26 kwietnia 2016

Rozdział 24. Koncert charytatywny i odwiedziny "brata".

Witajcie kochani!
Przybywam do Was z kolejnym rozdziałem :) widzę, że moje biadolenie na temat komentarzy i anonimków pomogło :D bardzo mnie to cieszy i chcę powitać wszystkich nowych czytelników :) dziękuję za Wasze świetne komy, które są dla mnie bardzo ważne. Pamiętajcie, że ja liczę tylko na szczere opinie - zawsze, nie bać się pisać tego co się myśli. Na koniec jeszcze co nieco powiem, ale nie dużo. Obiecuję xD
PS: rozdział dedykuję Patrycji. Kochana specjalnie dla Ciebie, myślę, że długość Cię zadowoli i nasycisz się przed wyjazdem. Miłej podróży i wracaj do nas cała <3!
Zapraszam do czytania i komentowania!
******
Obudziły mnie jakieś głośne hałasy, a po chwili usłyszałam stłumione „cholera”. Otworzyłam zaspane oczy i rozejrzałam się po sypialni. Ktoś krzątał się w łazience, bo drzwi do niej były otwarte. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na zegar, który wskazywał 11:00. No nieźle sobie pospałam, ale uwielbiam to uczucie, gdy po całym tygodniu pełnym pracy mogę pospać do południa.

-O nie śpisz już? Przepraszam pewnie obudziłem Cię tymi hałasami.- z zamyślenia wyrwał mnie głos Michaela, który zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka. Był przepasany tylko białym ręcznikiem w biodrach. Jego nieco zmierzwione i mokre loki lepiły się do karku, a skóra lśniła w promieniach słońca. Wyglądał niesamowicie seksownie. Nieświadoma tego co robię przygryzłam wargę i zaczęłam wpatrywać się w jego prawie nagie ciało jak zaczarowana.
-Vicki wszystko w porządku?- spytał rozbawiony, potrząsnęłam głową i spojrzałam w jego oczy.
-Co?
-Czemu mi się tak przyglądasz?
-Podziwiam widoki.- powiedziałam najpoważniej jak tylko umiałam wzruszając ramionami. Parsknął śmiechem i rzucił się na łóżko obok mnie.
-A tak w ogóle to czemu już wstałeś i tłuczesz się od samego rana?
-Rana...?
-Och nie łap mnie za słówka.- wywróciłam oczami.
-Za trzy godziny wyjeżdżamy więc...- przerwałam mu.
-Czekaj, czekaj. Gdzie wyjeżdżamy?
-Przecież dzisiaj mam ten koncert charytatywny w Madison Square Garden zapomniałaś?- zaśmiał się.
-No tak...dzisiaj sobota.- walnęłam ręką w czoło.
-Starość nie radość.
-Że co proszę słucham?- parsknął śmiechem- Ty się nie udzielaj dziadku, bo to nie ja mam trzydziestkę już. Oj mijają te latka co?
-Jak to się mówi stary, ale jary. Nie rób ze mnie takiego dziadka.- zawisnął nade mną- Jestem w sile wieku. Mogę udowodnić.- wyszeptał mi do ucha. Poczułam jego ciepły oddech muskający moją wrażliwą skórę na szyi. Nie mogąc się powstrzymać złączyłam w końcu nasze wargi w pocałunku, który był cały czas pogłębiany przez Michaela. Na tym się oczywiście nie skończyło. Chyba daliśmy się trochę ponieść emocjom, bo chwilę potem moja za duża koszula, w której spałam była rozpięta, a Michael zjechał z pocałunkami na mój biust, żebra, a potem brzuch. Kiedy przejechał dłonią po dolnej części mojej bielizny chcąc ją ściągnąć zatrzymałam jego rękę. Otworzyłam oczy, które miałam cały czas zamknięte i spojrzałam na niego przepraszająco.
-Ja...- nie wiedziałam co powiedzieć dlatego zaczęłam się jąkać- Nie mogę...wiesz...bo ja...- przerwał mi kładąc palec na wargach.
-Kochanie, nie musisz się tłumaczyć. Nie chcesz?
-Znaczy...z jednej strony chcę, ale...
-Boisz się?- pokiwałam głowę i schowałam twarz w zagłębienie na jego szyi. Pogłaskał mnie po plecach.
-Pamiętaj, że nigdy Cię nie skrzywdzę. Nie masz się czego bać, ale będę czekać tyle ile zechcesz.
-I nie jesteś zły?
-No co Ty głuptasie.- zaśmiał się, poczułam ulgę. I niech ktoś mi teraz powie, że on nie jest aniołem.
-Jaka to przyjemność z seksu jeśli ta ukochana osoba tego nie chce?
-Boże jak ja Cię kocham.- pokręciłam głową.
-Wystarczy Michael, do Boga trochę mi brakuje.- zaśmialiśmy się.
-Jesteś moim Bogiem. Tylko moim.
-No niech Ci będzie.- cmoknął mnie w usta. W tym momencie drzwi do sypialni się otworzyły, a w nich stanęła Jessica.
-No ile wy macie zamiar gnić...- przerwała, gdy zobaczyła nas w takiej pozycji, a dokładniej leżałam prawie na Michaelu do tego on był w samym ręczniku, a ja koszuli, która spadała mi z ramion. Zasłoniłam się od razu i podniosłam.
-Yyyy nie chciałam wam przeszkadzać myślałam, że śpicie. Już znikam.- zamknęła drzwi nim zdążyłam coś powiedzieć, ale po chwili z powrotem je otworzyła i z dwuznacznym uśmieszkiem na ustach powiedziała:
-Miłej zabawy.- puściła nam oczko.
-Wynocha do garów!- Michael rzucił w nią poduszką, ale zdążyła się osłonić zamykając drzwi. Jeszcze na korytarzu słyszałam jej śmiech. Spojrzałam na Michaela, który leżał na boku z głową podpartą na dłoni i wpatrywał się we mnie z uśmiechem.
-Co się tak gapisz i czego się szczerzysz?
-No wiesz...podziwiam widoki.- zaczął machać mi palcem na wysokości biustu. Spojrzałam lekko w dół i szybko zapięłam koszulę kręcąc głową.
-Zboczeniec.- mruknęłam pod nosem. Zaśmiał się i wstał z łóżka. Jego ręcznik prawie zsunął się z bioder na co wstrzymałam na chwilę oddech, ale w porę zdążył go złapać. Postanowiłam się odgryźć.
-Widzę, że Twój przyjaciel chce się na wolność wydostać.- powiedziałam jak gdyby nigdy nic podchodząc do niego. Nie wiem od kiedy jestem wylewna w rozmowie na takie tematy.
-Ciekawe do kogo tak się rwie.- poruszył zabawnie brwiami. Złapał haczyk od razu, można się było tego spodziewać.
-Boże z kim ja się zadaję?- wzniosłam ręce ku górze.
-Aaa z takim jednym, fajnym Jacksonem.- otulił mnie rękoma w pasie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję.
-Ten Jackson to czasami przegina.
-Ale za to go kochasz.- chciał mnie znowu pocałować, ale przerwał nam dźwięk jego komórki. Westchnął i zrezygnowany położył głowę na moim ramieniu.
-Zawsze w odpowiednim momencie.- podkreślił słowo „odpowiednim”. Oderwał się ode mnie pobiegł po telefon, który leżał na stoliczku nocnym po czym odebrał.
-Halo?...W domu, a gdzie mam być?...No dobrze, będziemy za jakieś trzy
godzinki...Tom nie stresuj się przecież robiliśmy próbę wszystko pójdzie dobrze. Denerwujesz się bardziej niż ja...Zapal papierosa...- zaśmiał się- A Karen będzie? To super, nie widzieliśmy się już dwa miesiące....Tak będzie. Powiem jej na miejscu...Bez obaw zgodzi się...Już ja ją przekonam.- uśmiechnął się do mnie, zmarszczyłam czoło- Na razie.- odłożył komórkę na miejsce.
-Do czego mnie przekonasz?
-Dowiesz się w swoim czasie.- puścił mi oczko- Musimy być za trzy godziny na miejscu więc zjemy szybko śniadanie i jedziemy.
-Ale mi pół godziny na wyszykowanie nie starczy.- oburzyłam się.
-15 minut skarbie.- pocałował mnie w policzek.
-Co?!
-I ubierz najlepiej jakąś czarną, krótką sukienkę.
-Czemu akurat czarną?
-Dowiesz się...
-...Michael co Ty kombinujesz?
-Niespodzianka.- rzucił tajemniczo i poszedł do garderoby. Wiedziałam, że nie mam co się wypytywać, bo i tak mi nie powie więc żeby nie tracić czasu zaczęłam się szykować.
******
Kilka godzin później, The Garden...
Koncert dawno się już zaczął. Michael miał wystąpić zaraz po Celine Dion. Siedzieliśmy w garderobie.
