26 kwietnia 2016

Rozdział 24. Koncert charytatywny i odwiedziny "brata".

Witajcie kochani!
Przybywam do Was z kolejnym rozdziałem :) widzę, że moje biadolenie na temat komentarzy i anonimków pomogło :D bardzo mnie to cieszy i chcę powitać wszystkich nowych czytelników :) dziękuję za Wasze świetne komy, które są dla mnie bardzo ważne. Pamiętajcie, że ja liczę tylko na szczere opinie - zawsze, nie bać się pisać tego co się myśli. Na koniec jeszcze co nieco powiem, ale nie dużo. Obiecuję xD
PS: rozdział dedykuję Patrycji. Kochana specjalnie dla Ciebie, myślę, że długość Cię zadowoli i nasycisz się przed wyjazdem. Miłej podróży i wracaj do nas cała <3!
Zapraszam do czytania i komentowania!
******
Obudziły mnie jakieś głośne hałasy, a po chwili usłyszałam stłumione „cholera”. Otworzyłam zaspane oczy i rozejrzałam się po sypialni. Ktoś krzątał się w łazience, bo drzwi do niej były otwarte. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na zegar, który wskazywał 11:00. No nieźle sobie pospałam, ale uwielbiam to uczucie, gdy po całym tygodniu pełnym pracy mogę pospać do południa.

-O nie śpisz już? Przepraszam pewnie obudziłem Cię tymi hałasami.- z zamyślenia wyrwał mnie głos Michaela, który zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka. Był przepasany tylko białym ręcznikiem w biodrach. Jego nieco zmierzwione i mokre loki lepiły się do karku, a skóra lśniła w promieniach słońca. Wyglądał niesamowicie seksownie. Nieświadoma tego co robię przygryzłam wargę i zaczęłam wpatrywać się w jego prawie nagie ciało jak zaczarowana.
-Vicki wszystko w porządku?- spytał rozbawiony, potrząsnęłam głową i spojrzałam w jego oczy.
-Co?
-Czemu mi się tak przyglądasz?
-Podziwiam widoki.- powiedziałam najpoważniej jak tylko umiałam wzruszając ramionami. Parsknął śmiechem i rzucił się na łóżko obok mnie.
-A tak w ogóle to czemu już wstałeś i tłuczesz się od samego rana?
-Rana...?
-Och nie łap mnie za słówka.- wywróciłam oczami.
-Za trzy godziny wyjeżdżamy więc...- przerwałam mu.
-Czekaj, czekaj. Gdzie wyjeżdżamy?
-Przecież dzisiaj mam ten koncert charytatywny w Madison Square Garden zapomniałaś?- zaśmiał się.
-No tak...dzisiaj sobota.- walnęłam ręką w czoło.
-Starość nie radość.
-Że co proszę słucham?- parsknął śmiechem- Ty się nie udzielaj dziadku, bo to nie ja mam trzydziestkę już. Oj mijają te latka co?
-Jak to się mówi stary, ale jary. Nie rób ze mnie takiego dziadka.- zawisnął nade mną- Jestem w sile wieku. Mogę udowodnić.- wyszeptał mi do ucha. Poczułam jego ciepły oddech muskający moją wrażliwą skórę na szyi. Nie mogąc się powstrzymać złączyłam w końcu nasze wargi w pocałunku, który był cały czas pogłębiany przez Michaela. Na tym się oczywiście nie skończyło. Chyba daliśmy się trochę ponieść emocjom, bo chwilę potem moja za duża koszula, w której spałam była rozpięta, a Michael zjechał z pocałunkami na mój biust, żebra, a potem brzuch. Kiedy przejechał dłonią po dolnej części mojej bielizny chcąc ją ściągnąć zatrzymałam jego rękę. Otworzyłam oczy, które miałam cały czas zamknięte i spojrzałam na niego przepraszająco.
-Ja...- nie wiedziałam co powiedzieć dlatego zaczęłam się jąkać- Nie mogę...wiesz...bo ja...- przerwał mi kładąc palec na wargach.
-Kochanie, nie musisz się tłumaczyć. Nie chcesz?
-Znaczy...z jednej strony chcę, ale...
-Boisz się?- pokiwałam głowę i schowałam twarz w zagłębienie na jego szyi. Pogłaskał mnie po plecach.
-Pamiętaj, że nigdy Cię nie skrzywdzę. Nie masz się czego bać, ale będę czekać tyle ile zechcesz.
-I nie jesteś zły?
-No co Ty głuptasie.- zaśmiał się, poczułam ulgę. I niech ktoś mi teraz powie, że on nie jest aniołem.
-Jaka to przyjemność z seksu jeśli ta ukochana osoba tego nie chce?
-Boże jak ja Cię kocham.- pokręciłam głową.
-Wystarczy Michael, do Boga trochę mi brakuje.- zaśmialiśmy się.
-Jesteś moim Bogiem. Tylko moim.
-No niech Ci będzie.- cmoknął mnie w usta. W tym momencie drzwi do sypialni się otworzyły, a w nich stanęła Jessica.
-No ile wy macie zamiar gnić...- przerwała, gdy zobaczyła nas w takiej pozycji, a dokładniej leżałam prawie na Michaelu do tego on był w samym ręczniku, a ja koszuli, która spadała mi z ramion. Zasłoniłam się od razu i podniosłam.
-Yyyy nie chciałam wam przeszkadzać myślałam, że śpicie. Już znikam.- zamknęła drzwi nim zdążyłam coś powiedzieć, ale po chwili z powrotem je otworzyła i z dwuznacznym uśmieszkiem na ustach powiedziała:
-Miłej zabawy.- puściła nam oczko.
-Wynocha do garów!- Michael rzucił w nią poduszką, ale zdążyła się osłonić zamykając drzwi. Jeszcze na korytarzu słyszałam jej śmiech. Spojrzałam na Michaela, który leżał na boku z głową podpartą na dłoni i wpatrywał się we mnie z uśmiechem.
-Co się tak gapisz i czego się szczerzysz?
-No wiesz...podziwiam widoki.- zaczął machać mi palcem na wysokości biustu. Spojrzałam lekko w dół i szybko zapięłam koszulę kręcąc głową.
-Zboczeniec.- mruknęłam pod nosem. Zaśmiał się i wstał z łóżka. Jego ręcznik prawie zsunął się z bioder na co wstrzymałam na chwilę oddech, ale w porę zdążył go złapać. Postanowiłam się odgryźć.
