Witam
kochani! :D
Przepraszam,
że tak późno xD ale na początku pisanie szło mi trochę opornie,
później już było z górki. A do tego, chyba...z dwie strony
rozdziału mi się usunęły i to z mojej własnej głupoty więc
musiałam napisać ten fragment od nowa -.- Dzisiaj znów dedykuję
rozdział Oliwii <3 Specjalnie dla Ciebie, wstawiam o drugiej w
nocy xD Ty marudo moja kochana ;* Bez
zbędnego pierdzielenia, zapraszam do czytania :D
******
Co
chwilę rozglądałem się nerwowo na boki, wzrokiem wypatrując
Victorii, która na marginesie powinna już dawno pojawić się obok
mnie. W tym momencie pomyślałem, że może... się rozmyśliła?
Wiem, że to głupie. Przecież mnie kocha, wiem to, ale... coś
musiało być na rzeczy.
-Na
pewno coś się stało.- szepnąłem Saul'owi na ucho, który był
moim drużbą. Nie komentujcie mojego wyboru, błagam.
-Kurwa
no ja nie wiem... przecież osobiście u nie byłem i powiedziała,
że zaraz przyjdzie tylko chce pobyć chwilę sama.- westchnął- Ale
Jackson spokojnie, raczej sprzed ołtarza Ci nie spierdoli. Już za
późno.- zaczął się śmiać, spojrzałem na niego z politowaniem.
Ten to potrafi pocieszyć człowieka. Byłem coraz bardziej
zdenerwowany i widziałem, że goście również się niecierpliwili,
nie wspominając o księdzu, który miał udzielić nam sakrament
małżeństwa. Czułem w powietrzu, że wydarzy się coś złego.
-Ashley,
zobaczysz co z Victorią?- zwróciłem się do jej siostry, która
stała obok mnie. Była jej druhną. -Jasne.-
uśmiechnęła się do mnie i po chwili zniknęła mi z oczu.
Zauważyłem, że goście zaczynają szeptać między sobą i ogólnie
zrobiło się małe zamieszanie. Dzień był ogólnie upalny, a ja z
nerwów już cały się gotowałem. Minęło parę minut i w końcu
się pojawiła. Ale nigdzie nie było Ash, to dziwne... W tym
momencie rozbrzmiał marsz weselny, wszyscy wstali i obrócili się
za siebie. Spojrzałem błagalnie na Ninę, od razu wiedziała o co
chodzi. Przekazała dziecko swojemu chłopakowi i szybko stanęła na
miejscu druhny. Uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością co
oczywiście odwzajemniła. Spojrzałem przed siebie. Victoria szła
wolno w moim kierunku prowadzona przez swojego ojca. Miała welon na
twarzy więc nawet nie mogłem jej zobaczyć. Czułem rosnące we
mnie podekscytowanie, ale dalej się stresowałem. Niepokój wcale
mnie nie opuścił. Po prostu... coś mi tutaj wyraźnie nie
pasowało. Starałem się jednak o tym nie myśleć i odłożyć te
negatywne myśli na bok. Moja narzeczona stanęła w końcu
naprzeciwko mnie. Jej ojciec podał mi jej dłoń i poklepał mnie po
ramieniu. Widziałem wzruszanie w jego oczach, wiedziałem, że to
było dla niego trudne, bo w końcu za mną nie przepadał, a
Victoria jest jego oczkiem w głowie. Cały czas uśmiechałem się
do mojej przyszłej żony, nie odrywałem od niej wzroku nawet na
moment. Pomimo tego, że miała zakrytą twarz czułem jak wpatruje
się we mnie. Ująłem jej dłoń i ucałowałem jej wierzch. Jej
dłonie były strasznie zimne, jak nigdy. Ale nie przejmowałem się
tym. Stanęliśmy naprzeciwko księdza, a cała ceremonia się
rozpoczęła.
-Moi
drodzy. Zebraliśmy się tu dziś po to, by połączyć więzłem
małżeńskim Michaela Josepha Jacksona oraz Madonnę Louise Ciccone.
Zatem...- oczy aż wyszły mi na wierzch.
-Słucham?!-
przerwałem natychmiast księdzu.
-Michael?!-
na dźwięk tego głosu natychmiast odwróciłem się za siebie. Parę
metrów od nas stała przerażona... Victoria?! Co tu się do cholery
dzieje?! Spojrzałem na kobietę obok siebie i jak najszybciej
zerwałem jej z twarzy welon. Doznałem
po prostu szoku. To była Madonna we własnej osobie. Odwróciłem
się natychmiast w stronę Victorii. Była cała blada, nagle po
prostu... zemdlała. Poczułem jak ziemia usuwa mi się spod nóg.
Nikt nie śmiał się odezwać, wszyscy byli w totalnym szoku. Potem
wszystko działo się szybko. Nie miałem czasu nawet na to, żeby
sprzeczać się z moja byłą dziewczyną, która śmiała jeszcze ze
mną dyskutować. Całe szczęście moi ochroniarze szybko się nią
zajęli. Mimo jej krzyków i sprzeciwów wyprowadzili ją stąd.
Nawet nie słuchałem jej gróźb. Miałem ją w dupie. Teraz
najważniejsza była dla mnie Victoria, momentalnie znalazłem się
przy niej. Próbowałem ją ocucić, ale nic z tego. Zrobiło się
jedno wielkie zbiegowisko, wszyscy byli przerażeni i nie wiedzieli
co się dzieje. Kazałem komuś zadzwonić po mojego lekarza, a sam
wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu. Oddychała, ale
nierównomiernie i była bardzo blada. Ułożyłem ją na łóżku i
usiadłem obok niej, chwytając za jej dłoń. Do pokoju weszła
Janet.
-I
jak?
-Dalej
nic...- powiedziałem drżącym głosem. Tak bardzo się o nią
bałem, miałem tylko nadzieję, że doktor szybko tutaj dotrze. Nie
zniósłbym myśli gdyby coś stało się jej, albo dzieciom. Nie
wybaczyłbym sobie tego nigdy.
-Janet
błagam zajmiesz się wszystkim? Ja nie mam teraz do tego głowy.
-Oczywiście.-
podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
-Będzie
dobrze Piotrusiu.- westchnąłem powstrzymując łzy napływające mi
do oczu.
-I
proszę nie wpuszczaj tu nikogo.
-Dobrze.-
oderwała się ode mnie i wyszła. Przeniosłem wzrok na moją
ukochaną. To wszystko moja wina... Miałem zrobić z tym porządek i
co? I Madonna po raz kolejny próbowała zrujnować mi życie.
