4 czerwca 2017

Rozdział 34. Najbardziej boli nas to, że nigdy już nie będzie tak jak kiedyś.

Witam! <3
Rozdział jak zwykle planowo miał być max dwa tygodnie po poprzednim, ale mi nie pykło JAK ZWYKLE xD W maju miałam praktyki zawodowe i myślę, że to dlatego tak wyszło. Kiedy wróciłam do szkoły zaczęło się zaliczanie mojego ulubionego i kochanego przedmiotu zwanego matematyką :D I tak wyszło, że jestem dopiero teraz, ale ważne, że jestem!
Kochani mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba :) W sumie jest taki pomiędzy, może przez ten początek, który nie wróży raczej nic dobrego xD a zresztą co ja będę gadać! Sami zobaczycie :D
PS: Pod koniec rozdziału polecam włączyć sobie Give in to me, ale w wersji demo :) Może lepiej będzie Wam się czytać, bo mi super pisało się z tą piosenką.
Zapraszam <3 

***********

Czy żałowałam, że kazałam mu odejść? Oczywiście, że tak. Zrobiłam to wbrew swojej woli. Brzmi to irracjonalnie, ale właśnie tak było. Serce chciało co innego, a rozum i tak zrobił po swojemu. Chociaż...gdybym miała rozum nie powiedziałabym tego wtedy...Ale nie cofnę już czasu. Michael odszedł i to chyba na dobre, w końcu takie było moje „życzenie”. Chyba wziął sobie do serca moje słowa, bo nie dał znaku życia od trzech tygodni. Wszystko zaczęło się, a raczej skończyło dwa miesiące temu, a ja dalej nie potrafię się z tym pogodzić i żałuję wszystkiego. Począwszy od tego, że pozwoliłam na to by Jermaine z nami zamieszkał, nie wybaczyłam Michaelowi, nie uwierzyłam mu kiedy zapewniał, że mnie kocha i jestem jedyną kobietą w jego życia, aż po to, że kazałam mu odejść...Do końca życia będę to sobie wszystko wyrzucać. Czemu ludzie mają tendencję do utrudniania sobie życia? Wystarczyła by zwykła rozmowa, bez tych krzyków i nerwów, a wszystko by się jakoś ułożyło, ale ja nie chciałam tej rozmowy...Odpychałam go na wszelkie możliwe sposoby, a potem ryczałam w poduszkę i krzyczałam, że za nim tęsknię i chcę by do mnie wrócił.
Więc skoro tego chciałam dlaczego do tego nie doprowadziłam? Tylko zrobiłam zupełnie na odwrót. Sama tego nie rozumiem. Chyba taka już jestem...a może zwyczajnie się bałam, że to się nie uda. Znowu się nie uda, że znowu coś się stanie i wszystko się spieprzy, pewnie przez jakąś głupotę. Może dlatego, że nie jestem zdolna do związku? Nie wiem dlaczego to wszystko tak się potoczyło. Ale wiedziałam, że nie ma już żadnej nadziei, żadnego światełka w tunelu...nic. Mogłabym teraz do niego pojechać i powiedzieć, że byłam głupia i nie chcę żyć bez niego, ale to było by mega żałosne. Poza tym wątpię by chciał mnie teraz widzieć, wystarczająco zraniliśmy siebie nawzajem, tego było już za dużo. A nie chciałam mu dokładać cierpień i sobie też, jeśli powiedziałby mi, że jest już za późno, a zapewne tak by właśnie było.
Stanęłam na wadze i głęboko westchnęłam. Ważyłam coraz mniej, a wszyscy wokół mówili, że wyglądam jak anorektyczka. Ale co ja mam na to poradzić, że nie mam nawet czasu na porządne jedzenie? Ani ochoty...Pracuje od rana do wieczora, żeby jakoś zająć głowę ciągłymi myślami o Michaelu. Jeszcze zachowanie Greyson'a mnie nie pokoi. Od jakiegoś czasu jest...dziwny. A raczej od momentu kiedy ktoś go pobił. Pamiętam, że kiedy przyszłam wtedy do pracy w poniedziałek byłam przerażona, gdy go zobaczyłam, ale bardzo szybko mnie zbył bajeczką, że miał wypadek. Tyle, że to nie wyglądało na wypadek...Coraz mniej spędzał ze mną czasu, wykręcał się, że jest zajęty pracą, ale to było coś innego. Wcześniej przecież też miał pracę, a mimo to często proponował mi gdzieś wspólne wyjście, nawet na głupi lunch. A teraz nic...Nie wiem, może mi się tylko zdaje, ale chyba mnie unika. Tylko pytanie dlaczego.
Znów poczułam mdłości, więc podleciałam do okna i szybko otworzyłam je na oścież. Dlaczego znów? Bo zdarza mi się wymiotować coraz częściej, może to jest reakcja organizmu na stres albo brak jedzenia. Miałam tylko nadzieję, że jak najszybciej mi to przejdzie, bo jeśli nie to będę musiała iść do lekarza, a nienawidzę chodzić do lekarzy...Kiedy poczułam, że mdłości już mi przechodzą zamknęłam okno i wzięłam łyk kawy. Zabrałam klucze z szafki i torebkę, tak gotowa wyszłam z pokoju hotelowego. Wsiadłam do swojego samochodu. Do niedawna jeździłam taksówką, ale pewnego dnia nie wiadomo jak i skąd mój samochód stał, zaparkowany pod domem Niny. Na pewno to zasługa Michaela, chyba się domyślił, że sama go stamtąd nie zabiorę...
Ah i znowu o nim myślę. I tak jest cały czas. Kiedy byłam w drodze do pracy zadzwonił mój telefon, odebrałam chociaż nie powinnam.
-Halo?
-Vicki muszę Ci coś powiedzieć, jedziesz do pracy no nie? Ja niedługo u Ciebie będę.- nie brzmiała zbyt wesoło.
-Matko Nina, ale co się stało?- aż się wystraszyłam.
-To nie rozmowa na telefon tym bardziej, że jak się o tym dowiesz to nieźle się wkurwisz.- westchnęłam.
-Okej, ja za dziesięć minut będę w firmie. Czekam na Ciebie. Do zobaczenia.
-Paa.- o co mogło chodzić? Nie brzmiała jakby chciała sprzedać mi jakąś świeżą ploteczkę za pewne z wytwórni, w końcu tam zawsze się coś dzieje. Coś się wydarzyło i czuję, że to raczej nic dobrego. Martwiłam się, ale z drugiej strony cieszyłam, bo nie widujemy się za często, a to dlatego, że wyprowadziłam się od nich w końcu. Nina za miesiąc ma termin porodu i tak wystarczająco siedziałam im na głowie, mają własne życie. Od jakiegoś czasu mieszkam w hotelu, w następnym tygodniu jestem umówiona na oglądanie mieszkań. Zobaczymy jak to będzie...
Kiedy dotarłam już do firmy mojej przyjaciółki jeszcze nie było więc w oczekiwaniu na nią zaparzyłam dwie herbaty.
-Mogę zająć Pani chwilę?- usłyszałam jej głos wraz z pukaniem w drzwi, kiedy stałam przy oknie wpatrzona w ulicę zapełnioną ludźmi. Uśmiechnęłam się i odwróciłam od razu.
-Ty zawsze. Witaj.- przywitałam się z nią porządnym miśkiem.
-Boże, ale się stęskniłam...- wyszeptałam.
-A mówiłam Ci, że możesz mieszkać u nas ile tylko chcesz.- przypomniała mi, machnęłam ręką nie chcąc znów zaczynać tego tematu.
-Rozbierz się i siadaj.- usiadłam za biurkiem, uśmiechnęła się widząc kubek z jej ulubioną herbatą.
-Powiedz mi dlaczego Ty zawsze pamiętasz co lubię, a Stefano nie? A potem się dziwi, że mu aferę robię.
-Och biedny ten Twój chłopak...- prychnęła.
-Pfff biedny? Czy Ty wiesz co on ostatnio zrobił?
-Aż boję się zapytać.- zaśmiałam się.
-Wysłałam go do sklepu, bo zachciało mi się czekolady, ale chciałam dwie z nadzieniem truskawkowym i dwie z nadzieniem wiśniowym. A wiesz jaką on mi kupił?
-Nie mam pojęcia.
-Noż kuźwa białą! I jeszcze się ze mną kłócił, że to prawie to samo.- zaczęłam się śmiać- Nie odzywałam się do niego przez kilka dni, no dopóki nie skończyły mi się banany i znowu musiałam wysłać go do sklepu.
-I co pewnie kupił ci jabłka?
-No na jego szczęście nie.- zaczęłyśmy się teraz obie śmiać.
-Powiedz lepiej jak u Ciebie.- spytała kiedy już w miarę się uspokoiła. Spoważniałam momentalnie.
