11 lutego 2017

Rozdział 32. Jackson buntownik i Królowa skandalu.

Witam serdecznie!
Oto przybywam do Was z kolejnym rozdziałem :D Ah jestem tak ciekawa jakie będą Wasze reakcje po przeczytaniu xD Wgl to trudno mi było zacząć, zawsze mam problemy z początkiem jak coś pisze xD no ale jakoś to poszło :) Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu :) Osobiście jestem z niego nawet zadowolona. 
Każdy komentarz wywołuje u mnie uśmiech i chęć do dalszego pisania, pamiętajcie :)
Zapraszam
********
Milion wiadomości. Milion telefonów. I dalej nic. Minął kolejny tydzień. Pisałem, że kocham, że przepraszam, że się zmienię, że chcę aby wróciła, że obiecała mnie nigdy nie opuścić. Nagrywałem się na sekretarkę powtarzając ciągle to samo. Ale to nic nie dało. Od kiedy wiedziałem, że Victoria mieszka teraz u Niny jeździłem tam codziennie i za każdym razem równie szybko stamtąd odjeżdżałem. Byłem rozżalony, wściekły, zdołowany i kompletnie bezsilny. Byłem zły na to, że mnie olewa, że nie daje sobie nic wytłumaczyć, a ja nie miałem już siły. Nie wiedziałem co mam już zrobić, żeby mi wybaczyła. Czułem się w tej chwili paskudnie. Mimo to postanowiłem odbyć swój codzienny rytuał. Wykonałem pewien telefon i kazałem kupić bukiet różowych lilii. To jej ulubione kwiaty. Od Niny dowiedziałem się, że je zatrzymuje, nie wyrzuca ich. To chyba dobry znak? Zresztą to tylko kwiaty, są ładne więc ich nie wywala, w przeciwieństwie do mnie. Dlaczego ona musi być taka uparta? Dlaczego nie da sobie nic powiedzieć?
'Ty nie jesteś lepszy, sam miałeś ją w dupie kiedy chciała Ci się wytłumaczyć, to teraz spadaj' – powiedziała moja podświadomość. Och zamknij się...
Ktoś zapukał do sypialni, a potem wszedł do niej. Nawet nie spojrzałem kto to, byłem tak pochłonięty myślami, że gdyby nie JEJ krzyk to...
-Jackson cholera!- aż podskoczyłem na tym łóżku. Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem wielkimi oczami na wkurzoną Jess, która w jednej ręce miała chochlę a w drugiej ścierkę. Mam się bać...?
-Ta broń to an mnie?- próbowałem zażartować, ale chyba mi nie wyszło.
-W sumie o tym nie pomyślałam, ale to dobry pomysł.- opadłem na poduszki ignorując ją.
-Mówiłam do Ciebie chyba z dwadzieścia razy, głuchy jesteś?
-Najwidoczniej.- odparłem patrząc w sufit.
-Wstawaj w końcu z tego wyra.- warknęła i ściągnęła ze mnie kołdrę, wręcz mi ją wyrwała.
-A co jeśli byłbym nagi?- podniosłem jedną brew do góry. Wywróciła oczami.
-Raczej bym z zachwytu nie padła.- dowaliła mi.
-Po co przyszłaś?- odezwałem się po chwili.
-A po to żeby Cię stąd wyciągnąć. Ja nie wiem chyba powinnam zażądać podwyżki, bo od pewnego czasu robię nie tylko za Twoją gosposię, ale niańkę, sekretarkę, matkę, notes i budzik.- wywróciłem oczami.
-Nie rób tak gówniarzu!- wywaliłem na nią oczy. Pfff myśli, że jak jest kilka lat starsza to może tak do mnie mówić?
-Jess ja rozumiem, że brakuje Ci faceta, ale nie musisz z tego powodu wyżywać się na mnie, naprawdę.- dogryzłem jej, otworzyła szeroko buzię ze zdziwienia.
-Jak ja Cię zaraz pizgnę w tą pustą makówkę to smak życia stracisz!
-Już straciłem...- mruknąłem. Nie skomentowała tego, tylko odsłoniła zasłony i cały pokój wypełniło rażące światło. Zasłoniłem twarz. Boże, za jakie grzechy?
-Zaraz będzie obiad, a Ty wstań w końcu bo odleżyn dostaniesz, a ja Cię masować nie będę. Poza tym Tom przyjechał i czeka na dole, powiedział, że jak sam do niego nie przyjdziesz to Cię przytarga za te kręcone kudły.
-Czego on chce?
-Nie wiem, powiedział, że ma jakąś ważną sprawę. Ruszaj się.- i wyszła. Jęknąłem chowając twarz w poduszkę. Taa ważną sprawę, ostatnio też miał do mnie sprawę. Dostałem zaproszenie na Galę rozdania Oscarów i oczywiście miałem to w dupie. Ale Tom mnie wręcz zmusił, żebym tam poszedł. Byłem wściekły jak cholera. Wyglądałem jak półtora nieszczęścia i tak miałem wyjść do ludzi? Nie miałem ochoty na jakieś durne szopki i sztuczne uśmiechy. Nawet wymyśliłem, żeby pojechał tam mój sobowtór. Śpiewać ani tańczyć nie musiałem więc nikt by się nawet nie zorientował, ale nieee to musiałem być ja we własnej osobie. Pamiętam, że byłem tak zły, że zacząłem nawet gadać o rzuceniu kariery, myślałem że Tom to mnie tam chyba rozszarpie.
-Ocipiałeś do reszty?- spytał wtedy.
-Nie, mówię jak najbardziej poważnie. Ciągle wszyscy mi mówią co mam robić. A ja mam tego dosyć rozumiesz?! Ileż można?!- chodziłem po całym pomieszczeniu- Dobrze wiesz, że nie mam teraz siły i potrzebuje czasu. Victoria ode mnie odeszła, a ja mam udawać, że jest fajnie?
-Dokładnie tak.- ręce mi opadły- Michael przesadzasz wiesz? Ja rozumiem, że masz tam jakieś swoje sprawy, ale co to za problem iść, pozować do zdjęć i walnąć kilka tych Twoich Hollywoodzkich uśmiechów? Pokręcisz się tam trochę i po kilku godzinach możesz się zwijać do domu.
-ALE JA NIE MAM OCHOTY.- po raz kolejny powtórzyłem.
Żadne moje krzyki nic nie pomogły. Po prostu musiałem. Co chwilę tylko słyszałem „musisz to, musisz tamto” , „powinieneś zrobić tak, a nie inaczej”. To moje życie, a czuję się jak marionetka w rękach innych. Nie miałem już siły się z nim kłócić więc w końcu odpuściłem i pojechałem tam. Ale uśmiechać się i udawać, że wszystko jest cacy nie miałem zamiaru. Gdyby tego było jeszcze mało, na miejscu spotkałem moją BYŁĄ DZIEWCZYNĘ. Kiedy ją zobaczyłem prosiłem Boga, żeby w tym momencie walnął we mnie piorun. Niestety nic takiego się nie stało.
Kiedy tylko Madonna mnie zobaczyła wydarła się na cały korytarz tym swoim przesłodzonym głosikiem.