Przecież z tego ślubu zrobił się jakiś cyrk! Nie wiem jak mogłem
na to pozwolić... Trzeba było lepiej wszystkiego dopilnować. Jak
ona w ogóle tutaj weszła?! Jakim prawem?! Kto ją wpuścił?
Ukryłem twarz w dłoniach, byłem niesamowicie zły i zrozpaczony.
Poczułem nagle dotyk na ramieniu. Zabrałem ręce z twarzy. Victoria
się obudziła.
-Boże,
tak się o Ciebie bałem.- przytuliłem ją natychmiast. Poczułem
jak momentalnie zaczyna drżeć.
-Wybacz
mi kochanie, że nie dopilnowałem wszystkiego. Nie sądziłem, że
ona pojawi się na naszym ślubie. Nawet nie wiedziałem, że to ona!
Przepraszam... to wszystko przeze mnie.- usłyszałem jak cicho
szlocha, ściskając w dłoniach materiał mojej białej marynarki.
-Ona...ooona...za..mknęła
mnie... w sypialni.. To...to na pewno była ta... zdzira.- zaczęła
się wręcz trząść- Michael ja mam tego dość.- zaniosła się
głośnym płaczem. Boże, co ja mam teraz zrobić?
-Kotku
proszę Cię, nie możesz się teraz denerwować.- ułożyłem dłoń
na jej brzuszku.
-Wiem,
ale... nie potrafię inaczej.. Ta wiedźma zniszczyła mi
najpiękniejszy dzień w życiu i...znowu chciała mi Ciebie
odebrać.- nie wiedziałem już jak mam ją uspokajać, bo z każdą
minutą płakała coraz bardziej. Rozumiałem ją, sam
powstrzymywałem łzy. Ale nie mogłem patrzeć jak cierpi, bolało
mnie serce. Na moje szczęście mój lekarz w końcu pojawił się w
Neverlandzie. Janet przyprowadziła go do naszej sypialni. Kiedy nas
zobaczył, był bardzo zdziwiony. No tak, ja w białym garniturze, a
Victoria w sukni ślubnej do tego cała roztrzęsiona i zapłakana,
ale nie zadawał żadnych zbędnych pytań, za co byłem mu
wdzięczny. Otworzył swoją skórzaną torbę i spytał:
-A
więc co się stało?- widząc, że Victoria chyba nie chcę się
zbytnio odzywać, wyręczyłem ją.
-Victoria
zemdlała. Właśnie obudziła się przed pana przyjazdem.- pokiwał
głową.
-Jak
się pani czuje?- zwrócił się już bezpośrednio do niej.
-Fizycznie
źle, psychicznie jeszcze gorzej.
-Proszę
się nie denerwować.- uśmiechnął się do niej delikatnie.
-Jest
pani w ciąży, prawda?
-Tak.
-Który
to miesiąc?
-Piąty.
-Dobrze,
a więc dam pani najpierw zastrzyk na uspokojenie, bo cała się pani
trzęsie...- mruknął. Vicki spojrzała na niego przerażona
ściskając jeszcze mocniej moją rękę.
-Spokojnie,
nie będzie bolało.- zapewnił widząc jej minę. Założył białe
rękawiczki, wyjął strzykawkę i napełnił ją jakąś białą,
przezroczystą substancją.
-Doktorze,
a czy To jest bezpieczne?
-Oczywiście
Michael.- kiedy doktor Morris robił zastrzyk mojej ukochanej, ta
zacisnęła szczękę i odwróciła twarz w drugą stronę.
Nienawidziła zastrzyków, od samego patrzenia robiło jej się
słabo. Chwilę potem było już po wszystkim, Vicki odetchnęła z
ulgą.
-Boli
panią głowa bądź brzuch?
-Teraz
nie, ale zanim zemdlałam poczułam skurcz.
-Pozwoli
pani, że panią zbadam?
-No
dobrze...- doktor wyciągnął słuchawki z torby. Kiedy osłuchał
moją… narzeczoną, spojrzał na nas i się uśmiechnął.
-Wszystko
w porządku. Kiedy była pani ostatnio na wizycie kontrolnej?
-Tydzień
temu.
-Dobrze,
proszę tylko tego nie zaniedbywać. Przede wszystkim ograniczyć
stres, który podejrzewam był tutaj głównym powodem pani omdlenia.
Proszę się tylko zdrowo odżywiać, przebywać dużo na świeżym
powietrzu i nie przemęczać się. No chyba, że mówimy tutaj o
innym rodzaju ruchu fizycznego.- powiedział chcąc rozluźnić
trochę atmosferę co nie wątpliwie mu się udało, bo oboje
uśmiechnęliśmy się nieśmiało.
-Doktorze
dziękuję za wszystko.- powiedziałem kiedy ten opuszczał naszą
sypialnię.
-Nie
ma za co Michael. Dbaj o żonę i trzymaj się.- uścisnął moją
dłoń.
-Do
widzenia pani Jackson.
-Do
widzenia...- spuściła wzrok. No tak, doktor pewnie myślał, że
jesteśmy po ślubie. Wyszedł, a my w końcu zostaliśmy sami.
Wróciłem na łóżko i złapałem Vicki za rękę.
-Skarbie
potrzebujesz czegoś, jesteś głodna?
-Tak,
potrzebuję Ciebie.- szepnęła. Mimo, iż była już spokojna, to na
jej twarzy cały czas gościł głęboki smutek. Uśmiechnąłem się
delikatnie i położyłem się obok otulając ją szczelnie
ramionami. Zacząłem nucić melodię Liberian Girl głaszcząc
Vicki po włosach. Zaledwie po paru minutach usłyszałem jej
spokojny miarowy oddech. Zasnęła. To może nawet dobrze… musi
odpocząć po tym okropnym dniu. Jak najdelikatniej potrafiłem
wyswobodziłem się z jej objęć i wstałem z łóżka. Poszedłem
do łazienki i od razu chwyciłem opakowanie tabletek uspokajających.
Może nie było tego po mnie widać, ale w środku cały kipiałem ze
złości. Bardzo cicho opuściłem naszą sypialnię i
ruszyłem w poszukiwaniu George’a. W całym domu panowała cisza, a
wszystkie dekoracje zniknęły. Janet wszystkim się zajęła, byłem
jej ogromnie wdzięczny. Znalazłem w końcu ochroniarza jak i mojego
przyjaciela w garażu.
-Musimy
poważnie porozmawiać.- westchnął na dźwięk mojego głosu i
odwrócił się w moją stronę.
-Kto
ją tu do cholery wpuścił?- George nie spieszył się zbytnio z
odpowiedzią.
-Tylko
nie kłam.- powiedziałem kiedy zobaczyłem jak błądzi wzrokiem
po ścianach.
