Witajcie
kochani!
Udało
mi się wstawić rozdział dzisiaj, a naprawdę miałam ochotę to
zrobić w tygodniu, ale wiem, że taka jedna Patrycja chyba by mnie
zabiła, a ja chcę jeszcze żyć! A poza tym jest starsza i wolę
jej się nie narażać XDDD Dzisiejszy rozdział dedykuję Marysi
<3333 Kochana! W ostatnim rozdziale powiedziałaś, że Michael
się wydurnia zamiast zaprosić Vicki na jakąś kolacyjkę do
restauracji xD Bardzo mnie rozśmieszyło to stwierdzenie, z którym
się zgadzam :D Ale powiem tak : Michael taki już jest XD Ja go nie
zmienię hahahaha nie no żartuję. Zmienić go mogę, ale on mi się
taki sam kreuję. Wiadomo, ze wszystko piszę ja, dialogi, ich myśli
itd., ale to nie tylko zależy ode mnie, to wszystko dzieję się w
moim mózgu. Mój mózg jak sobie coś ubzdura np. że będę Was
katować Madonną to tak będzie i tego nie zmienię :D Michael
pajacuje, ale może to się zmieni gdy coś się wydarzy... Wiecie
przecież MJ nie może być do końca poważy w stosunku do Victorii
i tak daje jej dużo „znaków” on nie jest pewny jej uczuć więc
postanowił te swoje końskie zaloty brać na żarty XD On czeka aż
wszystko samo się zrobi, boi się tak jakby zrobić krok do przodu.
Identycznie jest z Victorią. Musicie być cierpliwi wszystko się
zmieni :D No, ale nie dokończyłam. W tym rozdziale Michael nie
będzie pajacować i myślę, że to co zrobi zastąpi kolację,
której Marysiu oczekujesz :D Chciałam również podziękować
Karolinie za pomoc w wybraniu rysunku (szkicu) a naprawdę miałam z
tym problem i co chwilę zmieniałam decyzję :D
Zapraszam
więc do czytania i komentowania!
********
-Cześć
Sydney.- rzuciłam uśmiechnięta do sekretarki.
-Victoria
zapomniałaś? Szef zrobił spotkanie w konferencyjnej.- zatrzymała
mnie.
-Cholera
jasna, długo już trwa?
-Pół
godziny. Powiedziałam, że się spóźnisz, ale jak nie chcesz...
-...tak?Dobrze,
dzięki. Już biegnę.- przerwałam jej i pobiegłam schodami na
drugie piętro. Wparowałam do sali konferencyjnej, a wszyscy łącznie
z szefem spojrzeli na mnie. Nastała cisza.
-Dzień
dobry, przepraszam za spóźnienie, ale były straszne korki i...
-Pewnie pan
Jackson Cię zatrzymał.- wszyscy się zaśmiali- Powinnaś oddzielać
sprawy prywatne od pracy. Myślisz, że jak się spotykacie to teraz
będziesz przychodzić do pracy o której Ci się podoba?- zapytała
oburzona Kim. Zapomniałam wspomnieć, że wszyscy w firmie myślą,
że ja i Michael jesteśmy ze sobą co jest zasługą mediów.
Spuściłam wzrok nie wiedząc co powiedzieć. Nie potrafiłam od tak
powiedzieć co ja o niej myślę. Nie miałam takiej pewności
siebie.
-Kimberly
oszczędź sobie te zbędne komentarze. Chyba nie chcesz żebym
przypomniał Ci ile razy Ty się spóźniłaś prawda?- pan John
postanowił mnie bronić za co byłam mu wdzięczna.
-Przepraszam.-
rzuciła ze sztucznym uśmiechem w moją stronę.
-Nic się
nie stało.- odpowiedziałam takim samym tonem.
