1 sierpnia 2017

Rozdział 40. Kiedy najpiękniejszy dzień w życiu zamienia się w koszmar.

Witam ;)
Ten rozdział dedykuję Oliwii, dziękuję kochana za wszystko <3
Zapraszam do czytania.

******



Jesień chyba była w naszym życiu najbardziej ekscytującym miesiącem w całym roku. Razem z Michaelem zaczęliśmy planować nasz ślub. Chcieliśmy się pobrać, zanim urodzę nasze maleństwa. No właśnie, maleństwa. Ale może najpierw zacznę wszystko od początku.
Zaraz na następny dzień po tym kiedy obwieściłam mojemu narzeczonemu, iż niedługo zostanie ojcem od razu obdzwonił całą rodzinę chwaląc się wszystkim. Nie byłby chyba sobą gdyby tego nie zrobił. Tak więc nasze rodziny dowiedziały się od razu. I nie tylko rodziny... Ta informacja wypłynęła nawet do mediów, nie wiem jakim cudem, bo naprawdę próbowałam zakryć swoją ciążę jak tylko się dało. Ale wystarczyło, że któryś „przyjaciel” Michaela coś chlapnął albo nawet ktoś kto pracował w Nverlandzie. Także cały świat wiedział już, że za kilka miesięcy na świat przyjdą dzieci Michaela Jacksona. Trąbili o tym wszędzie, co strasznie mnie irytowało. Bo nie rozumiem robienia takiej afery na cały świat z powodu dwójki jeszcze nienarodzonych dzieci. Każdego dnia rodzą się dzieci, na całym świecie, ale to właśnie akurat z mojej ciąży musieli zrobić „news'a roku”. Dołączając do tego oczywiście najróżniejsze spekulacje i PLOTKI. Niektóre brukowce wypisywały, że to na pewno nie dzieci Michaela. A ja zostałam sztucznie zapłodniona. Kiedy to przeczytałam naprawdę dostałam ogromnego ataku śmiechu. Gorszej bzdury w życiu nie słyszałam. Gdyby Ci wszyscy pseudo dziennikarze tylko wiedzieli jaki ten ich „aseksualny” Michael jest w łóżku...
Media wiedziały również to, że planujemy ślub, TEŻ NIE WIEM SKĄD. Ale przynajmniej nie znali żadnych szczegółów. To mnie pocieszało. Może czas teraz wyjaśnić kolejną kwestię dotyczącą mojej ciąży. Na każdą kontrolną wizytę u mojej pani ginekolog jeździłam z Michaelem. Specjalnie urywał się z umówionych spotkań, studia albo rezygnował z ważnych wyjazdów. Cieszyło mnie bardzo to, że tak się angażuje i mogę na niego liczyć w każdej sytuacji.
Kiedy pojechaliśmy na pierwszą wizytę, Michael był strasznie podekscytowany i nie mógł usiedzieć w miejscu. Pamiętam ten dzień jak dzisiaj...
-Michael uspokój się, bo następnym razem pójdę sama.- powiedziałam zirytowana.
-Kochanie, nie moja wina, że jestem tak podniecony.- spojrzałam na niego jak na idiotę- No dobrze, już się uspokajam.- dał mi buziaka. Weszliśmy w końcu do gabinetu doktor Merry Ross. Na widok Michaela zachowała się normalnie i całkiem uprzejmie, zresztą uprzedziłam ją wcześniej, że przyjdę z narzeczonym, a ona wiedziała już o kogo chodzi. Pani doktor była ładną i wysoką blondynką. Przy takich kobietach zaczynałam mieć kompleksy, naprawdę.
-Proszę się położyć.- uśmiechnęła się do mnie wskazując na kozetkę. Chwilę potem poczułam zimny żel na swoim brzuchu. Michael cały czas ściskał moją rękę i patrzył się na ekran komputera jak zaczarowany. Uśmiechnęłam się na ten widok.
-No proszę, proszę...- kobieta spojrzała zdziwiona na ekran.
-Coś nie tak z dzieckiem?- Michael spojrzał na nią jak na wyrocznię. Czasem panikuje gorzej niż ja...