-Po co przyjechaliśmy tak szybko skoro występujesz ostatni?
-Musiałem dopilnować czy wszystko jest zaplanowane tak jak chciałem, czy chórek dotarł i tancerze. 
-Nie mógł tego zrobić Tom?
-Nie on się nie zna na takich rzeczach. Wolałem sam.
-Vicki masz śliczny makijaż, ale do występu potrzebujesz trochę mocniejszego. Nie obrazisz się jak trochę Ci go poprawię?- spytała Karen robiąc ostatnie poprawki na twarzy Michaela. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Co? Jaki występ?- posłała Michaelowi przepraszające spojrzenie na co ten pokręcił głową.
-To ja ten...wy sobie pogadajcie.- wyszła z garderoby zostawiając nas samych.
-O czym ona mówiła?- spojrzałam na mojego chłopaka, który nerwowo przygryzał wargę.
-Bo jak wiesz najpierw śpiewam The way you make me feel...
-No tak i?
-I...do tego utworu potrzebuję partnerki, a Tatiany nie ma więc...
-Czy ja dobrze rozumiem, że mam wystąpić z Tobą?- spytałam przerażona.
-No tak..
-I to ma być ta Twoja niespodzianka? Michael ja Cię chyba zabije no!
-Vickuś wiesz dobrze, że nie mam z kim zatańczyć. Tatiany tu nie ma.
-Czy Ty musisz zawsze stawiać mnie przed faktem dokonanym? Nie możesz tego zrobić z kimś innym? Ja się nie nadaję do tego kompletnie.- wstał i podszedł do mnie.
-Ależ oczywiście, że się nadajesz. Pamiętasz jak rok temu, na mojej imprezie pożegnalnej...- uśmiechnął się.
-Byliśmy wtedy pijani, poza tym to było w gronie przyjaciół. A to będzie oglądać setki ludzi.
-Zrobiłaś to wtedy świetnie, każdy Ci to mówił.
-Ale ja nie dorównuje Tatianie. Nie dam rady, zrobię z siebie tylko idiotkę...- spuściłam
wzrok.
-Jesteś sto razy lepsza od Tatiany. Będę tam z Tobą. Poza tym nie będziesz musiała być ze mną przez cały utwór. Przejdziesz się dwa razy po scenie, ja pochodzę chwilę za Tobą i znikniesz za kulisami. Wyjdzie super tak jak kiedyś.
-Nie...ja nie chcę, boję się.
-Ale czego? Przecież wiesz co robić. Kochanie błagam wystąp ze mną. I tak nie masz wyjścia, bo jak się nie zgodzisz to nie wystąpię w ogóle, a wtedy znowu zawiodę fanów...
-Ej to jest szantaż!
-Taki malutki tylko.- westchnęłam.
-Ostatni raz się na takie coś zgadzam więcej mnie nie przekonasz.- uśmiechnął się triumfalnie i przytulił mocno.
-Jesteś wspaniała.- wyszeptał.
-Chyba chciałeś powiedzieć za dobra dla Ciebie.- zaśmiał się odsuwając ode mnie, ale nadal trzymał mnie w swoich objęciach.
-To też.
-Czyli dlatego miałam założyć czarną, krótką sukienkę?
-Tak.
-Ale te kozaki to chyba trochę za długie są. Powinny...- przerwał mi.
-Wyglądasz świetnie.
-Ale na pewno? Bo mogę się jeszcze przebrać.
-Tak jest okej.
-Gdyby nie Karen to pewnie dowiedziałabym się pięć minut przed występem.
-Nie no...może tak piętnaście.
-Ale mnie pocieszyłeś. Jak długo to planowałeś?
-Odkąd do mnie zadzwonili z propozycją wystąpienia na tym koncercie.
-Skąd wiedziałeś, że się zgodzę?
-Mój urok osobisty tak działa na kobiety, że wiesz...- zrobił taką śmieszną minę, że nie mogłam się powstrzymać przed śmiechem.
-To ma być Twój komentarz?
-Hahahahaha t..aaak.- dalej się śmiałam.
-Uważasz, że nie jestem przystojny tak? No powiedz to wreszcie.- wiedziałam, że bawi się ze mną w grę na słowa, ale nawet nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć, bo do garderoby wparowała wkurzona Karen.
-Kuźwa Jackson miliony lasek ma Cię za chodzący seks, a Tobie jeszcze mało komplementów? Ja muszę zrobić Vicki makijaż, a Tobie zachciało się gadać na durnowate tematy! Wypad mi stąd, ale już.- pociągnęła go za kołnierz koszuli i wypchnęła za drzwi. Znowu wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
-No tak to się robi.- puściła mi oczko- Faceta trzeba trzymać krótko, a jak zacznie podskakiwać to trzeba sprowadzić go do pionu tak jak ja to zrobiłam przed chwilą.- otrzepała ręce i uśmiechnęła się do mnie.
-Ciekawe od kiedy Ty się tak znasz na facetach. Jak Twoim ostatnim chłopakiem był impotent z liceum!- krzyknął Michael, który najwyraźniej cały czas stał pod drzwiami. Nie mogłam opanować śmiechu. Po minie Karen wywnioskowałam, że zaraz zacznie się wojna.
-Ty gnoju zasrany niech ja Cię dopadnę!- wybiegła z pokoju w pogoni za moim chłopakiem. Słyszałam tylko głośny krzyk Michaela i śmiech co oznaczyło, że Karen go dopadła. Po chwili wróciła zdyszana i czerwona na twarzy. Podałam jej szklankę z wodą, którą wypiła od razu.
-O dziękuję Ci...A jak facet będzie niewychowany jak ten baran z lokami to wtedy trzeba zasadzić mu porządnego kopa.
-Zapamiętam na przyszłość.
-No z tym dzieciakiem to masz przesrane więc przyda Ci się jakaś niańka, albo od razu kup kaganiec i smycz. Co się będziesz ograniczać.
-A przy okazji Karen możesz kupić taśmę samoprzylepną tylko wiesz...taką co mocno
trzyma.- ni stąd ni zowąd zjawił się Michael. Wyglądał podobnie do Karen z tą różnicą, że jego burza loków zwykle idealnie ułożona była teraz w kompletnym nieładzie. Jakby ktoś mu wyrwał włosy...?
-Coś Ty mu zrobiła?- zaśmiała się- Wygląda jak po inwazji napalonych fanek, które powyrywały mu włosy.
-Oj no może dwa loczki się wyrwało...- machnęła ręką, Michael wybałuszył oczy.
-Mooo....je...włosy.- jęknął i wybiegł nagle z pokoju.
-Oho już się zaczyna jego mania z włosami. Świra ma na tym punkcie. Nie wiem co on widzi w tej kępie kłaków.- wzruszyła ramionami.
-Są słodkie...- rzuciłam z uśmiechem patrząc rozmarzona w jeden punkt.
-Że co? Już przeszłaś na ciemną stronę mocy? Przekabacił Cię.- zaśmiałyśmy się po chwili obie. Karen szybko zrobiła mi mocny makijaż tak ja mówiła, a Michaelowi zrobiła na nowo fryzurę. Do występu nie zostało dużo czasu więc coraz bardziej zżerała mnie trema. Tam będzie setki ludzi, nie mogę dać plamy. Ale jak ma mi wyjść dobrze skoro cała trzęsę się ze strachu? Stałam na backstage'u i oglądałam „z ukrycia” występ Celine. Było tylu ludzi na widowni, że od samego patrzenia robiło mi się słabo. Poczułam dotyk na biodrze, odwróciłam się gwałtownie. Michael był już gotowy, ubrany w niebieską koszulę, biały podkoszulek tego samego koloru pasek, czarne spodnie, mokasyny i Fedorę na głowie. Czyli tak jak w teledysku. Chyba widział, że coś jest nie tak, bo patrzył na mnie z troską.
-Skarbie co jest?- dotknął czule mojego policzka, spojrzałam w bok.
-Strasznie się denerwuje.- wyjąkałam.
-Ej, ale nie masz czego. Będę tam z Tobą, przecież wiesz co masz robić. Nie patrz się na widownię tylko na mnie.
-Mam Cię ignorować.
-No tak, ale wiesz dyskretnych spojrzeń nikt nie zauważy.- puścił mi oczko.
-Na pewno coś spieprzę. Nie powinieneś brać takiej ciamajdy na scenę. Narobię Ci tylko wstydu.- powiedziałam nerwowo spuszczając wzrok.
-Ochhh, ale Ty jesteś marudna. Wszystko pójdzie zgodnie z planem tylko musisz się wyluzować i nie myśleć o tym, że zaraz na pewno się wywrócisz, bo tak się stanie. Masz myśleć pozytywnie, a wszystko pójdzie dobrze.- uśmiechnął się po czym pocałował mnie w policzek dla otuchy.
-Michael za 20 sekund wchodzisz.- obok nas pojawił się Tom.
