3 lutego 2017

Rozdział 31. Don't walk away.

Witam! ♥ ♥ ♥
Znów przychodzę do Was po długim czasie nieobecności, które było spowodowane paroma rzeczami, ale jakbym miała tu to wszystko napisać to wyszłaby z tego książka, a poza tym nie jesteście moją grupą wsparcia no nie xD Otóż koniec Starego roku, Sylwester i Nowy rok to były chyba najgorsze okresy w moim życiu, do tego dochodził zapierdol w szkole, na marginesie dalej się zastanawiam co ja robię na tym kierunku XD Ale mniejsza o to, ważne jest chyba to, że przychodzę do Was z nową energią i mam nadzieję, że zostanie ona ze mną na stałe. Chcę żebyście naprawdę mnie zrozumieli...okres, w którym nie wstawiałam tu nic na bloga był dla mnie tak trudny, że po prostu nie byłam w stanie nawet myśleć o jakimkolwiek pisaniu. Nie robiłam wtedy nic, dosłownie, no oprócz kłócenia się minimum pięć razy na dzień, użalania się nad sobą i olewania wszystkiego. Wiele razy miałam myśli, żeby rzucić ten blog w cholerę, ale tego tym bardziej nie potrafię zrobić. Wtedy byłabym największą idiotką na tym świecie, nie mogę odebrać sobie chyba jednej z niewielu, naprawdę niewielu rzeczy, które sprawiają mi radość. Myślę, że to co ostatnio się u mnie działo też po części na mnie dobrze wpłynęło, bo zrozumiałam to i owo i staram się zmienić pewne rzeczy w sobie. Chcę się w końcu ogarnąć z pewnymi sprawami i na razie do tego wszystkiego dążę. Mam nadzieję, ze znajdzie się tu kilka osób, które jeszcze czytają te moje wypociny :) Co do dzisiejszego rozdziału to powiem tylko tyle, że jest po prostu ponury jak ja ostatnimi czasy i jakiś czas tutaj nie będzie kolorowo, ale dobra nie spoileruje już XD
Zapraszam do czytania i komentowania :)
*****
Zapatrzona w okno, ukradkiem wycierałam łzy, aby obejść się od zbędnych pytań taksówkarza, który i tak widząc mnie chciał zdzwonić po karetkę, bo myślał, że coś mi się stało. Aż tak tragicznie wyglądam? Tak stało się i to coś poważnego, czuję się pusta w środku. To już chyba koniec wszystkiego…

-Proszę Pani…Jesteśmy na miejscu.- z głębokich rozmyślań wyrwał mnie głos starszego mężczyzny siedzącego za kierownicą. Wzięłam głęboki wdech i wyprostowałam się. Drżącymi dłońmi sięgnęłam po portfel, z którego wyciągnęłam 50 dolarów. Zapłaciłam taksówkarzowi i już chciałam wysiąść kiedy mnie zatrzymał.
-Może pomogę Pani z tą walizką?- spojrzałam na niego.
-Nie dziękuję, poradzę sobie.- zarzuciłam na głowę kaptur i założyłam ciemne okulary. Nie chciałam być na pierwszej stronie jakiegoś szmatławca z napisem „Narzeczona Jacksona wyczyściła konto piosenkarza, a teraz ucieka i spokojnie gra zranioną i zdradzoną kobietę” pewnie coś w tym stylu właśnie by napisali, nie chcę żadnej sensacji. Zabrałam mój niewielki „bagaż” ze sobą i chwilę potem stałam pod drzwiami domu mojej przyjaciółki. Nie musiałam długo czekać, a ujrzałam przed sobą twarz uśmiechniętego Stefano.
-Witaj…- spuściłam głowę gdy tylko go zobaczyłam, nie chciałam żeby mnie oglądał w takim stanie…
-Victoria?- chyba jednak nie do końca mnie poznał.
-Tak to ja. Jest Nina?- mówiłam bardzo cicho.
-Tak…oczywiście, wejdź do środka.- zrobił mi miejsce żebym spokojnie weszła i oczywiście zabrał moją walizkę.
-Kto to do jasnej cholery o tej porze?- usłyszałam głos przyjaciółki, która schodziła po schodach i wpadła wkurzona do korytarza w szlafroku. Ściągnęłam okulary i bluzę, kiedy mnie zobaczyła zatrzymała się i zmierzyła mnie wzrokiem, po czym powiedziała:
-Komu mam wpierdolić?- normalnie na te słowa bym się zaśmiała, ale nie w tej sytuacji…Nie byłam w stanie jednak powstrzymać swoich emocji, podleciałam do niej i wybuchłam głośnym płaczem. Wpadłam w jej ramiona i ściskałam mocno jakbym się bała, że zaraz mnie opuści. Emocje puściły, zaczęłam krzyczeć, szlochać, nawet przeklinać...Dostałam jakiś pieprzonych drgawek, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale z boku na pewno wyglądałam jakbym dopiero co wyszła z zakładu psychiatrycznego...Nina chyba była tak przerażona moim zachowaniem, że nie odezwała się ani słowem, bała się zrobić cokolwiek. W końcu odsunęła się delikatnie ode mnie, zabrała moje włosy z twarzy i zwróciła się do swojego chłopaka, który cała czas stał z nami w korytarzu i nie wiedział chyba co ze sobą zrobić.
-Stef...idź na górę.- pokiwał głową w odpowiedzi i zostawił nas same. Wtedy ja dostałam kolejnego napadu płaczu.
-Nienawidzę go rozumiesz?! Nie chcę go znać, ani o nim słyszeć! Po...powiedział, że jestem dziwką...- to słowo ledwo przeszło mi przez gardło.- Przecież ja...ja go kocham...i nigdy bym mu tego nie zrobiła...za bardzo kocham tego gnojka!- po minie Niny można było wywnioskować, że mówiłam mało zrozumiale i wyraźnie, ale jedno wiedziała na pewno...o kim mówię.
-Skarbie...uspokój się...idź do salonu, a ja zrobię Ci herbaty na uspokojenie.- zaczęłam kręcić głową.
-Nie chcę żadnej herbaty...niczego nie potrzebuję.- ruszyłam w stronę salonu i usiadłam na kanapie zakrywając twarz dłońmi. Siedziałam tak chwilę dopóki poczułam jak Nina siada obok mnie. Dotknęła mojego ramienia, spojrzałam na nią.
-Masz, pij.- podała mi szklankę z jakąś przezroczystą substancją. Spojrzałam na nią nieufnie.
-No pij żesz to.- tak jak mi kazała, jednym duszkiem wypiłam zawartość szklanki od razu się po tym krzywiąc.
-Boże to wódka, ohyda...
-A kiedy wódka była dobra? Powinnaś się poczuć trochę lepiej, a teraz opowiadaj.- westchnęłam.
