Witam!
<3
Rozdział
jak zwykle planowo miał być max dwa tygodnie po poprzednim, ale mi
nie pykło JAK ZWYKLE xD W maju miałam praktyki zawodowe i myślę, że to
dlatego tak wyszło. Kiedy wróciłam do szkoły zaczęło się
zaliczanie mojego ulubionego i kochanego przedmiotu zwanego
matematyką :D I tak wyszło, że jestem dopiero teraz, ale ważne,
że jestem!
Kochani
mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba :) W sumie jest taki
pomiędzy, może przez ten początek, który nie wróży raczej nic
dobrego xD a zresztą co ja będę gadać! Sami zobaczycie :D
PS:
Pod koniec rozdziału polecam włączyć sobie Give in to me, ale w
wersji demo :) Może lepiej będzie Wam się czytać, bo mi super
pisało się z tą piosenką.
Zapraszam
<3
***********
Czy
żałowałam, że kazałam mu odejść? Oczywiście, że tak.
Zrobiłam to wbrew swojej woli. Brzmi to irracjonalnie, ale właśnie
tak było. Serce chciało co innego, a rozum i tak zrobił po
swojemu. Chociaż...gdybym miała rozum nie powiedziałabym tego
wtedy...Ale nie cofnę już czasu. Michael odszedł i to chyba na
dobre, w końcu takie było moje „życzenie”. Chyba wziął sobie
do serca moje słowa, bo nie dał znaku życia od trzech tygodni.
Wszystko zaczęło się, a raczej skończyło dwa miesiące temu, a
ja dalej nie potrafię się z tym pogodzić i żałuję wszystkiego.
Począwszy od tego, że pozwoliłam na to by Jermaine z nami
zamieszkał, nie wybaczyłam Michaelowi, nie uwierzyłam mu kiedy
zapewniał, że mnie kocha i jestem jedyną kobietą w jego życia,
aż po to, że kazałam mu odejść...Do końca życia będę to
sobie wszystko wyrzucać. Czemu ludzie mają tendencję do
utrudniania sobie życia? Wystarczyła by zwykła rozmowa, bez tych
krzyków i nerwów, a wszystko by się jakoś ułożyło, ale ja nie
chciałam tej rozmowy...Odpychałam go na wszelkie możliwe sposoby,
a potem ryczałam w poduszkę i krzyczałam, że za nim tęsknię i
chcę by do mnie wrócił.
Więc
skoro tego chciałam dlaczego do tego nie doprowadziłam? Tylko
zrobiłam zupełnie na odwrót. Sama tego nie rozumiem. Chyba
taka już jestem...a może zwyczajnie się bałam, że to się nie
uda. Znowu się nie uda, że znowu coś się stanie i wszystko się
spieprzy, pewnie przez jakąś głupotę. Może dlatego, że nie
jestem zdolna do związku? Nie wiem dlaczego to wszystko tak się
potoczyło. Ale wiedziałam, że nie ma już żadnej nadziei, żadnego
światełka w tunelu...nic. Mogłabym teraz do niego pojechać i
powiedzieć, że byłam głupia i nie chcę żyć bez niego, ale to
było by mega żałosne. Poza tym wątpię by chciał mnie teraz
widzieć, wystarczająco zraniliśmy siebie nawzajem, tego było już
za dużo. A nie chciałam mu dokładać cierpień i sobie też, jeśli
powiedziałby mi, że jest już za późno, a zapewne tak by właśnie
było.
Stanęłam
na wadze i głęboko westchnęłam. Ważyłam coraz mniej, a wszyscy
wokół mówili, że wyglądam jak anorektyczka. Ale co ja mam na to
poradzić, że nie mam nawet czasu na porządne jedzenie? Ani
ochoty...Pracuje od rana do wieczora, żeby jakoś zająć głowę
ciągłymi myślami o Michaelu. Jeszcze
zachowanie Greyson'a mnie nie pokoi. Od jakiegoś czasu
jest...dziwny. A raczej od momentu kiedy ktoś go pobił. Pamiętam,
że kiedy przyszłam wtedy do pracy w poniedziałek byłam
przerażona, gdy go zobaczyłam, ale bardzo szybko mnie zbył
bajeczką, że miał wypadek. Tyle, że to nie wyglądało na
wypadek...Coraz mniej spędzał ze mną czasu, wykręcał się, że
jest zajęty pracą, ale to było coś innego. Wcześniej przecież
też miał pracę, a mimo to często proponował mi gdzieś wspólne
wyjście, nawet na głupi lunch. A teraz nic...Nie wiem, może mi się
tylko zdaje, ale chyba mnie unika. Tylko pytanie dlaczego.
Znów
poczułam mdłości, więc podleciałam do okna i szybko otworzyłam
je na oścież. Dlaczego znów? Bo zdarza mi się wymiotować coraz
częściej, może to jest reakcja organizmu na stres albo brak
jedzenia. Miałam tylko nadzieję, że jak najszybciej mi to
przejdzie, bo jeśli nie to będę musiała iść do lekarza, a
nienawidzę chodzić do lekarzy...Kiedy poczułam, że mdłości już
mi przechodzą zamknęłam okno i wzięłam łyk kawy. Zabrałam
klucze z szafki i torebkę, tak gotowa wyszłam z pokoju hotelowego.
Wsiadłam do swojego samochodu. Do niedawna jeździłam taksówką,
ale pewnego dnia nie wiadomo jak i skąd mój samochód stał,
zaparkowany pod domem Niny. Na
pewno to zasługa Michaela, chyba się domyślił, że sama go
stamtąd nie zabiorę...
Ah
i znowu o nim myślę. I tak jest cały czas. Kiedy byłam w drodze
do pracy zadzwonił mój telefon, odebrałam chociaż nie powinnam.
-Halo?
-Vicki
muszę Ci coś powiedzieć, jedziesz do pracy no nie? Ja niedługo u
Ciebie będę.- nie brzmiała zbyt wesoło.
-Matko
Nina, ale co się stało?- aż się wystraszyłam.
-To
nie rozmowa na telefon tym bardziej, że jak się o tym dowiesz to
nieźle się wkurwisz.- westchnęłam.
-Okej,
ja za dziesięć minut będę w firmie. Czekam na Ciebie. Do
zobaczenia.