-Okej teraz szybko...Pamiętasz w którym momencie wejść?
-Tak, jak muzyka ucichnie, a Ty spojrzysz się w moją stronę...znaczy w kulisy.
-Dokładnie, kocham Cię i dasz radę!- rzucił pospiesznie i nim zdążyłam cokolwiek zrobić on wchodził już na scenę. Obserwowałam każdy jego ruch, który jak zwykle wykonywał z lekkością i perfekcją.
 
Ludzie wiwatowali, skakali i gwizdali, a ja denerwowałam się coraz bardzie z myślą, ze zaraz będę musiała stanąć na środku sceny i grać – bo taką rolę miałam. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Victoria uspokój się, pójdzie dobrze – mówiłam sobie ciągle w myślach. Usłyszałam nagle czyiś głośny krzyk:
-Victoria zaraz wchodzisz!- poprawiłam szybko włosy i czekałam na odpowiedni moment. Michael zaczął iść w stronę kulis i w tym momencie wyszłam z ręką założoną na biodrze. Westchnął na mój widok i zmierzył wzrokiem z góry na dół. Obdarzyłam go obojętnym spojrzeniem i przeszłam obok niego, ale wtedy poczułam jak klepnął mnie w tyłek. Wiedział, że nie lubię takich gestów i przez to będzie mi łatwiej go ignorować. Zatrzymałam się zakładając ręce na piersiach i spojrzałam na niego z politowaniem. Podbiegł do mnie i zaczął tańczyć jednocześnie „śpiewając”. Zapatrzyłam się chwilę na niego, ale szybko otrząsnęłam się i zaczęłam od niego uciekać. Nieugięty ciągle zastawiał mi drogę, ale wtedy go wymijałam. Ode mnie zależało kiedy zeszłabym ze sceny więc postanowiłam to zrobić jak najszybciej. Korzystając z okazji, że Michael chwilę skupił się na tańcu pomachałam mu i kręcąc biodrami udałam się za kulisy. Kiedy byłam już poza sceną wypuściłam ze świstem powietrze, które cały czas trzymałam w płucach. To był gorszy stres niż przed maturą. Ją
można chociaż poprawić, a wstępu niestety nie. Podbiegła do mnie uśmiechnięta Karen.
-Vicki Ty minęłaś się z powołaniem.
-Co? Daj..daj mi wody.- powiedziałam jakbym przebiegła co najmniej dwa kilometry bez zatrzymywania się. Podała mi butelkę z wodą, którą zaczęłam łapczywie pić. Zawsze, gdy się denerwuje, serce przyspiesza swój rytm, dostaje momentalnie zadyszki jak po wysiłku fizycznym.
-Powinnaś zostać modelką. Muszę powiedzieć Michaelowi, żeby wziął Cię do jakiegoś teledysku.
-Ty chyba oszalałaś. Żadnych teledysków, koncertów, występów i wybiegów. Ja przed chwilą prawie dostałam zawału!
-Ale byłaś świetna.- usłyszałam szept obok ucha i czyjąś ciepłą rękę na ramieniu. Automatycznie podskoczyłam. Boże jak ja nienawidzę, gdy ktoś tak robi.
-Jezus Maria...- westchnęłam i usłyszałam głośny śmiech...Michaela? Obróciłam się.
-Yyyy...co...Ty tu robisz?
-Skończyłem piosenkę.- wzruszył ramionami.
-Tak szybko?
-Tak, teraz jest przerwa. Po niej śpiewam Man in the mirror, a na końcu wszyscy We are the world...Ty też.
-Że co?!- miałam ochotę go udusić.
-Przecież znasz tą piosenkę w czym problem? Będziesz śpiewać tylko refren, zwrotki są podzielone.
-Skąd wiesz, że znam?- zmrużyłam oczy.
-No proszę Cię.
-No dobra, znam. Kto jej nie zna.- mruknęłam z rezygnacją.- Ale muszę?- zaśmiał się.
-Nie, ale zrobisz mi tym wielką przyjemność.
-Tak Tobie przyjemność, aaaa co ja z tego będę miała?- wytarł czoło ręcznikiem i wyszczerzył się.
-Czystą przyjemność z zaśpiewania z samym Michaelem Jacksonem.- no tak, mogłam się spodziewać takiej odpowiedzi. Podniosłam jedną brew do góry.
-Och no przecież żartowałem.- pstryknął mnie w nos. Tak więc po krótkiej przerwie przyszedł czas na Man in the mirror, a na końcu tak jak było ustalone We are the
world. Trochę się krępowałam, bo moim zdaniem nie śpiewałam za dobrze, ale pocieszał mnie fakt, że nie byłam tam sama. Na koniec piosenki Michael wygłosił krótką przemowę na temat celu dzisiejszego koncertu, a mianowicie cały dochód miał być przeznaczony na cele charytatywne. Michael nie wziął za niego żadnych pieniędzy. Kochałam w nim tą bezinteresowność i to, że pomimo iż był sławny i bogaty nie liczyły się dla niego pieniądze. Gdy wspominał o głodujących i śmiertelnie chorych dzieciach miałam łzy w oczach i nie tylko ja...Myślę, że ta przemowa wzruszyła wszystkich.
******
Nie zauważeni przez dziennikarzy wyszliśmy tylnym wyjściem gdzie czekała już na nas limuzyna. Była 18:00 więc do Neverlandu mieliśmy dojechać mniej więcej w dwie godziny.
-Mówiłeś pięknie.- powiedziałam wtulając się w jego bok.
-Przede wszystkim szczerze. Kocham dzieci więc mówiłem to co mi serce podpowiadało. Jak będziemy mieć swoje to...- oderwałam się do niego przerywając mu.
-Chcesz mieć ze mną dzieci?
-Oczywiste chyba, że chcę mieć dzieci z kobietą mojego życia. A Ty nie chcesz?- nie wiedziałam co powiedzieć, zaskoczył mnie tą rozmową o dzieciach.
-Bardzo chcę, ale...myślę, że mamy jeszcze dużo czasu.- spojrzałam w bok. Twarz Michaela jakby posmutniała.
-Mad też tak mówiła. Nie, właśnie, że nie mamy. To jest odpowiedni czas. Nie chcę zostać ojcem w wieku gdzie powinienem zostać dziadkiem.- rzucił zirytowany.
-Błagam nie porównuj mnie do tej zdziry. Ona w ogóle nie chciała mieć dzieci tylko mydliła Ci oczy różnymi wymówkami. A ja chcę byś zajął się swoją karierą.- zaśmiał się, czułam, że ta rozmowa do niczego dobrego nie prowadzi.
-Ale ja chcę mieć rodzinę. Śpiewać mogę w każdej chwili. Da się wszystko pogodzić tylko obie strony muszą tego chcieć.
-Michael nie kłóćmy się o takie pierdoły...
-Założenie rodziny to są dla Ciebie pierdoły?
-Nie to chciałam powiedzieć...źle to zabrzmiało. Kiedy przyjdzie odpowiedni czas to wrócimy do tej rozmowy.
-Kochasz mnie?- zaśmiałam się.
-A co to za głupie pytanie?
-Odpowiedz.
-Kocham Cię nad życie i obiecuję, że dam Ci tyle dzieci ile tylko zapragniesz.- mówiłam szczerze cały czas patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się lekko i delikatnie cmoknął w usta.
-Myślę, że tak 13- cioro będzie idealnie.- o ile można zakrztusić się powietrzem to ja właśnie to zrobiłam. Spojrzałam na niego przerażona i na samą myśl o tylu porodach zrobiło mi się słabo.
-W takim razie Ty będziesz rodzić.- zaśmiał się.
-Wiesz ja raczej nie mogę, ale za to mogę Ci pomóc w czym innym.- uśmiech nie schodził mu z twarzy. Siedzieliśmy bardzo blisko siebie. Zsunął ramiączko mojej sukienki, przejeżdżając palcem wzdłuż obojczyka. Automatycznie dostałam gęsiej skórki od jego dotyku. Drugą dłoń trzymał na moim odkrytym kolanie by za chwilę pokierować ją nieco wyżej. Wpiłam się w jego słodkie wargi, nie odrywając się ode mnie ani na moment popchnął mnie lekko na plecy tak, że leżał na mnie. Westchnęłam cicho wplątując palce w puszyste loki. Uwielbiałam to robić.
-Szefie możemy zaje...- usłyszeliśmy nagle głos Georga, który siedział z przodu. Oderwaliśmy się od siebie szybko, poprawiłam sukienkę i spojrzałam w stronę szyby, która oddzielała nas od szofera. Wyraźnie zmieszany ochroniarz nie wiedział co powiedzieć.
-Ja już nie będę przeszkadzać tylko nie bądźcie głośno, bo my tu radia chcemy posłuchać, a nie...- niezręczną sytuację chciał obrócić w żart co mu się udało, bo zaśmialiśmy się sarkastycznie. Szyba znów się zasunęła, a my zostaliśmy „sami”.