-Usiądź
Victorio.- kiwnęłam głową i zajęłam wolne miejsce. Nie mogłam
się skupić na temacie tego zebrania, bo moje myśli krążyły
ciągle wokół jednej i tej samej osoby. Nie ma dnia żebym nie
myślała o Michaelu. Co teraz robi? Czy jest w studiu?Czy zjadł
śniadanie? Jak się czuje? Czy dzisiaj do mnie zadzwoni? Amoże
teraz jest na jakimś spotkaniu. Czy on też o mnie myśli? Czy to
normalne, że ja ciągle o nim myślę? Czy ja go...kocham? Spotykamy
się niemalże codziennie, świetnie się bawimy, dogadujemy. Ani
razu jeszcze się nie pokłóciliśmy. Nie wiem czy Mike czuje do
mnie coś więcej, ja sama tak naprawdę nie mogę powiedzieć, że
go kocham, ale to już nie jest przyjaźń, przynajmniej ja tak
myślę. Przyjaciele nie mają takich relacji. Michael lubi stwarzać
dwuznaczne sytuacje przez co mnie onieśmiela. Niby czuję się przy
nim swobodnie, ale z drugiej strony...Skoro wie, że tak na mnie
działa jego bliskość to po co to robi? Dla żartów, żeby poczuć
tą satysfakcję, że przy nim wariuje i nie kontroluje swojego
zachowania, słów i myśli? Rozmyślając o Michaelu otworzyłam
swój notatnik i bezmyślnie zaczęłam szkicować sama nie wiedząc
co. Jakby jakaś magiczna siła kazała mi rysować właśnie jego.
Znowu on... Od dziecka lubiłam rysować to była moja pasja. Idąc
na studia związane z architekturą mogłam w pełni się temu oddać.
Michaela pasją jest muzyka i taniec. Poprzez śpiewanie oddaje
całego siebie. Wyraża tym swoje uczucia. Ja to robię rysując.
Narysowanie portretu Michaela zajęło mi godzinę, a efekt końcowy
wyglądał właśnie tak:
Jak
nigdy byłam zadowolona ze swojego „dzieła". Byłam tak
pochłonięta uśmiechaniem się do rysunku, że nie usłyszałam jak
szef wymawia moje imię.
-Victorio?-
ocknęłam się w końcu, zamknęłam szybko notatnik i spojrzałam
zdezorientowana na pana John'a.
-Tak?
-Zadałem
Ci pytanie piąty raz.
-Przepraszam
zamyśliłam się.- pokręciłam głową.
-Na temat?
-Na temat
nowego projektu oczywiście.
-Spokojnie
jeszcze go nie przyjęliśmy, ale moje pytanie właśnie brzmiało
czy powinniśmy podjąć się tak ogromnego przedsięwzięcia jak
myślisz?
-Myślę,
że jak najbardziej powinniśmy przyjąć projekt. To ogromna szansa
dla naszej firmy. Możemy zrobić tym sobie darmową reklamę i
wyrobić jeszcze lepszą opinię, jeżeli oczywiście zajmą się tym
odpowiednie, doświadczone i kreatywne osoby.- improwizowałam. Moja
wypowiedź wyraźnie zadowoliła szefa.
-A ja
myślę, że nie powinniśmy pakować się w tak duży projekt.-
Kimberly jak zwykle musiała wtrącić swoje trzy grosze.
-Uważasz
tak, bo nie podołasz temu zadaniu?- musiałam się w końcu odezwać.
Nie wiedziała co powiedzieć.
-Bardzo
dobre pytanie Victorio.- wszyscy na nią spojrzeli.
-Podjąłem
decyzję. Projekt zostaję przyjęty. Osoby, które się tym zajmą
również już wyznaczyłem. To będzie w formie konkursu. Kto
wymyśli i wykona najlepszy projekt koncepcyjny i techniczny Central
Parku zostanie moim zastępcom. Victoria, Kimberly i Chris jesteście
wybrani do tego konkursu. Odmowy nie przyjmuję.- tego nikt się nie
spodziewał, wszyscy łącznie ze mną byli w szoku.
-Victoria?!
Przecież ona nie pracuje tu nawet pół roku! Jak pan to sobie
wyobraża?! Nie ma żadnego doświadczenia.- Kim wstała i zaczęła
wymachiwać rękami na wszystkie strony.
-Powinnaś
pogodzić się z konkurencją.- odezwał się Chris.
-A Ty co
też jej bronisz?!
-Nie, mówię
fakty. Uspokój się, bo z wrażenia Ci się tipsy połamią.-
parsknęliśmy śmiechem. Ta fuknęła coś pod nosem w odpowiedzi i
ruszyła w stronę wyjścia.
-Mam
rozumieć, że rezygnujesz z konkursu?