-Paa.-
o co mogło chodzić? Nie brzmiała jakby chciała sprzedać mi jakąś
świeżą ploteczkę za pewne z wytwórni, w końcu tam zawsze się
coś dzieje. Coś się wydarzyło i czuję, że to raczej nic
dobrego. Martwiłam się, ale z drugiej strony cieszyłam, bo nie
widujemy się za często, a to dlatego, że wyprowadziłam się od
nich w końcu. Nina za miesiąc ma termin porodu i tak wystarczająco
siedziałam im na głowie, mają własne życie. Od jakiegoś czasu
mieszkam w hotelu, w następnym tygodniu jestem umówiona na
oglądanie mieszkań. Zobaczymy jak to będzie...
Kiedy
dotarłam już do firmy mojej przyjaciółki jeszcze nie było więc
w oczekiwaniu na nią zaparzyłam dwie herbaty.
-Mogę
zająć Pani chwilę?- usłyszałam jej głos wraz z pukaniem w
drzwi, kiedy stałam przy oknie wpatrzona w ulicę zapełnioną
ludźmi. Uśmiechnęłam się i odwróciłam od razu.
-Ty
zawsze. Witaj.- przywitałam się z nią porządnym miśkiem.
-Boże,
ale się stęskniłam...- wyszeptałam.
-A
mówiłam Ci, że możesz mieszkać u nas ile tylko chcesz.-
przypomniała mi, machnęłam ręką nie chcąc znów zaczynać tego
tematu.
-Rozbierz
się i siadaj.- usiadłam za biurkiem, uśmiechnęła się widząc
kubek z jej ulubioną herbatą.
-Powiedz
mi dlaczego Ty zawsze pamiętasz co lubię, a Stefano nie? A potem
się dziwi, że mu aferę robię.
-Och
biedny ten Twój chłopak...- prychnęła.
-Pfff
biedny? Czy Ty wiesz co on ostatnio zrobił?
-Aż
boję się zapytać.- zaśmiałam się.
-Wysłałam
go do sklepu, bo zachciało mi się czekolady, ale chciałam dwie z
nadzieniem truskawkowym i dwie z nadzieniem wiśniowym. A wiesz jaką
on mi kupił?
-Nie
mam pojęcia.
-Noż
kuźwa białą! I jeszcze się ze mną kłócił, że to prawie to
samo.- zaczęłam się śmiać- Nie odzywałam się do niego przez
kilka dni, no dopóki nie skończyły mi się banany i znowu musiałam
wysłać go do sklepu.
-I
co pewnie kupił ci jabłka?
-No
na jego szczęście nie.- zaczęłyśmy się teraz obie śmiać.
-Powiedz
lepiej jak u Ciebie.- spytała kiedy już w miarę się uspokoiła.
Spoważniałam momentalnie.
-No
cóż...Praca, dom, praca, dom i tak w kółko. A raczej hotel.-
zaśmiałam się- Ostatnio też nie za dobrze się czuję, ale to
pewnie przejściowe, zdarzy mi się wymiotować czasami. Co ten stres
robi z ludźmi.- upiłam łyk herbaty.
-A
żebyś wiedziała! Jak mnie ten mój baran wkurzy to potrafię
spędzić pół dnia nad muszlą klozetową.- zaśmiałam się.
-A
jak u...niego?- zapytałam nieśmiało. Od razu wiedziała o kogo mi
chodzi, nie sposób się nie domyślić.
-No
wiesz od tygodnia jestem na macierzyńśkim, czas w końcu trochę
odpocząć od tej roboty. Ale kiedy ostatnio go widziałam...wyglądał
raczej normalnie, niby chodzi do studia, nagrywa, ale wszystko robi
tak jakby chciał, a nie mógł. Często zamyka się sam w pokoju
nagraniowym i nie wiadomo co tam robi, ale potrafi nagrywać do
nocy.- pokiwałam głową.
-A
czy...ma kogoś?- przygryzłam wargę.
-Nie
zauważyłam, żeby się z jakąś prowadzał więc raczej nie.-
znowu pokiwałam głową.
-Vicki
nie możesz o nim zapomnieć widzę to.
-Wiesz...a
zresztą nie ważne. Miałaś przecież mi coś powiedzieć i ponoć
się wkurzę więc zamieniam się w słuch.- spięła się trochę.
-Chciałam
to przedłużyć jak najdłużej, ale...Dobra.- wzięła wdech-
Dowiedziałam się, że Sebastian leży w szpitalu od dwóch
miesięcy, a może i nawet trochę dłużej. Jest...w ciężkim
stanie, cały połamany z obrażeniami wewnętrznymi...- czułam jak
wszystko wywraca mi się w żołądku. Mimo, że nieźle namieszał w
moim życiu i go szczerze nienawidzę to ta wiadomość...ruszyła
mnie i to nawet bardzo.
-Wiesz
niby nie wiadomo kto go tak załatwił, ale...-urwała i chyba
czekała aż się domyślę. Zaczęłam się zastanawiać i łączyć
fakty. Dzień kiedy spotkałam go w centrum handlowym, kiedy mnie
uderzył i na parkingu próbował wciągnąć do swojego auta, potem
o mały włos nie spowodowałam wypadku. Wróciłam do domu i Michael
zmusił mnie, żebym powiedziała mu co się stało i powiedziałam.
Obiecał, że nigdy więcej nie pozwoli by on mnie skrzywdził i
zniknął wtedy prawie na całą noc...Pamiętam to wszystko jak
dziś.
-Vicki...
-Jackson!-
poczułam jak puszczają mi nerwy.- To na pewno on! Nigdy nie chciał
mi powiedzieć jak załatwił sprawę z Sebastianem i gdzie zniknął
na całą noc!- wstałam zdenerwowana, Nina się nie odzywała czym
tylko potwierdziła moje domysły. Jakie domysły zresztą, to jest
logiczne! Rozumiem, że był wkurzony, że nie chciał żeby coś mi
się jeszcze stało, rozumiem to wszystko, ale żeby doprowadzać do
takiego stanu drugiego człowieka?! To jest chore, on ma poważne
problemy ze sobą i agresją.
-Boże
co za palant...Przecież on może iść za to do więzienia! A na
koniec dojdzie to do mediów, a on skończy w sądzie z wyrokiem! Czy
on jest do cholery nie poważy?!- no chyba nie wytrzymam zaraz.
-Vicki
uspokój się, za bardzo się tym przejmujesz.- spojrzałam na nią
niedowierzająco.
-Ja
się za bardzo przejmuje? On go prawie zabił! A Ty jakbyś
zareagowała? Oooo nie ja mu zaraz pokaże, wygarnę mu przysięgam.-
zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby.
-Victoria
gdzie Ty się wybierasz?
-Do
tego idioty!
-Boże
nie potrzebnie Ci o tym mówiłam...- załapała się za głowę.
