27 czerwca 2017

Rozdział 35. Kiedy myślisz, że Twoje życie już bardziej nie może się skomplikować...

Witam miśki! <3
Tak jak obiecałam jestem „szybko” w miarę możliwości! :D Zaliczanie matmy, egzaminy zawodowe i szał ciał z przygotowaniami do 18- stki pochłonęły ostatnio cały mój czas. No sami rozumiecie, są rzeczy ważne i ważniejsze, dlatego rozdział pojawił się dopiero teraz.
Na razie nic nie mówię odnośnie tego rozdziału, pogadam sobie na końcu, bo jest o czym, także szykujcie popcorn xD Dziękuję z całego serducha za wszystkie komentarze pod ostatni postem <3
Zapraszam :) 
************** 
 
Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie, a to za sprawą tego, że znowu źle się poczułam. Michael mówił, że jeśli coś by się działo to mam go obudzić, ale bez przesady...Nie umrę, pewnie mi za chwilę przejdzie. Była ósma nad ranem. Nie było szans żebym ponownie zasnęła, więc po prostu leżałam i gapiłam się w sufit. Przypomniałam sobie sytuację z wczoraj, a konkretnie kiedy Michael mnie pocałował...Myślał, że śpię, ale ja wcale nie spałam. Tylko udawałam i jak widać skutecznie. To dlatego byłam potem dla niego taka wredna, wcale nie dlatego, że tak się o mnie troszczył i nie chciał puścić do domu. On dalej mnie kocha. Zakryłam twarz dłońmi, nic nie mogłam poradzić na to, że znów chciało mi się płakać. Tak naprawdę sama nie wiem czemu. Moja ciągła huśtawka nastroju zaczynała mnie przerażać. Postanowiłam się wziąć w garść i nie beczeć bez powodu, ale to było trudne. Westchnęłam. On dalej mnie kocha - te słowa ciągle dudniły mi w głowie. I co z tego, że mnie kocha, jeśli jest już za późno? A może jeszcze nie jest za późno...Sama już nie wiedziałam co myśleć na ten temat. Bałam się podjąć jakikolwiek krok. Czekałam Bóg wie na co, chyba aż wszystko samo się jakoś ułoży. Usłyszałam nagle pukanie do drzwi.
-Proszę!- nie musiałam długo czekać, a w sypialni pojawił się Michael. Był w piżamie, a jego loki były w kompletnym nieładzie. Wyglądał tak uroczo, że nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Byłam zdziwiona, że widzę go na nogach o tak wczesnej porze, bo zwykle lubił sobie pospać.
-Dzień dobry. Wyspałaś się?
-Tak.- skłamałam- A Ty? Bo nie wyglądasz.- zaśmiał się po czym wlazł na moje łóżko. Uważnie go obserwowałam.
-Jak się czujesz?- wpatrywał się we mnie tymi małymi, ciemnymi oczkami, podpierając się na boku. Był przesłodki. 
-Dobrze.- uśmiechnęłam się sztucznie.
-Jesteś blada.- dotknął mojego policzka. Poczułam dreszcze spowodowane jego dotykiem. Smukłymi palcami kreślił linie na mojej szyi, następnie kciukiem zsunął ramiączko mojej koszuli. Trudno było mi się mu sprzeciwić, bo tak bardzo mi tego brakowało, ale czułam, że jeśli tego nie zrobię w porę, może to zajść za daleko i potem nie będę w stanie już tego przerwać.
-Michael...
-Przepraszam.- zabrał rękę. To było raczej wymuszone, wcale nie chciał za to przepraszać. Zapadła krótka cisza, ale on postanowił ją przerwać.
-Przyniosę Ci śniadanie.- już wstawał z łóżka.
-Nie rób ze mnie kaleki, jestem w stanie sama zejść do kuchni.
-Ale dla mnie to nie problem, poza tym masz się nie przemęczać.- jak zwykle uparty.
-Michael czy Ty zawsze...- urwałam w pół zdania kiedy nagle poczułam jak zawartość mojego żołądka podchodzi mi do gardła. Przycisnęłam dłoń do ust. Michael natychmiast podbiegł do mnie od drugiej strony łóżka.
-Vicki co Ci jest?- zobaczyłam strach w jego oczach. Pokręciłam głową i pobiegłam do łazienki. Jak na złość, on poszedł za mną. Zawisłam nad muszlą klozetową w ostatniej chwili. Poczułam jak głaszcze mnie po plecach i odgarnia włosy z twarzy. Kiedy skończyłam usiadłam na podłodze.