-Nigdy!
-To usiądź
i nie rób scen, bo jeszcze nie skończyłem.
-Dziękuję
postoję.- uniosła wysoko głowę.
-Wszystkie
dane jeszcze dzisiaj wyślę Wam na e-maila. Na dostarczenie mi
projektu koncepcyjnego macie miesiąc od dzisiaj. Jeżeli dowiem się,
że ktoś działał nie fair automatycznie zostaje wyrzucony z firmy
rozumiesz Kimberly?
-Rozumiem i
nie nie wiem dlaczego pan powiedział to do mnie.
-Bo Cię
dobrze znam.
-Jakieś
pytania?-nikt się nie odezwał.
-Jeżeli
nikt nie ma pytań możecie rozejść się do swoich biur. Powodzenia
i do pracy.- zadowolona wyszłam z sali. Byłam bardzo podekscytowana
tym projektem, to może być dla
mnie duża
szansa, którą mam zamiar wykorzystać. Dam z siebie wszystko. Nagle
zadzwonił mój telefon, który odebrałam od razu.
-Halo?-
rzuciłam teczki i notatnik na biurko po czym rozłożyłam się na
moim wygodnym fotelu.
-Witam,
chciałbym zamówić na wieczór miłą panią o brązowych,
lśniących włosach, piwnych oczach i pięknym uśmiechu...
-...Yyyyyy...
-O
przepraszam chyba pomyliłem numery.
-Michael!
Pajacu nie udawaj.- w odpowiedzi usłyszałam głośny śmiech.
-Czemu Ty
nigdy nie dajesz się nabrać?
-Bo
poznałam Cię po głosie, a zresztą to mało prawdopodobne, żeby
Michael Jackson na poważnie dzwonił do domu publicznego.
-Nie
wyglądam na takiego?
-Nie, nie
wyglądasz.
-Ale opis
pasuje do Ciebie idealnie.
-A co
chcesz mnie zamówić na noc?- zaczęłam bawić się długopisem.
-Jeśli
proponujesz...
-To Ty
zaproponowałeś.
-A
zgodziłabyś się?- jestem pewna, że uśmiechał się w tym
momencie.
-Może...
-Niestety
na dzisiaj mam inne plany co do Ciebie.
-Ciekawe
jakie.
-O której
kończysz?
-O
szesnastej.
-Tak późno?
-Co Ty
kombinujesz znowu?
-Nie masz
nic do roboty po pracy prawda? To dobrze więc...
-...ej
nawet nie odpowiedziałam.
-Och no to
jesteś wolna po pracy?
-Jestem,
ale co chcesz zrobić?
-Dowiesz
się w swoim czasie. Przyjadę po Ciebie ok?
-A
zabierasz mnie gdzieś?
-Może...
-Co Ty taki
tajemniczy?
-A co Ty
taka ciekawska?
-Mickeeeey.
-I tak Ci
nie powiem.
-A jak Cię
po wychwalam?- uśmiechnęłam się.
-Nie.
-Foch.
-Nie fochaj
się, bo nie dostaniesz czegoś.
-Czego?
-Nie powiem
Ci i pogódź się z tym, wytrzymaj do szesnastej. Nie mogę teraz
rozmawiać, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.- westchnęłam.
-To do
zobaczenia.
-Pa
księżniczko.- czekałam aż się rozłączy, ale tego nie zrobił.
-No rozłącz
się.
-Ty
pierwsza.
-Nie, bo
Ty.- zaczęliśmy się śmiać.
-Już na
trzy się rozłączamy ok?
-Ok raz,
dwa, trzy teraz.- nikt się nie rozłączył.
-Michael Ty
głupku!
-Czemu
głupku? Ty też mogłaś się rozłączyć.
-Dobra
cześć gamoniu.
-Cześć
małpo.- odłożyłam słuchawkę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę
z tego, że nazwał mnie księżniczką czego wcześniej nie robił
iw ogóle dziwnie się zachowywał. Co on chce mi dać i po co?
Przecież dzisiaj jest nic nieznaczący 15 listopada. Nie miałam
pojęcia co kombinuje, ale cieszyłam się z tej niespodzianki.
