Witam!
♥ ♥ ♥
Znów
przychodzę do Was po długim czasie nieobecności, które było
spowodowane paroma rzeczami, ale jakbym miała tu to wszystko napisać
to wyszłaby z tego książka, a poza tym nie jesteście moją grupą
wsparcia no nie xD Otóż koniec Starego roku, Sylwester i Nowy rok
to były chyba najgorsze okresy w moim życiu, do tego dochodził
zapierdol w szkole, na marginesie dalej się zastanawiam co ja robię
na tym kierunku XD Ale mniejsza o to, ważne jest chyba to, że
przychodzę do Was z nową energią i mam nadzieję, że zostanie ona
ze mną na stałe. Chcę żebyście naprawdę mnie
zrozumieli...okres, w którym nie wstawiałam tu nic na bloga był
dla mnie tak trudny, że po prostu nie byłam w stanie nawet myśleć
o jakimkolwiek pisaniu. Nie robiłam wtedy nic, dosłownie, no oprócz
kłócenia się minimum pięć razy na dzień, użalania się nad
sobą i olewania wszystkiego. Wiele razy miałam myśli, żeby rzucić
ten blog w cholerę, ale tego tym bardziej nie potrafię zrobić.
Wtedy byłabym największą idiotką na tym świecie, nie mogę
odebrać sobie chyba jednej z niewielu, naprawdę niewielu rzeczy,
które sprawiają mi radość. Myślę, że to co ostatnio się u
mnie działo też po części na mnie dobrze wpłynęło, bo
zrozumiałam to i owo i staram się zmienić pewne rzeczy w sobie.
Chcę się w końcu ogarnąć z pewnymi sprawami i na razie do tego
wszystkiego dążę. Mam nadzieję, ze znajdzie się tu kilka osób,
które jeszcze czytają te moje wypociny :) Co do dzisiejszego
rozdziału to powiem tylko tyle, że jest po prostu ponury jak ja
ostatnimi czasy i jakiś czas tutaj nie będzie kolorowo, ale dobra
nie spoileruje już XD
Zapraszam
do czytania i komentowania :)
*****
Zapatrzona
w okno, ukradkiem wycierałam łzy, aby obejść się od zbędnych
pytań taksówkarza, który i tak widząc mnie chciał zdzwonić po
karetkę, bo myślał, że coś mi się stało. Aż tak tragicznie
wyglądam? Tak stało się i to coś poważnego, czuję się pusta w
środku. To już chyba koniec wszystkiego…
-Proszę
Pani…Jesteśmy na miejscu.- z głębokich rozmyślań wyrwał mnie
głos starszego mężczyzny siedzącego za kierownicą. Wzięłam
głęboki wdech i wyprostowałam się. Drżącymi dłońmi sięgnęłam
po portfel, z którego wyciągnęłam 50 dolarów. Zapłaciłam
taksówkarzowi i już chciałam wysiąść kiedy mnie zatrzymał.
-Może
pomogę Pani z tą walizką?- spojrzałam na niego.
-Nie
dziękuję, poradzę sobie.- zarzuciłam na głowę kaptur i
założyłam ciemne okulary. Nie chciałam być na pierwszej stronie
jakiegoś szmatławca z napisem „Narzeczona Jacksona wyczyściła
konto piosenkarza, a teraz ucieka i spokojnie gra zranioną i
zdradzoną kobietę” pewnie coś w tym stylu właśnie by napisali,
nie chcę żadnej sensacji. Zabrałam mój niewielki „bagaż” ze
sobą i chwilę potem stałam pod drzwiami domu mojej przyjaciółki.
Nie musiałam długo czekać, a ujrzałam przed sobą twarz
uśmiechniętego Stefano.
-Witaj…-
spuściłam głowę gdy tylko go zobaczyłam, nie chciałam żeby
mnie oglądał w takim stanie…
-Victoria?-
chyba jednak nie do końca mnie poznał.
-Tak
to ja. Jest Nina?- mówiłam bardzo cicho.
-Tak…oczywiście,
wejdź do środka.- zrobił mi miejsce żebym spokojnie weszła i
oczywiście zabrał moją walizkę.
-Kto
to do jasnej cholery o tej porze?- usłyszałam głos przyjaciółki,
która schodziła po schodach i wpadła wkurzona do korytarza w
szlafroku. Ściągnęłam okulary i bluzę, kiedy mnie zobaczyła
zatrzymała się i zmierzyła mnie wzrokiem, po czym powiedziała:
-Komu
mam wpierdolić?- normalnie na te słowa bym się zaśmiała, ale nie
w tej sytuacji…Nie byłam w stanie jednak powstrzymać swoich
emocji, podleciałam do niej i wybuchłam głośnym płaczem. Wpadłam
w jej ramiona i ściskałam mocno jakbym się bała, że zaraz mnie
opuści. Emocje puściły, zaczęłam krzyczeć, szlochać, nawet
przeklinać...Dostałam jakiś pieprzonych drgawek, nie wiedziałam
co się ze mną dzieje, ale z boku na pewno wyglądałam jakbym
dopiero co wyszła z zakładu psychiatrycznego...Nina chyba była tak
przerażona moim zachowaniem, że nie odezwała się ani słowem,
bała się zrobić cokolwiek. W końcu odsunęła się delikatnie ode
mnie, zabrała moje włosy z twarzy i zwróciła się do swojego
chłopaka, który cała czas stał z nami w korytarzu i nie wiedział
chyba co ze sobą zrobić.
-Stef...idź
na górę.- pokiwał głową w odpowiedzi i zostawił nas same. Wtedy
ja dostałam kolejnego napadu płaczu.
-Nienawidzę
go rozumiesz?! Nie chcę go znać, ani o nim słyszeć!
Po...powiedział, że jestem dziwką...- to słowo ledwo przeszło mi
przez gardło.- Przecież ja...ja go kocham...i nigdy bym mu tego nie
zrobiła...za bardzo kocham tego gnojka!- po minie Niny można było
wywnioskować, że mówiłam mało zrozumiale i wyraźnie, ale jedno
wiedziała na pewno...o kim mówię.
-Skarbie...uspokój
się...idź do salonu, a ja zrobię Ci herbaty na uspokojenie.-
zaczęłam kręcić głową.
-Nie
chcę żadnej herbaty...niczego nie potrzebuję.- ruszyłam w stronę
salonu i usiadłam na kanapie zakrywając twarz dłońmi. Siedziałam
tak chwilę dopóki poczułam jak Nina siada obok mnie. Dotknęła
mojego ramienia, spojrzałam na nią.
-Masz,
pij.- podała mi szklankę z jakąś przezroczystą substancją.
Spojrzałam na nią nieufnie.
-No
pij żesz to.- tak jak mi kazała, jednym duszkiem wypiłam zawartość
szklanki od razu się po tym krzywiąc.
-Boże
to wódka, ohyda...
-A
kiedy wódka była dobra? Powinnaś się poczuć trochę lepiej, a
teraz opowiadaj.- westchnęłam.