-Boże nie patrz na mnie...- zakryłam twarz dłońmi. Nie zwracał na to uwagi, po prostu...mnie przytulił, mocno. Czułam się koszmarnie w tamtej chwili, ale przynajmniej on sprawiał, że w jakimś stopniu było mi lepiej. Sama jego obecność dawała mi dużo, a co dopiero bliskość. Oderwałam się w końcu od niego i podeszłam do lustra. Przemyłam twarz i opłukałam usta letnią wodą. Michael chwycił mnie za dłoń i zaprowadził do łóżka.
-Ubierz się, jedziemy do lekarza.- powiedział stanowczo.
-Co? Nigdzie nie jadę.- zbulwersowałam się od razu.
-Victoria nie denerwuj mnie. Nie będę patrzył spokojnie na to wszystko, nawet nie wiem co Ci dolega! A jeśli to coś poważnego? Czy Ciebie w ogóle nie obchodzi Twój stan zdrowia?- już chciałam mu odpowiedzieć, ale ten jego wzrok...odpuściłam.
-Nie dość, że znowu schudłaś i nie zaprzeczaj, bo nie jestem ślepy.- powiedział kiedy zobaczył, że już otwieram usta- Wczoraj zemdlałaś, jesteś osłabiona i wymiotujesz. To nie jest normalne, nie sądzisz? Przyjdę na piętnaście minut i masz być gotowa.- i wyszedł nie dając mi w ogóle dojść do słowa. Nie miałam siły się z nim kłócić, zresztą to było by bez sensu, bo i tak by postawił na swoim, zdolny byłby nawet zawieść mnie siłą do tego lekarza. Lekarze pfff, zacznij do nich chodzić to zaraz Ci wynajdą jakąś chorobę, a raczej ubzdurają. Taka jest prawda. Ciągle czułam się słabo więc wszystko robiłam powoli, nie spiesząc się. Kiedy już się ubrałam, razem z Michaelem i w towarzystwie trzech ochroniarzy opuściliśmy dom. Jechaliśmy do prywatnej kliniki, ale bezpieczeństwa nigdy dość.
Poczułam nagle jak burczy mi w brzuchu, zmarszczyłam czoło.
-Michael...- pociągnęłam za rękaw jego marynarki, żeby na mnie spojrzał.
-Mhm? Coś nie tak? Znowu źle się poczułaś, coś Cię boli?- wystraszony zaczął przykładać mi rękę do czoła.
-Nie, przestań. Dobrze się czuję...Tylko głodna jestem.- odetchnął z ulgą, po czym zaśmiał się delikatnie.
-Dobrze, po wizycie w szpitalu pojedziemy do restauracji.
-Nie.
-Co nie?- wywróciłam oczami.
-Ja chcę teraz.- powiedziałam niczym pięcioletnie dziecko, jeszcze brakowało tego żebym tupnęła nogą. Co się ze mną dzieje...
-No dobrze...- westchnął- To na co masz ochotę?
-Na dużego burgera, sok malinowy i może...czekoladowego batonika.
-Ale, że wszystko tak...razem?- spytał zdziwiony.
-Tak, a co w tym dziwnego? Właśnie mam na to ochotę. Możesz spełnić łaskawie moją prośbę?- jego pytania już mnie irytowały.
-Nie denerwuj się.
-Więc mnie nie denerwuj.
-Ale Ty przecież nie lubisz malinowego soku.- westchnęłam.
-Ale od dzisiaj lubię, okej?- siedzący obok nas George śmiał się pod nosem przysłuchując się naszej jakże interesującej rozmowie. Niby udawał, że czyta gazetę, ale ja wszystko widziałam.
-George Ty też masz jakiś problem?- zwróciłam się do ochroniarza. Przestał się śmiać.
-Nie...
-Eddie jedź do KFC.- Michael zwrócił się do szofera.
-Się robi szefie.- uśmiechnęłam się, na co Mike pokręcił głową. Kiedy byliśmy już na parkingu, George zaoferował się, że pójdzie po moje specjalne zamówienie.
-Weź dla mnie kubełek Classic.- zwrócił się do niego Michael, spojrzałam na niego.
-Przecież Ty jesteś wegetarianinem.