********
Gapiłem się tempo w drzwi, przez które przed chwilą wyszła Victoria...Upadłem na kolana i ukryłem twarz w dłoniach. Wszystkie jej słowa uderzały we mnie ze zdwojoną siłą, w głowie miałem tylko „próbował mnie zgwałcić...” więc dlaczego tak zareagowałem? Wchodząc do sypialni przed oczami pojawiła mi się bardzo podobna sytuacja, mająca miejsce dwa lata temu, której do końca życia nie zapomnę. Tamta noc zniszczyła mi wiele i czuję że ta również może...Nie powinienem był tak reagować, ale...czułem dokładnie to samo co wtedy, jakby moje serce ktoś rozerwał na strzępy. To wszystko wyglądało tak samo, mój brat z kobietą, którą kochałem nad życie, tyle że tym razem się myliłem i to ja wszystko zniszczyłem...Przecież od razu powinienem się domyślić, że to on się na nią rzucił. Nie raz się do niej wdzięczył i gadał zboczone rzeczy na jej temat. Jakby tego było jeszcze mało nazwałem ją dziwką. Jak mogłem? Jak mogłem być takim idiotą? Chwyciłem szybko swój telefon i wybrałem jej numer. Chyba liczyłem na cud...Na początku nie odbierała, potem odrzucała każde kolejne połączenie. Po godzinnym wydzwanianiu do niej zrezygnowałem...Z całej siły rzuciłem komórką o ścianę.
-Znowu wszystko spierdoliłem!- w akcie kompletnej rozpaczy zacząłem się drzeć do ściany, ale najchętniej walnąłbym w nią głową z kilka razy. Boże dlaczego muszę wszystko niszczyć? Za każdym razem...kiedy jest dobrze, jestem szczęśliwy muszę wszystko zepsuć chyba nie byłbym sobą gdybym tego nie robił. Czułem się ohydnie, jak ostatni dupek, którym chyba jednak jestem...Nic już się nie ułoży, ona mi nie wybaczy ZNOWU. Nie pierwszy raz odwalam jakąś akcję. Ja nie nadaję się do związku, do miłości, a przede wszystkim nie zasługują na NIĄ. Po raz kolejny pozwoliłem ją skrzywdzić, a obiecałem że to już nigdy się nie wydarzy. Pozwoliłem żeby znowu ktoś ją dotykał i zmuszał....Zapewniałem, że jest ze mną bezpieczna, a tymczasem? Zawiodłem samego siebie, a przede wszystkim ją. Po policzku spłynęła mi łza, za nią zaraz kolejna. Leżałem na podłodze i beczałem jak jakieś dziecko, czułem się jak jakiś żałosny gówniarz . Przed oczami ciągle miałem tą scenę, kiedy Jermaine leżał na Victorii...NA MOJEJ Victorii. Znów poczułem ten niewyobrażalny gniew i chęć wyżycia się na kimś. Przesiedziałem w pokoju jakieś dwie godziny na ryczeniu i użalaniu się nad sobą. A już dawno powinienem zrobić to co właśnie miałem zamiar. Otarłem twarz ze wszystkich łez i podniosłem się z podłogi. Jak torpeda ruszyłem do pokoju tego sukinsyna z myślą, że tam go zastanę, ale jednak nie. Przeszukałem całe piętro, następnie zszedłem na dół, do salonu. Siedział rozwalony na mojej kanapie, oglądając moją telewizję, w MOIM DOMIE. Widocznie już wytrzeźwiał, za to ja czułem się jak pijany.
-W tej chwili masz stąd wypierdalać.- powiedziałem przez zaciśnięte zęby, czując jak moje całe ciało się napina. Spojrzał na mnie i wstał z kanapy.
-Mike no co Ty...chodzi Ci o tamto? Chyba już się na mnie nie gniewasz? Ja tylko chciałem Ci pokazać, że ta suka jest fałszywa i na Ciebie nie zasługuje. Kiedy Cię nie było, sama do mnie przyszła i...- w tym momencie się zaśmiał- prosiła wręcz żebym ją przeleciał, mówiła, że Cie nie kocha, chce wydoić od Ciebie tylko kasę i jesteś słaby w łóżku. Co miałem zrobić? Jestem tylko facetem...- nie mogłem dłużej słuchać tych bzdur.
-Zabije Cię przysięgam!- po raz kolejny dzisiaj rzuciłem się na niego z łapami, jedyne co zdążyłem zrobić to przywalić mu w twarz, którą i tak miał już poobijaną. Zachwiał się i upadł na podłogę. Chyba moi ochroniarze byli w pobliżu, bo po chwili poczułem jak jeden z nich mnie odciąga.
-Michael do kurwy nędzy uspokój się w końcu!- George trzymał mnie mocno za ramiona.
-Hahaha tylko na tyle Cię stać?- splunął krwią na dywan i podniósł się- Taki z Ciebie prawdziwy facet, że żadnej laski nie potrafisz przy sobie utrzymać? Ciekawe dlaczego, nie?
Nikt już Cię nie chce i powiem Ci jedno, zostaniesz sam do końca życia. Jesteś naiwny i tak żałosny, że aż śmiechu warte. Bądź sobie tym całym wspaniałym i zakichanym Królem Pop'u, a jedyne kto Cię będzie kochał to Twoje „faneczki”. Zbudowałeś sobie jakiś plac zabaw, a nie dom i co myślisz, że zawsze będziesz się tutaj chować? Siedź se w tej zasranej Nibylandii dzieciaku i zdychaj sam w samotności!- przez cały czas miałem łzy w oczach i po raz kolejny dzisiaj czułem jak ktoś rozrywa mi serce. Tak zachowuje się brat? On już od dawna nie zasługiwał na bycie moim bratem...Z całych sił próbowałem wyrwać się ochroniarzowi, a kiedy mi się to w końcu udało chwyciłem tego gnoja za szmaty i obijając się z nim o ściany wyprowadziłem go na zewnątrz.
-Wynoś się z mojego życia na zawsze śmieciu, nie chcę Cię nigdy więcej oglądać na oczy. Nie zbliżaj się do mnie i do Victorii, bo inaczej połamię Ci wszystkie kości.- wycedziłem ledwo łapiąc oddech i rzuciłem nim o ziemię. Odwróciłem się napięcie i wróciłem do domu.
-Zróbcie z nim porządek, tak samo z jego rzeczami. Od dzisiaj ma zakaz wstępu do Neverlandu, zrozumiano?- zwróciłem się do ochroniarzy, Matt i Jake pokiwali głowami i zmieszani odeszli.
-Michael...chcesz pogadać?- George nie tylko dbał o moje bezpieczeństwo, ale również był moim przyjacielem, mimo to nie miałem ochoty z nikim teraz rozmawiać.
-Masz nikogo tutaj nie wpuszczać, z rodziny ani tym bardziej z wytwórni, nie ma mnie w domu, wyjechałem, nie wiem...wymyśl coś.- oczywiście zignorowałem jego pytanie i chciałem odejść, ale znowu mnie zatrzymał.
-Mogę chociaż coś dla Ciebie zrobić?- westchnąłem i spuściłem głowę.
-Dowiedz się gdzie jest Victoria.- spojrzałem mu w oczy błagalnym i pełnym przepełnionym żalu wzrokiem. Poklepał mnie po ramieniu i odszedł. A ja sam jak najszybciej, niezauważony udałem się do sypialni, w której zamknąłem się na klucz. Chwyciłem w dłoń różową bluzę Victorii i kładąc się na łóżku „przytuliłem” się do niej.