-Właśnie
bardzo dobrze, że mi powiedziałaś, dziękuję Ci. A teraz idę,
odezwę się później.- i wyszłam z biura. Postanowiłam jeszcze
tylko zajść na chwilę do Sydney.
-Powiedz
szefowi, że musiałam pilnie wyjść. Sprawy prywatne, powinien
zrozumieć...A i nie będzie już mnie dzisiaj. Dzięki, pa.-
odeszłam nim zdążyła mi cokolwiek odpowiedzieć. Byłam wkurzona
i nie chciałam tracić czasu. Ruszyłam z piskiem opon w wiadomym
kierunku. Miałam tak naprawdę teraz gdzieś czy będzie chciał się
ze mną widzieć czy nie, wygarnę mu tak czy inaczej. To co on robi...przechodzi ludzkie pojęcie.
Kiedy
dotarłam już na miejsce, mocno zdziwiłam się kiedy zobaczyłam
auto Slash'a, trudno najwyżej będzie świadkiem. Zaparkowałam
samochód pod samym domem. Szybko dostałam się do środka. Powolnym
krokiem udałam się na piętro, postanowiłam pójść najpierw do jego
gabinetu, ale kiedy usłyszałam muzykę zmieniłam kierunek do
pokoju nagraniowego. Weszłam bez pukania i żadnego wahania. Przez
pierwszą chwilę Michael ani Slash mnie nie zauważyli. Ale kiedy
moje i jego spojrzenie w końcu się spotkało...zdziwił się i to
bardzo.
Od
razu wyłączył muzykę, ściągnął słuchawki i razem z Hudson'em
wyszli z tego małego, ciasnego pomieszczenia, przez które widzieli
mnie tylko przez odgrodzoną szybę.
-Slash
zostaw nas na chwilę.- zwrócił się do przyjaciela, ale ten nie
reagował. Ja stałam oparta ścianę i czekałam.
-Ej
no, ja też chcę się pobawić. Może jakiś trójkącik?- puścił
oczko, nie mogłam się nie odezwać.
-Wypad!-
powiedziałam to równocześnie z Michaelem...zmierzyliśmy się
wzrokiem.
-Już
dobra dobra, co się kurwa drzecie? Ja nie wiem co wy wszyscy tacy
pospinani, seksu Wam brakuje czy jak?- wywróciłam oczami, nie
mogłam już słuchać jego durnej gadki.
-Przyjdę
za pięć minut i macie być ubrani.- pomachał mi palcem przed
oczami i wyszedł. Pajac.
I
co teraz? No właśnie...Moja odwaga malała coraz bardziej. Nie wiedziałam co powiedzieć i jak w ogóle zacząć, miałam się tak na niego wydrzeć? Czy
raczej...rzucić mu się w ramiona i krzyczeć jaką to jestem
idiotką...Przez ten czas kiedy myślałam co powinnam powiedzieć, on
świdrował mnie wzrokiem dlatego nie byłam w stanie się na niego
spojrzeć. W końcu jednak odważyłam się to zrobić.
-Możesz
mi wytłumaczyć dlaczego Sebastian jest w szpitalu?- starałam się
brzmieć dość...stanowczo i poważnie. A co on zrobił? Zaśmiał
się i to z jaką kpiną...Chyba spodziewał się po mojej wizycie
zupełnie czego innego, no cóż...
-Powiedziałam
coś śmiesznego?- już samym swoim zachowaniem wytrącił mnie z
równowagi.
-Bardzooo.-
oparł się o konsolę i uśmiechnął się do mnie. Jackson nie
prowokuj...
-Dlaczego
to zrobiłeś?!- nie wytrzymałam i podeszłam do niego, prawie
stykaliśmy się nosami.
-Nie
ja, tylko moi ludzie.- zaznaczył i to z jaką dumą.
-Och...to
Ty już masz ludzi od takich rzeczy? No brawo.- zaklaskałam.
-A
co, aż tak bardzo Ci go żal?
-Nie,
jak dla mnie on mógłby nawet zdechnąć, wiesz? Ale chodzi mi tylko
i wyłącznie o Ciebie kretynie.- podniósł wysoko brwi- Nie
pomyślałeś oczywiście o tym, że możesz mieć przez to poważne
problemy co nie? Nie potrafisz zrozumieć, że on może Cię wsadzić
do więzienia za takie coś? Może Cię do cholery zniszczyć! Jak
tylko odzyska świadomość i sobie przypomni kto go tak załatwił!
Ale oczywiście nieee, przecież Ty musisz zrobić po swojemu! Zawsze
taki byłeś, tylko szkoda, że myśląc o sobie zapomniałeś
pomyśleć o mnie, czy chciałabym Cię oglądać za...ałaaa...-w
tym momencie poczułam silny ból przeszywający mnie na wylot, w
podbrzuszu. Zgięłam się w pół, a Michael zareagował
natychmiast.
-Vicki co Ci jest?- spytał przerażony. Przytrzymał mnie jakby bał się, że zaraz upadnę.
Poczułam kolejny skurcz, a jedyne co potem pamiętam to to, że
odleciałam i jego przestraszony głos...
**********
Wszedłem
do sypialni i zamknąłem za sobą cicho drzwi.
-I
jak doktorze?- spytałem mojego osobistego lekarza siadając na
brzegu łóżka. Jess położyła dłoń na moim ramieniu dla otuchy,
widziała że się martwię.
-Jest
wszystko w porządku Michael, nie musisz się denerwować. Twoja
dziewczyna...-już raczej nie moja..- tylko zemdlała, dokładnego
powodu nie jestem w stanie określić, może to być stres,
przemęczenie lub za mało dostarczanych posiłków organizmowi.
Musiałbym z nią porozmawiać i dokładniej zbadać, ale nie ma
sensu jej teraz budzić, powinna odpocząć. Sytuacja jest opanowana
więc nie widzę potrzeby podania żadnych leków.
-Ale
jest pan pewien? Zanim zemdlała zauważyłem, że boli ją chyba
brzuch, bo się za niego trzymała.
-Ból
również może być powodem omdlenia. Posłuchaj, jeśli coś by się
jeszcze działo, pojawiły się jakieś wymioty, zawroty, bóle głowy
bądź brzucha koniecznie musicie jechać do szpitala. Nawet jeśli
nic się takiego nie wydarzy i tak radziłbym zwykłe badania
kontrolne. Takich rzeczy nie wolno bagatelizować. No, więc ja będę
się już zbierał. W razie czego dzwoń do mnie.- chwycił swoją
walizkę i wstał.
-Odprowadzę
Pana.- zaoferowała się Jessica za co byłem jej wdzięczny, bo
chciałem teraz zostać tylko z Victorią.