-Zauważyłaś, że zawsze ktoś przerywa nam w najlepszym momencie?- walnęłam go w ramię na co się zaśmiał.
-No to na czym skończyliśmy?- poruszył zabawnie brwiami przysuwając się do mnie.
-O nie, nie. Dosyć tego, nie mam zamiaru się już wstydzić.- odsunęłam się od niego.
-Czego? Przecież jesteśmy dorośli.
-Ale czuję się jak nastolatka.
-I prawidłowo.- uśmiechnął się. Po godzinie rozmowy na przeróżne rozmowy dotarliśmy do naszego kochanego Neverlandu. Marzyłam tylko o wannie pełnej wody i lodach truskawkowych, Michael w sumie też zaliczał się do mojego planu. Ale ten wieczór nie zapowiadał się na spokojny, miała nas spotkać jeszcze „miła” niespodzianka. 
*****
Weszliśmy do domu w świetnych humorach niczego się nie spodziewając dopóki przechodząc przez salon zobaczyliśmy osobę siedzącą na kanapie, której oboje nie chcieliśmy widzieć. Myślałem, że mam zwidy.
-Co Ty tu do jasnej cholery robisz?!- poczułem ogromny napływ złości. Chciałem ruszyć do przodu, ale Vicki w ostatniej chwili złapała mnie za nadgarstek.
-Jess możesz powiedzieć mi co tu się dzieje?- zapytałem kucharki, która pojawiła się natychmiast w salonie zapewne słysząc krzyki.
-O wróciliście już...
-Jak widać.- warknąłem.
-Michael nie mów tak do niej. Ja wszystko wytłumaczę.
-A Ty się zamknij! Słucham? To był spisek tak? Chcecie na siłę pogodzić mnie z tym gnojkiem? Ty też jesteś w to zamieszana?- zwróciłem się w stronę Victorii.
-Michael o czym Ty mówisz? Jestem tak samo zdziwiona ja Ty. Nie ma pojęcia co on tu
robi.- Jermaine podszedł do nas.
-Nie podchodź nawet do mnie.- zrobiłem dwa kroki w tył- Jess pytam się jakim prawem go tu wpuściłaś? Czy Ty nie pamiętasz co on mi zrobił?
-Po pierwsze uspokój się, bo nerwy tu nic nie pomogą. A po drugie Twój braciszek powiedział, że niby pozwoliłeś mu przyjechać do Neverlandu, żeby pogadać. Więc nie wydzieraj się na mnie!
-Co? Ja na nic nie pozwoliłem! Widzę, że z kłamstw jeszcze nie wyrosłeś. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać, ani Ciebie oglądać więc albo wyjdziesz stąd dobrowolnie albo wyprowadzi Cię ochrona.
-Ja chcę tylko z Tobą porozmawiać, błagam wysłuchaj mnie. Zajmę Ci tylko pięć minut.- złożył ręce jak do modlitwy. Patrzyliśmy sobie dłuższą chwilę głęboko w oczy. I co ja mam zrobić?
-Masz tylko pięć minut i ani chwili dłużej. Victoria idź na górę.- Jessica naburmuszona poszła do kuchni.
-Że co? Zostaję z Tobą.
-Chcę to załatwić sam.- powiedziałem w miarę spokojnym tonem.
-A mnie to nie obchodzi. Muszę was pilnować żebyście się nie pozabijali.- westchnąłem.
-Nie idę i koniec kropka.- była nieugięta. Odpuściłem w końcu wiedząc, że i tak jej nie przekonam, jest tak samo uparta jak ja. Usiedliśmy we trójkę na kanapie.
-Słucham.- rzuciłem nawet na niego nie patrząc.
-Chciałbym..Cię przeprosić to nie...
-...po dwóch latach mnie przepraszasz? A gdzie Ty byłeś wcześniej? Nie dość, że zdradziłeś mnie z MOJĄ dziewczyną to jeszcze się z nią związałeś! A teraz co, myślisz, że powiesz głupie przepraszam i po sprawie?- zakpiłem.
-Ale ja naprawdę żałuję. Chce naprawić wszystko. Pozwól mi na to. 
-Czy Ty wiesz co ja czułem widząc was razem w łóżku? A wiesz co zabolało mnie najbardziej? Nie, że kobieta, którą kochałem do szaleństwa mnie zdradziła tylko, że zrobiła to z moim własnym bratem!- do oczu zaczęły napływać mi łzy.
W głowie od razu pojawił się obraz z tamtego wieczoru...po raz kolejny poczułem to okropne ukłucie w sercu. Pomrugałem oczami, żeby się nie rozpłakać. Vicki widząc, że nie jestem w dobrym stanie ścisnęła moją rękę dodając mi tym otuchy.
-Michael proszę Cię o wybaczenie. Nic więcej. Jesteś moim bratem, kocham Cię. Zrozum, że ja się zmieniłem. Nie jestem taki jak kiedyś.
-A skąd mam pewność, że się zmieniłeś? Że po raz kolejny mogę Ci zaufać? Dziwisz mi się, że nie chcę nawet na Ciebie patrzeć?
-Nie...ale zrozumiałem swój błąd. Żałuję tego co się stało. Czasu nie cofnę, ale postaram się odzyskać Twoje zaufanie tylko mi na to pozwól.- spojrzałem w końcu na niego. Rozmowa z nim kosztowała mnie wiele. Chciałem zapomnieć...zapomnieć w końcu o przeszłości. O tym co mi zrobili. Może niektórzy pomyślą „No jak to? Przecież to mój rodzony brat, muszę mu wybaczyć”. Ale nikt nie wie jak ja się czuję, przechodząc przez to po raz kolejny. Nie wiedziałem już co mam o tym wszystkim myśleć, co jest prawdą, a co kłamstwem. Czy on naprawdę się zmienił? Czy powinienem mu wybaczyć? Zacząć od nowa?
-I co? Ja po raz kolejny Ci zaufam, a Ty będziesz chciał mi odebrać drugi raz dziewczynę?- spytałem podejrzliwie.
-Nie mógłbym zrobić tego po raz kolejny. Michael zrozum, to w końcu. Czemu nie możesz mi wybaczyć? Gdybym chciał odebrać Ci Victorię przychodziłbym tu i błagał o wybaczenie? Szczerze chcę wszystko naprawić. Nie jestem już z Mad. Też mnie zdradziła...i wiem co czujesz.
-Nie wiesz do cholery co ja wtedy czułem!- wstałem zdenerwowany.
-Przepraszam...masz rację nie wiem..- również wstał podchodząc do mnie powoli jak by się bał, że zaraz go uderzę. I słusznie.
-Nasza mama nie może patrzeć na to jak oboje cierpimy. Zrób to chociaż dla niej. Bądźmy w końcu prawdziwymi braćmi, zapomnijmy o tym wszystkim. Nawet nie wiesz jak mi jest trudno...Codziennie proszę Boga, żebyś kiedykolwiek mi wybaczył. Żeby było tak jak kiedyś. Obiecuję, że Cię nie zawiodę. Już nigdy nie będziesz przeze mnie cierpieć.- miałem zaszklone oczy, ale cały czas powstrzymywałem łzy.
-Jak wiesz mieszkałem z Mad, ale po tym jak mnie...zdradziła wyprowadziłem się od razu i nie mam gdzie się podziać. Pewnie teraz myślisz, że tylko po to tu przyszedłem, ale to nieprawda. Wstyd mi pokazywać się u rodziców, ale wstyd mi również prosić Cię o pomoc. Oprócz Ciebie nie mam nikogo. Nawet Janet się ode mnie odwróciła. Nie mam do kogo iść.- patrzył na mnie z takim jakby...bólem? Westchnąłem głęboko. Spojrzałem na Victorię szukając w jej oczach jakiejś podpowiedzi co miałbym teraz zrobić. Z jednej strony chciałem mu wybaczyć, ale bałem się. Tak strasznie się bałem i czułem, że popełniam ogromny błąd. Ale to mój brat. Mimo wszystko go kocham. Byłem rozdarty. W końcu po dłuższej chwili niezręcznej ciszy podjąłem decyzję. Może jestem kretynem, ale...
-Możesz tu mieszkać tylko przez miesiąc. Potem masz sobie coś znaleźć i nic więcej mnie nie obchodzi. Nie pożyczę Ci żadnych pieniędzy i nie myśl, że zapomniałem o wszystkim.- na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech. Chciał rzucić mi się w ramiona, ale podniosłem rękę dając znak żeby tego nie robił.
-Czyli...to znaczy, że mi wybaczasz?- spytał z nadzieję w głosie.