-No cóż...Praca, dom, praca, dom i tak w kółko. A raczej hotel.- zaśmiałam się- Ostatnio też nie za dobrze się czuję, ale to pewnie przejściowe, zdarzy mi się wymiotować czasami. Co ten stres robi z ludźmi.- upiłam łyk herbaty.
-A żebyś wiedziała! Jak mnie ten mój baran wkurzy to potrafię spędzić pół dnia nad muszlą klozetową.- zaśmiałam się.
-A jak u...niego?- zapytałam nieśmiało. Od razu wiedziała o kogo mi chodzi, nie sposób się nie domyślić.
-No wiesz od tygodnia jestem na macierzyńśkim, czas w końcu trochę odpocząć od tej roboty. Ale kiedy ostatnio go widziałam...wyglądał raczej normalnie, niby chodzi do studia, nagrywa, ale wszystko robi tak jakby chciał, a nie mógł. Często zamyka się sam w pokoju nagraniowym i nie wiadomo co tam robi, ale potrafi nagrywać do nocy.- pokiwałam głową.
-A czy...ma kogoś?- przygryzłam wargę.
-Nie zauważyłam, żeby się z jakąś prowadzał więc raczej nie.- znowu pokiwałam głową.
-Vicki nie możesz o nim zapomnieć widzę to.
-Wiesz...a zresztą nie ważne. Miałaś przecież mi coś powiedzieć i ponoć się wkurzę więc zamieniam się w słuch.- spięła się trochę.
-Chciałam to przedłużyć jak najdłużej, ale...Dobra.- wzięła wdech- Dowiedziałam się, że Sebastian leży w szpitalu od dwóch miesięcy, a może i nawet trochę dłużej. Jest...w ciężkim stanie, cały połamany z obrażeniami wewnętrznymi...- czułam jak wszystko wywraca mi się w żołądku. Mimo, że nieźle namieszał w moim życiu i go szczerze nienawidzę to ta wiadomość...ruszyła mnie i to nawet bardzo.
-Wiesz niby nie wiadomo kto go tak załatwił, ale...-urwała i chyba czekała aż się domyślę. Zaczęłam się zastanawiać i łączyć fakty. Dzień kiedy spotkałam go w centrum handlowym, kiedy mnie uderzył i na parkingu próbował wciągnąć do swojego auta, potem o mały włos nie spowodowałam wypadku. Wróciłam do domu i Michael zmusił mnie, żebym powiedziała mu co się stało i powiedziałam. Obiecał, że nigdy więcej nie pozwoli by on mnie skrzywdził i zniknął wtedy prawie na całą noc...Pamiętam to wszystko jak dziś.
-Vicki...
-Jackson!- poczułam jak puszczają mi nerwy.- To na pewno on! Nigdy nie chciał mi powiedzieć jak załatwił sprawę z Sebastianem i gdzie zniknął na całą noc!- wstałam zdenerwowana, Nina się nie odzywała czym tylko potwierdziła moje domysły. Jakie domysły zresztą, to jest logiczne! Rozumiem, że był wkurzony, że nie chciał żeby coś mi się jeszcze stało, rozumiem to wszystko, ale żeby doprowadzać do takiego stanu drugiego człowieka?! To jest chore, on ma poważne problemy ze sobą i agresją.
-Boże co za palant...Przecież on może iść za to do więzienia! A na koniec dojdzie to do mediów, a on skończy w sądzie z wyrokiem! Czy on jest do cholery nie poważy?!- no chyba nie wytrzymam zaraz.
-Vicki uspokój się, za bardzo się tym przejmujesz.- spojrzałam na nią niedowierzająco.
-Ja się za bardzo przejmuje? On go prawie zabił! A Ty jakbyś zareagowała? Oooo nie ja mu zaraz pokaże, wygarnę mu przysięgam.- zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby.
-Victoria gdzie Ty się wybierasz?
-Do tego idioty!
-Boże nie potrzebnie Ci o tym mówiłam...- załapała się za głowę.
-Właśnie bardzo dobrze, że mi powiedziałaś, dziękuję Ci. A teraz idę, odezwę się później.- i wyszłam z biura. Postanowiłam jeszcze tylko zajść na chwilę do Sydney.
-Powiedz szefowi, że musiałam pilnie wyjść. Sprawy prywatne, powinien zrozumieć...A i nie będzie już mnie dzisiaj. Dzięki, pa.- odeszłam nim zdążyła mi cokolwiek odpowiedzieć. Byłam wkurzona i nie chciałam tracić czasu. Ruszyłam z piskiem opon w wiadomym kierunku. Miałam tak naprawdę teraz gdzieś czy będzie chciał się ze mną widzieć czy nie, wygarnę mu tak czy inaczej. To co on robi...przechodzi ludzkie pojęcie.
Kiedy dotarłam już na miejsce, mocno zdziwiłam się kiedy zobaczyłam auto Slash'a, trudno najwyżej będzie świadkiem. Zaparkowałam samochód pod samym domem. Szybko dostałam się do środka. Powolnym krokiem udałam się na piętro, postanowiłam pójść najpierw do jego gabinetu, ale kiedy usłyszałam muzykę zmieniłam kierunek do pokoju nagraniowego. Weszłam bez pukania i żadnego wahania. Przez pierwszą chwilę Michael ani Slash mnie nie zauważyli. Ale kiedy moje i jego spojrzenie w końcu się spotkało...zdziwił się i to bardzo.
Od razu wyłączył muzykę, ściągnął słuchawki i razem z Hudson'em wyszli z tego małego, ciasnego pomieszczenia, przez które widzieli mnie tylko przez odgrodzoną szybę.
-Slash zostaw nas na chwilę.- zwrócił się do przyjaciela, ale ten nie reagował. Ja stałam oparta ścianę i czekałam.
-Ej no, ja też chcę się pobawić. Może jakiś trójkącik?- puścił oczko, nie mogłam się nie odezwać.
-Wypad!- powiedziałam to równocześnie z Michaelem...zmierzyliśmy się wzrokiem.
-Już dobra dobra, co się kurwa drzecie? Ja nie wiem co wy wszyscy tacy pospinani, seksu Wam brakuje czy jak?- wywróciłam oczami, nie mogłam już słuchać jego durnej gadki.
-Przyjdę za pięć minut i macie być ubrani.- pomachał mi palcem przed oczami i wyszedł. Pajac.
I co teraz? No właśnie...Moja odwaga malała coraz bardziej. Nie wiedziałam co powiedzieć i jak w ogóle zacząć, miałam się tak na niego wydrzeć? Czy raczej...rzucić mu się w ramiona i krzyczeć jaką to jestem idiotką...Przez ten czas kiedy myślałam co powinnam powiedzieć, on świdrował mnie wzrokiem dlatego nie byłam w stanie się na niego spojrzeć. W końcu jednak odważyłam się to zrobić.
-Możesz mi wytłumaczyć dlaczego Sebastian jest w szpitalu?- starałam się brzmieć dość...stanowczo i poważnie. A co on zrobił? Zaśmiał się i to z jaką kpiną...Chyba spodziewał się po mojej wizycie zupełnie czego innego, no cóż...
-Powiedziałam coś śmiesznego?- już samym swoim zachowaniem wytrącił mnie z równowagi.
-Bardzooo.- oparł się o konsolę i uśmiechnął się do mnie. Jackson nie prowokuj...
-Dlaczego to zrobiłeś?!- nie wytrzymałam i podeszłam do niego, prawie stykaliśmy się nosami.
-Nie ja, tylko moi ludzie.- zaznaczył i to z jaką dumą.
-Och...to Ty już masz ludzi od takich rzeczy? No brawo.- zaklaskałam.
-A co, aż tak bardzo Ci go żal?
-Nie, jak dla mnie on mógłby nawet zdechnąć, wiesz? Ale chodzi mi tylko i wyłącznie o Ciebie kretynie.- podniósł wysoko brwi- Nie pomyślałeś oczywiście o tym, że możesz mieć przez to poważne problemy co nie? Nie potrafisz zrozumieć, że on może Cię wsadzić do więzienia za takie coś? Może Cię do cholery zniszczyć! Jak tylko odzyska świadomość i sobie przypomni kto go tak załatwił! Ale oczywiście nieee, przecież Ty musisz zrobić po swojemu! Zawsze taki byłeś, tylko szkoda, że myśląc o sobie zapomniałeś pomyśleć o mnie, czy chciałabym Cię oglądać za...ałaaa...-w tym momencie poczułam silny ból przeszywający mnie na wylot, w podbrzuszu. Zgięłam się w pół, a Michael zareagował natychmiast. 
-Vicki co Ci jest?- spytał przerażony. Przytrzymał mnie jakby bał się, że zaraz upadnę. Poczułam kolejny skurcz, a jedyne co potem pamiętam to to, że odleciałam i jego przestraszony głos...