*****
Stukałem
palcami nerwowo o skórzane obicie fotela. Nagle usłyszałem
trzaśnięcie drzwiami, a do salonu wparowała jak zawsze
uśmiechnięta moja siostra.
-Hej
Piotrusiu.- podeszła do mnie tanecznym krokiem i pocałowała w
policzek.
-Cześć
Dzwoneczku.- uśmiechnąłem się. Miała wokół siebie tak
pozytywną aurę, że na chwilę zapomniałem o moim „problemie".
Zajęła miejsce naprzeciwko mnie.
-Zerwałam
się ze studia i mam nadzieję, że masz dobry powód dla którego
musiałam przejechać 50 km.
-Nie
narzekaj tylko ciesz się, że w ogóle przyjechałam.
-No cieszę
się, cieszę i dziękuję.
-No to co
się stało? Bo przez telefon odniosłam wrażenie, że to sprawa
życia i śmierci. Taki przejęty głos miałeś.
-To jest
sprawa życia i śmierci. Dzisiaj są urodziny Victorii i mam
problem.
-Jaki
problem?
-No, bo nie
wiem jaki dać jej prezent.- rzuciłem ze smutkiem. Może się
wydawać, że przesadzam patrząc na moje zachowanie, ale dla mnie to
poważna sprawa, a nie żarty.
-To musi
być coś wyjątkowego, ale ja nie wiem co lubią kobiety w jej
wieku, co w ogóle lubią kobiety. Mamie zawsze kupuje
perfumy.-zaśmialiśmy się.
-Tak Ty
przez piętnaście lat kupujesz jej perfumy!
-Ale one są
sprowadzane z Paryża o co Ci chodzi?
-Idź Ty
Paryżu.- szturchnęła mnie.
-Wracając
do Victorii to...
-...a co
ona lubi?
-Lubi
rysować.
-No to kup
jej kredki hahahahaha.- parsknąłem śmiechem.
-Ty jak coś
wymyślisz. Mógłbym jej kupić wszystko. Samochód, wille z
basenem, samolot...ale ona się z tego nie ucieszy ja to wiem. Dom
ma, samochód też.
-Wiem co!
-Co?
-Rozbierzesz
się do naga potem obwiąże Cię różową wstążką i już.-
wyszczerzyła się.
-Mogłem
się spodziewać po Tobie takich pomysłów.
-To wymyśl
coś lepszego.- wystawiła mi język.
-Jesteś
kobietą i moją siostrą dlatego proszę Cię o pomoc. Ja naprawdę
nie wiem.
-Zaproś ją
na kolację.- rzuciła i wzięła miskę z cukierkami.
-Za
tandetne.- zabrałem jej miskę na co zrobiła naburmuszoną minę.
-Byliśmy
już na kolacji, wymyśl coś czego jeszcze nie zrobiłem.
-Bzyknijcie
się.- palnęła, zaśmiałem się.
-Że co?-
miała poważną minę co mnie przeraziło- To już robiłem...
-Ale nie z
Victorią tylko z Madonną.
-Nie
przypominaj mi wtedy o jej urodzinach. Byłem głupi, że Cię
posłuchałem, zrobiłem z siebie idiotę.- pokręciłem głową.
-Szkoda, że
tego nie nagrałeś.- zaczęła się śmiać- A Twoja kochana
dziewczyna nie była z tego zadowolona, bo ona ruchanko może mieć
na skinienie palca, za darmo! A na urodziny
to ona
liczyła, że klejnoty od Ciebie dostanie nadymana pizda...
-Janet
ogranicz przekleństwa błagam.
-Suka
jedna, za to że tu była to powinna dostać w tą krzywą mordę
jeszcze ode mnie!
-JANET!
-Co się
drzesz na mnie?
-Zapomnijmy
o niej tak. Nie chcę rozmawiać o Madonnie, a Ty mi ciągle o niej
przypominasz. Mieliśmy pomyśleć nad prezentem dla Victorii.-
wstałem i podszedłem do okna.
-Nie moja
wina, że byłeś totalnym kretynem, a mówiłam, że tak będzie!
Ale Ty mnie nigdy nie słuchasz.
-Tak byłem
kretynem, ale już nim nie jestem.
-Bo masz
Victorię.- wyszczerzyła się przewróciłem oczami.
-Przestań
dobrze wiesz, że nic nas nie łączy oprócz przyjaźni.