-Mike kochanie!- dla lepszego efektu jeszcze zapiszczała, aż mi się rzygać zachciało. Wszyscy ludzie na nas spojrzeli, próbowałem się uśmiechnąć, ale chyba wyszedł mi jakiś grymas. Zmierzyłem ją wzrokiem, oczywiście kilo tapety na ryju i cycki na wierzchu, nic nowego prychnąłem w duchu. Ktoś by powiedział, że wyglądała jak milion dolarów, jej suknia była biała i długa aż do ziemi, zdobiona zapewne najdroższymi kryształami. Ale dla mnie to ona nie wyglądała jak przysłowiowe 'milion dolarów' tylko jak coś zepsutego i owiniętego w ładny papierek. Zauważyłem nawet, że jej strój pasuje do mojego, również miałem białą marynarkę wysadzaną diamentami i tego samego koloru koszulę, do tego skórzane czarne spodnie i złoty pas. Nim się spostrzegłem ona wisiała mi już na szyi. Fotoreporterzy się do nas dopadli. Zajebiście....pomyślałem. Będą mieli z nas używanie nie ma co. W środku aż kipiałem ze złości, ale nie dawałem po sobie tego poznać. Paparazzi robili nam zdjęcia, a ta wiedźma ciągle się do mnie lepiła jak jakaś pijawka. Potem przez cały wieczór nie mogłem się od niej odpędzić. Próbowała wszystkiego, nawet zaciągnąć mnie do kibla. Serio? Pomyślałem wtedy, aż mi się jej żal zrobiło. W końcu już tak się wkurzyłem, że powiedziałem jej:
-Jak się ode mnie w końcu nie odwalisz to oskarżę Cię o napastowanie i molestowanie rozumiesz? A potem pójdę do byle jakiego brukowca i zrobię z Ciebie ostatnią dziwkę, chcesz tego?- uważnie mi się przyglądała- Chociaż w przeciwieństwie do Ciebie ja nie będę kłamać.- zdziwiła się i to bardzo, chociaż nie dawała po sobie tego poznać, ale ja znałem ją dobrze. Ogólnie nigdy nie odezwałbym się w ten sposób do żadnej kobiety, ale jej ta zasada już dawno nie obowiązywała. Nie działały na mnie już jej słodkie słówka, dotyk i widok jej pół nagiego ciała. Po prostu nie czułem do niej już nic, a tym bardziej pożądania. Nawet nie czekałem na jej reakcję, wyszedłem od razu zostawiając ją samą na pustym korytarzu. Pożegnałem się z kilkoma osobami i opuściłem galę niezauważony przez dziennikarzy.
Ponoć ludzie już gadają, że do siebie wróciliśmy, a nigdy w życiu! Choćby mi groziła śmiercią, nie wrócę do niej. Jak to się mówi „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”.  A w jej rzece to ja i tak już za długo siedziałem.
Wkładając na siebie koszulkę zastanawiałem się czego może chcieć ode mnie Tom. Jeśli myśli, że znowu pójdę na jakąś galę, bankiet albo inne gówno to jest w ogromnym błędzie. Ogarnąłem się w końcu i zszedłem na dół. W salonie zastałem swojego menadżera, który oglądał telewizję i popijał kawę.
-Cześć.- przywitałem się z nim, po czym usiadłem w fotelu naprzeciwko niego. Spojrzał na mnie, ale raczej to jego spojrzenie do przyjacielskich nie należało, westchnąłem czekając na jakąś reakcje z jego strony.
-Od dwóch tygodni nie było Cię w studiu.- wywróciłem oczami, już wiedziałem czego będzie dotyczyć ta rozmowa.
-I co w związku z tym?- mruknąłem podpierając się na ręce.
-Michael nie denerwuj mnie nawet. Jak możesz być tak obojętny? To Twoja praca. Zapomniałeś kim jesteś?
-Niestety nadal pamiętam, nikt nie pozwala mi jakoś o tym zapomnieć nawet na pięć minut.- westchnął, wyłączył telewizor i znowu spojrzał na mnie.
-Wszyscy wiemy co Cię spotkało, rozumiem, że jest Ci trudno bo Victoria Cię zostawiła.- te słowa bardzo bolały- Ale to nie jest powód, żebyś przez to zaprzepaścił swoją karierę, bo do tego właśnie dążysz.- nie odzywałem się, jedynie analizowałem jego słowa.
-Wiem, że Ci trudno po tym wszystkim...- przerwałem mu.
-Nic nie wiesz.- pokręciłem głową.
-Może mogę coś dla Ciebie zrobić?
-Tak, nie wysyłaj mnie więcej na żadne gale. Wiesz co teraz ludzie gadają?- zaśmiał się.
-Ciesz się, że w ogóle jeszcze o Tobie gadają. Bo gdyby nie ta gala to słuch by o Tobie zaginął, a na to nie możemy pozwolić.- otworzyłem szerzej oczy.
-Ty wiedziałeś, że ona tam będzie?- to było raczej stwierdzenie niż pytanie.
-No wiesz...- urwał chyba nie wiedząc jak się z tego wytłumaczyć.
-Tom do cholery! Dlaczego mi nie powiedziałeś?!- automatycznie ciśnienie mi się podniosło.
-Bo byś tam nie pojechał. W ogóle to dramatyzujesz, trzeba było ją kopnąć w dupę jak nikt nie widział i miałbyś spokój.
-Człowieku, ona ciągle za mną łaziła. Myślałem, że mnie tam wzrokiem przeleci!- zaczął się śmiać.
-Słuchaj, czym Ty się przejmujesz? Im więcej mówią tym lepiej.
-To Madonna wyznaje taką zasadę, gdzieś ma czy mówią o niej dobrze czy źle, ważne żeby w ogóle coś mówili. Ale ja taki nie jestem, mi na tym nie zależy. Uwierz naprawdę olewam to co wszyscy sądzą na mój temat i że teraz gadają bzdury o mnie i niej, ale do jasnej anielki mogłeś mnie przynajmniej ostrzec.- powiedziałem z pretensją.
-Daj spokój, pogadają i przestaną. -machnął ręką, jak zwykle.
-Tak na marginesie to Quincy u mnie wczoraj był. Nikt z wytwórni nie może się z Tobą skontaktować, nikt nie ma prawa wstępu na Twoją posiadłość. Twoi ochroniarze nawet mnie nie chcieli wpuścić. Możesz mi powiedzieć dlaczego?
-Bo nie mam ochoty się z nikim widzieć ani gadać?- miałem już dość i najchętniej bym go stąd wyprosił. Tylko niestety pracą nie mogłem się wymigać...
-Jutro widzę Cię o 7 rano w studiu, to już nie są żarty.- powiedział stanowczym głosem.
-O 7 rano przewracam się drugi bok.- zacząłem oglądać swoje paznokcie, chciałem zrobić wszystko by go wkurzyć i żeby już sobie poszedł.
-Jeśli nie przyjdziesz...załatwię Ci kontrakt na trasę.- wytrzeszczyłem na niego oczy.
-Co?! Jaka trasa?!- aż wstałem z tego fotela -Dopiero co ją miałem!
-Miałeś oczywiście, ale nie zapominaj, że ją przerwałeś.
-I co z tego? To moja sprawa, poza tym już wszystko dawno załatwiłem, nie musieliśmy zapłacić żadnej kary.
-Nie ważne, trasę trzeba w końcu skończyć.- pieprzył głupoty. Niczego nie będę dokańczał, na pewno nie teraz.
-Obiad gotowy, Tom zostaniesz?- do salonu weszła Jess.
-Nie, Tom się bardzo spieszy i już wychodzi.- odpowiedziałem od razu nie dając mu dojść do słowa. Spojrzałem na niego wkurzony. Moja kucharka skakała tylko oczami na mnie to na niego.