********** 
 
Wszedłem do sypialni i zamknąłem za sobą cicho drzwi.
-I jak doktorze?- spytałem mojego osobistego lekarza siadając na brzegu łóżka. Jess położyła dłoń na moim ramieniu dla otuchy, widziała że się martwię.
-Jest wszystko w porządku Michael, nie musisz się denerwować. Twoja dziewczyna...-już raczej nie moja..- tylko zemdlała, dokładnego powodu nie jestem w stanie określić, może to być stres, przemęczenie lub za mało dostarczanych posiłków organizmowi. Musiałbym z nią porozmawiać i dokładniej zbadać, ale nie ma sensu jej teraz budzić, powinna odpocząć. Sytuacja jest opanowana więc nie widzę potrzeby podania żadnych leków.
-Ale jest pan pewien? Zanim zemdlała zauważyłem, że boli ją chyba brzuch, bo się za niego trzymała.
-Ból również może być powodem omdlenia. Posłuchaj, jeśli coś by się jeszcze działo, pojawiły się jakieś wymioty, zawroty, bóle głowy bądź brzucha koniecznie musicie jechać do szpitala. Nawet jeśli nic się takiego nie wydarzy i tak radziłbym zwykłe badania kontrolne. Takich rzeczy nie wolno bagatelizować. No, więc ja będę się już zbierał. W razie czego dzwoń do mnie.- chwycił swoją walizkę i wstał.
-Odprowadzę Pana.- zaoferowała się Jessica za co byłem jej wdzięczny, bo chciałem teraz zostać tylko z Victorią.
-Do widzenia i dziękuję.- uścisnąłem doktorowi dłoń.
-Trzymaj się Michael.- uśmiechnął się do mnie i chwilę potem zostałem sam, a raczej z "moją" dziewczyną, która wyglądała jakby miała zaraz umrzeć...Była bardzo blada. Westchnąłem i przysunąłem się jej bliżej, złapałem ją delikatnie za rękę.
Wystraszyła mnie na śmierć...kiedy zemdlała naprawdę nie wiedziałem co mam robić, postawiłem cały dom na nogach. Całe szczęście doktor Morris przyjechał dzisiaj do mnie z wizytą więc nie musiałem wzywać pogotowia. Choć byłem tak przerażony, że nie wiem czy byłbym w stanie to zrobić. Cały trzęsłem się z nerwów i tylko krzyczałem na wszystkich...Doktor bardzo szybko się nią zajął, gdyby nie on...nie wiem co bym zrobił. Niby już jest dobrze, sam tak powiedział, ale ja dalej się martwię. Victoria wygląda bardzo źle, do tego jest wychudzona. Nie widziałem jej prawie miesiąc, już wcześniej zdawało mi się, że schudła, ale teraz? Jak mogła się doprowadzić do takiego stanu?
To chyba raczej Ty doprowadziłeś ją do takiego stanu – odezwał się jakiś głos w mojej głowie. Byłem zły. Na siebie i na nią.
-Dlaczego Ty mi to robisz? Dlaczego każesz mi tak cierpieć? Za co? Wiem, że jestem najtrudniejszym człowiekiem chodzącym po tej Ziemi, ale chciałem mieć tylko kobietę u swojego boku, którą kocham nad życie. Nic więcej...Chciałem Twojej miłości, ale może to jednak nie było nam pisane...Może tak właśnie miało być. Mimo wszystko nie chcę Cię stracić na zawsze i nigdy nie przestanę Cię kochać.- postanowiłem zakończyć ten mój bezsensowny monolog...przecież i tak mnie nie słyszy. Zacząłem spacerować wzrokiem po całej jej twarzy, kiedy spała była taka spokojna i piękna. Nie mogłem przestać się jej przyglądać. Dobrze, że spała, bo pewnie już by mnie za to opieprzyła. Zaśmiałem się pod nosem. Wysunąłem dłoń i kciukiem zacząłem kreślić niewidzialne linie na jej rumianym policzku, uwielbiałem dotyk jej skóry i nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności, której od tak dawna nie zaznałem. Jakaś dziwna siła ciągnęła mnie do niej. Zjechałem wzrokiem w końcu na jej słodkie usta. Zagryzłem wargę, pokusa była silna. Nie mogłem tego zrobić, ale bardzo chciałem... Po pewnej chwili moje serce wygrało walkę z rozumem. Cały czas, nie odrywając wzroku od jej ust przysuwałem się coraz bliżej mojego celu. Przymknąłem powieki i pozwoliłam rozkoszować się tą chwilą. Trwała ona bardzo krótko, ale dla mnie to była wieczność. Kiedy poczułem, że lekko drgnęła oderwałem się od niej przerażony. Kilka sekund potem patrzyła na mnie zdezorientowana. Odetchnąłem z ulgą, że niczego nie poczuła...przynajmniej miałem taką nadzieję.
-Michael? Jezu co ja tu robię?- zmrużyła oczy rozglądając się po sypialni, chciała się podnieść, ale powstrzymałem ją gestem ręki.
-Leż, musisz odpoczywać.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
-Zemdlałaś kiedy...- spuściłem wzrok.
-Się kłóciliśmy.- dokończyła za mnie- Czyli w sumie nic nowego.- odwróciła głowę w stronę okna. Nie wiedziałem co powiedzieć, żeby jeszcze bardziej nie pogorszyć sytuacji między nami więc siedziałem cicho. Chociaż...czy ją da się jeszcze bardziej pogorszyć? Zauważyłem, że Victoria próbuje się podnieść, a raczej wstać z łóżka.
-Co Ty robisz? Nie wolno Ci chodzić, bo jesteś osłabiona.
-Ta? A kto tak powiedział? Bo ja jakoś czuję się wyśmienicie.- warknęła. Wstała nagle i lekko się zachwiała, od razu znalazłem się przy niej i złapałem ją w pasie. Zastygliśmy w bezruchu. Po prostu czułem się jak w filmie. Zwykle na takiej scenie bohaterowie się całują...ale w tym przypadku szanse na to były raczej nikłe.
