Ten rozdział dedykuję Oliwii, dziękuję kochana za wszystko <3
Zapraszam do czytania.
******
Jesień chyba była w
naszym życiu najbardziej ekscytującym miesiącem w całym roku. Razem z Michaelem
zaczęliśmy planować nasz ślub. Chcieliśmy się pobrać, zanim urodzę nasze
maleństwa. No właśnie, maleństwa. Ale może najpierw zacznę wszystko od
początku.
Zaraz na następny
dzień po tym kiedy obwieściłam mojemu narzeczonemu, iż niedługo zostanie ojcem
od razu obdzwonił całą rodzinę chwaląc się wszystkim. Nie byłby chyba sobą
gdyby tego nie zrobił. Tak więc nasze rodziny dowiedziały się od razu. I nie
tylko rodziny... Ta informacja wypłynęła nawet do mediów, nie wiem jakim cudem,
bo naprawdę próbowałam zakryć swoją ciążę jak tylko się dało. Ale wystarczyło,
że któryś „przyjaciel” Michaela coś chlapnął albo nawet ktoś kto pracował w
Nverlandzie. Także cały świat wiedział już, że za kilka miesięcy na świat
przyjdą dzieci Michaela Jacksona. Trąbili o tym wszędzie, co strasznie mnie
irytowało. Bo nie rozumiem robienia takiej afery na cały świat z powodu dwójki
jeszcze nienarodzonych dzieci. Każdego dnia rodzą się dzieci, na całym świecie,
ale to właśnie akurat z mojej ciąży musieli zrobić „news'a roku”. Dołączając do
tego oczywiście najróżniejsze spekulacje i PLOTKI. Niektóre brukowce
wypisywały, że to na pewno nie dzieci Michaela. A ja zostałam sztucznie
zapłodniona. Kiedy to przeczytałam naprawdę dostałam ogromnego ataku śmiechu.
Gorszej bzdury w życiu nie słyszałam. Gdyby Ci wszyscy pseudo dziennikarze
tylko wiedzieli jaki ten ich „aseksualny” Michael jest w łóżku...
Media wiedziały
również to, że planujemy ślub, TEŻ NIE WIEM SKĄD. Ale przynajmniej nie znali
żadnych szczegółów. To mnie pocieszało. Może czas teraz wyjaśnić kolejną
kwestię dotyczącą mojej ciąży. Na każdą kontrolną wizytę u mojej pani ginekolog
jeździłam z Michaelem. Specjalnie urywał się z umówionych spotkań, studia albo
rezygnował z ważnych wyjazdów. Cieszyło mnie bardzo to, że tak się angażuje i
mogę na niego liczyć w każdej sytuacji.
Kiedy pojechaliśmy
na pierwszą wizytę, Michael był strasznie podekscytowany i nie mógł usiedzieć w
miejscu. Pamiętam ten dzień jak dzisiaj...
-Michael uspokój
się, bo następnym razem pójdę sama.- powiedziałam zirytowana.
-Kochanie, nie moja
wina, że jestem tak podniecony.- spojrzałam na niego jak na idiotę- No dobrze,
już się uspokajam.- dał mi buziaka. Weszliśmy w końcu do gabinetu doktor Merry
Ross. Na widok Michaela zachowała się normalnie i całkiem uprzejmie, zresztą
uprzedziłam ją wcześniej, że przyjdę z narzeczonym, a ona wiedziała już o kogo
chodzi. Pani doktor była ładną i wysoką blondynką. Przy takich kobietach
zaczynałam mieć kompleksy, naprawdę.
-Proszę się
położyć.- uśmiechnęła się do mnie wskazując na kozetkę. Chwilę potem poczułam
zimny żel na swoim brzuchu. Michael cały czas ściskał moją rękę i patrzył się
na ekran komputera jak zaczarowany. Uśmiechnęłam się na ten widok.
-No proszę,
proszę...- kobieta spojrzała zdziwiona na ekran.
-Coś nie tak z
dzieckiem?- Michael spojrzał na nią jak na wyrocznię. Czasem panikuje gorzej
niż ja...
-Wręcz przeciwnie
panie Jackson.- uśmiechnęła się tajemniczo- Mam dla państwa dobrą wiadomość.
-Jaką?