-Tak Michael ma rację, powinienem się już zbierać, może innym razem Jessico.- rzucił mi krótkie spojrzenie, zabrał marynarkę i wyszedł. Jess spojrzała na mnie pytająco.
-No co?
-Nic.- pokręciła tylko głową wzdychając i wróciła do kuchni. Podszedłem do okna.
Poważnie zacząłem zastanawiać się nad zmianą menadżera, a nawet wytwórni. Może w ogóle powinienem wszystko zmienić? Wszyscy mi tylko rozkazują i dyktują warunki, a tak naprawdę beze mnie są nikim. Pójdę sobie do studia kiedy ja będę miał na to ochotę, a nie Tom albo ktoś inny. Żeby sobie pośpiewać nie muszę nawet wychylać głowy poza teren posiadłości. Mogę to robić tutaj i nikt mi tego nie zabroni.
-Siemasz Jackson!- usłyszałem za swoimi plecami. Odwróciłem się i ujrzałem Slasha. O matko Boska, po co on tu przyszedł?
-Ta siema.- mruknąłem i z powrotem odwróciłem się w stronę okna.- Nie słyszałem, żebyś pukał albo coś.
-Bo nie pukałem.- no tak, normalne- Pukać to ja wiesz co lubię nie?- szturchnął mnie w bok szczerząc kły. Wywróciłem oczami, już się zaczyna.
-Mhm wiem, wiem.- ściągnął ten swój cylinder z łba i sięgnął po paczkę fajek.
-Nawet się nie waż.- ostrzegłem zanim zdążył włożyć papierosa do ust, jednak nic sobie z tego nie zrobił i zapalił. 
-A co Tom stąd wyleciał jak burza? Coś Ty mu zrobił?- spytał ciekawy.
-Bo mi rozkazuje ciągle, a ja będę robić to co mi się podoba.- warknąłem.
-Kurwa jaki z Ciebie buntownik się zrobił, wcześniej wszyscy mogli Ci nasrać na głowę i Ci to nie przeszkadzało, a teraz co?
-Oh daj mi spokój...- mruknąłem.
-Ej Misiek co Ty taki chujowy jakiś jesteś?- nim się spostrzegłem on już kończył papierosa i właśnie postanowił go zgasić w doniczce z kwiatem.
-To znaczy?- wyminąłem go i usiadłem na kanapie, a sam zaraz walnął się obok mnie.
-No kurwa taki...taki dziwny jesteś, że jak na Ciebie tak patrzę to mi się aż żal robi.- parsknąłem śmiechem.
-Smutny? Tego słowa szukałeś?
-No coś w ten deseń. To gadaj co tam się u Ciebie takiego dzieje.
-Saul Ty dobrze wiesz co się dzieje.- mruknąłem.
-No nie pierdol, że jeszcze beczysz za tą dziunią!- nie kurwa skaczę z radości, powiedziałem sobie w myślach.
-Nie mam ochoty o tym gadać...-powiedziałem na razie spokojnie.
-Ja wiem co Ci humor poprawi! Ruszaj ten swój królewski zad.- wstał i klepnął mnie w ramię.
-Ja Cię zaraz klepnę.- warknąłem patrząc na niego ostrzegawczo.
-Kurwa zluzuj bokserki nie. Dawaj pojedziemy do klubu się zabawić, tak jak kiedyś.- rzucił podekscytowany.
-Do klubu? A obudzę się w burdelu jak Axl?- zaczął się brechtać.
-Nie no Misiek Tobie bym tego nie zrobił.
-Mhm dobra, dobra. Ja Cię znam. Wolę z Tobą nie balować, bo to się może źle skończyć. Poza tym już siedemnasta, muszę jechać do Victorii.
-Co? Na chuja Ty do niej jedziesz?- spojrzał na mnie jak na debila.
-Z nadzieją, że w końcu ze mną porozmawia.
-Ej Ty, bo ja tutaj kurwa czegoś nie rozumiem. Ty do niej tak codziennie latasz, kwiatki wysyłasz, jakieś chuje muje, a ona ma na Ciebie wyjebane?- nie odpowiedziałem więc sam się domyślił.
-Ja pierdole, ale Ty jesteś pojebany.
-Dzięki.- mruknąłem- Więc Twoim zdaniem co powinienem zrobić? Jak taki mądry jesteś to mi powiedz, proszę bardzo.
-Ja Ci kurwa zaraz powiem co Ty masz zrobić. Weź znajdź se jakąś młodą dupę i pokaż się z nią publicznie. Twoja królowa jak was zobaczy w gazecie albo telewizji to spazmy dostanie i zaraz do Ciebie przyleci i zacznie błagać na kolanach, żebyś do niej wrócił.- chyba go coś boli.
-Mam w niej wzbudzić zazdrość?- podniosłem wysoko brwi.
-No tak!- powiedział jakby co najmniej dokonał jakiegoś odkrycia- Słuchaj ja się znam na laskach w przeciwieństwie do Ciebie i wiem co na nie działa.
-I myślisz, że na nią to podziała?
-Oczywiście.
-Głupi jesteś.- stwierdziłem po chwili- Nie będę jej zdradzał.
-Ale ona wcale nie musi wiedzieć, że bzykasz tą dupeczkę.- puścił mi oczko.
-Bzykać też nie mam zamiaru.
-Cipa z Ciebie, a nie facet.- walnąłem rękoma o kolana i podniosłem się.
-No i dobrze! Wolę być cipą, a nie tak jak Ty...- ugryzłem się w język w ostatniej chwili.
-Ale co Ty się wkurwiasz od razu? No ja wiem, że prawda boli, ale bez przesady.- ludzie zabierzcie go ode mnie błagam, bo zaraz komuś stanie się krzywda.
-Nie bądź takim sztywniakiem, ja nie wiem ile będziesz tu siedzieć i ryczeć w poduszkę? Przepraszam w jej ciuchy.- skąd on o tym wie? Skrzywiłem się- Pojedziemy do najlepszego klubu w LA, zabawisz się trochę, wyluzujesz, a nie siedzisz tu jak jakiś dziad i czekasz chuj wie na co.
-Nie dasz mi spokoju?- spytałem po chwili.
-Nie.- odchyliłem głowę wzdychając ciężko.
-Dobra...ale nie będę chlać ani tańczyć z pół nagimi laskami.- zaśmiał się i podszedł do mnie.
-To się jeszcze zobaczy.- puścił mi oczko, pokręciłem głową.
-Tylko weź Ty się kurwa ubierz jak człowiek błagam.- zmarszczyłem czoło i spojrzałem na swoją koszulkę z Myszką Miki.
-A teraz jak niby wyglądam?
-Jak debil.
-Wyglądam normalnie, nie wiem o co ci chodzi.- wzruszyłem ramionami.
-Jackson! Ile ja będę na Ciebie czekać?- w pokoju znowu pojawiła się moja kucharka, była wkurzona, nie dało się nie zauważyć.
-Ale ja nie jestem głodny...- niemalże wyszeptałem oczekując wybuchu z jej strony i nie myliłem się i tym razem.
-A co mnie to obchodzi?! Dla kogo ja to żarcie gotuje pół dnia?! Co Ty sobie wyobrażasz?! Albo zaczniesz normalnie jeść, albo będę Cię karmić!- zaczęła wymachiwać mi ścierą przed oczami. Spojrzałem wystraszony na przyjaciela.