Staliśmy bardzo blisko siebie. I jakoś żadne z nas nie było w stanie się odsunąć, ani wykonać jakiegokolwiek ruchu. Czułem wielką gulę w gardle. Dosłownie słyszałem jak Victoria nerwowo przełknęła ślinę, czuła to samo co ja...Oblizałem usta.
-Możesz mnie już puścić.- spojrzała szybko w dół byle nie w moje oczy.
-Co?- szepnąłem.
-Puść mnie!- teraz usłyszałem to dosadnie. Odsunąłem się zmieszany. Przetarłem wierzchem dłoni, lekko spocone czoło.
-Nie musisz być dla mnie wredna. I właśnie widzę jak czujesz się wyśmienicie.- powiedziałem kiedy złapała się za głowę i stanęła w bezruchu. Podałem jej rękę, którą po chwili zastanowienia chwyciła i pomogłem jej usiąść, a następnie ją położyłem. Już się nie opierała, tyle dobrego.
-Od razu mówię, że nie wypuszczę Cię stąd dopóki nie poczujesz się lepiej.
-Co?- spytała z kpiną. Ciągle była na mnie zła...Myślałem, że chociaż to jej już przeszło.
-Mówię chyba wyraźnie.
-Nie będziesz mi rozkazywać.- prychnęła.
-Ja Ci nie rozkazuję tylko mówię, eh...Był tutaj mój lekarz i obejrzał Cię.
-Po co? Nie życzę sobie...- przewróciłem oczami.
-A po to, że jak zemdlałaś chciałem dzwonić po karetkę, bo Twój puls był mało wyczuwalny? Może po to mhm?- wstałem wkurzony i podszedłem do okna.
-A może jeszcze dlatego, że się do cholery o Ciebie martwię? Nie wiem to jest takie dziwne? Nie mówię, że masz mi za to pokłony składać, ale...co byś zrobiła gdybyś zemdlała w domu i byłabyś zupełnie sama?- chyba dotarły do niej moje słowa, bo jej wyraz twarzy złagodniał.
-Przepraszam...- powiedziała w końcu spuszczając wzrok.
-Nie ważne.- powiedziałem próbując się uspokoić. Nie chciałem na nią krzyczeć, ale sam byłem zły. Wszystko mnie już denerwuje.
-Proszę Cię tylko żebyś została tutaj na kilka dni, aż będę mieć pewność, że czujesz się już lepiej. Proszę Cię tylko o to.- spojrzałem na nią.
-Dobrze tylko...nie mam tutaj żadnych swoich rzeczy.- przygryzła wargę.
-Masz...Nie zabrałaś wszystkiego kiedy...się wyprowadziłaś.- odchrząknąłem. Zapadła cisza. Tak chyba ta niezręczna. Nie chciałem przypominać sobie tamtych chwil, ale te wspomnienia bez mojej zgody nawiedziły mój umysł. Przed oczami miałem obraz jak Victoria upychała ciuchy do walizki...Potrząsnąłem głową.
-Poszukam Ci zaraz czegoś.- potarłem ręką kark próbując go jakoś rozmasować- Przyniosę Ci jeszcze coś do jedzenia i nie chcę słyszeć odmowy.- wyjątkowo nie zaprzeczała rzucając swoim standardowym tekstem „nie jestem głodna”, w rękach trzymała skrawek satynowej pościeli i bawiła się nim, wzrok miała wbity w dłonie. Uznałem to za zgodę albo po prostu nie chce rozmawiać. Ruszyłem w kierunku drzwi, ale zatrzymało mnie jej ciche wołanie:
-Michael?
-Tak?- odwróciłem się od razu.
-Dziękuję.- uśmiechnąłem się delikatnie. Pokiwałem głową i opuściłem sypialnię. Mały krok, ale za to w dobrym kierunku. Może nie wyznała mi miłości, ale...zawsze to coś. Udałem się do swojego pokoju a następnie garderoby, skąd wziąłem spodnie i zwykłą koszulkę. Tak wiem...to chore, że trzymam jej ciuchy w swojej szafie. A jeszcze bardziej chore jest to, że potrafię z nimi spać. No cóż...Każdy ma jakieś fetysze - tak próbowałem pocieszyć sam siebie, że niby nie jest ze mną jeszcze tak źle. Ale kogo ja chciałem oszukać? Do usranej śmierci będę przytulał się do jej bluzek, żeby choć na chwilę poczuć jej zapach i obecność. Chyba, że to się w końcu skończy, a na to są małe szanse.
Postanowiłem więcej nie użalać się nad sobą i w podskokach ruszyłem do kuchni.
-Jess jesteś tutaj?- spytałem rozglądając się po pomieszczeniu. Niestety nie było jej nigdzie, ale za to poczułem piękne zapachy. Podszedłem do kuchenki i zauważyłem garnek z rosołem. Tak, Jessica wiedziała, że uwielbiam polską kuchnię. Nalałem całą miskę zupy i postawiłem ją na dużej tacy. Ubrania przewiesiłem sobie przez ramię, a tacę chwyciłem w obie dłonie. Miałem tylko nadzieję, że po drodze na trzecie piętro nie zaliczę gleby. Jezu kto kazał tutaj wybudować tyle pięter? Kiedy zdałem sobie sprawę jakie pytanie właśnie sobie zadałem miałem ochotę walnąć się w czoło i zapewne tak bym zrobił, gdyby tylko nie to, że miałem zajęte ręce.
Bez tragicznego wypadku udało mi się dojść w końcu do sypialni, gdzie leżała Victoria. Kiedy znalazłem się już w środku, zacząłem gorączkowo wszędzie się rozglądać, bo nie było jej w łóżku.
-Cholera.- położyłem zupę na komodzie, a ubrania na materacu. Szybko wyjąłem telefon z kieszeni spodni i wykręciłem numer.
-George kurwa czy ja wyraziłem się niejasno?! Jak to o co mi chodzi?...- w tym momencie usłyszałem skrzypnięcie drzwi za sobą, odwróciłem się natychmiast. Z łazienki wyszła wystraszona Victoria.
-Coś się stało? Dlaczego krzyczałeś?- po prostu kamień spadł mi a serca kiedy ją zobaczyłem...Nie maiłem już telefonu przy uchu, ale krzyki ochroniarza sprowadziły mnie na ziemię.
-Nie drzyj się.- powiedziałem do słuchawki.- Już nic...fałszywy alarm.- i rozłączyłem się.
-Myślałem, że Ty...- zacząłem machać ręką.
-Uciekłam?- podniosła jedną brew do góry.
-Ta...