-Chyba muszą
państwo kupić dwa łóżeczka.- spojrzeliśmy zdezorientowani na siebie z
Michaelem.
-To ciążą
bliźniacza.- powiedziała w końcu rozbawiona naszymi minami. W oczach Michaela
od razu dostrzegłam ten znajomy błysk. A ja? A ja byłam przerażona!
-O matko...- tylko
tyle zdołałam z siebie wydusić.
-To wspaniała
wiadomość!- Michael uradowany cmoknął mnie w czoło.
Od tamtej pory
wiele się zmieniło. Michael traktował mnie jakbym była z porcelany, właśnie
wtedy kiedy ja w końcu przestałam się bać. Tak, przez długi czas bałam się
kiedy myślałam, że będę musiała urodzić aż dwójkę dzieci i to za jednym razem.
Cieszyłam się oczywiście, ale przerażało mnie to jednocześnie.
Była sobota,
dokładnie wieczór. Następnego dnia miał odbyć się nasz ślub. Siedziałam wraz z
Michaelem w salonie przy kominku rozkoszując się jego obecnością. Plecami
opierałam się o jego tors, a on głaskał mój zaokrąglony brzuszek. Byłam taka
szczęśliwa. Miałam przy sobie wspaniałego mężczyznę, cudowny dom, kochanych
przyjaciół i wymarzoną pracę. A w dodatku za cztery miesiące miałam zostać
matką. Czego chcieć więcej? Miałam tylko nadzieję, że to nie jest żadna
„chwilowa cisza przed burzą”. Chciałam żeby tak było już zawsze.
-Stresujesz się
jutrem?- spytał Michael całując moje ramię, uśmiechnęłam się.
-Trochę tak, a Ty?
-Nie.- odpowiedział
dumnie.
-No co się dziwić,
skoro przed milionem ludzi się nie stresujesz, to przed swoją rodziną tym
bardziej.
-Kochanie, ale nie
ma czym się stresować. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. To musi się
udać.- westchnęłam.
-Oby wszystko
poszło dobrze.
-Nie masz się czym
martwić.- uśmiechnął się do mnie, co oczywiście odwzajemniłam. Usłyszeliśmy, że
ktoś wszedł przez główne drzwi do domu, nagle zrobiło się bardzo głośno.
Słyszeliśmy jakieś przekomarzania się. W końcu w salonie pojawiła się dosyć
spora ekipa... Oboje z Michaelem byliśmy zdziwieni i za bardzo nie wiedzieliśmy
co się dzieje. Przecież ślub jest dopiero jutro... Moje przyjaciółki ze swoimi
facetami, Janet, Toya, Karen, Diana Ross, Elizabeth Taylor, bracia Michaela
wraz z żonami, Tom - menadżer Michaela, całe Guns' N Roses z naćpanym Hudson'em
na czele. Byłam w szoku. Do pokoju weszła Jess.
-A to już?- spytała
się zdziwiona- Poczekajcie tylko się ogarnę!- i pobiegła na piętro na górę.
-Eemm, ale co się
dzieje?- Michael pomógł mi wstać na równe nogi.
-Kurwa no jak to co
się dzieje! Para królewska ma jutro ślub więc dzisiaj trzeba się zabawić.
Misiek...- Slash zapalił papierosa- Mówi Ci coś wieczór kawalerski?
-I panieński!-
wtrąciła się Nina. Spojrzałam na Michaela, a on na mnie. Pokręciliśmy głowami
krzywiąc się. I tak to właśnie wyglądało. Żadne protesty ani prośby nie
pomogły. Nie miałam ochoty na szlajanie się po jakiś klubach w ciąży, w dodatku
byłam zmęczona, a jedno czego wtedy chciałam to opierdzielanie się z Michaelem
na kanapie. Niestety zmuszono nas, inaczej nie da się tego nazwać. Nie słuchali
nawet Michaela. Kazali nam założyć tylko jakieś „wystrzałowe ciuszki” i tego
wieczora miałam już nie zobaczyć swojego narzeczonego. Dziewczyny wpakowały
mnie do różowej limuzyny, poważnie. Ostatni raz spojrzałam na Michaela
błagającym wzrokiem, ale on wzruszył tylko ramionami bezsilny i w tym momencie
Saul wciągnął go do drugiej limuzyny.