-Dobra skarbie nie wydzieraj się tak bo nam kurwa bębenki popękają nie. Misiek idzie się przebrać, a ja zeżre za niego ten obiad. Może być? No to super.- powędrował do kuchni zacierając ręce, a Jess rzuciła mi swoje ostatnie, wściekłe spojrzenie i poszła za nim.
-Pierogi! Zajebiście.- usłyszałem zadowolony głos Slasha. Uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem się przyszykować. Nie zamierzałem się jakoś specjalnie stroić. Zmieniłem tylko ten T-shirt na koszulę i zarzuciłem na siebie marynarkę. Ogarnąłem trochę swoje potargane włosy i wrzuciłem do kieszeni telefon, portfel i ciemne okulary. Tak gotowy zszedłem na dół gdzie oparty o framugę czekał na mnie Slash, a obok niego...z założonymi rękami Jessica. Oho zaraz będzie kazanie - pomyślałem.
-Idziemy?- rzuciłem do przyjaciela.
-Stój.- odezwała się kiedy już miałem już nacisnąć na klamkę, westchnąłem. Spojrzałem na nią pytająco.
-Nie nachlej się tylko jak świnia.- zaczęła poprawiać mi koszulę, jak jakiemuś dziecku i jeszcze zapięła mi ją po samą szyję- I żadnych dziwek.- pogroziła mi palcem.
-To się jeszcze zobaczy.- trzepnęła mnie w łeb, a Slash ryknął śmiechem.
-Ała...- jęknąłem.
-Moja krew!- spojrzała na niego i od razu się zamknął.
-Michael ja mówię poważnie, nie rób głupstw i nie wracaj nad ranem.- spojrzała na mnie tak...z troską.
-Dobrze mamo.- uśmiechnąłem się pod nosem.
Zabraliśmy się w końcu do wyjścia. Wsiedliśmy do samochodu Slasha, tak na marginesie zastanawiałem się kto będzie z powrotem prowadził. Pewnie ja, jakoś nie zamierzałem pić, za to oczami wyobraźni widziałem już jak zbieram pijanego Hudsona z parkietu, zawsze tak jest. Jechaliśmy w ciszy, wzrok wbiłem w widoki za oknem. Droga nie zajęła nam dużo czasu, tak jak Saul obiecał pojechaliśmy do najlepszego klubu w LA. Można powiedzieć, że jest dla vip-ów. Dlatego też nie musiałem się kamuflować, przychodziły tam sławne osoby albo po prostu bogate. Jak to powiedział mój przyjaciel „ful wypas”. Słyszałem nawet, że wieczorami jest tam striptiz, a za klubem znajduję się hotel chyba nie muszę mówić po co. Panie pracujące tam spełniają nie tylko rolę kelnerek i tancerek. Miałem tylko nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna, w końcu będzie tam ciemno. Slash zatrzymał samochód, wyprostowałem się i spojrzałem przed siebie. Natychmiast oślepił mnie neonowy napis „Power House”.
-A Ty co masz taką minę jakbyś na ścięcie szedł?- przyjaciel szturchnął mnie w ramię.
-Bo jakoś czarno to widzę.- powiedziałem odpinając pas.
-E tam przestań pierdolić i zabaw się w końcu!- jego standardowa gadka. Założyłem tylko okulary i ruszyliśmy w stronę wejścia. Stało tam dwóch ochroniarzy, Slash się z nimi przywitał i weszliśmy bez problemu. Od razu uderzył mnie smród papierosów i głośna muzyka.
-O patrz Kevin tam stoi!- zaczął do kogoś machać- Ooo z laseczkami jest, chodź Mike poznam Cię. Wyrwiesz jakąś lalunię to od razu Ci się humor poprawi.
-Nie mam ochoty...idź sam.- zatrzymałem się.
-Kurwa no weź nie bądź taki dzikus! Mówię Ci weź się za tą blondynę, gapi się na Ciebie.
-Wiesz...większość ludzi tutaj się na mnie gapi.- zwróciłem mu uwagę co było prawdą. Rozejrzałem się dookoła. Niby przyzwyczajeni do celebrytów, a niektóre kobiety to mnie chyba zaraz zeżrą wzrokiem.
-No i powinieneś to wykorzystać! Oj chodź będzie fajnie.
-Saul nie mam ochoty, odpuść. Będę przy barze.- i odszedłem. Na moje nieszczęście za barem nie spotkałem faceta, tylko kobietę. Czy tutaj tylko one pracują? Niby miałem nie pić, ale przecież nie będę siedział jak ten kołek.
-Whiskey poproszę.- zwróciłem się do barmanki, na marginesie była nawet ładna i mogła mieć nie więcej niż 25 lat. Brunetka zmierzyła mnie tylko wzrokiem uśmiechając się tak...nie wiem jak to nazwać, a po chwili postawiła przede mną szklaneczkę z bursztynowym napojem.
-Możesz ściągnąć okulary i tak wszyscy Cię już rozpoznali Michael.- otworzyłem szerzej oczy, no proszę jaka otwarta obsługa. Zaśmiałem się.
-W okularach czuję się pewniej.- wziąłem spory łyk alkoholu.
-Masz za ładne oczy, żeby je zakrywać.- powiedziała jakby mówiła najbardziej oczywistą rzecz na świecie. Oho już się zaczyna, zmrużyłem oczy przyglądając się jej. W sumie nie wyglądała jakby chciała mnie poderwać. Nie wiem, może to fanka? Bo raczej znikąd jej nie kojarzyłem.
-Dziękuję.- mruknąłem, ale okularów nie ściągnąłem. Obserwowałem ją i tak nie miałem nic innego do roboty.
-Za takie rzeczy się nie dziękuję.- uśmiechnęła się i odeszła gdzieś. Całkiem miła dziewczyna. Spojrzałem na swoją prawie pustą szklankę. Zacząłem się zastanawiać co teraz robi Victoria...Czy chodzi już do pracy, czy dostała moje kwiaty, może tym razem by mnie wysłuchała? Wpuściła do mieszkania? Już nie miałem pojęcia jak to wszystko naprawić. Przetarłem twarz dłońmi i zamówiłem tym razem setkę. I tak mijały kolejne godziny. Slash szalał z jakimiś dziewczynami na parkiecie, a ja siedziałem przy barze i rozmawiałem ze Stacy, tak miała na imię ta barmanka. Piłem coraz więcej i czułem jak alkohol buzuje mi w żyłach. Czułem jak cały się rozluźniam. Dosiadła się do mnie nawet jedna dziewczyna, kobietą jej nazwać nie mogłem, bo pomimo dużej ilości makijażu wyglądała bardzo młodo, ale nie chciałem wtedy o tym myśleć. Jakoś nie miałem nic przeciwko temu. Wszystko było już mi obojętne. Wiedziała kim jestem i nie ukrywała radości z tego powodu. Zacząłem z nią flirtować. Mimo, że gdzieś przeszło mi przez myśl, że to może się źle skończyć, odłożyłem to na bok. Nie myślałem o tym. Miałem się zabawić? To właśnie się bawiłem.
-I jak Michael zabierzesz mnie do swojej Nibylandii?- spytała kładąc dłoń na moim udzie, nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie. Zlustrowałem ją wzrokiem oblizując wargi po czym wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Wyzywająco ubrana to za mało powiedziane, miała na sobie małą czarną z głębokim dekoltem, który miałem niemalże przed nosem.