-Josh…
-To
możesz mu powiedzieć, że właśnie stracił pracę.
-Michael
zanim się uruchomisz, posłuchaj.- westchnął.
-Zamieniam
się w słuch.- oparłem się o maskę samochodu i spojrzałem na
niego wyczekująco.
-Rano
do Neverlandu przyjechała ekipa dekoratorów, żeby ustroić dom i
tak dalej. Jakaś kobieta, która wylegitymowała się jako Margaret
Creig powiedziała, że jest „szefową” i ma niby wszystkiego
dopilnować. Wiesz, że ja bym ją poznał od razu po głosie! A na
bramie stali Josh i dwóch młodych, przecież oni jej w życiu na
żywo nie widzieli tym
bardziej jej nie poznali, bo miała „kamuflaż”
i wpuścili ją. Jak się potem okazało, Madonnę...- westchnąłem.
-Czy
Ty wiesz co ta...- urwałem
szukając odpowiedniego słowa.
-Suka,
nie krępuj się, masz prawo.
-Czy
Ty wiesz co ta idiotka zrobiła?
-Oprócz
tego, że rozjebała Wam ślub? Nie.
-Zamknęła
Victorię w sypialni!- spojrzał na mnie zszokowany.
-George
to już kurwa nie jest zabawne. Ja nawet we własnym domu nie jestem
bezpieczny! Nie wspominając o Victorii. Madonna mi nawet groziła na
rozdaniu Grammy, powiedziała, że zrobi coś Vicki, jeśli…
-Jeśli
co?
-Jeśli
się z nią nie prześpię.- spuściłem wzrok czekając na reakcję
mężczyzny, po chwili zaczął się śmiać.
-Człowieku
Ty masz przejebane z tymi babami. No oprócz Victorii, bo ona jedyna
jest w porządku.
-No
co Ty nie powiesz…- mruknąłem.
-Mike,
mi się wydaję, że ona nie chcę dosłownie Ciebie, tylko usilnie
dąży do tego, żeby Cię zniszczyć i Twoje życie przy okazji.
-I
jak na razie świetnie jej to idzie… Boże ja nie wiem już co
robić. Chcę, żeby ta kobieta dała mi wreszcie spokój.
Załatwiłbym ją już dawno, ale nie jestem aż takim gnojem, żeby
zlecić pobicie byłej dziewczyny.
-No
tego bym nie radził… Może trzeba po prostu iść z tym na
policję.
-I
co im powiem? Przepraszam, ale czy możecie coś zrobić, bo moja ex
mnie prześladuje? Mam zrobić z siebie barana?- wywrócił oczami.
-No
na pewno nie możesz zgodzić się na jej propozycję. Nawet
jeśli byś to zrobił to ona i tak nie odpuści i będzie zatruwać
Wam życie. A poza tym, gdyby Victoria się dowiedziała… ona by Ci
tego nigdy nie wybaczyła Michael. To byłby koniec waszego związku.-
przełknąłem nerwowo ślinę. Te słowa uderzyły we mnie dość
mocno.
-Nawet
o tym nie pomyślałem...- mruknąłem wpatrując się w swoje buty.
To nie prawda. Myślałem o tym. Tak wiem, jestem totalnym kretynem…
Po prostu szukałem dobrego rozwiązania, chciałem to wreszcie
zakończyć, raz na zawsze.
-George
mógłbyś coś dla mnie zrobić?
-No
jasne.
-Wyjeżdżamy,
a raczej… wylatujemy.
-Ale
gdzie, kiedy, jak?
-Ja
z Victorią, za tydzień. Na Kubę, dokładnie na cały… miesiąc.
-Podróż
poślubna?- wyszczerzył się.
-Coś
w tym stylu. Musimy po prostu odpocząć oboje.
-Bardzo
dobry pomysł.
-Zorganizujesz
wszystko? Chciałbym również,
żebyś nam towarzyszył, najlepiej jeszcze Lucas i Robert. Jesteście
najlepsi. Poza tym nie chcę brać ze sobą tych młodych baranów,
bo to ja będę musiał ich pilnować, a nie oni mnie.- zaśmiał
się.
-Nie
ma sprawy, wszystko załatwię.
-Dziękuję.-
poklepał mnie po ramieniu.
******
Minął
tydzień od naszego ślubu, który tak naprawdę się nie odbył.
Wkręciłam się oczywiście w wir pracy, żeby jakoś o tym
zapomnieć… na próżno, bo ciągle wszystko siedziało mi w
głowie. Mój gniew nie zmalał ani trochę. W środku byłam jedną
wielką bombą, zaś na mojej twarzy gościł tylko smutek, którego
nie byłam już w stanie dusić w sobie i nawet starania Michaela nie
pomogły. Wiem, że chciał dobrze… ale nic nie było w stanie mnie
w tym momencie uszczęśliwić. Byłam załamana.
W
niedzielę, kiedy wróciłam po południu do domu ze spotkania z
przyjaciółkami, zastałam mojego narzeczonego w salonie, który
chyba na mnie niecierpliwie czekał, bo kiedy tylko mnie ujrzał
podleciał do mnie cały w skowronkach. Jego uśmiech sprawiał, że
chciało mi się żyć.
-Skarbie
musimy porozmawiać.- powiedział kiedy oderwał się ode mnie.
Poprowadził mnie na kanapę i usadził na swoich kolanach.
-Michael
popękają ci kolana, jestem ciężka jak słoń.- mruknęłam.
-Nie
prawda.- cmoknął mnie w policzek. Naprawdę nie chciałam zrobić
mu krzywdy, przecież on był taki chudziutki, a ja przytyłam aż
dziesięć kilo. No, ale do niego można mówić jak do ściany.
-A
więc co się takiego stało?
-Nic
się nie stało, tylko pomyślałem o tym, żebyśmy...- urwał jakby
bał się coś powiedzieć- wzięli ślub.- odsunęłam się od
niego.
-Mhm
już chcieliśmy wziąć ślub. I co z tego wyszło? Wielkie gówno.-
prychnęłam. Nie żebym wcześniej miała dobry humor, ale teraz to
już w ogóle miałam ochotę zamknąć się w sypialni i ryczeć w
poduszkę, kiedy tylko przypomniałam sobie tamten dzień…
-Wiem…
ale teraz może być inaczej.- westchnęłam. Nie byłam przekonana
co do tego pomysłu.
-Kiedy?
-Dzisiaj.
-Co?!-
spojrzałam na niego zszokowana.
-No
normalnie dzisiaj, teraz.