********
Gapiłem
się tempo w drzwi, przez które przed chwilą wyszła
Victoria...Upadłem na kolana i ukryłem twarz w dłoniach. Wszystkie
jej słowa uderzały we mnie ze zdwojoną siłą, w głowie miałem
tylko „próbował mnie zgwałcić...” więc dlaczego tak
zareagowałem? Wchodząc do sypialni przed oczami pojawiła mi się
bardzo podobna sytuacja, mająca miejsce dwa lata temu, której do
końca życia nie zapomnę. Tamta noc zniszczyła mi wiele i czuję
że ta również może...Nie powinienem był tak reagować,
ale...czułem dokładnie to samo co wtedy, jakby moje serce ktoś
rozerwał na strzępy. To wszystko wyglądało tak samo, mój brat z
kobietą, którą kochałem nad życie, tyle że tym razem się
myliłem i to ja wszystko zniszczyłem...Przecież od razu powinienem
się domyślić, że to on się na nią rzucił. Nie raz się do niej
wdzięczył i gadał zboczone rzeczy na jej temat. Jakby tego było
jeszcze mało nazwałem ją dziwką. Jak mogłem? Jak mogłem być
takim idiotą? Chwyciłem szybko swój telefon i wybrałem jej numer.
Chyba liczyłem na cud...Na początku nie odbierała, potem odrzucała
każde kolejne połączenie. Po godzinnym wydzwanianiu do niej
zrezygnowałem...Z całej siły rzuciłem komórką o ścianę.
-Znowu
wszystko spierdoliłem!- w akcie kompletnej rozpaczy zacząłem się
drzeć do ściany, ale najchętniej walnąłbym w nią głową z
kilka razy. Boże dlaczego muszę wszystko niszczyć? Za każdym
razem...kiedy jest dobrze, jestem szczęśliwy muszę wszystko zepsuć
chyba nie byłbym sobą gdybym tego nie robił. Czułem się ohydnie,
jak ostatni dupek, którym chyba jednak jestem...Nic już się nie
ułoży, ona mi nie wybaczy ZNOWU. Nie pierwszy raz odwalam jakąś
akcję. Ja nie nadaję się do związku, do miłości, a przede
wszystkim nie zasługują na NIĄ. Po raz kolejny pozwoliłem ją
skrzywdzić, a obiecałem że to już nigdy się nie wydarzy.
Pozwoliłem żeby znowu ktoś ją dotykał i zmuszał....Zapewniałem,
że jest ze mną bezpieczna, a tymczasem? Zawiodłem samego siebie, a
przede wszystkim ją. Po policzku spłynęła mi łza, za nią zaraz
kolejna. Leżałem na podłodze i beczałem jak jakieś dziecko,
czułem się jak jakiś żałosny gówniarz . Przed oczami ciągle
miałem tą scenę, kiedy Jermaine leżał na Victorii...NA MOJEJ
Victorii. Znów poczułem ten niewyobrażalny gniew i chęć wyżycia
się na kimś. Przesiedziałem w pokoju jakieś dwie godziny na
ryczeniu i użalaniu się nad sobą. A już dawno powinienem zrobić
to co właśnie miałem zamiar. Otarłem twarz ze wszystkich łez i
podniosłem się z podłogi. Jak torpeda ruszyłem do pokoju tego
sukinsyna z myślą, że tam go zastanę, ale jednak nie.
Przeszukałem całe piętro, następnie zszedłem na dół, do
salonu. Siedział rozwalony na mojej kanapie, oglądając moją
telewizję, w MOIM DOMIE. Widocznie już wytrzeźwiał, za to ja
czułem się jak pijany.
-W
tej chwili masz stąd wypierdalać.- powiedziałem przez zaciśnięte
zęby, czując jak moje całe ciało się napina. Spojrzał na mnie i
wstał z kanapy.
-Mike
no co Ty...chodzi Ci o tamto? Chyba już się na mnie nie gniewasz?
Ja tylko chciałem Ci pokazać, że ta suka jest fałszywa i na
Ciebie nie zasługuje. Kiedy Cię nie było, sama do mnie przyszła
i...- w tym momencie się zaśmiał- prosiła wręcz żebym ją
przeleciał, mówiła, że Cie nie kocha, chce wydoić od Ciebie
tylko kasę i jesteś słaby w łóżku. Co miałem zrobić? Jestem
tylko facetem...- nie mogłem dłużej słuchać tych bzdur.
-Zabije
Cię przysięgam!- po raz kolejny dzisiaj rzuciłem się na niego z
łapami, jedyne co zdążyłem zrobić to przywalić mu w twarz,
którą i tak miał już poobijaną. Zachwiał się i upadł na
podłogę. Chyba moi ochroniarze byli w pobliżu, bo po chwili
poczułem jak jeden z nich mnie odciąga.
-Michael
do kurwy nędzy uspokój się w końcu!- George trzymał mnie mocno
za ramiona.
-Hahaha
tylko na tyle Cię stać?- splunął krwią na dywan i podniósł
się- Taki z Ciebie prawdziwy facet, że żadnej laski nie potrafisz
przy sobie utrzymać? Ciekawe dlaczego, nie?
Nikt
już Cię nie chce i powiem Ci jedno, zostaniesz sam do końca życia.
Jesteś naiwny i tak żałosny, że aż śmiechu warte. Bądź sobie
tym całym wspaniałym i zakichanym Królem Pop'u, a jedyne kto Cię
będzie kochał to Twoje „faneczki”. Zbudowałeś sobie jakiś
plac zabaw, a nie dom i co myślisz, że zawsze będziesz się tutaj
chować? Siedź se w tej zasranej Nibylandii dzieciaku i zdychaj sam
w samotności!- przez cały czas miałem łzy w oczach i po raz
kolejny dzisiaj czułem jak ktoś rozrywa mi serce. Tak zachowuje się
brat? On już od dawna nie zasługiwał na bycie moim bratem...Z
całych sił próbowałem wyrwać się ochroniarzowi, a kiedy mi się
to w końcu udało chwyciłem tego gnoja za szmaty i obijając się z
nim o ściany wyprowadziłem go na zewnątrz.
-Wynoś
się z mojego życia na zawsze śmieciu, nie chcę Cię nigdy więcej
oglądać na oczy. Nie zbliżaj się do mnie i do Victorii, bo
inaczej połamię Ci wszystkie kości.- wycedziłem ledwo łapiąc
oddech i rzuciłem nim o ziemię. Odwróciłem się napięcie i
wróciłem do domu.
-Zróbcie
z nim porządek, tak samo z jego rzeczami. Od dzisiaj ma zakaz wstępu
do Neverlandu, zrozumiano?- zwróciłem się do ochroniarzy, Matt i
Jake pokiwali głowami i zmieszani odeszli.
-Michael...chcesz
pogadać?- George nie tylko dbał o moje bezpieczeństwo, ale również
był moim przyjacielem, mimo to nie miałem ochoty z nikim teraz
rozmawiać.
-Masz
nikogo tutaj nie wpuszczać, z rodziny ani tym bardziej z wytwórni,
nie ma mnie w domu, wyjechałem, nie wiem...wymyśl coś.- oczywiście
zignorowałem jego pytanie i chciałem odejść, ale znowu mnie
zatrzymał.
-Mogę
chociaż coś dla Ciebie zrobić?- westchnąłem i spuściłem głowę.
-Dowiedz
się gdzie jest Victoria.- spojrzałem mu w oczy błagalnym i pełnym
przepełnionym żalu wzrokiem. Poklepał mnie po ramieniu i odszedł.
A ja sam jak najszybciej, niezauważony udałem się do sypialni, w
której zamknąłem się na klucz. Chwyciłem w dłoń różową
bluzę Victorii i kładąc się na łóżku „przytuliłem” się
do niej.
******
-Rzuciłam
w niego pierścionkiem i wyszłam. Po prostu...wyszłam...-
powiedziałam to z trudem wycierając kolejne łzy z policzków.