-Vicki wsiadaj w
końcu. Zobaczysz swojego Romea jeszcze, spokojnie.- Janet pociągnęła mnie za
rękę do środka. I zaczęła się „imprezka”. Byłam im naprawdę wdzięczna, że
zorganizowały to dla mnie, to było urocze. Ale nie moja wina, że nie byłam w
nastroju do świętowania, byłam po prostu zmęczona. Dziewczyny już w limuzynie
otworzyły szampana, mi dały oczywiście bezalkoholowego. Puściły głośną muzykę i
tak minęły nam dwie godziny drogi. Dokąd? Sama nie wiedziałam dokąd mnie
ciągną. W pewnym momencie związały mi oczy jakąś chustą i wyprowadziły z
samochodu śmiejąc się pod nosem. Czułam się jakby ktoś mnie porwał, dosłownie.
-Czy ktoś mi może
powiedzieć gdzie my jesteśmy?- zaczynałam się coraz bardziej irytować.
-Zaraz wszystkiego
się dowiesz, bądź cierpliwa.- usłyszałam głos Diany, westchnęłam tylko. W końcu
odwiązały mi oczy. Rozejrzałam się.
-O cholera...- nie
wierzyłam własnym oczom. Byłyśmy na przeogromnym jachcie.
Tego się nie
spodziewałam... Rzuciłam im się na szyję. Opuściliśmy port, a impreza się
rozpoczęła. Z każdą minutą ta niespodzianka podobała mi się coraz bardziej.
Zapomniałam wspomnieć, że dostałam mnóstwo prezentów i dziewczyny chcąc
sprawdzić moją reakcję kazały mi je rozpakować od razu. Tak więc otoczyły mnie
kółkiem, a ja otwierałam stertę prezentów. Najwięcej dostałam chyba zabawek dla
dzieci i malutkich ubranek, co mega mnie
rozczuliło. Pluszaki, koszulkę z napisem „I Love MJ” - będę miała w czym spać,
dostałam nawet różową koronę, no a potem było już tylko gorzej... najpierw
zaczęło się od wyzywającej bielizny i to nie tylko.
-Boże... na jaką
okazję ja mam niby to założyć?- zaczęłam machać stringami, usłyszałam salwę śmiechu.
-Na noc poślubną!-
powiedziała rozbawiona Carol, pokręciłam tylko głową. To co jednak ujrzałam
potem... ujmę to może jako „zabawki dla dorosłych” i nie chcę tego nawet
komentować. Wariatki, po prostu wariatki. Wybiła w końcu północ, byłam święcie
przekonana, że to już koniec imprezy, ale bardzo się myliłam.
-Mamy dla Ciebie
jeszcze jedną niespodziankę.- Nina z kieliszkiem w ręku podeszła do mnie
uśmiechając się głupkowato. Tak, była pijana.
-Zamknij oczy!-
rozkazała Elizabeth, zaśmiałam się, ale oczywiście zamknęłam oczy. Rozbrzmiała
nieco inna muzyka, taka klubowa. Kiedy moje towarzyszki pozwoliły mi w końcu
otworzyć oczy myślałam, że dostanę zawału.
-No to, która
ślicznotka jest przyszłą panną młodą?- naprzeciwko mnie stał facet. I nie byłoby
w tym nic dziwnego, gdyby nie był stiptizerem. Dziewczyny zaczęły piszczeć i
wskazały na mnie. Facet tylko się uśmiechnął i założył mi na głowę... welon?
Tak to był welon. Byłam w takim szoku, że nie mogłam wydusić z siebie słowa.
Może gdybym była singielką to nie miałabym nic przeciwko, że ociera się o mnie
pół nagi mężczyzna. Był nawet przystojny, ale poczułam tak jakby... wyrzuty
sumienia? Ale oczywiście dziewczyny tak rozkręciły imprezę, że nie byłam już w
stanie siedzieć sztywna jak kołek. Trochę tam się koło niego pokręciłam,
zważając na moją ciążę, nie mogłam zbytnio się wyginać, ale dobre i to. W
pewnym momencie założył czarny kapelusz i białą rękawiczkę na rękę, zaczęłam
się śmiać kiedy zaczął „tańczyć” w stylu Michaela. Chociaż tak naprawdę więcej
łapał się za krocze i kręcił tyłkiem niż tańczył, to i tak całkiem nieźle mu to
wychodziło.