-Nie, to jest próba. Tylko od Ciebie zależy czy ją przejdziesz. Możesz podziękować Victorii, bo to, że będziesz tu mieszkać to tylko jej zasługa. Cały czas namawiała mnie do tego, żebym chociaż z Tobą porozmawiał . Zobaczymy czy tak Ci na mnie zależy i czy chcesz wszystko naprawić. Pilnuj się, bo mam Cię na oku. Idę się teraz położyć, bo jestem zmęczony. Widziałem w holu walizkę. Wnioskuję, że należy do Ciebie. Jess pokaże Ci gdzie będziesz spać. I pamiętaj...jeden błąd z Twojej strony i wylatujesz stąd od razu.
-Ja...dziękuję Ci bardzo. Obiecuję, że tym razem się nie zawiedziesz.
-Zobaczymy.- rzuciłem na od chodnego i złapałem Vicki za rękę. Zostawiliśmy Jermaine'a samego i udaliśmy się do sypialni. Kiedy byliśmy już w środku moja dziewczyna rzuciła mi się na szyję.
-Jestem z Ciebie dumna.- szepnęła po chwili.
-Nie myśl, że zapomniałem o tym wszystkim i teraz będziemy super, szczęśliwą rodzinką.
-Oczywiście, że nie. Potrzebujesz czasu, ale wszystko jest na dobrej drodze.- uśmiechnęła się.
-Nie wiem czy dobrze zrobiłem...
-Przebaczenie zdrady nie jest słabością, lecz wykazaniem odwagi. Trzeba znaleźć w sobie ogromną siłę, by spróbować wybaczyć. Michael postąpiłeś słusznie. Myślę, że Jermaine wykorzysta tą szansę i tym razem nic nie zepsuje. Zobaczysz wszystko się jakoś ułoży.- cmoknęła mnie w policzek.
-Obyś miała rację, obyś miała rację...
Czy człowiek tak potwornie zraniony potrafi wybaczyć zdradę? Trzeba mieć w sobie ogromną siłę, aby tak się stało. Ale miłość...miłość jest silna. Miłość braterska potrafi przezwyciężyć wiele przeciwności. Jeśli szczerze się żałuje tych okropnych czynów, jeśli rozumie się swój błąd...wtedy każdy zasługuje na drugą szansę.
Po to by odbudować to co zniszczyło się w ułamku sekundy. Nikt nie jest idealny, wszyscy popełniają błędy, ale każdy błąd można naprawić. Nie od razu, lecz z czasem. Czas leczy rany, ale czy wyleczy tą? Czy dając kredyt zaufania można po raz kolejny cierpieć, jeszcze gorzej niż za pierwszym razem? Czy to nie jest zbyt ryzykowne? Tak naprawdę wszystko zależy od nas. Możemy walczyć, albo się poddać. Walką jest nawet sama próba wybaczenia czegoś. Nigdy nie ma nic do stracenia. Wybaczenie to jedno, zapomnienie to coś zupełnie innego. Ból w sercu pozostanie, ale z czasem zastąpić je może tylko miłość i wiara. Złych wspomnień nie wymażemy, ale możemy zastąpić je nowymi...tymi lepszymi, a wtedy tamte odejdą w zapomniane. Zostaną ukryte gdzieś głęboko w sercu i to od nas zależy czy ujrzą jeszcze światło dzienne.  
*****
No to znowu sobie „troszeczkę” pogadam :D Powiem szczerze, że rozdział nawet mi się podoba. Jeżeli są błędy to serdecznie żałuję, obiecuję poprawę, a Was drodzy czytelnicy proszę o naukę, pokutę i rozgrzeszenia AMEN :D taaak zdecydowanie za dużo tego kościoła xDD przejdźmy do rzeczy. Co do tego koncertu charytatywnego MJ to akurat jest wymyślone na potrzeby rozdziału :) tak naprawdę to było Grammy Awards z '88 i śpiewane było tylko TWYMMF i MITM :D ale musiałam zmienić co nieco, a dlaczego dowiecie się wkrótce :D i teraz najlepsze czyli końcóweczka :D spodziewaliście się takiego obrotu sprawy z Jermainem? Osobiście sama mam w tej chwili Michaela za kretyna, bo powinien tego swojego „brata” wywalić na zbity pysk. Ale jak widać Jermaine jest baaaardzo przekonywający. Wszystko mam tak zaplanowane, że Michael musiał mu „wybaczyć” ale spokojnie to jeszcze nie koniec. To też nie tak, że on mu wybaczył tak na Amen, na następny dzień rzucą się sobie w ramiona i będzie git. Michael będzie czuł, że źle zrobił przyjmując go pod swój dach i że dał się zbałamucić. Z jednej strony chce mu wybaczyć, ale to dla niego bardzo trudne dlatego za miły to ona dla Jerma nie będzie. Zapewne każdy ma odmienne zdanie na ten temat co mnie bardzo cieszy. Jak Wam podobał się rozdział? Czy Michael się zawiedzie, a Jerm udaje tylko kochającego brata? Dowiecie się już wkrótce :D
Przepraszam za to masło maślane na końcu. Taki mój zbiór myśli. Trudno mi się to pisało, bo wiadomo jakie ja mam zdanie na temat zdrad itd., ale jakoś to wyszło :)
Miłego dnia wszystkim życzę i czekam na komy!
Pozdrawiam Basia <333

18 kwietnia 2016

Rozdział 23. Ciężko jest zaufać komuś jeszcze raz, skoro nie potrafi się zapomnieć i wybaczyć sytuacji, przez którą to zaufanie zostało utracone.

Witajcie kochani!
Ależ mam dobry humor :D normalnie wpadłam na wspaniały pomysł oczywiście dotyczący opowiadania i właśnie już w tym rozdziale postanowiłam go wprowadzić, powinniście się domyślić o co chodzi :D znaczy może nie wszyscy będą z tego zadowoleni, ale ważne, że ja jestem nie? XD I jeszcze jedna sprawa, bo ja lubię mieć zawsze wszystko wyjaśnione. Co do ostatniej notki i pewnej sceny mam wrażenie, że źle przedstawiłam postawę Michaela i wy go źle odebraliście? Chodzi mi o scenę kiedy miał sesję zdjęciową, a ta dziewczyna co była jego makijażystką pokazywała swoje wdzięki delikatnie mówiąc xD podrywała go po prostu i to nie tak, że MJ patrzył się na jej tyłek jakby chciał ją wzrokiem przelecieć. Powiem Wam z mojego punktu widzenia. Nikogo nie ma w pokoju, są sami, super się dogadują przez co Michael ją lubi, heheszki i te sprawy, widzi, że go podrywa, ale nic z tym nie robi no bo po co skoro to dla niego nic nie znaczy. W pewnym momencie świeci mu gołym tyłkiem przed oczami, a co robi Jackson? Przecież nie zakryje oczu, ani nie zacznie gapić się w sufit, to był naturalny, instynktowny odruch faceta XD ich nawyków nie zmienię więc tak dokładnie było. Nie, że mu się jakoś super podobała, ale no spojrzał się tak wyszło. Jest tylko facetem, a może niestety – dobra tego nie przeczytaliście XD
Więc to by było chyba na tyle. Jeszcze tylko powiem, że chciałabym zmotywować trochę czytelników to komentarzy, bo oni z kolei motywują mnie tym do pisania. Czytasz? Skomentuj, to naprawdę zajmie pięć minut, a dla mnie to wiele :) każda opinia jest ważna i chcę wiedzieć co się komu podoba, co przeszkadza. Może jest tak mało komentarzy, bo słabo piszę? Nie uważam się za Bóg wie kogo, nawet w tej chwili mogę jak ktoś chce wymienić imiona osób, które piszą ode mnie 100 razy lepiej. Często piszę rozdziały w nocy, poświęcam się. Niektórzy pytają się jak ja tak mogę? No mogę, bo to po prostu kocham :) naprawdę wystarczą choćby dwa słowa, wszystkie uwagi biorę sobie do serca. No chyba, że ktoś mi napisze, że zapomniałam gdzieś przecinka – takich komów nie chcę. Myślę o tym żeby wiązać swoją przyszłość z pisaniem więc musicie mi powiedzieć czy się do tego nadaję :) co chcę robić w przyszłości dowiecie się kiedy indziej, prawdopodobnie w notce podsumowującej więc jeszcze trochę poczekacie :D
Znowu się rozpisałam, przepraszam...ja po prostu lubię gadać XD
Zapraszam do czytania i przede wszystkim do komentowania!
Na koniec też dorzucę coś od siebie więc nie martwcie się ja jeszcze nie skończyłam XD
*******
Od miesiąca mieszkam z Michaelem w Neverlandzie. Jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi, mając przy sobie kochającego mężczyznę, z którym żyję, wymarzoną pracę i wspaniałych przyjaciół. Robert został moim osobistym ochroniarzem. Nie chciałam się na to zgodzić, ale Michael postawił w końcu na swoim. Niestety media dowiedziały się o naszym związku. Byłam załamana kiedy zobaczyłam nas na pierwszych stronach gazet całujących się w restauracji. Zrobili nam zdjęcie z zaskoczenia i obsmarowali jak...Nie chcę sobie nawet przypominać co tam pisało. Oczywiście z Michaela zrobili kobieciarza, który zmienia kobiety jak rękawiczki i nie dorósł do poważnego związku, a ze mnie laskę, która jest z nim dla pieniędzy i zrobienia kariery w show biznesie.