Czułam, że coś mi zaraz wypali oczy, tak strasznie piekły.
Spojrzałam na twarz mojej przyjaciółki, która wyrażała głębokie
zdziwienie i jakby...kompletną bezradność?
-To
może teraz ja się napije...- stwierdziła po czym pociągnęła z
gwinta dość spory łyk wody, chociaż pewne sama w tamtym momencie
chciała napić się czegoś mocniejszego to nie mogła, bo przecież
była w ciąży.
-Wiesz
co? Mi od początku ten Jermaine się nie podobał, od razu z mordy
widać, że to skurwiel, ale nieeee bo Vickusia i świętojebliwy
Jackson są tacy dobroduszni, to teraz macie za swoje. Uroczyście
oświadczam, że ten gnój rozwalił Wam związek. Po co żeście go
tyle w domu trzymali? Żarł, bawił się i chodził na dziwki za
Waszą kasę i co z tego macie? Tylko złamane serca.- zawsze była
szczera...chyba już się nawet przyzwyczaiłam, ale...oczywiście
jak zwykle nie wiedziałam co powiedzieć, a że nie chciałam się
nad sobą użalać nie mówiłam nic.
-I
nie becz już no.- powiedziała kiedy zobaczyła moje zaszklone oczy,
westchnęłam.
-On...zdążył
Ci coś zrobić? Bo tego mi nie powiedziałaś...
-Nie...-
szepnęłam i podkuliłam nogi pod brodę, wyglądałam jak
naburmuszone dziecko.
-Vicki
nie obrażaj się, powiedziałam tylko co myślę.
-Nie,
Ty dałaś mi do zrozumienia, że to wszystko moja wina. No pewnie,
bo przecież to ja sama na siebie rzuciłam się z łapami i to ja
się oskarżyłam o zdradę!- oczywiście nie mogłam pohamować
swoich emocji.
-Ale
ja nie powiedziałam, że TO Twoja wina. Powiedziałam, że gdyby nie
Jermaine i to że pozwoliliście mu u siebie zamieszkać do niczego
by nie doszło. Oczywiście winię też Michaela za to, że tak
zareagował. Chociaż...myślę, że jeśli Ty byś go zobaczyła w
takiej scenie w roli głównej z Madosuką to pomyślałabyś
dokładnie to samo.
-Nie
prawda.- prychnęłam zaprzeczając od razu. Ah kogo ja chciałam
oszukać.
-Hahah
prawda, prawda. Już ja Cię znam, dzisiaj dałaś mu po ryju, a w
takiej sytuacji to w ogóle byś go tam zajebała.
-A
co miałam zrobić?- odwróciłam się twarzą do niej- Tłumaczyć
się jeszcze bardziej i błagać na kolanach, żeby mi uwierzył?
Próbowałam mu to wyjaśnić! Ale on nie chciał słuchać.
-Dobrze,
nie denerwuj się. Ale Ty też...
-Co
ja znowu?- przerwałam jej.
-Kiedy
Jackson zaczął już kontaktować i myśleć logicznie mogłaś
zostać i opowiedzieć mu na spokojnie jak było naprawdę, a nie też
spierdoliłaś i zadowolona z życia. No też rozumiem Twoje
zachowanie, miałaś prawo tak zareagować, ale patrz gdyby nie takie
małe błędy teraz byście jakieś dzikie orgie odstawiali, było by
miło, a tak co? Jedno mi ryczy tu, a drugie tam.- prychnęłam.
-No
co? Ja już widzę tego Twojego jak beczy w poduszkę, wy to się
jednak nadajecie.
-Ty
już tak nie gadaj...kiedyś Ci się podobał.- „delikatnie”
zwróciłam uwagę.
-Pfff
nooo ta mhmm podobał mi się, ale jego tył, choć przód też ma
całkiem niezły.- szturchnęłam ją, a po chwili się zaśmiałyśmy-
Vicki każda laska, która zobaczy takiego faceta ma kisiel w
majtkach przynajmniej przez miesiąc, a potem kiedy już codziennie
spędzasz z nim czas, nie jest już dla Ciebie chodzącym Bogiem
seksu, a zwykłym facetem jak cała reszta.- wzruszyła ramionami, co
prawda to prawda.
-Nina?
-Tak?
-Mogę
u Ciebie zostać na noc...?
-Myślałam,
że po tej rozmowie wrócisz do domu.- spojrzałam na nią
dwuznacznie- Żartowałam przecież, możesz tutaj zostać ile
chcesz.
-Coś
czuję, że to potrwa więcej niż jedną noc...- spuściłam wzrok.
-Wszystko
się ułoży, zobaczysz.- przytuliłam ją.
-Dziękuję
Ci, że ze mną jesteś.
-Zawsze
będę, pamiętaj.- pocałowała mnie we włosy. W tym momencie
usłyszałam PO RAZ KOLEJNY dźwięk mojej komórki, oderwałam się
od Niny i spojrzałam na wyświetlacz. No zgadnijcie kto
dzwonił...szanowny Król Pop'u. Prychnęłam pod nosem i odrzuciłam
połączenie od razu. Nina spojrzała tylko na mnie smutno, po czym
powiedziała:
-Może
jednak powinnaś z nim pogadać...Wiesz skoro dzwoni to widocznie
przemyślał i chce przeprosić.
-Pff
teraz to niech mnie w dupę pocałuje.- blondynka tylko westchnęła,
wiedziała że i tak nic nie ugra, bo ja i tak zrobię po swojemu.
Byłam za dumna żeby odezwać się do niego pierwsza, a nawet
odebrać głupi telefon.
-Dobra
Vicki spadamy do spania, bo środek nocy już jest.- zwróciła mi
uwagę pokazując godzinę na moim telefonie. Fakt była już 3 w
nocy, nieźle się zasiedziałyśmy.
Nina
zaprowadziła mnie do pokoju gościnnego zaraz obok ich sypialni, nie
wiem czy się o mnie bała czy jak...Co ja pięć lat mam? Mam
nadzieję, że nie będzie przyłazić do mnie w nocy i sprawdzać
czy oddycham w ogóle, a wiem że i do tego jest zdolna. Zostawiła
mnie w końcu samą więc ja nie wiele myśląc wzięłam naprawdę
ekspresowy prysznic, musiałam się jakoś orzeźwić, a letnia woda
mi w tym pomogła. Potem jak najszybciej położyłam się do łóżka,
choć wiedziałam, że to będzie bardzo długa noc....
********
Tydzień
później wcale nie było ze mną lepiej. Dodatkowe leżenie i nic
nierobienie wcale mi nie pomagało w niczym, wręcz jeszcze bardziej
dołowało. Miałem tak po prostu wyjść do ludzi? Nawet Jess nie
byłem w stanie spojrzeć w oczy po tym wszystkim. Już o wszystkim
wiedziała, a jakże. Wszyscy zresztą wiedzieli...Nawet media już
zaczęły trąbić, że Victoria mnie zostawiła, znaczy niektórzy
mówili, że ona mnie zostawiła a niektórzy, że ja ją. Wymyślali
jakieś absurdalne plotki na nasz temat, usłyszałem nawet, że się
nad nią ZNĘCAŁEM FIZYCZNIE. Wow nie wiedziałem o tym, fajnie że
ktoś mi w końcu o tym powiedział. Czułem się jak totalne gówno,
a dobijało mnie wszystko, media, Ci wszyscy ludzie którzy
pierdolili tylko sami nie wiedząc co. Nawet pogoda za oknem mnie
dobijała wszystko, po prostu wszystko. Etap użalania się nad sobą
i beczenia po kontach przeszedłem pomyślnie, teraz zaczął się
etap wyżywania na wszystkich i obwiniania, jakby to inni wokół
byli winni. Chodziłem tylko wkurwiony i warczałem chociażby na
każdego kto powiedział mi tylko „dzień dobry”. Raz zadzwonił
do mnie Slash, zapewne z bananem na ryju zapytał:
-To
co idziemy dzisiaj na browara i jakieś panienki?