-No jestem, ale to przecież tylko kurczak...- wyjąkał.
-Pfff tylko kurczak, czekaj no niech tylko Twoi fani się o tym dowiedzą.- pomachałam mu palcem przed oczami.
-Nie zrobisz tego.
-Skąd ta pewność?
-Bo zastosuję wobec Ciebie moją starą, ale jakże skuteczną metodę.
-Taa ciekawe jaką.- uśmiechnęłam się z kpiną.
-Zagilgoczę Cię na śmierć.- poruszył zabawnie brwiami. Przestałam się uśmiechać.
-Jeśli chcesz mogę zacząć już teraz.- poczułam jego dłonie na biodrach.
-Nie, wcale nie chcę!- zaczęłam się śmiać i wiercić kiedy zaczął swoje tortury.
-A może jednak?- sam się już śmiał.
-Boże Michael przestań!- byliśmy już w pozycji leżącej, a raczej to ON leżał na mnie i bezkarnie mnie maltretował.
-Uwielbiam kiedy wykrzykujesz moje imię.- wyszczerzył się. Lucas i Eddie ciągle zerkali w lusterko i śmiali się z nas. Klepnęłam go w ramię.
-Ty...cho...lerny...zboku...- mówiłam pomiędzy salwami śmiechu. Od tortur Michaela ostatecznie uratował mnie George, który zjawił się w samochodzie z jedzeniem.
-Ooo widzę, że ciekawie było podczas mojej nieobecności.- poruszył brwiami. Zeszłam z kolan Michaela, tak dokładnie wylądowałam nawet tam. No co? Najlepszą obroną jest atak. Byłam cała rozczochrana, a moje ciuchy...szkoda gadać. Michael był najwyraźniej dumny z mojego stanu, bo ciągle się do mnie uśmiechał i wysyłał całusy, na co pokazywałam mu język. Był niemożliwy.
-Dobra, lepiej dawaj mi moje jedzonko.- wyciągnęłam ręce w stronę papierowej torby.
-Czekaj, czekaj, a jakieś podziękowanie?- spytał chowając ją za siebie, westchnęłam wywracając oczami.
-Faceci to materialiści.- powiedziałam i przysunęłam się bliżej ochroniarza, żeby pocałować go w policzek. Kąta okiem patrzyłam na Michaela...jego mina była bezcenna. Siedział prawie jak naburmuszone dziecko, unosząc wysoko brwi. Chciało mi się śmiać. Puściłam oczko do George'a, on już wiedział o co chodzi.
-To może teraz w drugi co? - zaśmiałam się i już chciałam to zrobić, ale wyraźnie niezadowolony głos Michaela mi przerwał:
-Nie za dobrze się bawicie?- odsunęłam się od ochroniarza i odwróciłam głowę w drugą stronę, żeby się uśmiechnąć, bo naprawdę nie mogłam już wytrzymać. Wiem, jestem wredna, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać.
-Oj Mike daj spokój, nie bądź zazdrosny.
-Dawaj to żarcie i lepiej się już nie odzywaj.- machnęłam ręką do ochroniarza żeby się nie przejmował, na co się tylko zaśmiał. Ruszyliśmy dalej w drogę. Ja zajęłam się moim zestawem, ale nie mogłam zbytnio skupić się na jedzeniu gdyż wszyscy spoglądali na to co jem z obrzydzeniem.
-Dobra mi już odechciało się jeść. Ktoś chce?-Michael spytał chłopaków, ale wszyscy od razu przecząco pokręcili głowami.
-O co wam chodzi?- spytałam w końcu.
-No....- zaczął kulawo Jackson, machając mi palcem nad jedzeniem.
-No kurde co?
-No jak Ty możesz jeść tego burgera zagryzając go batonem?- wszyscy się skrzywili.
-Normalnie, przecież to jest dobre. Co Ty głupi czy jak? Chcesz spróbować?- podstawiłam mu pod nos.