-Do widzenia i dziękuję.- uścisnąłem doktorowi dłoń.
-Trzymaj
się Michael.- uśmiechnął się do mnie i chwilę potem zostałem
sam, a raczej z "moją" dziewczyną, która wyglądała jakby miała
zaraz umrzeć...Była bardzo blada. Westchnąłem i przysunąłem się
jej bliżej, złapałem ją delikatnie za rękę.
Wystraszyła
mnie na śmierć...kiedy zemdlała naprawdę nie wiedziałem co mam
robić, postawiłem cały dom na nogach. Całe szczęście doktor
Morris przyjechał dzisiaj do mnie z wizytą więc nie musiałem
wzywać pogotowia. Choć byłem tak przerażony, że nie wiem czy
byłbym w stanie to zrobić. Cały trzęsłem się z nerwów i tylko
krzyczałem na wszystkich...Doktor bardzo szybko się nią zajął,
gdyby nie on...nie wiem co bym zrobił. Niby już jest dobrze, sam
tak powiedział, ale ja dalej się martwię. Victoria wygląda bardzo
źle, do tego jest wychudzona. Nie widziałem jej prawie miesiąc,
już wcześniej zdawało mi się, że schudła, ale teraz? Jak
mogła się doprowadzić do takiego stanu?
To
chyba raczej Ty doprowadziłeś ją do takiego stanu – odezwał
się jakiś głos w mojej głowie. Byłem zły. Na siebie i na nią.
-Dlaczego
Ty mi to robisz? Dlaczego każesz mi tak cierpieć? Za co? Wiem, że
jestem najtrudniejszym człowiekiem chodzącym po tej Ziemi, ale
chciałem mieć tylko kobietę u swojego boku, którą kocham nad
życie. Nic więcej...Chciałem Twojej miłości, ale może to jednak
nie było nam pisane...Może tak właśnie miało być. Mimo wszystko
nie chcę Cię stracić na zawsze i nigdy nie przestanę Cię
kochać.- postanowiłem zakończyć ten mój bezsensowny
monolog...przecież i tak mnie nie słyszy. Zacząłem spacerować
wzrokiem po całej jej twarzy, kiedy spała była taka spokojna i
piękna. Nie mogłem przestać się jej przyglądać. Dobrze, że
spała, bo pewnie już by mnie za to opieprzyła. Zaśmiałem
się pod nosem. Wysunąłem dłoń i kciukiem zacząłem kreślić
niewidzialne linie na jej rumianym policzku, uwielbiałem dotyk jej
skóry i nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności, której od
tak dawna nie zaznałem. Jakaś dziwna siła ciągnęła mnie do
niej. Zjechałem wzrokiem w końcu na jej słodkie usta. Zagryzłem
wargę, pokusa była silna. Nie mogłem tego zrobić, ale bardzo
chciałem... Po pewnej chwili moje serce wygrało walkę z rozumem.
Cały czas, nie odrywając wzroku od jej ust przysuwałem się coraz
bliżej mojego celu. Przymknąłem powieki i pozwoliłam rozkoszować
się tą chwilą. Trwała ona bardzo krótko, ale dla mnie to była
wieczność. Kiedy poczułem, że lekko drgnęła oderwałem się od
niej przerażony. Kilka sekund potem patrzyła na mnie
zdezorientowana. Odetchnąłem z ulgą, że niczego nie
poczuła...przynajmniej miałem taką nadzieję.
-Michael?
Jezu co ja tu robię?- zmrużyła oczy rozglądając się po
sypialni, chciała się podnieść, ale powstrzymałem ją gestem
ręki.
-Nie
odpowiedziałeś na moje pytanie.
-Zemdlałaś
kiedy...- spuściłem wzrok.
-Się
kłóciliśmy.- dokończyła za mnie- Czyli w sumie nic nowego.-
odwróciła głowę w stronę okna. Nie wiedziałem co powiedzieć,
żeby jeszcze bardziej nie pogorszyć sytuacji między nami więc
siedziałem cicho. Chociaż...czy ją da się jeszcze bardziej
pogorszyć? Zauważyłem, że Victoria próbuje się podnieść, a
raczej wstać z łóżka.
-Co
Ty robisz? Nie wolno Ci chodzić, bo jesteś osłabiona.
-Ta?
A kto tak powiedział? Bo ja jakoś czuję się wyśmienicie.-
warknęła. Wstała nagle i lekko się zachwiała, od razu znalazłem
się przy niej i złapałem ją w pasie. Zastygliśmy w bezruchu. Po
prostu czułem się jak w filmie. Zwykle na takiej scenie bohaterowie
się całują...ale w tym przypadku szanse na to były raczej nikłe.
Staliśmy
bardzo blisko siebie. I jakoś żadne z nas nie było w stanie się
odsunąć, ani wykonać jakiegokolwiek ruchu. Czułem wielką gulę w
gardle. Dosłownie słyszałem jak Victoria nerwowo przełknęła
ślinę, czuła to samo co ja...Oblizałem usta.
-Możesz
mnie już puścić.- spojrzała szybko w dół byle nie w moje oczy.
-Co?-
szepnąłem.
-Puść
mnie!- teraz usłyszałem to dosadnie. Odsunąłem się zmieszany.
Przetarłem wierzchem dłoni, lekko spocone czoło.
-Nie
musisz być dla mnie wredna. I właśnie widzę jak czujesz się
wyśmienicie.- powiedziałem kiedy złapała się za głowę i
stanęła w bezruchu. Podałem jej rękę, którą po chwili
zastanowienia chwyciła i pomogłem jej usiąść, a następnie ją
położyłem. Już się nie opierała, tyle dobrego.
-Od
razu mówię, że nie wypuszczę Cię stąd dopóki nie poczujesz się
lepiej.
-Co?-
spytała z kpiną. Ciągle była na mnie zła...Myślałem, że
chociaż to jej już przeszło.
-Mówię
chyba wyraźnie.
-Nie
będziesz mi rozkazywać.- prychnęła.
-Ja
Ci nie rozkazuję tylko mówię, eh...Był tutaj mój lekarz i
obejrzał Cię.
-Po
co? Nie życzę sobie...- przewróciłem oczami.
-A
po to, że jak zemdlałaś chciałem dzwonić po karetkę, bo Twój
puls był mało wyczuwalny? Może po to mhm?- wstałem wkurzony i
podszedłem do okna.