-Ale
Michael jak Ty to sobie wyobrażasz? Trzeba sprosić całą rodzinę
znowu, przygotować wszystko…
-Weźmy
cichy ślub, bez nikogo. Tylko my i ksiądz. Wtedy popełniliśmy
błąd, za dużo ludzi o tym wiedziało. Wiem, że pewnie chciałabyś
normalny, huczny ślub. Pewnie marzysz o tym jak każda kobieta,
ale...- spuścił wzrok, podniosłam jego podbródek.
-Nie
prawda, nie jestem jak każda typowa kobieta. Nie zależy mi na tym,
żeby wszyscy się mną zachwycali i abym była w centrum uwagi.
Jedyne czego w tej chwili pragnę to poślubić Ciebie, nie ważne w
jakich okolicznościach.- na jego twarzy od razu zagościł szeroki
uśmiech czym zaraził i mnie.
-Ale
gdzie to miało by się wszystko odbyć?
-To
niespodzianka. Już wszystko jest przygotowane.
-Skąd
wiedziałeś, że się zgodzę?
-Nie
miałaś innego wyjścia.- wyszczerzył się. Z każdą minutą
przekonywałam się coraz bardziej do tego wszystkiego. Michael mile
mnie tym zaskoczył. To może nawet lepiej, że weźmiemy cichy ślub?
Przynajmniej będziemy mieć spokój i w ciszy nacieszymy się po
prostu sobą. Tak więc postanowiłam się jakoś przyszykować, mimo
że oprócz nas i księdza miało nie być nikogo, chciałam wyglądać
dobrze, w końcu to nasz ślub.
Zrobiłam
delikatny makijaż, rozpuściłam włosy, które były dzisiaj
niezwykle proste i założyłam, białą sukienkę na cienkich
ramiączkach, która sięgała mi do kostek. Może nie wyglądała
jak moja ślubna i była skromna, ale za to piękna w swojej
prostocie. Kiedy byłam już gotowa zeszłam na dół gdzie czekał
na mnie Michael. Wyglądał cudownie, jak anioł. Białe obcisłe
spodnie idealnie podkreślały… wszystko, a do tego dopasowana,
również biała koszula i te jego urocze loki, które co chwila
wpadały mu do oczu. Wsiedliśmy do samochodu i udaliśmy się w
nieznanym mi kierunku. Po niecałych dwóch godzinach już wiedziałam
gdzie jesteśmy.
-To
nasza plaża!- krzyknęłam kiedy tylko wysiedliśmy z samochodu,
Eddie został w środku. Poczułam jak Michael obejmuje mnie od
tyłu.
-Kocham
Cię.- wyznałam z uśmiechem przytulając się do niego.
-Ja
Ciebie też, a teraz chodź.- złapał mnie za rękę i ruszyliśmy
dalej. Dokładnie udaliśmy się do „naszego miejsca”, tam gdzie
Michael mi się oświadczył. Czekał tam na nas już ksiądz, nie
wiem skąd wziął się tutaj przed nami, ale to na pewno zasługa
Michaela. Ale i tak to co zobaczyłam przed sobą, kompletnie
odebrało mi mowę i zaprało dech w piersiach.
Spojrzałam
na Michaela.
-Podoba
Ci się?- zagryzł wargę.
-To
jest cudowne...- wyszeptałam i rzuciłam mu się na szyję. Zadbał
o wszystko.
-To
i tak nie wszystko, ale resztę niespodzianki zobaczysz potem.-
uśmiechnął się tajemniczo, a ja już nie dociekałam.
Przywitaliśmy się z księdzem i zaczęło się. Chyba Michael
musiał maczać palce w tym co mówił do nas duchowny, bo było to
zaskakująco krótkie kazanie.
-Widzę,
że bardzo się niecierpliwicie więc przejdziemy już do rzeczy.-
uśmiechnął się do nas, a Michael wyjął z kieszeni pudełeczko,
w którym znajdowały się dwie złote obrączki. Nie widziałam ich
wcześniej, były przepiękne.
-Czy
Ty, Michaelu Josephie Jacksonie bierzesz sobie tu obecną Victorię
Amandę Lancaster za żonę i ślubujesz jej miłość wierność, i
uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuścisz jej aż do
śmierci?- nie spuszczaliśmy z siebie wzroku nawet na moment, to
była cudowna chwila.
-Tak.-
powiedział bez zastanowienia. Poczułam jak w oczach zbierają mi
łzy. Chwycił moją dłoń i wsunął mi na palec obrączkę, w tym
momencie poczułam jak łza spływa po moim policzku. Widziałam
również głębokie wzruszenie w oczach Michaela.
-Czy
Ty, Victorio Amando Lancaster bierzesz sobie tu obecnego Michaela
Josepha Jacksona i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość
małżeńską oraz to, że nie opuścisz go aż do śmierci?
-Tak.-
drżącą dłonią wsunęłam mu na palec pierścionek. Złapał mnie
za dłoń uśmiechając się szeroko, a ja myślałam, że się zaraz
rozryczę.
-Zatem
ogłaszam Was mężem i żoną. Teraz możesz...- ksiądz urwał
kiedy spostrzegł jak Michael od razu rzuca się do pocałunku.
Złapałam jego twarz rękoma i oboje oddaliśmy się chwili.
-...pocałować
pannę młodą.- mruknął kapłan. Oderwaliśmy się od siebie na
jego słowa wybuchając śmiechem. Podpisaliśmy jeszcze parę
dokumentów. Żadna intercyza czy coś w tym stylu. Prawnie też
chcieliśmy być po prostu małżeństwem, no i przyjęłam nazwisko
Jackson. Po całej „ceremonii” wsiedliśmy do samochodu.
Myślałam, że wrócimy do domu, ale Michale miał zupełnie inne
plany.
-Gdzie
jedziemy?- spytałam widząc, że kierujemy się w stronę centrum.
-Aaa
to jest właśnie ta druga niespodzianka.- uśmiechnął się do
mnie- Teraz jedziemy na lotnisko.
-Na
lotnisko? Ale gdzie lecimy? Przecież ja nie wzięłam ze sobą
żadnych rzeczy, nie pożegnałam się z nikim…
-Spokojnie,
jesteśmy już spakowani. Wszystkim się zająłem. Zobaczysz gdzie
lecimy.- puścił mi oczko.
-To
dlatego Jess mnie tak wycałowała zanim wyszliśmy...- zaśmiał
się. Byłam strasznie ciekawa co to za miejsce, do którego lecimy.