-Widzę, że Twój przyjaciel chce się na wolność wydostać.- powiedziałam jak gdyby nigdy nic podchodząc do niego. Nie wiem od kiedy jestem wylewna w rozmowie na takie tematy.
-Ciekawe do kogo tak się rwie.- poruszył zabawnie brwiami. Złapał haczyk od razu, można się było tego spodziewać.
-Boże z kim ja się zadaję?- wzniosłam ręce ku górze.
-Aaa z takim jednym, fajnym Jacksonem.- otulił mnie rękoma w pasie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję.
-Ten Jackson to czasami przegina.
-Ale za to go kochasz.- chciał mnie znowu pocałować, ale przerwał nam dźwięk jego komórki. Westchnął i zrezygnowany położył głowę na moim ramieniu.
-Zawsze w odpowiednim momencie.- podkreślił słowo „odpowiednim”. Oderwał się ode mnie pobiegł po telefon, który leżał na stoliczku nocnym po czym odebrał.
-Halo?...W domu, a gdzie mam być?...No dobrze, będziemy za jakieś trzy
godzinki...Tom nie stresuj się przecież robiliśmy próbę wszystko pójdzie dobrze. Denerwujesz się bardziej niż ja...Zapal papierosa...- zaśmiał się- A Karen będzie? To super, nie widzieliśmy się już dwa miesiące....Tak będzie. Powiem jej na miejscu...Bez obaw zgodzi się...Już ja ją przekonam.- uśmiechnął się do mnie, zmarszczyłam czoło- Na razie.- odłożył komórkę na miejsce.
-Do czego mnie przekonasz?
-Dowiesz się w swoim czasie.- puścił mi oczko- Musimy być za trzy godziny na miejscu więc zjemy szybko śniadanie i jedziemy.
-Ale mi pół godziny na wyszykowanie nie starczy.- oburzyłam się.
-15 minut skarbie.- pocałował mnie w policzek.
-Co?!
-I ubierz najlepiej jakąś czarną, krótką sukienkę.
-Czemu akurat czarną?
-Dowiesz się...
-...Michael co Ty kombinujesz?
-Niespodzianka.- rzucił tajemniczo i poszedł do garderoby. Wiedziałam, że nie mam co się wypytywać, bo i tak mi nie powie więc żeby nie tracić czasu zaczęłam się szykować.
******
Kilka godzin później, The Garden...
Koncert dawno się już zaczął. Michael miał wystąpić zaraz po Celine Dion. Siedzieliśmy w garderobie.
-Po co przyjechaliśmy tak szybko skoro występujesz ostatni?
-Musiałem dopilnować czy wszystko jest zaplanowane tak jak chciałem, czy chórek dotarł i tancerze. 
-Nie mógł tego zrobić Tom?
-Nie on się nie zna na takich rzeczach. Wolałem sam.
-Vicki masz śliczny makijaż, ale do występu potrzebujesz trochę mocniejszego. Nie obrazisz się jak trochę Ci go poprawię?- spytała Karen robiąc ostatnie poprawki na twarzy Michaela. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Co? Jaki występ?- posłała Michaelowi przepraszające spojrzenie na co ten pokręcił głową.
-To ja ten...wy sobie pogadajcie.- wyszła z garderoby zostawiając nas samych.
-O czym ona mówiła?- spojrzałam na mojego chłopaka, który nerwowo przygryzał wargę.
-Bo jak wiesz najpierw śpiewam The way you make me feel...
-No tak i?
-I...do tego utworu potrzebuję partnerki, a Tatiany nie ma więc...
-Czy ja dobrze rozumiem, że mam wystąpić z Tobą?- spytałam przerażona.
-No tak..
-I to ma być ta Twoja niespodzianka? Michael ja Cię chyba zabije no!
-Vickuś wiesz dobrze, że nie mam z kim zatańczyć. Tatiany tu nie ma.
-Czy Ty musisz zawsze stawiać mnie przed faktem dokonanym? Nie możesz tego zrobić z kimś innym? Ja się nie nadaję do tego kompletnie.- wstał i podszedł do mnie.
-Ależ oczywiście, że się nadajesz. Pamiętasz jak rok temu, na mojej imprezie pożegnalnej...- uśmiechnął się.
-Byliśmy wtedy pijani, poza tym to było w gronie przyjaciół. A to będzie oglądać setki ludzi.
-Zrobiłaś to wtedy świetnie, każdy Ci to mówił.
-Ale ja nie dorównuje Tatianie. Nie dam rady, zrobię z siebie tylko idiotkę...- spuściłam
wzrok.
-Jesteś sto razy lepsza od Tatiany. Będę tam z Tobą. Poza tym nie będziesz musiała być ze mną przez cały utwór. Przejdziesz się dwa razy po scenie, ja pochodzę chwilę za Tobą i znikniesz za kulisami. Wyjdzie super tak jak kiedyś.
-Nie...ja nie chcę, boję się.
-Ale czego? Przecież wiesz co robić. Kochanie błagam wystąp ze mną. I tak nie masz wyjścia, bo jak się nie zgodzisz to nie wystąpię w ogóle, a wtedy znowu zawiodę fanów...
-Ej to jest szantaż!
-Taki malutki tylko.- westchnęłam.
-Ostatni raz się na takie coś zgadzam więcej mnie nie przekonasz.- uśmiechnął się triumfalnie i przytulił mocno.
-Jesteś wspaniała.- wyszeptał.
-Chyba chciałeś powiedzieć za dobra dla Ciebie.- zaśmiał się odsuwając ode mnie, ale nadal trzymał mnie w swoich objęciach.
-To też.
-Czyli dlatego miałam założyć czarną, krótką sukienkę?
-Tak.
-Ale te kozaki to chyba trochę za długie są. Powinny...- przerwał mi.
-Wyglądasz świetnie.
-Ale na pewno? Bo mogę się jeszcze przebrać.
-Tak jest okej.
-Gdyby nie Karen to pewnie dowiedziałabym się pięć minut przed występem.
-Nie no...może tak piętnaście.
-Ale mnie pocieszyłeś. Jak długo to planowałeś?
-Odkąd do mnie zadzwonili z propozycją wystąpienia na tym koncercie.
-Skąd wiedziałeś, że się zgodzę?
-Mój urok osobisty tak działa na kobiety, że wiesz...- zrobił taką śmieszną minę, że nie mogłam się powstrzymać przed śmiechem.
-To ma być Twój komentarz?
-Hahahahaha t..aaak.- dalej się śmiałam.