-Wiesz, nawet jeśli bym chciała to zbytnio nie mam siły, a w całym domu są Twoi ludzie więc i tak by mi się nie udało.- to mnie nieco uspokoiło. Widziałem jak się uśmiecha pod nosem, no tak pajaca to umiem z siebie zrobić, nie ma co. Minęła mnie i usiadła na łóżku, przykrywając się lekko kołdrą.
-Przyniosłem Ci zupę a tu masz ubrania, mam nadzieję że mogą być.- powiedziałem chcąc jakoś zmienić temat.
-Tak, w końcu są moje i jeszcze raz dziękuję.- poprawiła sobie poduszkę.- Powiedz mi...dużo masz jeszcze moich rzeczy? Bo jeśli tak to chciałabym je zabrać.
Musiałem aż usiąść...Teraz po niej nie zostanie mi już kompletnie nic. Przez dłużą chwilę się nie odzywałem.
-Michael wszystko okej?- dotknęła mojej ręki, nieźle musiałem się zawiesić... Spojrzałem na jej dłoń, a potem na nią i w tym momencie cofnęła rękę jakby bała się, że zrobiła coś złego. A wcale tak nie było.
-Eghem...Jasne, przyniosę Ci tutaj potem wszystkie rzeczy.- położyłem jej tacę z zupą na kolanach.
-Jedz, bo wystygnie.- wstałem z zamiarem wyjścia.
-Zostań ze mną.- poprosiła.
-Skoro chcesz...- usiadłem z powrotem.
-Chcę.- uśmiechnąłem się na te słowa.
-Co to za zupa? Pięknie pachnie.
-Rosół.
-Ro...co?- zaczęła się śmiać, a ja z nią.
-Ro-sół.- próbowałem jej to jakoś podzielić na sylaby.
-Niech zgadnę...To polska potrawa?
-Tak.- wyszczerzyłem się.
-Słychać.- powiedziała z uśmiechem i zabrała się za jedzenie. Patrzyłem się na nią cały czas, nie mogłem oderwać wzroku. Chyba to w końcu zauważyła, bo kaszlnęła znacząco.
-Michael...krępujesz mnie.
-Przepraszam.- wyprostowałem się i spuściłem wzrok dając jej w spokoju zjeść. W tym czasie zacząłem bawić się moją bransoletką na nadgarstku. Siedzieliśmy w ciszy, ale niedługo. Nagle zadzwonił mój telefon, wyciągnąłem go z kieszeni i odebrałem.
-I jak tam?- usłyszałem głos przyjaciela.
-Zależy o co pytasz Slash...
-No kurwa jak to o co pytam, o Twoją królową nie.
-Po pierwsze...- chciałem powiedzieć „nie moją” ale z tego względu, że ten dureń nie mówił tylko darł się przez telefon Vicki na pewno wszystko słyszała.
-Już wszystko w porządku.
-Ale jesteście w szpitalu czy jak?
-Nie, jesteśmy u mnie.
-No to jak Pani Jackson żyje i nic jej nie jest, to zaraz przyjadę i dokończymy nagrywanie nie?- Victoria się na mnie spojrzała, miałem ochotę zabić go za te durne teksty.
-To gdzie Ty teraz jesteś?
-Pojechałem po fajki do sklepu.- wywróciłem oczami.- Bo przecież u Ciebie nikt nie pali i musiałem zapierdalać specjalnie 30 kilosów do byle jakiego sklepu, po kilka głupich fajek. Bo na tej Twojej pipidówie nawet monopolowego nie ma.- powiedział jakby miał do mnie pretensje.
-Trzeba było to już dawno rzucić to teraz nie miałbyś problemu.- stwierdziłem spokojnie.
-Jackson Ty i te Twoje pierdolamento. Nigdy się nie zmienisz. Dobra będę zaraz w Neverlandzie.
-Okej.- rozłączyłem się i odłożyłem telefon.
-Slash Cię pozdrawia.-uśmiechnąłem się głupio.
-Taaa słyszałam. Dzięki, powiedz Jess, że była pyszna.- uśmiechnęła się, a ja zabrałem od niej pusty talerz.
-Wiesz...- zacząłem.
-Tak wiem, słyszałam, idź. Nie musisz tutaj cały czas ze mną siedzieć.- zdziwiłem się, naprawdę jej nie rozumiałem. Najpierw pokazuje, że jej zależy, a potem robi się obojętna, albo udaje. I weź tu człowieku zrozum kobiety, są jedną wielką zagadką. Nigdy nie wiadomo tak naprawdę o co im chodzi. Westchnąłem.
-Dobrze, jeśli będziesz czegoś potrzebować to będę w pokoju nagraniowym, na dole jest Jess. Gdybyś się nudziła na półce są książki i filmy. Jeśli czegoś by Ci brakowało w łazience możesz iść do mojej sypialni i wziąć co chcesz...A i jeśli chciałabyś wyjść na świeże powietrze to wolałbym...- przerwała mi gestem ręki.
-Michael nie musisz mi tego wszystkiego mówić, ja to wszystko wiem. Bez obaw znam ten dom jak własną kieszeń.- no tak...
-No dobrze, ale jakby coś się...
-Będę krzyczeć na cały dom.- zaśmiała się. Mi nie było do śmiechu, martwiłem się. Była teraz obok mnie, miałem ją dla siebie, wręcz na wyciągnięcie ręki. Chciałem zadbać o wszystko, a przede wszystkim o to, aby czuła się tutaj dobrze i została ze mną jak najdłużej...
-No to idę. Zajrzę do Ciebie potem.
-Dobrze.- uśmiechnęła się i wzięła do ręki swój telefon. Zanim wyszedłem z sypialni spojrzałem w jej stronę ostatni raz, jakbym już tęsknił. To głupie, wiem. Cicho zamknąłem drzwi i udałem się piętro niżej. Kiedy wszedłem do dźwiękoszczelnego pomieszczenia, Saul już na mnie czekał. Próbował mnie wypytać o szczegóły związane z omdlęciem Victorii, ale zbyłem go szybko. Nie musi wszystkiego wiedzieć. Zabraliśmy się w końcu do pracy. To, że nie mogłem się kompletnie skupić nie było niczym zaskakującym. Znowu myślałem o NIEJ. Nawet Slash stwierdził, że coś ze mną nie tak, nie trzeba być dźwiękowcem, żeby zauważyć, że śpiewanie dzisiejszego dnia zdecydowanie mi nie szło. Ale nie odpuściłem, ćwiczyliśmy bardzo długo. Musiałem przygotować porządne demo do piosenki „Give in to me”. Wszystko musiało być perfekcyjne, a denerwowało mnie, że pomimo moich starań wcale takie nie było.
 