-Nigdzie
z Tobą nie pójdę.- warknąłem od razu.
-Ej
stary ja rozumiem kurwa, że Cię dziunia w dupę kopnęła, ale tego
kwiatu jest pół światu w końcu nie?- zaśmiał się, nie
odezwałem się- A tak swoją drogą to skoro już nie jesteś z
panną Lancaster to mogę się za nią zabrać ? W końcu niezła
dupa z niej...Raczej nie będziesz mieć nic przeciwko nie?- zapytał,
a we mnie się aż zagotowało.
-TYLKO
SPRÓBUJ JĄ DOTKNĄĆ CHOĆBY JEDNYM PALCEM TO CI TAK DOPIERDOLE ŻE
NA KONCERTACH CIĘ NIKT NIE POZNA.- wydarłem się pod razu do tej
słuchawki.
-Ludzie!
Gdzie kamera? Jackson przeklina!- ryknął śmiechem, a mnie jeszcze
tylko bardziej zirytował.
-Wal
się.- odpowiedziałem i się rozłączyłem, nie miałem ochoty na
jakieś durnowate żarty w tamtej chwili.
Dlatego
właśnie najwięcej czasu spędzałem w swojej sypialni, żeby nie
musieć na nikogo patrzeć i słuchać irytujących pytań „Panie
Jackson wszystko w porządku z panem? Może po kogoś zadzwonić?”
Gówno jest w porządku, nic nie jest w porządku. Ja nie wiem
chciałem tylko spokoju, ale każdy zawracał mi tylko dupę i robił
ze mnie ofiarę losu. Oni wszyscy wiedzieli dobrze co się ze mną
dzieje, więc po co głupio pytali? Żeby mnie jeszcze bardziej
wnerwić? To im się udało. Zrobiłem się chamski, opryskliwy i do
tego zacząłem kląć jak szewc, super... Wolałem siedzieć sam
zamknięty niż każdego traktować jak śmiecia. Nikt tu oprócz
mnie nie był winny. Kiedy siedziałem przy biurku w swoim gabinecie
pisząc tekst piosenki, a raczej PRÓBUJĄC skleić parę sensownych
wersów, znów ktoś postanowił zakłócić mój spokój, próbując
wejść do środka, zresztą bezskutecznie.
-Czego?!-
warknąłem i zrobiłem spory łyk brandy. Tak zapomniałem
wspomnieć, że alkohol stał się moim dobrym przyjacielem. Wiem,
jestem żałosny...
-Michael
to ja George, otwórz te cholerne drzwi.- podniosłem się i
odkluczyłem drzwi i wróciłem na miejsce, ignorując go.
-Możesz
mi powiedzieć co Ty odpierniczasz?- spojrzał na mnie wkurzony,
odchrząknąłem.
-Nic,
o co Ci chodzi?
-Zamykasz
się ciągle, prawie w ogóle nigdzie nie wychodzisz i na każdego
warczysz jak jakiś pies. Możesz mi powiedzieć dlaczego?
-Bo
mam taki kaprys?- spojrzałem w końcu na niego.
-Jackson
co się z Tobą dzieje? Tobie tu po prostu odwala!- wytrzeszczyłem
na niego oczy. Nigdy na mnie nie krzyczał...
-Kurwa
teraz ja pytam, o co Tobie chodzi? Czy każdy musi się mnie ciągle
czepiać? Mało mam
swoich problemów?! - wstałem od stołu i podszedłem do niego.
-Których
zresztą sam sobie narobiłeś. Słuchaj nie będę dla Ciebie miły
patrząc na to jaki Ty jesteś dla innych. Są jeszcze ludzie którzy
chcą Ci pomóc, ale Ty masz to głęboko w dupie.- nie mogłem tego
słuchać, w miarę spokojnie zadałem mu pytanie, który słyszał
50 razy na dzień.
-Znalazłeś
w końcu Victorię?
-Nie,
szukamy jej cały czas.- myślałem, że dostanę szału.
-Ile
macie jeszcze zamiar jej szukać? Aż się dowiem od policji, że
znaleźli ją w jakimś rowie?!
-Jakim
rowie? Człowieku uspokój się!- zacząłem chodzić po całym
pomieszczeniu, w kółko.
-Jak
mam się uspokoić jak nie mam z nią kontaktu od tygodnia! Nikt nic
nie wie! Czeski film kurwa! A ja się pytam kto ma wiedzieć? Nie
wiem gdzie pojechała, czy coś sobie zrobiła, a może ktoś jej coś
zrobił?- byłem po prostu na skraju załamania nerwowego. MUSIAŁEM
WIEDZIEĆ GDZIE ONA JEST.
-Niby
kto? Sebastiana już załatwiliśmy.
-No
i co? A Ty myślisz, że on nie ma swoich ludzi? Jest psychopatą!
-Wyjechała
z Neverlandu taksówką, gdyby pojechała swoim samochodem od razu
byśmy ją namierzyli, ma zamontowany GPS od dawna. Może jest u
swoich rodziców, nie wiem jakiejś przyjaciółki?
-Dzwoniłem
do rodziców nie ma jej tam, nawet nie wiedzieli, że się
pokłóciliśmy więc na pewno nie wiedzą gdzie ona jest. Dzwoniłem
do jej znajomych nic, do Niny i Alex też nic! Bo nawet nie odbierają
ode mnie telefonu, a przecież nie wiem gdzie mieszkają. Dzwoniłem
do jej szefa, powiedział że Victoria wzięła kilka dni wolnego. I
co ja mam teraz zrobić? Albo rzeczywiście nikt nic nie wie, albo
wszyscy rżną głupa.- westchnął tylko na moje słowa. No tak co
mógł mi powiedzieć? Nic nie mieliśmy.
-Głównie
przyszedłem tutaj żeby Ci powiedzieć, że Janet czeka na dole.-
powiedział po chwili ciszy.
-No
pewnie jeszcze tej mi tutaj brakuje!- nigdy tak się o niej nie
wyrażałem, ale byłem tak wściekły, że sam nie wiedziałem co
już mówię.
-Ja
nie będę po raz kolejny wymyślać bajeczek, że nie ma Cię w domu
i jesteś wielce zawalony robotą, nagrywanie, studio i jakieś inne
pierdoły jak i tak dobrze wszyscy wiedzą, że siedzisz na dupie w
domu.
-Mówiłem
Ci, że nie chcę się z nikim widzieć, TYM BARDZIEJ z rodziną.
-Gówno
mnie to obchodzi.- i wyszedł. Aha? No pewnie niech każdy sobie robi
co chce i odzywa się do mnie jak do byle kogo. Zero szacunku, w
ogóle traktują mnie jak swojego kolegę, a nawet gorzej. I jak ja
mam się nie denerwować, kiedy otaczają mnie tacy ludzie?