-Uważasz, że nie jestem przystojny tak? No powiedz to wreszcie.- wiedziałam, że bawi się ze mną w grę na słowa, ale nawet nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć, bo do garderoby wparowała wkurzona Karen.
-Kuźwa Jackson miliony lasek ma Cię za chodzący seks, a Tobie jeszcze mało komplementów? Ja muszę zrobić Vicki makijaż, a Tobie zachciało się gadać na durnowate tematy! Wypad mi stąd, ale już.- pociągnęła go za kołnierz koszuli i wypchnęła za drzwi. Znowu wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
-No tak to się robi.- puściła mi oczko- Faceta trzeba trzymać krótko, a jak zacznie podskakiwać to trzeba sprowadzić go do pionu tak jak ja to zrobiłam przed chwilą.- otrzepała ręce i uśmiechnęła się do mnie.
-Ciekawe od kiedy Ty się tak znasz na facetach. Jak Twoim ostatnim chłopakiem był impotent z liceum!- krzyknął Michael, który najwyraźniej cały czas stał pod drzwiami. Nie mogłam opanować śmiechu. Po minie Karen wywnioskowałam, że zaraz zacznie się wojna.
-Ty gnoju zasrany niech ja Cię dopadnę!- wybiegła z pokoju w pogoni za moim chłopakiem. Słyszałam tylko głośny krzyk Michaela i śmiech co oznaczyło, że Karen go dopadła. Po chwili wróciła zdyszana i czerwona na twarzy. Podałam jej szklankę z wodą, którą wypiła od razu.
-O dziękuję Ci...A jak facet będzie niewychowany jak ten baran z lokami to wtedy trzeba zasadzić mu porządnego kopa.
-Zapamiętam na przyszłość.
-No z tym dzieciakiem to masz przesrane więc przyda Ci się jakaś niańka, albo od razu kup kaganiec i smycz. Co się będziesz ograniczać.
-A przy okazji Karen możesz kupić taśmę samoprzylepną tylko wiesz...taką co mocno
trzyma.- ni stąd ni zowąd zjawił się Michael. Wyglądał podobnie do Karen z tą różnicą, że jego burza loków zwykle idealnie ułożona była teraz w kompletnym nieładzie. Jakby ktoś mu wyrwał włosy...?
-Coś Ty mu zrobiła?- zaśmiała się- Wygląda jak po inwazji napalonych fanek, które powyrywały mu włosy.
-Oj no może dwa loczki się wyrwało...- machnęła ręką, Michael wybałuszył oczy.
-Mooo....je...włosy.- jęknął i wybiegł nagle z pokoju.
-Oho już się zaczyna jego mania z włosami. Świra ma na tym punkcie. Nie wiem co on widzi w tej kępie kłaków.- wzruszyła ramionami.
-Są słodkie...- rzuciłam z uśmiechem patrząc rozmarzona w jeden punkt.
-Że co? Już przeszłaś na ciemną stronę mocy? Przekabacił Cię.- zaśmiałyśmy się po chwili obie. Karen szybko zrobiła mi mocny makijaż tak ja mówiła, a Michaelowi zrobiła na nowo fryzurę. Do występu nie zostało dużo czasu więc coraz bardziej zżerała mnie trema. Tam będzie setki ludzi, nie mogę dać plamy. Ale jak ma mi wyjść dobrze skoro cała trzęsę się ze strachu? Stałam na backstage'u i oglądałam „z ukrycia” występ Celine. Było tylu ludzi na widowni, że od samego patrzenia robiło mi się słabo. Poczułam dotyk na biodrze, odwróciłam się gwałtownie. Michael był już gotowy, ubrany w niebieską koszulę, biały podkoszulek tego samego koloru pasek, czarne spodnie, mokasyny i Fedorę na głowie. Czyli tak jak w teledysku. Chyba widział, że coś jest nie tak, bo patrzył na mnie z troską.
-Skarbie co jest?- dotknął czule mojego policzka, spojrzałam w bok.
-Strasznie się denerwuje.- wyjąkałam.
-Ej, ale nie masz czego. Będę tam z Tobą, przecież wiesz co masz robić. Nie patrz się na widownię tylko na mnie.
-Mam Cię ignorować.
-No tak, ale wiesz dyskretnych spojrzeń nikt nie zauważy.- puścił mi oczko.
-Na pewno coś spieprzę. Nie powinieneś brać takiej ciamajdy na scenę. Narobię Ci tylko wstydu.- powiedziałam nerwowo spuszczając wzrok.
-Ochhh, ale Ty jesteś marudna. Wszystko pójdzie zgodnie z planem tylko musisz się wyluzować i nie myśleć o tym, że zaraz na pewno się wywrócisz, bo tak się stanie. Masz myśleć pozytywnie, a wszystko pójdzie dobrze.- uśmiechnął się po czym pocałował mnie w policzek dla otuchy.
-Michael za 20 sekund wchodzisz.- obok nas pojawił się Tom.
-Okej teraz szybko...Pamiętasz w którym momencie wejść?
-Tak, jak muzyka ucichnie, a Ty spojrzysz się w moją stronę...znaczy w kulisy.
-Dokładnie, kocham Cię i dasz radę!- rzucił pospiesznie i nim zdążyłam cokolwiek zrobić on wchodził już na scenę. Obserwowałam każdy jego ruch, który jak zwykle wykonywał z lekkością i perfekcją.
 
Ludzie wiwatowali, skakali i gwizdali, a ja denerwowałam się coraz bardzie z myślą, ze zaraz będę musiała stanąć na środku sceny i grać – bo taką rolę miałam. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Victoria uspokój się, pójdzie dobrze – mówiłam sobie ciągle w myślach. Usłyszałam nagle czyiś głośny krzyk:
-Victoria zaraz wchodzisz!- poprawiłam szybko włosy i czekałam na odpowiedni moment. Michael zaczął iść w stronę kulis i w tym momencie wyszłam z ręką założoną na biodrze. Westchnął na mój widok i zmierzył wzrokiem z góry na dół. Obdarzyłam go obojętnym spojrzeniem i przeszłam obok niego, ale wtedy poczułam jak klepnął mnie w tyłek. Wiedział, że nie lubię takich gestów i przez to będzie mi łatwiej go ignorować. Zatrzymałam się zakładając ręce na piersiach i spojrzałam na niego z politowaniem. Podbiegł do mnie i zaczął tańczyć jednocześnie „śpiewając”. Zapatrzyłam się chwilę na niego, ale szybko otrząsnęłam się i zaczęłam od niego uciekać. Nieugięty ciągle zastawiał mi drogę, ale wtedy go wymijałam. Ode mnie zależało kiedy zeszłabym ze sceny więc postanowiłam to zrobić jak najszybciej. Korzystając z okazji, że Michael chwilę skupił się na tańcu pomachałam mu i kręcąc biodrami udałam się za kulisy. Kiedy byłam już poza sceną wypuściłam ze świstem powietrze, które cały czas trzymałam w płucach. To był gorszy stres niż przed maturą. Ją
można chociaż poprawić, a wstępu niestety nie. Podbiegła do mnie uśmiechnięta Karen.