-Oczywiście kotku, zabiorę Cię wszędzie.- i jaki otwarty się zrobiłem. Nieudolnie próbowałem ściągnąć marynarkę, ale zbytnio mi to nie wychodziło. Za to moja towarzyszka od razu ruszyła z pomocą.
-Ja Ci pomogę.- uśmiechnęła się słodko i ściągnęła ze mnie część garderoby. Przytrzymałem jej ręce i spojrzałem w oczy. Alkohol nieźle uderzył mi do głowy, bo przez głowę zaczęły przelatywać mi różne, dziwne obrazy z udziałem tej dziewczyny. Pewnie bym ją pocałował, gdyby nie Stacy sprowadziła mnie na ziemię.
-Kochaniutka, a Ty nie masz lekcji do odrobienia?- odsunęliśmy się od siebie.
-Nie wiem o co ci chodzi...
-Spadaj stąd gówniaro zanim zadzwonię po Twoją matkę.- powiedziała już bardziej dosadnie, nie odzywałem się. Dziewczyna przeklęła pod nosem i przeniosła wzrok na mnie.
-Sorry Romeo muszę spadać, ale miło było.- cmoknęła mnie niespodziewanie w usta, zabrała swoją skórzaną kurtkę i po prostu sobie poszła. Wychyliłem się lekko za nią, ale od razu zniknęła w tłumie ludzi.
-Super...Żadna mnie już nie chce. Polej mi, bo na trzeźwo tego nie zniosę.- powiedziałem do brunetki, ale ta tylko patrzyła na mnie zabijając swoim wzrokiem.
-No co?
-Jajco, Ty wiesz ile ta małolata ma lat?
-A Ty co znasz ją?
-Tak znam...jest z mojego osiedla. Wredna, pyskata i sprawia same kłopoty, lepiej trzymać się od niej z daleka.
-Co mi taka gówniara może zrobić?- prychnąłem pod nosem i chlustem opróżniłem kolejny kieliszek, który mi podała.
-A chociażby zaciągnąć Cię do łóżka i naciągnąć na dzieciaka.
-Pfff przestań.- machnąłem ręką.
-Co przestań? Wyglądałeś jakbyś miał ją tu zaraz przelecieć na tym barze. I to jeszcze takie dziecko, 16 lat. Wstydziłbyś się.- wywaliłem na nią oczy.
-I...ile?- byłem w szoku.
-A tyle.- warknęła i zabrała się za wycieranie szklanek. Złapałem się za głowę. Czułem jak coraz bardziej alkohol uderza mi do głowy. Resztę pamiętam już jak przez mgłę, tym bardziej, że nie przestawałem wlewać w siebie wódki. Usłyszałem nawet głos Victorii...a może mi się tylko wydawało? 
*********
Kiedy około trzynastej wróciłyśmy z Sydney z lunchu do biura, zastała mnie nie zbyt miła niespodzianka.
-To chodź, od razu dam Ci te dokumenty, powinnam mieć je na biurku.- powiedziałam do sekretarki wchodząc do swojego gabinetu. Stanęłam przed tym biurkiem i w oczy od razu rzuciła mi się pewna rzecz. Kiedy stąd wychodziłam nie było tu żadnej gazety. Chwyciłam ten magazyn do ręki i...wszystko było by okej gdyby nie to co tam się znajdowało. „Królowa i Król Pop'u znów razem!”, od razu wywaliłam oczy.
A kiedy zobaczyłam ich wspólne zdjęcie...myślałam, że szlak mnie jasny trafi. Ta tleniona lafirynda lepiła się do MOJEGO FACETA! Trzymali się za rączki jak jakaś zakochana para! Nie wspominając o tym jacy byli z tego zadowoleni!
-Vicki...wszystko okej?- ocknęłam się dopiero na głos Sydney. Przeniosłam swój wzrok na nią, a po chwili znowu na tą gazetę.
-Ty to tu przyniosłaś?!- wydarłam się na nią, machając jej tym przed oczami.
-Co...? Przecież cały czas byłam z Tobą...-powiedziała cicho jakby się mnie wystraszyła. No tak...Zastanowiłam się na chwilę i prychnęłam pod nosem. Tylko jedna osoba tutaj mnie nie lubi, przynajmniej z tego co wiem i to z wzajemnością. Kimberly...
-Mogę się dowiedzieć kto to tutaj przyniósł.- podleciała do mnie, a ja opadłam z bezsilnością na fotel.
-Nie musisz, wiem kto to.
-Kto?- spytała zaciekawiona.
-Wracaj do pracy, zaraz przyniosę Ci te papiery.- pokiwała głową na znak, że rozumie i po chwili wyszła. Lubiłam ją, ale czasami była za bardzo wścibska.
Mój wzrok ciągle przykuwała ta cholerna gazeta, ciekawość jednak wzięła górę i po chwili odnalazłam stronę na której był artykuł o NICH. 
 
Ponoć stara miłość nie rdzewieje. Czy tak jest i tym razem? Wszyscy wiemy jakie gorące uczucie łączyło jeszcze dwa lata temu Madonnę i Michaela Jacksona. Wiemy również, że piosenkarza nie dawno rzuciła dziewczyna zrywając tym samym zaręczyny z nim. Jak widać panna Lancaster postanowiła zabawić się kosztem artysty. Pokazywała się publicznie i korzystała z wszelkich luksusów jakie zapewniał jej Jackson, aż do momentu kiedy to jej się znudził i rzuciła go w kąt jak zużytą zabawkę. Ciekawe z iloma celebrytami już tak postąpiła. Nie mniej jednak sam Michael Jackson również ma wiele za uszami. To właśnie przez jego notoryczne zdrady rozpadł się jego związek z Madonną. W ubiegłą sobotę jednak była para pokazała się na gali rozdania Oscarów, wyglądali zjawiskowo jak zawsze, ale dostrzegliśmy również coś. Byli niezwykle zadowoleni ze swojego towarzystwa, trzymali się za ręce i ciągle się uśmiechali. Czy to oznacza, że ich drogi znów się skrzyżowały? A może to tylko zmylenie mediów i chęć zrobienia szumu wokół siebie? Dobrze wiemy jakimi kontrowersyjnymi artystami są Królowa i Król Pop'u', możemy spodziewać się naprawdę wszystkiego.”

Przestałam czytać. Obrzuciłam tylko ich zdjęcie wściekłym spojrzeniem i podarłam tą gazetę, a potem wywaliłam do kosza. Podeszłam do okna. To już nawet nie chodziło o to co napisali o mnie, miałam to gdzieś. Chodziło tylko i wyłącznie o Michaela. I jeszcze jak słyszę „Królowa Pop'u” to mną normalnie trzepie, Królową to ona jest, ale skandalu. Musiałam sobie na nią poprzeklinać w myślach, żeby mi jakoś ulżyło.