-Wręcz przeciwnie panie Jackson.- uśmiechnęła się tajemniczo- Mam dla państwa dobrą wiadomość.
-Jaką?
-Chyba muszą państwo kupić dwa łóżeczka.- spojrzeliśmy zdezorientowani na siebie z Michaelem.
-To ciążą bliźniacza.- powiedziała w końcu rozbawiona naszymi minami. W oczach Michaela od razu dostrzegłam ten znajomy błysk. A ja? A ja byłam przerażona!
-O matko...- tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
-To wspaniała wiadomość!- Michael uradowany cmoknął mnie w czoło.
Od tamtej pory wiele się zmieniło. Michael traktował mnie jakbym była z porcelany, właśnie wtedy kiedy ja w końcu przestałam się bać. Tak, przez długi czas bałam się kiedy myślałam, że będę musiała urodzić aż dwójkę dzieci i to za jednym razem. Cieszyłam się oczywiście, ale przerażało mnie to jednocześnie.
Była sobota, dokładnie wieczór. Następnego dnia miał odbyć się nasz ślub. Siedziałam wraz z Michaelem w salonie przy kominku rozkoszując się jego obecnością. Plecami opierałam się o jego tors, a on głaskał mój zaokrąglony brzuszek. Byłam taka szczęśliwa. Miałam przy sobie wspaniałego mężczyznę, cudowny dom, kochanych przyjaciół i wymarzoną pracę. A w dodatku za cztery miesiące miałam zostać matką. Czego chcieć więcej? Miałam tylko nadzieję, że to nie jest żadna „chwilowa cisza przed burzą”. Chciałam żeby tak było już zawsze.
-Stresujesz się jutrem?- spytał Michael całując moje ramię, uśmiechnęłam się.
-Trochę tak, a Ty?
-Nie.- odpowiedział dumnie.
-No co się dziwić, skoro przed milionem ludzi się nie stresujesz, to przed swoją rodziną tym bardziej.
-Kochanie, ale nie ma czym się stresować. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. To musi się udać.- westchnęłam.
-Oby wszystko poszło dobrze.
-Nie masz się czym martwić.- uśmiechnął się do mnie, co oczywiście odwzajemniłam. Usłyszeliśmy, że ktoś wszedł przez główne drzwi do domu, nagle zrobiło się bardzo głośno. Słyszeliśmy jakieś przekomarzania się. W końcu w salonie pojawiła się dosyć spora ekipa... Oboje z Michaelem byliśmy zdziwieni i za bardzo nie wiedzieliśmy co się dzieje. Przecież ślub jest dopiero jutro... Moje przyjaciółki ze swoimi facetami, Janet, Toya, Karen, Diana Ross, Elizabeth Taylor, bracia Michaela wraz z żonami, Tom - menadżer Michaela, całe Guns' N Roses z naćpanym Hudson'em na czele. Byłam w szoku. Do pokoju weszła Jess.
-A to już?- spytała się zdziwiona- Poczekajcie tylko się ogarnę!- i pobiegła na piętro na górę.
-Eemm, ale co się dzieje?- Michael pomógł mi wstać na równe nogi.
-Kurwa no jak to co się dzieje! Para królewska ma jutro ślub więc dzisiaj trzeba się zabawić. Misiek...- Slash zapalił papierosa- Mówi Ci coś wieczór kawalerski?
-I panieński!- wtrąciła się Nina. Spojrzałam na Michaela, a on na mnie. Pokręciliśmy głowami krzywiąc się. I tak to właśnie wyglądało. Żadne protesty ani prośby nie pomogły. Nie miałam ochoty na szlajanie się po jakiś klubach w ciąży, w dodatku byłam zmęczona, a jedno czego wtedy chciałam to opierdzielanie się z Michaelem na kanapie. Niestety zmuszono nas, inaczej nie da się tego nazwać. Nie słuchali nawet Michaela. Kazali nam założyć tylko jakieś „wystrzałowe ciuszki” i tego wieczora miałam już nie zobaczyć swojego narzeczonego. Dziewczyny wpakowały mnie do różowej limuzyny, poważnie. Ostatni raz spojrzałam na Michaela błagającym wzrokiem, ale on wzruszył tylko ramionami bezsilny i w tym momencie Saul wciągnął go do drugiej limuzyny.