-Nie, dzięki...- pokręcił głową, wzruszyłam ramionami i nie zwracając już na nich uwagi dokończyłam moje „śniadanie”. W końcu Eddie zaparkował auto na tyłach szpitala. Spojrzałam przerażona na ogromny budynek, a po chwili poczułam na dłoni jakieś ciepło. Spojrzałam w dół. Michael złapał mnie za rękę, uśmiechnęłam się. Instynktownie spletliśmy nasze palce. Całą drogę do środka pokonaliśmy trzymając się tak za ręce. Bałam się...a to dodawało mi otuchy. Na korytarzu od razu przywitał nas jakiś lekarz, byłam tak zdziwiona, że nawet nie odezwałam się ani słowem. Wyglądał na całkiem miłego człowieka, chociaż dziwne żeby nie był miły dla tak sławnej osoby jak Michael. Doktor Feldman - bo tak się nazywał, zaprowadził nas do jakiegoś pomieszczenia, zapewne to był jego gabinet.
Rozmawiał z Michaelem tak jakby się znali...natomiast ja dalej siedziałam cicho. Kiedy siedzieliśmy już przed biurkiem mężczyzny, zaczął oczywiście wypytywać się o moje samopoczucie i dotychczasowe dolegliwości. Michael w ogólnie nie dał dojść mi do słowa, mało tego wszystko koloryzował. W końcu nie wytrzymałam.
-Zamknij się w końcu.- warknęłam do niego, zrobił zdziwione oczy.
-Doktorze, on wszystko wyolbrzymia i robi ze mnie jakąś kalekę i śmiertelnie chorą. Prawda jest taka, że od paru tygodni jestem lekko osłabiona, może trochę schudłam...Chociaż od kilku dni mam dziwnie wilczy apetyt, czasem boli mnie brzuch. No i zdarza mi się wymiotować.
-No dobrze, a czy pojawiły się jakieś omdlenia?
-Tak!- Michael aż zapiszczał, wywróciłam oczami.
-Mhm, a kiedy dokładnie to było?
-Wczoraj. Kiedy dzisiaj rano Victoria zaczęła wymiotować postanowiłem, ze musimy koniecznie jechać do szpitala. Tym bardziej, że wczoraj zaraz po tym jak zemdlała zbadał ją mój osobisty lekarz i zalecił wykonać jakieś badania.
-I bardzo dobrze pan zrobił.- oczywiście podczas rozmowy z nami co chwilę notował coś na kartce, w końcu po chwili ciszy zdjął okulary i spojrzał na mnie.
-A czy wcześniej zdarzyło się pani zemdleć tak bez konkretnego powodu?
-Nie, wczoraj to był pierwszy raz.
-Czyli w ostatnim czasie wystąpiły u pani, mdłości, bóle brzucha i ogólne osłabienie, a do tego nagły apetyt?- skrzywił się lekko patrząc na tą swoją kartkę, a po chwili uśmiechnął się pod nosem. Zmarszczyłam czoło.
-Tak...Znaczy z tym apetytem to tak jak mówiłam dopiero od nie dawna, bo jeszcze miesiąc temu nie mogłam patrzeć na jedzenie, na sam widok robiło mi się niedobrze. Musiałam się wręcz do niego zmuszać.- znowu się uśmiechnął. O co mu do cholery chodzi? Zaczynał mnie denerwować.
-Doktorze czy to coś poważnego? Bo ja naprawdę...- zaczął Michael, ale ten mu przerwał.
-Spokojnie panie Jackson, domyślam się co może dolegać pana małżonce...- na to słowo, aż się wyprostowałam, chciałam puścić rękę Michaela, ale bardziej mnie ścisnął i spojrzał na mnie dziwnie. Co on odpiernicza? Jaka małżonka?!- Ale nie mogę tego stwierdzić na podstawie zwykłych domysłów, musimy zrobić pani badania, także myślę że najlepszym wyjściem będzie jeśli zostanie pani w szpitalu tydzień na obserwacji.- uśmiechnął się jakby co najmniej oferował mi wakacje na Majorce. Już chciałam powiedzieć, że nawet mi się nie śni tutaj zostawać, ale jak zwykle...
-Oczywiście, że zostanie.- ścisnął moją rękę całując mnie w policzek. Czy ja w ogóle miałam coś do powiedzenia? Byłam taka wściekła na Michaela, że tylko jak wyszliśmy z tego gabinetu odepchnęłam go i powiedziałam mu dosłownie, że ma się walić. Nie dość, że mówi za mnie to jeszcze decyduje. Nie mam pięciu lat, a on mnie tak traktuje. Pewnie powiecie, że to zwykła troska. Nie, troska wygląda inaczej. Ja muszę robić to co on chce, bo ON uważa, że właśnie tak będzie DLA MNIE najlepiej. Jeszcze nie wyjaśniłam z nim sprawy naszego domniemanego małżeństwa, ale na pewno o tym nie zapomnę. Kiedy już leżałam w jednej z tych „lepszych” sal szpitalnych i gapiłam się w cholernie biały sufit, do pomieszczenia wszedł mój „mąż”. Odwróciłam się do niego dupą, kiedy usiadł przy moim łóżku. Westchnął.