To chyba musiało być daleko skoro Michael zdecydował się na
samolot, ale już się nie dopytywałam, bo i tak nic by mi nie
powiedział. Gdy byliśmy już w jego prywatnym odrzutowcu, poszłam
do sypialni aby się przebrać w coś wygodniejszego. Otworzyłam
parę walizek w poszukiwaniu swoich ubrań. W końcu znalazłam,
zaczęłam przebierać w tych ciuchach i po prostu się załamałam…
-Michael?!-
wyszedł po chwili z łazienki w białym szlafroku i mokrymi lokami.
-Co
się stało?- wstałam z klęczek i założyłam ręce na biodra.
-Ty
mnie pakowałeś?
-Tak.-
uśmiechnął się, zmrużyłam oczy.
-Jesteśmy
małżeństwem od dwóch godzin, a Ty już chcesz mnie zabić?-
podszedł do mnie śmiejąc się.
-Dokładnie
tak. Ostatni raz mnie pakujesz. No skąd Ty to w ogóle wziąłeś?-
spytałam machając mu przed nosem obcisłym gorsetem. Ja rozumiem,
że jego kręcą takie ciuszki. W końcu jest facetem, ale bez
przesady, żeby pakować mi samą wyzywającą bieliznę, krótkie,
obcisłe sukienki i opięte bluzeczki. Może dziesięć kilo temu bym
się w to zmieściła, ale teraz? Byłam gruba i opuchnięta jak
beczka! W tym stanie obcisłe ciuchy były cholernie niewygodne. Na
twarzy mojego męża pojawił się zadziorny uśmieszek. Zaczęłam
się zastanawiać…
-Co
jeszcze widziałeś w moich rzeczach?- spytałam ostrożnie.
-Nooo
różne, fajne rzeczy.- poruszył brewkami, miałam ochotę go
zdzielić. Grzebał tam gdzie nie powinien.
-Na
przykład to.- otworzył swoją walizkę i wyjął z nich…
-Skąd
masz moje kajdanki?!- zaczął mi machać różowymi kajdankami z
piórkami. Oblałam się rumieńcem. Przecież to nawet nie było
moje…
-Ciekawe
rzeczy trzymasz w swojej szafie kochanie.- chciałam mu to wyrwać,
ale zaczął przede mną uciekać. Goniłam go po całym pokoju, ale
miałam trochę ograniczoną możliwość ruchu.
-Ale
szczerze to nie spodziewałem się po Tobie takich rzeczy.- śmiał
się jak opętany, a ja myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
Wskoczył nagle na łóżko.
-Jackson
oddawaj to!
-Ani
mi się śni.- wyszczerzył się kiedy ja skakałam na tym łóżku,
żeby dosięgnąć jego ręki, którą trzymał wysoko w górze.
Straciłam równowagę i wpadłam na Michaela, przez co upadł na
łóżko. A ja? Oczywiście na niego.
-To
może jak już to tutaj mamy, to się trochę pobawimy co?- znowu
wyszczerzył się głupkowato. Rękoma zjechał na moje biodra.
-Jesteś
głupi. Nigdy tego nie używałam i nie mam zamiaru, no chyba, że na
Tobie! Chcesz się bawić? To proszę bardzo, zaraz przykuję Cię
nimi do łóżka i zostawię tutaj samego.
-A
ja mówiłem o innej zabawie. No chyba, że masz jeszcze inne ciekawe
zabaweczki w zanadrzu.- poruszył brwiami, wywróciłam oczami i
zeszłam z niego, co nie było łatwe. Bo ogólnie wstawanie z
czegokolwiek i jak się okazało przed chwilą KOGOKOLWIEK wymagało
ode mnie wiele wysiłku.
-Tak
mam, klocki lego. Chcesz się nimi pobawić?- wyjęłam ze swojej
walizki w miarę normalne i przyzwoite ciuchy.
-Oczywiście.-
posłał mi całusa. No dzieciak.
-Czy
Ty się zastanowiłeś wybierając mi ubrania jak ja wyjdę do ludzi?
No, bo chyba nie w tym!- pokazałam mu skórzaną, obcisłą
spódniczkę. Niegdyś moja ulubiona… ale teraz to ja ją mogę co
najwyżej na nos założyć.
-Znaczy
tam będzie raczej mało ludzi… a nawet jeśli to wątpię by
wszyscy nas tam znali.
-To
co Ty mnie na bezludną wyspę zabierasz? Czy do jakiegoś buszu?-
zaśmiał się.
-Ani
jedno, ani drugie, ale jesteś blisko.- puścił mi oczko. Dalej mi
to nic nie mówiło.
-Idę
do łazienki, proszę mi nie przeszkadzać i nie wchodzić pod
pretekstem jakiś głupich… wymówek.- pogroziłam mu palcem.
-Ale
że ja?- zaczął się śmiać.
-Tak,
Ty kombinatorze.
-A
umyć Ci plecy?- usłyszałam nim zdążyłam nacisnąć na klamkę.
Odwróciłam się.
-Michael…
-To
może coś innego?- wyszczerzył się.
-Pocałuj
mnie w d...- urwałam zdając sobie sprawę z tego, że to tylko
podziała na niego jak płachta na byka.
-Trzeba
było tak od razu.- zeskoczył z łóżka i ruszył w moją stronę.
Ja w tym czasie szybko uciekłam do łazienki i zamknęłam się w
niej na klucz. Usłyszałam jego głośny śmiech. Wariat.
Ciekawe
czy w nocy będzie taki chętny… Czemu akurat w nocy? No cóż, był
ślub to musi być chyba i noc poślubna, prawda? Chociaż nie wiem
czy cokolwiek z tego wyjdzie, bo Michael odkąd dowiedział, że
urodzę bliźniaki traktuje mnie nad opiekuńczo, nie wspominając
już o seksie, którego tak naprawdę nie ma. Michael zwyczajnie się
boi...nie wiem czego, ale chyba tego, że zrobi krzywdę dzieciom,
ale… to głupie. Z kolei ja się boję, że pewnego pięknego dnia
nakryje go z gazetką w ręku i… Aż nie chcę sobie tego
wyobrażać. Nie zniosłabym chyba myśli, że mój facet będąc ze
mną teraz już, w związku małżeńskim robi sobie dobrze oglądając
jakieś gołe baby. Potrząsnęłam głową, żeby wyrzucić te
obrzydliwe myśli z głowy. Musiałam się porządnie przygotować na
naszą noc poślubną więc spędziłam w tej łazience dobre dwie
godziny, co oczywiście musiał skomentować kąśliwie mój mąż.
Cały lot zajął nam aż dziesięć godzin, ale wyjątkowo nie byłam
zmęczona. Może dlatego, że cały czas przeleżałam z Michaelem?