-Bądź moim
Michaelem Jacksonem tej nocy!- krzyknęła Nina wijąc się obok niego jak...
Parsknęłam śmiechem na ten widok. Jakoś specjalnie nie ruszyły mnie jej słowa.
Nie wiem, może dlatego, że była kompletnie pijana? Nasz wspaniały tancerz
znalazł się na stole tym razem z panią Ross i... Jessicą?! Miałam z nich ubaw
po pachy naprawdę. Zaciągnęły na ten stół nawet mnie, Alex zaczęła cykać
zdjęcia. Będzie pamiątka, nie ma co. Oczywiście naszego striptizera trzeba było
odpowiednio nagrodzić więc wszystkie wpychałyśmy mu dolary w majtki. Tej
imprezy z pewnością nie zapomnę nigdy. Bawiłam się świetnie, a to wszystko
przez to, że miałam przy sobie wspaniałe osoby. Cała impreza skończyła się
dopiero około drugiej. Byłam padnięta.
*********
Ciągle nerwowo
zerkałem na telefon w razie czego, jakby Victoria do mnie dzwoniła. Albo odpowiedziała na moje sms-y. Chyba świetnie się bawiła,
bo w ogóle nie mogłem się z nią skontaktować. Gdzie zabrała mnie ta banda
czubków? Do nowo otwartego klubu ze stripizem. Wszędzie gdzie bym nie spojrzał
były roznegliżowane kobiety, które się do mnie wdzięczyły. Czy mi się to
podobało? Może kiedyś tak. Teraz jednak byłem z Victorią i nie podniecały mnie
inne kobiety więc w tym towarzystwie czułem się nieco nieswojo. Żeby nie wyjść
na kompletnego sztywniaka wypiłem dwa piwa.
-Michael odłóż ten
telefon w końcu i zacznij się bawić.- Tom mnie szturchnął.
-Bawię się
przecież.- uśmiechnąłem się. Siedzieliśmy przy stoliku, który przypominał mini
„wybieg” w dodatku była tutaj rura. Zobaczyłem przed sobą nagle jakąś kobietę.
Boże tylko nie to...
-No Jackson
przyprowadziłem Ci panienkę! Popatrz tylko.- Axl wskazał na blondynkę w
krótkiej mini i szpilkach, która zaczęła przede mną tańczyć. Ne wiedziałem
zbytnio co mam zrobić, bo dziewczyna rozkręcała się coraz bardziej do tego
stopnia, że w końcu wylądowała na moich kolanach. Miałem ją tak po prostu
zepchnąć? Jeszcze Slash, który dosłownie wlewał we mnie alkohol. Kiedy poczułem
wibracje telefonu wstałem od stolika i poszedłem do toalety, żeby tam w spokoju
odczytać wiadomość.
Od Vicki: Jackson baw się pajacu, a Victorii daj
teraz spokój! ~ Nina
Zaśmiałem się i
schowałem telefon do kieszeni spodni. Umyłem ręce i wróciłem do mojego
towarzystwa. W głowie miałem „Michael tylko się nie uchlej jak świnia, jutro
jest ślub”. Było to trudne, gdyż alkohol lał się litrami, a wszyscy tylko
mówili „No co Ty, ze mną nie wypijesz? Nie bądź baba”. Znacie to prawda?
Tak więc impreza rozkręcała się coraz bardziej, a ja sam chyba na chwilę
zapomniałem o tym wszystkim i to był błąd...
-Michael musisz z
nią zatańczyć!- no nie sądziłem żeby to był dobry pomysł, ale oczywiście moi
towarzysze nie odpuścili i zaczęli wykrzykiwać moje imię dając mi tym „doping”.
W końcu wylądowałem na „scenie” ze striptizerką i sam nie wierzyłem w to co
wyprawiam. Potem było już tylko gorzej. Wróciliśmy do Neverlandu około trzeciej
w nocy. I mimo, że to ja byłem w najlepszym stanie to i tak czułem jak alkohol
buzuje mi w żyłach. A miało być tylko „trochę”, ale oni nie znają tego słowa.