Usiadłem
z powrotem za biurkiem, ale nie było mi dane po raz kolejny
nacieszyć się samotnością. Do pokoju jak huragan wpadła Janet,
nie podleciała do mnie tak jak zwykle żeby mnie wycałować i
wytulić bo jak ona to zawsze mówiła „nie wiadomo kiedy znowu
ujrzę ten Twój kudłaty łeb”, przypominając to sobie
uśmiechnąłem się w duchu. Chyba miałem na czole napisane coś w
stylu „lepiej nie podchodź, grozi śmiercią” bo kiedy mnie
zobaczyła chyba zwątpiła, westchnąłem.
-Nie
przywitasz się?- spytałem czekając na jakąkolwiek reakcję z jej
strony.
-A
nie zabijesz mnie?- normalnie bym się zaśmiał. Widziałem że była
zła, ale mimo wszystko podeszła do mnie i mocno przytuliła.
Ah...tak bardzo mi tego brakowało, tylko szkoda że to nie była
Vicki...Chociaż i tak powinienem się cieszyć, że chociaż Jan
mnie nie olała tak jak większość kiedy dowiedzieli się co
odwaliłem. I nawet im się nie dziwię...
Staliśmy
tak dobre pięć minut, a ja nie chciałem się od niej odkleić,
potrzebowałem tego, poza tym nie chciałem by zobaczyła łzy w
moich oczach. Tak, grałem twardziela przed wszystkimi dlatego byłem
taki wredny, mimo że w środku byłem bardzo kruchy.
-Piotrusiu...-
pogłaskała mnie po włosach.
-Tak
Dzwoneczku?- mruknąłem w jej włosy.
-Masz
wpierdol.- klepnęła mnie porządnie w tyłek, aż podskoczyłem. No
tak Janet nigdy nie przebierała w słowach. Rozsiadła się wygodnie
w fotelu i zaczęła świdrować mnie wzrokiem, do tego stopnia, że
nie wiedziałem gdzie mam podziać wzrok.
-Kiedy
ostatnio byłeś w studiu?- przewróciłem oczami i zacząłem
przeglądać jakieś papiery w nadziei, że gdy zobaczy mnie
„zapracowanego” szybciej sobie pójdzie.
-Pracuję
w domu.- odchrząknąłem udając wielce skupionego.
-Nie
wysilaj się, widzę że udajesz. I lepiej odłóż te kartki, z
których i tak pewnie nic nie rozumiesz.- przejrzała mnie, jak
zwykle zresztą.
-Jan
nie mam czasu na pierdoły. Byłbym Ci wdzięczny gdybyś już sobie
poszła.- powiedziałem mało delikatnie. Wywaliła na mnie oczy.
-Ze
Slashem się widziałeś, że jesteś taki wredny?
-Mam
powód to jestem.
-Co
się z Tobą dzieje?- wzniosłem oczy ku górze, to pytanie za każdym
podnosiło mi ciśnienie, tym razem też. Wstałem od razu.
-Ja
pierdole no! Mówię Ci, że jestem zajęty, a Ty zawracasz mi
gitarę. Masz zamiar mi matkować teraz? Nie mam czasu, ile razy mam
Ci to jeszcze powtarzać? Wtrącasz się tam gdzie nie trzeba. Z
łaski swojej zajmij się sobą, a mi daj święty spokój do
cholery.- znowu wybałuszyła na mnie oczy. No tak...nigdy się tak
do niej nie odzywałem, nigdy. Nie wiem co się ze mną działo w tym
momencie, ale byłem cały nabuzowany. Kiedy pierwszy szok już minął
wstała i podeszła do mnie szybkim krokiem i popchnęła tak, że
dupą znowu klapnąłem na fotel.
-Wiesz
co Michael? Zachowujesz się jak zwykła świnia tyle Ci powiem. Ja
chcę Ci pomóc, wychodzę do Ciebie z ręką, żeby po raz kolejny
wyciągnąć Cię z jakiegoś gówna, które na marginesie sam
zrobiłeś, a Ty zachowujesz się jak jakiś pieprzony panicz!-
łaziła ciągle w kółko, machając rękoma ze zdenerwowania, nie
nadążałem za nią powoli- Zamiast być mi wdzięczny, bo
przyjechałam do Ciebie taki kawał drogi to Ty na mnie warczysz i
jesteś wręcz bezczelny. Zamiast podziękować, że chociaż ja się
Tobą zainteresowałam, bo inni mają Cię głęboko w dupie, Ty
zachowujesz się jak dupek!- nie pisnąłem nawet słowa, słuchałem
i krzywiłem się co chwilę. No co ja jej miałem powiedzieć?
-Przepraszam....-
mruknąłem po chwili spuszczając łeb. Stała z założonymi rękami
i patrzyła na mnie morderczym wzrokiem.
-Nie
słyszałam.
-Przepraszam
do cholery!- podszedłem do okna i oparłem się rękoma o parapet.
Nie odzywaliśmy się chwilę do siebie, ale postanowiłem ją w
końcu o coś zapytać. Jakby mnie nagle oświeciło.
-Ona
jest u Ciebie?
-Kto?
-Victoria...
-Myślisz,
że jakby była to bym Ci tego nie powiedziała od razu?- walnąłem
pięścią w ścianę. Miałem już dość wszystkiego...
-Robisz
się zbyt agresywny, nie poznaję Cię.- znowu przewróciłem oczami.
-Jestem
agresywny, bo nigdzie jej nie ma! A w dodatku każdy mnie tylko o to
wini.- wiedziała o co mi chodzi, na pewno Jessica jej wszystko
wypaplała.
-A
dziwisz się?- odwróciłem się do niej z kpiącą miną.
-A
to ja się do niej dobierałem czy Jermaine?- warknąłem.
-A
Jermaine oskarżył ją o zdradę czy Ty?! Wiesz jak ona wtedy
musiała się poczuć?
-A
czy Ty wiesz jak ja się poczułem kiedy zobaczyłem jego brudne
łapska na mojej kobiecie? Gówno wiesz.- znów odwróciłem się do
niej tyłem.
-Michael
rozumiem Cię, ale zamiast się na nią wydzierać powinieneś ją
najpierw wysłuchać. Może inaczej to by się wtedy potoczyło.- nie
odzywałem się, wiem że ma rację dlatego siedziałem cicho.
-A
co z tym imbecylem zrobiłeś?- od razu wiedziałem o kim mowa. Jak
tylko o nim wspomniała to ciśnienie od razu mi się podniosło, aż
zacisnąłem pięści.
-Wywaliłem
go stąd na zbity pysk.
-I
bardzo dobrze, ale oprócz tego obiłeś mu mordę.
-Wybacz,
nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności.- westchnęła.
-Siedzi
teraz u rodziców...-prychnąłem pod nosem kręcąc głową.
-Nic
nowego.
-A
co z Victorią, wiadomo już coś?
-Nie
ma z nią żadnego kontaktu, ochroniarze jej szukają, ale oczywiście
nic nie mają. Nie wiem za co im płacę, chyba za drapanie się po
dupie, bo w ogóle nic nie robią. Jak nie zaczną w końcu działać
to pójdę na policję, nie wiem kurwa poruszę niebo i ziemię żeby
ją znaleźli!
-Po
pierwsze uspokój się, nerwy tu nic nie dadzą, a po drugie Ty i tak
nic nie zdziałasz więc zamiast ciągle ględzić zabrałbyś się w
końcu za coś pożytecznego. Na przykład odwiedziłbyś w końcu
studio, kiedy tam byłeś ostatnio?