W
końcu wylądowaliśmy na lotnisku, był środek nocy, ale nie
chciało mi się spać. Nawet kiedy opuściliśmy maszynę nie byłam
pewna do końca pewna gdzie się znajdujemy.
-Michael
powiesz mi w końcu gdzie jesteśmy?- spytałam kiedy byliśmy już w
samochodzie.
-Na
Karaibach, Kubie, a dokładnie w Santiago.- otworzyłam aż buzię ze
zdziwienia.
-Naprawdę?-
wyszeptałam, zaśmiał się i pokiwał głową. Rzuciłam mu się na
szyję.
-O
Boże… nie wierzę!
-To
lepiej uwierz, bo to prawda.- dał mi buziaka, ale ja zatopiłam się
w jego ustach na dłużej. -Państwo
Jackson może zaczekają aż dotrzemy to hotelu?- mruknął George,
który siedział obok nas niby grzebiąc coś w telefonie, ale tak
naprawdę dobrze widział co robimy. Oderwaliśmy się od siebie,
wybuchając po chwili śmiechem. Zawsze śmieszy nas to kiedy ktoś
zwraca nam uwagę na nasze „czułości”.
-Na
ile się tutaj zatrzymamy?- spytałam kładąc głowę na ramieniu
mojego męża.
-Na
miesiąc.- odparł z błogim uśmiechem na ustach, aż się od niego
odsunęłam.
-Ile?!
Ty nie mówisz poważnie.- byłam po prostu w szoku, nie sądziłam,
że Michael będzie w stanie zostawić „swój świat” i studio
aż na miesiąc.
-Kochanie
co w tym dziwnego? W końcu to nasza podróż poślubna.
-Ale
obiecujesz?- zaśmiał się.
-Słowo
piosenkarza.- podniósł dwa palce do góry, uśmiechnęłam się
wtulając się ponownie w jego ciało. Teraz spokojnie mogłam
powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Lecz czy na długo? Teraz
jednak postanowiłam cieszyć się chwilą. Droga do hotelu zajęła
nam zaledwie pół godziny. Kiedy wyszliśmy z auta po raz kolejny
tego dnia umierałam z zachwytu.
Tu
było po prostu cudownie. Po odebraniu kluczy w recepcji udaliśmy
się prosto do naszego pokoju, przepraszam apartamentu. Michael nie
byłby sobą gdyby nie wybrał pięciogwiazdkowego hotelu i
najpiękniejszego apartamentu. Rozpakowywanie postanowiliśmy
zostawić na następny dzień, dochodziła w końcu trzecia. Michael
od razu rzucił się na nasze małżeńskie łóżko nie ściągając
nawet butów, a ja postanowiłam wcielić mój plan w życie. Kiedy
on leżał twarzą w w poduchach, ja zaczęłam po prostu ściągać
z siebie ubrania, zostawiłam tylko bieliznę. Nawet nie wiecie jaki
miałam problem, żeby znaleźć odpowiedni rozmiar TAKIEJ bielizny,
wszystko w sklepach było szyte jak na wieszaki. Tragedia po prostu,
nigdy więcej.
Oparłam
się o framugę i odchrząknęłam znacząco, na co Michael podniósł
głowę i spojrzał na mnie robiąc minę jakby co najmniej zobaczył
mnie nago. Usiadł, ale dalej nie odezwał się ani słowem.
-Nie
sądzisz, że powinniśmy skonsumować nasze małżeństwo?-
podeszłam wolno do niego, po czym wdrapałam się na łóżko i
usiadłam na nim okrakiem. Dalej nic nie mówił tylko przyglądał
mi się w skupieniu więc uznałam to za zgodę. Wpiłam się
łapczywie w jego wargi, nie protestował. Zwinnie przewrócił mnie
na plecy i zawisnął nade mną ciężką dysząc. Widziałam po nim,
że się zastanawia i walczy sam ze sobą.
-Wiesz
kotku, myślę, że na pewno jesteś zmęczona po podróży i może
chodźmy już spać.- pogładził mnie po policzku. Mój dobry humor
prysł niczym bańka mydlana.
-Michael,
czy Ty wiesz, że kobiety w ciąży mają ciągle niewyobrażalną
ochotę na seks?- sama nie wierzyłam w to co mówię, ale w tym
momencie byłam zła.
-No…
-A
czy wiesz, że kobietom w ciąży się nie odmawia?!- odepchnęłam
go lekko od siebie i wstałam z łóżka.
-Ja
czuję, że tu jest jakieś drugie dno. Ty się nie boisz o dzieci
tylko po prostu ja Cię już nie pociągam! No przyznaj to w końcu.-
tak, nerwy puściły mi po całości… Michael spojrzał na mnie
przerażony.
-Boże,
Vicki co to za bzdury?- podszedł do mnie śmiejąc się pod nosem
czym jeszcze bardziej mnie zdenerwował.
-Nie
chcesz? Dobra. Okej. Poczekamy aż Tobie się zachce i Cię zaswędzi!
Zobaczymy do kogo wtedy pójdziesz i znowu będzie to Vickuś no
proszę, mam taką ochotę na Ciebie, zaraz naprawdę nie wytrzymam
ahhh i ohhh normalnie.-
udawałam jego głos robiąc przy tym durnowate miny, a co on zrobił?
Zaczął się śmiać jak jakiś pajac. O nieeee…
-Wiesz
co? Mam Cię dość.- powiedziałam drżącym głosem czując jak łzy
napływają mi do oczu. No co?! Hormony! W tym momencie przestał się
śmiać i spojrzał na mnie wystraszony. Chciałam wyjść z pokoju,
ale mnie zatrzymał. Spuściłam obrażona wzrok.
-Vicki
proszę tylko nie płacz...ej.- przytulił mnie do siebie, ja jednak
stałam niewzruszona.
-Posłuchaj,
to nieprawda, że mnie nie pociągasz. Nawet nie wiesz ile mnie
kosztuje powstrzymywanie się kiedy Ty, paradujesz przede mną w
takim stroju z takim ciałem.- zmierzył mnie wzrokiem, zsuwając
dłonie na moje biodra- Naprawdę boję się o dzieci, boję się, że
nie będę delikatny i coś się stanie i...- aż się zapowietrzył,
jego słowa mnie uspokoiły.
-Ale
co ma się stać? Michael, zapewniam Cię, że nic się nie stanie,
bo nie ma takiego prawa, a Ty jesteś zbyt przewrażliwiony. Przecież
nie wytrzymasz kolejnych czterech miesięcy bez seksu! A już tym
bardziej ja...- uśmiechnął się i znowu mnie do siebie przytulił,
tym razem to odwzajemniłam. Oderwał się nagle ode mnie i gorąco
pocałował, ale to nie był zwykły pocałunek. Ten pocałunek
oznaczał, że tej nocy nie będziemy spać. Nim się spostrzegłam
byliśmy już na łóżku. Michael z niezwykłą czułością całował
każdy milimetr mojego ciała doprowadzając mnie tym do obłędu.