-Vicki wsiadaj w końcu. Zobaczysz swojego Romea jeszcze, spokojnie.- Janet pociągnęła mnie za rękę do środka. I zaczęła się „imprezka”. Byłam im naprawdę wdzięczna, że zorganizowały to dla mnie, to było urocze. Ale nie moja wina, że nie byłam w nastroju do świętowania, byłam po prostu zmęczona. Dziewczyny już w limuzynie otworzyły szampana, mi dały oczywiście bezalkoholowego. Puściły głośną muzykę i tak minęły nam dwie godziny drogi. Dokąd? Sama nie wiedziałam dokąd mnie ciągną. W pewnym momencie związały mi oczy jakąś chustą i wyprowadziły z samochodu śmiejąc się pod nosem. Czułam się jakby ktoś mnie porwał, dosłownie.
-Czy ktoś mi może powiedzieć gdzie my jesteśmy?- zaczynałam się coraz bardziej irytować.
-Zaraz wszystkiego się dowiesz, bądź cierpliwa.- usłyszałam głos Diany, westchnęłam tylko. W końcu odwiązały mi oczy. Rozejrzałam się.
-O cholera...- nie wierzyłam własnym oczom. Byłyśmy na przeogromnym jachcie.


Tego się nie spodziewałam... Rzuciłam im się na szyję. Opuściliśmy port, a impreza się rozpoczęła. Z każdą minutą ta niespodzianka podobała mi się coraz bardziej. Zapomniałam wspomnieć, że dostałam mnóstwo prezentów i dziewczyny chcąc sprawdzić moją reakcję kazały mi je rozpakować od razu. Tak więc otoczyły mnie kółkiem, a ja otwierałam stertę prezentów. Najwięcej dostałam chyba zabawek dla dzieci i malutkich ubranek,  co mega mnie rozczuliło. Pluszaki, koszulkę z napisem „I Love MJ” - będę miała w czym spać, dostałam nawet różową koronę, no a potem było już tylko gorzej... najpierw zaczęło się od wyzywającej bielizny i to nie tylko.
-Boże... na jaką okazję ja mam niby to założyć?- zaczęłam machać stringami, usłyszałam salwę śmiechu.
-Na noc poślubną!- powiedziała rozbawiona Carol, pokręciłam tylko głową. To co jednak ujrzałam potem... ujmę to może jako „zabawki dla dorosłych” i nie chcę tego nawet komentować. Wariatki, po prostu wariatki. Wybiła w końcu północ, byłam święcie przekonana, że to już koniec imprezy, ale bardzo się myliłam.
-Mamy dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę.- Nina z kieliszkiem w ręku podeszła do mnie uśmiechając się głupkowato. Tak, była pijana.
-Zamknij oczy!- rozkazała Elizabeth, zaśmiałam się, ale oczywiście zamknęłam oczy. Rozbrzmiała nieco inna muzyka, taka klubowa. Kiedy moje towarzyszki pozwoliły mi w końcu otworzyć oczy myślałam, że dostanę zawału.
-No to, która ślicznotka jest przyszłą panną młodą?- naprzeciwko mnie stał facet. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie był stiptizerem. Dziewczyny zaczęły piszczeć i wskazały na mnie. Facet tylko się uśmiechnął i założył mi na głowę... welon? Tak to był welon. Byłam w takim szoku, że nie mogłam wydusić z siebie słowa. Może gdybym była singielką to nie miałabym nic przeciwko, że ociera się o mnie pół nagi mężczyzna. Był nawet przystojny, ale poczułam tak jakby... wyrzuty sumienia? Ale oczywiście dziewczyny tak rozkręciły imprezę, że nie byłam już w stanie siedzieć sztywna jak kołek. Trochę tam się koło niego pokręciłam, zważając na moją ciążę, nie mogłam zbytnio się wyginać, ale dobre i to. W pewnym momencie założył czarny kapelusz i białą rękawiczkę na rękę, zaczęłam się śmiać kiedy zaczął „tańczyć” w stylu Michaela. Chociaż tak naprawdę więcej łapał się za krocze i kręcił tyłkiem niż tańczył, to i tak całkiem nieźle mu to wychodziło.
-Bądź moim Michaelem Jacksonem tej nocy!- krzyknęła Nina wijąc się obok niego jak... Parsknęłam śmiechem na ten widok. Jakoś specjalnie nie ruszyły mnie jej słowa. Nie wiem, może dlatego, że była kompletnie pijana? Nasz wspaniały tancerz znalazł się na stole tym razem z panią Ross i... Jessicą?! Miałam z nich ubaw po pachy naprawdę. Zaciągnęły na ten stół nawet mnie, Alex zaczęła cykać zdjęcia. Będzie pamiątka, nie ma co. Oczywiście naszego striptizera trzeba było odpowiednio nagrodzić więc wszystkie wpychałyśmy mu dolary w majtki. Tej imprezy z pewnością nie zapomnę nigdy. Bawiłam się świetnie, a to wszystko przez to, że miałam przy sobie wspaniałe osoby. Cała impreza skończyła się dopiero około drugiej. Byłam padnięta.

 *********

Ciągle nerwowo zerkałem na telefon w razie czego, jakby Victoria do mnie dzwoniła. Albo odpowiedziała na moje sms-y. Chyba świetnie się bawiła, bo w ogóle nie mogłem się z nią skontaktować. Gdzie zabrała mnie ta banda czubków? Do nowo otwartego klubu ze stripizem. Wszędzie gdzie bym nie spojrzał były roznegliżowane kobiety, które się do mnie wdzięczyły. Czy mi się to podobało? Może kiedyś tak. Teraz jednak byłem z Victorią i nie podniecały mnie inne kobiety więc w tym towarzystwie czułem się nieco nieswojo. Żeby nie wyjść na kompletnego sztywniaka wypiłem dwa piwa.
-Michael odłóż ten telefon w końcu i zacznij się bawić.- Tom mnie szturchnął.
-Bawię się przecież.- uśmiechnąłem się. Siedzieliśmy przy stoliku, który przypominał mini „wybieg” w dodatku była tutaj rura. Zobaczyłem przed sobą nagle jakąś kobietę. Boże tylko nie to...


-No Jackson przyprowadziłem Ci panienkę! Popatrz tylko.- Axl wskazał na blondynkę w krótkiej mini i szpilkach, która zaczęła przede mną tańczyć. Ne wiedziałem zbytnio co mam zrobić, bo dziewczyna rozkręcała się coraz bardziej do tego stopnia, że w końcu wylądowała na moich kolanach. Miałem ją tak po prostu zepchnąć? Jeszcze Slash, który dosłownie wlewał we mnie alkohol. Kiedy poczułem wibracje telefonu wstałem od stolika i poszedłem do toalety, żeby tam w spokoju odczytać wiadomość.
Od Vicki: Jackson baw się pajacu, a Victorii daj teraz spokój! ~ Nina
Zaśmiałem się i schowałem telefon do kieszeni spodni. Umyłem ręce i wróciłem do mojego towarzystwa. W głowie miałem „Michael tylko się nie uchlej jak świnia, jutro jest ślub”. Było to trudne, gdyż alkohol lał się litrami, a wszyscy tylko mówili „No co Ty, ze mną nie wypijesz? Nie bądź baba”. Znacie to prawda? Tak więc impreza rozkręcała się coraz bardziej, a ja sam chyba na chwilę zapomniałem o tym wszystkim i to był błąd...
-Michael musisz z nią zatańczyć!- no nie sądziłem żeby to był dobry pomysł, ale oczywiście moi towarzysze nie odpuścili i zaczęli wykrzykiwać moje imię dając mi tym „doping”. W końcu wylądowałem na „scenie” ze striptizerką i sam nie wierzyłem w to co wyprawiam. Potem było już tylko gorzej. Wróciliśmy do Neverlandu około trzeciej w nocy. I mimo, że to ja byłem w najlepszym stanie to i tak czułem jak alkohol buzuje mi w żyłach. A miało być tylko „trochę”, ale oni nie znają tego słowa. Jak najciszej się dało dowlokłem się jakoś do sypialni mając nadzieję, że Victoria już dawno jest w domu i śpi. Na schodach zacząłem się już rozbierać. Kiedy tylko znalazłem się obok łóżka opadłem na nie zmęczony. Całe szczęście moja ukochana była już w łóżku i na MOJE SZCZĘŚCIE spała. Położyłem się obok niej i objąłem ją w talii.
-Piłeś Jackson.- aż podskoczyłem ze strachu na tym materacu.
-Myślałem, że śpisz...- wyjąkałem, odwróciła się w moją stronę.
-Nie, czekałam na Ciebie.
-Jesteś zła?- mruknąłem.
-Nie, ale najpierw powiesz mi gdzie byliście i co robiliście.
-No to...eghem...byliśmy w takim klubie i ogólnie było nudno.- skwitowałem myśląc, że odpuści. Jednak nie...
-Nie kłam. W jakim klubie?- cholera...Wymruczałem cicho nazwę.
-Co Ty tam mruczysz? Bo nie słyszę.
-No w... Studio 54.- powiedziałem nieco głośniej.
-Mhmm, nowo otwarty klub nocny. I jak było?
-Może być, dupy nie urywa.
-Były striptizerki? - chwilę zastanowiłem się nad odpowiedzią.
-Były... Ale ja tylko tańczyłem z jedną i przysięgam, że nic więcej. Poza tym to chłopaki mnie zmusili.- zacząłem się gorączkowo tłumaczyć, westchnęła.
-To w sumie dobrze.
-Co? A gdzie wy byłyście?
-Na jachcie.- powiedziała rozmarzonym głosem.
-To nie fair...- rzuciłem obrażony.
-I miałyśmy też striptizera, nawet tańczył tak jak Ty, ale był tylko marną podróbą, bo i tak wolę Ciebie.- wtuliła się w moje ramię.
-Nie jesteś na mnie zła?- zdziwiłem się. Coraz bardziej czułem, że dopada mnie sen.
-Nie, bo jesteśmy kwita kotku, a teraz do spania, bo jutro ważny dzień.
-Jesteś idealna.- wyszeptałam zdumiony. Usłyszałem tylko jak śmieje się cicho i całuje mnie w policzek, odpłynąłem.
********

20 października 1988 roku miał stać się wyjątkowym dniem w naszym życiu, niezapomnianym. I niezaprzeczalnie tak było... Bo złe wspomnienia z tego dnia chyba na zawsze zagoszczą w mojej głowie.
-Jak tam boli główka? Jest kacyk?- powiedziałam wpatrując się w skrzywioną twarz Michaela z samego rana.
-Ładnie mnie witasz kochanie.- mruknął rozciągając się- Powiem Ci, że czuję się wspaniale.- podniósł się i syknął łapiąc się za głowę, zaczęłam się śmiać.
-Trzeba było tyle nie pić.
-Nie piłem dużo...- schował twarz w poduszkę.
-Nie nooo wcale.- przedrzeźniałam go. Podniósł rękę i zaczął mnie normalnie macać. Zaczął od brzucha. Zastanawiałam się czego „szuka”. Swoją „wędrówkę” zakończył na mojej piersi. Parsknęłam śmiechem.
-Nie za wygodnie Ci?
-Bardzooo wygodnie.- wymruczał przyciągając mnie do siebie. Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się przytulając się do niego, dał mi buziaka. Ta piękna chwila spokoju jednak nie mogła trwać długo. Nagle drzwi do naszej sypialni się otworzyły. Oderwaliśmy się od siebie natychmiast. W progu stali Nina i Slash. O dziwo był trzeźwy, a to rzadki widok o tej godzinie.
-Co wy jeszcze robicie w łóżku?- spytała moja przyjaciółka.
-Eeee...
-No jak to co? Jackson pewnie myślał, że zdąży bzyknąć zanim mu królową porwiecie.- rzucił Saul, Michael spiorunował go spojrzeniem.
-Porwiecie?- spytałam zdezorientowana.
-Noo przecież trzeba Cię do ślubu przygotować. Ciebie zresztą też.- wskazała na Michaela.