On mnie kocha tak? Tak mnie kocha, że spotyka się z tą wiedźmą?! W środku mnie po prostu nosiło, musiałam się jakoś uspokoić, ale to nie było łatwe. No co ja miałam sobie pomyśleć? Michael ciągle do mnie dzwoni, wypisuje, przychodzi pod dom, wysyła kwiaty, ale po co skoro za moimi plecami spotyka się z NIĄ? Myślał, że to się nie wyda? I ja mam mu wybaczyć i zaufać, po czymś takim? Cholernie za nim tęskniłam przez ostatni czas, nie spałam nocami, mało jadłam, nie wychodziłam z domu, czułam się jak zombie. Nie umiem bez niego żyć, to mnie zabija. Chciałam mu wybaczyć, odpuścić w końcu, bo widziałam że żałuje i bardzo się stara. Ale po tym co zobaczyłam...to już koniec. Przekreślił wszystko, ja już nie widzę żadnej szansy na odbudowanie tego co było. Żadnego światełka. Nic. Jak on może mówić mi prosto w oczy, że mnie kocha, że jestem tą jedyną i to się nigdy nie zmieni, a zaraz potem spotykać się z Madonną? Jak on może mi to robić? Pewnie to trwa już od dawna, a ja głupia niczego nie zauważyłam. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, ostatnia wypłakana przez niego...Przed oczami ciągle miałam ich obraz, tacy szczęśliwi...Nikt nigdy nie sprawił mi takiego bólu, a mimo to nadal go kochałam, to było nie do zniesienia. Postanowiłam jednak odłożyć te wszystkie myśli na bok i ogarnąć się, w końcu byłam w pracy. Tutaj nie mogłam sobie pozwolić na chwilę słabości. Zajęłam się swoimi obowiązkami, co było cholernie trudne, ale tylko w ten sposób chociaż na chwilę mogłam zapomnieć o NIM.
Tak więc kolejne godziny spędziłam na robieniu kosztorysów – to w tym zawodzie jest najgorsze, nienawidziłam tego. Tym bardziej, że matematyka nigdy nie była moją mocną stroną. W firmie zostałam do wieczora jako jedyna, przynajmniej tak mi się wydawało. Zresztą nie miałam ochoty wracać do domu i psuć wszystkim humoru. Nina i Stefano i tak mają już wystarczająco problemów przeze mnie. Jakby tego było mało, moja przyjaciółka za trzy miesiące rodzi, a ja dalej siedzę im na głowie. Ale dokąd mam pójść? Kiedy wyprowadziłam się do Michaela, wynajęłam swoje mieszkanie młodej parze z dzieckiem. Alex też miała męża i córkę, więc pierwsza na myśl przyszła mi wtedy Nina. Ale chyba czas w końcu to zmienić. Nie wiem...może wynajmę coś w następnym tygodniu, a jak będzie trzeba to przeniosę się do hotelu. Nie miałam innego pomysłu. Spojrzałam zegar wiszący na ścianie i mocno się zdziwiłam kiedy zobaczyłam że wybiła już 21. Nieźle się wkręciłam w te kosztorysy. Wyłączyłam laptopa, a wszystkie papiery schowałam do teczek i segregatorów. Westchnęłam odchylając głowę do tyłu i ułożyłam bolące stopy na biurku. W tym momencie ktoś zapukał cicho w drzwi. Otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie.
-Nie przeszkadzam?- spytał z uśmiechem Grayson wchodząc w głąb pomieszczenia. Natychmiast ściągnęłam nogi ze stołu i wyprostowałam się. Kim jest Grayson? Od niedawna tutaj pracuje i zajmuje aktualnie moje poprzednie stanowisko. Znamy się ze studiów. Można powiedzieć, że był takim moim dobrym kumplem. Niestety kiedy skończyliśmy szkołę nasze drogi się rozeszły i straciliśmy kontakt, tak jak z większością osób, z którymi się uczyłam. Jakieś dwa miesiące temu zobaczyłam jego CV na biurku szefa. Miło się zaskoczyłam i postanowiłam załatwić mu tą pracę, chociaż myślę, że i bez mojej pomocy by ją tutaj dostał. Miał świetne referencje.
-Nie.- odwzajemniłam uśmiech- Myślałam, że jestem tutaj sama.- podszedł do mnie bliżej, dopiero wtedy zauważyłam, że ma na sobie kurtkę więc pewnie zaraz wychodzi.
-Widzisz, nie tylko Ty lubisz zostawać po godzinach.- taaaak uwielbiam. Zaśmiałam się.
-Bardziej chciałam zająć czymś głowę.- pokiwał głową, a ja zaczęłam się zbierać.
-Wiesz tak sobie pomyślałem...- kiedy wkładałam notes do torebki, zamachnęłam się i mój telefon spadł na podłogę, całe szczęście na dywan. Oboje w tym samym czasie schyliliśmy się po niego, Grayson przez przypadek dotknął mojej dłoni, wtedy spojrzałam w jego oczy i stwierdziłam, że jesteśmy zbyt blisko siebie...Kucaliśmy tak w kompletnym bezruchu i patrzyliśmy się na siebie. Był bardzo przystojnym mężczyzną, ale nie tak jak Michael, jemu nikt nie dorówna. Jakby na myśl o NIM natychmiast się ocknęłam.
-Eghem...co sobie pomyślałeś?- wstałam nagle z klęczek zabierając szybko telefon, na który przelotnie spojrzałam. Widniało na nim 20 połączeń nieodebranych i 10 sms-ów . Boże...nie odpuści – pomyślałam.
-Może wybralibyśmy się na drinka? Chyba nie jest za późno? Odreagujesz dzisiejszy dzień, widzę, że nie był dla Ciebie zbyt dobry.- jaki on spostrzegawczy. Uśmiechnęłam się.
-Wiesz bardzo chętnie, ale może innym razem. Jestem...- przerwał mi.
-Tak wiem, zmęczona.- eh pewnie pomyślał, że chcę go spławić.
-To nie tak...Naprawdę jestem zmęczona i nie mam zbytnio nastroju, a nie chcę psuć go i Tobie.- wyjaśniłam najdelikatniej jak potrafiłam.
-Nie jesteś w stanie zepsuć mi humoru.- uśmiechnął się siadając na moim biurku, odwzajemniłam go, dalej kręcąc się po swoim gabinecie- Ale niech będzie, że tym razem Ci odpuszczę. Może chociaż dasz odwieźć się do domu?- miałam ochotę się przejść...ale nie umiałam mu znowu odmówić. Rano przyjechałam taksówką, bo przecież mój samochód dalej był u Michaela, a jakoś nie uśmiechało mi się tam w najbliższym czasie wracać.
-Nie chcę Ci robić kłopotu.- próbowałam się jeszcze jakoś grzecznie wymigać.
-Victoria to żaden kłopot, daj spokój.- zapewnił od razu.
-Skoro tak mówisz.- uśmiechnęłam się delikatnie i założyłam swój płaszcz.
-Możemy iść.- powiedziałam kiedy byłam już gotowa. Szybko opuściliśmy wieżowiec i znaleźliśmy się przy samochodzie, stanęłam przy nim jak jakaś idiotka czekając...No właśnie, na co czekałam? Czekałam aż mój towarzysz otworzy mi drzwi, to może wydać się śmiesznie, albo ktoś może pomyśleć, że zachowuje się jak jakaś damulka, ale to po prostu zwykłe przyzwyczajenie. Michael zawsze otwierał mi drzwi, nawet do durnego samochodu, kiedy mówiłam mu, że mogę to zrobić sama, bo mam ręce, odpowiadał wtedy:
-I co z tego? Ale ja Cię kocham i do końca życia będę otwierał Ci drzwi, odsuwał krzesło i przepuszczał w przejściu.- uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
-Vicki wszystko w porządku?- spytał Grayson widząc moje „zawieszenie”. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na niego.
-Eee tak, tak. Przepraszam po prostu...coś mi się przypomniało.- wsiedliśmy do środka.