-Vicki dalej się gniewasz?- ignorowałam go.- Ja po prostu się o Ciebie martwię i chcę wiedzieć co się z Tobą dzieje, bo nie wątpliwie coś się dzieje, a Twój stan zdrowia do idealnego nie należy. Czy to coś złego, że się o Ciebie troszczę?- oho mówiłam, no przecież on się tylko TROSZCZY.
-A gówno prawda.- warknęłam. Poczułam jego ciepłą dłoń na ramieniu, zaczął mnie po nim smyrać.
-Vickuś...- odwróciłam się do niego, ale z miną „zaraz Ci przywalę”. Zaczął się śmiać.
-Zaraz zabijesz mnie wzrokiem.- nie przestawał się chichrać. Pokręciłam głową i sama nie mogąc już wytrzymać uśmiechnęłam się delikatnie.
-No od razu lepiej!- wyszczerzył się.
-I tak jestem zła.
-Dobrze, dobrze.
-Serio.
-Nawet bardzo.
-W ogóle mam zostać tutaj tydzień, a nie mam ze sobą żadnych rzeczy. Jak Ty to sobie wyobrażasz?
-Zaraz wyślę Lucasa...- przerwałam mu.
-Wiesz nie chciałabym, żeby Twój ochroniarz grzebał w moich gaciach.
-Jesteś trochę zbyt dosłowna.
-To nie ja jestem dosłowna, tylko Ty jesteś zboczony Jackson.- wywróciłam oczami.
-Oj tam od razu zboczony...Dobrze więc ja pojadę po Twoje rzeczy, a najlepiej to wezmę pięć walizek, bo potem będzie, że czegoś Ci nie wziąłem.- w tym momencie sobie o czymś przypomniałam...
-Michael...
-Jeszcze jakieś specjalne życzenia ma Panna Lancaster?- rzucił z uśmiechem.
-Nie, chodzi o to, że...- nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć.- Ja już nie mieszkam u Niny.
-A u kogo?- spytał podejrzliwie. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Raczej nie u kogo, a gdzie. W...hotelu.- zauważyłam, że trochę odetchnął z ulgą, bo chyba spodziewał się czegoś innego, ale po jego minie i tak wiedziałam, że jest zły. Do sali nagle weszła pielęgniarka, kiedy zobaczyła Michaela trochę się speszyła.
-Eeem ja przepraszam bardzo, ale pani Victoria musi iść teraz na kolejne badania, a poza tym czas odwiedzin już się skończył.- powiedziała to bardziej do Michaela niż do mnie dając tym do zrozumienia, że musi wyjść. Podszedł do mnie i nachylił się nade mną, zmrużył oczy.
-Potem dokończymy tą rozmowę. Postaram się wrócić jak najszybciej.- spojrzał na moje usta, ale pocałował mnie w czoło. Widziałam jak walczył sam ze sobą, gdyby nie ta pielęgniarka....jestem pewna, że by to zrobił. Spojrzał na mnie ostatni raz i wyszedł. Wtedy zeszło ze mnie całe napięcie. Tak się się ze mną dzieje, gdy chociaż za blisko do mnie podejdzie, wystarczy jedno jego spojrzenie, a mi odbiera mowę. Zawsze tak na mnie działał, ale teraz to już w ogóle.
Zebrałam się w końcu z tego łóżka i poszłam na badania. Właściwie to nawet nie wiem co dokładnie mi robili, zgodziłam się na wszystko byle tylko jak najszybciej wrócić do sali i mieć święty spokój. Zrobili mi nawet USG, nie wiem po co i szczerze mówiąc to nawet nie chciałam wiedzieć. Najchętniej bym stąd uciekła...Ale znając Michaela po korytarzu kręcili się jego „goryle”, wiem, że jest do tego zdolny i to pewnie dał tutaj ludzi, których nie znam, albo zbytnio nie kojarzę, żebym się niczego nie domyśliła. Ale chyba zapomniał o tym, że nie jestem głupia. Tak więc moja ucieczka nie mogła się udać. Michaela nie było już ponad 4 godziny, fakt że hotel jest trochę daleko stąd, ale...nudziło mi się strasznie, nie wiedziałam już co mam ze sobą zrobić. W końcu włączyłam telewizor i oglądając jakiś nudny serial przysnęło mi się. Obudziło mnie dopiero pukanie do drzwi, przetarłam oczy i spojrzałam przed siebie.
