Bez zbędnego pierdzielenia XD Mam dla Was niespodziankę, która pojawi się w tym rozdziale ;p Ale ja nie cieszyłabym się tak na Waszym miejscu xD Bo to nie będzie zbyt miła niespodzianka :D Ale ja się cieszę, bo będę mogła poczytać śmieszne wyzwiska w komentarzach ;p
Nie przedłużając, zapraszam na rozdział <3
********
15 sierpnia
1988 r. miał być zwykłym dniem jak każdy inny. Ale chyba mój
narzeczony miał nieco inne plany wobec mnie. Było popołudnie.
Siedziałam w swoim biurze razem z Greyson'em, który cały czas coś
do mnie mówił, ale ja w ogóle go nie słuchałam. Pogrążyłam
się w swoich myślach. Konkretniej zastanawiałam się czy zdążę
powiedzieć Michaelowi o mojej ciąży, nim sam się domyśli.
Ostatnio przytyłam cztery kilogramy... Bałam się, że teraz mój
narzeczony na pewno zacznie coś podejrzewać, a noszenie luźnych
ciuchów tutaj nie pomoże. Niby nie miałam jeszcze odstającego
brzucha... ale te cztery kilogramy musiały gdzieś się mieścić,
prawda? W dodatku co raz częściej mam poranne mdłości. Muszę
dosłownie chować się przed Michaelem. Pewnego ranka zrobiło mi
się niedobrze przy śniadaniu. Jak nienormalna zerwałam się z tego
krzesła i pobiegłam do najbliższej łazienki, w której spędziłam
godzinę. Dobrze, że zamknęłam się wtedy na klucz, bo Michael
oczywiście polazł ze mną. Musiałam mu się potem tłumaczyć
durnymi wymówkami, że to „pewnie zwykła niestrawność”.
Zastanawiałam się czy ja naprawdę tak dobrze gram, czy to Michael
jest taki głupi, czy może tylko udaje...
Nagle ktoś
wszedł do mojego gabinetu bez pukania, przerywając tym samym bełkot
mojego kolegi z pracy. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech
kiedy ujrzałam w progu najprzystojniejszego faceta na świecie.
-Witaj
skarbie.- widząc Greyson'a trochę się zdziwił, ale po chwili
skupił swoją uwagę na mnie. Zeszłam z fotela i podeszłam do
niego.
-Witaj.-
dał mi soczystego całusa. Chciałam się już oderwać, bo jakoś
nie czerpię satysfakcji z całowania się przy innych osobach. No, w
przeciwieństwie do Michaela. Przechylił mnie lekko w tył, łapiąc
mnie jedną ręką w talii. Chciało mi się śmiać. Ale żeby
zaspokoić odpowiednio mojego ukochanego pozwoliłam mu na ten
SPECJALNIE przedłużany pocałunek. Broń Boże nie mówię, że nie
był szczery. W tym sęk, że zbyt szczery, a to przez to, żeby ktoś
mógł nas obserwować. Zarzuciłam mu ręce na szyję i jak
najbardziej oddałam pocałunek. Kiedy w końcu oderwał się ode
mnie zadowolony wystawiając te swoje białe perełki, zaśmiałam
się cicho pod nosem. Dopiero teraz dostrzegłam, że za plecami coś
chowa.
-To dla
Ciebie kwiatuszku.- wręczył mi bukiet przecudownych lilii.
„Kwiatuszku”?
Zrobiłam minę typu „jaja sobie ze mnie robisz”? Ale
oczywiście,starając się nie wyjść ze swojej roli, przyjęłam od
niego kwiaty dziękując mu krótkim całusem. Nagle przypomniałam
sobie, że przecież z nami wciąż jest Greyson. Odwróciłam się
zakłopotana w jego stronę przygryzając wargę. Mój kolega chyba
zrozumiał co w tej sytuacji powinien zrobić, bo wstał zbierając
teczki z mojego biurka. Przez chwilę mierzył się z Michaelem
wzrokiem po czym ze spokojem w głosie spytał:
-Już
koniec przedstawienia? Bo liczyłem jeszcze na jakieś fajerwerki.
Zawiodłem się na panu, panie Jackson.- a co Michael na to? Stał
sobie „na luzie” opierając się o ścianę, ręce trzymając w
kieszeniach z błogim uśmiechem na ustach. Stałam pomiędzy nimi i
latałam wzrokiem z jednego na drugiego.
-Jak chciał
pan publiczności trzeba było wyjść na scenę, bo ode mnie braw
pan nie otrzyma.- na tym skończył. Udał się w kierunku wyjścia,
ale zatrzymał się na chwilę przy mnie.
-Jutro
dokończymy Victorio. Trzymaj się.- pogładził mnie po ramieniu.
Michael uważnie go obserwował, nie krępował się w ogóle.
Wywiercał w nim dziurę tym swoim przenikliwym wzrokiem.
-Cześć
Greyson.- mruknęłam. Przechodząc obok Michaela szturchnął go
ramieniem niby „niechcąco” i wyszedł. Ten tylko zaśmiał się
głośno. Przewróciłam oczami.
-Jesteś
nienormalny Jackson.- usiadłam na moim wygodnym fotelu.
-Ale co ja
takiego zrobiłem?- udał niewiniątko i usiadł na moim biurku
zakładając nogę na nogę.
-Właśnie
zrobiłeś przedstawienie.
-Uważasz,
że to było na pokaz?- uniósł do góry brwi.
-Tak.
-Oczywiście,
ze nie.
-Oczywiście,
że tak.- zaczęłam go przedrzeźniać.
-Gdyby tego
palanta tu nie było przywitał bym Cię...inaczej. Niestety on mi to
nie umożliwił.
-Taa
ciekawe jak...