-A
może jeszcze dlatego, że się do cholery o Ciebie martwię? Nie
wiem to jest takie dziwne? Nie mówię, że masz mi za to pokłony
składać, ale...co byś zrobiła gdybyś zemdlała w domu i byłabyś
zupełnie sama?- chyba dotarły do niej moje słowa, bo jej wyraz
twarzy złagodniał.
-Przepraszam...-
powiedziała w końcu spuszczając wzrok.
-Nie
ważne.- powiedziałem próbując się uspokoić. Nie chciałem na
nią krzyczeć, ale sam byłem zły. Wszystko mnie już denerwuje.
-Proszę
Cię tylko żebyś została tutaj na kilka dni, aż będę mieć
pewność, że czujesz się już lepiej. Proszę Cię tylko o to.-
spojrzałem na nią.
-Dobrze
tylko...nie mam tutaj żadnych swoich rzeczy.- przygryzła wargę.
-Masz...Nie
zabrałaś wszystkiego kiedy...się wyprowadziłaś.- odchrząknąłem.
Zapadła cisza. Tak chyba ta niezręczna. Nie chciałem przypominać
sobie tamtych chwil, ale te wspomnienia bez mojej zgody nawiedziły
mój umysł. Przed oczami miałem obraz jak Victoria upychała ciuchy
do walizki...Potrząsnąłem głową.
-Poszukam
Ci zaraz czegoś.- potarłem ręką kark próbując go jakoś
rozmasować- Przyniosę Ci jeszcze coś do jedzenia i nie chcę
słyszeć odmowy.- wyjątkowo nie zaprzeczała rzucając swoim
standardowym tekstem „nie jestem głodna”, w rękach trzymała
skrawek satynowej pościeli i bawiła się nim, wzrok miała wbity w
dłonie. Uznałem to za zgodę albo po prostu nie chce rozmawiać.
Ruszyłem w kierunku drzwi, ale zatrzymało mnie jej ciche wołanie:
-Michael?
-Tak?-
odwróciłem się od razu.
-Dziękuję.-
uśmiechnąłem się delikatnie. Pokiwałem głową i opuściłem
sypialnię. Mały krok, ale za to w dobrym kierunku. Może nie
wyznała mi miłości, ale...zawsze to coś. Udałem się do swojego
pokoju a następnie garderoby, skąd wziąłem spodnie i zwykłą koszulkę.
Tak wiem...to chore, że trzymam jej ciuchy w swojej szafie. A
jeszcze bardziej chore jest to, że potrafię z nimi spać. No
cóż...Każdy ma jakieś fetysze - tak próbowałem pocieszyć sam
siebie, że niby nie jest ze mną jeszcze tak źle. Ale kogo ja
chciałem oszukać? Do usranej śmierci będę przytulał się do jej
bluzek, żeby choć na chwilę poczuć jej zapach i obecność.
Chyba, że to się w końcu skończy, a na to są małe szanse.
Postanowiłem
więcej nie użalać się nad sobą i w podskokach ruszyłem do
kuchni.
-Jess
jesteś tutaj?- spytałem rozglądając się po pomieszczeniu.
Niestety nie było jej nigdzie, ale za to poczułem piękne zapachy.
Podszedłem do kuchenki i zauważyłem garnek z rosołem. Tak,
Jessica wiedziała, że uwielbiam polską kuchnię. Nalałem całą
miskę zupy i postawiłem ją na dużej tacy. Ubrania przewiesiłem
sobie przez ramię, a tacę chwyciłem w obie dłonie. Miałem tylko
nadzieję, że po drodze na trzecie piętro nie zaliczę gleby. Jezu
kto kazał tutaj wybudować tyle pięter? Kiedy zdałem sobie sprawę
jakie pytanie właśnie sobie zadałem miałem ochotę walnąć się
w czoło i zapewne tak bym zrobił, gdyby tylko nie to, że miałem
zajęte ręce.
Bez
tragicznego wypadku udało mi się dojść w końcu do sypialni,
gdzie leżała Victoria. Kiedy znalazłem się już w środku,
zacząłem gorączkowo wszędzie się rozglądać, bo nie było jej w
łóżku.
-Cholera.-
położyłem zupę na komodzie, a ubrania na materacu. Szybko wyjąłem
telefon z kieszeni spodni i wykręciłem numer.
-George
kurwa czy ja wyraziłem się niejasno?! Jak to o co mi chodzi?...- w
tym momencie usłyszałem skrzypnięcie drzwi za sobą, odwróciłem
się natychmiast. Z łazienki wyszła wystraszona Victoria.
-Coś
się stało? Dlaczego krzyczałeś?- po prostu kamień spadł mi a
serca kiedy ją zobaczyłem...Nie maiłem już telefonu przy uchu,
ale krzyki ochroniarza sprowadziły mnie na ziemię.
-Nie
drzyj się.- powiedziałem do słuchawki.- Już nic...fałszywy
alarm.- i rozłączyłem się.
-Myślałem,
że Ty...- zacząłem machać ręką.
-Uciekłam?-
podniosła jedną brew do góry.
-Ta...
-Wiesz,
nawet jeśli bym chciała to zbytnio nie mam siły, a w całym domu
są Twoi ludzie więc i tak by mi się nie udało.- to mnie nieco
uspokoiło. Widziałem jak się uśmiecha pod nosem, no tak pajaca to
umiem z siebie zrobić, nie ma co. Minęła mnie i usiadła na łóżku,
przykrywając się lekko kołdrą.
-Przyniosłem
Ci zupę a tu masz ubrania, mam nadzieję że mogą być.-
powiedziałem chcąc jakoś zmienić temat.
-Tak,
w końcu są moje i jeszcze raz dziękuję.- poprawiła sobie
poduszkę.- Powiedz mi...dużo masz jeszcze moich rzeczy? Bo jeśli
tak to chciałabym je zabrać.
Musiałem
aż usiąść...Teraz po niej nie zostanie mi już kompletnie nic.
Przez dłużą chwilę się nie odzywałem.
-Michael
wszystko okej?- dotknęła mojej ręki, nieźle musiałem się
zawiesić... Spojrzałem na jej dłoń, a potem na nią i w tym
momencie cofnęła rękę jakby bała się, że zrobiła coś złego.
A wcale tak nie było.
-Eghem...Jasne,
przyniosę Ci tutaj potem wszystkie rzeczy.- położyłem jej tacę z
zupą na kolanach.
-Jedz,
bo wystygnie.- wstałem z zamiarem wyjścia.
-Zostań
ze mną.- poprosiła.
-Skoro
chcesz...- usiadłem z powrotem.
-Chcę.-
uśmiechnąłem się na te słowa.
-Co
to za zupa? Pięknie pachnie.