Jak najciszej się dało dowlokłem się jakoś do sypialni mając nadzieję, że
Victoria już dawno jest w domu i śpi. Na schodach zacząłem się już rozbierać.
Kiedy tylko znalazłem się obok łóżka opadłem na nie zmęczony. Całe szczęście
moja ukochana była już w łóżku i na MOJE SZCZĘŚCIE spała. Położyłem się obok
niej i objąłem ją w talii.
-Piłeś Jackson.- aż
podskoczyłem ze strachu na tym materacu.
-Myślałem, że
śpisz...- wyjąkałem, odwróciła się w moją stronę.
-Nie, czekałam na
Ciebie.
-Jesteś zła?-
mruknąłem.
-Nie, ale najpierw
powiesz mi gdzie byliście i co robiliście.
-No
to...eghem...byliśmy w takim klubie i ogólnie było nudno.- skwitowałem myśląc, że odpuści. Jednak nie...
-Nie kłam. W jakim
klubie?- cholera...Wymruczałem cicho nazwę.
-Co Ty tam
mruczysz? Bo nie słyszę.
-Mhmm, nowo otwarty
klub nocny. I jak było?
-Może być, dupy nie
urywa.
-Były striptizerki?
- chwilę zastanowiłem się nad odpowiedzią.
-Były... Ale ja
tylko tańczyłem z jedną i przysięgam, że nic więcej. Poza tym to chłopaki mnie
zmusili.- zacząłem się gorączkowo tłumaczyć, westchnęła.
-To w sumie dobrze.
-Co? A gdzie wy
byłyście?
-Na jachcie.-
powiedziała rozmarzonym głosem.
-To nie fair...-
rzuciłem obrażony.
-I miałyśmy też
striptizera, nawet tańczył tak jak Ty, ale był tylko marną podróbą, bo i tak
wolę Ciebie.- wtuliła się w moje ramię.
-Nie jesteś na mnie
zła?- zdziwiłem się. Coraz bardziej czułem, że dopada mnie sen.
-Nie, bo jesteśmy
kwita kotku, a teraz do spania, bo jutro ważny dzień.
-Jesteś idealna.-
wyszeptałam zdumiony. Usłyszałem tylko jak śmieje się cicho i całuje mnie w
policzek, odpłynąłem.
********
20 października
1988 roku miał stać się wyjątkowym dniem w naszym życiu, niezapomnianym. I niezaprzeczalnie
tak było... Bo złe wspomnienia z tego dnia chyba na zawsze zagoszczą w mojej
głowie.
-Jak tam boli
główka? Jest kacyk?- powiedziałam wpatrując się w skrzywioną twarz Michaela z
samego rana.
-Ładnie mnie witasz
kochanie.- mruknął rozciągając się- Powiem Ci, że czuję się wspaniale.-
podniósł się i syknął łapiąc się za głowę, zaczęłam się śmiać.
-Trzeba było tyle
nie pić.
-Nie piłem dużo...-
schował twarz w poduszkę.
-Nie nooo wcale.-
przedrzeźniałam go. Podniósł rękę i zaczął mnie normalnie macać. Zaczął od
brzucha. Zastanawiałam się czego „szuka”. Swoją „wędrówkę” zakończył na mojej
piersi. Parsknęłam śmiechem.
-Nie za wygodnie
Ci?
-Bardzooo
wygodnie.- wymruczał przyciągając mnie do siebie. Przymknęłam oczy i
uśmiechnęłam się przytulając się do niego, dał mi buziaka. Ta piękna chwila
spokoju jednak nie mogła trwać długo. Nagle drzwi do naszej sypialni się
otworzyły. Oderwaliśmy się od siebie natychmiast. W progu stali Nina i Slash. O
dziwo był trzeźwy, a to rzadki widok o tej godzinie.
-Co wy jeszcze
robicie w łóżku?- spytała moja przyjaciółka.
-Eeee...
-No jak to co?
Jackson pewnie myślał, że zdąży bzyknąć zanim mu królową porwiecie.- rzucił
Saul, Michael spiorunował go spojrzeniem.
-Porwiecie?-
spytałam zdezorientowana.
-Noo przecież
trzeba Cię do ślubu przygotować. Ciebie zresztą też.- wskazała na Michaela.