-Nie
wiem i szczerze mam to w dupie.- powiedziałem obojętnie.
-Michael
masz swoje obowiązki i nie możesz ich zaniedbywać.
-Będę
robić co mi się podoba i nikomu nic do tego.
-Co
na to wszyscy, Quincy, producenci, wszyscy którzy dla Ciebie harują
ich też masz w dupie? Może jak wziąłbyś się za nagrywanie
piosenek chociażbyś zajął na chwilę czymś głowę.
-Nagrywaniem
piosenek...-powtórzyłem, patrząc tępo w jeden punkt i
zastanawiając się intensywnie nad...- Muszę jechać do studia!-
jakbym nagle dostał olśnienia. Janet patrzyła na mnie jak na
debila i pewnie tak wyglądałem, ale nie to było teraz ważne.
Ważne było to, że chyba wiedziałem jak się dowiedzieć gdzie
jest Victoria.
-Ty
się dobrze czujesz?- spojrzała na mnie podejrzliwie. No tak
najpierw mówię, że mam w dupie studio, a teraz z bananem na ryju
chcę tam jechać. Podleciałem do niej.
-Przecież
Nina jest sekretarką w Epic Records! Rozumiesz co to oznacza?-
spytałem trzymając ją za ramiona.
-Nie?
-Że
skoro nie odbiera ode mnie telefonu to wie gdzie jest Victoria!
-No
może, ale...- przerwałem jej.
-Dziękuję
Ci za wszystko, ale teraz muszę jechać.- pocałowałem ją w
policzek i wyleciałem z gabinetu jak torpeda. Usłyszałem tylko jak
moja siostra coś za mną krzyczy, ale nie słuchałem jej w ogóle
tylko jak najszybciej pobiegłem do George'a. Znalazłem go w końcu
kuchni, kiedy tam wpadłem zawzięcie rozmawiał o czymś z Jess, ale
gdy tylko mnie zobaczyli przestali.
-Zbieraj
się, jedziemy.- rzuciłem do niego od razu.
-Ale
co, gdzie?
-Do
studia, natychmiast!- byłem podekscytowany, ale jednocześnie
zestresowany.
-Rozumiem,
że zachciało Ci się pośpiewać do mikrofonu, ale po co Ci tam
teraz ja? Weź jakiegoś młodego ze sobą.- wywróciłem oczami.
-Nie
będę śpiewać, muszę porozmawiać z Niną, ona na pewno wie gdzie
jest Vicki.
Od
razu wstał od stołu i bez zbędnych pytań udał się ze mną do
wyjścia. Wsiedliśmy do
czarnego
mercedesa i ruszyliśmy od razu do centrum. Poganiałem go ciągle,
nawet jak staliśmy w korkach.
-Uspokój
się do cholery, przecież nie polecę nad nimi.
-Nie
obchodzi mnie co zrobisz, chce już tam być!- irytowałem się coraz
bardziej, droga zamiast się skracać to coraz bardziej mi się
dłużyła.
-Zaraz
Cię stąd wywale i pójdziesz na pieszo! Ciekawe jak daleko
dojdziesz.- oparłem się o fotel i już się nie odzywałem. W końcu
po pół godzinie dojechaliśmy na miejsce. Założyłem tylko czarne
okulary i wyleciałem z auta. Pobiegłem od razu do recepcji, w
której jak zawsze siedziała uśmiechnięta Nina, ale kiedy tylko
mnie zobaczyła mina jej zrzedła. Mało tego postanowiła nawet ode
mnie uciec, ale od razu ją „dopadłem”.
-Nina...
-Michael,
czego Ty chcesz?- spytała wprost.
-Powiedz
mi tylko...gdzie ona jest?- westchnęła przeciągle odwracając ode
mnie głowę. Złapałem ją za ręce próbując nawiązać kontakt
wzrokowy.
-Obiecałam
jej, że nic Ci nie powiem.
-Ale
ja muszę wiedzieć zrozum to.- spojrzała mi w oczy.
-Jest
u Ciebie?
-Puść
mnie, jestem zajęta, muszę iść.- oczywiście, że nie pozwoliłem
jej odejść, ścisnąłem ją jeszcze bardziej. Spojrzała na mnie
przerażona.
-Powiedz
mi gdzie ona jest do cholery.- wycedziłem przez zęby, skoro prośby
nie pomagają to delikatny też nie będę.
-I
myślisz, że co? Pojedziesz sobie do niej tak o i Ciebie wpuści?
Człowieku ona nie chcę z Tobą rozmawiać, a nawet o Tobie słyszeć!
Próbowałam ją do tego przekonać, żeby odebrała w końcu od
Ciebie głupi telefon, ale jest uparta jak osioł, zresztą tak jak
Ty. I jak mnie zaraz nie puścisz zawołam ochronę.- powiedziała
stanowczo. Puściłem jej ręce.
-Nina
przepraszam...ale ja już nie wiem co mam robić.- powiedziałem
kompletnie bezsilny.
-A
co ja mam zrobić? Mam ją siłą do Ciebie przekonać? Musisz dać
jej czas, ona jest zbyt zraniona żeby teraz z Tobą rozmawiać.
Zrozum to.
-Dobrze,
ale powiedz mi chociaż gdzie jest. Proszę, błagam Cię!
-Ona
mnie zabije...- pokręciła głową.
-Jest
u Ciebie prawda? Tylko mi to potwierdź...- nie odzywała się przez
chwilę, patrzyła ciągle gdzieś na boki. Dla mnie to była
wystarczająca odpowiedź. Musiała być u niej, innego wyjścia nie
było.
-Dziękuję
Ci.- rzuciłem szybko i od razu popędziłem do wyjścia.
-Mike
stój! Wszyscy się o Ciebie pytają, co mam powiedzieć
Quincy'emu?!- zatrzymałem się na chwilę i potarłem nerwowo czoło.
-Że
biorę sobie wolne.
-Ale
Ty nie możesz od tak wziąć sobie wolne!
-To
nie wiem, wymyśl coś. Ja muszę już iść! - krzyknąłem w biegu.
Chwilę potem wpadłem do samochodu, gdzie czekał na mnie
zniecierpliwiony ochroniarz. Kiedy mnie zobaczył chciał wyrzucić
papierosa przez okno, ale wręcz mu go wyrwałem i sam się
zaciągnąłem i chyba trochę za bardzo... bo dostałem takiego
napadu kaszlu, że myślałem że zaraz płuca wypluje.
-Co
Ty odwalasz?!- wyrwał mi fajkę i wywalił przez okno. Spojrzałem
na niego krztusząc się jeszcze dymem.
-Palę!
A raczej pal...paliłem.- znowu zacząłem kaszleć.
-Przecież
Ty nie palisz człowieku.
-Raz
na ruski rok mi na zaszkodzi, poza tym sam ciągniesz jak smok.
-A
Ty co teraz zaczniesz chlać, palić i ćpać bo Cię Victoria
zostawiła? Ogarnij się wreszcie!
Nie
paliłeś nigdy i nie będziesz tego robić, tak samo radzę Ci się
opanować z piciem jak nie chcesz żeby w mediach znowu o Tobie
gadali.
-I
tak gadają.- prychnąłem.
-A
teraz powiedzą w końcu prawdę.- zamknąłem się.
-I
czego się dowiedziałeś?- odezwał się po chwili.
-Musisz
zdobyć adres Niny. Victoria u niej jest.
-Powiedziała
Ci to?