-Rosół.
-Ro...co?-
zaczęła się śmiać, a ja z nią.
-Ro-sół.-
próbowałem jej to jakoś podzielić na sylaby.
-Niech
zgadnę...To polska potrawa?
-Tak.-
wyszczerzyłem się.
-Słychać.-
powiedziała z uśmiechem i zabrała się za jedzenie. Patrzyłem się
na nią cały czas, nie mogłem oderwać wzroku. Chyba to w końcu
zauważyła, bo kaszlnęła znacząco.
-Michael...krępujesz
mnie.
-Przepraszam.-
wyprostowałem się i spuściłem wzrok dając jej w spokoju zjeść.
W tym czasie zacząłem bawić się moją bransoletką na nadgarstku.
Siedzieliśmy w ciszy, ale niedługo. Nagle zadzwonił mój telefon,
wyciągnąłem go z kieszeni i odebrałem.
-I
jak tam?- usłyszałem głos przyjaciela.
-Zależy
o co pytasz Slash...
-No
kurwa jak to o co pytam, o Twoją królową nie.
-Po
pierwsze...- chciałem powiedzieć „nie moją” ale z tego
względu, że ten dureń nie mówił tylko darł się przez telefon
Vicki na pewno wszystko słyszała.
-Już
wszystko w porządku.
-Ale
jesteście w szpitalu czy jak?
-Nie,
jesteśmy u mnie.
-No
to jak Pani Jackson żyje i nic jej nie jest, to zaraz przyjadę i
dokończymy nagrywanie nie?- Victoria się na mnie spojrzała, miałem
ochotę zabić go za te durne teksty.
-To
gdzie Ty teraz jesteś?
-Pojechałem
po fajki do sklepu.- wywróciłem oczami.- Bo przecież u Ciebie nikt
nie pali i musiałem zapierdalać specjalnie 30 kilosów do byle
jakiego sklepu, po kilka głupich fajek. Bo na tej Twojej pipidówie
nawet monopolowego nie ma.- powiedział jakby miał do mnie
pretensje.
-Trzeba
było to już dawno rzucić to teraz nie miałbyś problemu.-
stwierdziłem spokojnie.
-Jackson
Ty i te Twoje pierdolamento. Nigdy się nie zmienisz. Dobra będę
zaraz w Neverlandzie.
-Okej.- rozłączyłem się i odłożyłem telefon.
-Slash
Cię pozdrawia.-uśmiechnąłem się głupio.
-Taaa
słyszałam. Dzięki, powiedz Jess, że była pyszna.- uśmiechnęła
się, a ja zabrałem od niej pusty talerz.
-Wiesz...-
zacząłem.
-Tak
wiem, słyszałam, idź. Nie musisz tutaj cały czas ze mną
siedzieć.- zdziwiłem się, naprawdę jej nie rozumiałem. Najpierw
pokazuje, że jej zależy, a potem robi się obojętna, albo udaje. I
weź tu człowieku zrozum kobiety, są jedną wielką zagadką. Nigdy
nie wiadomo tak naprawdę o co im chodzi. Westchnąłem.
-Dobrze,
jeśli będziesz czegoś potrzebować to będę w pokoju nagraniowym,
na dole jest Jess. Gdybyś się nudziła na półce są książki i
filmy. Jeśli czegoś by Ci brakowało w łazience możesz iść do
mojej sypialni i wziąć co chcesz...A i jeśli chciałabyś wyjść
na świeże powietrze to wolałbym...- przerwała mi gestem ręki.
-Michael
nie musisz mi tego wszystkiego mówić, ja to wszystko wiem. Bez obaw
znam ten dom jak własną kieszeń.- no tak...
-No
dobrze, ale jakby coś się...
-Będę
krzyczeć na cały dom.- zaśmiała się. Mi nie było do śmiechu,
martwiłem się. Była teraz obok mnie, miałem ją dla siebie, wręcz
na wyciągnięcie ręki. Chciałem zadbać o wszystko, a przede
wszystkim o to, aby czuła się tutaj dobrze i została ze mną jak
najdłużej...
-No
to idę. Zajrzę do Ciebie potem.
-Dobrze.-
uśmiechnęła się i wzięła do ręki swój telefon. Zanim
wyszedłem z sypialni spojrzałem w jej stronę ostatni raz, jakbym
już tęsknił. To głupie, wiem. Cicho zamknąłem drzwi i udałem
się piętro niżej. Kiedy wszedłem do dźwiękoszczelnego
pomieszczenia, Saul już na mnie czekał. Próbował mnie wypytać o
szczegóły związane z omdlęciem Victorii, ale zbyłem go szybko. Nie musi
wszystkiego wiedzieć. Zabraliśmy się w końcu do pracy. To, że
nie mogłem się kompletnie skupić nie było niczym zaskakującym.
Znowu myślałem o NIEJ. Nawet Slash stwierdził, że coś ze mną
nie tak, nie trzeba być dźwiękowcem, żeby zauważyć, że
śpiewanie dzisiejszego dnia zdecydowanie mi nie szło. Ale nie
odpuściłem, ćwiczyliśmy bardzo długo. Musiałem przygotować
porządne demo do piosenki „Give in to me”. Wszystko
musiało być perfekcyjne, a denerwowało mnie, że pomimo moich
starań wcale takie nie było.
-Misiek
wiesz co? Ja bym radził koniec na dzisiaj, bo z tego wyjdzie jakieś
gówno, a nie hit.- Slash zawsze był typem człowieka, który szybko
odpuszczał, za szybko. Wierzyłem, że po wielu próbach w końcu
nam się uda, a raczej mi, bo jego gra na gitarze była jak zawsze
świetna. On w tym wszystkim miał łatwiejszą rolę do odegrania.
Ja śpiewając musiałem być skupiony i oddać emocje, które
towarzyszyły piosence, a nie aktualnym stanie mojej duszy. Gdy
śpiewałem o miłości to nie mogłem śpiewać jakbym chciał kogoś
zabić, tak to właśnie wygląda. W mojej głowie kłębiło się
wiele myśli, czułem wiele emocji, górę brały jednak te
negatywne. Byłem przygnębiony, chociaż próbowałem to ukryć.
Powinienem śpiewać z czystym umysłem, zapomnieć o wszystkim i
zając się tworzeniem piosenki, ale czasami same chęci nie
wystarczą.
-Daj
spokój, zagramy jeszcze max pięć razy i wyjdzie idealnie.-
zaciągnął się papierosem.
-Kurwa
ile?!- wstał z krzesła.- Co Ty tu chcesz do nocy siedzieć?