-No nie
mogę Ci zademonstrować, gdyż w każdej chwili może ktoś tu
wejść.- nachylił się nade mną, po czym wzrokiem zjechał na mój
biust. Zmrużyłam oczy. Coś mi to nie pasowało.
-Skąd Ty w
ogóle znasz Greyson'a?- odsunął się od razu. Chwilę zastanawiał
się nad odpowiedzią.
-Nie znam
go.- przyjrzałam mu się. Coś mi się tu nie podobało. Jeśli go
nie znał to dlaczego zareagował tak na jego widok?
-Po prostu
dla mnie każdy facet, który się przy Tobie kręci jest palantem.
-On się
przy mnie nie kręci...
-Widziałem
jak na Ciebie patrzy.
-No jak?
-Tak jak
nie powinien patrzeć nikt oprócz mnie.- pokręciłam głową
wzdychając.
-Co żeś
znowu przeskrobał?- spytał pokazując na piękne kwiaty. Ma
szczęście, że to nie róże, bo wyleciałby stąd z nimi i to z
hukiem. Nienawidzę róż. Są strasznie oklepane.
-Jeszcze
nic...- podrapał się po czole.
-No dobra,
gadaj.- westchnął.
-Chciałbym,
żebyś poszła ze mną na rozdanie Grammy.- czekał na moją
reakcję, ale ja tylko wpatrywałam się na niego w milczeniu. Boże
święty. Ja wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie i to na pewno
nie tylko raz. Nienawidzę TAKICH imprez. Nie lubię zachowywać się
jak celebrytka, którą zresztą nie jestem. Nie lubię być miła
dla ludzi, którzy sztucznie się do mnie uśmiechają i udają moich
najlepszych przyjaciół. Nie cierpię widoku tych wszystkich
nadętych gwiazdek i upierdliwych paparazzi. To nie jest mój świat.
W tym momencie zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo nie pasuje do
Michaela i jego świata. Powinnam być celebrytką pokroju Madonny,
żeby do tego wszystkiego się nadawać. Ona w tym całym zasranym
show biznesie czuła się jak ryba w wodzie, a ja? Jak ryba bez wody.
Dusiłam się w tym towarzystwie. Z drugiej strony zaś wiedziałam
na co się piszę zgadzając się na bycie z najsławniejszym
człowiekiem na tej ziemi. Musiałam go wspierać. Taka była moja
rola, dziewczyny Króla Pop'u. Westchnęłam nie spuszczając wzroku
z Michaela.
-Wiem, że
nie jesteś zadowolona...I wiesz, że ja również nie przepadam za
takimi imprezami, ale muszę iść dla świętego spokoju. Wiesz, że
Tom mnie zabije jeśli nie pójdę, a nie chcę iść sam...
-Okej.
Dobra...dobra...pójdę z Tobą.
-O Boże
kocham Cię!- krzyknął uradowany.
-Tylko za
to, że się zgodziłam z Tobą iść do tego buszu?- zaśmiał się.
-Nie, za
całokształt kochanie.- nachylił się nade mną i cmoknął mnie w
usta. Oblizałam wargi.
-Kiedy jest
to rozdanie?
-No właśnie
i teraz się wkurzysz...- zaczął rozcierać kark unikając mojego
wzroku. Zamrugałam kilka razy.
-No
nie...ooooo nie...Nie mów mi, że...
-Dzisiaj.-
dokończył za mnie. No w tym momencie się po prostu wkurwiłam.
-Czy Ciebie
totalnie porąbało?!- wstałam z miejsca. Nienawidziłam kiedy to
robił, a robił to często.
-Znowu
stawiasz mnie przed faktem dokonanym, żebym nie mogła się już
wycofać! Wiesz co? Cmoknij mnie w dupę. Skończyło się. Albo
normalnie zaczniesz uprzedzać mnie o swoich planach, albo znajdź
sobie kogoś innego na te zasrane bale!- obeszłam całe biurko i
chciałam zwyczajnie wyjść, ale złapał mnie za łokieć.
-Powiedziałam,
żebyś pocałować mnie w dupę!- próbowałam mu się wyrwać,
zaśmiał się.
-Mogę Cię
pocałować, ale nie tutaj.- przestał się uśmiechać kiedy
zobaczył moją winę.
-Wiesz co?
Dzieciak z Ciebie. Denerwuje mnie już to. To nie jest śmieszne
Michael ani trochę.- spoważniał w końcu.
-Przepraszam
no...Po prostu bałem się, że jak powiem Ci tydzień wcześniej to
się nie zgodzisz.
-Trzeba
było normalnie powiadomić mnie o tym wcześniej, a nie na ostatnia
chwilę. Czy Ty jesteś do cholery poważny? O której to się w
ogóle zaczyna?
-O 20...
-No
świetnie!- klasnęłam w dłonie- Zostały cztery godziny, a ja nie
mam nic począwszy od sukienki!- myślałam, że zabije go wzrokiem.
-O tym już
pomyślałem.- zeskoczył z biurka i wyszedł z mojego gabinetu, po
chwili jednak wrócił z jakimś pokrowcem. Zmarszczyłam czoło.
-Wiedziałem,
że baby zawsze mają problem z ciuchami, bo przecież nigdy nie mają
się w co ubrać dlatego kupiłem Ci to.- pomału rozpiął
pokrowiec, a moim oczom ukazała się kreacja niczym z czerwonego
dywanu. Zakryłam usta dłonią i podeszłam do Michaela. Suknia była
czerwona i długa aż do samej ziemi. Mieniła się w świetle.
Wysadzana zapewne najdroższymi kamieniami, musiała kosztować
majątek. Pewnie z pięć moich wypłat, a przypominam, że
architekci zarabiają sporo. Chociaż przy zarobkach Michaela to jest
pikuś.
-No nie
wiem...Ile ona kosztowała? Albo nie odpowiadaj, nie chcę nawet
wiedzieć.- zaśmiał się.