******
-Rzuciłam w niego pierścionkiem i wyszłam. Po prostu...wyszłam...- powiedziałam to z trudem wycierając kolejne łzy z policzków. Czułam, że coś mi zaraz wypali oczy, tak strasznie piekły. Spojrzałam na twarz mojej przyjaciółki, która wyrażała głębokie zdziwienie i jakby...kompletną bezradność?
-To może teraz ja się napije...- stwierdziła po czym pociągnęła z gwinta dość spory łyk wody, chociaż pewne sama w tamtym momencie chciała napić się czegoś mocniejszego to nie mogła, bo przecież była w ciąży.
-Wiesz co? Mi od początku ten Jermaine się nie podobał, od razu z mordy widać, że to skurwiel, ale nieeee bo Vickusia i świętojebliwy Jackson są tacy dobroduszni, to teraz macie za swoje. Uroczyście oświadczam, że ten gnój rozwalił Wam związek. Po co żeście go tyle w domu trzymali? Żarł, bawił się i chodził na dziwki za Waszą kasę i co z tego macie? Tylko złamane serca.- zawsze była szczera...chyba już się nawet przyzwyczaiłam, ale...oczywiście jak zwykle nie wiedziałam co powiedzieć, a że nie chciałam się nad sobą użalać nie mówiłam nic.
-I nie becz już no.- powiedziała kiedy zobaczyła moje zaszklone oczy, westchnęłam.
-On...zdążył Ci coś zrobić? Bo tego mi nie powiedziałaś...
-Nie...- szepnęłam i podkuliłam nogi pod brodę, wyglądałam jak naburmuszone dziecko.
-Vicki nie obrażaj się, powiedziałam tylko co myślę.
-Nie, Ty dałaś mi do zrozumienia, że to wszystko moja wina. No pewnie, bo przecież to ja sama na siebie rzuciłam się z łapami i to ja się oskarżyłam o zdradę!- oczywiście nie mogłam pohamować swoich emocji.
-Ale ja nie powiedziałam, że TO Twoja wina. Powiedziałam, że gdyby nie Jermaine i to że pozwoliliście mu u siebie zamieszkać do niczego by nie doszło. Oczywiście winię też Michaela za to, że tak zareagował. Chociaż...myślę, że jeśli Ty byś go zobaczyła w takiej scenie w roli głównej z Madosuką to pomyślałabyś dokładnie to samo.
-Nie prawda.- prychnęłam zaprzeczając od razu. Ah kogo ja chciałam oszukać.
-Hahah prawda, prawda. Już ja Cię znam, dzisiaj dałaś mu po ryju, a w takiej sytuacji to w ogóle byś go tam zajebała.
-A co miałam zrobić?- odwróciłam się twarzą do niej- Tłumaczyć się jeszcze bardziej i błagać na kolanach, żeby mi uwierzył? Próbowałam mu to wyjaśnić! Ale on nie chciał słuchać.
-Dobrze, nie denerwuj się. Ale Ty też...
-Co ja znowu?- przerwałam jej.
-Kiedy Jackson zaczął już kontaktować i myśleć logicznie mogłaś zostać i opowiedzieć mu na spokojnie jak było naprawdę, a nie też spierdoliłaś i zadowolona z życia. No też rozumiem Twoje zachowanie, miałaś prawo tak zareagować, ale patrz gdyby nie takie małe błędy teraz byście jakieś dzikie orgie odstawiali, było by miło, a tak co? Jedno mi ryczy tu, a drugie tam.- prychnęłam.
-No co? Ja już widzę tego Twojego jak beczy w poduszkę, wy to się jednak nadajecie.
-Ty już tak nie gadaj...kiedyś Ci się podobał.- „delikatnie” zwróciłam uwagę.
-Pfff nooo ta mhmm podobał mi się, ale jego tył, choć przód też ma całkiem niezły.- szturchnęłam ją, a po chwili się zaśmiałyśmy- Vicki każda laska, która zobaczy takiego faceta ma kisiel w majtkach przynajmniej przez miesiąc, a potem kiedy już codziennie spędzasz z nim czas, nie jest już dla Ciebie chodzącym Bogiem seksu, a zwykłym facetem jak cała reszta.- wzruszyła ramionami, co prawda to prawda. 
-Nina?
-Tak?
-Mogę u Ciebie zostać na noc...?
-Myślałam, że po tej rozmowie wrócisz do domu.- spojrzałam na nią dwuznacznie- Żartowałam przecież, możesz tutaj zostać ile chcesz.
-Coś czuję, że to potrwa więcej niż jedną noc...- spuściłam wzrok.
-Wszystko się ułoży, zobaczysz.- przytuliłam ją.
-Dziękuję Ci, że ze mną jesteś.
-Zawsze będę, pamiętaj.- pocałowała mnie we włosy. W tym momencie usłyszałam PO RAZ KOLEJNY dźwięk mojej komórki, oderwałam się od Niny i spojrzałam na wyświetlacz. No zgadnijcie kto dzwonił...szanowny Król Pop'u. Prychnęłam pod nosem i odrzuciłam połączenie od razu. Nina spojrzała tylko na mnie smutno, po czym powiedziała:
-Może jednak powinnaś z nim pogadać...Wiesz skoro dzwoni to widocznie przemyślał i chce przeprosić.
-Pff teraz to niech mnie w dupę pocałuje.- blondynka tylko westchnęła, wiedziała że i tak nic nie ugra, bo ja i tak zrobię po swojemu. Byłam za dumna żeby odezwać się do niego pierwsza, a nawet odebrać głupi telefon.
-Dobra Vicki spadamy do spania, bo środek nocy już jest.- zwróciła mi uwagę pokazując godzinę na moim telefonie. Fakt była już 3 w nocy, nieźle się zasiedziałyśmy.
Nina zaprowadziła mnie do pokoju gościnnego zaraz obok ich sypialni, nie wiem czy się o mnie bała czy jak...Co ja pięć lat mam? Mam nadzieję, że nie będzie przyłazić do mnie w nocy i sprawdzać czy oddycham w ogóle, a wiem że i do tego jest zdolna. Zostawiła mnie w końcu samą więc ja nie wiele myśląc wzięłam naprawdę ekspresowy prysznic, musiałam się jakoś orzeźwić, a letnia woda mi w tym pomogła. Potem jak najszybciej położyłam się do łóżka, choć wiedziałam, że to będzie bardzo długa noc....
********
Tydzień później wcale nie było ze mną lepiej. Dodatkowe leżenie i nic nierobienie wcale mi nie pomagało w niczym, wręcz jeszcze bardziej dołowało. Miałem tak po prostu wyjść do ludzi? Nawet Jess nie byłem w stanie spojrzeć w oczy po tym wszystkim. Już o wszystkim wiedziała, a jakże. Wszyscy zresztą wiedzieli...Nawet media już zaczęły trąbić, że Victoria mnie zostawiła, znaczy niektórzy mówili, że ona mnie zostawiła a niektórzy, że ja ją. Wymyślali jakieś absurdalne plotki na nasz temat, usłyszałem nawet, że się nad nią ZNĘCAŁEM FIZYCZNIE. Wow nie wiedziałem o tym, fajnie że ktoś mi w końcu o tym powiedział. Czułem się jak totalne gówno, a dobijało mnie wszystko, media, Ci wszyscy ludzie którzy pierdolili tylko sami nie wiedząc co. Nawet pogoda za oknem mnie dobijała wszystko, po prostu wszystko. Etap użalania się nad sobą i beczenia po kontach przeszedłem pomyślnie, teraz zaczął się etap wyżywania na wszystkich i obwiniania, jakby to inni wokół byli winni. Chodziłem tylko wkurwiony i warczałem chociażby na każdego kto powiedział mi tylko „dzień dobry”. Raz zadzwonił do mnie Slash, zapewne z bananem na ryju zapytał:
-To co idziemy dzisiaj na browara i jakieś panienki?