-Sami się
przyszykujemy.- odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
-Bez pierdolenia mi
tu. Za pięć minut na dole, w nocy się pogrzmocicie.- rzucił Slash i oboje
wyszli. Spojrzałam na Michaela i po chwili oboje wybuchliśmy śmiechem. Jak mus
to mus. Wstaliśmy w końcu i szybko się ubraliśmy. Zeszliśmy do kuchni, w której
na szczęście nikogo nie było. Od razu dopadłam się do lodówki i po chwili
pałaszowałam sernik z dużą ilością bitej śmietany.
-Ciasto na
śniadanie?- Michael się zaśmiał widząc jak wcinam bez opamiętania - uroki
ciąży.
-No chhioo?-
spytałam nie wiedząc o co mu chodzi z pełną buzią.
-Nic, masz śmietanę
na twarzy.
-Gdzie?- podszedł
do mnie blisko i złapał za mój podbródek.
-A tu.- powiedział
i zlizał z moich ust bitą śmietanę, uśmiechnęłam się i przyciągnęłam go do
siebie za kołnierz koszuli.
-No, no ładne
widoki.- oderwaliśmy się od siebie, koło nas stała uśmiechnięta Ashley. Co
tutaj robi moja siostra? Odsunęliśmy się od siebie.
-Wy już tutaj?
Gdzie rodzice?
-Witają się ze
wszystkimi. Tak w ogóle to cześć.- podeszła do nas i przytuliła. Nie poznawałam
jej, a już zwłaszcza zaskoczyła mnie jej wylewność w stosunku do Michaela.
Trochę za długo się do niego kleiła... A może tylko mi się wydawało? Do kuchni
wpadła Jessica.
-Victoria nie
mogłaś się oprzeć temu ciastu, prawda?- pokręciłam głową.
-No, ale widzę, że
już się najadłaś, więc możemy iść.- spojrzałam na Michaela.
-Ale...
-A Ty nie wiem co
jeszcze tutaj robisz, na górę, ale już. Chłopaki na Ciebie dawno już czekają.
Ślub za trzy godziny, a wy co żarty sobie stroicie?- mój narzeczony tylko
spuścił wzrok drapiąc się po głowie i wymaszerował z kuchni. Zaczęłam się
śmiać.
-A Ty co się
chichrasz?- momentalnie przestałam... Jess zabrała mi talerz z ciastem,
klepnęła w tyłek i zaprowadziła to jednego z pokoju, gdzie czekała na mnie już
cała ekipa. Po trzech godzinach męki, byłam gotowa. Idealny makijaż, pokręcone
włosy, które swobodnie opadały mi na ramiona. Nie lubiłam nigdy ich związywać.
No i biała suknia jak z bajki. W tym momencie sama musiałam przyznać, że wyglądałam
jak księżniczka. Michael nie widział jeszcze mojej sukni więc byłam bardzo
ciekawa jego reakcji. Mama założyła mi na głowę welon. Uśmiechnęłam się.
Spojrzałam na moje przyjaciółki, siostrę i mamę. Wszystkie uśmiechały się od
ucha do ucha i wpatrywały się we mnie jak w obrazek.
-Mamo błagam tylko
nie płacz.- wybuchła płaczem, przerzuciłam oczami. Ścisnęła mnie mocno. No
dobra, tak naprawdę to... też mi się łezka zakręciła.
-Wyglądasz tak
prześlicznie. Nawet nie wiesz jak cieszę się Twoim szczęściem.- uśmiechnęłam
się w odpowiedzi i pogłaskałam ją po plecach. Westchnęła i z trudem oderwała
się ode mnie.
-Myślicie, że
spodobam się Michaelowi?- spytałam okręcając się. Wiem, zabrzmiało to jakbym
szła z nim na pierwszą randkę, ale po prostu chciałam dobrze wyglądać. W końcu
to nasz ślub, wyjątkowy dzień, dzień, który zdarza się raz w życiu. A nie wiem czy będąc w ciąży można dobrze wyglądać...
-No jeszcze się
pytasz! Jackson to Cię wzrokiem rozbierze zanim dojdziesz do tego ołtarza.-
Nina jak zwykle umiała podnieść mnie na duchu, zaczęłyśmy się śmiać. Do pokoju
wszedł nagle Slash, zrobił wielkie oczy kiedy mnie zobaczył i podszedł do mnie
z bananem na twarzy.
-No królowo!-
zagwizdał- Aż mi stanął.- szturchnęłam go łokciem. Debil.
-Ogólnie to już
wszystko gotowe, czekamy tylko na Ciebie.
-Okej.. To dajcie
mi tylko chwilę, zaraz zejdę na dół.- wszyscy tylko pokiwali głowami i po
chwili zostałam sama.
Tak, to był ten
moment kiedy zaczęłam się denerwować. Czym? Sama nawet nie wiem, do tego
oczywiście doszły jakieś głupie wątpliwości. Większość tych „objawów” to
zapewne przez moje hormony, które od początku mojej ciąży dawały mi się we
znaki. Michael czekał już na mnie przy „ołtarzu”, a ja dalej stałam przed
lustrem i wgapiałam się w swoje odbicie.
Czy dobrze robię?
Czy jestem pewna na co się piszę wychodząc za niego? Czy... nam się uda? Od
rana miałam złe przeczucie i wręcz nosem czułam, że coś się święci. Nie wiem
skąd we mnie te negatywne myśli, ale po prostu... bałam się. Że coś się
spieprzy tego dnia. Westchnęłam głęboko. Wiem, że sama siebie nakręcałam, ale
nie potrafiłam inaczej skoro miałam to cholerne przeczucie, które nie dawało mi
spokoju.
-Będzie dobrze,
będzie dobrze...- mruczałam ciągle pod nosem. Wzięłam kilka wdechów i
postanowiłam opuścić w końcu sypialnię i udać się na dół, gdzie powinien czekać
na mnie tata, który miał mnie zaprowadzić do „ołtarza”. Aż się dziwię, że
przyszedł na nasz ślub, a co dopiero, że zgodził się na to. Chyba po prostu nie
chciał sprawić mi przykrości, albo mama znowu mu nagadała.
Chwyciłam materiał
mojej sukni w dłonie i zdecydowanym krokiem ruszyłam do drzwi. Jakie było moje
zdziwienie, kiedy nie mogłam ich otworzyć. Po prostu. Jakby były zamknięte, od
drugiej strony. Zaczęłam nerwowo szarpać za klamkę. Wiedziałam! Ja czułam, że
coś się dzisiaj wydarzy. Cała trzęsąc się zaczęłam rozglądać się po całej
sypialni. Mogłabym do kogoś zadzwonić, ale nie było tutaj żadnego telefonu! W
drzwiach nie było klucza - co też było dziwne. Mogłabym krzyknąć z okna, ale
cała ceremonia miała odbyć się w ogrodzie więc na pewno nikt by mnie stamtąd
nie usłyszał. Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy. To jest na pewno podstęp... Ktoś musiał
mnie tutaj zamknąć specjalnie. Przecież wszyscy wiedzieli, że szykuję się właśnie
w tym pokoju! Więc to musiał być ktoś, komu zależy na moim nieszczęściu... Ale
przecież zaprosiliśmy samą rodzinę i najbliższych przyjaciół. Kto obcy mógłby
się włamać do Neverlandu niezauważony? Zsunęłam się po drzwiach, poczułam jak
łzy spływają po moich policzkach. Kto mógł być tak podły i zniszczyć mi
najpiękniejszy dzień w życiu?! Jakim prawem?! Do głowy w tym momencie przyszła
mi tylko jedna osoba...
*******
Kochani nie wiem
czy w ogóle powinnam wstawiać tutaj ten rozdział, bo jest do dupy i nie jestem
z niego wgl zadowolona. Miał być zajebisty, DŁUGI, a wyszedł chujowy po prostu. Nie
wstawiałbym go, ale nie chciałam robić takiej długiej przerwy ZNOWU. Dużą
część pisałam na siłę, dlatego myślę, że
wyszło tak... Choć początek też wcale mnie nie zadowala.