I tak teraz ma wyglądać moje życie? To jest cena sławy? Już mam tego wszystkiego dość, a co będzie później? Nie rozumiem jak ludzie mogą być tak okrutni i czerpać satysfakcje z utrudniania nam życia. Odkąd świat się o nas dowiedział nikt nie daje nam spokoju. Pod Neverlandem dzień i noc koczują tabuny dziennikarzy. Nie wiem jak Michael znosił to wszystko tyle lat, jak ja po dwóch tygodniach mam dość. Muszę uważać co mówię, co robię, jak wyglądam, z kim i co robię. Ale mimo tego nie poddam się, nie mam zamiaru odejść od Michaela, nie zostawię go nigdy. Muszę go wspierać, nasz związek jest wystawiony na próbę, a my ją zdamy. Nie chciałam żadnych ochroniarzy dopóki nie zorientowałam się, że ktoś często mnie śledzi. To już przestało być zabawne i zgodziłam się tylko na Roberta. Do pracy jeżdżę sama, swoim samochodem, ale gdzie nie pojadę on musi jeździć za mną. To męczące, ale do wytrzymania. Staram się żyć normalnie tak jak dotychczas, nie robię z siebie celebrytki, jestem dalej tą samą, zwykłą dziewczyną z Seattle. Po prostu Victorią Lancaster. Założyłam na nos czarne oprawki i wysiadłam z auta. Wchodząc do kafejki zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony, na moje szczęście nikogo nie było.
-Dzień dobry, poproszę latte macchiato.- zwróciłam się do kelnerki. Po chwili siedziałam przy stoliku pijąc swoją ulubioną kawę. Usłyszałam nagle znajomy dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami, który sygnalizował wejście klienta. Spojrzałam w tamtą stronę i zamarłam. Do środka wszedł Jermaine. Nie zauważył mnie, bo siedziałam na końcu, a do tego zasłaniał mnie kwiat, ale ja widziałam go bardzo dobrze. Podszedł do baru i rozsiadł się wygodnie.
-Cholera.- mruknęłam pod nosem. Jak ja miałam teraz stamtąd wyjść nie zauważona? Widocznie poczuł, że ktoś mu się przygląda bo obrócił się za siebie. Automatycznie spuściłam wzrok i zasłoniłam się włosami. Postanowiłam poczekać aż wyjdzie, ale chyba mu się nie spieszyło, a mi i owszem. Nie mogłam spóźnić się do pracy. Wstałam i rzuciłam na stół 10 dolarów, po czym szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia. Może mnie nawet nie zauważy?
-Victoria?- szlak, zacisnęłam usta i szłam dalej.
-Victoria!- po raz kolejny usłyszałam swoje imię. Przyspieszyłam kroku. Już miałam nacisnąć na klamkę kiedy poczułam jak ktoś odciąga mnie do tyłu. Spojrzałam wkurzona na brata Michaela.
-Czemu udajesz, że mnie nie słyszysz?
-Bo Cię nie słyszałam, ani nie widziałam. W ogóle czego ode mnie chcesz?- warknęłam.
-Spokojnie chcę tylko porozmawiać.- zorientowałam się, że nadal trzyma moją rękę, od razu ją wyrwałam i odruchowo poprawiłam płaszcz.
-Nie mam czasu, spieszę się.- powiedziałam oschle.
-Nie zajmę Ci dużo czasu, proszę.
-Szukasz przyjaciół? Jak chcesz pogadać to idź do swojej dziewczyny. Chociaż nie, przepraszam was oprócz łóżka nic nie łączy. Cześć.- chciałam otworzyć drzwi.
-Nie jesteśmy już razem...- zamknęłam je z powrotem i odwróciłam się w jego stronę.
-Czemu mnie to nie dziwi?- zakpiłam- Masz pięć minut.
-Usiądźmy.- poszliśmy do stolika, a Jerm odsunął mi krzesło. Chyba jedyna rzecz, która łączy go z Michaelem.

-Nie zgrywaj dżentelmena. Mnie takie rzeczy nie ruszają.- nie umiałam być dla niego miła, chyba to zrozumiałe. Westchnął i usiadł naprzeciwko mnie.
-O czym chciałeś rozmawiać?- założyłam ręce na piersiach.
-O Michaelu.- zaśmiałam się.
-Co wyrzuty sumienia Cię dopadły w końcu?
-Dlaczego taka jesteś? Nic Ci nie zrobiłem.
-Słucham? Wystarczy, że swojemu bratu zrobiłeś. Mam być dla Ciebie miła po tym wszystkim? Pewnie też chcesz nas skłócić jak ta zdzira.
-Nie chcę nikogo skłócić. Nie jestem już z Mad, bo mnie zdradziła...
-To była kwestia czasu. Zabawiła się Tobą tak jak Michaelem, ale jakoś nie jest mi Ciebie żal.- nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była tak wredna, ale samo to, że musiałam znosić jego widok denerwowało mnie. Nie mogłam na niego patrzeć.
-Michael nie odbiera moich telefonów.
-Dziwisz mu się?
-Nie, ale...
-Ale co? Czego Ty od niego oczekujesz, że od tak Ci wybaczy, bo nie jesteś już z Madonną?
-Bo jestem jego bratem i go kocham.- patrzył mi prosto w oczy. Przekonywujący to on był. Nie wiem sama już co było prawdą, a co kłamstwem.
-Czego chcesz ode mnie?
-Chciałbym żebyś porozmawiała z nim...ja naprawdę się zmieniłem. Chcę go przeprosić za wszystko, ale nawet nie mam jak. Nie odbiera ode mnie, albo odrzuca połączenia. Żaden z pracowników nie chce dać mi go do telefonu...
-Niestety wszyscy dowiedzieli się już jaką jesteś świnią.- spuścił wzrok.
-Czemu nie przyjdziesz do Neverlandu?
-Nikt mnie tam nie wpuści. Chciałbym się z nim pogodzić, wyjaśnić wszystko. Kiedyś mieliśmy takie dobre kontakty...
-Ty wszystko spieprzyłeś. Kto bierze się za dziewczynę własnego brata?
-Nie myślałem wtedy logicznie, ona mnie uwiodła.
-To tak, bo jak się myśli rozporkiem zamiast głową. Madonna do seksu Cię nie zmusiła więc nie rób z siebie ofiary losu. Dobrze, że przypomniałeś sobie w ogóle, że masz brata. Minęły dwa lata, a Tobie teraz zachciało się godzenia? Jak zerwałeś z tą...Wiesz co Jermaine? Jesteś naprawdę żałosny, nie chce mi się z Tobą gadać. Na razie.- wstałam od stolika i zawiesiłam torebkę na ramieniu.
-Victoria, zaczekaj proszę.- znowu mnie zatrzymał-Błagam Cię tylko o jedno...
-...dobra porozmawiam z nim!- nie wytrzymałam. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Po chwili rzucił mi się na szyję, poczułam odurzający zapach jego perfum. Stałam nieruchomo, ale po chwili odsunęłam się od niego zakłopotana.
-Nie rób tego więcej.
-Przepraszam, nie powinienem.- zmieszał się.
-Porozmawiam z Michaelem, ale nic nie obiecuję. Zadzwoń jutro jeśli odbierze znaczy, że przekonałam go do spotkania z Tobą jeżeli nie masz dać nam spokój. Rozumiesz?
-Tak, dziękuję Ci. Nie wiem jak Ci się odwdzięczę.
-Daruj sobie okej? Nie robię tego dla Ciebie. Muszę już iść, cześć.
-Do zobaczenia!- krzyknął za mną. Szybkim krokiem wyszłam z kawiarni. Kiedy byłam już na zewnątrz odetchnęłam z ulgą. Nie wiem nawet po co ja z nim rozmawiałam, powinnam go olać. Ale miał w sobie coś takiego jak Michael przyciągał mimo, że prawie wcale go nie znam i w sumie nie chcę poznać. Spróbuję przekonać Michaela, żeby się z nim spotkał. Z tego co zaobserwowałam Jerm naprawdę żałuje wszystkiego, albo jest świetnym aktorem. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę centrum. 
******
-Kochanie już jestem!- krzyknąłem wchodząc do domu. Wróciłem prosto ze studia do Neverlandu, byłem nieco zmęczony, ale szczęśliwy, że zaraz ujrzę moją ukochaną.
-Dobrze kochanie!- usłyszałem w odpowiedzi. Tyle, że to nie był głos Victorii.