-Nigdzie z Tobą nie pójdę.- warknąłem od razu.
-Ej stary ja rozumiem kurwa, że Cię dziunia w dupę kopnęła, ale tego kwiatu jest pół światu w końcu nie?- zaśmiał się, nie odezwałem się- A tak swoją drogą to skoro już nie jesteś z panną Lancaster to mogę się za nią zabrać ? W końcu niezła dupa z niej...Raczej nie będziesz mieć nic przeciwko nie?- zapytał, a we mnie się aż zagotowało.
-TYLKO SPRÓBUJ JĄ DOTKNĄĆ CHOĆBY JEDNYM PALCEM TO CI TAK DOPIERDOLE ŻE NA KONCERTACH CIĘ NIKT NIE POZNA.- wydarłem się pod razu do tej słuchawki.
-Ludzie! Gdzie kamera? Jackson przeklina!- ryknął śmiechem, a mnie jeszcze tylko bardziej zirytował.
-Wal się.- odpowiedziałem i się rozłączyłem, nie miałem ochoty na jakieś durnowate żarty w tamtej chwili.
Dlatego właśnie najwięcej czasu spędzałem w swojej sypialni, żeby nie musieć na nikogo patrzeć i słuchać irytujących pytań „Panie Jackson wszystko w porządku z panem? Może po kogoś zadzwonić?” Gówno jest w porządku, nic nie jest w porządku. Ja nie wiem chciałem tylko spokoju, ale każdy zawracał mi tylko dupę i robił ze mnie ofiarę losu. Oni wszyscy wiedzieli dobrze co się ze mną dzieje, więc po co głupio pytali? Żeby mnie jeszcze bardziej wnerwić? To im się udało. Zrobiłem się chamski, opryskliwy i do tego zacząłem kląć jak szewc, super... Wolałem siedzieć sam zamknięty niż każdego traktować jak śmiecia. Nikt tu oprócz mnie nie był winny. Kiedy siedziałem przy biurku w swoim gabinecie pisząc tekst piosenki, a raczej PRÓBUJĄC skleić parę sensownych wersów, znów ktoś postanowił zakłócić mój spokój, próbując wejść do środka, zresztą bezskutecznie.
-Czego?!- warknąłem i zrobiłem spory łyk brandy. Tak zapomniałem wspomnieć, że alkohol stał się moim dobrym przyjacielem. Wiem, jestem żałosny...
-Michael to ja George, otwórz te cholerne drzwi.- podniosłem się i odkluczyłem drzwi i wróciłem na miejsce, ignorując go.
-Możesz mi powiedzieć co Ty odpierniczasz?- spojrzał na mnie wkurzony, odchrząknąłem.
-Nic, o co Ci chodzi?
-Zamykasz się ciągle, prawie w ogóle nigdzie nie wychodzisz i na każdego warczysz jak jakiś pies. Możesz mi powiedzieć dlaczego?
-Bo mam taki kaprys?- spojrzałem w końcu na niego.
-Jackson co się z Tobą dzieje? Tobie tu po prostu odwala!- wytrzeszczyłem na niego oczy. Nigdy na mnie nie krzyczał...
-Kurwa teraz ja pytam, o co Tobie chodzi? Czy każdy musi się mnie ciągle czepiać? Mało mam swoich problemów?! - wstałem od stołu i podszedłem do niego.
-Których zresztą sam sobie narobiłeś. Słuchaj nie będę dla Ciebie miły patrząc na to jaki Ty jesteś dla innych. Są jeszcze ludzie którzy chcą Ci pomóc, ale Ty masz to głęboko w dupie.- nie mogłem tego słuchać, w miarę spokojnie zadałem mu pytanie, który słyszał 50 razy na dzień.
-Znalazłeś w końcu Victorię?
-Nie, szukamy jej cały czas.- myślałem, że dostanę szału.
-Ile macie jeszcze zamiar jej szukać? Aż się dowiem od policji, że znaleźli ją w jakimś rowie?!
-Jakim rowie? Człowieku uspokój się!- zacząłem chodzić po całym pomieszczeniu, w kółko.
-Jak mam się uspokoić jak nie mam z nią kontaktu od tygodnia! Nikt nic nie wie! Czeski film kurwa! A ja się pytam kto ma wiedzieć? Nie wiem gdzie pojechała, czy coś sobie zrobiła, a może ktoś jej coś zrobił?- byłem po prostu na skraju załamania nerwowego. MUSIAŁEM WIEDZIEĆ GDZIE ONA JEST.
-Niby kto? Sebastiana już załatwiliśmy.
-No i co? A Ty myślisz, że on nie ma swoich ludzi? Jest psychopatą!
-Wyjechała z Neverlandu taksówką, gdyby pojechała swoim samochodem od razu byśmy ją namierzyli, ma zamontowany GPS od dawna. Może jest u swoich rodziców, nie wiem jakiejś przyjaciółki?
-Dzwoniłem do rodziców nie ma jej tam, nawet nie wiedzieli, że się pokłóciliśmy więc na pewno nie wiedzą gdzie ona jest. Dzwoniłem do jej znajomych nic, do Niny i Alex też nic! Bo nawet nie odbierają ode mnie telefonu, a przecież nie wiem gdzie mieszkają. Dzwoniłem do jej szefa, powiedział że Victoria wzięła kilka dni wolnego. I co ja mam teraz zrobić? Albo rzeczywiście nikt nic nie wie, albo wszyscy rżną głupa.- westchnął tylko na moje słowa. No tak co mógł mi powiedzieć? Nic nie mieliśmy.
-Głównie przyszedłem tutaj żeby Ci powiedzieć, że Janet czeka na dole.- powiedział po chwili ciszy.
-No pewnie jeszcze tej mi tutaj brakuje!- nigdy tak się o niej nie wyrażałem, ale byłem tak wściekły, że sam nie wiedziałem co już mówię.
-Ja nie będę po raz kolejny wymyślać bajeczek, że nie ma Cię w domu i jesteś wielce zawalony robotą, nagrywanie, studio i jakieś inne pierdoły jak i tak dobrze wszyscy wiedzą, że siedzisz na dupie w domu.
-Mówiłem Ci, że nie chcę się z nikim widzieć, TYM BARDZIEJ z rodziną.
-Gówno mnie to obchodzi.- i wyszedł. Aha? No pewnie niech każdy sobie robi co chce i odzywa się do mnie jak do byle kogo. Zero szacunku, w ogóle traktują mnie jak swojego kolegę, a nawet gorzej. I jak ja mam się nie denerwować, kiedy otaczają mnie tacy ludzie?
