką. No normalne, że Mike pragnie ją jako kobiety. Ludzie mają swoje potrzeby i przynajmniej mówi jej Michaś o tym otwarcie, a to serio duży szacunek bo nie każdy tak potrafi i ja cenię mega takich ludzi.
Co do występu to w sumie nie czaję u Marysi - jak że ją wciąga w to?
Nie zrobiła Viki tam nic przecież, co by mogło jakoś ją mocno w to wciągnąć. I tak brukowce wiedzą o ich związku, a w tym że była na scenie nie ma nic dziwnego i niepokojącego. Mogła odmówić przecież, Mike jej na siłę na scenę nie wepchnął. Chciał z nią wystąpić, a ona się zgodziła pokonując przy tym swoje lęki i słabości.
Dalej: rozmowa o dzieciach.
Czy tylko ja uważam, że to była normalna rozmowa na normalny temat? Mike jej przecież do niczego nie zmuszał. Powiedział czego oczekuje, jakie są jego plany i marzenia względem niej - co w tym złego? To jest właśnie prawdziwy związek: rozmowa. I nie tylko na temat kurwa pogody za oknem. Rozmawiać się powinno na każdy temat nie wyłączając seksu, oczekiwań w łóżku czy innych pierdów. Tylko tak można poznawać drugiego człowieka.
Ja np jak wiesz Basiu dzieci nie cierpię i nie planuję. I mówię o tym otwarcie, aby ktoś potem nie zaliczył 'zdziwka' i nie miał do mnie o nic pretensji - to mój pogląd i albo go szanujesz i jesteś w tym ze mną, albo najwyraźniej nie było nam to wszystko pisane. On też ma prawo do szczęścia i chęci. Nie mówię że mają dziecko od ręki robić, ale trzeba się umieć dogadywać w każdej kwestii i albo mamy te same cele i patrzymy w tym samym kierunku, albo sajonara.
Jerm!
Moją opinię w sumie co do tego znasz z ostatniego koma. NIE NIE NIE i jeszcze raz NIE. Dla mnie nie ma czegoś takiego jak wybaczenie zdrady. Ludzie się nie zmieniają, fałszywe kurwy zawsze będą fałszywymi kurwami i nie wierzę w te cudowne przemiany i wielkie uleczone serce.
Zjebałeś? Płać za to. Nie wybaczyłabym takiej zniewagi: ani partnerowi, ani rodzeństwu, ani rodzicom. Moja zasada: "Kocham Cię, ale siebie szanuję". Wybaczenie się nosi w sercu a nie na ustach, to nie tylko piękne słowo ale coś co nalezy poczuć.
Jestem prawie pewna ze Jerm odpierdoli coś predzej czy pozniej. I jeszcze to zamieszkanie w Neverlandzie... To niech kurwa na ulicy śpi a nie jeszcze się poniża i w łaski przychodzi.
Dobra, kończę i spadam na stajnię w końcu :D
Rozdział rewelka jak zawsze <3
Ej i wgl wcale nie był taki długi xD Czuję się oszukana xD
Do następnego! Liczę że do mojego powrotu (9-10 maja) wrzucisz coś tutaj abym miała po powrocie co czytać <3
Pozdrawiam!
Buziaki i trzymaj kciukaski<3
Ja bym te cholera zamieniła na ku... Wiesz na co XD Majk byłby taki bad booy XD
OdpowiedzUsuńRodzina odwróciła się od Jermaine'a I KURWA MAC DOBRZE! Ma za swoje! Ja, tak samo jak Patrycja nie wybaczyłabym... Nawet jeśli byłby to ktoś mi bardzo bliski. Majk powinien mu dać nauczkę! I to taką, żeby do końca życia zapamiętał! >.<
Wkurwiona czekam na nn!
Ważka
Hej. Przepraszam z BARDZO długą nie obecność. Zapraszam do mnie:http://poznajartysteodkryjczlowieka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNo czytam, czytam i odniosę się do tego najważniejszego wątku 😁 Tego, że Mike prędzej, czy później wkręci Victorię na scenę byłam prawie pewna, ale co do tego, że wybaczy Jermainowi... Mike miał za dobre serce, a jeszcze jak brat wyjechał mu z tekstem o Bogu, że modli sie o to by było jak dawniej... Myślę, że Michaelowi zrobiło się go żal. Niby zgrywa takiego twardego, nieugiętego, ale w głebi serca chciałby, by było jak dawniej. Liczę na to, że powoli uda im się odnowić wzajemne relacje i Jerm nie zmarnuje danej mu szansy. Weny 😙
OdpowiedzUsuń