-No Jackson do mnie już kochanie mówisz? Muszę się poskarżyć Twojej dziewczynie.- w progu pojawiła się uśmiechnięta Jessica, zaśmiałem się.
Podszedłem do niej dając całusa w policzek na przywitanie.
-O jaki wylewny.
-Myślę, że Vicki nie będzie miała nic przeciwko.- puściłem jej oczko na co pokręciła głową- A właśnie nie ma jej jeszcze? Powinna dawno być.
-Spokojnie jest dopiero 16. Aż dziwne, że Ty już wróciłeś.
-Nie mieliśmy dziś dużo pracy więc urwałem się wcześniej.- poszliśmy do kuchni.
-Głodny?
-Poczekam na Vicki. Ale to dziwne, że...
-Michael opanuj się.- zaśmiała się- Na pewno zaraz wróci.
-Ehhh martwię się po prostu.- usiadłem na krześle- Może coś się stało, albo był jakiś wypadek?
-Nie kracz już. Nic się nie stało, a nawet jeśli to nie masz czym się martwić, bo Robert cały czas z nią jest.
-On tylko za nią jeździ.
-To to samo.- w tym momencie usłyszałem, że ktoś wszedł do domu, a po chwili ten słodki głos:
-Wróciłam!- uśmiechnąłem się do Jess. Po chwili w kuchni pojawiła się Vicki.
Podleciała najpierw do naszej kucharki na co stanąłem obok z udawanym oburzeniem.
-Eghemmm.- założyłem ręce na biodra.
-Patrz jaki zazdrosny.- zaczęły się śmiać.
-A mam powody?- poruszyłem zabawnie brwiami, zaczęły się chichrać jak wariatki.
-Czyli jednak...tak myślałem, że mnie zdradzasz, ale że z Jess to się nie spodziewałem.
-Głupek.- rzuciła Vicki podchodząc do mnie.
-Czemu Cię tak długo nie było?- pocałowałem ją.
-Alex...odwiedziła...mnie...w...pracy i się...zasiedziałyśmy...-mówiła pomiędzy pocałunkami.
-Może idźcie na górę co?- zaproponowała zniesmaczona Jessica.
-O to jest bardzo dobry pomysł.- złapałem Vicki za rękę.
-Tobie to tylko jedno w głowie. A mogę w ogóle coś zjeść?- zaśmiała się.
-Nie jadłaś nic dzisiaj.- spojrzała w bok.
-Victoria...
-Oj no spieszyłam się rano. Wypiłam trzy kawy to mi wystarczyło.- cmoknęła mnie w policzek. Pokręciłem głową.
-Co tam pichcisz dzisiaj dobrego?- zwróciła się do Jess.
*******
Po obiedzie poszliśmy z Michaelem na taras. Chciałam z nim porozmawiać o Jermaine, ale trochę się obawiałam jego reakcji. Wiedziałam, że to drażliwy temat, ale nie wiedziałam za bardzo jak zacząć.
-Skarbie?- Michael pogłaskał mnie po ramieniu. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy.
-Mhmm?
-Chcesz ze mną o czymś porozmawiać?- zaczęłam bawić się guzikiem jego koszuli.
-Skąd wiesz?
-Bo widzę. No to o czym?
-O Twoim bracie.- zaśmiał się.
-A o którym? Bo wiesz mam...- teraz albo nigdy.
-...o Jermaine.- rzuciłam szybko. Leżałam wtulona w Michaela i czułam jak napina mięśnie.
-Dlaczego akurat o nim?- starał się nie pokazywać, że jest zdenerwowany.
-Bo ja się z nim spotkałam dzisiaj.- mówiłam cicho, bo naprawdę bałam się jego reakcji.
-Że co proszę? Spotykasz się potajemnie z Jermain'em?- podniósł głos, odsunęłam się od niego i usiadłam.
-To był przypadek.
-Przypadek?
-Tak. Nie wierzysz mi?
-Co od Ciebie chciał? Podrywał Cię? A może chciał Cię do czegoś zmusić?- zaczął zadawać mi setki dziwnych pytań.
-Michael uspokój się.
-Jak mam być spokojny jak Jerm teraz przyczepił się do Ciebie?
-Nie przyczepił się, chciał tylko pogadać. Dlaczego nie odbierasz od niego telefonów?
-Dziwisz mi się?
-Nie, ale...
-Czego od Ciebie chciał?- powtórzył pytanie.
-Już mówiłam, że chciał porozmawiać...o Tobie. Zerwał z Madonną.- nie odzywał się przez chwilę.
-Dlaczego?
-Zdradziła go.- zaczął się śmiać, zmarszczyłam czoło.
-Czyli jednak okazał się takim kretynem jak ja. Z tego robi się już Moda na sukces. Kwestia czasu tylko aż Mad uwiedzie resztę moich braci, a na końcu weźmie się za mojego ojca!- wstał z ławki. Taka reakcja była do przewidzenia.
-Jermaine chce się z Tobą pogodzić...przeprosić. Michael on naprawdę żałuje wszystkiego. Spotkaj się z nim.
-Oszalałaś? Tobie też namieszał w głowie? Zapewne już się do Ciebie przystawiał, w końcu żadnej nie przepuści.- zakpił.
-To Twój brat...
-Właśnie. Dlatego nigdy mu nie wybaczę! Może mnie przepraszać całe życie, ale nie zaufam mu po raz kolejny. Madonna go zdradziła to przypomniał sobie o mnie, albo chce poudawać dobrego brata przez tydzień pożyczyć kasę i zniknąć. Tak jak to często robił. Przypomina sobie o mnie tylko wtedy jak coś chce.
-A może w końcu się zmienił?
-Nie sądzę. Tacy ludzie się nie zmieniają.
-To Twoja rodzina Michael...zastanów się. Nie będziesz się do niego nie odzywać do
końca życia? Przecież chcę dla Ciebie dobrze.- podeszłam do niego i przytuliłam. Zamknął mnie w mocnym uścisku, jakby bał się, że gdzieś zniknę.
-Wiem, że chcesz dobrze, ale to co się zepsuło nie da się już naprawić. Po prostu jest już za późno. Nie chcę go nawet widzieć na oczy, a co dopiero z nim rozmawiać. Może kiedyś to się zmieni, ale na chwilę obecną...nie jestem w stanie mu wybaczyć. Vicki zrozum mnie.- pocałował mnie w czoło- Idę potańczyć.- rzucił i wszedł do domu zostawiając mnie samą. Widocznie chciał odreagować. Westchnęłam smutno i usiadłam zrezygnowana na ławce. Jak mam go przekonać? Chciałabym, żeby w końcu się pogodzili, minęły dwa lata. Jermaine wyciągnął pierwszy rękę, ale Michael jest strasznie uparty. Jak się czegoś uprze to nic go nie przekona. Chyba, że...
Wyjęłam z kieszeni komórkę i wybrałam szybko odpowiedni numer. Jak mnie nie chce słuchać to może ona go przekona.
-Halo?- usłyszałam melodyjny głos Janet.
-Hej Jan, z tej strony Vicki. Jesteś bardzo zajęta?
-O witaj kochana fajnie, że dzwonisz, bo już myślałam, że o mnie zapomniałaś- zaśmiałam się- Nie, jestem w domu i szczerze mówiąc strasznie się nudzę. A coś się stało? Nie brzmisz za wesoło.
-Ehhh mam problem i mam nadzieję, że mi pomożesz.
-Jasne, że tak. Ale co się stało?
-Wolałabym nie rozmawiać o tym przez telefon. Mogłabyś do nas przyjechać?
-Pewnie, będę za...pół godziny.
-W takim razie czekam pa.
-Papa.- rozłączyłam się. Moją ostatnią nadzieją była Janet.
******
Siedziałam znudzona przed telewizorem oglądając jakiś teleturniej. Byłam tak zamyślona, że nie wiedziałam nawet o co w nim chodzi. Usłyszałam nagle jak ktoś wparował dosłownie do domu. Już wiedziałam kto to. Automatycznie wstałam z kanapy.
-Janet dziękuję, że przyjechałaś.- rzuciłam jej się na szyję.
-Nie ma za co siostro.- uśmiechnęłam się.
-No to teraz opowiadaj wszystko.- usiadłyśmy wygodnie, a ja zdałam jej relacje z dzisiejszego dnia. Jak spotkałam Jermaine'a i moją nieprzyjemną rozmowę z Michaelem. Słuchała mnie uważnie, nie przerwała mi ani razu chociaż widziałam, że miała taką ochotę.
-Idiota.- skomentowała kiedy skończyłam.
-Ale Jermaine czy Michael?
-Oczywiście, że Jerm!- aż wstała z miejsca. Nie tylko z wyglądu była podobna do Michaela. Mieli identyczny, wybuchowy charakter.
-Mało mu było jak bzyknął tą sukę no! Teraz będzie wam zatruwał życie.