-Nie
w prost.
-Więc
skąd wiesz?- wywróciłem oczami.
-Bo
to logiczne, że jest u swojej przyjaciółki, która powiedziała,
że jak mi powie prawdę to ona ją zabije!
-Dobrze
nie unoś się tak, muszę mieć pewność. Nina Johnson?
-Ta.-
mruknąłem.
-Wiem
gdzie ona mieszka.
-Skąd?-
ożywiłem się od razu.
-Raz
odwoziłem ją do domu, Victoria mnie poprosiła wtedy.
-No
to na co czekasz?! Jedziemy tam!
-Michael
Ty jesteś głupi czy tylko głupiego udajesz?- spojrzał na mnie z
ukosa.
-O
co Ci znowu do cholery chodzi?
-O
to, że Nina na pewno zadzwoniła do Vicki i jej wszystko
powiedziała, więc albo wyszła teraz z domu, a nawet jeśli nie to
wie, że przyjedziemy i na pewno Ci nawet nie otworzy.- zastanowiłem
się na chwilę.
-Więc
co proponujesz?
-Jutro
tam pojedziemy, z zaskoczenia. Wyślę jakiegoś młodego pod dom
Niny, niech ją obserwuje. Jak będzie siedzieć w domu i najlepiej
żeby była sama to wtedy młody da nam cynk i pojedziemy. Pasuje?
-Pasuje.-
powiedziałem mało zadowolony.
-No
chociaż raz mnie posłuchałeś. Wracamy do domu czy chcesz gdzieś
jeszcze jechać?
-Do
domu...-mruknąłem i odwróciłem twarz w stronę okna.
*******
Byłam
sama w mieszkaniu. Nina i Stefano byli jeszcze w pracy. Dochodziła
godzina 14, a ja od rana leżałam zakopana w pościeli z toną
chusteczek wokół siebie. Żeby chociaż trochę poprawić sobie
humor postanowiłam pooglądać telewizję, włączyłam pierwszy
lepszy kanał i co zobaczyłam? 50 Twarzy Grey'a....Serio? Ciągle to
puszczają, jakaś ironia losu po prostu. Normalnie bym to obejrzała,
ale za dużo wspomnień z Michaelem...nawet durne filmy mi go
przypominają. Skakałam po programach dalej aż w końcu trafiłam
na coś sensownego, Bridget Jones – kochałam tą komedię. Mogłam
ją oglądać tak jak Kevina w Święta i tak mi się nigdy nie
znudziła. Spojrzałam na stoliczek nocny, na którym stała taca z
jedzeniem, za pewne było już zimne. Ja sama mało jem, jakoś nie
mam szczególnego apetytu, ale Nina niańczy mnie do tego stopnia, że
zaczęła mnie nawet karmić. Ja rozumiem, że jak jest się w ciąży
to ma się wilczy apetyt, ale bynajmniej ja w ciąży nie byłam i
nie potrzebowałam tony żarcia tak jak ona. W pracy wzięłam sobie
parę dni urlopu, całe szczęście nie było z tym żadnego
problemu, mimo że jestem asystentką szefa i kiedy jego nie ma, ja
zarządzam wszystkim i wszystkimi. Zawsze jest wyrozumiały w
stosunku do mnie i traktuje jak swoją córkę. W sumie to on wie o
wszystkim, co się wydarzyło między mną a Michaelem...Zresztą,
kto nie wie? Wszyscy gadają, to jeden z wielu powodów, dla którego
nie mam na razie ochoty pokazywać się w firmie. Nie miałam zamiaru
spędzać pół dnia z ludźmi, którzy się na mnie krzywo patrzą i
szepczą do siebie co chwilę coś na mój temat, bo tak to za pewne
by wyglądało. Na razie chciałam spokoju. Mój telefon od dwóch
dni jest wyłączony, musiałam to zrobić, bo przecież tarabanił
mi cały dzień i noc. I to ciągle ta sama osoba...Westchnęłam i
przytuliłam się do poduszki. Z oglądania filmu wyrwało mnie
jakieś dobijanie się do drzwi domu. Nina mówiła, że na dniach ma
przyjechać kurier z przesyłką dla niej, bo zamawiała coś przez
internet więc to był pewnie on. Zwlekłam się z łóżka i
zarzuciłam na siebie szlafrok. Coś niecierpliwy bardzo ten kurier –
pomyślałam jak usłyszałam, że facet na zmianę wali w drzwi i
dzwoni dzwonkiem.
-Chwileczkę!-
krzyknęłam schodząc po schodach. Boże pali się czy jak? W
przedpokoju spojrzałam tylko w lustro i poprawiłam szybko
zmierzwione włosy, nie miałam więcej czasu by doprowadzić swój
wygląd do względnego porządku. A zresztą to mnie teraz nie
obchodziło, na żaden wybieg się nie wybierałam.
Nie
patrząc nawet w wizjer otworzyłam drzwi i zamarłam...Aż
otworzyłam szerzej oczy. Staliśmy tak i po prostu patrzyliśmy się
na siebie, kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć, odebrało mi
mowę. A on przewiercał mnie wzrokiem na wylot.
-Czego
chcesz?- warknęłam. Zrobił krok do przodu i wyciągnął rękę,
żeby zapewne dotknąć mojego policzka, ale natychmiast się
odsunęłam.
-Vicki...-wszedł
do środka.
-Zadałam
Ci pytanie.- założyłam ręce na piersiach.
-Chciałem
porozmawiać.- mówił cicho i tak...spokojnie jakby bał się, że
każde jego słowo wywoła u mnie gniew i miał rację.
-My
nie mamy o czym rozmawiać.- chciałam otworzyć drzwi i go stamtąd
wywalić chociażby siłą, ale nie pozwolił mi na to.
-Mówiłam
Ci już, że masz mi dać spokój! Skoro masz mnie za dziwkę, która
Cię zdradza na każdym kroku to na cholerę tu przyszedłeś?!
-Boże,
proszę nie mów tak...
-Ale
jak? Ty tak powiedziałeś! Co może nie prawda?
-Prawda,
ale..
-Nie
mamy o czym gadać.- nie dawałam mu w ogóle dojść do słowa, w
dupie miałam to co chciał mi powiedzieć, nie chciałam go w ogóle
widzieć na oczy.
-Błagam
Cię wysłuchaj mnie chociaż i dam Ci spokój.- złapał mnie za
ręce, to podziałało na mnie jak płachta na byka, zaczęłam go
popychać i wydzierać się na cały regulator.
-Lata
mi to co masz mi do powiedzenia! Tydzień temu powiedziałeś co
chciałeś! Ja nie będę Ci wiecznie udowadniać, że Cię kocham i
że z nikim Cię nie zdradzam! Nigdy mi tak naprawdę nie ufałeś!
Nawet nie dałeś mi wytłumaczyć całej tej chorej sytuacji, bo
wielki Michael Jackson i tak wie lepiej! Wiesz co...- widziałam jak
cały gotuje się na moje słowa, w końcu chyba nie wytrzymał i
zatkał mi usta pocałunkiem, byłam w takim szoku, że przez chwilę
stałam cała sparaliżowana, ale po chwili kiedy zdałam sobie
sprawę z tego CO ON WŁAŚNIE ROBI zaczęłam się z nim szarpać i
siłować. Na co jeszcze bardziej przycisnął mnie do siebie, tak że
nawet nie mogłam się ruszyć, im bardziej próbowałam się wyrwać
tym on był bardziej nachalny. Nie miałam siły z nim dłużej
walczyć, poddałam się jego gestom całkowicie. Dodatkowo do głowy
od razu uderzył mi zapach jego perfum, w tym momencie czułam się
jak naćpana. Naćpana nim. Kiedy traciłam już oddech, a rozum
wrócił na swoje miejsce oderwałam się od niego jak poparzona.
Patrzył na mnie przerażony, a ja na niego. Chyba zdał sobie sprawę
z tego, że nie powinien był tego robić, nie po tym wszystkim.
-Victoria
ja...przepraszam...- chciał do mnie podejść, ale powstrzymałam go
gestem ręki.
-Wyjdź.-
powiedziałam natychmiast.
-Ale
proszę Cię...
-Wyjdź!-
widząc moje zaszklone oczy postanowił chyba w końcu odpuścić, bo
tylko spuścił głowę, odwrócił się i wyszedł, a ja stanęłam
pod ścianą i zakryłam twarz dłońmi. Z oczu w końcu wydostały
się słone łzy. W głowie miałam kompletny mętlik i milion myśli
na minutę, zwłaszcza jedna nie dawała mi spokoju. Co ja mam teraz
zrobić...?
*******
No
w końcu koniec! Nie uważacie, że trochę za długi był ten
rozdział? XD W ogóle zaczęłam go pisać już tydzień temu, tak
się z nim męczyłam przez te cholerne opisy. No ja tego nie
cierpię, jak już mówiłam wolę dialogi i najlepiej jakąś akcje,
a nie opisywanie gorzkich żali Jacksona xD No bo np. dla mnie jak
ktoś jest wkurwiony to po prostu jest wkurwiony i po co tu się nad
tym rozwodzić? XD No, ale w opowiadaniu tak trzeba. Jestem w sumie
ciekawa po czyjej stronie teraz jesteście, Michaela czy Vicki? ;) A
właśnie co do zachowania Michaela to mam nadzieję, że Was nie
wystraszył za bardzo? XD Miałam na celu zrobienie z niego chama,
ale to takie chwilowe tylko, spokojnie xD Chociaż mogłam sobie
poprzeklinać i wgl nie? :D Mam dobry humor dzisiaj co skutkiem tego
jest to iż kolejny rozdział jest już w produkcji :D Będzie już
trochę więcej się dziać i dlatego lepiej i SZYBCIEJ mi się
pisze. A nie takie flaki z olejem jak to dzisiaj, jedno beczy drugie
lamentuje no aż rzygać się chcę XD Nwm jak Wam, ale mi tak xD
Zachęcam
do wyrażania swoich opinii w komentarzach! :) Każdą, nawet
negatywną przyjmę na klatę xD
PS: Przepraszam za czcionkę, ale coś mi się z nią popieprzyło -.-
Pozdrawiam
♥
Jestem! I chyba nawet pierwsza 😁 Kocie Złoty, no ja rozumiem, że można być zajętym itd, ale żeby nie mieć czasu na wstawienie rozdziału 😘 No, ale rozumiem, wybaczam 😁😘 Co do rozdziału... Jaki dłuuuugi, jak fajnie 😍😂 Nie wiem tylko, kogo mam opierdzielać, czy Michaela za to, że zachował się jak skończony kretyn, zranił Victorię, a do tego teraz siedzi na dupie, klnie, pije i wyżywa się na innych, czy Vicki za to, że zamiast porozmawiać z Mikusiem na spokojnie, ona spiernicza do przyjaciółki i nie ma zamiaru słuchać jego wyjaśnień -.- Obaj są tacy pokrzywdzeni, złamane serduszka i wgl, ale to nie powód, by zachowywać się jak dzieci w przedszkolu. Vicki ,,50 Twarzy Greya" przypominają o Michaelu? Ja rozumiem, że Król był ostry, ale żeby aż tak? 😂 Mam nadzieję,że w końcu się pogodzą. Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że wstawiasz go szybciej, niż ten, bo jak nie to... 😁 Weny, Kocie 😘💗
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam nowy rozdział to w sumie się zastanawiałam czy wchodzić, czy nie :P
OdpowiedzUsuńPo prostu ostatnio mam coś takiego, że jak ktoś zostawia bloga na aż tyle to mi się nie chce do tego wracać, kiedy zapomniałam już fabułę, ostatnią akcję a czasem nawet imiona bohaterów xD
Teraz weszłam w sumie chyba z sentymentu i mimo iż rozdział był super i nie żałuję na pewno - to następnym razem nie bd mi sie chciało wstecz zaglądać aby akcje przypomnieć sb ;pp
Każdy ma swoje problemy itd, ale jak już to daje się post - blog zawiedzony do czasu... z powodu wyjazdu/sesji/poprawy oceny/naprawy kompa czy co to tam jest. To tyle z marudzenia, a teraz przejdę do rozdziału :P
W sumie oboje mnie wkurwiają i żadnego strony nie trzymam xD
Viki niby ma prawo być wkurwiona, ale skoro nie chce go widzieć i za drzwi wywala, to niech nie ryczy biedna po nocach. Mike zaś odjebał na początku to niech teraz sprząta po sobie. Niby miał prawo po tym co miał z Madonną, ale i tak to go nie usprawiedliwia.
Oboje jak bachory są, powinni usiąść i pogadać jak dorośli, a nie oboje robią z siebie sieroty. Albo są razem i się kochają, albo niech każde ma swoje życie i bd szczęśliwe osobno.
Mike to czasem serio mózgu nie ma, ale w sumie po co mu mózg, nim przecież Viki nie przeleci xD Dobra, koniec bo znów mam dziwne myśli.
Napisałabym coś jeszcze, ale mój kot łazi po mnie, co chwila kasuje mi tego koma i drze ryja nad uchem, bo ja ją w ucho podrapać nie chcę xD Więc wybacz, muszę zająć się sierściuchem :P
Pozdrawiam i weny:)
Wchodzę sb na bloga po okresie chyba dwóch tygodni problemów z moim najukochańszym internetem, a tu jeb! Dwa nowe rozdziały!
OdpowiedzUsuńNo to zrobiłam to co do mnie należało i przeczytałam, poryczałam, nakrzyczałam się.
Powiedz mi moja droga, czy ty w swoim blogu masz jakiś portal? Bo jak włażę na niego i czytam pierwsze zdanie to jakby się chyba transportuję w i patrze na te wszystkie akcje z góry.
Troszkę chore, ale etam.
Co do rozdziału.
Postawa Michaela jest przerażająca, najpierw taki słodki śmieszek, rozkochuje w sb Vicky, a teraz na każdego dosłownie warczy i robi wokół siebie mur z wejściem tylko dla Victorii. Co do Vicky. Kurwa, czuję się tak bezsilna do jej zachowania, że wolę nie pisać.
Ale oczywiście napiszę ((: Prawie została zgwałcona, Mike nie uwierzył jej, ale dlaczego ona tak porostu odeszła! Choć rozumiem jej postawę to ucieczkę z jej strony uważam za kompletną porażkę. Bo najlepiej uciec, mówić jaki to on jest, nie dać mu nic do powiedzenia, a w nocy ryczeć z tęsknoty.
Totalna klapa!
Dlaczego nie może być mądrzejsza od tego debila i go wysłuchać, a potem podjąć decyzję co będzie dalej!?
Co do Niny, kocham tą kobietę ♥♥♥ Ma zajebisty charakter :'D
No to pozderki i dużo weeeeny!