-Vicki Ty minęłaś się z powołaniem.
-Co? Daj..daj mi wody.- powiedziałam jakbym przebiegła co najmniej dwa kilometry bez zatrzymywania się. Podała mi butelkę z wodą, którą zaczęłam łapczywie pić. Zawsze, gdy się denerwuje, serce przyspiesza swój rytm, dostaje momentalnie zadyszki jak po wysiłku fizycznym.
-Powinnaś zostać modelką. Muszę powiedzieć Michaelowi, żeby wziął Cię do jakiegoś teledysku.
-Ty chyba oszalałaś. Żadnych teledysków, koncertów, występów i wybiegów. Ja przed chwilą prawie dostałam zawału!
-Ale byłaś świetna.- usłyszałam szept obok ucha i czyjąś ciepłą rękę na ramieniu. Automatycznie podskoczyłam. Boże jak ja nienawidzę, gdy ktoś tak robi.
-Jezus Maria...- westchnęłam i usłyszałam głośny śmiech...Michaela? Obróciłam się.
-Yyyy...co...Ty tu robisz?
-Skończyłem piosenkę.- wzruszył ramionami.
-Tak szybko?
-Tak, teraz jest przerwa. Po niej śpiewam Man in the mirror, a na końcu wszyscy We are the world...Ty też.
-Że co?!- miałam ochotę go udusić.
-Przecież znasz tą piosenkę w czym problem? Będziesz śpiewać tylko refren, zwrotki są podzielone.
-Skąd wiesz, że znam?- zmrużyłam oczy.
-No proszę Cię.
-No dobra, znam. Kto jej nie zna.- mruknęłam z rezygnacją.- Ale muszę?- zaśmiał się.
-Nie, ale zrobisz mi tym wielką przyjemność.
-Tak Tobie przyjemność, aaaa co ja z tego będę miała?- wytarł czoło ręcznikiem i wyszczerzył się.
-Czystą przyjemność z zaśpiewania z samym Michaelem Jacksonem.- no tak, mogłam się spodziewać takiej odpowiedzi. Podniosłam jedną brew do góry.
-Och no przecież żartowałem.- pstryknął mnie w nos. Tak więc po krótkiej przerwie przyszedł czas na Man in the mirror, a na końcu tak jak było ustalone We are the
world. Trochę się krępowałam, bo moim zdaniem nie śpiewałam za dobrze, ale pocieszał mnie fakt, że nie byłam tam sama. Na koniec piosenki Michael wygłosił krótką przemowę na temat celu dzisiejszego koncertu, a mianowicie cały dochód miał być przeznaczony na cele charytatywne. Michael nie wziął za niego żadnych pieniędzy. Kochałam w nim tą bezinteresowność i to, że pomimo iż był sławny i bogaty nie liczyły się dla niego pieniądze. Gdy wspominał o głodujących i śmiertelnie chorych dzieciach miałam łzy w oczach i nie tylko ja...Myślę, że ta przemowa wzruszyła wszystkich.
******
Nie zauważeni przez dziennikarzy wyszliśmy tylnym wyjściem gdzie czekała już na nas limuzyna. Była 18:00 więc do Neverlandu mieliśmy dojechać mniej więcej w dwie godziny.
-Mówiłeś pięknie.- powiedziałam wtulając się w jego bok.
-Przede wszystkim szczerze. Kocham dzieci więc mówiłem to co mi serce podpowiadało. Jak będziemy mieć swoje to...- oderwałam się do niego przerywając mu.
-Chcesz mieć ze mną dzieci?
-Oczywiste chyba, że chcę mieć dzieci z kobietą mojego życia. A Ty nie chcesz?- nie wiedziałam co powiedzieć, zaskoczył mnie tą rozmową o dzieciach.
-Bardzo chcę, ale...myślę, że mamy jeszcze dużo czasu.- spojrzałam w bok. Twarz Michaela jakby posmutniała.
-Mad też tak mówiła. Nie, właśnie, że nie mamy. To jest odpowiedni czas. Nie chcę zostać ojcem w wieku gdzie powinienem zostać dziadkiem.- rzucił zirytowany.
-Błagam nie porównuj mnie do tej zdziry. Ona w ogóle nie chciała mieć dzieci tylko mydliła Ci oczy różnymi wymówkami. A ja chcę byś zajął się swoją karierą.- zaśmiał się, czułam, że ta rozmowa do niczego dobrego nie prowadzi.
-Ale ja chcę mieć rodzinę. Śpiewać mogę w każdej chwili. Da się wszystko pogodzić tylko obie strony muszą tego chcieć.
-Michael nie kłóćmy się o takie pierdoły...
-Założenie rodziny to są dla Ciebie pierdoły?
-Nie to chciałam powiedzieć...źle to zabrzmiało. Kiedy przyjdzie odpowiedni czas to wrócimy do tej rozmowy.
-Kochasz mnie?- zaśmiałam się.
-A co to za głupie pytanie?
-Odpowiedz.
-Kocham Cię nad życie i obiecuję, że dam Ci tyle dzieci ile tylko zapragniesz.- mówiłam szczerze cały czas patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się lekko i delikatnie cmoknął w usta.
-Myślę, że tak 13- cioro będzie idealnie.- o ile można zakrztusić się powietrzem to ja właśnie to zrobiłam. Spojrzałam na niego przerażona i na samą myśl o tylu porodach zrobiło mi się słabo.
-W takim razie Ty będziesz rodzić.- zaśmiał się.