-Ale wydawał się...
-Uwierz mi, że on każdą laskę zbajeruje.
-Nie zbajerował mnie. Tylko widziałam w jego oczach, że naprawdę żałuje. I chce wszystko naprawić.
-Słuchaj my go znamy od urodzenia, a Ty rozmawiałaś z nim zaledwie dwa razy. Nie wiesz jaki jest przekonywający jak chce czegoś dostać.
-Już sama nie wiem. Gdyby nie chciał pogodzić się z Michaelem nie nalegał by tak. Ciągle do niego wydzwania, pisze wiadomości.
-Vicki, ale czego Ty ode mnie oczekujesz? Jak Michael się uprze to nie ma bata, nikt go nie przekona.
-Jesteś jego siostrą na pewno Ciebie posłucha. Powinni dać sobie szansę, a ja chce im tylko pomóc.
-Masz zdecydowanie za dobre serce.- zaśmiałam się- Ah...co ja z wami mam?
-Ty nie chcesz, żeby się w końcu pogodzili?
-Oczywiście, że chcę. Ale powinni chcieć tego oboje. Nie możemy do niczego zmuszać Michaela.
-Ale widzę jak on cierpi. Brakuje mu starszego brata i na pewno w głębi serca chce mu wybaczyć tylko po prostu za bardzo go zranił.
-Oby Jerm rzeczywiście chciał wszystko naprawić, bo jak znowu coś odwali to mu jaja urwę i nie będzie miał czym Madonny...
-...Janet nie kończ błagam, bo się porzygam.- próbowałam być poważna, ale obie zaczęłyśmy się śmiać.
-A tak swoją drogą to co ta jędza w sobie takiego ma? Załatwiła mi drugiego brata.
-Ja też nie wiem co oni w niej widzieli.
-Wiesz kiedyś była zwykłą dziewczyną, nawet ją lubiłam. Ale gdy wydała swoją pierwszą płytę, stała się sławna tak jak Michael tyle, że jemu pieniądze i sława do głowy nie uderzyły, a jej niestety tak. A Jerm to jest pies na baby, nie kochał jej tylko chciał ją zaliczyć, ale myślę, że potem się w niej zauroczył. Niech teraz cierpi, należy mu się. No dobra idę do niego.- wstała i ruszyła w stronę schodów, ale po chwili zatrzymała się i odwróciła w moją stronę.
-W sali tanecznej.- odpowiedziałam nim zdążyła otworzyć usta. Pokiwała głową i posłała mi uśmiech. Janet zniknęła mi z pola widzenia, a ja wróciłam do oglądania głupiego teleturnieju. Czas strasznie mi się dłużył. Powieki robiły się coraz cięższe aż w końcu zmęczenie wzięło górę i zasnęłam.
******
Zszedłem do salonu w szlafroku i zobaczyłem śpiącą Victorię na kanapie. Wyłączyłem telewizor i usiadłem obok niej. Trochę pokłóciłem się z Janet, wyszła pół godziny temu trzaskając drzwiami. Poszło oczywiście o Jerma. Wiem, że Vicki po nią zadzwoniła, mimo że Jan się zapierała, że przyjechała nas tylko odwiedzić. Kiedy tylko zaczęła temat mojego „brata” wiedziałem o co chodzi i że to raczej przyjemna rozmowa nie będzie. Nie chciałem się z nią kłócić, ale nie dała mi wyboru. Nie wiem dlaczego wszyscy namawiają mnie do czegoś czego nie chce. Nigdy nie wybaczę Jermaine'owi i zdania nie zmienię. Inni muszą się z tym pogodzić. Własny brat przespał się z moją dziewczyną, a ja z racji tego, że minęły dwa lata mam mu od tak wybaczyć? Nikt nie wie co ja czuję, a czuję się źle. Jest mi z tym trudno, ale już postanowiłem.
Spojrzałem na moją księżniczkę. Wyglądała tak słodko, że nie chciałem jej budzić. Mógłbym wpatrywać się w nią godzinami i nigdy by mi się nie znudziło. Nie mogąc się powstrzymać pocałowałem ją delikatnie w usta. Wziąłem ją na ręce i udałem się w kierunku sypialni, gdy kładłem ją na łóżku przebudziła się.

-Michael?
-Tak kochanie?
-Gdzie Janet? Która jest w ogóle godzina?- podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na mnie zaspanymi oczami.
-Janet pojechała do domu. Jest 22:00. Idź spać, jesteś zmęczona...
-...przestań. Widzę, że jesteś na mnie zły.- westchnąłem.
-Nie umiem się na Ciebie gniewać, ale nie potrzebnie po nią zadzwoniłaś. Jeśli chcesz wiedzieć to nie przekonała mnie, żebym pogodził się z Jermain'em.- spojrzała na mnie smutno.
-Przepraszam...
-Vickuś...nie masz za co, chciałaś dobrze, doceniam to, ale ja najzwyczajniej w świecie nie potrafię mu wybaczyć. Zrozum to wreszcie. I błagam nie dzwoń więcej po Janet, bo tylko bardziej mnie wkurzyła swoją paplaniną niż pomogła.
-Myślałam, że ona jedyna Cię jakoś przekona. Przecież macie takie dobre kontakty, jesteście jak bliźniaki.- zaśmiałem się.
-Bliźniaki też czasem się kłócą i mają odmienne zdanie.- było mi jej żal, bo naprawdę chciała mi pomóc, ale nie wiedziała jak. Tyle, że ja tej pomocy nie potrzebowałem.
-Chociaż próbowałam.- powiedziała smutno- Michael mam nadzieję, że nie będziesz tego żałować. Ale...nie jesteś na mnie zły?- mruknęła przytulając się do mnie.
-Mówiłem już, że nie. Nie zrobiłaś nic złego.- pocałowałem ją we włosy.
-A co zrobisz jak Jerm nie da za wygraną i dalej będzie wydzwaniał?
-Najwyżej zmienię numer. Dobra koniec tego tematu, bo naprawdę jestem zmęczony, a Ty zresztą też.- zgasiłem światło i położyłem się do łóżka. Przyciągnąłem do siebie Vicki.
-Ej, ale ja chciałam iść się umyć.
-Za późno, teraz Cię nie wypuszczę.- westchnęła.
-W ubraniu też mam spać?
-Rozebrać to Cię akurat mogę.- uśmiechnąłem się.
-Tak, a do tego to jesteś chętny.
-A żebyś wiedziała.- przewróciłem ją na plecy. Ściągnąłem koszulkę i spodnie.
-Tak pasuje czy wolisz może...no wiesz.- zsunąłem jedno ramiączko, przejeżdżają palcem po jej nagim ramieniu, czułem jak momentalnie zadrżała.
-Michael!
-No co? Żartowałem tylko.- cmoknąłem ją krótko w usta i przewróciłem się na drugą połowę łóżka przykrywając nas kołdrą.
-Dobranoc.- przytuliła się do mojego boku.
-Dobranoc.- zamknąłem oczy i po chwili zapadłem w głęboki sen.
******
Tak nie nagadałam się na początku xD Rozdział ogólnie mi się nie podoba, ale ocena końcowa należy do Was. Jak zauważyliście było dzisiaj z perspektywy Michasia i Vicki, żeby dobrze przedstawić ich uczucia. Tak więc mój pomysł jak zauważyliście nazywa się Jermaine :D i mówię od razu, że na tym się nie skończy. Czy Michael wybaczy w końcu bratu? Czy dalej będzie uparty jak osioł, jak myślicie? :)
Osobiście gdybym ja była na jego miejscu w życiu chyba bym nie wybaczyła takiej zdrady. Nie rozumiem jak można wybaczyć komuś, coś ze względu na to, że jest z rodziny. Tym bardziej nie XD bo ja bym wolała, żeby mój chłopak zdradził mnie z obca laską, a nie z rodzoną siostrą (przykład tylko). Bardziej zabolałoby mnie to gdym się dowiedziała, że to moja siostra i właśnie dlatego za cholerę bym tego nie wybaczyła. Wszystko...wszystko jestem w stanie wybaczyć, ale nie zdradę. Nie wiem może jestem bez serca, ale zasady jakieś trzeba mieć. No Vicki to dobra dziewczyna i chce pomóc Michasiowi, ale Michaś nie jest taki głupi. Zna swojego brata i wie jaki jest. MJ wiele razy zaufał i został wydymany (bez skojarzeń xD) dlatego nawet własnemu bratu zwyczajnie boi się wybaczyć i zaufać po raz kolejny. Mam nadzieję, że wszyscy to rozumieją. Oczywiście czekam na Wasze wszystkie SZCZERE opinie :) nie każdy musi się ze mną zgadzać i jestem ciekawa co Wy zrobilibyście na miejscu Michaela. Piszcie wszystko co myślicie, ja kocham długie komy! - co zresztą widać XDD
Pozdrawiam Basia <3333