-Misiek wiesz co? Ja bym radził koniec na dzisiaj, bo z tego wyjdzie jakieś gówno, a nie hit.- Slash zawsze był typem człowieka, który szybko odpuszczał, za szybko. Wierzyłem, że po wielu próbach w końcu nam się uda, a raczej mi, bo jego gra na gitarze była jak zawsze świetna. On w tym wszystkim miał łatwiejszą rolę do odegrania. Ja śpiewając musiałem być skupiony i oddać emocje, które towarzyszyły piosence, a nie aktualnym stanie mojej duszy. Gdy śpiewałem o miłości to nie mogłem śpiewać jakbym chciał kogoś zabić, tak to właśnie wygląda. W mojej głowie kłębiło się wiele myśli, czułem wiele emocji, górę brały jednak te negatywne. Byłem przygnębiony, chociaż próbowałem to ukryć. Powinienem śpiewać z czystym umysłem, zapomnieć o wszystkim i zając się tworzeniem piosenki, ale czasami same chęci nie wystarczą.
-Daj spokój, zagramy jeszcze max pięć razy i wyjdzie idealnie.- zaciągnął się papierosem.
-Kurwa ile?!- wstał z krzesła.- Co Ty tu chcesz do nocy siedzieć? Nagrywamy już pięć godzin. Pojebało Cię do reszty?
-Nie, chcę po prostu skończyć to już dzisiaj. Ile chcesz nagrywać to demo? Miesiąc?
-No kurwa sorry, ale to nie ja mam problem tylko Ty.
-W sensie?- założyłem ręce na biodra.
-W takim sensie, że zachowujesz się jakbyś pierwszy raz mikrofon do ręki dostał.
-Przesadzasz. Po prostu mam gorszy dzień.
-Ta, gorszy dzień odkąd Twoja Królowa zabrała manatki i kopnęła Cię w dupę.
-Nie wiesz jak było.- zirytowałem się. Wchodził w strefę, w którą nie powinien był wchodzić. Dobrze wiedział, że dla mnie to drażliwy temat.
-Wszyscy wiedzą jak było tyle Ci powiem. Gramy czy co? Bo ja dzisiaj jeszcze mam zamiar iść na imprezę.- wieczny student się znalazł. Nie odezwałem się już, tylko założyłem słuchawki na uszy.