-Wiesz ja raczej nie mogę, ale za to mogę Ci pomóc w czym innym.- uśmiech nie schodził mu z twarzy. Siedzieliśmy bardzo blisko siebie. Zsunął ramiączko mojej sukienki, przejeżdżając palcem wzdłuż obojczyka. Automatycznie dostałam gęsiej skórki od jego dotyku. Drugą dłoń trzymał na moim odkrytym kolanie by za chwilę pokierować ją nieco wyżej. Wpiłam się w jego słodkie wargi, nie odrywając się ode mnie ani na moment popchnął mnie lekko na plecy tak, że leżał na mnie. Westchnęłam cicho wplątując palce w puszyste loki. Uwielbiałam to robić.
-Szefie możemy zaje...- usłyszeliśmy nagle głos Georga, który siedział z przodu. Oderwaliśmy się od siebie szybko, poprawiłam sukienkę i spojrzałam w stronę szyby, która oddzielała nas od szofera. Wyraźnie zmieszany ochroniarz nie wiedział co powiedzieć.
-Ja już nie będę przeszkadzać tylko nie bądźcie głośno, bo my tu radia chcemy posłuchać, a nie...- niezręczną sytuację chciał obrócić w żart co mu się udało, bo zaśmialiśmy się sarkastycznie. Szyba znów się zasunęła, a my zostaliśmy „sami”.
-Zauważyłaś, że zawsze ktoś przerywa nam w najlepszym momencie?- walnęłam go w ramię na co się zaśmiał.
-No to na czym skończyliśmy?- poruszył zabawnie brwiami przysuwając się do mnie.
-O nie, nie. Dosyć tego, nie mam zamiaru się już wstydzić.- odsunęłam się od niego.
-Czego? Przecież jesteśmy dorośli.
-Ale czuję się jak nastolatka.
-I prawidłowo.- uśmiechnął się. Po godzinie rozmowy na przeróżne rozmowy dotarliśmy do naszego kochanego Neverlandu. Marzyłam tylko o wannie pełnej wody i lodach truskawkowych, Michael w sumie też zaliczał się do mojego planu. Ale ten wieczór nie zapowiadał się na spokojny, miała nas spotkać jeszcze „miła” niespodzianka. 
*****
Weszliśmy do domu w świetnych humorach niczego się nie spodziewając dopóki przechodząc przez salon zobaczyliśmy osobę siedzącą na kanapie, której oboje nie chcieliśmy widzieć. Myślałem, że mam zwidy.
-Co Ty tu do jasnej cholery robisz?!- poczułem ogromny napływ złości. Chciałem ruszyć do przodu, ale Vicki w ostatniej chwili złapała mnie za nadgarstek.
-Jess możesz powiedzieć mi co tu się dzieje?- zapytałem kucharki, która pojawiła się natychmiast w salonie zapewne słysząc krzyki.
-O wróciliście już...
-Jak widać.- warknąłem.
-Michael nie mów tak do niej. Ja wszystko wytłumaczę.
-A Ty się zamknij! Słucham? To był spisek tak? Chcecie na siłę pogodzić mnie z tym gnojkiem? Ty też jesteś w to zamieszana?- zwróciłem się w stronę Victorii.
-Michael o czym Ty mówisz? Jestem tak samo zdziwiona ja Ty. Nie ma pojęcia co on tu
robi.- Jermaine podszedł do nas.
-Nie podchodź nawet do mnie.- zrobiłem dwa kroki w tył- Jess pytam się jakim prawem go tu wpuściłaś? Czy Ty nie pamiętasz co on mi zrobił?
-Po pierwsze uspokój się, bo nerwy tu nic nie pomogą. A po drugie Twój braciszek powiedział, że niby pozwoliłeś mu przyjechać do Neverlandu, żeby pogadać. Więc nie wydzieraj się na mnie!
-Co? Ja na nic nie pozwoliłem! Widzę, że z kłamstw jeszcze nie wyrosłeś. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać, ani Ciebie oglądać więc albo wyjdziesz stąd dobrowolnie albo wyprowadzi Cię ochrona.
-Ja chcę tylko z Tobą porozmawiać, błagam wysłuchaj mnie. Zajmę Ci tylko pięć minut.- złożył ręce jak do modlitwy. Patrzyliśmy sobie dłuższą chwilę głęboko w oczy. I co ja mam zrobić?
-Masz tylko pięć minut i ani chwili dłużej. Victoria idź na górę.- Jessica naburmuszona poszła do kuchni.
-Że co? Zostaję z Tobą.
-Chcę to załatwić sam.- powiedziałem w miarę spokojnym tonem.
-A mnie to nie obchodzi. Muszę was pilnować żebyście się nie pozabijali.- westchnąłem.
-Nie idę i koniec kropka.- była nieugięta. Odpuściłem w końcu wiedząc, że i tak jej nie przekonam, jest tak samo uparta jak ja. Usiedliśmy we trójkę na kanapie.
-Słucham.- rzuciłem nawet na niego nie patrząc.
-Chciałbym..Cię przeprosić to nie...
-...po dwóch latach mnie przepraszasz? A gdzie Ty byłeś wcześniej? Nie dość, że zdradziłeś mnie z MOJĄ dziewczyną to jeszcze się z nią związałeś! A teraz co, myślisz, że powiesz głupie przepraszam i po sprawie?- zakpiłem.
-Ale ja naprawdę żałuję. Chce naprawić wszystko. Pozwól mi na to. 
-Czy Ty wiesz co ja czułem widząc was razem w łóżku? A wiesz co zabolało mnie najbardziej? Nie, że kobieta, którą kochałem do szaleństwa mnie zdradziła tylko, że zrobiła to z moim własnym bratem!- do oczu zaczęły napływać mi łzy.
W głowie od razu pojawił się obraz z tamtego wieczoru...po raz kolejny poczułem to okropne ukłucie w sercu. Pomrugałem oczami, żeby się nie rozpłakać. Vicki widząc, że nie jestem w dobrym stanie ścisnęła moją rękę dodając mi tym otuchy.
-Michael proszę Cię o wybaczenie. Nic więcej. Jesteś moim bratem, kocham Cię. Zrozum, że ja się zmieniłem. Nie jestem taki jak kiedyś.
-A skąd mam pewność, że się zmieniłeś? Że po raz kolejny mogę Ci zaufać? Dziwisz mi się, że nie chcę nawet na Ciebie patrzeć?
-Nie...ale zrozumiałem swój błąd. Żałuję tego co się stało. Czasu nie cofnę, ale postaram się odzyskać Twoje zaufanie tylko mi na to pozwól.- spojrzałem w końcu na niego. Rozmowa z nim kosztowała mnie wiele. Chciałem zapomnieć...zapomnieć w końcu o przeszłości. O tym co mi zrobili. Może niektórzy pomyślą „No jak to? Przecież to mój rodzony brat, muszę mu wybaczyć”. Ale nikt nie wie jak ja się czuję, przechodząc przez to po raz kolejny. Nie wiedziałem już co mam o tym wszystkim myśleć, co jest prawdą, a co kłamstwem. Czy on naprawdę się zmienił? Czy powinienem mu wybaczyć? Zacząć od nowa?