-Nie tak
dużo jak może Ci się wydawać.
-Przypominam
Ci, że my mamy zupełnie inne pojęcie na temat pieniędzy.
-No
powiedz, że Ci się choć trochę podoba.
-Podoba mi
się i to bardzo. Ale dalej jestem na Ciebie zła.- odwróciłam się
i usiadłam za biurkiem.
-Vicki...-
zaczął tym swoim głosem, wiecie jakim. Zawsze go używał kiedy
byłam na niego zła, próbował mnie nim urobić, zresztą
skutecznie. Położył pokrowiec z sukienką na krześle i podszedł
do mnie. Oparł się jedną ręką o oparcie mojego fotela i złapał
mnie za podbródek.
-Nie złość
się na mnie już. Obiecuję, że Ci to wynagrodzę.- uśmiechnął
się słodko gładząc mój policzek, westchnęłam.
-Musielibyśmy
nie wychodzić z łóżka chyba przez tydzień.
-Da się
zrobić.- puścił mi oczko zagryzając seksownie wargę. Oj już ja
to sobie zapamiętam.
Tak więc
postanowiliśmy wracać już do Neverlandu, bo w końcu trzeba było
się dobrze przygotować na wieczór. Miała przyjechać do nas Karen
i pomóc Michaelowi z makijażem, ale w ostatniej chwili okazało
się, że coś jej wypadło i nie może. Nie widziałam żadnego
problemu, gdyż mój narzeczony sam potrafi zrobić sobie odpowiedni
make up. Okazało się, że jednak jest problem.
Ja byłam
praktycznie gotowa już od godziny. Włosy idealnie ułożone,
makijaż w którym oczywiście nie zabrakło czerwonej szminki i
sukienka.
Muszę
przyznać, że ledwo się w nią zmieściłam, chyba nie muszę mówić
dlaczego. Byłaby idealna gdyby nie to, że przytyłam. Chodziło mi
się w niej trochę ciężko, ale ogólnie nie było tak źle, dało
się wytrzymać. Weszłam do naszej sypialni i omiotłam całe
pomieszczenie wzrokiem. Michael siedział przy mojej toaletce i
wyglądał na kompletnie załamanego.
-Wszędzie
Cię szukałam. Co robisz? Powinieneś być już dawno gotowy.- nie
odezwał się, nawet na mnie nie spojrzał. Podeszłam do niego więc
i zabrałam jego ręce z twarzy. Płakał.
-Kochanie
Ty płaczesz?- usiadłam obok niego, wtulił się we mnie od razu.
-Co się
dzieje?- byłam wręcz przerażona jego zachowaniem.
-Jestem
ohydny...- wyszeptał ze smutkiem w głosie, zmarszczyłam czoło.
-Michael co
Ty wygadujesz?- odsunęłam się od niego i zmusiłam go, aby na mnie
spojrzał. Spuścił wzrok i zaczął rozpinać swoją koszulę. Nie
wiedziałam o co mu chodzi. Chwilę potem ujrzałam białe
przebarwienia na jego skórze. Oczywiście, że wiedziałam o jego
chorobie, ale nie sądziłam, że rozwinie się ona tak szybko. Plamy
były wszędzie. Na torsie, szyi, brodzie. Wziął kilka kosmyków za
ucho tym samym pokazując mi, że tam też pojawiły się małe
plamki.
-Dlaczego
nie mogę być normalny? Taki jak inni?- spojrzał na mnie z takim
bólem w oczach, że zachciało mi się wręcz płakać.
-Jesteś
normalny.- wyszeptałam.
-Nie.-
zaczął kręcić głową- Jestem straszny, odpychający. Jak możesz
ze mną w ogóle być? Wyglądam okropnie.- odwrócił ode mnie
twarz. Nie wiedziałam jak mam w tej chwili zareagować na jego
słowa. Przecież to była nieprawda...
-Michael
przestań do cholery. Jak możesz tak o sobie mówić? Jesteś
pięknym mężczyzną i nie pozwolę Ci tak mówić. Spójrz na
mnie.- po chwili to zrobił. Przybliżyłam się do niego i zaczęłam
go całować. Najpierw po twarzy, potem po szyi i torsie.
-Victoria
nie rób tego...Nie chcę żebyś się zmuszała.- nie słuchałam go
tylko dalej całowałam każdy milimetr jego skóry, zwłaszcza w
tych miejscach gdzie były przebarwienia. W końcu oparłam swoje
czoło o jego.
-Kocham
Cię, a Twoja choroba mi nie przeszkadza. Te plamki są nawet
urocze.- cmoknęłam go w szyję, obiął mnie.
-Też
chciałabym się dłużej poprzytulać, ale wiesz, że nie mamy
czasu. No chyba, że zostaniemy w domu i...- wplotłam palce w jego
loki uśmiechając się zadziornie.
-Chciałbym,
ale nie możemy.- westchnął odgarniając mi włosy z twarzy.
-Mamy tylko
dwie godziny, a Ty nie jesteś nawet ubrany.
-Mam
problem z makijażem...Pomożesz mi?- nigdy mnie o to nie prosił.
-Oczywiście,
że tak.- uśmiechnęłam się- Ale najpierw się przebież.- kiedy
przebierał się w swój strój na ten wieczór, nie mogłam w ogóle
oderwać od niego wzroku.
-Wywiercisz
we mnie zaraz dziurę.- powiedział zakładając złoty pas,
przechyliłam lekko głowę.
-Nie moja
wina, że jesteś cholernie seksowny.- powiedziałam jak gdyby to
była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Dla mnie była.
Próbowałam go dowartościować na każdym kroku, bo wiedziałam, że
nadal ma kompleksy. Tylko nie rozumiałam jak ktoś taki jak Michael
Jackson może mieć kompleksy. Przecież nastolatki i dorosłe
kobiety mdleją na jego koncertach, a on twierdzi, że jest brzydki.
Chyba humor mu powoli wracał, bo zaśmiał się delikatnie na moje
słowa. Szybko uporaliśmy się z makijażem. Starałam się jak
tylko mogłam, żeby zatuszować te nieszczęsne przebarwienia. Mi
one nie przeszkadzały w ogóle, ale Michael ich nienawidził. Dzień
w dzień żył nadzieją, że uda mu się to wyleczyć. Ciągle brał
jakieś specyfiki. Ale nic do tej pory nie pomogło. W końcu gotowi
wyjechaliśmy z Neverlandu białą limuzyną. Siedziałam ciągle
przyklejona do ramienia Michaela i ze zdenerwowania ściskałam go co
raz bardziej.
-Zaraz mnie
udusisz.- pstryknął mnie w nos.
-Przepraszam...-
odsunęłam się trochę od niego wzdychając.
-Vicki
powiedz mi czego Ty się tak boisz? Przecież będę tam z Tobą.-
złapał mnie za dłoń.
-Boję się,
że palnę coś głupiego albo wywalę się na środku sali i zrobię
z siebie idiotkę roku, a dziennikarze mnie zjedzą.- zaśmiał się.
Mi nie było wcale do śmiechu. Nie jest łatwo tak nagle wejść
sobie do show biznesu i czuć się w tym wszystkim świetnie. Czy
chciałam czy nie, będąc z Michael automatycznie stałam się osobą
publiczną.
-Nic
takiego się nie wydarzy, spokojnie.- uśmiechnął się gładząc
mnie po odkrytym ramieniu.
-Idziemy
potem na bankiet?- spytałam chociaż wiedziałam jaka będzie
odpowiedź.
-Pójdziemy
tylko na chwilkę obiecuję.- zapewnił. Mruknęłam tylko
przytakująco.
-Państwo
Jackson, jesteśmy na miejscu.- odparł Eddie, przednio odsuwając
szybę, która nas od niego dzieliła.
-Eddie nie
żartuj sobie.- powiedziałam mając na myśli to jak się do nas
zwrócił. Michael tylko się uśmiechnął. Po chwili drzwi limuzyny
otworzyły się, najpierw wyszedł mój narzeczony. Podał mi rękę,
którą od razu złapałam i również wysiadłam z wozu. Od razu
oślepił mnie blask tych cholernych fleszy. Starałam się uśmiechać
najpiękniej jak tylko potrafiłam i przy okazji nie wywalić się na
tych wysokich szpilkach. Michael uśmiechał się i machał do tłumu.
Wczuł się od razu w swoją rolę, ja tak nie potrafiłam. Słyszałam
z każdej strony głupie pytania dziennikarzy „Znowu jesteście
razem?”, „Victoria jak to jest być z artystą tak wielkiego
formatu jak Michael?, „Kiedy bierzecie ślub?”, „Jesteś w
ciąży?”. Miałam serdecznie dosyć, a przeszliśmy zaledwie kilka
metrów po czerwonym dywanie. Oczywiście ani ja, ani Michael nie
odpowiedział na żadne pytanie. Podeszliśmy tylko na chwilę do
grupki ludzi, którzy okazali się fanami Michaela, gdyż cały czas
wykrzykiwali jego imię. Michael rozdał im trochę autografów i
zgodził się na wspólne zdjęcia. Mnie oczywiście też w to
wkręcił.
-Michael
oooo Boże uwielbiam Cię!- krzyknęła jakaś fanka uwieszając się
na szyi mojego faceta. Czy byłam zazdrosna? Raczej nie, wiedziałam,
że to tylko fani, którzy bardzo kochają swojego idola. Michael
uśmiechnął się na te słowa i chciał również złożyć
dziewczynie kolejny autograf. Wskazała na swoje ramię, mój
narzeczony wykonał jej prośbę.
-Mogę
zrobić sobie z wami zdjęcie?- spojrzeliśmy na siebie, a po chwili
już pozowaliśmy do wspólnej fotografii. Młoda dziewczyna stała
między nami, objęliśmy się, a zdjęcie zostało zrobione.
-Dziękuję!-
tym razem przytuliła nawet mnie. Musiałam przyznać, że byłam
mile zaskoczona życzliwością jaką obdarowali mnie Ci wszyscy
fani. Nie było sytuacji, w której ktoś by mnie obraził bądź
zrobił coś podobnego. Chwilę po spotkaniu z fanami staliśmy już
na ściance, pozując do zdjęć. Miało być ich tylko kilka, jak to
zapewnił mnie Michael, ale w pewnym momencie myślałam, że się
już stamtąd nie wydostaniemy. Oczy bolały mnie już coraz bardziej
od tych aparatów. Gala jeszcze się nie zaczęła, a ja miałam już
dosyć. Jeszcze musiałam się uśmiechać i udawać, że się
świetnie bawię. Kiedy miałam zwyczajnie dość, spoglądałam na
Michaela, a na mojej twarzy od razu pojawiał się uśmiech. W końcu
udaliśmy się do głównej sali, w której miała odbyć się gala.
Michael postanowił mnie zapoznać ze swoimi kolegami po fachu, że
tak to ujmę. Wszędzie widziałam osoby, o których nawet nie
śniłam, że kiedykolwiek zobaczę je na żywo. Prince, Mariah
Carey, Freddie Mercury, Lionel Richie, Tina Turner, czy George
Michael - byli tam wszyscy. Najlepiej rozmawiało mi się chyba z
Whitney Houston. Tak, poznałam nawet ją. Jest wspaniałą i
przemiłą kobietą. Okazało się nawet, że ma miejsce obok mnie
także, będę miała przynajmniej miłe towarzystwo. Na gali nie
mogło zabraknąć oczywiście całej rodziny Jacksonów. Rozmawiając
z Whitney i Janet przechyliłam lekko głowę w lewą stronę i wtedy
doznałam szoku kiedy dostrzegłam JĄ. Parę metrów od nas stała
suka, której nienawidziłam z całego serca. Tak dobrze myślicie,
Madonna we własnej parszywej osobie.
-Boże co
ta wywłoka tu robi?- zwróciłam się do moich towarzyszek pokazując
dyskretnie na tą zdzirę.
-Niestety
jest nominowana do kilku kategorii. Ale nie przejmuj się, wątpię
by którąkolwiek wygrała tym bardziej, że rywalizuje z Michaelem.
A jak wiadomo ona nie ma z nim szans.- powiedziała spokojnie
Whitney. Jej słowa nieco mnie uspokoiły.
-Vicki nie
psuj sobie humoru i nie gap się na tego szmatławca, bo jeszcze
sobie wzrok popsujesz.- rzuciła Jan, na co obie się zaśmiałyśmy.
Jednak nie mogłam oderwać od niej wzroku, a to dlatego, że ciągle
wpatrywała się w mojego faceta, który aktualnie rozmawiał ze
Steviem Wonder'em i Quincym. Postanowiłam na razie nie przejmować
się tą...kobietą.
W końcu
wszyscy zajęli swoje miejsca, łącznie z nami. Mieliśmy miejsca w
pierwszym rzędzie i świetny widok na scenę.
-Chcemy
serdecznie powitać wszystkich na 30 rozdaniu Grammy Awards.- odezwał
się jeden z prowadzących galę i zapowiedział występ. Byłam
ciekawa i bardzo podekscytowana obejrzeniem tego mini „koncertu”
dopóki nie dowiedziałam się kto zaraz stanie na scenie.
-Panie i
panowie powitajmy gromkimi brawami Madonnę!- od razu wywróciłam
oczami co nie uszło uwadze Michaelowi.
-Vicki
błagam trzymaj swoje nerwy na wodzy.
-Staram
się...- mruknęłam. Ta lampucera wpadła na scenę w sukni ślubnej,
a my mogliśmy usłyszeć pierwsze takty „Like a Virgin”.
Zaśmiałam się pod nosem oglądając całą jej tą szopkę. Fani,
którzy siedzieli u góry wstali i zaczęli krzyczeć, natomiast z
naszego rzędu nikt się nie ruszył z miejsca i jakoś specjalnie
mnie to nie dziwiło.
-Patrzcie
państwo, dziewica roku się znalazła.- nie wytrzymałam, musiałam
to jakoś skomentować i chyba trochę za głośno, bo kilka osób
wokół nas zaczęło się cicho śmiać, łącznie z Whitney i
Janet. Nawet Michael nie mógł się powstrzymać i parsknął cichym
śmiechem udając, że niby kaszle. Przeniosłam swój wzrok ponownie
na scenę, na której „wywijała” szanowna „królowa pop'u”.
Boże strasznie chciało mi się śmiać z jej zachowania, turlała
się po ziemi, a raczej wycierała kurze myśląc, że to jest
seksowne i gapiła się na Michaela. Była naprawdę żałosna.
Przestałam
się jednak śmiać kiedy nagle repertuar się zmienił, dokładniej
na...”Billie Jean”?! Aż się wyprostowałam na tym siedzeniu.
Spojrzałam wkurzona na tą szmatę, która uśmiechnęła się do
mnie z wyraźnym triumfem na twarzy. Nie wiem skąd wiedziała czym
mnie wkurzyć. Dobrze, że tam jeszcze moonwalk'u nie odstawiła, ale
i tak zerżnęła pół choreografii z „Billie Jean”.
-Czy Ty
widzisz co ona robi?!- zwróciłam się do Michaela.
-Taa nie da
się nie zauważyć...- mruknął, sam nie był z tego zadowolony.
Mimo naszego oburzenia, publika była wyraźnie ucieszona i wiele
osób poderwało się ze swoich miejsc kiwając się w rytm muzyki.
-No to zrób
coś do cholery! Nie może sobie od tak śpiewać Twoich utworów!-
zaczęłam się cała gotować ze złości. Ogólnie byłam nerwową
osobą, a teraz przez ciążę to już w ogóle byłam jedną wielką
bombą wybuchową.
-Victoria...co
ja mogę niby zrobić? Zakazać jej śpiewania?- ciągle szeptaliśmy
między sobą. W końcu Michael stwierdził, że przecież nic
takiego się nie stało i mam się nią nie przejmować. Po jej
koszmarnym występie w końcu mogłam odetchnąć z ulgą. Nie
chciałam oglądać jej fałszywej mordy już tego wieczora. Miałam
nadzieję, że to będzie pierwsza i ostatnia akcja z nią w roli
głównej. Jak się potem okazało to był dopiero początek
kłopotów.
Na scenie
pojawił się wspaniały Eddie Murphy, który odczytał nominacje do
kategorii „Album roku”. Nominowani byli: Prince, George Michael,
wywłoka Madonna i mój Michael. Zacisnęłam mocno kciuki kiedy
aktor rozrywał kopertę z wynikiem.
-Grammy
Awards w kategorii „Album roku” wędruje do...Michaela Jacksona
za Bad! Zapraszamy na scenę Michael.- ludzie wokół zaczęli
piszczeć i bić głośne brawa. Rzuciłam mu się na szyję i mocno
wyściskałam. Z uśmiechem na ustach poszedł odebrać nagrodę.
Eddie wręczył mu statuetkę gratulując przy tym, Michael
podziękował mu i stanął przed mikrofonem ściskając w dłoniach
nagrodę.
Ludzie nie
nie mogli się uspokoić i zaczęli coraz głośniej wiwatować i
krzyczeć, nagle ktoś z publiki krzyknął „Kocham Cię Michael!”,
mój narzeczony uśmiechnął się i powiedział głośno „Kocham
Cię bardziej” machając do fanów czym wywołał kolejny pisk.
Kiedy ludzie w miarę się uspokoili zaczął mówić do mikrofonu.
-Chciałbym
serdecznie podziękować za tą nagrodę. Naprawdę nie spodziewałem
się, dziękuje za docenienie mojej sztuki. Przy albumie Bad było
mnóstwo pracy, ale jak widać opłaciło się.- uniósł nagrodę w
górę- Chciałbym podziękować Bogu, dzięki któremu mogę być
kim jestem. To wszystko jego zasługa. Dziękuję również moim wspaniałym
rodzicom Katherine i Joseph Jackson, kocham Was bardzo.- uśmiechnął
się- Dziękuję Quincy, jesteś wspaniałym człowiekiem, bez Ciebie
niepowstała by ta płyta.- uśmiechnął się patrząc na swojego
przyjaciela i zarazem producenta- Dziękuję Berry Gordy, dziękuję kochanym fanom i wszystkim, którzy przyczynili się do powstania mojego
albumu. Najbardziej jednak chciałabym podziękować kobiecie, która
jest moją inspiracją oraz największym wsparciem.- uśmiechnął
się do mnie, ludzie znowu zaczęli piszczeć. A na mnie padło
światło, uśmiechnęłam się słysząc jego słowa- Kochanie chodź
na scenę.- poprosił przygryzając wargę, spojrzałam na niego
przerażona. Siedząca za mną Janet szturchnęła mnie lekko. W
końcu podniosłam się z fotela i chwytając w dłoń materiał
sukni weszłam na schody prowadzące na scenę. Stanęłam obok
mojego faceta, który złapał mnie za rękę.
-Victoria
Lancaster, moja narzeczona i miłość mojego życia. To właśnie
ona wspierała mnie w najtrudniejszych chwilach.- uśmiechnęłam się
lekko zawstydzona- Dziękuję Ci za wszystko.- nawet nie wiem jak to
się stało, ale momentalnie poczułam ciepłe wargi Michaela na
swoich. Na sali rozległy się gwizdy. Lekko oszołomiona wplotłam
palce w jego delikatne włosy. Po namiętnym pocałunku
podziękowaliśmy i machając publiczności udaliśmy się na swoje
miejsca.
-Ciebie
zawsze.- złapał mnie za rękę uśmiechając się szeroko. Michael
podczas całej gali zagarnął jeszcze trzy statuetki. Muszę
przyznać, że nie było tak nudno i beznadziejnie jak myślałam, że
będzie. Po ceremonii udaliśmy się na krótki bankiet. Siedzieliśmy
przy jednym stole z Jacksonami. Rozmawiałam sobie z panią Katherine
kiedy Michael nagle poprosił mnie do tańca. Spojrzałam na niego
wzrokiem typu „chyba Cię coś boli”. Pokręcił przecząco głową
śmiejąc się. Spojrzałam na parkiet, który był pusty. Super... Na scenie pojawiła się Whitney i zaczęła śpiewać „I will
always love you”.
-No nie daj
się prosić.- uśmiechnął się przesłodko. W końcu się
zgodziłam podając mu swoją dłoń.
-Ty wiesz,
że ja nie umiem tańczyć, prawda?- spytałam kładąc dłoń na
jego ramieniu.
-Oczywiście,
że umiesz kochanie. Więcej wiary w siebie. W końcu prowadzi Cię
sam Michael Jackson.- zaśmiałam się przytulając się do niego
jeszcze bardziej. Kołysaliśmy się spokojnie w rytm muzyki,
przymknęłam oczy. Było mi tak dobrze przy nim. Nie myślałam już
nawet o krokach czy o ludziach, którzy się w nas wgapiali. Byliśmy
tylko my i parkiet. Ten taniec mogłam zaliczyć do najlepszych,
Michael był świetnym partnerem zresztą cóż się dziwić skoro
był tancerzem. Nagle wykonał obrót pochylając mnie lekko w tył.
Wystraszona spojrzałam w jego oczy, żeby tylko mnie nie puszczał.
Kurczowo przytrzymywałam się jego ramienia, on zaś zawiesił sobie
moje udo na biodrze. Piosenka się skończyła, a my nagle
usłyszeliśmy...brawa? Tak zdecydowanie, to one sprowadziły mnie na
ziemię. Kiedy wróciłam już do normalnej pozycji rozejrzałam się
dookoła, dalej byliśmy sami na parkiecie. A ludzie? Ludzie gwizdali
i zwyczajnie bili nam brawa. Oblałam się rumieńcem i spojrzałam
na Michaela, który ukłonił się teatralnie szczerząc się od ucha
do ucha. Jak najszybciej pociągnęłam go do naszego stolika. Czułam
się trochę niezręcznie przez to, że wszyscy tak skupili na nas
swoją uwagę, ale po chwili już mi przeszło.
-Lubisz być
w centrum uwagi co?- zagadnęłam popijając szampana,
bezalkoholowego oczywiście.
-Zawsze.-
wyszczerzył się, pokręciłam głową.
-Kiedy
wracamy do domu?- spytałam już tak na poważnie, byłam trochę
zmęczona. Jakby nie patrzeć dochodziła północ, a dodatkowo byłam
po pracy.
-Możemy w
sumie już się zbierać tylko skoczę jeszcze do toalety.-
przytaknęłam, a on po chwili zniknął mi z oczu. Ponownie wdałam
się w rozmowę z Katherine.
-Kochanieńka
nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że zeszliście się z
Michaelem.- cały czas się uśmiechała, odwzajemniłam to.
-A pani nie
wie jak ja się cieszę...Myślałam, że już do tego nie dojdzie. W
pewnym momencie całkowicie straciłam nadzieję.- posmutniałam
trochę.
-To nie
możliwe, żebyście normalnie bez siebie funkcjonowali. Jesteście
sobie przeznaczeni.- kiedy usłyszałam te słowa, naprawdę poczułam
ogromne ciepło na sercu. Pani Katherine była taka kochana, zawsze
pomocna i życzliwa. Kochałam ją jak własną matkę. Kiedy Michael
nie wracał od 15 minut zaczęłam się lekko niepokoić. No, bo co
można tyle robić w głupiej toalecie? Spojrzałam w stronę
stolika, przy którym powinna siedzieć Madonna. No właśnie,
powinna... Poczułam dziwny uścisk w żołądku. Zerwałam się z
krzesła i pognałam w stronę toalet.
********
Kiedy
umyłem ręce i chciałem je wysuszyć usłyszałem, że ktoś
wchodzi do toalety. Nie obróciłem się za siebie. Nagle poczułem
czyjeś dłonie na swoich pośladkach. Zaśmiałem się.
-Vicki może
poczekamy z tym, aż znajdziemy się w limuzynie co?
-Ale ja nie
chcę czekać Michael.- chwila, chwila....to nie był głos mojej
narzeczonej. Odwróciłem
się szybko, a moim oczom ukazała się Madonna. Nie no śmiać mi
się chciało. Znowu chciała się do mnie dobrać w kiblu?
-Oh
Mike...Ja Cię kocham, dlaczego nie możesz tego zrozumieć?-
wywróciłem oczami. Podeszła do mnie wolno, kręcąc biodrami i
położyła dłonie na moim torsie.
-Ale ja
Ciebie nie kocham, zrozum to w końcu. I daj mi święty spokój
kobieto!- wkurzyłem się już na maksa. Emocje puściły.
-Mam Cię
zniszczyć, naprawdę tego chcesz?- uwolniłem się z jej uścisku.
-Skoro tak
chcesz rozmawiać...przejdźmy więc do konkretów. Dam Ci spokój i
Twojej laluni jeśli się ze mną prześpisz.- patrzyłem na nią
chwilę w milczeniu po czym wybuchłem głośnym śmiechem.
-Jesteś
chora.- stwierdziłem po chwili widząc, że wcale nie żartuje.
-Daj
spokój, to raczej nie będzie dla Ciebie wielkim problemem.-
uśmiechnęła się do mnie. Nie wierzyłem, że ona naprawdę mi to
zaproponowała.
-Wiesz co?
Powinnaś się leczyć. Nie prześpię się z Tobą, mam narzeczoną,
którą kocham i nigdy jej nie zdradzę. A już tym bardziej z kimś
takim jak Ty. Może to w Twoim stylu, ale na pewno nie moim.- czułem
obrzydzenie do tej kobiety, nie mogłem wręcz na nią patrzeć.
Zastanawiałem się tylko jak ja mogłem w ogóle z nią być. Nie
dość, że byłem głupi to ślepy. Podejrzewam, że nie tylko z
Jermainem mnie zdradziła. Połowa Hollywood pewnie już ją miała.
-Zła
odpowiedź skarbie. Mhmm chyba nie chcesz, aby Twojej cudownej
narzeczonej przez przypadek coś się stało co?- trafiła w mój
słaby punkt.
-Nie
zrobisz tego.- syknąłem w jej stronę, zaśmiała się.
-Przystojny,
ale za to jaki głupi...Oczywiście, że to zrobię. Wybór należy
do Ciebie.- puściła mi oczko. Podeszła do mnie.
-A
zapewniam, że nie będziesz tego żałować.- wyszeptała mi do ucha
stojąc bardzo blisko mnie. Za blisko...
-Wiem
dobrze co lubisz i jestem pewna, że zaspokoję Cię lepiej niż ta
mała wywłoka.- chciałem coś powiedzieć, ale zamknęła mi nagle
usta pocałunkiem. Chciałem jak najszybciej się od niej oderwać,
ale w tym momencie ktoś wszedł do środka. Wszystko działo się
tak szybko...
-Michael...-
w progu stała Victoria. Po jej policzkach spływały łzy, skakała
oczami to na mnie to na Madonnę. Odepchnąłem szybko od siebie
blondynkę i podbiegłem do mojej narzeczonej.
-Victoria
to nie tak jak myślisz!- zaczęła cofać się do tyłu kręcąc
głową. Odwróciła się na pięcie i zaczęła biec. Chciałem już
ruszyć za nią, ale Mad złapała mnie za rękę.
-Masz dwa
tygodnie na podjęcie decyzji.
-Już ja
podjąłem. Odpierdol się ode mnie!- krzyknąłem tak głośno, że
aż podskoczyła. Nie czekając na jej reakcję ruszyłem w pogoń za
Victorią. Na szczęście zdążyłem dogonić ją na korytarzu.
Chwyciłem ją lekko za ramię.
-Kochanie
ja Ci to wszystko wytłumaczę.- spojrzała na mnie z takim bólem w
oczach...Do tego cały czas płakała. Nie mogłem patrzeć na to jak
cierpi. Pomimo jej sprzeciwu przytuliłem ją mocno do siebie,
zaczęła szlochać w moją koszulę waląc pięściami w moją
klatkę piersiową. Z każdą chwilą jej ciosy słabły, aż w końcu
przestała i objęła mnie w pasie. Zaczęła cała się trząść.
-Posłuchaj
ja wiem jak to wyglądało, ale błagam Cię pozwól mi to wszystko
wyjaśnić. Tylko nie tutaj.- nie odpowiedziała nic więc uznałem
to za zgodę. Wyjąłem komórkę z kieszeni i zadzwoniłem do
szofera aby podjechał limuzyną pod tylne wyjście. Chwilę potem
siedzieliśmy już w aucie. Victoria wcisnęła się w fotel i nawet
na mnie nie patrzyła. Westchnąłem...Jak
miałem jej to wszystko wytłumaczyć, żeby mi uwierzyła?
-Vicki...To
ona mnie pocałowała, akurat w tym momencie kiedy ty na to naszłaś.
Nie chciałem tego, chciałem ją odepchnąć...Naprawdę, musisz mi
uwierzyć. Znowu się do mnie dobierała, próbowałem ją spławić,
ale wiesz jaka ona jest upierdliwa. Nagle, nawet nie wiem jak to się
stało, ale pocałowała mnie. Nawet nie odwzajemniłem tego
pocałunku. Wiesz, że jej nienawidzę. Victoria wiesz, jak bardzo
ona mnie zraniła. Musisz mi uwierzyć.- klęknąłem przed nią,
wtedy na mnie spojrzała. Widziałem, że bije się z myślami.
-Nigdy nie
mógłbym Cię zdradzić, wiesz to przecież.- wyszeptałem patrząc
jej głęboko w oczy.
-Wiesz...wiesz
co poczułam kiedy zobaczyłam was razem?- znowu zaniosła się
płaczem. Nie mogłem tego znieść.
-Wiem...
-Nie
wiesz...- zaprzeczyła- Poczułam jak serce rozrywa mi się na milion
małych kawałeczków. Poczułam jakby ktoś odebrał mi powietrze i
wbił nóż w plecy. Poczułam jak świat wokół mnie wiruje,
poczułam pustkę w sercu...Michael nie pozwól nigdy więcej na to,
abym kiedykolwiek tak się poczuła.- wyszeptała przymykając oczy.
-Obiecuję,
że to już się nigdy nie powtórzy. Przepraszam Cię...- tym razem
to ona się do mnie przytuliła. Po chwili wgramoliła się na moje
kolana. Nadal czułem jak cała dygotała więc kołysałem ją w
ramionach i śpiewałem cicho piosenkę wprost do jej ucha. Po chwili
zaczęła rozluźniać swój uścisk, a kiedy odgarnąłem jej włosy
z twarzy zauważyłem, że śpi, a jej oddech stał się miarowy i
spokojny. Oparłem głowę o zagłówek wzdychając głośno. Boże
miałem już serdecznie dość, byłem zmęczony tym wszystkim.
Dopiero co odzyskałem Victorię, a w jednej chwili mogłem ponownie
ją stracić. Bałem się tego co może wymyślić Mad, jeśli nie
przystanę na jej propozycję. Absolutnie nie mogłem się zgodzić,
to nie wchodziło nawet w grę. W życiu nie zdradziłbym kobiety,
którą kocham nad życie. Gdyby ona się o tym dowiedziała...to
złamałoby jej serce. Nie wybaczyłaby mi tego nigdy, jestem tego
pewien. Musiałem szybko wymyślić coś, żeby Madonna dała nam w
końcu spokój. Tego było już zdecydowanie za wiele. Postanowiłem
wziąć sprawy w swoje ręce teraz już na poważnie. Nic, ani nikt
nie zniszczy mojego związku z Victorią. Nikt.
********
No i jak? ;) Madonna Was zaskoczyła? xD Ale miałam radochę pisząc ten rozdział :D Mogłam sobie na nią nawyklinać w imieniu Vicki <3 XD Patrzcie jak wgl mi długi wyszedł... Jestem pod wrażeniem xD Ogólnie to jestem strasznie zadowolona z tego rozdziału :) Następny powinien pojawić się jakoś za tydzień.
Czekam na Wasze komy! <3 pamiętajcie, że to mega motywuje :)
Pozdrawiam Basia <3
No hej 😘 Twój Mike jest tak zboczony, że aż miło 😂 Świetny rozdział, ale nadal nie rozumiem, dlaczego Victoria tak zwleka z powiadomieniem Michaela o ciąży -.- Przecież on cieszyłby się jak małe dziecko 😉 Suknia Vicki, no kochana, zazdro 😒😁 Mike ma gust, to trzeba mu przyznać. W ogóle to ta scena przed lusterkiem, jak Michael mówił, że jest ohydny, a Victoria później zaczęła go całować... Przypomina trochę scenę w jacuzzi, w moim rozdziale 😉 No, ale w sumie Mike taki był, więc wybaczam 😂😘 Wszystko pięknie ładnie, ale co tu robi ta suką?! 😒 Madonna, kurde... Dziewica za dychę -.- Jak ona jest dziewicą to ja zakonnicą 😒 Jeszcze żeby przyszła, pokręciła parę razy zadem i wyszła... A tu wywłoka się do Michaela dobiera! I jeszcze jak go szantażuje: "Prześpij się ze mną, albo z twoją narzeczoną stanie się coś złego" -.- A przepraszam bardzo, czy Michael wygląda na męską dziwkę? 😒 Jak potrzebuje wrażeń to koło mnie jest klub Go Go, może wbić, a na pewno zrobi tam furorę -.- Dziwię się tylko Michaelowi. Moim zdaniem, powinien pogadać z Vicki, przedstawić jej, jak się sprawy mają, powiedzieć o tej rozmowie... No i przede wszystkim, pójść na policję. No sorry, ale szantaż i nękanie jest karalne (prawnik Martynka prawdę ci powie 😂), więc Madosuka przesiedziałaby w kiciu dobrych kilka lat, a wtedy mieliby spokój. No, ale nieeee, pan "zrób to sam", woli samodzielnie załatwić tą sprawę -.- Eh, no nic. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach trochę zmądrzeje 😉 Weny, skarbie i czekam na nexta ❤ Zawitaj czasem u mnie 😁😘
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle super. Ale mnie Madonna wkurwiła sucz poproztu xD. A ja się Ciebie pytam kiedy Vicki powie w końcu Michaelowi o tej jej ciąży? xD Bo czekam i czekam i doczekać się nie mogę.😂😂 No cóż jak juz mówiłam rozdział zajebisty, życzę max weny i czekam na nexta😍❤❤
OdpowiedzUsuń