-O przepraszam, spała pani?- to był doktor Feldman.
-Niee, jestem tylko trochę zmęczona.- zobaczyłam, że w ręce trzyma jakieś kartki, domyślałam się, że to zapewne moje wyniki. Dopiero teraz zaczęłam się denerwować.
-Mam już pani wyniki i wiem co jest przyczyną tych wszystkich dolegliwości.- uśmiechnął się siadając przy moim łóżku. Zmarszczyłam czoło, jestem na coś chora, a ten się cieszy?
-Więc...co mi dolega?- starałam się brzmieć normalnie.
-Proszę się nie stresować, to żadna choroba, powiedziałbym wręcz, że stan błogosławiony.- że co? Patrzyłam się na niego jak na kretyna, zaśmiał się.
-Już wszystko tłumaczę. To jest to co podejrzewałem od samego początku i aż dziwne, że pani sama wcześniej się nie domyśliła.- znów się zaśmiał, no miałam mu ochotę przywalić.
-Może pan mówić jaśniej?
-Oczywiście, już przechodzę do sedna sprawy. Po zrobieniu badań krwi, wiedziałem już, że jest pani w ciąży...-przerwałam mu natychmiast.
-Że przepraszam w czym?!- wywaliłam na niego oczy. Momentalnie oblał mnie zimny pot, poczułam jak wszystko mi drętwieje, nie wspominając o tym, że zrobiło mi się słabo.
-No właśnie...spodziewałem się, że może być pani zdziwiona, ale nie aż tak...Dlatego kazałem wykonać jeszcze USG, dla stu procentowej pewności. I tak, jest pani w dziesiątym tygodniu ciąży i jak na razie z płodem wszystko w porządku, ale gdyby dalej prowadziłaby pani taki tryb życia...Strasznie się pani zaniedbała pod względem zdrowotnym. Podejrzewam, że nie zauważyła pani niczego dlatego, że pani schudła, a dlaczego to chyba wiadomo. Do tego ma pani niedobór magnezu i kilku witamin, stres też zrobił swoje . Ma pani trochę za wysokie ciśnienie jak na tak młody wiek, a przypominam, że stres bardzo szkodzi ciąży. Chce pani zobaczyć zdjęcie USG?- patrzyłam na niego z niedowierzaniem trzymając się za głowę. Wszystko co do mnie mówił dochodziło do mnie w zwolnionym tempie, czułam się jak odurzona. Ciąża...ciąża...ja jestem w ciąży....JA JESTEM W CIĄŻY! To nie możliwe...
-Ale jak...- wyjąkałam kulawo.
-No chyba nie muszę pani tłumaczyć jak zachodzi się w ciążę.- uśmiechnął się. Spojrzałam na niego.
-Mogę...mogę zobaczyć to zdjęcie?- podsunął mi czarno-białą fotografię. Drżącymi dłońmi wzięłam ją od niego.
-Widzi pani tutaj jest główka, tu nóżki...ooo a tu rączki.- zaczął mi wszystko pokazywać. Nawet się nie spostrzegłam, a po policzku spłynęło mi kilka łez.
-Mam nadzieję, że to łzy szczęścia.- widząc moją minę dotknął mojego ramienia- Rozumiem, że pani się tego nie spodziewała i jest teraz w szoku, ale niech mi pani uwierzy, że dziecko noszone pod sercem to najwspanialszy dar jaki tylko można sobie wyobrazić i...- przerwałam mu.
-Pan nic nie rozumie...Michael nie jest moim mężem jak to zapewne zaznaczył na samym początku, zrobił to specjalnie żeby mieć informacje na bieżąco o stanie mojego zdrowia. To co jest między nami jest tak...skomplikowane, a teraz jeszcze dziecko...Ja nie wiem co mam robić.- rozpłakałam się na dobre. Mężczyzna w fartuchu widząc to przytulił mnie delikatnie.
-Nie będę pani pouczać, ale myślę, że jest pani silną jak i mądrą kobietą i poradzi sobie pani ze wszystkim.