Usiadłem z powrotem za biurkiem, ale nie było mi dane po raz kolejny nacieszyć się samotnością. Do pokoju jak huragan wpadła Janet, nie podleciała do mnie tak jak zwykle żeby mnie wycałować i wytulić bo jak ona to zawsze mówiła „nie wiadomo kiedy znowu ujrzę ten Twój kudłaty łeb”, przypominając to sobie uśmiechnąłem się w duchu. Chyba miałem na czole napisane coś w stylu „lepiej nie podchodź, grozi śmiercią” bo kiedy mnie zobaczyła chyba zwątpiła, westchnąłem.
-Nie przywitasz się?- spytałem czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony.
-A nie zabijesz mnie?- normalnie bym się zaśmiał. Widziałem że była zła, ale mimo wszystko podeszła do mnie i mocno przytuliła. Ah...tak bardzo mi tego brakowało, tylko szkoda że to nie była Vicki...Chociaż i tak powinienem się cieszyć, że chociaż Jan mnie nie olała tak jak większość kiedy dowiedzieli się co odwaliłem. I nawet im się nie dziwię...
Staliśmy tak dobre pięć minut, a ja nie chciałem się od niej odkleić, potrzebowałem tego, poza tym nie chciałem by zobaczyła łzy w moich oczach. Tak, grałem twardziela przed wszystkimi dlatego byłem taki wredny, mimo że w środku byłem bardzo kruchy.
-Piotrusiu...- pogłaskała mnie po włosach.
-Tak Dzwoneczku?- mruknąłem w jej włosy.
-Masz wpierdol.- klepnęła mnie porządnie w tyłek, aż podskoczyłem. No tak Janet nigdy nie przebierała w słowach. Rozsiadła się wygodnie w fotelu i zaczęła świdrować mnie wzrokiem, do tego stopnia, że nie wiedziałem gdzie mam podziać wzrok.
-Kiedy ostatnio byłeś w studiu?- przewróciłem oczami i zacząłem przeglądać jakieś papiery w nadziei, że gdy zobaczy mnie „zapracowanego” szybciej sobie pójdzie.
-Pracuję w domu.- odchrząknąłem udając wielce skupionego.
-Nie wysilaj się, widzę że udajesz. I lepiej odłóż te kartki, z których i tak pewnie nic nie rozumiesz.- przejrzała mnie, jak zwykle zresztą.
-Jan nie mam czasu na pierdoły. Byłbym Ci wdzięczny gdybyś już sobie poszła.- powiedziałem mało delikatnie. Wywaliła na mnie oczy.
-Ze Slashem się widziałeś, że jesteś taki wredny?
-Mam powód to jestem.
-Co się z Tobą dzieje?- wzniosłem oczy ku górze, to pytanie za każdym podnosiło mi ciśnienie, tym razem też. Wstałem od razu.
-Ja pierdole no! Mówię Ci, że jestem zajęty, a Ty zawracasz mi gitarę. Masz zamiar mi matkować teraz? Nie mam czasu, ile razy mam Ci to jeszcze powtarzać? Wtrącasz się tam gdzie nie trzeba. Z łaski swojej zajmij się sobą, a mi daj święty spokój do cholery.- znowu wybałuszyła na mnie oczy. No tak...nigdy się tak do niej nie odzywałem, nigdy. Nie wiem co się ze mną działo w tym momencie, ale byłem cały nabuzowany. Kiedy pierwszy szok już minął wstała i podeszła do mnie szybkim krokiem i popchnęła tak, że dupą znowu klapnąłem na fotel.
-Wiesz co Michael? Zachowujesz się jak zwykła świnia tyle Ci powiem. Ja chcę Ci pomóc, wychodzę do Ciebie z ręką, żeby po raz kolejny wyciągnąć Cię z jakiegoś gówna, które na marginesie sam zrobiłeś, a Ty zachowujesz się jak jakiś pieprzony panicz!- łaziła ciągle w kółko, machając rękoma ze zdenerwowania, nie nadążałem za nią powoli- Zamiast być mi wdzięczny, bo przyjechałam do Ciebie taki kawał drogi to Ty na mnie warczysz i jesteś wręcz bezczelny. Zamiast podziękować, że chociaż ja się Tobą zainteresowałam, bo inni mają Cię głęboko w dupie, Ty zachowujesz się jak dupek!- nie pisnąłem nawet słowa, słuchałem i krzywiłem się co chwilę. No co ja jej miałem powiedzieć?
-Przepraszam....- mruknąłem po chwili spuszczając łeb. Stała z założonymi rękami i patrzyła na mnie morderczym wzrokiem.
-Nie słyszałam.
-Przepraszam do cholery!- podszedłem do okna i oparłem się rękoma o parapet. Nie odzywaliśmy się chwilę do siebie, ale postanowiłem ją w końcu o coś zapytać. Jakby mnie nagle oświeciło.
-Ona jest u Ciebie?
-Kto?
-Victoria...
-Myślisz, że jakby była to bym Ci tego nie powiedziała od razu?- walnąłem pięścią w ścianę. Miałem już dość wszystkiego...
-Robisz się zbyt agresywny, nie poznaję Cię.- znowu przewróciłem oczami.
-Jestem agresywny, bo nigdzie jej nie ma! A w dodatku każdy mnie tylko o to wini.- wiedziała o co mi chodzi, na pewno Jessica jej wszystko wypaplała.
-A dziwisz się?- odwróciłem się do niej z kpiącą miną.
-A to ja się do niej dobierałem czy Jermaine?- warknąłem.
-A Jermaine oskarżył ją o zdradę czy Ty?! Wiesz jak ona wtedy musiała się poczuć?
-A czy Ty wiesz jak ja się poczułem kiedy zobaczyłem jego brudne łapska na mojej kobiecie? Gówno wiesz.- znów odwróciłem się do niej tyłem.
-Michael rozumiem Cię, ale zamiast się na nią wydzierać powinieneś ją najpierw wysłuchać. Może inaczej to by się wtedy potoczyło.- nie odzywałem się, wiem że ma rację dlatego siedziałem cicho.
-A co z tym imbecylem zrobiłeś?- od razu wiedziałem o kim mowa. Jak tylko o nim wspomniała to ciśnienie od razu mi się podniosło, aż zacisnąłem pięści.
-Wywaliłem go stąd na zbity pysk.
-I bardzo dobrze, ale oprócz tego obiłeś mu mordę.
-Wybacz, nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności.- westchnęła.
-Siedzi teraz u rodziców...-prychnąłem pod nosem kręcąc głową.
-Nic nowego.
-A co z Victorią, wiadomo już coś?
-Nie ma z nią żadnego kontaktu, ochroniarze jej szukają, ale oczywiście nic nie mają. Nie wiem za co im płacę, chyba za drapanie się po dupie, bo w ogóle nic nie robią. Jak nie zaczną w końcu działać to pójdę na policję, nie wiem kurwa poruszę niebo i ziemię żeby ją znaleźli!
-Po pierwsze uspokój się, nerwy tu nic nie dadzą, a po drugie Ty i tak nic nie zdziałasz więc zamiast ciągle ględzić zabrałbyś się w końcu za coś pożytecznego. Na przykład odwiedziłbyś w końcu studio, kiedy tam byłeś ostatnio?
-Nie wiem i szczerze mam to w dupie.- powiedziałem obojętnie.
-Michael masz swoje obowiązki i nie możesz ich zaniedbywać.
-Będę robić co mi się podoba i nikomu nic do tego.
-Co na to wszyscy, Quincy, producenci, wszyscy którzy dla Ciebie harują ich też masz w dupie? Może jak wziąłbyś się za nagrywanie piosenek chociażbyś zajął na chwilę czymś głowę.
-Nagrywaniem piosenek...-powtórzyłem, patrząc tępo w jeden punkt i zastanawiając się intensywnie nad...- Muszę jechać do studia!- jakbym nagle dostał olśnienia. Janet patrzyła na mnie jak na debila i pewnie tak wyglądałem, ale nie to było teraz ważne. Ważne było to, że chyba wiedziałem jak się dowiedzieć gdzie jest Victoria.
-Ty się dobrze czujesz?- spojrzała na mnie podejrzliwie. No tak najpierw mówię, że mam w dupie studio, a teraz z bananem na ryju chcę tam jechać. Podleciałem do niej.
-Przecież Nina jest sekretarką w Epic Records! Rozumiesz co to oznacza?- spytałem trzymając ją za ramiona.
-Nie?
-Że skoro nie odbiera ode mnie telefonu to wie gdzie jest Victoria!
-No może, ale...- przerwałem jej.
-Dziękuję Ci za wszystko, ale teraz muszę jechać.- pocałowałem ją w policzek i wyleciałem z gabinetu jak torpeda. Usłyszałem tylko jak moja siostra coś za mną krzyczy, ale nie słuchałem jej w ogóle tylko jak najszybciej pobiegłem do George'a. Znalazłem go w końcu kuchni, kiedy tam wpadłem zawzięcie rozmawiał o czymś z Jess, ale gdy tylko mnie zobaczyli przestali.
-Zbieraj się, jedziemy.- rzuciłem do niego od razu.
-Ale co, gdzie?
-Do studia, natychmiast!- byłem podekscytowany, ale jednocześnie zestresowany.
-Rozumiem, że zachciało Ci się pośpiewać do mikrofonu, ale po co Ci tam teraz ja? Weź jakiegoś młodego ze sobą.- wywróciłem oczami.
-Nie będę śpiewać, muszę porozmawiać z Niną, ona na pewno wie gdzie jest Vicki.
Od razu wstał od stołu i bez zbędnych pytań udał się ze mną do wyjścia. Wsiedliśmy do
czarnego mercedesa i ruszyliśmy od razu do centrum. Poganiałem go ciągle, nawet jak staliśmy w korkach.
-Uspokój się do cholery, przecież nie polecę nad nimi.
-Nie obchodzi mnie co zrobisz, chce już tam być!- irytowałem się coraz bardziej, droga zamiast się skracać to coraz bardziej mi się dłużyła.
-Zaraz Cię stąd wywale i pójdziesz na pieszo! Ciekawe jak daleko dojdziesz.- oparłem się o fotel i już się nie odzywałem. W końcu po pół godzinie dojechaliśmy na miejsce. Założyłem tylko czarne okulary i wyleciałem z auta. Pobiegłem od razu do recepcji, w której jak zawsze siedziała uśmiechnięta Nina, ale kiedy tylko mnie zobaczyła mina jej zrzedła. Mało tego postanowiła nawet ode mnie uciec, ale od razu ją „dopadłem”.
-Nina...
-Michael, czego Ty chcesz?- spytała wprost.
-Powiedz mi tylko...gdzie ona jest?- westchnęła przeciągle odwracając ode mnie głowę. Złapałem ją za ręce próbując nawiązać kontakt wzrokowy.
-Obiecałam jej, że nic Ci nie powiem.
-Ale ja muszę wiedzieć zrozum to.- spojrzała mi w oczy.
-Jest u Ciebie?
-Puść mnie, jestem zajęta, muszę iść.- oczywiście, że nie pozwoliłem jej odejść, ścisnąłem ją jeszcze bardziej. Spojrzała na mnie przerażona.
-Powiedz mi gdzie ona jest do cholery.- wycedziłem przez zęby, skoro prośby nie pomagają to delikatny też nie będę.
-I myślisz, że co? Pojedziesz sobie do niej tak o i Ciebie wpuści? Człowieku ona nie chcę z Tobą rozmawiać, a nawet o Tobie słyszeć! Próbowałam ją do tego przekonać, żeby odebrała w końcu od Ciebie głupi telefon, ale jest uparta jak osioł, zresztą tak jak Ty. I jak mnie zaraz nie puścisz zawołam ochronę.- powiedziała stanowczo. Puściłem jej ręce.
-Nina przepraszam...ale ja już nie wiem co mam robić.- powiedziałem kompletnie bezsilny.
-A co ja mam zrobić? Mam ją siłą do Ciebie przekonać? Musisz dać jej czas, ona jest zbyt zraniona żeby teraz z Tobą rozmawiać. Zrozum to.
-Dobrze, ale powiedz mi chociaż gdzie jest. Proszę, błagam Cię!
-Ona mnie zabije...- pokręciła głową.
-Jest u Ciebie prawda? Tylko mi to potwierdź...- nie odzywała się przez chwilę, patrzyła ciągle gdzieś na boki. Dla mnie to była wystarczająca odpowiedź. Musiała być u niej, innego wyjścia nie było.
-Dziękuję Ci.- rzuciłem szybko i od razu popędziłem do wyjścia.
-Mike stój! Wszyscy się o Ciebie pytają, co mam powiedzieć Quincy'emu?!- zatrzymałem się na chwilę i potarłem nerwowo czoło.
-Że biorę sobie wolne.
-Ale Ty nie możesz od tak wziąć sobie wolne!
-To nie wiem, wymyśl coś. Ja muszę już iść! - krzyknąłem w biegu. Chwilę potem wpadłem do samochodu, gdzie czekał na mnie zniecierpliwiony ochroniarz. Kiedy mnie zobaczył chciał wyrzucić papierosa przez okno, ale wręcz mu go wyrwałem i sam się zaciągnąłem i chyba trochę za bardzo... bo dostałem takiego napadu kaszlu, że myślałem że zaraz płuca wypluje.
-Co Ty odwalasz?!- wyrwał mi fajkę i wywalił przez okno. Spojrzałem na niego krztusząc się jeszcze dymem.
-Palę! A raczej pal...paliłem.- znowu zacząłem kaszleć.
-Przecież Ty nie palisz człowieku.
-Raz na ruski rok mi na zaszkodzi, poza tym sam ciągniesz jak smok.
-A Ty co teraz zaczniesz chlać, palić i ćpać bo Cię Victoria zostawiła? Ogarnij się wreszcie!
Nie paliłeś nigdy i nie będziesz tego robić, tak samo radzę Ci się opanować z piciem jak nie chcesz żeby w mediach znowu o Tobie gadali.
-I tak gadają.- prychnąłem.
-A teraz powiedzą w końcu prawdę.- zamknąłem się.
-I czego się dowiedziałeś?- odezwał się po chwili.
-Musisz zdobyć adres Niny. Victoria u niej jest.
-Powiedziała Ci to?
-Nie w prost.
-Więc skąd wiesz?- wywróciłem oczami.
-Bo to logiczne, że jest u swojej przyjaciółki, która powiedziała, że jak mi powie prawdę to ona ją zabije!
-Dobrze nie unoś się tak, muszę mieć pewność. Nina Johnson?
-Ta.- mruknąłem.
-Wiem gdzie ona mieszka.
-Skąd?- ożywiłem się od razu.
-Raz odwoziłem ją do domu, Victoria mnie poprosiła wtedy.
-No to na co czekasz?! Jedziemy tam!
-Michael Ty jesteś głupi czy tylko głupiego udajesz?- spojrzał na mnie z ukosa.
-O co Ci znowu do cholery chodzi?
-O to, że Nina na pewno zadzwoniła do Vicki i jej wszystko powiedziała, więc albo wyszła teraz z domu, a nawet jeśli nie to wie, że przyjedziemy i na pewno Ci nawet nie otworzy.- zastanowiłem się na chwilę.
-Więc co proponujesz?
-Jutro tam pojedziemy, z zaskoczenia. Wyślę jakiegoś młodego pod dom Niny, niech ją obserwuje. Jak będzie siedzieć w domu i najlepiej żeby była sama to wtedy młody da nam cynk i pojedziemy. Pasuje?
-Pasuje.- powiedziałem mało zadowolony.
-No chociaż raz mnie posłuchałeś. Wracamy do domu czy chcesz gdzieś jeszcze jechać?
-Do domu...-mruknąłem i odwróciłem twarz w stronę okna.
*******
Byłam sama w mieszkaniu. Nina i Stefano byli jeszcze w pracy. Dochodziła godzina 14, a ja od rana leżałam zakopana w pościeli z toną chusteczek wokół siebie. Żeby chociaż trochę poprawić sobie humor postanowiłam pooglądać telewizję, włączyłam pierwszy lepszy kanał i co zobaczyłam? 50 Twarzy Grey'a....Serio? Ciągle to puszczają, jakaś ironia losu po prostu. Normalnie bym to obejrzała, ale za dużo wspomnień z Michaelem...nawet durne filmy mi go przypominają. Skakałam po programach dalej aż w końcu trafiłam na coś sensownego, Bridget Jones – kochałam tą komedię. Mogłam ją oglądać tak jak Kevina w Święta i tak mi się nigdy nie znudziła. Spojrzałam na stoliczek nocny, na którym stała taca z jedzeniem, za pewne było już zimne. Ja sama mało jem, jakoś nie mam szczególnego apetytu, ale Nina niańczy mnie do tego stopnia, że zaczęła mnie nawet karmić. Ja rozumiem, że jak jest się w ciąży to ma się wilczy apetyt, ale bynajmniej ja w ciąży nie byłam i nie potrzebowałam tony żarcia tak jak ona. W pracy wzięłam sobie parę dni urlopu, całe szczęście nie było z tym żadnego problemu, mimo że jestem asystentką szefa i kiedy jego nie ma, ja zarządzam wszystkim i wszystkimi. Zawsze jest wyrozumiały w stosunku do mnie i traktuje jak swoją córkę. W sumie to on wie o wszystkim, co się wydarzyło między mną a Michaelem...Zresztą, kto nie wie? Wszyscy gadają, to jeden z wielu powodów, dla którego nie mam na razie ochoty pokazywać się w firmie. Nie miałam zamiaru spędzać pół dnia z ludźmi, którzy się na mnie krzywo patrzą i szepczą do siebie co chwilę coś na mój temat, bo tak to za pewne by wyglądało. Na razie chciałam spokoju. Mój telefon od dwóch dni jest wyłączony, musiałam to zrobić, bo przecież tarabanił mi cały dzień i noc. I to ciągle ta sama osoba...Westchnęłam i przytuliłam się do poduszki. Z oglądania filmu wyrwało mnie jakieś dobijanie się do drzwi domu. Nina mówiła, że na dniach ma przyjechać kurier z przesyłką dla niej, bo zamawiała coś przez internet więc to był pewnie on. Zwlekłam się z łóżka i zarzuciłam na siebie szlafrok. Coś niecierpliwy bardzo ten kurier – pomyślałam jak usłyszałam, że facet na zmianę wali w drzwi i dzwoni dzwonkiem.
-Chwileczkę!- krzyknęłam schodząc po schodach. Boże pali się czy jak? W przedpokoju spojrzałam tylko w lustro i poprawiłam szybko zmierzwione włosy, nie miałam więcej czasu by doprowadzić swój wygląd do względnego porządku. A zresztą to mnie teraz nie obchodziło, na żaden wybieg się nie wybierałam.
Nie patrząc nawet w wizjer otworzyłam drzwi i zamarłam...Aż otworzyłam szerzej oczy. Staliśmy tak i po prostu patrzyliśmy się na siebie, kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć, odebrało mi mowę. A on przewiercał mnie wzrokiem na wylot.
-Czego chcesz?- warknęłam. Zrobił krok do przodu i wyciągnął rękę, żeby zapewne dotknąć mojego policzka, ale natychmiast się odsunęłam.
-Vicki...-wszedł do środka.
-Zadałam Ci pytanie.- założyłam ręce na piersiach.
-Chciałem porozmawiać.- mówił cicho i tak...spokojnie jakby bał się, że każde jego słowo wywoła u mnie gniew i miał rację.
-My nie mamy o czym rozmawiać.- chciałam otworzyć drzwi i go stamtąd wywalić chociażby siłą, ale nie pozwolił mi na to.
-Mówiłam Ci już, że masz mi dać spokój! Skoro masz mnie za dziwkę, która Cię zdradza na każdym kroku to na cholerę tu przyszedłeś?!
-Boże, proszę nie mów tak...
-Ale jak? Ty tak powiedziałeś! Co może nie prawda?
-Prawda, ale..
-Nie mamy o czym gadać.- nie dawałam mu w ogóle dojść do słowa, w dupie miałam to co chciał mi powiedzieć, nie chciałam go w ogóle widzieć na oczy.
-Błagam Cię wysłuchaj mnie chociaż i dam Ci spokój.- złapał mnie za ręce, to podziałało na mnie jak płachta na byka, zaczęłam go popychać i wydzierać się na cały regulator.
-Lata mi to co masz mi do powiedzenia! Tydzień temu powiedziałeś co chciałeś! Ja nie będę Ci wiecznie udowadniać, że Cię kocham i że z nikim Cię nie zdradzam! Nigdy mi tak naprawdę nie ufałeś! Nawet nie dałeś mi wytłumaczyć całej tej chorej sytuacji, bo wielki Michael Jackson i tak wie lepiej! Wiesz co...- widziałam jak cały gotuje się na moje słowa, w końcu chyba nie wytrzymał i zatkał mi usta pocałunkiem, byłam w takim szoku, że przez chwilę stałam cała sparaliżowana, ale po chwili kiedy zdałam sobie sprawę z tego CO ON WŁAŚNIE ROBI zaczęłam się z nim szarpać i siłować. Na co jeszcze bardziej przycisnął mnie do siebie, tak że nawet nie mogłam się ruszyć, im bardziej próbowałam się wyrwać tym on był bardziej nachalny. Nie miałam siły z nim dłużej walczyć, poddałam się jego gestom całkowicie. Dodatkowo do głowy od razu uderzył mi zapach jego perfum, w tym momencie czułam się jak naćpana. Naćpana nim. Kiedy traciłam już oddech, a rozum wrócił na swoje miejsce oderwałam się od niego jak poparzona. Patrzył na mnie przerażony, a ja na niego. Chyba zdał sobie sprawę z tego, że nie powinien był tego robić, nie po tym wszystkim.