Mimo wszystko,
jestem z siebie dumna, że go wgl dokończyłam, bo... zmarła mi właśnie bliska
osoba, do tego doszły inne problemy i wiecie... jedyne co w ostatnim czasie
dobrze mi wychodziło to wkurwianie się ;)
Oceńcie ten
powyższy szajs. Chociaż wcale nie zdziwię się jak znowu nie będzie prawie
żadnych komentarzy, naprawdę. Przepraszam za mój przygnębiający nastrój, ale
nie potrafię być w tym momencie wesoła, bo ten rozdział to DNO XD Wgl to
przepraszam, że skończyłam w takim momencie, ale musiałam :( stwierdziłam, że
tak będzie najlepiej. Za to w następnym wszystko się wyjaśni więc spokojnie.
Mam nadzieję, że
następny rozdział wyjdzie mi o niebo lepiej. Bo jak ostatnio szło mi
zajebiście, tak teraz wszystko się zjebało. Ps: Przepraszam za słownictwo.
Na końcu chciałabym
polecić Wam bloga, mojej kochanej Oliwii.
O to link do niego: http://real-love-never-pass.blogspot.com/
Ta dziewczyna w
ostatnim czasie bardzo mnie wspiera, a do tego mamy wspólną pasję, którą jest
pisanie właśnie :) Opowiadanie jest cudowne, naprawdę ręczę za nie. Wszystko
dopiero się rozkręca, a ta młoda osóbka daje z siebie wszystko więc doceńcie i
jej ciężką pracę nad blogiem (i książką na Wattpadzie) i wpadnijcie tam ;)
Pozdrawiam Basia
<3
Hej kochana ❤️
OdpowiedzUsuńTy mi tu nie pierdol, że rozdział to dno. Jest zajebisty! Jak zawsze zresztą ❤️ Nie powiem, uśmiałam się na tych ich 'zabawach' ���� Kochana naprawdę napisałaś super i nie myśl, że jest inaczej �� Masz talent i tyle ��
Dziękuję za dedyka �� Wiesz, że mam gorsze dni ostatnio, a jakoś mnie znosisz ❤️ Jesteś naprawdę przecudowna ����
Buziaki ��
Nie gadaj bzdur ten rozdzial jest zajebisty. Zycze weny.
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńNo witaj, Kochanie 😁😘 Zacznę od tego, że rozdział jest... BOSKI 😍 Mam tylko wrażenie, że wyszedł jakiś krótki jak Na Twoje możliwości, no ale nie ważne 😁 Czyli będą bliźniaki?! Boże, podwójne szczęście 😍 Ja już widzę Michaela, trzymającego na jednym ramieniu córkę, a na drugim syna 😁 Co do wieczoru kawalerskigo i panieńskiego... Widzę, że Vicki nieźle się bawiła, wkładając hajs w majtki striptizera 😂 Z resztą, Jackson wcale nie był lepszy z tą striptizerką... No, ale Slash jak zwykle bije wszystkich na głowę 😜 Kocham gościa normalnie 😍 Jest tak zboczony, że czuję, że byśmy się dogadali 😂😜 Chociaż, szczerze mówiąc, myślałam, że z tych wieczorów wyniknie jakaś afera, scena zazdrości, czy coś takiego... Na szczęście, wszystko było idealnie ❤ No, prawie... Kto mógł zamknąć Vicki w sypialni?! Czy tylko ja mam wrażenie, że Madonna maczała w tym swoje obrzydliwe, szponiaste paluchy? 😒 No, ale w sumie to nie jest do końca w jej stylu. Ona pewnie próbowała by dosypać coś do drinka panny młodej, zagrozić jej ciąży, czy coś takiego. Przecież zamknięcie w sypialni to jeszcze nie koniec świata. Mogę się założyć, że zaczną szukać Victorii i w końcu ją stamtąd wydostaną. Co więcej, to na pewno będzie Mike, dla którego od razu rzuci się w ramiona i zacznie szlochać w rękaw 😜 Ja już wszystko wiem 😈😂 Tylko ciekawe, czy moje przypuszczenia okażą się prawdziwe... Weny, Kochana, czekam na nexta i zapraszam Cię na swój rozdział 😁😘❤❤❤
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział ❤❤
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńNo pisz ten rozdzial
OdpowiedzUsuńXDDDDD
UsuńHej, powieść najlepsza. Moje ulubione fanfiction o MJ. Mam trochę pytanie, trochę prośbę. Czy mogłabym zekranizować ,,Every love lats as long as it deserves?
OdpowiedzUsuńPS. Kiedy napiszesz część 47?