-Jasne,
jasne. Wy tak tylko mówicie, a czujecie zupełnie co
innego.-spojrzałem jej głęboko w oczy po czym spuściłem wzrok.
-Ty ją
kochasz!- nie odzywałem się-Ha wiedziałam!
-Chyba wiem
co mogę jej kupić.
-Nie
zmieniaj tematu.- podeszła do mnie- Mój kochany braciszek w końcu
się zakochał i to w normalnej dziewczynie, a nie w jakiejś
samolubnej pindzi.
-Błagam
nie wytykaj mi moich byłych dziewczyn.
-Ależ ja
stwierdzam fakty tylko. Nie zaprzeczysz, Tatum, Brooke i Madonna
święta trójca. One do siebie pasują jak ulał. Wszystkie puste,
zadufane w sobie lale. Kasa i sława to wszystko co było dla nich
najważniejsze. No nie wspomniałam jeszcze o Twoich przygodach
łóżkowych.
-Janet
możesz przestać?
-Michael
nie dziw mi się, że to wszystko mówię, bo gdybyś nie popełnił
tyle błędów to byłbyś teraz szczęśliwy kto wie może miałbyś
rodzinę.
-Wiem, że
popełniłem wiele błędów, ale już ich nie powtórzę. Nie
zapominaj, że nie jestem idealny, ani święty, a człowiek uczy się
na błędach przez całe życie więc skończymy już ten temat mamy
mało czasu, a prezent dalej nie kupiony.
-Och no
spokojnie nie denerwuj się. Przecież myślę.
-No to myśl
szybciej.- Janet podziwiała widoki za oknem chyba z pół godziny, a
ja usilnie się w nią wpatrywałem myśląc, że to jej pomoże.
-Wiem!-
odezwała się w końcu, odwróciła się w moją stronę z ogromnym
bananem na twarzy.
-Jestem
genialna!
-Czy taka
genialna to się jeszcze okaże. Co wymyśliłaś?
-Zbieraj
się, jedziemy do jubilera.
-Czy ja
myślę o tym samym co Ty?
-Tak dobrze
myślisz.
-Kocham
Cię.- przytuliłem ją, zaśmiała się.
-Że ja na
to nie wpadłem.
-Bo jesteś
za głupi, żeby na takie rzeczy wpaść. Niestety, a może stety
dobrze wychodzi Ci tylko kręcenie tyłkiem przed kamerą i
fałszowanie do mikrofonu.- zaśmialiśmy się. Wiedziałem, że
Janet wymyśli coś odpowiedniego na prezent dla Victorii, zawsze
potrafi mi dobrze doradzić. Jak najszybciej wyszliśmy z domu i
jednym samochodem pojechaliśmy do centrum. Najpierw musiałem się
trochę „zamaskować"żeby nikt mnie nie rozpoznał czyli
założyć sztuczne wąsy, kapelusz, okulary nawet skarpetek nie
miałem białych tylko wyjątkowo czarne, a zamiast moich kochanych
mokasynów założyłem adidasy których nienawidzę, ale dla takiej
sprawy mogę się poświęcić.
Kilka
godzin później...
Po kupionym
prezencie zajechałem jeszcze na chwilę do Neverlandu aby się
przebrać i załatwić jedną sprawę dotyczącą niespodzianki,
która wymagała kilka telefonów.
Gdy byłem
już gotowy pojechałem po Victorię. Droga nie zajęła mi dużo
czasu, a to pewnie przez to, że jechałem jak zwykle szybko. Nie
chciałem się spóźnić. W końcu zaparkowałem auto na parkingu.
Chciałbym po nią wyjść, ale uzgodniliśmy, że lepiej dla niej
jak i dla mnie będzie, gdy nie będę pokazywał się w firmie.
Wysiadłem
z samochodu i oparłem się o maskę. Ujrzałem Vicki, która gdy
tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się promieniście i rzuciła mi
się w ramiona.
-Jak
minął dzień w pracy?- spytałem odrywając się od niej.
-Dobrze,
mam kolejny projekt do zrobienia.
-Tym razem
dla kogo?
-Nikogo.
-Nie
rozumiem.