-Sami się przyszykujemy.- odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
-Bez pierdolenia mi tu. Za pięć minut na dole, w nocy się pogrzmocicie.- rzucił Slash i oboje wyszli. Spojrzałam na Michaela i po chwili oboje wybuchliśmy śmiechem. Jak mus to mus. Wstaliśmy w końcu i szybko się ubraliśmy. Zeszliśmy do kuchni, w której na szczęście nikogo nie było. Od razu dopadłam się do lodówki i po chwili pałaszowałam sernik z dużą ilością bitej śmietany.
-Ciasto na śniadanie?- Michael się zaśmiał widząc jak wcinam bez opamiętania - uroki ciąży.
-No chhioo?- spytałam nie wiedząc o co mu chodzi z pełną buzią.
-Nic, masz śmietanę na twarzy.
-Gdzie?- podszedł do mnie blisko i złapał za mój podbródek.
-A tu.- powiedział i zlizał z moich ust bitą śmietanę, uśmiechnęłam się i przyciągnęłam go do siebie za kołnierz koszuli.
-No, no ładne widoki.- oderwaliśmy się od siebie, koło nas stała uśmiechnięta Ashley. Co tutaj robi moja siostra? Odsunęliśmy się od siebie.
-Wy już tutaj? Gdzie rodzice?
-Witają się ze wszystkimi. Tak w ogóle to cześć.- podeszła do nas i przytuliła. Nie poznawałam jej, a już zwłaszcza zaskoczyła mnie jej wylewność w stosunku do Michaela. Trochę za długo się do niego kleiła... A może tylko mi się wydawało? Do kuchni wpadła Jessica.
-Victoria nie mogłaś się oprzeć temu ciastu, prawda?- pokręciłam głową.
-No, ale widzę, że już się najadłaś, więc możemy iść.- spojrzałam na Michaela.
-Ale...
-A Ty nie wiem co jeszcze tutaj robisz, na górę, ale już. Chłopaki na Ciebie dawno już czekają. Ślub za trzy godziny, a wy co żarty sobie stroicie?- mój narzeczony tylko spuścił wzrok drapiąc się po głowie i wymaszerował z kuchni. Zaczęłam się śmiać.
-A Ty co się chichrasz?- momentalnie przestałam... Jess zabrała mi talerz z ciastem, klepnęła w tyłek i zaprowadziła to jednego z pokoju, gdzie czekała na mnie już cała ekipa. Po trzech godzinach męki, byłam gotowa. Idealny makijaż, pokręcone włosy, które swobodnie opadały mi na ramiona. Nie lubiłam nigdy ich związywać. No i biała suknia jak z bajki. W tym momencie sama musiałam przyznać, że wyglądałam jak księżniczka. Michael nie widział jeszcze mojej sukni więc byłam bardzo ciekawa jego reakcji. Mama założyła mi na głowę welon. Uśmiechnęłam się. Spojrzałam na moje przyjaciółki, siostrę i mamę. Wszystkie uśmiechały się od ucha do ucha i wpatrywały się we mnie jak w obrazek.
-Córciu...- zaczęła mama i urwała powstrzymując łzy.
-Mamo błagam tylko nie płacz.- wybuchła płaczem, przerzuciłam oczami. Ścisnęła mnie mocno. No dobra, tak naprawdę to... też mi się łezka zakręciła.
-Wyglądasz tak prześlicznie. Nawet nie wiesz jak cieszę się Twoim szczęściem.- uśmiechnęłam się w odpowiedzi i pogłaskałam ją po plecach. Westchnęła i z trudem oderwała się ode mnie.
-Myślicie, że spodobam się Michaelowi?- spytałam okręcając się. Wiem, zabrzmiało to jakbym szła z nim na pierwszą randkę, ale po prostu chciałam dobrze wyglądać. W końcu to nasz ślub, wyjątkowy dzień, dzień, który zdarza się raz w życiu. A nie wiem czy będąc w ciąży można dobrze wyglądać...
-No jeszcze się pytasz! Jackson to Cię wzrokiem rozbierze zanim dojdziesz do tego ołtarza.- Nina jak zwykle umiała podnieść mnie na duchu, zaczęłyśmy się śmiać. Do pokoju wszedł nagle Slash, zrobił wielkie oczy kiedy mnie zobaczył i podszedł do mnie z bananem na twarzy.