-I co? Ja po raz kolejny Ci zaufam, a Ty będziesz chciał mi odebrać drugi raz dziewczynę?- spytałem podejrzliwie.
-Nie mógłbym zrobić tego po raz kolejny. Michael zrozum, to w końcu. Czemu nie możesz mi wybaczyć? Gdybym chciał odebrać Ci Victorię przychodziłbym tu i błagał o wybaczenie? Szczerze chcę wszystko naprawić. Nie jestem już z Mad. Też mnie zdradziła...i wiem co czujesz.
-Nie wiesz do cholery co ja wtedy czułem!- wstałem zdenerwowany.
-Przepraszam...masz rację nie wiem..- również wstał podchodząc do mnie powoli jak by się bał, że zaraz go uderzę. I słusznie.
-Nasza mama nie może patrzeć na to jak oboje cierpimy. Zrób to chociaż dla niej. Bądźmy w końcu prawdziwymi braćmi, zapomnijmy o tym wszystkim. Nawet nie wiesz jak mi jest trudno...Codziennie proszę Boga, żebyś kiedykolwiek mi wybaczył. Żeby było tak jak kiedyś. Obiecuję, że Cię nie zawiodę. Już nigdy nie będziesz przeze mnie cierpieć.- miałem zaszklone oczy, ale cały czas powstrzymywałem łzy.
-Jak wiesz mieszkałem z Mad, ale po tym jak mnie...zdradziła wyprowadziłem się od razu i nie mam gdzie się podziać. Pewnie teraz myślisz, że tylko po to tu przyszedłem, ale to nieprawda. Wstyd mi pokazywać się u rodziców, ale wstyd mi również prosić Cię o pomoc. Oprócz Ciebie nie mam nikogo. Nawet Janet się ode mnie odwróciła. Nie mam do kogo iść.- patrzył na mnie z takim jakby...bólem? Westchnąłem głęboko. Spojrzałem na Victorię szukając w jej oczach jakiejś podpowiedzi co miałbym teraz zrobić. Z jednej strony chciałem mu wybaczyć, ale bałem się. Tak strasznie się bałem i czułem, że popełniam ogromny błąd. Ale to mój brat. Mimo wszystko go kocham. Byłem rozdarty. W końcu po dłuższej chwili niezręcznej ciszy podjąłem decyzję. Może jestem kretynem, ale...
-Możesz tu mieszkać tylko przez miesiąc. Potem masz sobie coś znaleźć i nic więcej mnie nie obchodzi. Nie pożyczę Ci żadnych pieniędzy i nie myśl, że zapomniałem o wszystkim.- na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech. Chciał rzucić mi się w ramiona, ale podniosłem rękę dając znak żeby tego nie robił.
-Czyli...to znaczy, że mi wybaczasz?- spytał z nadzieję w głosie.
-Nie, to jest próba. Tylko od Ciebie zależy czy ją przejdziesz. Możesz podziękować Victorii, bo to, że będziesz tu mieszkać to tylko jej zasługa. Cały czas namawiała mnie do tego, żebym chociaż z Tobą porozmawiał . Zobaczymy czy tak Ci na mnie zależy i czy chcesz wszystko naprawić. Pilnuj się, bo mam Cię na oku. Idę się teraz położyć, bo jestem zmęczony. Widziałem w holu walizkę. Wnioskuję, że należy do Ciebie. Jess pokaże Ci gdzie będziesz spać. I pamiętaj...jeden błąd z Twojej strony i wylatujesz stąd od razu.
-Ja...dziękuję Ci bardzo. Obiecuję, że tym razem się nie zawiedziesz.
-Zobaczymy.- rzuciłem na od chodnego i złapałem Vicki za rękę. Zostawiliśmy Jermaine'a samego i udaliśmy się do sypialni. Kiedy byliśmy już w środku moja dziewczyna rzuciła mi się na szyję.
-Jestem z Ciebie dumna.- szepnęła po chwili.
-Nie myśl, że zapomniałem o tym wszystkim i teraz będziemy super, szczęśliwą rodzinką.
-Oczywiście, że nie. Potrzebujesz czasu, ale wszystko jest na dobrej drodze.- uśmiechnęła się.
-Nie wiem czy dobrze zrobiłem...
-Przebaczenie zdrady nie jest słabością, lecz wykazaniem odwagi. Trzeba znaleźć w sobie ogromną siłę, by spróbować wybaczyć. Michael postąpiłeś słusznie. Myślę, że Jermaine wykorzysta tą szansę i tym razem nic nie zepsuje. Zobaczysz wszystko się jakoś ułoży.- cmoknęła mnie w policzek.
-Obyś miała rację, obyś miała rację...
Czy człowiek tak potwornie zraniony potrafi wybaczyć zdradę? Trzeba mieć w sobie ogromną siłę, aby tak się stało. Ale miłość...miłość jest silna. Miłość braterska potrafi przezwyciężyć wiele przeciwności. Jeśli szczerze się żałuje tych okropnych czynów, jeśli rozumie się swój błąd...wtedy każdy zasługuje na drugą szansę.
Po to by odbudować to co zniszczyło się w ułamku sekundy. Nikt nie jest idealny, wszyscy popełniają błędy, ale każdy błąd można naprawić. Nie od razu, lecz z czasem. Czas leczy rany, ale czy wyleczy tą? Czy dając kredyt zaufania można po raz kolejny cierpieć, jeszcze gorzej niż za pierwszym razem? Czy to nie jest zbyt ryzykowne? Tak naprawdę wszystko zależy od nas. Możemy walczyć, albo się poddać. Walką jest nawet sama próba wybaczenia czegoś. Nigdy nie ma nic do stracenia. Wybaczenie to jedno, zapomnienie to coś zupełnie innego. Ból w sercu pozostanie, ale z czasem zastąpić je może tylko miłość i wiara. Złych wspomnień nie wymażemy, ale możemy zastąpić je nowymi...tymi lepszymi, a wtedy tamte odejdą w zapomniane. Zostaną ukryte gdzieś głęboko w sercu i to od nas zależy czy ujrzą jeszcze światło dzienne.  