Uwielbiałam to w nim. To, że raz potrafił być taki dziki i
namiętny, a innym razem bardo czuły i delikatny traktując moje
ciało wręcz z czcią. Za każdym razem kiedy się kochaliśmy było
inaczej. Teraz również.
-Żono...-
wyszeptał wisząc nade mną i owiewając moją twarz gorącym
oddechem.
-Mężu.-
śmialiśmy się pomiędzy pocałunkami.
-Pani
Jackson…
-Tak
panie Jackson?
-Kocham
panią.
-A
ja pana.- i to były jedyne słowa wypowiedziane tej nocy. Pokój
wypełniły już tylko dźwięki naszych jęków, a my oddaliśmy się
całkowicie chwili powodując na swych ciałach dreszcze i zawroty
głowy.
*****
No
i jak? :D No z tego rozdziału jestem o wiele bardziej zadowolona niż
z tego poprzedniego gówna XD Wybaczcie, że znowu pojawiła się
Madonna, nieostatni raz niestety xD Ale suma sumarum wszystko
skończyło się szczęśliwie :) Ogólnie to miałam napisać
zajebiste przysięgi… ale wgl mi to nie wychodziło, a tak chciałam
doprowadzić Was do łez XDDD To zdecydowanie nie dla mnie.
Wybaczcie, że tak to… wieśniacko (?) opisałam. Ale ja nie brałam
ślubu i nie pamiętam kiedykolwiek na takowym byłam, nie
wspominając o takim typowym amerykańskim ślubie. Hot miał być
bardziej rozbudowany jeśli mam być szczera, ale nie miałam jakoś
takiego pomysłu, a że ja lubię raczej mocne sceny, a Michael zrobił
się cipowaty (przepraszam XDDD) to nie miałam zbytniego pola do
popisu ;p Powiedzcie co myślicie o akcji z Madonną, tym cichym
ślubie na plaży (moje marzenie), chcę znać Waszą opinię :)
Co
do mojego opowiadania, o którym wcześniej Wam już pisałam to
zaczęłam już je publikować , ale niestety nie na blogu, bo z
bloga zrezygnowałam. Opowiadanie Bleeding Love jest tylko dostępne
w aplikacji Wattpad :)
A
to link, gdyby ktoś jeszcze na nie nie wpadł:
https://www.wattpad.com/story/117098241-bleeding-love
Tak
więc zapraszam serdecznie :)
Pozdrawiam
<3
No kochana witam hejka i wgl ❤️
OdpowiedzUsuńA więc co do Madonny, to nieźle się rozgadam, a raczej wyzemszczę:
Co ta podła pizda sobie w ogóle wyobraża?! Ja ją wyjaśnię i wytarmoszę za te sztuczne bląd kłaki. O nie! Z tym ślubem to już przegięła! Podła wywłoka...pozdrawiam wszystkich ANTYfanów Mad XD
A co do reszty:
Normalnie się poryczałam na tym momencie tego ślubu. Taki krótki, ale za to z jakim efektem. Nie płakałam na żadnej książce ani opku, a teraz...
Też marzę o takim ślubie na plaży...marzenie :D
Jackson znowu taki cipowaty kurwa! Na miejscu Vicky dostałby ode mnie już dawno w ten pusty sagan!
No nic, mam nadzieję, że szybko naskrobiesz nexta, bo wiedź, że będę REALLY REALLY BAD jeśli szybko nie dodasz
Dziękuję za deda skarbie ❤️
Buziaki kochana ❤️
Dziękuję <3
UsuńŚwietny rozdział pisz dalej ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńCzytam od jakiegoś czasu, ale o ile się nie mylę, wcześniej nie było możliwości komentowania z Anonima. Nie miej mi tego za złe, ale naprawdę przeraża mnie ilość błędów językowych, a czasem i logicznych, które się tu pojawiają.
OdpowiedzUsuń„ który był moim drużbom.” – drużbą.
Myślałam, że ta scena na ślubie, która brzmiała jak scenariusz „Mody na sukces” albo meksykańskiej telenoweli okaże się snem… Niestety nie.
„ździra.” – zdzira, nie ździra.
Brakuje mi tu realizmu, w większości opisów, kompletna nieznajomość tematów i przedramatyzowanie. Laska zemdlała a zachowuje się, jakby spadła z trzeciego piętra, twarzą do dołu.
Wiem, że to są twoi bohaterowie, co nie zmienia faktu, że zachowują się mega niedojrzale i często właśnie nielogicznie, przez co trudno mi się w nich wczuć.
„Michael za nim się uruchomisz, posłuchaj” - Zanim.
„-Nie prawda.- „ – nieprawda.
No. A teraz się ganiają po pokoju. Niech jeszcze odśpiewają „My jesteśmy krasnoludki”… :/
„-Na Karaibach, Kubie, a dokładnie w Santiago.- otworzyłam aż buzię ze zdziwienia.
-Naprawdę?- wyszeptałam, zaśmiał się i pokiwał głową. Rzuciłam mu się na szyję.
-O Boże… nie wierzę!” – Wakacje w komunistycznym, rządzonym przez reżim „raju”. Taaa…
„-Ja czuję, że tu jest jakieś drugie dno. Ty się nie boisz o dzieci tylko po prostu ja Cię już nie pociągam! No przyznaj to w końcu.- tak, nerwy puściły mi po całości… Michael spojrzał na mnie przerażony. (…)
-Wiesz co? Mam Cię dość.- powiedziałam drżącym głosem czując jak łzy napływają mi do oczu. No co?! Hormony! W tym momencie przestał się śmiać i spojrzał na mnie wystraszony. Chciałam wyjść z pokoju, ale mnie zatrzymał. Spuściłam obrażona wzrok.” – Nie ma co własnej niedojrzałości, prostackiego toku myślenia i kretynizmu zwalać na hormony.
Bohaterowie przez swoją niedojrzałość wydają się kompletnie nie myśleć i dlatego drażnią. Mam wrażenie, że bierzesz się za zbyt dorosłe tematy, o których nie masz pojęcia, albo wiesz tyle co w internecie i tv... A mogłoby być nieźle.
Mam nadzieję że ty nie należysz do tych, którzy „błędami urozmaicają”, albo je ignorują, bo to blog, a nie literatura na miarę Nobla. :) Zawsze warto się doskonalić.