Znaczyło to, że zaczynamy kolejną próbę. „Give in to me” to piosenka, którą napisałem po rozstaniu z Victorią. Chciałem wtedy wyrzucić wszystkie negatywne emocje, które zagnieździły się w mojej głowie. Mówiąc w prost chciałem się wyżyć. Przez słowa, można by zrozumieć, że o wszystko obwiniam Victorię, ale wcale tak nie jest. Po prostu wtedy wszystko wyglądało zupełnie inaczej...Włączyłem muzykę, zamknąłem oczy, a z moich ust zaczęły wydobywać się słowa:

Ona zawsze znosi to z kamiennym sercem
Bo wszystko, co robi, to zrzucanie tego z powrotem na mnie
Spędziłem całe życie na szukaniu kogoś

Nie próbuj mnie zrozumieć
Po prostu rób to, co ci każę

Miłość to uczucie
Daj mi to, kiedy tego chcę
Bo płonę
Ugaś me pragnienie

Daj mi to, kiedy tego chcę
Mów do mnie, kobieto
Ulegnij mi
Ulegnij mi

Zawsze wiedziałaś jak doprowadzić mnie do płaczu
A ja nigdy nie pytałem cię dlaczego
Wygląda na to, że kręci cię krzywdzenie mnie

Nie próbuj mnie zrozumieć
Bo twoje słowa nie wystarczą
Miłość to uczucie
Ugaś me pragnienie
Daj mi to, kiedy tego chcę
Unosząc mnie wyżej

Miłość to kobieta
Nie chce tego słuchać
Ulegnij mi
Ulegnij mi

Ty i twoi przyjaciele śmialiście się ze mnie w mieście
Ale jest... Dobrze
Tak, jest... Dobrze

Nie będziesz się śmiać, dziewczyno, gdy nie będzie mnie w pobliżu
Będzie ze mną... Dobrze
I ja... Nigdy nie znajdę
Muszę... Spokoju umysłu
Och

Nie próbuj do mnie mówić
Bo twoje słowa nie wystarczą

Miłość to uczucie
Ugaś me pragnienie
Daj mi to, kiedy tego chcę
Unosząc mnie wyżej

Mów do mnie, kobieto
Miłość to uczucie
Ulegnij mi
Ulegnij mi

Och

Miłość to uczucie
Nie chce tego słyszeć
Ugaś me pragnienie
Unosząc mnie wyżej
Powiedz to kaznodziei
Zaspokój uczucie
Ulegnij mi
Ulegnij mi
Ulegnij mi

Przeżywałem tą piosenkę, każdy wers, każde słowo. Śpiewałem z bólem, który nadal gościł w moim sercu, ale też i z miłością, która nie wygasła i nadzieją, która pozostała. Nadszedł moment na solówkę Slasha, ale ja nie przestawałem, ciągle śpiewałem te same słowa: „Give in to me”. Moje usta nie zamykały się nawet na moment, cały czas wydobywał się z nich jakiś dźwięk. Nadszedł koniec piosenki, wyszeptałem ostatnie: „Give in to the feeling” i zacisnąłem szczękę, żeby nie wybuchnąć. Po kilku sekundach otworzyłem oczy, które były już mokre i spojrzałem na przyjaciela. Pierwszy raz w jego spojrzeniu dostrzegłem zrozumienie. Nie musiałem mu nic mówić, on wiedział. Podszedł do mnie i po prostu mnie uściskał, dając tym ogromne wsparcie.
-Mamy to Mike, mamy.- poklepał mnie po plecach.- Będzie dobrze, zobaczysz.
Czy rzeczywiście, będzie? Teraz nie mogłem tego stwierdzić, ale wkrótce miałem przekonać się na własnej skórze. 
 