-No królowo!- zagwizdał- Aż mi stanął.- szturchnęłam go łokciem. Debil.
-Ogólnie to już wszystko gotowe, czekamy tylko na Ciebie.
-Okej.. To dajcie mi tylko chwilę, zaraz zejdę na dół.- wszyscy tylko pokiwali głowami i po chwili zostałam sama.
Tak, to był ten moment kiedy zaczęłam się denerwować. Czym? Sama nawet nie wiem, do tego oczywiście doszły jakieś głupie wątpliwości. Większość tych „objawów” to zapewne przez moje hormony, które od początku mojej ciąży dawały mi się we znaki. Michael czekał już na mnie przy „ołtarzu”, a ja dalej stałam przed lustrem i wgapiałam się w swoje odbicie.
Czy dobrze robię? Czy jestem pewna na co się piszę wychodząc za niego? Czy... nam się uda? Od rana miałam złe przeczucie i wręcz nosem czułam, że coś się święci. Nie wiem skąd we mnie te negatywne myśli, ale po prostu... bałam się. Że coś się spieprzy tego dnia. Westchnęłam głęboko. Wiem, że sama siebie nakręcałam, ale nie potrafiłam inaczej skoro miałam to cholerne przeczucie, które nie dawało mi spokoju.
-Będzie dobrze, będzie dobrze...- mruczałam ciągle pod nosem. Wzięłam kilka wdechów i postanowiłam opuścić w końcu sypialnię i udać się na dół, gdzie powinien czekać na mnie tata, który miał mnie zaprowadzić do „ołtarza”. Aż się dziwię, że przyszedł na nasz ślub, a co dopiero, że zgodził się na to. Chyba po prostu nie chciał sprawić mi przykrości, albo mama znowu mu nagadała.
Chwyciłam materiał mojej sukni w dłonie i zdecydowanym krokiem ruszyłam do drzwi. Jakie było moje zdziwienie, kiedy nie mogłam ich otworzyć. Po prostu. Jakby były zamknięte, od drugiej strony. Zaczęłam nerwowo szarpać za klamkę. Wiedziałam! Ja czułam, że coś się dzisiaj wydarzy. Cała trzęsąc się zaczęłam rozglądać się po całej sypialni. Mogłabym do kogoś zadzwonić, ale nie było tutaj żadnego telefonu! W drzwiach nie było klucza - co też było dziwne. Mogłabym krzyknąć z okna, ale cała ceremonia miała odbyć się w ogrodzie więc na pewno nikt by mnie stamtąd nie usłyszał. Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy. To jest na pewno podstęp... Ktoś musiał mnie tutaj zamknąć specjalnie. Przecież wszyscy wiedzieli, że szykuję się właśnie w tym pokoju! Więc to musiał być ktoś, komu zależy na moim nieszczęściu... Ale przecież zaprosiliśmy samą rodzinę i najbliższych przyjaciół. Kto obcy mógłby się włamać do Neverlandu niezauważony? Zsunęłam się po drzwiach, poczułam jak łzy spływają po moich policzkach. Kto mógł być tak podły i zniszczyć mi najpiękniejszy dzień w życiu?! Jakim prawem?! Do głowy w tym momencie przyszła mi tylko jedna osoba...

*******

Kochani nie wiem czy w ogóle powinnam wstawiać tutaj ten rozdział, bo jest do dupy i nie jestem z niego wgl zadowolona. Miał być zajebisty, DŁUGI, a wyszedł chujowy po prostu. Nie wstawiałbym go, ale nie chciałam robić takiej długiej przerwy ZNOWU. Dużą część  pisałam na siłę, dlatego myślę, że wyszło tak... Choć początek też wcale mnie nie zadowala.
