17 lipca 2017

Rozdział 38. Dziewica roku.

Witam :D
Bez zbędnego pierdzielenia XD Mam dla Was niespodziankę, która pojawi się w tym rozdziale ;p Ale ja nie cieszyłabym się tak na Waszym miejscu xD Bo to nie będzie zbyt miła niespodzianka :D Ale ja się cieszę, bo będę mogła poczytać śmieszne wyzwiska w komentarzach ;p
Nie przedłużając, zapraszam na rozdział <3

********

15 sierpnia 1988 r. miał być zwykłym dniem jak każdy inny. Ale chyba mój narzeczony miał nieco inne plany wobec mnie. Było popołudnie. Siedziałam w swoim biurze razem z Greyson'em, który cały czas coś do mnie mówił, ale ja w ogóle go nie słuchałam. Pogrążyłam się w swoich myślach. Konkretniej zastanawiałam się czy zdążę powiedzieć Michaelowi o mojej ciąży, nim sam się domyśli. Ostatnio przytyłam cztery kilogramy... Bałam się, że teraz mój narzeczony na pewno zacznie coś podejrzewać, a noszenie luźnych ciuchów tutaj nie pomoże. Niby nie miałam jeszcze odstającego brzucha... ale te cztery kilogramy musiały gdzieś się mieścić, prawda? W dodatku co raz częściej mam poranne mdłości. Muszę dosłownie chować się przed Michaelem. Pewnego ranka zrobiło mi się niedobrze przy śniadaniu. Jak nienormalna zerwałam się z tego krzesła i pobiegłam do najbliższej łazienki, w której spędziłam godzinę. Dobrze, że zamknęłam się wtedy na klucz, bo Michael oczywiście polazł ze mną. Musiałam mu się potem tłumaczyć durnymi wymówkami, że to „pewnie zwykła niestrawność”. Zastanawiałam się czy ja naprawdę tak dobrze gram, czy to Michael jest taki głupi, czy może tylko udaje...
Nagle ktoś wszedł do mojego gabinetu bez pukania, przerywając tym samym bełkot mojego kolegi z pracy. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech kiedy ujrzałam w progu najprzystojniejszego faceta na świecie.
-Witaj skarbie.- widząc Greyson'a trochę się zdziwił, ale po chwili skupił swoją uwagę na mnie. Zeszłam z fotela i podeszłam do niego.
-Witaj.- dał mi soczystego całusa. Chciałam się już oderwać, bo jakoś nie czerpię satysfakcji z całowania się przy innych osobach. No, w przeciwieństwie do Michaela. Przechylił mnie lekko w tył, łapiąc mnie jedną ręką w talii. Chciało mi się śmiać. Ale żeby zaspokoić odpowiednio mojego ukochanego pozwoliłam mu na ten SPECJALNIE przedłużany pocałunek. Broń Boże nie mówię, że nie był szczery. W tym sęk, że zbyt szczery, a to przez to, żeby ktoś mógł nas obserwować. Zarzuciłam mu ręce na szyję i jak najbardziej oddałam pocałunek. Kiedy w końcu oderwał się ode mnie zadowolony wystawiając te swoje białe perełki, zaśmiałam się cicho pod nosem. Dopiero teraz dostrzegłam, że za plecami coś chowa.
-To dla Ciebie kwiatuszku.- wręczył mi bukiet przecudownych lilii.
Kwiatuszku”? Zrobiłam minę typu „jaja sobie ze mnie robisz”? Ale oczywiście,starając się nie wyjść ze swojej roli, przyjęłam od niego kwiaty dziękując mu krótkim całusem. Nagle przypomniałam sobie, że przecież z nami wciąż jest Greyson. Odwróciłam się zakłopotana w jego stronę przygryzając wargę. Mój kolega chyba zrozumiał co w tej sytuacji powinien zrobić, bo wstał zbierając teczki z mojego biurka. Przez chwilę mierzył się z Michaelem wzrokiem po czym ze spokojem w głosie spytał:
-Już koniec przedstawienia? Bo liczyłem jeszcze na jakieś fajerwerki. Zawiodłem się na panu, panie Jackson.- a co Michael na to? Stał sobie „na luzie” opierając się o ścianę, ręce trzymając w kieszeniach z błogim uśmiechem na ustach. Stałam pomiędzy nimi i latałam wzrokiem z jednego na drugiego.
-Jak chciał pan publiczności trzeba było wyjść na scenę, bo ode mnie braw pan nie otrzyma.- na tym skończył. Udał się w kierunku wyjścia, ale zatrzymał się na chwilę przy mnie.
-Jutro dokończymy Victorio. Trzymaj się.- pogładził mnie po ramieniu. Michael uważnie go obserwował, nie krępował się w ogóle. Wywiercał w nim dziurę tym swoim przenikliwym wzrokiem.
-Cześć Greyson.- mruknęłam. Przechodząc obok Michaela szturchnął go ramieniem niby „niechcąco” i wyszedł. Ten tylko zaśmiał się głośno. Przewróciłam oczami.
-Jesteś nienormalny Jackson.- usiadłam na moim wygodnym fotelu.
-Ale co ja takiego zrobiłem?- udał niewiniątko i usiadł na moim biurku zakładając nogę na nogę.
-Właśnie zrobiłeś przedstawienie. 
-Uważasz, że to było na pokaz?- uniósł do góry brwi.
-Tak.
-Oczywiście, ze nie.
-Oczywiście, że tak.- zaczęłam go przedrzeźniać.
-Gdyby tego palanta tu nie było przywitał bym Cię...inaczej. Niestety on mi to nie umożliwił.
-Taa ciekawe jak...