Nagrywamy już pięć godzin. Pojebało Cię do reszty?
-Nie,
chcę po prostu skończyć to już dzisiaj. Ile chcesz nagrywać to
demo? Miesiąc?
-No
kurwa sorry, ale to nie ja mam problem tylko Ty.
-W
sensie?- założyłem ręce na biodra.
-W
takim sensie, że zachowujesz się jakbyś pierwszy raz mikrofon do
ręki dostał.
-Przesadzasz.
Po prostu mam gorszy dzień.
-Ta,
gorszy dzień odkąd Twoja Królowa zabrała manatki i kopnęła Cię
w dupę.
-Nie
wiesz jak było.- zirytowałem się. Wchodził w strefę, w którą
nie powinien był wchodzić. Dobrze wiedział, że dla mnie to
drażliwy temat.
-Wszyscy
wiedzą jak było tyle Ci powiem. Gramy czy co? Bo ja dzisiaj jeszcze
mam zamiar iść na imprezę.- wieczny student się znalazł. Nie
odezwałem się już, tylko założyłem słuchawki na uszy.
Znaczyło
to, że zaczynamy kolejną próbę. „Give in to me” to
piosenka, którą napisałem po rozstaniu z Victorią. Chciałem
wtedy wyrzucić wszystkie negatywne emocje, które zagnieździły się
w mojej głowie. Mówiąc w prost chciałem się wyżyć. Przez
słowa, można by zrozumieć, że o wszystko obwiniam Victorię, ale
wcale tak nie jest. Po prostu wtedy wszystko wyglądało zupełnie
inaczej...Włączyłem muzykę, zamknąłem oczy, a z moich ust
zaczęły wydobywać się słowa:
Ona
zawsze znosi to z kamiennym sercem
Bo wszystko, co robi, to zrzucanie tego z powrotem na mnie
Spędziłem całe życie na szukaniu kogoś
Nie próbuj mnie zrozumieć
Po prostu rób to, co ci każę
Miłość to uczucie
Daj mi to, kiedy tego chcę
Bo płonę
Ugaś me pragnienie
Daj mi to, kiedy tego chcę
Mów do mnie, kobieto
Ulegnij mi
Ulegnij mi
Zawsze wiedziałaś jak doprowadzić mnie do płaczu
A ja nigdy nie pytałem cię dlaczego
Wygląda na to, że kręci cię krzywdzenie mnie
Nie próbuj mnie zrozumieć
Bo twoje słowa nie wystarczą
Miłość to uczucie
Ugaś me pragnienie
Daj mi to, kiedy tego chcę
Unosząc mnie wyżej
Miłość to kobieta
Nie chce tego słuchać
Ulegnij mi
Ulegnij mi
Bo wszystko, co robi, to zrzucanie tego z powrotem na mnie
Spędziłem całe życie na szukaniu kogoś
Nie próbuj mnie zrozumieć
Po prostu rób to, co ci każę
Miłość to uczucie
Daj mi to, kiedy tego chcę
Bo płonę
Ugaś me pragnienie
Daj mi to, kiedy tego chcę
Mów do mnie, kobieto
Ulegnij mi
Ulegnij mi
Zawsze wiedziałaś jak doprowadzić mnie do płaczu
A ja nigdy nie pytałem cię dlaczego
Wygląda na to, że kręci cię krzywdzenie mnie
Nie próbuj mnie zrozumieć
Bo twoje słowa nie wystarczą
Miłość to uczucie
Ugaś me pragnienie
Daj mi to, kiedy tego chcę
Unosząc mnie wyżej
Miłość to kobieta
Nie chce tego słuchać
Ulegnij mi
Ulegnij mi
Ty
i twoi przyjaciele śmialiście się ze mnie w mieście
Ale jest... Dobrze
Tak, jest... Dobrze
Nie będziesz się śmiać, dziewczyno, gdy nie będzie mnie w pobliżu
Będzie ze mną... Dobrze
I ja... Nigdy nie znajdę
Muszę... Spokoju umysłu
Och
Nie próbuj do mnie mówić
Bo twoje słowa nie wystarczą
Miłość to uczucie
Ugaś me pragnienie
Daj mi to, kiedy tego chcę
Unosząc mnie wyżej
Mów do mnie, kobieto
Miłość to uczucie
Ulegnij mi
Ulegnij mi
Och
Miłość to uczucie
Nie chce tego słyszeć
Ugaś me pragnienie
Unosząc mnie wyżej
Powiedz to kaznodziei
Zaspokój uczucie
Ulegnij mi
Ulegnij mi
Ulegnij mi
Ale jest... Dobrze
Tak, jest... Dobrze
Nie będziesz się śmiać, dziewczyno, gdy nie będzie mnie w pobliżu
Będzie ze mną... Dobrze
I ja... Nigdy nie znajdę
Muszę... Spokoju umysłu
Och
Nie próbuj do mnie mówić
Bo twoje słowa nie wystarczą
Miłość to uczucie
Ugaś me pragnienie
Daj mi to, kiedy tego chcę
Unosząc mnie wyżej
Mów do mnie, kobieto
Miłość to uczucie
Ulegnij mi
Ulegnij mi
Och
Miłość to uczucie
Nie chce tego słyszeć
Ugaś me pragnienie
Unosząc mnie wyżej
Powiedz to kaznodziei
Zaspokój uczucie
Ulegnij mi
Ulegnij mi
Ulegnij mi
Przeżywałem
tą piosenkę, każdy wers, każde słowo. Śpiewałem z bólem,
który nadal gościł w moim sercu, ale też i z miłością, która
nie wygasła i nadzieją, która pozostała. Nadszedł moment na
solówkę Slasha, ale ja nie przestawałem, ciągle śpiewałem te
same słowa: „Give
in to me”.
Moje usta nie zamykały się nawet na moment, cały czas wydobywał
się z nich jakiś dźwięk. Nadszedł koniec piosenki, wyszeptałem
ostatnie: „Give
in to the feeling”
i zacisnąłem szczękę, żeby nie wybuchnąć. Po kilku sekundach
otworzyłem oczy, które były już mokre i spojrzałem na
przyjaciela. Pierwszy raz w jego spojrzeniu dostrzegłem zrozumienie.
Nie musiałem mu nic mówić, on wiedział. Podszedł do mnie i po
prostu mnie uściskał, dając tym ogromne wsparcie.
-Mamy
to Mike, mamy.- poklepał mnie po plecach.- Będzie dobrze,
zobaczysz.
Czy
rzeczywiście, będzie? Teraz nie mogłem tego stwierdzić, ale
wkrótce miałem przekonać się na własnej skórze.