-Szef
wyznaczył mnie i jeszcze dwie osoby do przygotowania projektu
Central Parku.- wybałuszyłem oczy z wrażenia, zaśmiała się- To
jeszcze nie koniec, kto dostarczy najlepszy projekt zostanie
zastępcom pana Smith'a.
-Gratuluję!-
przytuliłem ją po raz kolejny.
-Jeszcze mi
nie gratuluj, bo nie ma czego.
-Przecież
wiadomo, że wygrasz.
-Nie bądź
taki pewny.
-I tak wiem
swoje. To co jedziemy?
-Tak.-
wsiedliśmy do samochodu.
-A gdzie
jedziemy?
-Do Ciebie.
-Do mnie?
To ta niespodzianka jest w moim domu?
-Może...-westchnęła.
-Nie
powiesz mi?
-Nie, bo to
niespodzianka. Wytrzymaj piętnaście minut.
-Ale wiesz,
że jestem niecierpliwa i jestem w stanie również truć Ci całą
drogę aż będziesz miał mnie dość, a nie lepiej mi powiedzieć i
mieć mnie z głowy?- uśmiechnęła się słodko trzepocząc
rzęsami.
-Nie.-machnęła
ręką i odwróciła się w stronę okna. Nie odezwała się już
słowem co mnie bardzo ucieszyło. Chwilę później byliśmy już na
miejscu. Wysiedliśmy z auta. Złapałem Vicki za rękę i
pociągnąłem w stronę drzwi.
-Co Ty mnie
tak ciągniesz?
-A chcesz
zobaczyć niespodziankę?
-Tak!
-No to
chodź.- weszliśmy do środka, a od progu przywitało nas głośne:
„Sto lat Victorio." Moja przyjaciółka stanęła jak wryta.
-Ale...co...przecież...dzisiaj...jakieś
święto?
-Ten
Jackson tak w głowie Ci zawrócił, że o własnych urodzinach
zapomniałaś?- zaśmiała się Nina podchodząc do nas.
-No tak, 15
listopada...- powiedziała pod nosem, rozejrzała się po wszystkich
zebranych- Ale nie musieliście naprawdę.
-Ale to nie
był nasz pomysł tylko tego pana, który stoi obok Ciebie.-
spojrzała na mnie morderczym wzrokiem, uśmiechnąłem się.
-Dziękuję.-
pocałowała mnie w policzek- Ale zaraz dostaniesz lanie.- szepnęła
mi na ucho.- zaśmiałem się.
********
-Dziękuję
Wam, że pamiętaliście. Nie wiem co powiedzieć jestem
zaskoczona.-wszyscy zaczęli składać mi życzenia i wręczać
prezenty. Przeprosiłam gości na chwilę i postanowiłam pójść do
sypialni przebrać się w coś bardziej odpowiedniego na świętowanie
urodzin. Zaraz, gdy tylko weszłam ktoś wszedł za mną, odwróciłam
się.
-Michael ja
Cię zabiję!- podszedł do mnie trzymając ręce z tyłu jakby coś
chował.
-Przestań
narzekać ciągle, bo nie dostaniesz prezentu.
-Masz dla
mnie prezent?- podał mi czarne pudełko.
-Otwórz.
-Boję
się.- zaśmialiśmy się. Otworzyłam pudełko. Z wrażenia usiadłam
na łóżku i zakryłam usta ręką.
-Podoba
Ci się?- spytał niecierpliwy mojej reakcji.
-Ty się
mnie pytasz czy mi się podoba?! On jest cudowny, ale...
-Ale?
-Ale wiem,
że kosztował majątek i nie mogę go przyjąć.- pokręciłam głową
i oddałam mu pudełko.
-Ale to
jest prezent ode mnie na Twoje urodziny i musisz go przyjąć.-
upierał się.
-Ty chyba
oszalałeś. Nie mogę tego przyjąć rozumiesz? Powiedziałam chyba
wyraźnie. Dziękuję Ci za niego jest prześliczny, ale to przesada
my się tylko przyjaźnimy...
-...a co ma
do tego przyjaźń? Ciągle tylko słyszę : Michael my się tylko
przyjaźnimy. Denerwuje mnie to.- zaczął chodzić po pokoju.
Podeszłam do niego.
-Uspokój
się.- położyłam dłonie na jego ramionach.