-No nie mogę Ci zademonstrować, gdyż w każdej chwili może ktoś tu wejść.- nachylił się nade mną, po czym wzrokiem zjechał na mój biust. Zmrużyłam oczy. Coś mi to nie pasowało. 
-Skąd Ty w ogóle znasz Greyson'a?- odsunął się od razu. Chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
-Nie znam go.- przyjrzałam mu się. Coś mi się tu nie podobało. Jeśli go nie znał to dlaczego zareagował tak na jego widok?
-Po prostu dla mnie każdy facet, który się przy Tobie kręci jest palantem.
-On się przy mnie nie kręci...
-Widziałem jak na Ciebie patrzy.
-No jak?
-Tak jak nie powinien patrzeć nikt oprócz mnie.- pokręciłam głową wzdychając.
-Co żeś znowu przeskrobał?- spytał pokazując na piękne kwiaty. Ma szczęście, że to nie róże, bo wyleciałby stąd z nimi i to z hukiem. Nienawidzę róż. Są strasznie oklepane.
-Jeszcze nic...- podrapał się po czole.
-No dobra, gadaj.- westchnął.
-Chciałbym, żebyś poszła ze mną na rozdanie Grammy.- czekał na moją reakcję, ale ja tylko wpatrywałam się na niego w milczeniu. Boże święty. Ja wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie i to na pewno nie tylko raz. Nienawidzę TAKICH imprez. Nie lubię zachowywać się jak celebrytka, którą zresztą nie jestem. Nie lubię być miła dla ludzi, którzy sztucznie się do mnie uśmiechają i udają moich najlepszych przyjaciół. Nie cierpię widoku tych wszystkich nadętych gwiazdek i upierdliwych paparazzi. To nie jest mój świat. W tym momencie zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo nie pasuje do Michaela i jego świata. Powinnam być celebrytką pokroju Madonny, żeby do tego wszystkiego się nadawać. Ona w tym całym zasranym show biznesie czuła się jak ryba w wodzie, a ja? Jak ryba bez wody. Dusiłam się w tym towarzystwie. Z drugiej strony zaś wiedziałam na co się piszę zgadzając się na bycie z najsławniejszym człowiekiem na tej ziemi. Musiałam go wspierać. Taka była moja rola, dziewczyny Króla Pop'u. Westchnęłam nie spuszczając wzroku z Michaela.
-Wiem, że nie jesteś zadowolona...I wiesz, że ja również nie przepadam za takimi imprezami, ale muszę iść dla świętego spokoju. Wiesz, że Tom mnie zabije jeśli nie pójdę, a nie chcę iść sam...
-Okej. Dobra...dobra...pójdę z Tobą.
-O Boże kocham Cię!- krzyknął uradowany.
-Tylko za to, że się zgodziłam z Tobą iść do tego buszu?- zaśmiał się.
-Nie, za całokształt kochanie.- nachylił się nade mną i cmoknął mnie w usta. Oblizałam wargi.
-Kiedy jest to rozdanie?
-No właśnie i teraz się wkurzysz...- zaczął rozcierać kark unikając mojego wzroku. Zamrugałam kilka razy.
-No nie...ooooo nie...Nie mów mi, że...
-Dzisiaj.- dokończył za mnie. No w tym momencie się po prostu wkurwiłam.
-Czy Ciebie totalnie porąbało?!- wstałam z miejsca. Nienawidziłam kiedy to robił, a robił to często.
-Znowu stawiasz mnie przed faktem dokonanym, żebym nie mogła się już wycofać! Wiesz co? Cmoknij mnie w dupę. Skończyło się. Albo normalnie zaczniesz uprzedzać mnie o swoich planach, albo znajdź sobie kogoś innego na te zasrane bale!- obeszłam całe biurko i chciałam zwyczajnie wyjść, ale złapał mnie za łokieć.
-Powiedziałam, żebyś pocałować mnie w dupę!- próbowałam mu się wyrwać, zaśmiał się.
-Mogę Cię pocałować, ale nie tutaj.- przestał się uśmiechać kiedy zobaczył moją winę.
-Wiesz co? Dzieciak z Ciebie. Denerwuje mnie już to. To nie jest śmieszne Michael ani trochę.- spoważniał w końcu.
-Przepraszam no...Po prostu bałem się, że jak powiem Ci tydzień wcześniej to się nie zgodzisz. 
-Trzeba było normalnie powiadomić mnie o tym wcześniej, a nie na ostatnia chwilę. Czy Ty jesteś do cholery poważny? O której to się w ogóle zaczyna?
-O 20...
-No świetnie!- klasnęłam w dłonie- Zostały cztery godziny, a ja nie mam nic począwszy od sukienki!- myślałam, że zabije go wzrokiem.
-O tym już pomyślałem.- zeskoczył z biurka i wyszedł z mojego gabinetu, po chwili jednak wrócił z jakimś pokrowcem. Zmarszczyłam czoło.
-Wiedziałem, że baby zawsze mają problem z ciuchami, bo przecież nigdy nie mają się w co ubrać dlatego kupiłem Ci to.- pomału rozpiął pokrowiec, a moim oczom ukazała się kreacja niczym z czerwonego dywanu. Zakryłam usta dłonią i podeszłam do Michaela. Suknia była czerwona i długa aż do samej ziemi. Mieniła się w świetle. Wysadzana zapewne najdroższymi kamieniami, musiała kosztować majątek. Pewnie z pięć moich wypłat, a przypominam, że architekci zarabiają sporo. Chociaż przy zarobkach Michaela to jest pikuś.
-No nie wiem...Ile ona kosztowała? Albo nie odpowiadaj, nie chcę nawet wiedzieć.- zaśmiał się.
-Nie tak dużo jak może Ci się wydawać.