***********
No
i jak wrażenia? :D Powiem Wam szczerze, że ja mam mieszane uczucia
co do tego rozdziału, bo tak: podoba mi się początek i koniec, a
środek tak nie za bardzo XDD Ale z tego względu, że musieliście
się trochę naczekać, aż łaskawie wstawię to o to „dzieło”
nie chciałam już przedłużać i „ulepszać”, bo i tak lepiej
bym już chyba tego nie napisała XD Dałam fragment Give in to me
wyjątkowo po polsku, bo sobie tak pomyślałam...Jak mi wejdzie
tutaj jakiś NIEFAN Michaela to nie będzie wiedział o co chodzi xD
A zresztą osobiście ja wolę czytać po polsku niż po angielsku,
nie wiem jak Wy xD
Od
razu mówię, że nie wiem kiedy pojawi się następna część,
trudno mi to stwierdzić, ale postaram się sprężyć naprawdę.
Udało mi się napisać przyzwoitej długości rozdział więc liczę
na takie same komy! :D Przy okazji chciałabym podziękować Wam,
czytelnikom za te wszystkie miłe komentarze, które naprawdę
podnoszą mnie na duchu :) Dzięki Wam to opowiadanie istnieje,
pamiętajcie :*
Pozdrawiam <3
Jestem i melduję się na posterunku 😁😘 No, muszę przyznać, że... Jest długi, a ja lubię DŁUGIE 😜😂 Co do złego samopoczucia Victorii, ja to tak myślałam, że może jest w ciąży... No, a jak ją ten brzuch rozbolał to poronienie :/ Muszę ci przyznać, że co jak co, ale zdjęcia to Ty dobierasz boskie 😍 Kiedy Vicki zaczęła się wkurzać, że niby Mike tak załatwił tego gogusia... No pewnie, najlepiej wszystko zwalić na biednego Mikusia 😒😝 (nie czuję, że rymuję) Tamta biała czekolada zamiast wiśniowej to był po prostu epicki tekst 😂😂😂😘 Nie ma to jak ciążowe zachcianki 👌 W momencie, gdy Victoria wbiła do MJ, byłam przekonana, że Jackson urządził sobie jakąś popijawę ze Slashem, wiesz żeby zapić smutki 😉 Byłam przekonana, że w ogóle to powie Vicki, że już się postara, by ten poszkodowany Romeo nie odzyskał przytomności 😂😘 Podobał mi się pocałunek... Od razu mi się przypomniała Królewna Śnieżka ❤ Pocałunek prawdziwej miłości i te sprawy 😜 Rosół! A gdzie pierogi, ja się pytam?! Ro-sół, czy tylko dla mnie to brzmi tak japońsko? 😂 Dobra, chyba powiedziałam już wszystko co miałam 😉 Niech oni się w końcu pogodzą, no ile można?! -.-Pozdrawiam i do następnego! Tylko tym razem, małpo jedna, wstaw go wcześniej 😜😘
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńEloooooo Monika zgłasza obecność!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze Słodki Jezu, ileż ja się naczekałam na ten rozdział! Ale zrekompensowałaś mi to moja droga takimi cudownościami jakie znajdują się w nim ❤ Może zacznę od akcji z Sebkiem. Kurwa powiem jedynie, że nie żal mi tego gjonca ani odrobinkę, i jeszcze trochę NIECH SOBIE ZGNIJE W TYM SZPITALU.
Ninaaaa💞 od zawsze powtarzam,że kocham całym serduchem tą kobiete. Jej charakter jest poprostu przezajebisty, ja chcę wkońcu poróódd.
Akcja z brzuchem? Kurwa myślałam, że Vikuśka w ciąży jest, ale później to wykluczyłam mówiąc "Jackson nie zaliczył brameczki" [TO BYŁO NIE ŚMIESZNE :))))] I wkurwiłam się trochę na Vicky, bo tak trochę za bardzo się interesuje tym zjebem Graysonkiem. Jeszcze trochę i wogóle wszystko się spierdoczy.
Ojj Majkul, temu panu nie mam dzisiaj nic do zarzucenia!! Zachowywał się wprost idealnie 💕💕 A ten tekst z piętrami rozwalił system XDDDD
Db kończę, bo widzę coś za dużo przekleństw w tym komie, a mogę się jeszcze rozkręcić (BROŃ BOŻE)
TAK WIĘC DŁUGOŚĆ IDEOLO I CZEKAM NA NEXTAA ❤
BAYOOO 😘😘
Także ten ja też jestem! Super, że jest kolejny rozdzialik. I jaki długiii<3
OdpowiedzUsuńOgólnie to tak: początek smutny i wgl, ale piknie wszystko opisałaś💞
Wkurza mnie ta pieprzona parka.. Czaja się jak czajniki. Tylko patrzą na siebie tymi swoimi oczkami. Jedno kurna się zagładza, a drugie ma wszystko w dupie. Ja nie mg i jak z takimi wytrzymać. Ogółem to dobrze, że Vicki nic poważnego nie jest, bo byś dostała ode mnie w szmatki-manataki XD
A Michael kurde, zamiast zrobić pierwszy krok to kurna całuje ją jak śpi i się tylko oblizuje patrząc na nią. Ja rozumiem, ładne dziewczę i wgl, ale nooooo niech coś tak sexsiakowa dupcia zrobi. Tylko by tak trzepnąć ten chudy zad 🙅
Slash jak zwykle rozjebał system. Smiałam się z niego jak opętana. Te jego tekści to, nawet nie mam odpowiednich słów w zaopatrzeniu.
Cud, miód i orzeszek👌💝
Lovciam i wgl
A końcówka to poprostu👌👌👌
Give In To Me 💓💓💓 aż mi się gorąco robi XD
Wspaniale opisalaś jego emocje, daje lajczka😂
No, więc pisz mi tu szybciuteńko kolejny rozdzialik, bo jak nie to mam znajomości. Więc uważaj.
A tak serio to lovciam cię i wgl, nie mogę się doczekać next'a.
Wenki, srenki, pierdzienki, czego tam sobie wymażysz, tylko pisze szybko.
No to formułka odmówiona to mogę spadać.
Papatkiiiii
PAMIĘTAJ: LOVCIAM CIĘ!!!
☺☺☺😊😊😊😍😍😘😘😘😚😚😚😻😻😻💓💓💓💓💜💜💜💛💛💛💚💚💚💙💙💙❤❤❤❤💞💞💞💞💕💕💕💖💖💖💝💝💝💗💗💗💟💟💟💟👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷🐷