Kochani no jestem normalnie z siebie dumna! Napisałam ten rozdział zaledwie w kilka godzin :D dlatego też wstawiam go od razu. Zauważyłam wgl, że odkąd zaczęły się wakacje pisanie idzie mi zajebiście świetnie (skromnie mówiąc xD). W końcu mi się chcę, mam wenę i masę pomysłów. To wspaniałe uczucie <3 Och myślę, że TEN ROZDZIAŁ spodoba Wam się bardzo xD Dlaczego? Przekonajcie się sami ;)
Zapraszam do czytania ;*
*********
29 sierpnia
1988 roku, miał być wyjątkowym dniem. Ze względu na urodziny
Michaela jak i prezent, który chciałam mu podarować. Przez cały
dzień chodziłam podekscytowana, ale równie cieszyłam się jak i
stresowałam. Michaela nie było w domu, dlatego chciałam mu zrobić
niespodziankę. Od dwóch tygodni był w Las Vegas, odbywał tam
koncerty. Strasznie za nim tęskniłam, ale nie mogłam niestety
jechać z nim. Praca. Z jednej strony dobrze, że nie było go przez
ten czas w domu. Nie musiałam się przed nim ukrywać. Moja ciąża
coraz bardziej dawała się we znaki. Nawet sama Jessica się
domyśliła i byłam zmuszona wszystko jej powiedzieć. Strasznie
ucieszyła się na tą wiadomość, ale nie rozumiała jednego.
Dlaczego nadal nie powiedziałam o tym Michaelowi? No właśnie
dzisiaj miało się wszystko wyjaśnić. Michael miał wrócić do
domu po południu. Z Jess od rana szykowałam tort, cały Neverland
był ustrojony. Goście pozapraszani. Chciałam zrobić mu
niespodziankę. Mimo, że kilka dni temu kiedy rozmawiałam z nim
przez telefon stanowczo zaznaczył, że mam niczego nie szykować na
jego urodziny i nie zawracać sobie tym głowy. A ten dzień spędzimy
sami. Oczywiście, że go nie posłuchałam. To były jego 30
urodziny i trzeba było je porządnie uczcić. Poza tym nawet jeśli
nie zorganizowałabym tej imprezy, Jacksonowie i tak by przyjechali.
Czułam, że to będzie wspaniały dzień. Większość gości już
było. Jedzenie i tort również był gotowy. Ja musiałam się tylko
przebrać w coś bardziej odpowiedniego do świętowania urodzin i
zostało tylko czekanie na Michaela. Kiedy w łazience rozebrałam
się do bielizny mimowolnie spojrzałam na swój lekko zaokrąglony
brzuszek. Uśmiechnęłam się dotykając go.
-Już
niedługo kochanie...- szepnęłam wzdychając. Szybko wcisnęłam na
siebie białą, przewiewną sukienkę i zbiegłam na dół, do
wszystkich gości.
-Pani
Victorio, telefon do pani.- zawołała do mnie Eliza. Jedna z
pokojówek. Uśmiechnęłam się do niej i udałam się do salonu.
-Kto w
ogóle dzwoni?- spytałam za nim podniosłam słuchawkę.
-Michael.-
odparła i po chwili zniknęła mi z oczu. Denerwowało mnie, że do
mojego narzeczonego wszyscy zwracają się po imieniu, a do mnie
jakbym była jakąś królową. Tyko „pani Victorio, panienko”.
Eh... Przyłożyłam słuchawkę do ucha.
-Dzień
dobry panie Jackson.- przygryzłam wargę. Usłyszałam słodki
śmiech po drugiej stronie.
-Witak
księżniczko. Co robisz?
-Czekam na
Ciebie i strasznie się nudzę... A właśnie! Jesteś już w drodze?
-No właśnie
kochanie, bo... ja dlatego dzwonię...- nie podobał mi się jego
ton.
-Przepraszam
Cię strasznie, ale nie wracam dzisiaj do domu.- mina mi zrzedła.
-Co, ale
dlaczego? Coś się stało?
-Muszę
zostać jeszcze na minimum dwa tygodnie.- aż oczy wyszły mi na
wierzch Postanowiliśmy z Tom'em, że nakręcimy tu teledysk do
„Liberian Girl”.
-Michael,
ale dzisiaj są Twoje urodziny! Mieliśmy ten dzień spędzić razem,
obiecałeś mi. Nie widzieliśmy się dwa tygodnie.- mój dobry humor
zmienił się w zawrotnym tempie. Myślałam, że go normalnie
rozszarpie przez ten telefon. Akurat teraz zachciało mu się
kręcenia teledysku.
-Vicki
wiem...ale nie złość się na mnie. Obiecuję, że wynagrodzę Ci
to tylko kiedy wrócę.- jak ja słyszę te jego „wynagrodzę Ci
to” to rzygać mi się chcę.
-Michael,
ale ja nie chcę żadnych brylantów i drogich kolacyjek. Ja chcę
Ciebie.- usłyszałam, jakiś inny męski głos po drugiej stronie.
-Vicki
przepraszam Cię, ale muszę kończyć. Oddzwonię do Ciebie za jakiś
czas. Kocham Cię.- i po prostu się rozłączył. Byłam wściekła.
Wzięłam kilka głębszych wdechów żeby się uspokoić i
postanowiłam poinformować wszystkich, aby wracali do domów, bo
impreza się nie odbędzie...
-Kochani
muszę Wam coś powiedzieć...- stanęłam na środku salonu. Osoby,
które były na tarasie widząc, że coś się dzieje również
zjawiły się szybko w środku.
-Otóż...Michael
niestety nie przyjedzie. Musi zostać w Vegas jeszcze dwa tygodnie.
Także przykro mi, ale z naszej niespodzianki nici.- po pomieszczeniu
rozległ się pomruk niezadowolenia. Chwilę później żegnałam się
ze wszystkimi.
-A co z
tortem i tym jedzeniem? Boże, zabiję tego Jacksona przysięgam.
Rzucę się na niego jak tylko przekroczy próg tego domu.- Jessica
chodziła w kółko cała nabuzowana. Chciało mi się z niej śmiać.
-Chętnie
Ci pomogę.- uśmiechnęłam się.
-No, ale
Vicki co Ty teraz zrobisz?- zatrzymała się i spojrzała na mnie-
Przecież dzisiaj miałaś mu powiedzieć...- zastanowiłam się na
chwilę. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Uśmiechnęłam się do
kucharki.
-I mu
powiem.- postanowiłam do końca nie rezygnować z mojego planu.
Dzisiaj były jego urodziny i nie pozwolę by ten dzień spędził
tylko na pracy. Pognałam na piętro i wyciągnęłam swoją czerwoną
walizkę z szafy i spakowałam do niej trochę ubrań i kosmetyków.
Oczywiście nie zapomniałam o prezencie dla Michaela. Przebrałam się w luźniejsze ciuchy i byłam gotowa. Zawiesiłam
torebkę na ramieniu, wzięłam do ręki walizkę i z okularami na
nosie i kapeluszem na głowie ruszyłam na dół. Od niedawna
zaczęłam podkradać Michaelowi jego kapelusze. Tak jakoś nagle mi
się spodobały. Wszyscy się śmiali, że niedługo będę wyglądać
jak jego kobieca kopia. Jessica spojrzała na mnie zdziwiona.
-A Ty gdzie
się już wybierasz?
-A jak
myślisz?
-No dobra,
dobra. Tylko ja dalej nie wiem co mam zrobić z tym żarciem!-
zaśmiałam się.
-Zrób
jakąś imprezę, daj naszym ochroniarzom, albo coś w tym stylu. Na
pewno się nie zmarnuję.- pocałowałam ją w policzek. Wyjęłam
telefon i zadzwoniłam do Roberta i powiedziałam mu, żeby wziął
Eddie'go podjechali samochodem pod dom. Kiedy Michaela nie ma w domu,
moim osobistym ochroniarzem jest właśnie Robert. I nigdzie mam się
bez niego nie ruszać, bo gdyby zachciało mi się nawet pojechać
gdzieś samej, on zaraz nakabluje na mnie Michaelowi. A to przez to,
że się go boi. Z kolei na Roberta mają mieć oko inni „goryle”
w razie gdyby za bardzo przeginał z kulturalnością wobec mnie. Ta,
to wszystko chore wymysły mojego faceta. To zabawne, co miłość
robi z człowiekiem.
-Powiedz
Jacksonowi, że ma ode mnie porządnego kopa w dupę. Albo nie! Sama
mu go ode mnie przekażesz.- zaśmiałam się.
-Oczywiście,
nawet go pozdrowię od Ciebie.- pożegnałam się z Jess i wyszłam
przed dom. Robert zdziwił się kiedy zobaczył moją walizkę, ale
nic nie mówił, tylko od razu wpakował ją do bagażnika.
Wsiedliśmy do czarnego mercedesa.
-To gdzie
jedziemy szefowo?- dostrzegłam jak Eddie uśmiecha się do mnie w
lusterku.
-Do Vegas.-
wystarczyło tylko tle. Chłopaki już dokładnie wiedzieli w jakie
miejsce jedziemy. Droga zajęła nam aż cztery godziny. Nie obyło
się bez kilku przystanków. Trochę też spałam. Ale co chwilę się
budziłam. Fotele w samochodzie jednak nie były tak bardzo wygodne jak
nasze łóżko w sypialni.
-Daleko
jeszcze?- jęknęłam.
-Jesteśmy
an miejscu.- na te słowa od razu się ożywiłam i otworzyłam oczy.
Spojrzałam w okno. Po raz pierwszy byłam w LV i muszę przyznać,
że podobało mi się tutaj. Chociaż i tak najbardziej kochałam
nasze słoneczne LA.
Las Vegas było bardzo kolorowym miastem. Była
tutaj nawet „mniejsza kopia”
wieży Eiflla. Wysokie wieżowce i wszędzie ogromne billboardy
z gwiazdami. Był późny wieczór więc tym bardziej miałam piękne
widoki. W końcu zajechaliśmy pod odpowiedni hotel. Był tylko jeden
problem. Całe wejście do hotelu było uniemożliwione przez tłum
fanów i kręcących się paparazzi.
-No kiedy
Cię zobaczą na pewno będą wiedzieli kim jesteś. Już tym
bardziej patrząc na Twój strój.- zmarszczyłam czoło i spojrzałam
na moje ubrania.
-Co Ty
chcesz od moich ciuchów?
-Ja nic,
ale wyglądasz jak Jackson. Już sobie tą fedorę mogłaś chociaż
odpuścić.- poprawiłam kapelusz na głowie. Nie moja wina, że
przez tą ciążę nabrałam dziwnych nawyków.
-Och
przesadzasz.- machnęłam ręką na ochroniarza.
-To jak
dostaniemy się do środka?
-Podjechałbym
od tyłu, ale nigdy nie byłem w tym hotelu. Nie znam zbytnio jego
układu. Poza tym wielu ludzi nas już obserwuje. Zaraz polecą za
nami.- stwierdził Eddie.
-Dobra
robimy tak.- głos znowu zabrał Robert.
-Ja idę z
Tobą do wejścia.- pokazał na mnie- Tylko trzymaj się blisko mnie.
I musimy zrobić to jak najszybciej. A Eddie weźmie Twoją walizkę
i do nas dojdzie.- pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.
-Okej, no
to wychodzimy.- wysiedliśmy z auta, a ja od razu przykleiłam się
do ramienia ochroniarza zasłaniając się kapeluszem. Przez chwilę
szliśmy niezauważeni, ale to szybko się zmieniło...
-To
Victoria!- jakaś dziewczyna krzyknęła w naszą stronę, na co tłum
wydał z siebie głośny pisk i wręcz rzucił się na nas.
-Cholera
jasna.- ochroniarz przeklął.- Victoria złap mnie za rękę i
biegnij jak najszybciej.- podałam dłoń mężczyźnie i wykonałam
jego polecenie. Było bardzo ciężko przecisnąć się przez tłum
wariujących ludzi, ale jakoś daliśmy radę. Kiedy byliśmy już w
holu hotelu odetchnęłam z ulgą.
-Boże
święty nigdy więcej...- poprawiłam włosy i ubranie. Ochroniarz
uśmiechnął się tylko na moje słowa. Po chwili dotarł do nas
Eddie. Odebrałam od niego walizkę.
-Zostańcie
na razie. Możecie się jeszcze przydać. Ja idę do recepcji.- jak
powiedziałam tak zrobiłam. Nie ściągałam swojego „kamuflażu”.
-Dobry
wieczór.- powiedziałam do młodej kobiety, która siedziała za
recepcją. Nawet na mnie nie spojrzała.
-Dobry
wieczór. W czym mogę pomóc?- widać było, że była bardzo
zajęta.
-Ja
chciałabym się dowiedzieć, w którym pokoju zatrzymał się
Michael Jackson.- w tym momencie spojrzała na mnie. Zmierzyła mnie
z góry na dół i ponownie się odezwała.
-Oczywiście.
Może życzy sobie pani jeszcze kartę do apartamentu pana Jacksona?
-Prosiłabym.-
uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, zaśmiała się.
-Proszę w
tej chwili opuścić hotel, bo inaczej wezwę ochronę.- spojrzałam
na nią zszokowana.
-Słucham?
-To co pani
słyszała. Było już tutaj chyba dziesięć fanek i nie mam zamiaru
nabrać się i tym razem.
-Przepraszam
bardzo, ale ja jestem jego narzeczoną. Victoria Lancaster. Może mam
pokazać jeszcze pani dowód osobisty?- przybrałam wredny ton głosu.
Skoro ona nie była dla mnie miła to ja również nie zamierzałam.
-Niech pani
sobie daruje naprawdę. Proszę opuścić hotel.- no ręce mi po
prostu opadły. To są chyba jakieś żarty. Zaśmiałam się.
-Pani nie
wie chyba z kim rozmawia.
-A pani
chyba nie rozumie po angielsku. Proszę bardzo, wzywam ochronę.-
sięgnęła po telefon i spojrzała na mnie wyczekująco. Przeklęłam
pod nosem i obróciłam się napięcie. Rozejrzałam się po ogromnym
korytarzu. I co ja mam teraz zrobić? Nigdzie nie widziałam Roberta
ani Eddie'go. Nagle ktoś wyszedł z windy. Spojrzałam w tamtą
stronę. Odetchnęłam z ulgą. To był George. Uśmiechnięta
podleciałam do ochroniarza, zauważył mnie od razu.
-Victoria
co Ty tutaj robisz?- zdziwił się na mój widok.
-Przyjechałam
w odwiedziny.
-No,
Michael na pewno się ucieszy.- uśmiechnął się, odwzajemniłam
to- Dlaczego nie poszłaś do niego od razu?- uśmiechnął zniknął
mi z twarzy.
-Bo pewna
miła pani nie uwierzyła, że jestem narzeczoną Michaela Jacksona i
nie chciała mnie do niego wpuścić.- powiedziałam na tyle głośno,
że wszystkie osoby, które znajdowały się w holu spojrzały na
nas. Nie, wcale nie było mi głupio. Ściągnęłam okulary i
kapelusz, pozwalając tym samym, aby moje długie włosy rozlały się
falami na ramionach. Odwróciłam
się do tyłu i spojrzałam na zszokowaną twarz recepcjonistki.
Chcielibyście zobaczyć jej minę. Zaczęła iść w naszą stronę.
George zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę do windy.
-Lubisz
zwracać na siebie uwagę, jak Jackson.- westchnął nie przestając
się cieszyć. Poprawiłam torebkę.
-Nie
prawda. Nie moja wina, że ta kobieta nie chciała mi powiedzieć, w
którym pokoju zatrzymał się Michael. Jeszcze ochronę chciała
wezwać! Dopiero dziennikarze mieliby używanie. Narzeczona Jacksona
wyprowadzona przez ochronę. Koniec świata.- George cały czas się
ze mnie nabijał.
-Z kim
przyjechałaś?
-Z Eddiem i
Robertem.
-Robert był
grzeczny?- spojrzał na mnie dwuznacznie.
-Nic Ci nie
powiem, bo wszystko wypaplasz Jacksonowi.- zaśmiał się.
Dojechaliśmy w końcu na odpowiednie piętro. Ochroniarz zaprowadził
mnie pod drzwi z numerem 158.
-Przyjechaliśmy
jakąś godzinę temu z koncertu, więc Michael na pewno jest w
środku. Pewnie bierze prysznic.- puścił mi oczko, wywróciłam
oczami.
-Dobrze
wiedzieć.- mruknęłam. Otworzył mi drzwi kartą, którą po chwili
mi podał.
-Na razie
jest Twoja, tylko jej nie zgub.
-Postaram
się.
-Te drzwi
zamykają się jakoś od środka?- spytałam za nim weszłam do
pomieszczenia.
-A co boisz
się, że ktoś wam przeszkodzi?- uśmiechnął się.
-Czytasz mi
w myślach.- zaśmiał się.
-Tak
zamykają się też na kartę, jakby coś nie działało to trzeba
wpisać odpowiedni kod.
-Jaki?-
spytałam od razu.
-On jest
ściśle tajny.- palcem pokazał żebym przysunęła się bliżej
niego, tak też zrobiłam.
-Data
Twojego urodzenia.- wyszeptał jakby podawał mi informację, od
której zależy los całego świata. Zaczęłam się śmiać.
-Serio?-
spojrzałam na niego z politowaniem. To był zapewne pomysł
Michaela, tylko on ma takie durnowate pomysły.
-Serio,
serio. Dobra zmykaj już do swojego księcia z bajki, bo od dwóch
tygodni wygląda na bardzo wyposzczonego.- po raz kolejny wybuchłam
śmiechem- Szefuncio po prostu marnieje nam w oczach.
-Zapewniam
Cię, że zajmę się nim odpowiednio. Dobranoc.
-Dobranoc
Vicki.- uśmiechnął się. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą
drzwi. Rozejrzałam się po całym apartamencie. Nie zaskoczył mnie
wcale przepych jaki w nim panował. Chyba powoli przyzwyczajałam się
do tych wszystkich luksusów. Ciągnąc za sobą walizkę weszłam do
ogromnego salonu, tam ją na razie zostawiłam. Zdjęłam płaszcz i
zaczęłam rozglądać się po wszystkich pomieszczeniach. Trafiłam
w końcu do sypialni z ogromnym łóżkiem na samym środku. Ciekawe
po co mu takie wielkie łóżko...
W sypialni
znajdowały się jeszcze jedne drzwi oprócz garderoby, którą też
zwiedziłam. Była to łazienka, z której dobiegały dźwięki
puszczanej wody. Uśmiechnęłam się pod nosem i rzuciłam się na
łóżko. Poszłabym tam do niego pod ten prysznic, ale wolałam
zaczekać tutaj i zobaczyć jego minę kiedy mnie zobaczy. Długo nie
musiałam czekać, zaledwie po piętnastu minutach usłyszałam, że
z łazienki wychodzi Michael. Szybko poprawiłam włosy i położyłam
się na boku podpierając się jedną ręką. Wyszedł w białym
szlafroczku. Z jego loków kapała jeszcze woda. Kiedy mnie zobaczył
stanął jak wryty.
-Victoria?!-
po chwili uśmiechnął się i z rozbiegu wskoczył na łóżko.
-A
spodziewałeś się kogoś innego?- zaśmiałam się. Zaczął mnie
całować i przytulać. Obięłam go nogami w pasie i przyciągnęłam
do siebie za kołnierz szlafroka złączając nasze usta w kolejnym
pocałunku. Przez dłuższą chwilę nie mogliśmy się od siebie
oderwać.
-Jak się
tu dostałaś?- odsunął się delikatnie ode mnie. Cały czas się
uśmiechał, wiedziałam, że się ucieszy.
-No
cóż...nie powiem, że to było bardzo trudne. Recepcjonistka nie
chciała uwierzyć, że jestem Twoją narzeczoną. Myślała, że
jestem kolejną napaloną fanką i się podszywam. Taaa sama pod
siebie. Chciała wezwać nawet ochronę, ale zobaczyłam w pobliżu
George'a i on mnie tu przyprowadził.- zaśmiał się.
-Annie nie
chciała Cię wpuścić?
-Jaka
Annie?
-No ta
recepcjonista.- zmrużyłam oczy.
-No proszę
już jesteś z nią na Ty.- zaczął się śmiać.
-Zazdrośnica.-
pstryknął mnie w nos- Nie, po prostu ma swoje imię napisane na
plakietce.- zaczął się śmiać z mojej miny, klepnęłam go za to
w ramię.
-W ogóle
popsułeś mi niespodziankę dlatego postanowiłam, że nie odpuszczę
i tak się dzisiaj zobaczymy. Spakowałam kilka rzeczy i przyjechałam
tutaj z Eddiem i Robertem.
-To, że
przyjechałaś jest jeszcze lepszą niespodzianką.- dał mi buziaka i
wstał z łóżka.
-A właśnie,
poczekaj tutaj.- zeskoczyłam z materaca i poszłam po swoją
walizkę. Wyjęłam z niej prezent dla Michaela. Kiedy wróciłam do
sypialni mój narzeczony właśnie się ubierał, ale zdążył
zaciągnąć na siebie tylko bokserki. Był odwrócony do mnie tyłem.
Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców, gładząc
jego skórę na brzuchu. Po chwili odwrócił się do mnie przodem i
przywarł do mojego ciała. Stanęłam na palcach.
-Wszystkiego
najlepszego kochanie.- wyszeptałam i dałam mu buziaka. Zza pleców
wyciągnęłam małą paczuszkę, uśmiechnął się.
-Dziękuję
skarbie, ale mówiłem Ci, że nie chcę żadnych prezentów. Ty mi
wystarczasz w zupełności.- powiedział, ale przyjął prezent.
-Nie gadaj
już tylko otwieraj. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.-
powiedziałam uśmiechając się pod nosem.
-Na pewno.-
zaczął rozrywać kolorowy papier. W tym momencie zaczęłam się
trochę denerwować. Jak zareaguje? Ucieszy się czy będzie zły?
Ah, ale ja jestem głupia, na pewno się ucieszy... Mimo wszystko
bałam się jego reakcji. Wziął w ręce koszulkę i przeczytał jej
napis:
-Najlepszy
tata na świecie...- zmarszczył
czoło i spojrzał na mnie.
-Ale...-
zaczął i zaciął się na chwilę. Ponownie spojrzał na koszulkę,
a potem na mnie. W końcu wzrokiem zjechał na mój brzuch.
Przygryzłam wargę i spojrzałam w bok.
-Ty
jesteś...- nie mógł się w ogóle wysłowić. Pokiwałam głową
czując jak łzy napływają mi do oczu. Ujrzałam błysk w jego
oczach, uśmiechnął się szeroko po czym podbiegł do mnie. Uniósł
mnie jakbym w ogóle nic nie ważyła i zaczął kręcić się w
kółko.
-Victoria
naprawdę jesteś w ciąży?!- przytulił mnie mocno.
-Tak...-
wyszeptałam. Postawił mnie na ziemi i upadł na kolana. Podwinął
moją koszulkę i przytknął policzek do mojego brzucha kładąc
dłonie na moich biodrach. Po chwili zaczął mnie całować po lekko
zaokrąglonym brzuchu. W końcu wstał i ujął moją twarz w dłonie.
-Ty
płaczesz.- powiedziałam widząc kilka łez na jego policzku.
-Ty
też.- zaśmiałam się.
-Bo
nie spodziewałam się, że aż tak się ucieszysz...
-Dałaś
mi najpiękniejszy prezent na świecie, jak mógłbym się z tego nie
cieszyć?- zaczął bardzo czule całować moje usta.
-Kocham
Cię.- wyszeptał.
-Ja
Ciebie bardziej.- patrzyliśmy się chwilę na siebie w milczeniu, po
czym znowu zaczęliśmy się całować. Na początku delikatnie, ale
potem coraz bardziej łapczywie. Wziął mnie na ręce i ułożył na
łóżku. Nie widzieliśmy się przez dwa tygodnie i musieliśmy to
porządnie nadrobić. Michael był bardzo delikatny i czuły wobec
mnie. Nie spieszyliśmy się z niczym, doprowadzaliśmy się do
obłędu stopniowo. Bardzo za nim tęskniłam i starałam się nim
nacieszyć, żeby przeżyć jakoś kolejne dwa tygodnie samotnie. Po
wszystkim leżeliśmy wtuleni w siebie. Zaczęłam się śmiać kiedy
zobaczyłam, że dłoń Michaela znika pod kołdrą i zaczyna mnie
dotykać.
-Mało
Ci? Jesteś po koncercie, powinieneś być zmęczony.
-No
właśnie, wyobraź sobie, że mam w sobie duże pokłady energii i
czuję, że muszą ją porządnie rozładować.- uśmiechnął się
przygryzając wargę.
-Na
mnie?
-Mhmm...-
mruknął kładąc się na mnie. Poczułam jak robi mi malinki na
szyi.
-Michael
przestań. Znowu będę musiała nosić bluzy i golfy...
-Oj
tam, dla mnie się trochę przemęczysz.- odnalazł moje usta.
Wplotłam palce w jego wilgotne loki odwzajemniając pocałunek.
Zaczął coraz intensywniej mnie całować, wsuwając w końcu język
do moich ust. Mruknęłam zadowolona kiedy poczułam jak ociera się
o mnie jednoznacznie.
-Okej
wystarczy.- mruknęłam odrywając się od niego. Czułam, że zaraz
nie będę mogła się już powstrzymać i podniecenie znowu weźmie
górę. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co
za dużo to nie zdrowo kotku.- uśmiechnęłam się do niego
zalotnie. Westchnął i zszedł ze mnie. Po chwili poczułam jak
przyciąga mnie do siebie. Przełożyłam nogę przez jego pas i
przytuliłam się do jego boku przymykając oczy.
-Który
to miesiąc?- czułam jego delikatny dotyk na moim podbrzuszu.
-Trzeci...
-I
powiedziałaś mi dopiero dzisiaj?
-No...-
nie wiedziałam co mam powiedzieć. Skłamać czy powiedzieć mu
prawdę?
-Od
kiedy wiesz?- spytał przewiercając mnie wzrokiem na wylot. Trudno
było skłamać czując na sobie jego wzrok.
-Dowiedziałam
się kiedy zawiozłeś mnie do szpitala...- spuściłam wzrok
czekając na jego reakcję.
-Ale
ze mnie kretyn. Jak mogłem się nie domyślić? To dlatego
wymiotowałaś często...i miałaś apetyt na dziwne rzeczy.
-Ja
też nic nie wiedziałam dopóki doktor Feldman mi nie powiedział.
-Dlaczego
nie powiedziałaś mi od razu?- znowu na mnie spojrzał. Wiedziałam,
że zada mi to pytanie, westchnęłam.
-Michael...dobrze
wiesz w jakich stosunkach byliśmy. Nie chciałam, żeby to dziecko
nas pogodziło. Chciałam z tym poczekać. A potem kiedy już do
siebie wróciliśmy tak na poważnie, stwierdziłam, że zrobię Ci
niespodziankę i poczekam do Twoich urodzin. Chyba nie jesteś zły?-
spojrzałam na niego, cmoknął mnie w czoło.
-Nie,
jestem szczęśliwy.
-Michael?
-Mhmm?
-A
co z Twoją karierą?- spytałam kreśląc palcem serduszka na jego
piersi.
-Tym
się nie przejmuj.
-Wiesz,
że dziecko zobowiązuje?
-Wiem
i nie martw się, nie zostawię Cię z niczym samej.
-Boję
się...- szepnęłam myśląc, że nie usłyszy.
-Skarbie
spójrz na mnie.- wykonałam jego prośbę, dotknął mojego
policzka.
-Jesteście
dla mnie najważniejsi. Zawsze przy was będę i nie pozwolę aby
Tobie ani naszemu dziecku stała się jakaś krzywda.- dał mi
buziaka, uśmiechnęłam się na jego słowa.
-Michael?