-Przypominam Ci, że my mamy zupełnie inne pojęcie na temat pieniędzy.
-No powiedz, że Ci się choć trochę podoba.
-Podoba mi się i to bardzo. Ale dalej jestem na Ciebie zła.- odwróciłam się i usiadłam za biurkiem.
-Vicki...- zaczął tym swoim głosem, wiecie jakim. Zawsze go używał kiedy byłam na niego zła, próbował mnie nim urobić, zresztą skutecznie. Położył pokrowiec z sukienką na krześle i podszedł do mnie. Oparł się jedną ręką o oparcie mojego fotela i złapał mnie za podbródek.
-Nie złość się na mnie już. Obiecuję, że Ci to wynagrodzę.- uśmiechnął się słodko gładząc mój policzek, westchnęłam.
-Musielibyśmy nie wychodzić z łóżka chyba przez tydzień.
-Da się zrobić.- puścił mi oczko zagryzając seksownie wargę. Oj już ja to sobie zapamiętam.
Tak więc postanowiliśmy wracać już do Neverlandu, bo w końcu trzeba było się dobrze przygotować na wieczór. Miała przyjechać do nas Karen i pomóc Michaelowi z makijażem, ale w ostatniej chwili okazało się, że coś jej wypadło i nie może. Nie widziałam żadnego problemu, gdyż mój narzeczony sam potrafi zrobić sobie odpowiedni make up. Okazało się, że jednak jest problem. 
Ja byłam praktycznie gotowa już od godziny. Włosy idealnie ułożone, makijaż w którym oczywiście nie zabrakło czerwonej szminki i sukienka. 
Muszę przyznać, że ledwo się w nią zmieściłam, chyba nie muszę mówić dlaczego. Byłaby idealna gdyby nie to, że przytyłam. Chodziło mi się w niej trochę ciężko, ale ogólnie nie było tak źle, dało się wytrzymać. Weszłam do naszej sypialni i omiotłam całe pomieszczenie wzrokiem. Michael siedział przy mojej toaletce i wyglądał na kompletnie załamanego.
-Wszędzie Cię szukałam. Co robisz? Powinieneś być już dawno gotowy.- nie odezwał się, nawet na mnie nie spojrzał. Podeszłam do niego więc i zabrałam jego ręce z twarzy. Płakał.
-Kochanie Ty płaczesz?- usiadłam obok niego, wtulił się we mnie od razu.
-Co się dzieje?- byłam wręcz przerażona jego zachowaniem.
-Jestem ohydny...- wyszeptał ze smutkiem w głosie, zmarszczyłam czoło.
-Michael co Ty wygadujesz?- odsunęłam się od niego i zmusiłam go, aby na mnie spojrzał. Spuścił wzrok i zaczął rozpinać swoją koszulę. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Chwilę potem ujrzałam białe przebarwienia na jego skórze. Oczywiście, że wiedziałam o jego chorobie, ale nie sądziłam, że rozwinie się ona tak szybko. Plamy były wszędzie. Na torsie, szyi, brodzie. Wziął kilka kosmyków za ucho tym samym pokazując mi, że tam też pojawiły się małe plamki.
-Dlaczego nie mogę być normalny? Taki jak inni?- spojrzał na mnie z takim bólem w oczach, że zachciało mi się wręcz płakać.
-Jesteś normalny.- wyszeptałam.
-Nie.- zaczął kręcić głową- Jestem straszny, odpychający. Jak możesz ze mną w ogóle być? Wyglądam okropnie.- odwrócił ode mnie twarz. Nie wiedziałam jak mam w tej chwili zareagować na jego słowa. Przecież to była nieprawda...
-Michael przestań do cholery. Jak możesz tak o sobie mówić? Jesteś pięknym mężczyzną i nie pozwolę Ci tak mówić. Spójrz na mnie.- po chwili to zrobił. Przybliżyłam się do niego i zaczęłam go całować. Najpierw po twarzy, potem po szyi i torsie.
-Victoria nie rób tego...Nie chcę żebyś się zmuszała.- nie słuchałam go tylko dalej całowałam każdy milimetr jego skóry, zwłaszcza w tych miejscach gdzie były przebarwienia. W końcu oparłam swoje czoło o jego.
-Kocham Cię, a Twoja choroba mi nie przeszkadza. Te plamki są nawet urocze.- cmoknęłam go w szyję, obiął mnie.
-Też chciałabym się dłużej poprzytulać, ale wiesz, że nie mamy czasu. No chyba, że zostaniemy w domu i...- wplotłam palce w jego loki uśmiechając się zadziornie.
-Chciałbym, ale nie możemy.- westchnął odgarniając mi włosy z twarzy.
-Mamy tylko dwie godziny, a Ty nie jesteś nawet ubrany.
-Mam problem z makijażem...Pomożesz mi?- nigdy mnie o to nie prosił.
-Oczywiście, że tak.- uśmiechnęłam się- Ale najpierw się przebież.- kiedy przebierał się w swój strój na ten wieczór, nie mogłam w ogóle oderwać od niego wzroku.
-Wywiercisz we mnie zaraz dziurę.- powiedział zakładając złoty pas, przechyliłam lekko głowę. 
-Nie moja wina, że jesteś cholernie seksowny.- powiedziałam jak gdyby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Dla mnie była. Próbowałam go dowartościować na każdym kroku, bo wiedziałam, że nadal ma kompleksy. Tylko nie rozumiałam jak ktoś taki jak Michael Jackson może mieć kompleksy. Przecież nastolatki i dorosłe kobiety mdleją na jego koncertach, a on twierdzi, że jest brzydki. Chyba humor mu powoli wracał, bo zaśmiał się delikatnie na moje słowa. Szybko uporaliśmy się z makijażem. Starałam się jak tylko mogłam, żeby zatuszować te nieszczęsne przebarwienia. Mi one nie przeszkadzały w ogóle, ale Michael ich nienawidził. Dzień w dzień żył nadzieją, że uda mu się to wyleczyć. Ciągle brał jakieś specyfiki. Ale nic do tej pory nie pomogło. W końcu gotowi wyjechaliśmy z Neverlandu białą limuzyną. Siedziałam ciągle przyklejona do ramienia Michaela i ze zdenerwowania ściskałam go co raz bardziej.