-Nie
przyjmuję odmowy. Jak go nie weźmiesz to się obrażę.- powiedział
w miarę poważnie. Westchnęłam.
-No dobrze
niech Ci będzie, ale więcej masz mi nie robić takich drogich
prezentów jasne?
-Jak
słońce.- uśmiechnął się.
-Założę
Ci go.
-Poczekaj
najpierw się przebiorę ok?
-No dobrze,
ale żeby Ci to długo nie zajęło, bo wiesz jeszcze niektórzy coś
sobie pomyślą, że nas tak długo nie ma.- poruszył zabawnie
brwiami.
-I tak już
myślą.- wyjęłam z szafy sukienkę i zniknęłam za drzwiami
łazienki.
*******
Na biurku
leżał jakiś notatnik. Strasznie mnie korciło żeby do niego
zajrzeć. Jednak ciekawość wygrała i zacząłem go przeglądać.
Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem na jednej stronie pewną
osobę, a dokładniej siebie. Rysunek był przepiękny i wcale nie
dlatego, że ja na nim byłem tylko dlatego, że Victoria go
narysowała. Ma talent i cieszę się, że go w pełni wykorzystuje.
-Jestem
gotowa.- usłyszałem głos mojej przyjaciółki, szybko odłożyłem
notatnik i odwróciłem się w jej stronę. Miała na sobie krótką,
czarną sukienkę odsłaniającą dekolt i tego samego koloru
szpilki. Włosy lekko kręcone opadały swobodnie na ramiona. Była
piękna...mogłem na nią patrzeć godzinami.
-Co Ty mi
się tak przyglądasz? Źle wyglądam?- zrobiła obrót.
-Wręcz
przeciwnie, wyglądasz olśniewająco.- podszedłem do niej -Teraz
mogę?- spytałem trzymając naszyjnik w ręce.
-Tak.-
odwróciła się do mnie tyłem i zabrała włosy. Dotknąłem
opuszkami palców jej pleców, ramion, a potem karku. Czułem jak
drży i dostaje gęsiej skórki od mojego dotyku. Uśmiechnąłem
się. Założyłem po czym zapiąłem naszyjnik. Odwróciła się w
moją stronę.
-Jeszcze
raz dziękuję jest naprawdę śliczny.- nadstawiłem policzek na co
przewróciła oczami, ale po chwili obdarowała mnie czułym
pocałunkiem.
-Chodźmy
wreszcie.- trzymając się za ręce zeszliśmy na dół.
-Ooo jaki
przepiękny!- zawołała Alex widząc prezent, który podarowałem
Victorii.
-Od
Michaela.- pochwaliła się.
-No to
powiem Ci, że się postarałeś.
-Tak
naprawdę to zasługa Janet. Ona mi bardzo pomogła.
-Ha
wiedziałam, że to nie Ty wybrałbyś takie cudo! Widać w tym
kobiecą rękę.- odezwała się Nina.
-Ale Janet
tu nie ma, za to jestem ja i..
-...właśnie
czemu jej nie zaprosiłeś?
-Chciałem,
ale stwierdziła, że nie będzie się narzucać ona jest uparta.
-Ma to po
Tobie.
-Marudo
lepiej byś zatańczyła ze mną.
-Co?!
Tańczyć? Ja?
-Nie,
święty Mikołaj.
-Ja chętnie
zatańczę z Michaelem jeśli Ty nie chcesz.- Nina się do mnie
uśmiechnęła, zaśmiałem się.
-W życiu!
Zajmij się swoim facetem.- pociągnęła mnie na środek salonu.
-Zazdrosna
jesteś?- szepnąłem jej do ucha.
-Chyba
oszalałeś.- prychnęła. Ja i tak swoje wiedziałem. Tańczyliśmy
ze sobą prawie cały wieczór. Robiliśmy tylko przerwy żeby
zaspokoić pragnienie. Postanowiłem nie pić dużo, ale też
chciałem uczcić urodziny Victorii, która w przeciwieństwie do
mnie ma słabą głowę, a Nina wiedząc to wykorzystała ten fakt.
Zrobiło się już późno. Kilka osób rozeszło się do domów.
Praktycznie zostaliśmy tylko w piątkę czyli Vicki, Alex, Nina,
Stefano, James i ja. Rozmawiając z chłopakami spojrzałem na
Victorię, która śmiała się jak opętana z przyjaciółkami ledwo
trzymając się na nogach.
-Michael
tak szczerze jak jest między Tobą, a Victorią?- spytał James
-A jak ma
być? Normalnie, przyjaźnimy się.- wzruszyłem ramionami.
-Wyglądacie
raczej na parę.- zaśmiałem się i wziąłem łyk piwa.
-Wszyscy
tam mówią, ale naprawdę nic nas nie łączy.
-Ale pewnie
byś chciał.
-To co ja
bym chciał nie ma akurat nic do rzeczy. Wiecie co? Chyba zaprowadzę
Vicki na górę, bo coś czuję, że sama nie dojdzie. Wy zostajecie
czy wracacie?
-Wracamy,
wiesz nie piłem nic więc mogę prowadzić. Zostawimy Was samych
lepiej.
-Daj spokój
nic się nie wydarzy.
-Ej skąd
ta pewność?
-Bowiem i
już. Ja raczej zostanę nie chcę..
-...spokojnie
nie musisz się tłumaczyć.
-W takim
razie trzymajcie się i do następnego spotkania.- pożegnaliśmy
się. Podszedłem do Vicki, która się zachwiała i w ostatnim
momencie ją złapałem.
-Pani już
chyba wystarczy tego alkoholu co?- zabrałem jej kieliszek z ręki.
Zaczęła chichotać.
-Aleeee
Mike kochanie dzisiaj są...moje urooooodziny o co ci
chodzi?-pokręciłem głowa i wziąłem ją na ręce.
-My idziemy
spać, więc dobranoc dziewczyny.- pocałowałem każdą w policzek.
-Michael
tylko mi tam grzecznie!- pogroziła palcem Alex.
-Michael
nie słuchaj jej, wcale nie musicie być grzeczni.- wyjąkała Nina.
Zaśmiałem się.
-Gdzie mnie
niesiesz?
-Do
sypialni.
-Szybki
jesteś hahahahahaha.
-Nie w
takim sensie jakim myślisz.
-A w
jakim?- zaczęła bawić się guzikiem mojej koszuli.
-A w takim,
że jesteś pijana więc pójdziesz teraz grzecznie spać.
-Ale ja nie
lubię spać sama.- zrobiła smutną minę.
-Będę
spać w pokoju obok może być?- wszedłem do pokoju i posadziłem ją
na łóżku.
-Nie,
będziesz spać ze mną.- uśmiechnęła się zadziornie.
-Pewna
jesteś?
-Oczywiście.
-Eh...niech
Ci będzie.- zacząłem ją rozbierać na co Victoria wybuchnęła
śmiechem.
-Dlaczego
mnie rozbierasz?
-Bo idziesz
spać.- westchnąłem.
-To ja
rozbiorę Ciebie.- wstała i zaczęła rozpinać moją koszulę.
Przytrzymałem ją za nadgarstki. Przygryzła wargę po czym przybliżyła
się do mojego ucha.
-Kochaj się
ze mną.- zaśmiałem się.
-Co?
-Nie
rozumiesz po angielsku? Kochaj się ze mną...no przecież wiem, że
tego chcesz.- przysunęła swoją twarz do mojej z zamiarem
pocałowania mnie, ale szybko odwróciłem głowę.
-Victoria
jesteś pijana i nie wiesz co mówisz.- fuknęła coś pod nosem
obrażona i usiadła z powrotem, a ja rozebrałem ją i założyłem
piżamę chociaż strasznie się upierała i kusiła mnie swoim
ciałem. Trudno było mi się opanować widząc ją prawie nago, ale
przecież nie mogłem jej wykorzystać, nie jestem taki. Mimo, że
sama tego chciała wiem, że następnego dnia by tego żałowała.
Przykryłem ją kołdrą po same uszy i pocałowałem w czoło.
Zdjąłem z siebie marynarkę, koszulę i spodnie zostając w samych
bokserkach i położyłem się obok przyjaciółki i wtulony w jej
plecy zasnąłem.
******
PS:
Niech mi ktoś napisze, że rozdział krótki to nie powiem co mu
zrobię. I to nie będzie nic przyjemnego XDD
Pozdrawiam
Basia <3333