*****
No to znowu sobie „troszeczkę” pogadam :D Powiem szczerze, że rozdział nawet mi się podoba. Jeżeli są błędy to serdecznie żałuję, obiecuję poprawę, a Was drodzy czytelnicy proszę o naukę, pokutę i rozgrzeszenia AMEN :D taaak zdecydowanie za dużo tego kościoła xDD przejdźmy do rzeczy. Co do tego koncertu charytatywnego MJ to akurat jest wymyślone na potrzeby rozdziału :) tak naprawdę to było Grammy Awards z '88 i śpiewane było tylko TWYMMF i MITM :D ale musiałam zmienić co nieco, a dlaczego dowiecie się wkrótce :D i teraz najlepsze czyli końcóweczka :D spodziewaliście się takiego obrotu sprawy z Jermainem? Osobiście sama mam w tej chwili Michaela za kretyna, bo powinien tego swojego „brata” wywalić na zbity pysk. Ale jak widać Jermaine jest baaaardzo przekonywający. Wszystko mam tak zaplanowane, że Michael musiał mu „wybaczyć” ale spokojnie to jeszcze nie koniec. To też nie tak, że on mu wybaczył tak na Amen, na następny dzień rzucą się sobie w ramiona i będzie git. Michael będzie czuł, że źle zrobił przyjmując go pod swój dach i że dał się zbałamucić. Z jednej strony chce mu wybaczyć, ale to dla niego bardzo trudne dlatego za miły to ona dla Jerma nie będzie. Zapewne każdy ma odmienne zdanie na ten temat co mnie bardzo cieszy. Jak Wam podobał się rozdział? Czy Michael się zawiedzie, a Jerm udaje tylko kochającego brata? Dowiecie się już wkrótce :D
Przepraszam za to masło maślane na końcu. Taki mój zbiór myśli. Trudno mi się to pisało, bo wiadomo jakie ja mam zdanie na temat zdrad itd., ale jakoś to wyszło :)
Miłego dnia wszystkim życzę i czekam na komy!
Pozdrawiam Basia <333

6 komentarzy:

  1. Hejka! :333
    "Po godzinie rozmowy na przeróżne rozmowy (...)" lof ju ❤
    Notka wyszła świetnie! Już traciłam nadzieję, że się pojawi, a tu rano niespodzianka! :D
    Ohh ile miłości dzisiaj: rano, w aucie i w ogóle. Chociaż za te sprzeczki to mają kopa w dupe. Michael trochę z tym dzieckiem pojechał, ale dobrze, że się w miare okiełznał. Do podjęcia takiej decyzji muszą się obydwoje zgadzać. Kobieta nie jest żywym inkubatorem i ma prawo powiedzieć "nie", ale jestem pewna, że tą 13'tkę zrobią z palcem w nosie. Ja i tak wiem, że Jacksona stać na wiele więcej. Chociaż co było zabawne? Że jeszcze nie współżyli, a ten już dzieci planuje XD Bomba! :D
    Z tym występem to ja na miejscu Victorii to bym mu obcasa od tych kozaków w dupe wsadziła. Trochę Jackson nie odpowiedzialny. Zamiast ochraniać swoją ukochaną przed tym jebanym światem show biznesu to jeszcze ją tam pcha. No nie wiem, osobiście nie chciałabym być pachołkiem. I co też mnie wkurzyło, że właśnie postawił ją przed tym faktem dokonanym. Victoria mu uległa, ale co by było gdyby postawiła na swoim? Za stojakiem od mikrofonu musiałby latać i go klepać po dupie.
    Zresztą i tak fajnie to opisałaś więc jest git XD
    Trochę skacze, ale wróce fo początku. Wersja na telefon i widok mnie trochę oszukał bo ominęłam ten wstęp przed dialogiem i tak czytam. Hałas i Michael przepasany ręcznikiem. Nie pytaj co przyszło mi do głowy. 😂😂😂 Nieprzyzwoitości same.
    Potem te całusy, rozbieranki i wjazd Jess co mnie rozpieprzyło.
    Ostatnio się nagadałam o wybaczaniu więc dziś tylko przedstawie mój punkt widzenia. Trochę nie podoba mi się fakt, że Jerm się wprowadzi do Neverlandu. Okej można wybaczyć, ale trochę inaczej jest z zaufaniem. Jakoś mnie gadka Jerma nie przekonała z tym, ze głupio jest mu wracać do rodziców. No nie wiem. Jasnowidzem nie jestem. Dalam mu ostatnio szanse i licze, że jej nie spieprzy.
    Czekam z niecierpliwością na nexta! Wybacz, że komentarz taki króciuśki, ale obowiązki wzywają. Choroba mnie zmogła, a teraz musze wszystko nadrabiać.
    Życze Basiu masy weny!
    Trzymaj się :333 ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. No witam!
    Rozdział wyszedł Ci zajebiaście 👌 Och, ta miłość. To jakie przyjemne uczucie, gdy czytasz o szczęściu twojej ukochanej ( jednej z trzech nie licząc Patrycji i Marysi ) parki. Omnomnom i kurwa brawo xD Jacksonik nasz napaleniec jeden rozwalił mnie tym gadaniem o dzieciach. Do tego trzeba zgody drugiej osoby. Viktoria to nie maszyna ro rodzenia. A Jackson to nie pępek świata, że mówi i ma. Kobieta też musi być na to gotowa. Odniosłam wrażenie jakby poprzez potrzebę posiadania dzieci namawiał ją od razu do seksu. Może tak nie było, jednak nic nie poradzę no mój móżdżek. Nie chodzi mi o to, że to napaleniec, który patrzy na jedno. O ile mnie rozumiesz to nie uznasz go za takiego xd 😉 Trochę poskaczę, ale trudno :P Jessica jak zwykle odpowiednia pora -,- Jak bym jej pierdyknęła w ten krzywy łepek, to nauczy się czekać spokojnie na dupie. Ach ta kłótnia Mickego z Karen. Małe smarkacze kochane <33 Jackson jak zwykle loczki ma w głowie. Oj bym mu je roztargała z wielką radością( bez podtekstów zboczuszku) 😁😁😁 Jermaine oczywiście, jako bezinteresowny brat przyszedł błagać o przebaczenie i od razu o nocleg. Ja pieprzę! Mógł nie przychodzić albo nie pytać od razu o przenocowanie, bo to z mojego punktu widzenia wygląda jednoznacznie, że przyszedł z interesem. Kurwa, dobre mi pogodzenie się! Wygnałabym takiego na krzywy ryj, a po takim tekście w rodzaju " Możesz mnie przenocować? Nie mam do kogo pójść, tylko ty mi zostałeś" ( nie mówię, ze było tak napisane) dojebalabym jakąś ciętą ripostą i wyśmiała. Takim oto sposobem pokazał na czym mu zależy. To oczywiste, że na " tylko ty mi zostałeś" jakby nie daje wyboru. A,że Michael dobry brat i chętnie pomaga, to się zgodził. Ach, te jego dobre serducho -,- A ja wiem, co będzie dalej! Widziałam twój zeszyt! Przestraszyłaś się? Nie, to trudno XD Pff, dobry humor dopisuje 😈 Przeczuwam, że Jerm zrobi tak, że będzie to wyglądało, że ma romans z Viki, a mądry Mickey im uwierzy. Przeczucie no,ale to twoje opowiadanie, a ja tylko wyrażam opinię.