-Victoria ja...przepraszam...- chciał do mnie podejść, ale powstrzymałam go gestem ręki.
-Wyjdź.- powiedziałam natychmiast.
-Ale proszę Cię...
-Wyjdź!- widząc moje zaszklone oczy postanowił chyba w końcu odpuścić, bo tylko spuścił głowę, odwrócił się i wyszedł, a ja stanęłam pod ścianą i zakryłam twarz dłońmi. Z oczu w końcu wydostały się słone łzy. W głowie miałam kompletny mętlik i milion myśli na minutę, zwłaszcza jedna nie dawała mi spokoju. Co ja mam teraz zrobić...?
*******
No w końcu koniec! Nie uważacie, że trochę za długi był ten rozdział? XD W ogóle zaczęłam go pisać już tydzień temu, tak się z nim męczyłam przez te cholerne opisy. No ja tego nie cierpię, jak już mówiłam wolę dialogi i najlepiej jakąś akcje, a nie opisywanie gorzkich żali Jacksona xD No bo np. dla mnie jak ktoś jest wkurwiony to po prostu jest wkurwiony i po co tu się nad tym rozwodzić? XD No, ale w opowiadaniu tak trzeba. Jestem w sumie ciekawa po czyjej stronie teraz jesteście, Michaela czy Vicki? ;) A właśnie co do zachowania Michaela to mam nadzieję, że Was nie wystraszył za bardzo? XD Miałam na celu zrobienie z niego chama, ale to takie chwilowe tylko, spokojnie xD Chociaż mogłam sobie poprzeklinać i wgl nie? :D Mam dobry humor dzisiaj co skutkiem tego jest to iż kolejny rozdział jest już w produkcji :D Będzie już trochę więcej się dziać i dlatego lepiej i SZYBCIEJ mi się pisze. A nie takie flaki z olejem jak to dzisiaj, jedno beczy drugie lamentuje no aż rzygać się chcę XD Nwm jak Wam, ale mi tak xD
Zachęcam do wyrażania swoich opinii w komentarzach! :) Każdą, nawet negatywną przyjmę na klatę xD
PS: Przepraszam za czcionkę, ale coś mi się z nią popieprzyło -.-
Pozdrawiam ♥

3 komentarze:

  1. Jestem! I chyba nawet pierwsza 😁 Kocie Złoty, no ja rozumiem, że można być zajętym itd, ale żeby nie mieć czasu na wstawienie rozdziału 😘 No, ale rozumiem, wybaczam 😁😘 Co do rozdziału... Jaki dłuuuugi, jak fajnie 😍😂 Nie wiem tylko, kogo mam opierdzielać, czy Michaela za to, że zachował się jak skończony kretyn, zranił Victorię, a do tego teraz siedzi na dupie, klnie, pije i wyżywa się na innych, czy Vicki za to, że zamiast porozmawiać z Mikusiem na spokojnie, ona spiernicza do przyjaciółki i nie ma zamiaru słuchać jego wyjaśnień -.- Obaj są tacy pokrzywdzeni, złamane serduszka i wgl, ale to nie powód, by zachowywać się jak dzieci w przedszkolu. Vicki ,,50 Twarzy Greya" przypominają o Michaelu? Ja rozumiem, że Król był ostry, ale żeby aż tak? 😂 Mam nadzieję,że w końcu się pogodzą. Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że wstawiasz go szybciej, niż ten, bo jak nie to... 😁 Weny, Kocie 😘💗

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zobaczyłam nowy rozdział to w sumie się zastanawiałam czy wchodzić, czy nie :P
    Po prostu ostatnio mam coś takiego, że jak ktoś zostawia bloga na aż tyle to mi się nie chce do tego wracać, kiedy zapomniałam już fabułę, ostatnią akcję a czasem nawet imiona bohaterów xD
    Teraz weszłam w sumie chyba z sentymentu i mimo iż rozdział był super i nie żałuję na pewno - to następnym razem nie bd mi sie chciało wstecz zaglądać aby akcje przypomnieć sb ;pp
    Każdy ma swoje problemy itd, ale jak już to daje się post - blog zawiedzony do czasu... z powodu wyjazdu/sesji/poprawy oceny/naprawy kompa czy co to tam jest. To tyle z marudzenia, a teraz przejdę do rozdziału :P
    W sumie oboje mnie wkurwiają i żadnego strony nie trzymam xD
    Viki niby ma prawo być wkurwiona, ale skoro nie chce go widzieć i za drzwi wywala, to niech nie ryczy biedna po nocach. Mike zaś odjebał na początku to niech teraz sprząta po sobie. Niby miał prawo po tym co miał z Madonną, ale i tak to go nie usprawiedliwia.
    Oboje jak bachory są, powinni usiąść i pogadać jak dorośli, a nie oboje robią z siebie sieroty. Albo są razem i się kochają, albo niech każde ma swoje życie i bd szczęśliwe osobno.
    Mike to czasem serio mózgu nie ma, ale w sumie po co mu mózg, nim przecież Viki nie przeleci xD Dobra, koniec bo znów mam dziwne myśli.
    Napisałabym coś jeszcze, ale mój kot łazi po mnie, co chwila kasuje mi tego koma i drze ryja nad uchem, bo ja ją w ucho podrapać nie chcę xD Więc wybacz, muszę zająć się sierściuchem :P
    Pozdrawiam i weny:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wchodzę sb na bloga po okresie chyba dwóch tygodni problemów z moim najukochańszym internetem, a tu jeb! Dwa nowe rozdziały!
    No to zrobiłam to co do mnie należało i przeczytałam, poryczałam, nakrzyczałam się.
    Powiedz mi moja droga, czy ty w swoim blogu masz jakiś portal? Bo jak włażę na niego i czytam pierwsze zdanie to jakby się chyba transportuję w i patrze na te wszystkie akcje z góry.
    Troszkę chore, ale etam.
    Co do rozdziału.
    Postawa Michaela jest przerażająca, najpierw taki słodki śmieszek, rozkochuje w sb Vicky, a teraz na każdego dosłownie warczy i robi wokół siebie mur z wejściem tylko dla Victorii. Co do Vicky. Kurwa, czuję się tak bezsilna do jej zachowania, że wolę nie pisać.
    Ale oczywiście napiszę ((: Prawie została zgwałcona, Mike nie uwierzył jej, ale dlaczego ona tak porostu odeszła! Choć rozumiem jej postawę to ucieczkę z jej strony uważam za kompletną porażkę. Bo najlepiej uciec, mówić jaki to on jest, nie dać mu nic do powiedzenia, a w nocy ryczeć z tęsknoty.
    Totalna klapa!
    Dlaczego nie może być mądrzejsza od tego debila i go wysłuchać, a potem podjąć decyzję co będzie dalej!?
    Co do Niny, kocham tą kobietę ♥♥♥ Ma zajebisty charakter :'D

    No to pozderki i dużo weeeeny!

    OdpowiedzUsuń