Czytam ten komentarz i nie mogę się nadziwić... Czy mam do czynienia z nauczycielem polskiego? Ludzie! To blog! Fanfiction, a nie powieść światowej sławy pisaża! Błędy zdarzają się najlepszym. Rozumiem, można zwrócić uwagę, że zauważyło się literówkę, ortografa, czy jakąś niejasność, ale wypadałoby dostrzec też mocne strony, a nie chamsko wytknąć błędy, w dodatku z anonimowego konta -.- Tak jest najłatwiej - atakować w ukryciu, bezkarnie, nie ujawniając się. Również piszę, miałam kiedyś bloga i także spotkałam się z anonimowymi komentarzami, które nie należały do najprzyjemniejszych. Z upływem czasu, bawi mnie postawa ludzi, którzy wytykają błędy innym, z anonimowego konta. Jeśli umiesz pisać lepiej, pochwal się swoimi pracami. Miej na tyle odwagi,by pokazać je na forum, udostępnij do wglądu publicznego i sam zmierz się z krytyką ;) Pozdrawiam.
UsuńNapisałam o tym w ostatnim zdaniu. Liczyłam że trafię na kogoś normalnego kto ma szacunek do czytelników i nie sieje błędów jak analfabeta bo to blog a nie powieść. Prowadzę trzy blogi i jeszcze nigdy nikt mnie nie skrytykował a nawet jeśli ktoś tak jak ja wskazał błędy to podziękowałam, przyznałam rację i poprawiłam zamiast kretyńsko przeżywać. Naprawdę współczuję ludziom którzy bronią niepoprawnego pisania i chcą brnąć w to dalej jak stado baranów. A później takie same błędy będą w pracy maturalnej i jeszcze pewnie w cv, bo nie wiedziałam że tak się nie pisze....
UsuńWitam
UsuńDziękuję za wskazanie błędów ortograficznych i literówek, zostaną one jak najszybciej poprawione. Często piszę po nocach i pomimo mojego sprawdzania, zawsze wkradnie się jakiś błąd.
Prowadzisz trzy blogi i jeszcze nikt tego nie skrytykował? No to gratuluję, widocznie ludzie mają ciekawsze zajęcia do roboty. Bo nie rozumiem czegoś, skoro dla Ciebie moje opowiadanie jest tak oddalone od rzeczywistości, dzieją się tutaj rzeczy niczym z Mody na sukces i wszystko jest takie niepoprawne i chujowe więc po co się męczyłaś i to czytałaś? Bo jeśli mi się coś nie podoba to po prostu przechodzę dalej ;)
Może odniosę się teraz do bohaterów. Postać Victorii jak wiadomo jest w dużej części wzorowana na mojej osobie. I takie pytanie: A jak ma się zachować kobieta, która jest w ciąży a jakaś suka zniszczyła jej ślub i ciągle próbuje odebrać ukochaną osobę? Jak ty byś się w tej sytuacji zachowała? Obojętnie? Matko, no przepraszam, że moi bohaterowie okazują uczucia i emocje, bo są ludźmi a nie robotami xD dla mnie to oczywiście, jak widać dla niektórych jednak nie.
Biorę się za zbyt dorosłe tematy?
Hmmm może dlatego, że jestem dorosła :) i jeszcze jedno pytanie.
Jesteś nauczycielką czy pisarką, że wytykasz mi niepoprawne pisanie? Kurczę to jest pierwsze opowiadanie w moim życiu, uczę się na nim pisać. Każdy od czegoś kiedyś zaczynał. Ja zaczęłam od tego i jestem dumna, bo z każdym rozdziałem wchodzę na wyższy poziom - słowa bliskiej mi osoby.
Dodatkowo, dużo czytam. Książki inne opowiadania, dokształcam się ciągle. Hahaha i nie sądzę abym dała przyszłemu pracodawcy CV z błędami, bo znając mnie, sprawdziłabym je najpierw dziesięć razy. A w pracach maturalnych zawsze znajdą się jakieś błędy, no ja nie będę przepraszać za to, że nie jestem idealna xD nawet nie mam zamiaru taka być.
Napisałaś, że brakuje Ci realizmu w większości moich opisów i NIEZNAJOMOŚĆ TEMATÓW. Wiele sytuacji, które tutaj opisałam są z mojego życia, bądź bliskich mi osób. Także proszę nie wciskaj mi tutaj, że ja nie wiem o czym piszę.
To chyba na tyle ode mnie. Jeśli tak bardzo drażni Cię moje opowiadanie to go po prostu nie czytaj. Nie obrażę się.
Pozdrawiam.
No witam, witam 😘 Ha! I kto miał rację?! Martynka miała rację 😁😘 Mówiłam, że to Madonna maczała swoje ohydne, oślizgłe łapska w całej aferze. Wiedziałam, że to ona zamknęła Vicki, ale szczerze mówiąc, myślałam, że będzie większy przypał... chciała zastąpić Victorię -.- W jej przypadku wyszła by raczej Gnijąca Panna Młoda 😒 Boże, jak dobrze, że dzieciom nic nie jest i państwo Jackson w końcu się hajtneli 😜😁 Pomysł Michaela był wprost GENIALNY 😍😍😍 No, ale mógł spakować żonie jakiś sweterek, a nie same obcisłe stroje 😉 Jeszcze jak znalazł te kajdanki... Kurczę, myślałam, że się pobawią, a tu lipa 😒😂 Kiedy Victoria zrobiła Michaelowi awanturę w hotelu, ja śmiałam się jak głupia 😂😂😂 Nie pytaj, niektórzy psychiczni ludzie tak mają 😜 No, ale powiem Ci, jestem niepocieszona... Dlaczego nie opisałaś dokładnie tej nocy poślubnej?! 😒😂😂😂 ty wiesz, że ja lubię 😘😁 No nic, nie będę się pogrążać 😜 Weny, Kochanie i do następnego ❤ ❤ ❤
OdpowiedzUsuńTa scena z Madosuką mnie bardzo rozśmieszyła, boże jak ja nie lubie tej kobiety. Wgl to rozdział super ale lol co sie stało z Michaelem. Taka pipa z niego 😂 jestem ciekawa mały jacksonków i już nmg sie doczekać nexta💕💕
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się negatywnymi komentarzami i pisz dalej 💕❤😍
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję z całego serducha <333
UsuńCasino City, NY - Mapyro
OdpowiedzUsuńGet directions, reviews and information 경상남도 출장샵 for Casino City, NY. Address: 서귀포 출장샵 895 경상남도 출장마사지 New York Blvd, 의왕 출장마사지 Montville, NY 나주 출장안마 895 New York Blvd, Montville NY, 082072-1240.