-Tak?
-A
nadal będę Ci się podobać jak zrobię się gruba, brzydka i
opuchnięta?- zaśmiał się.
-Mmm
myślę, że raczej tak. Lubię jak jest za co złapać.- klepnął
mnie lekko w tyłek szczerząc głupkowato, zmarszczyłam czoło.
-Ja
pytam poważnie.
-Kochanie
zadajesz głupie pytania. Nawet jak będziesz ważyć dwadzieścia
kilo więcej to będę kochał Cię równie mocno jak teraz.- starał
się być poważny, ale i tak wiedziałam, że się ze mnie nabija.
-Jasne...na
pewno znajdziesz sobie jakąś młodszą lafiryndę. Pewnie jakąś z
długimi nogami, szczuplejszą...- wyliczałam na palcach- Z
większymi cyckami...- znów zaczął się śmiać.
-Mmm
kusząca propozycja, ale zdecydowanie wolę Ciebie.- jego ręka
powędrowała właśnie na mój biust.
-Zobaczymy
za kilka miesięcy...- mruknęłam.
-Zobaczymy.-
wyszczerzył się. Wgramoliłam się na niego siadając okrakiem na
jego brzuchu, jego dłonie automatycznie powędrowały na moje
pośladki.
-A
mówiłaś, że co za dużo to nie zdrowo...
-No,
bo taka jest prawda. Chcę wstać z łóżka, ale Ty mi to
uniemożliwiasz.
-A
po co chcesz wstać?
-Chcę
wziąć prysznic.
-Mmm
to może ja pójdę z Tobą i umyję Ci plecki co?- przygryzł wargę.
-Wiesz,
myślę, że poradzę sobie sama.- wstałam i zarzuciłam na siebie
jego szlafrok.
-Ej...-
mruknął niezadowolony.
-Nie
marudź Jackson. Już późno, jest po dobranocce. Nie wiem czemu Ty
jeszcze nie śpisz.- założyłam ręce na piersiach.
-No
chyba oszalałaś, na pewno nie pójdę teraz spać.
-Yhym
zobaczymy jak wrócę z łazienki. Będziesz spać jak aniołek.-
podeszłam do łóżka nachylając się nad nim.
-No
jak wyjdziesz może, po trzech godzinach to raczej na pewno będę
już spał.- uśmiechnął się.
-Bardzo
śmieszne.- odeszłam kiedy chciał mnie pocałować. Poszłam do
jego garderoby i wróciłam z czerwoną koszulą w ręku.
-Ej
to moje!
-Teraz
już moje.- posłałam mu całusa i zniknęłam za drzwiami łazienki.
Ściągnęłam z siebie szlafrok i po chwili czułam jak gorąca woda
drażni moją delikatną skórę. Kiedy już się umyłam, włożyłam
na siebie flanelową koszulę Michaela, podciągając przy tym rękawy
i wyszłam z łazienki na bosaka. Tak jak myślałam mój kochany
spał sobie w najlepsze. Zgasiłam lampkę koło łóżka i położyłam
się obok mojego faceta. Chyba przebudził się na chwilę, ale tylko
po to żeby wtulić się w moje ciało.
-Dobranoc
kochanie.- mruknął zaspany całując mnie w ramię, uśmiechnęłam
się.
-Dobranoc.-
szepnęłam. Zmęczona, niemalże od razu zapadłam w głęboki sen.
*********
Rozdział krótki wiem xD ale za to jaki treściwy ;p W końcu zadowoleni? XD Mam nadzieję, że tak :D Ja sama jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału :) Postaram się jak najszybciej naskrobać kolejny :) Wgl mam wrażenie, że nie wiem...moje opowiadanie może zaczęło niektórych nudzić, albo coś w tym stylu? Co raz mniej komentarzy pod postami :( A ja tak się staram i zarywam noce, niektórzy mogą potwierdzić <3 Staram się naprawdę i chciałabym znać Waszą opinię. To dla mnie bardzo ważne, więc rzućcie od czasu do czasu kilka słów na temat rozdziału. Będę niezmiernie wdzięczna :)
Życzę dobrej nocy :)