-Od jakiegoś czasu wydajesz się być...-włożył kluczyki do stacyjki i ruszyliśmy z parkingu.
-Jaka?- podchwyciłam zapinając pas.
-Zamyślona, smutna, taka bez życia. Coś się dzieje? Wiesz ja nie chcę być wścibski, ale znamy się szmat czasu i mi możesz powiedzieć. Może jakoś Ci pomogę.
-Myślę, że Ty dobrze wiesz co się dzieje, wszyscy wiedzą, a media dalej huczą.- odwróciłam twarz w stronę ona.
-Więc chodzi o Michaela?
-Tak.- nie chciałam ciągnąć tego tematu, w ogóle nie miałam ochoty o tym rozmawiać. Zapadła cisza, chyba zrozumiał, że nie chciałam żadnych dyskusji na jego temat.
-Może jednak mogę coś dla Ciebie zrobić, jakoś pomóc?- chyba jednak nie zrozumiał...
-Dziękuję Ci naprawdę, ale tutaj już nic nie da się zrobić.-powiedziałam bardzo cicho wpatrzona w swoje dłonie.
-Rozumiem.- w jego spojrzeniu dostrzegłam głębokie współczucie. Jakby co najmniej było mu przykro z powodu utraty przeze mnie bliskiej osoby, nie wątpliwie tak było. Owszem Michael żyje, ale ja go straciłam. A to jest jeszcze gorsze, bo muszę nauczyć się żyć obok niego. To będzie bardzo trudne.
-W następny piątek organizuję domówkę. Miałabyś ochotę wpaść?-mój kolega chyba widząc mój nastrój choć w małym stopniu postanowił mi go poprawić. Czy miałam ochotę iść na imprezę? Nie za bardzo...Wolałam zamknąć się w domu na cztery spusty, potem zakopać się w pościeli, z kubłem lodów i dobrym filmem. Na nic innego nie miałam ochoty, ale z drugiej strony...miałam znowu mu odmówić? Dosyć długo zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale w końcu podjęłam decyzję.
-Z miłą chęcią przyjdę.- starałam się by to brzmiało dość przekonująco i chyba mi się udało, bo od razu się uśmiechnął.
-Wspaniale. Zaprosiłem wszystkich z firmy, no prawie.- zaśmiał się pod nosem, spojrzałam na niego.
-Jak to prawie?
-Oprócz Kim.- niezmiernie ucieszyło mnie, że nie będę musiała jej tam oglądać.
-A to dlaczego?- mimo wszystko byłam ciekawa powodu, dla którego jej nie zaprosił.
-Jest przemądrzała, niemiła i przystawia się do mnie.- zaśmiałam się głośno zwłaszcza na ostatnie słowa.
-Powinieneś się cieszyć, że masz powodzenie.
-Może, ale nie lubię TAKICH kobiet.
-A jakie lubisz?- podchwyciłam.
-Takie jak Ty.- zerknął na mnie, nigdy nie owijał w bawełnę, to w nim uwielbiałam. Mimo, że jego odpowiedź nieco zbiła mnie z tropu nie dałam po sobie tego poznać. Postanowiłam nie brać tego na serio i znowu skomentowałam to śmiechem.
Zauważyłam, że w końcu dojechaliśmy pod dom Niny. Grayson zatrzymał samochód i spojrzał na mnie.
-Dziękuję za podwózkę.
-Dla Ciebie wszystko.- uśmiechnęłam się- Jeśli chcesz mogę przyjechać po Ciebie w poniedziałek rano, pojedziemy razem do pracy.
-Nie chcę Ci robić kłopotu naprawdę...- pokręciłam głową.
-Ależ to żaden kłopot. Mam po drodze.- znowu posłał mi uśmiech. W ogóle ciągle się uśmiechał. Jak Michael...Boże znowu ON. Ciągle siedział mi w głowie i na każdym kroku coś mi go przypominało, to było już naprawdę męczące.
-Skoro tak mówisz, to nie będę się upierać.
-Wspaniale, zatem przyjadę o 8, może być?
-Tak i jeszcze raz dziękuję...za wszystko.
-Naprawdę nie ma za co.- dotknął mojej dłoni, co mnie trochę zdziwiło...No dobra, trochę bardzo, ale nie skomentowałam tego.
-Dobranoc Grayson.
-Dobranoc Victorio.- ostatni raz wymieniliśmy się spojrzeniami i wysiadłam z samochodu. Ruszyłam w stronę domu i w tym momencie zadzwonił mój telefon. Kto to mógł być o tej godzinie? Spojrzałam na wyświetlacz, no tak Michael Jackson we własnej osobie. Automatycznie przypomniał mi się ten cholerny artykuł i od razu odechciało mi się odbierania. Więc zignorowałam ten telefon, a z torebki wyciągnęłam klucze, którymi próbowałam trafić do zamka, ale dźwięk komórki chyba zbyt bardzo mnie rozpraszał.
-Noż cholera jasna!- tupnęłam nogą, wzięłam to irytujące urządzenie do ręki i zamiast nacisnąć czerwoną słuchawkę nacisnęłam tą zieloną. TO BYŁO NIECHCĄCY. Nie musiałam przykładać telefonu do ucha, żeby usłyszeć te krzyki, a raczej ryki...
-Vicki....Vickuś..ko...kochnieee..ja pierdole...prosz..od...odezwij się do m...mnie..- rozpoznałam jego głos od razu, w ogóle ledwo go rozumiałam. Nie wiedziałam co ja mam teraz zrobić, rozłączyć się czy...odezwać?
-Jeśli mnieee..ah odezwij się..bo ja się zabije...i...inaczej i nie żartuje.- byłam pewna, że jest pijany jak świnia, jego przekręcanie wyrazów w piosenkach było niczym w porównaniu do TEGO. Słyszałam też jakieś hałasy i głośną muzykę.
-Michael gdzie Ty jesteś?- mimo wszystko martwiłam się o niego...
-Nie wiem...- jęknął. Dotknęłam czoła.
-Skup się, jeśli mi powiesz to przyjadę po Ciebie.- palnęłam pierwsze co mi przyszło do głowy i chyba podziałało, bo od razu odłożył telefon nie rozłączając się i chyba kogoś się spytał, ale nie zrozumiałam za bardzo, strasznie bełkotał. Za to odpowiedź pewnej pani jak wywnioskowałam po głosie, zrozumiałam aż za dobrze.
-Power House kotku.- usłyszałam przesłodzony głos jakiejś pindy. KOTKU? Kto to w ogóle był?! Znowu poczułam jak zalewa mnie fala złości, ale nie było co się teraz na niego wydzierać, bo i tak by nie zrozumiał.
-Nie ruszaj się stamtąd.- warknęłam i rozłączyłam się. Weszłam w końcu do domu. Zabrałam tylko klucze z komody do samochodu Niny i jak najciszej potrafiłam opuściłam go. Oczywiście, że wiedziałam gdzie jechać. Kto nie zna tego klubu? Najdroższy i najlepszy w LA, głównie przebywały tam gwiazdy, których było stać na takie przyjemnostki. Jak byłeś Michaelem Jacksonem to wejściówkę tam miałeś za darmo. A właśnie Michael...Już nawet zapomniałam o tym artykule i o tym, że pewnie jest tam z jakąś babą, nie myślałam już o tym. Teraz liczył się tylko on. Musiałam go stamtąd jak najszybciej wyciągnąć. Martwiłam się o niego mimo wszystko. Bałam się co ujrzę na miejscu. Wpadłam do tego samochodu i ruszyłam dając gazu. Jechałam naprawdę bardzo szybko, nie przejmowałam się znakami, policją ani niczym innym, w głowie miałam już tylko JEGO.