-Doktorze...- spojrzałam na niego- Błagam, niech mu pan tego nie mówi...- westchnął.
-Jeśli taka jest pani decyzja, to nie pozostaje mi nic innego niż ją uszanować.
-Dziękuję...- poklepał mnie po ramieniu i wyszedł. Zostałam sama. Skuliłam się na łóżku, a moje ręce powędrowały na brzuch.
-Boże co ja najlepszego zrobiłam...

************
 
No jak wrażenia? XD Tak wiem, że pewnie większość się spodziewała tej ciąży po samym stanie Vicki, każdy debil by się domyślił XD No tylko nie ona i Michael xD Ogólnie to tej ciąży miało wgl teraz nie być, ale że Basia lubi sobie komplikować życie to jest :D
Teraz pytanie za sto punktów. Jak myślicie, przyszła mama podzieli się tą informacją, ze swoim „mężem” czy nie? XD No powiem wam, że...a nic wam nie powiem, nie mogę no XD Dowiecie się niebawem, jak to wszystko się potoczy ;)
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ale jak zawsze będę się starać w miarę możliwości napisać go szybko.
Pozdrawiam <3

3 komentarze:

  1. Pierwsza! No jestem, kotku 😁😘 Ciąża! Wiedziałam! Ciocia Martynka wie wszystko 😂😉 Jeszcze te kubełki z KFC... Eh, z Michaela taki wegetarianin jak ze mnie zakonnica -.- Powiem Ci, że i Mike i Vicki zachowują się jak totalne dzieciaki. Jak to, Michael ma się nie dowiedzieć o ciąży?! Przecież on byłby takim wspaniałym ojcem... Niech oni się w końcu pogodną i będzie spokój -.- Dzisiaj tak krótko, ale jestem pod wrażeniem, bo nie musiałam czekać miesiąca na rozdział 😁 Pozdrawiam cieplutko i do nexta ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. O JAPIERDOLE!
    JA W TO NIE WIERZEEE!! ❤❤❤
    Dobra, ale zacznijmy od początku!
    Rozdział jak zwykle zajebioza totalna!!
    A co do twojego pytania, jestem w 99,9% pewna, że Mike pozna prawdę przez przypadek ��
    Muszę się przyznać, że kocham kobiety w ciąży XD Ich zachowanie, apetyt i te ciągłe huśtawki nastrojów jest czymś przekomicznie cudownym, bo przecież po tych wszystkich mękach te maleństwo wszystko rekompensuje ❤
    Co do zachowania Majkula, jak ja uwielbiam gdy tak martwi się o Vicki. Jest wtedy tak uroczy awwwwww Xd
    Rozwaliłaś system tym KFC ���� Baton i burger? Ciekawe połączenie XDD
    Ale teraz o najważniejszym ��❤
    Nawet nie wiesz jak się ze szczęścia wydarłam ������❤
    NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ JAK MAJKUL SIĘ O TYM DOWIE xd
    Db kom krótki, bo mało czasu mam ale chociaż jest Xd
    ŻYCZĘ MAX WENY I CZEKAM NA NEXTAA ❤
    BAYOOO

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG OMG OMG!
    Tak wgl to hej XD
    Ha wiedziałam, że to ciąża 😂
    Straaasznie się cieszę z rozdziału, no i tej ciąży.
    Jak znam życie to Vicki nie powie Michaelowi o niej, bo jak by inaczej. Trzeba się tek nade mną znęcać 😢
    Nie wiem co napisać, bo koszą mi trawę i nmg się skupić. Więc wybaczysz, że dzisiejszy komentarz będzie jedynie do dupy.
    No, ale ogółem to słodkie, że Michael tak się troszczy o Vicktorie i wgl.
    No i weź w końcu ich z piknij czy coś i niech już będą razem. Plooose *słodkie oczka*
    No i tak lovciam twe opo i chce więcej. CHCEMY WIĘCEJ, CHCEMY WIĘCEJ, CHCEMY WIĘCEJ!
    Pisz mi tu szybiutko kolejny rozdzialik, bo inaczej przyjadę *to wcale nie była groźba*
    No to papa. Lovciam Cię, przytulaski pierdaski. Życzę wenki i pozdrowionka <3
    PS. Nie wcale nie wąchałam kleju (taki różowy w ciapki z Biedronki)

    OdpowiedzUsuń