Mimo wszystko, jestem z siebie dumna, że go wgl dokończyłam, bo... zmarła mi właśnie bliska osoba, do tego doszły inne problemy i wiecie... jedyne co w ostatnim czasie dobrze mi wychodziło to wkurwianie się ;)
Oceńcie ten powyższy szajs. Chociaż wcale nie zdziwię się jak znowu nie będzie prawie żadnych komentarzy, naprawdę. Przepraszam za mój przygnębiający nastrój, ale nie potrafię być w tym momencie wesoła, bo ten rozdział to DNO XD Wgl to przepraszam, że skończyłam w takim momencie, ale musiałam :( stwierdziłam, że tak będzie najlepiej. Za to w następnym wszystko się wyjaśni więc spokojnie.
Mam nadzieję, że następny rozdział wyjdzie mi o niebo lepiej. Bo jak ostatnio szło mi zajebiście, tak teraz wszystko się zjebało. Ps: Przepraszam za słownictwo.
Na końcu chciałabym polecić Wam bloga, mojej kochanej Oliwii.
O to link do niego: http://real-love-never-pass.blogspot.com/
Ta dziewczyna w ostatnim czasie bardzo mnie wspiera, a do tego mamy wspólną pasję, którą jest pisanie właśnie :) Opowiadanie jest cudowne, naprawdę ręczę za nie. Wszystko dopiero się rozkręca, a ta młoda osóbka daje z siebie wszystko więc doceńcie i jej ciężką pracę nad blogiem (i książką na Wattpadzie) i wpadnijcie tam ;)
Pozdrawiam Basia <3

9 komentarzy:

  1. Hej kochana ❤️
    Ty mi tu nie pierdol, że rozdział to dno. Jest zajebisty! Jak zawsze zresztą ❤️ Nie powiem, uśmiałam się na tych ich 'zabawach' ���� Kochana naprawdę napisałaś super i nie myśl, że jest inaczej �� Masz talent i tyle ��
    Dziękuję za dedyka �� Wiesz, że mam gorsze dni ostatnio, a jakoś mnie znosisz ❤️ Jesteś naprawdę przecudowna ����
    Buziaki ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie gadaj bzdur ten rozdzial jest zajebisty. Zycze weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. No witaj, Kochanie 😁😘 Zacznę od tego, że rozdział jest... BOSKI 😍 Mam tylko wrażenie, że wyszedł jakiś krótki jak Na Twoje możliwości, no ale nie ważne 😁 Czyli będą bliźniaki?! Boże, podwójne szczęście 😍 Ja już widzę Michaela, trzymającego na jednym ramieniu córkę, a na drugim syna 😁 Co do wieczoru kawalerskigo i panieńskiego... Widzę, że Vicki nieźle się bawiła, wkładając hajs w majtki striptizera 😂 Z resztą, Jackson wcale nie był lepszy z tą striptizerką... No, ale Slash jak zwykle bije wszystkich na głowę 😜 Kocham gościa normalnie 😍 Jest tak zboczony, że czuję, że byśmy się dogadali 😂😜 Chociaż, szczerze mówiąc, myślałam, że z tych wieczorów wyniknie jakaś afera, scena zazdrości, czy coś takiego... Na szczęście, wszystko było idealnie ❤ No, prawie... Kto mógł zamknąć Vicki w sypialni?! Czy tylko ja mam wrażenie, że Madonna maczała w tym swoje obrzydliwe, szponiaste paluchy? 😒 No, ale w sumie to nie jest do końca w jej stylu. Ona pewnie próbowała by dosypać coś do drinka panny młodej, zagrozić jej ciąży, czy coś takiego. Przecież zamknięcie w sypialni to jeszcze nie koniec świata. Mogę się założyć, że zaczną szukać Victorii i w końcu ją stamtąd wydostaną. Co więcej, to na pewno będzie Mike, dla którego od razu rzuci się w ramiona i zacznie szlochać w rękaw 😜 Ja już wszystko wiem 😈😂 Tylko ciekawe, czy moje przypuszczenia okażą się prawdziwe... Weny, Kochana, czekam na nexta i zapraszam Cię na swój rozdział 😁😘❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. No pisz ten rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, powieść najlepsza. Moje ulubione fanfiction o MJ. Mam trochę pytanie, trochę prośbę. Czy mogłabym zekranizować ,,Every love lats as long as it deserves?
    PS. Kiedy napiszesz część 47?

    OdpowiedzUsuń