*******
No i jak? :D Matko myślałam, że nie skończę już tego rozdziału taki długaśny xD Aż 13 stron zapisałam. Ogólnie to w tym rozdziale miało się coś wydarzyć, na końcu, ale jak zobaczyłam ile już tego jest to zwątpiłam i stwierdziłam, że jak jeszcze dopiszę ze cztery strony to będzie zdecydowanie za dużo. Nie chciałam żeby mi jakiś zapychacz wyszedł (chociaż i tak pewnie wyszedł). Zawsze sobie zaplanuje co i ile ma być, a na końcu i tak wychodzi zupełnie inaczej i zwykle dwa razy dłuższe xD Dzisiaj pojawiła się nowa postać, a mianowicie Grayson (kocham to imię xD) co o nim myślicie? Bo mi się tak spodobał, że chyba na jakiś czas go tutaj zostawię xD A co myślicie o Michaelu i Madonnie? Ja mówiłam, że ona tu jeszcze namiesza i to nie raz xD Piszcie wszystko co Wam do głowy przychodzi, jakieś pytania nwm, odpowiem na wszystko!
Pozdrawiam :)

5 komentarzy:

  1. Hej. :)
    Ej ja cię błagam, nie zrób mi tu Mody na sukces, BŁAGAM!!! Każdy będzie się pierdolił z każdym? xD
    Osobiście nasrało się, ale w sumie to według mnie musze pojechać właśnie na tą Vicuś. No kurwa, który facet by tak latał za baba, nieważne co się stało? Może ze dwa trzy razy by się pokazał, wykonał z dziesięć połączeń, wysłał w między czasie dwa razy tyle smsów, a jakby to nie przyniosło żadnych efektów to goń się babo! I dobrze! Można się obrazić, ale jeśli widać, że komuś TAK zależy to mi się wydaje, że ona kurwa lubi go odsyłać z kwitkiem. xD No naprawdę. A teraz wielce zdziwiona, wkurwiona, bo jakieś szmtałwca zobazyła, i tu też znowu. No ja błagam, naprawdę jest tak płytka by w to uwierzyć? :/ xD I ten jej kolega ze studiów... czymś mi on pachnie i mam nadzieję, że właśnie nie będzie tu drugiej Pierwszej Miłości gdzie główna bohaterka miała już pod sobą pół Wrocławia. :/ :D
    No to tyle chyba. Jeśli chodzi o Jacksona no to najebał się jak świnia, i co z tego? Potrzeba matką wynalazków, jak nie szło normalnie to pójdzie tak. I poszło jak widać. :D
    To czekam na nexta teraz i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem! Kurcze, rozdział niczym brazylijska telenowela 😂 Ja to nie rozumiem, po co Mike jeszcze sra się wokół tej Victorii. Kocha ją, no ok, ale jak laska nie odbiera od niego telefonów, wyraźnie go olewa to albo powinien dać sobie z nią spokój, albo wymyślić coś innego. Rozumiem, można się pokłócić, to normalne w związku, ale oni już przesadzają, zachowują się gorzej niż dzieci! Jeszcze media się w to wszystko wtryniają -.- Eh, mam nadzieję, że w końcu się pogodzą, bo mnie osobiście męczy już ta ich kłótnia. Weny i do nexta 😘

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu zebrałam się w sobie aby dać koma, ostatnio najpierw sesja, a po sesji albo wyjazdy albo inne gówna, a potem już mi się odechciało w sumie komentować do czego się przyznam, do tego potem akcja fejsowa (ty wiesz o co chodzi :P) ale że mam dzisiaj chwilę wolą bo za oknem wiatr pizga wszystko, to coś może tutaj sklecę.
    Ogólnie to Madonna zachowywała się jak taka typowa - jak kupisz mi dżinsy to zrobię Ci loda xD Chociaż ona i bez dżinsów by pewnie zrobiła, jeszcze by mu za to dopłaciła xD
    Jak to na studiach ostatnio dojebała mi znajoma - "Ooo! Patrycja ubrała dzisiaj sukienkę, widać że dzisiaj ma egzamin ustny xD"
    No tak, od czasu do czasu i mnie się należy pocisk, z których zawsze potem mam niezłą bekę xD - serio w ten dzień był egzamin ustny, ale z kobietą xD
    A i w tym roku będę mieć ustny z babką od migowego! Nie dość że ustny, to jeszcze rękoma przecież xD
    Dobra wracam do opowiadania xD
    Mike robi z siebie już idiote szczerze mówiąc xD Jak Viki ma takie podejście to niech idzie i szuka innego frajera, broniłam ją do czasu, ale fakt ze po takich staraniach ona nawet nie chce wysłuchać go, to mnie wkurza. Rozmowa nie oznacza, że ma mu dobrze zrobić - wysłuchać, ocenić i ewentualnie potem kopnąć w dupę.
    Mike po swoich przeżyciach mial prawo mieć swoje wizje, może i były błędne ale jesteśmy tylko ludźmi. Ile ja błędow w życiu popełniłam! W Grecji poznałam takie jednego (rumun to był, serio xD) a ja na sam koniec równo zjebałam przed jego wyjazdem, czego potem żałowałam. Rozpadło się, ale w sumie przyjęłam to na klatę i mi przeszło już xD
    Chodzi o to, że często mówi się albo robi coś pod wpływem chwili. Ja też nie wszystko bym wybaczyła (zdrady np nigdy bym nie wybaczyła), ale wysłuchać to nie jest ujma na honorze.
    Co do akcji w barze to każdy odreagować musi xD A to że trochę przesadził to sie zdarza, sama coś o tym wiem xD O tyle na dobrze mu to wyjdzie, że Viki mu na pomoc ruszyła. Oj da mu ona kazanie xD
    Dobra kończę już bo zaraz do mechanika musze jechać :D
    Weny gnojku :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Na wstępie chciałabym powiedzieć, że kocham opisywaną w tym rozdziale rozmowę przez telefon♥♥♥♥
    Mike jak pijany to taki kontaktowy, przyjacielski i otwarty! To przecież takie urocze!

    Nie no koniec z tym zbędnym pieprzeniem jaki to on cudowny, bo przecież każdy wie jaki jest XD
    Co do rozdziału,
    Cud, miód i malina ♥♥ Przezajebistyyyy! Tak jak na górze napisano, brazylijska telenowela =^.^= Ich zachowanie czasami mnie rozwala, a czasem doprowadza do nerwicy. Zachowują się jak dzieci! Michael jest moim zdaniem za bardzo nachalny. Niech da czas na przemyślenie wszystkiego Vicky, a później niech lata z kwiatkami.
    Co do Vicky... Po ostatnim komentarzu mojego autorstwa chyba wiadomo jaka jest aktualnie moja ocena co do tej niesamowicie wkurzającej, lecz mojej ukochanej kobietki.
    Więc, o niej się nie wypowiem dopóki wszystko się nie wyjaśni!!

    Grayson- oczywiście wkurwia mnie ta osoba. Jeden wybryk a wszystko może spieprzyć </3

    Dobrze kończę już moją kreatywną wypowiedź i czekam na nextaa!♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.

    OdpowiedzUsuń