-Zaraz mnie udusisz.- pstryknął mnie w nos.
-Przepraszam...- odsunęłam się trochę od niego wzdychając.
-Vicki powiedz mi czego Ty się tak boisz? Przecież będę tam z Tobą.- złapał mnie za dłoń.
-Boję się, że palnę coś głupiego albo wywalę się na środku sali i zrobię z siebie idiotkę roku, a dziennikarze mnie zjedzą.- zaśmiał się. Mi nie było wcale do śmiechu. Nie jest łatwo tak nagle wejść sobie do show biznesu i czuć się w tym wszystkim świetnie. Czy chciałam czy nie, będąc z Michael automatycznie stałam się osobą publiczną.
-Nic takiego się nie wydarzy, spokojnie.- uśmiechnął się gładząc mnie po odkrytym ramieniu.
-Idziemy potem na bankiet?- spytałam chociaż wiedziałam jaka będzie odpowiedź.
-Pójdziemy tylko na chwilkę obiecuję.- zapewnił. Mruknęłam tylko przytakująco.
-Państwo Jackson, jesteśmy na miejscu.- odparł Eddie, przednio odsuwając szybę, która nas od niego dzieliła.
-Eddie nie żartuj sobie.- powiedziałam mając na myśli to jak się do nas zwrócił. Michael tylko się uśmiechnął. Po chwili drzwi limuzyny otworzyły się, najpierw wyszedł mój narzeczony. Podał mi rękę, którą od razu złapałam i również wysiadłam z wozu. Od razu oślepił mnie blask tych cholernych fleszy. Starałam się uśmiechać najpiękniej jak tylko potrafiłam i przy okazji nie wywalić się na tych wysokich szpilkach. Michael uśmiechał się i machał do tłumu. Wczuł się od razu w swoją rolę, ja tak nie potrafiłam. Słyszałam z każdej strony głupie pytania dziennikarzy „Znowu jesteście razem?”, „Victoria jak to jest być z artystą tak wielkiego formatu jak Michael?, „Kiedy bierzecie ślub?”, „Jesteś w ciąży?”. Miałam serdecznie dosyć, a przeszliśmy zaledwie kilka metrów po czerwonym dywanie. Oczywiście ani ja, ani Michael nie odpowiedział na żadne pytanie. Podeszliśmy tylko na chwilę do grupki ludzi, którzy okazali się fanami Michaela, gdyż cały czas wykrzykiwali jego imię. Michael rozdał im trochę autografów i zgodził się na wspólne zdjęcia. Mnie oczywiście też w to wkręcił.
-Michael oooo Boże uwielbiam Cię!- krzyknęła jakaś fanka uwieszając się na szyi mojego faceta. Czy byłam zazdrosna? Raczej nie, wiedziałam, że to tylko fani, którzy bardzo kochają swojego idola. Michael uśmiechnął się na te słowa i chciał również złożyć dziewczynie kolejny autograf. Wskazała na swoje ramię, mój narzeczony wykonał jej prośbę.
-Mogę zrobić sobie z wami zdjęcie?- spojrzeliśmy na siebie, a po chwili już pozowaliśmy do wspólnej fotografii. Młoda dziewczyna stała między nami, objęliśmy się, a zdjęcie zostało zrobione.
-Dziękuję!- tym razem przytuliła nawet mnie. Musiałam przyznać, że byłam mile zaskoczona życzliwością jaką obdarowali mnie Ci wszyscy fani. Nie było sytuacji, w której ktoś by mnie obraził bądź zrobił coś podobnego. Chwilę po spotkaniu z fanami staliśmy już na ściance, pozując do zdjęć. Miało być ich tylko kilka, jak to zapewnił mnie Michael, ale w pewnym momencie myślałam, że się już stamtąd nie wydostaniemy. Oczy bolały mnie już coraz bardziej od tych aparatów. Gala jeszcze się nie zaczęła, a ja miałam już dosyć. Jeszcze musiałam się uśmiechać i udawać, że się świetnie bawię. Kiedy miałam zwyczajnie dość, spoglądałam na Michaela, a na mojej twarzy od razu pojawiał się uśmiech. W końcu udaliśmy się do głównej sali, w której miała odbyć się gala. Michael postanowił mnie zapoznać ze swoimi kolegami po fachu, że tak to ujmę. Wszędzie widziałam osoby, o których nawet nie śniłam, że kiedykolwiek zobaczę je na żywo. Prince, Mariah Carey, Freddie Mercury, Lionel Richie, Tina Turner, czy George Michael - byli tam wszyscy. Najlepiej rozmawiało mi się chyba z Whitney Houston. Tak, poznałam nawet ją. Jest wspaniałą i przemiłą kobietą. Okazało się nawet, że ma miejsce obok mnie także, będę miała przynajmniej miłe towarzystwo. Na gali nie mogło zabraknąć oczywiście całej rodziny Jacksonów. Rozmawiając z Whitney i Janet przechyliłam lekko głowę w lewą stronę i wtedy doznałam szoku kiedy dostrzegłam JĄ. Parę metrów od nas stała suka, której nienawidziłam z całego serca. Tak dobrze myślicie, Madonna we własnej parszywej osobie. 
-Boże co ta wywłoka tu robi?- zwróciłam się do moich towarzyszek pokazując dyskretnie na tą zdzirę.
-Niestety jest nominowana do kilku kategorii. Ale nie przejmuj się, wątpię by którąkolwiek wygrała tym bardziej, że rywalizuje z Michaelem. A jak wiadomo ona nie ma z nim szans.- powiedziała spokojnie Whitney. Jej słowa nieco mnie uspokoiły.
-Vicki nie psuj sobie humoru i nie gap się na tego szmatławca, bo jeszcze sobie wzrok popsujesz.- rzuciła Jan, na co obie się zaśmiałyśmy. Jednak nie mogłam oderwać od niej wzroku, a to dlatego, że ciągle wpatrywała się w mojego faceta, który aktualnie rozmawiał ze Steviem Wonder'em i Quincym. Postanowiłam na razie nie przejmować się tą...kobietą.
W końcu wszyscy zajęli swoje miejsca, łącznie z nami. Mieliśmy miejsca w pierwszym rzędzie i świetny widok na scenę.
-Chcemy serdecznie powitać wszystkich na 30 rozdaniu Grammy Awards.- odezwał się jeden z prowadzących galę i zapowiedział występ. Byłam ciekawa i bardzo podekscytowana obejrzeniem tego mini „koncertu” dopóki nie dowiedziałam się kto zaraz stanie na scenie.
-Panie i panowie powitajmy gromkimi brawami Madonnę!- od razu wywróciłam oczami co nie uszło uwadze Michaelowi.
-Nie zniosę widoku tej jędzy, aż bierze mnie na wymioty.- powiedziałam mu na ucho.
-Vicki błagam trzymaj swoje nerwy na wodzy. 
-Staram się...- mruknęłam. Ta lampucera wpadła na scenę w sukni ślubnej, a my mogliśmy usłyszeć pierwsze takty „Like a Virgin”. Zaśmiałam się pod nosem oglądając całą jej tą szopkę. Fani, którzy siedzieli u góry wstali i zaczęli krzyczeć, natomiast z naszego rzędu nikt się nie ruszył z miejsca i jakoś specjalnie mnie to nie dziwiło.
-Patrzcie państwo, dziewica roku się znalazła.- nie wytrzymałam, musiałam to jakoś skomentować i chyba trochę za głośno, bo kilka osób wokół nas zaczęło się cicho śmiać, łącznie z Whitney i Janet. Nawet Michael nie mógł się powstrzymać i parsknął cichym śmiechem udając, że niby kaszle. Przeniosłam swój wzrok ponownie na scenę, na której „wywijała” szanowna „królowa pop'u”. Boże strasznie chciało mi się śmiać z jej zachowania, turlała się po ziemi, a raczej wycierała kurze myśląc, że to jest seksowne i gapiła się na Michaela. Była naprawdę żałosna.  


Przestałam się jednak śmiać kiedy nagle repertuar się zmienił, dokładniej na...”Billie Jean”?! Aż się wyprostowałam na tym siedzeniu. Spojrzałam wkurzona na tą szmatę, która uśmiechnęła się do mnie z wyraźnym triumfem na twarzy. Nie wiem skąd wiedziała czym mnie wkurzyć. Dobrze, że tam jeszcze moonwalk'u nie odstawiła, ale i tak zerżnęła pół choreografii z „Billie Jean”.
-Czy Ty widzisz co ona robi?!- zwróciłam się do Michaela.
-Taa nie da się nie zauważyć...- mruknął, sam nie był z tego zadowolony. Mimo naszego oburzenia, publika była wyraźnie ucieszona i wiele osób poderwało się ze swoich miejsc kiwając się w rytm muzyki.
-No to zrób coś do cholery! Nie może sobie od tak śpiewać Twoich utworów!- zaczęłam się cała gotować ze złości. Ogólnie byłam nerwową osobą, a teraz przez ciążę to już w ogóle byłam jedną wielką bombą wybuchową.
-Victoria...co ja mogę niby zrobić? Zakazać jej śpiewania?- ciągle szeptaliśmy między sobą. W końcu Michael stwierdził, że przecież nic takiego się nie stało i mam się nią nie przejmować. Po jej koszmarnym występie w końcu mogłam odetchnąć z ulgą. Nie chciałam oglądać jej fałszywej mordy już tego wieczora. Miałam nadzieję, że to będzie pierwsza i ostatnia akcja z nią w roli głównej. Jak się potem okazało to był dopiero początek kłopotów.
Na scenie pojawił się wspaniały Eddie Murphy, który odczytał nominacje do kategorii „Album roku”. Nominowani byli: Prince, George Michael, wywłoka Madonna i mój Michael. Zacisnęłam mocno kciuki kiedy aktor rozrywał kopertę z wynikiem.
-Grammy Awards w kategorii „Album roku” wędruje do...Michaela Jacksona za Bad! Zapraszamy na scenę Michael.- ludzie wokół zaczęli piszczeć i bić głośne brawa. Rzuciłam mu się na szyję i mocno wyściskałam. Z uśmiechem na ustach poszedł odebrać nagrodę. Eddie wręczył mu statuetkę gratulując przy tym, Michael podziękował mu i stanął przed mikrofonem ściskając w dłoniach nagrodę.  


Ludzie nie nie mogli się uspokoić i zaczęli coraz głośniej wiwatować i krzyczeć, nagle ktoś z publiki krzyknął „Kocham Cię Michael!”, mój narzeczony uśmiechnął się i powiedział głośno „Kocham Cię bardziej” machając do fanów czym wywołał kolejny pisk. Kiedy ludzie w miarę się uspokoili zaczął mówić do mikrofonu.
-Chciałbym serdecznie podziękować za tą nagrodę. Naprawdę nie spodziewałem się, dziękuje za docenienie mojej sztuki. Przy albumie Bad było mnóstwo pracy, ale jak widać opłaciło się.- uniósł nagrodę w górę- Chciałbym podziękować Bogu, dzięki któremu mogę być kim jestem. To wszystko jego zasługa. Dziękuję również moim wspaniałym rodzicom Katherine i Joseph Jackson, kocham Was bardzo.- uśmiechnął się- Dziękuję Quincy, jesteś wspaniałym człowiekiem, bez Ciebie niepowstała by ta płyta.- uśmiechnął się patrząc na swojego przyjaciela i zarazem producenta- Dziękuję Berry Gordy, dziękuję kochanym fanom i wszystkim, którzy przyczynili się do powstania mojego albumu. Najbardziej jednak chciałabym podziękować kobiecie, która jest moją inspiracją oraz największym wsparciem.- uśmiechnął się do mnie, ludzie znowu zaczęli piszczeć. A na mnie padło światło, uśmiechnęłam się słysząc jego słowa- Kochanie chodź na scenę.- poprosił przygryzając wargę, spojrzałam na niego przerażona. Siedząca za mną Janet szturchnęła mnie lekko. W końcu podniosłam się z fotela i chwytając w dłoń materiał sukni weszłam na schody prowadzące na scenę. Stanęłam obok mojego faceta, który złapał mnie za rękę.
-Victoria Lancaster, moja narzeczona i miłość mojego życia. To właśnie ona wspierała mnie w najtrudniejszych chwilach.- uśmiechnęłam się lekko zawstydzona- Dziękuję Ci za wszystko.- nawet nie wiem jak to się stało, ale momentalnie poczułam ciepłe wargi Michaela na swoich. Na sali rozległy się gwizdy. Lekko oszołomiona wplotłam palce w jego delikatne włosy. Po namiętnym pocałunku podziękowaliśmy i machając publiczności udaliśmy się na swoje miejsca.
-Lubisz mnie zaskakiwać co?- szepnęłam Michaelowi na ucho, zaśmiał się.
-Ciebie zawsze.- złapał mnie za rękę uśmiechając się szeroko. Michael podczas całej gali zagarnął jeszcze trzy statuetki. Muszę przyznać, że nie było tak nudno i beznadziejnie jak myślałam, że będzie. Po ceremonii udaliśmy się na krótki bankiet. Siedzieliśmy przy jednym stole z Jacksonami. Rozmawiałam sobie z panią Katherine kiedy Michael nagle poprosił mnie do tańca. Spojrzałam na niego wzrokiem typu „chyba Cię coś boli”. Pokręcił przecząco głową śmiejąc się. Spojrzałam na parkiet, który był pusty. Super... Na scenie pojawiła się Whitney i zaczęła śpiewać „I will always love you”.
-No nie daj się prosić.- uśmiechnął się przesłodko. W końcu się zgodziłam podając mu swoją dłoń.
-Ty wiesz, że ja nie umiem tańczyć, prawda?- spytałam kładąc dłoń na jego ramieniu.
-Oczywiście, że umiesz kochanie. Więcej wiary w siebie. W końcu prowadzi Cię sam Michael Jackson.- zaśmiałam się przytulając się do niego jeszcze bardziej. Kołysaliśmy się spokojnie w rytm muzyki, przymknęłam oczy. Było mi tak dobrze przy nim. Nie myślałam już nawet o krokach czy o ludziach, którzy się w nas wgapiali. Byliśmy tylko my i parkiet. Ten taniec mogłam zaliczyć do najlepszych, Michael był świetnym partnerem zresztą cóż się dziwić skoro był tancerzem. Nagle wykonał obrót pochylając mnie lekko w tył. Wystraszona spojrzałam w jego oczy, żeby tylko mnie nie puszczał. Kurczowo przytrzymywałam się jego ramienia, on zaś zawiesił sobie moje udo na biodrze. Piosenka się skończyła, a my nagle usłyszeliśmy...brawa? Tak zdecydowanie, to one sprowadziły mnie na ziemię. Kiedy wróciłam już do normalnej pozycji rozejrzałam się dookoła, dalej byliśmy sami na parkiecie. A ludzie? Ludzie gwizdali i zwyczajnie bili nam brawa. Oblałam się rumieńcem i spojrzałam na Michaela, który ukłonił się teatralnie szczerząc się od ucha do ucha. Jak najszybciej pociągnęłam go do naszego stolika. Czułam się trochę niezręcznie przez to, że wszyscy tak skupili na nas swoją uwagę, ale po chwili już mi przeszło.
-Lubisz być w centrum uwagi co?- zagadnęłam popijając szampana, bezalkoholowego oczywiście.
-Zawsze.- wyszczerzył się, pokręciłam głową.
-Kiedy wracamy do domu?- spytałam już tak na poważnie, byłam trochę zmęczona. Jakby nie patrzeć dochodziła północ, a dodatkowo byłam po pracy.
-Możemy w sumie już się zbierać tylko skoczę jeszcze do toalety.- przytaknęłam, a on po chwili zniknął mi z oczu. Ponownie wdałam się w rozmowę z Katherine.
-Kochanieńka nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że zeszliście się z Michaelem.- cały czas się uśmiechała, odwzajemniłam to.
-A pani nie wie jak ja się cieszę...Myślałam, że już do tego nie dojdzie. W pewnym momencie całkowicie straciłam nadzieję.- posmutniałam trochę.
-To nie możliwe, żebyście normalnie bez siebie funkcjonowali. Jesteście sobie przeznaczeni.- kiedy usłyszałam te słowa, naprawdę poczułam ogromne ciepło na sercu. Pani Katherine była taka kochana, zawsze pomocna i życzliwa. Kochałam ją jak własną matkę. Kiedy Michael nie wracał od 15 minut zaczęłam się lekko niepokoić. No, bo co można tyle robić w głupiej toalecie? Spojrzałam w stronę stolika, przy którym powinna siedzieć Madonna. No właśnie, powinna... Poczułam dziwny uścisk w żołądku. Zerwałam się z krzesła i pognałam w stronę toalet.
******** 
Kiedy umyłem ręce i chciałem je wysuszyć usłyszałem, że ktoś wchodzi do toalety. Nie obróciłem się za siebie. Nagle poczułem czyjeś dłonie na swoich pośladkach. Zaśmiałem się.
-Vicki może poczekamy z tym, aż znajdziemy się w limuzynie co?
-Ale ja nie chcę czekać Michael.- chwila, chwila....to nie był głos mojej narzeczonej. Odwróciłem się szybko, a moim oczom ukazała się Madonna. Nie no śmiać mi się chciało. Znowu chciała się do mnie dobrać w kiblu?
-Mad nie znudziło Ci się to jeszcze?- odsunąłem się od niej na bezpieczną odległość.
-Oh Mike...Ja Cię kocham, dlaczego nie możesz tego zrozumieć?- wywróciłem oczami. Podeszła do mnie wolno, kręcąc biodrami i położyła dłonie na moim torsie.
-Ale ja Ciebie nie kocham, zrozum to w końcu. I daj mi święty spokój kobieto!- wkurzyłem się już na maksa. Emocje puściły.
-Mam Cię zniszczyć, naprawdę tego chcesz?- uwolniłem się z jej uścisku.
-Skoro tak chcesz rozmawiać...przejdźmy więc do konkretów. Dam Ci spokój i Twojej laluni jeśli się ze mną prześpisz.- patrzyłem na nią chwilę w milczeniu po czym wybuchłem głośnym śmiechem.
-Jesteś chora.- stwierdziłem po chwili widząc, że wcale nie żartuje.
-Daj spokój, to raczej nie będzie dla Ciebie wielkim problemem.- uśmiechnęła się do mnie. Nie wierzyłem, że ona naprawdę mi to zaproponowała. 
-Wiesz co? Powinnaś się leczyć. Nie prześpię się z Tobą, mam narzeczoną, którą kocham i nigdy jej nie zdradzę. A już tym bardziej z kimś takim jak Ty. Może to w Twoim stylu, ale na pewno nie moim.- czułem obrzydzenie do tej kobiety, nie mogłem wręcz na nią patrzeć. Zastanawiałem się tylko jak ja mogłem w ogóle z nią być. Nie dość, że byłem głupi to ślepy. Podejrzewam, że nie tylko z Jermainem mnie zdradziła. Połowa Hollywood pewnie już ją miała.
-Zła odpowiedź skarbie. Mhmm chyba nie chcesz, aby Twojej cudownej narzeczonej przez przypadek coś się stało co?- trafiła w mój słaby punkt.
-Nie zrobisz tego.- syknąłem w jej stronę, zaśmiała się.
-Przystojny, ale za to jaki głupi...Oczywiście, że to zrobię. Wybór należy do Ciebie.- puściła mi oczko. Podeszła do mnie.
-A zapewniam, że nie będziesz tego żałować.- wyszeptała mi do ucha stojąc bardzo blisko mnie. Za blisko...
-Wiem dobrze co lubisz i jestem pewna, że zaspokoję Cię lepiej niż ta mała wywłoka.- chciałem coś powiedzieć, ale zamknęła mi nagle usta pocałunkiem. Chciałem jak najszybciej się od niej oderwać, ale w tym momencie ktoś wszedł do środka. Wszystko działo się tak szybko...
-Michael...- w progu stała Victoria. Po jej policzkach spływały łzy, skakała oczami to na mnie to na Madonnę. Odepchnąłem szybko od siebie blondynkę i podbiegłem do mojej narzeczonej.
-Victoria to nie tak jak myślisz!- zaczęła cofać się do tyłu kręcąc głową. Odwróciła się na pięcie i zaczęła biec. Chciałem już ruszyć za nią, ale Mad złapała mnie za rękę.
-Masz dwa tygodnie na podjęcie decyzji.
-Już ja podjąłem. Odpierdol się ode mnie!- krzyknąłem tak głośno, że aż podskoczyła. Nie czekając na jej reakcję ruszyłem w pogoń za Victorią. Na szczęście zdążyłem dogonić ją na korytarzu. Chwyciłem ją lekko za ramię.
-Kochanie ja Ci to wszystko wytłumaczę.- spojrzała na mnie z takim bólem w oczach...Do tego cały czas płakała. Nie mogłem patrzeć na to jak cierpi. Pomimo jej sprzeciwu przytuliłem ją mocno do siebie, zaczęła szlochać w moją koszulę waląc pięściami w moją klatkę piersiową. Z każdą chwilą jej ciosy słabły, aż w końcu przestała i objęła mnie w pasie. Zaczęła cała się trząść.
-Posłuchaj ja wiem jak to wyglądało, ale błagam Cię pozwól mi to wszystko wyjaśnić. Tylko nie tutaj.- nie odpowiedziała nic więc uznałem to za zgodę. Wyjąłem komórkę z kieszeni i zadzwoniłem do szofera aby podjechał limuzyną pod tylne wyjście. Chwilę potem siedzieliśmy już w aucie. Victoria wcisnęła się w fotel i nawet na mnie nie patrzyła. Westchnąłem...Jak miałem jej to wszystko wytłumaczyć, żeby mi uwierzyła?