    Maaaasy weny!
    Wroc mi tu szybko 😉
    Pozdrowienia od Kasi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem!
    Zajęcia wcześniej się dzisiaj skończyły i udało mi się przeczytać przed jazdami na stajni, więc walę od ręki póki mam wenę szybkiego koma :D
    Na wstępie dziękuję za dedykację <3 Mój lizodup <3
    A teraz przejdźmy do treści :D
    Widok mokrego Jacksona w samym ręczniku to zawał na miejscu xD Nie powiem, że trochę mnie 'dziwi' ciągła niepewność Viki w stosunku do tych spraw. No bo ja zawsze myślę - kocham albo nie, ufam albo nie. Jeśli mu ufa to nie wiem czego się może bać? A jak się nie ufa to związek wtedy jednocześnie nie ma sensu ani wartości. Nie mówię, że należy z każdym od razu do łóżka wskakiwać pierwszego dnia, ale takie wątpliwości na pewnie nie są dobrą oznaką. No normalne, że Mike pragnie ją jako kobiety. Ludzie mają swoje potrzeby i przynajmniej mówi jej Michaś o tym otwarcie, a to serio duży szacunek bo nie każdy tak potrafi i ja cenię mega takich ludzi.
    Co do występu to w sumie nie czaję u Marysi - jak że ją wciąga w to?
    Nie zrobiła Viki tam nic przecież, co by mogło jakoś ją mocno w to wciągnąć. I tak brukowce wiedzą o ich związku, a w tym że była na scenie nie ma nic dziwnego i niepokojącego. Mogła odmówić przecież, Mike jej na siłę na scenę nie wepchnął. Chciał z nią wystąpić, a ona się zgodziła pokonując przy tym swoje lęki i słabości.
    Dalej: rozmowa o dzieciach.
    Czy tylko ja uważam, że to była normalna rozmowa na normalny temat? Mike jej przecież do niczego nie zmuszał. Powiedział czego oczekuje, jakie są jego plany i marzenia względem niej - co w tym złego? To jest właśnie prawdziwy związek: rozmowa. I nie tylko na temat kurwa pogody za oknem. Rozmawiać się powinno na każdy temat nie wyłączając seksu, oczekiwań w łóżku czy innych pierdów. Tylko tak można poznawać drugiego człowieka.
    Ja np jak wiesz Basiu dzieci nie cierpię i nie planuję. I mówię o tym otwarcie, aby ktoś potem nie zaliczył 'zdziwka' i nie miał do mnie o nic pretensji - to mój pogląd i albo go szanujesz i jesteś w tym ze mną, albo najwyraźniej nie było nam to wszystko pisane. On też ma prawo do szczęścia i chęci. Nie mówię że mają dziecko od ręki robić, ale trzeba się umieć dogadywać w każdej kwestii i albo mamy te same cele i patrzymy w tym samym kierunku, albo sajonara.
    Jerm!
    Moją opinię w sumie co do tego znasz z ostatniego koma. NIE NIE NIE i jeszcze raz NIE. Dla mnie nie ma czegoś takiego jak wybaczenie zdrady. Ludzie się nie zmieniają, fałszywe kurwy zawsze będą fałszywymi kurwami i nie wierzę w te cudowne przemiany i wielkie uleczone serce.
    Zjebałeś? Płać za to. Nie wybaczyłabym takiej zniewagi: ani partnerowi, ani rodzeństwu, ani rodzicom. Moja zasada: "Kocham Cię, ale siebie szanuję". Wybaczenie się nosi w sercu a nie na ustach, to nie tylko piękne słowo ale coś co nalezy poczuć.
    Jestem prawie pewna ze Jerm odpierdoli coś predzej czy pozniej. I jeszcze to zamieszkanie w Neverlandzie... To niech kurwa na ulicy śpi a nie jeszcze się poniża i w łaski przychodzi.
    Dobra, kończę i spadam na stajnię w końcu :D
    Rozdział rewelka jak zawsze <3
    Ej i wgl wcale nie był taki długi xD Czuję się oszukana xD
    Do następnego! Liczę że do mojego powrotu (9-10 maja) wrzucisz coś tutaj abym miała po powrocie co czytać <3
    Pozdrawiam!
    Buziaki i trzymaj kciukaski<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym te cholera zamieniła na ku... Wiesz na co XD Majk byłby taki bad booy XD
    Rodzina odwróciła się od Jermaine'a I KURWA MAC DOBRZE! Ma za swoje! Ja, tak samo jak Patrycja nie wybaczyłabym... Nawet jeśli byłby to ktoś mi bardzo bliski. Majk powinien mu dać nauczkę! I to taką, żeby do końca życia zapamiętał! >.<
    Wkurwiona czekam na nn!
    Ważka

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. Przepraszam z BARDZO długą nie obecność. Zapraszam do mnie:http://poznajartysteodkryjczlowieka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. No czytam, czytam i odniosę się do tego najważniejszego wątku 😁 Tego, że Mike prędzej, czy później wkręci Victorię na scenę byłam prawie pewna, ale co do tego, że wybaczy Jermainowi... Mike miał za dobre serce, a jeszcze jak brat wyjechał mu z tekstem o Bogu, że modli sie o to by było jak dawniej... Myślę, że Michaelowi zrobiło się go żal. Niby zgrywa takiego twardego, nieugiętego, ale w głebi serca chciałby, by było jak dawniej. Liczę na to, że powoli uda im się odnowić wzajemne relacje i Jerm nie zmarnuje danej mu szansy. Weny 😙

    OdpowiedzUsuń