*********** 

No i jak wrażenia? :D Powiem Wam szczerze, że ja mam mieszane uczucia co do tego rozdziału, bo tak: podoba mi się początek i koniec, a środek tak nie za bardzo XDD Ale z tego względu, że musieliście się trochę naczekać, aż łaskawie wstawię to o to „dzieło” nie chciałam już przedłużać i „ulepszać”, bo i tak lepiej bym już chyba tego nie napisała XD Dałam fragment Give in to me wyjątkowo po polsku, bo sobie tak pomyślałam...Jak mi wejdzie tutaj jakiś NIEFAN Michaela to nie będzie wiedział o co chodzi xD A zresztą osobiście ja wolę czytać po polsku niż po angielsku, nie wiem jak Wy xD
Od razu mówię, że nie wiem kiedy pojawi się następna część, trudno mi to stwierdzić, ale postaram się sprężyć naprawdę. Udało mi się napisać przyzwoitej długości rozdział więc liczę na takie same komy! :D Przy okazji chciałabym podziękować Wam, czytelnikom za te wszystkie miłe komentarze, które naprawdę podnoszą mnie na duchu :) Dzięki Wam to opowiadanie istnieje, pamiętajcie :*
Pozdrawiam <3

4 komentarze:

  1. Jestem i melduję się na posterunku 😁😘 No, muszę przyznać, że... Jest długi, a ja lubię DŁUGIE 😜😂 Co do złego samopoczucia Victorii, ja to tak myślałam, że może jest w ciąży... No, a jak ją ten brzuch rozbolał to poronienie :/ Muszę ci przyznać, że co jak co, ale zdjęcia to Ty dobierasz boskie 😍 Kiedy Vicki zaczęła się wkurzać, że niby Mike tak załatwił tego gogusia... No pewnie, najlepiej wszystko zwalić na biednego Mikusia 😒😝 (nie czuję, że rymuję) Tamta biała czekolada zamiast wiśniowej to był po prostu epicki tekst 😂😂😂😘 Nie ma to jak ciążowe zachcianki 👌 W momencie, gdy Victoria wbiła do MJ, byłam przekonana, że Jackson urządził sobie jakąś popijawę ze Slashem, wiesz żeby zapić smutki 😉 Byłam przekonana, że w ogóle to powie Vicki, że już się postara, by ten poszkodowany Romeo nie odzyskał przytomności 😂😘 Podobał mi się pocałunek... Od razu mi się przypomniała Królewna Śnieżka ❤ Pocałunek prawdziwej miłości i te sprawy 😜 Rosół! A gdzie pierogi, ja się pytam?! Ro-sół, czy tylko dla mnie to brzmi tak japońsko? 😂 Dobra, chyba powiedziałam już wszystko co miałam 😉 Niech oni się w końcu pogodzą, no ile można?! -.-Pozdrawiam i do następnego! Tylko tym razem, małpo jedna, wstaw go wcześniej 😜😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Eloooooo Monika zgłasza obecność!
    Po pierwsze Słodki Jezu, ileż ja się naczekałam na ten rozdział! Ale zrekompensowałaś mi to moja droga takimi cudownościami jakie znajdują się w nim ❤ Może zacznę od akcji z Sebkiem. Kurwa powiem jedynie, że nie żal mi tego gjonca ani odrobinkę, i jeszcze trochę NIECH SOBIE ZGNIJE W TYM SZPITALU.
    Ninaaaa💞 od zawsze powtarzam,że kocham całym serduchem tą kobiete. Jej charakter jest poprostu przezajebisty, ja chcę wkońcu poróódd.
    Akcja z brzuchem? Kurwa myślałam, że Vikuśka w ciąży jest, ale później to wykluczyłam mówiąc "Jackson nie zaliczył brameczki" [TO BYŁO NIE ŚMIESZNE :))))] I wkurwiłam się trochę na Vicky, bo tak trochę za bardzo się interesuje tym zjebem Graysonkiem. Jeszcze trochę i wogóle wszystko się spierdoczy.
    Ojj Majkul, temu panu nie mam dzisiaj nic do zarzucenia!! Zachowywał się wprost idealnie 💕💕 A ten tekst z piętrami rozwalił system XDDDD
    Db kończę, bo widzę coś za dużo przekleństw w tym komie, a mogę się jeszcze rozkręcić (BROŃ BOŻE)
    TAK WIĘC DŁUGOŚĆ IDEOLO I CZEKAM NA NEXTAA ❤
    BAYOOO 😘😘

    OdpowiedzUsuń
  4. Także ten ja też jestem! Super, że jest kolejny rozdzialik. I jaki długiii<3
    Ogólnie to tak: początek smutny i wgl, ale piknie wszystko opisałaś💞
    Wkurza mnie ta pieprzona parka.. Czaja się jak czajniki. Tylko patrzą na siebie tymi swoimi oczkami. Jedno kurna się zagładza, a drugie ma wszystko w dupie. Ja nie mg i jak z takimi wytrzymać. Ogółem to dobrze, że Vicki nic poważnego nie jest, bo byś dostała ode mnie w szmatki-manataki XD
    A Michael kurde, zamiast zrobić pierwszy krok to kurna całuje ją jak śpi i się tylko oblizuje patrząc na nią. Ja rozumiem, ładne dziewczę i wgl, ale nooooo niech coś tak sexsiakowa dupcia zrobi. Tylko by tak trzepnąć ten chudy zad 🙅
    Slash jak zwykle rozjebał system. Smiałam się z niego jak opętana. Te jego tekści to, nawet nie mam odpowiednich słów w zaopatrzeniu.
    Cud, miód i orzeszek👌💝
    Lovciam i wgl
    A końcówka to poprostu👌👌👌
    Give In To Me 💓💓💓 aż mi się gorąco robi XD
    Wspaniale opisalaś jego emocje, daje lajczka😂
    No, więc pisz mi tu szybciuteńko kolejny rozdzialik, bo jak nie to mam znajomości. Więc uważaj.
    A tak serio to lovciam cię i wgl, nie mogę się doczekać next'a.
    Wenki, srenki, pierdzienki, czego tam sobie wymażysz, tylko pisze szybko.
    No to formułka odmówiona to mogę spadać.
    Papatkiiiii








    PAMIĘTAJ: LOVCIAM CIĘ!!!
    ☺☺☺😊😊😊😍😍😘😘😘😚😚😚😻😻😻💓💓💓💓💜💜💜💛💛💛💚💚💚💙💙💙❤❤❤❤💞💞💞💞💕💕💕💖💖💖💝💝💝💗💗💗💟💟💟💟👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷

    OdpowiedzUsuń