-Vicki...To ona mnie pocałowała, akurat w tym momencie kiedy ty na to naszłaś. Nie chciałem tego, chciałem ją odepchnąć...Naprawdę, musisz mi uwierzyć. Znowu się do mnie dobierała, próbowałem ją spławić, ale wiesz jaka ona jest upierdliwa. Nagle, nawet nie wiem jak to się stało, ale pocałowała mnie. Nawet nie odwzajemniłem tego pocałunku. Wiesz, że jej nienawidzę. Victoria wiesz, jak bardzo ona mnie zraniła. Musisz mi uwierzyć.- klęknąłem przed nią, wtedy na mnie spojrzała. Widziałem, że bije się z myślami.
-Nigdy nie mógłbym Cię zdradzić, wiesz to przecież.- wyszeptałem patrząc jej głęboko w oczy.
-Wiesz...wiesz co poczułam kiedy zobaczyłam was razem?- znowu zaniosła się płaczem. Nie mogłem tego znieść.
-Wiem...
-Nie wiesz...- zaprzeczyła- Poczułam jak serce rozrywa mi się na milion małych kawałeczków. Poczułam jakby ktoś odebrał mi powietrze i wbił nóż w plecy. Poczułam jak świat wokół mnie wiruje, poczułam pustkę w sercu...Michael nie pozwól nigdy więcej na to, abym kiedykolwiek tak się poczuła.- wyszeptała przymykając oczy.
-Obiecuję, że to już się nigdy nie powtórzy. Przepraszam Cię...- tym razem to ona się do mnie przytuliła. Po chwili wgramoliła się na moje kolana. Nadal czułem jak cała dygotała więc kołysałem ją w ramionach i śpiewałem cicho piosenkę wprost do jej ucha. Po chwili zaczęła rozluźniać swój uścisk, a kiedy odgarnąłem jej włosy z twarzy zauważyłem, że śpi, a jej oddech stał się miarowy i spokojny. Oparłem głowę o zagłówek wzdychając głośno. Boże miałem już serdecznie dość, byłem zmęczony tym wszystkim. Dopiero co odzyskałem Victorię, a w jednej chwili mogłem ponownie ją stracić. Bałem się tego co może wymyślić Mad, jeśli nie przystanę na jej propozycję. Absolutnie nie mogłem się zgodzić, to nie wchodziło nawet w grę. W życiu nie zdradziłbym kobiety, którą kocham nad życie. Gdyby ona się o tym dowiedziała...to złamałoby jej serce. Nie wybaczyłaby mi tego nigdy, jestem tego pewien. Musiałem szybko wymyślić coś, żeby Madonna dała nam w końcu spokój. Tego było już zdecydowanie za wiele. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce teraz już na poważnie. Nic, ani nikt nie zniszczy mojego związku z Victorią. Nikt.

********
No i jak? ;) Madonna Was zaskoczyła? xD Ale miałam radochę pisząc ten rozdział :D Mogłam sobie na nią nawyklinać w imieniu Vicki <3 XD Patrzcie jak wgl mi długi wyszedł... Jestem pod wrażeniem xD Ogólnie to jestem strasznie zadowolona z tego rozdziału :) Następny powinien pojawić się jakoś za tydzień.
Czekam na Wasze komy! <3 pamiętajcie, że to mega motywuje :) 
Pozdrawiam Basia <3 

2 komentarze:

  1. No hej 😘 Twój Mike jest tak zboczony, że aż miło 😂 Świetny rozdział, ale nadal nie rozumiem, dlaczego Victoria tak zwleka z powiadomieniem Michaela o ciąży -.- Przecież on cieszyłby się jak małe dziecko 😉 Suknia Vicki, no kochana, zazdro 😒😁 Mike ma gust, to trzeba mu przyznać. W ogóle to ta scena przed lusterkiem, jak Michael mówił, że jest ohydny, a Victoria później zaczęła go całować... Przypomina trochę scenę w jacuzzi, w moim rozdziale 😉 No, ale w sumie Mike taki był, więc wybaczam 😂😘 Wszystko pięknie ładnie, ale co tu robi ta suką?! 😒 Madonna, kurde... Dziewica za dychę -.- Jak ona jest dziewicą to ja zakonnicą 😒 Jeszcze żeby przyszła, pokręciła parę razy zadem i wyszła... A tu wywłoka się do Michaela dobiera! I jeszcze jak go szantażuje: "Prześpij się ze mną, albo z twoją narzeczoną stanie się coś złego" -.- A przepraszam bardzo, czy Michael wygląda na męską dziwkę? 😒 Jak potrzebuje wrażeń to koło mnie jest klub Go Go, może wbić, a na pewno zrobi tam furorę -.- Dziwię się tylko Michaelowi. Moim zdaniem, powinien pogadać z Vicki, przedstawić jej, jak się sprawy mają, powiedzieć o tej rozmowie... No i przede wszystkim, pójść na policję. No sorry, ale szantaż i nękanie jest karalne (prawnik Martynka prawdę ci powie 😂), więc Madosuka przesiedziałaby w kiciu dobrych kilka lat, a wtedy mieliby spokój. No, ale nieeee, pan "zrób to sam", woli samodzielnie załatwić tą sprawę -.- Eh, no nic. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach trochę zmądrzeje 😉 Weny, skarbie i czekam na nexta ❤ Zawitaj czasem u mnie 😁😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle super. Ale mnie Madonna wkurwiła sucz poproztu xD. A ja się Ciebie pytam kiedy Vicki powie w końcu Michaelowi o tej jej ciąży? xD Bo czekam i czekam i doczekać się nie mogę.😂😂 No cóż jak juz mówiłam rozdział zajebisty, życzę max weny i czekam na nexta😍❤❤

    OdpowiedzUsuń