Witam
wszystkich serdecznie! ♥ ♥ ♥
Ach
wieki mnie tu nie było...Nie będę Wam walić znowu litanii, gdyż
powód mojego zniknięcia na te trzy miesiące był jeden...no może
dwa xD A mianowicie nie miałam dostępu do komputera z internetem
(obecnie piszę na pożyczonym laptopie) do tego doszła szkoła,
która tak daje w kość, że w ciągu tego roku szkolnego dziesięć
razy zastanawiałam się czy aby jej nie rzucić (mówię jak
najbardziej serio). Mam nadzieję, że czekaliście na mnie...bo ja
naprawdę nie rzuciłam pisania, na tą sytuację nie miałam wpływu.
Chyba wybaczycie mi to znikniecie co? XD
Nie
będę już więcej zawracać Wam głowy zbędną paplaniną, więc
zapraszam do czytania i komentowania zwłaszcza, to naprawdę
motywuje, ja się staram i fajnie jakby ktoś to docenił ;) Rozdział
raczej pozytywny i może trochę nudny, ale w następnym będzie się
działo, to mogę obiecać. W ogóle przez kilka następnych
rozdziałów będzie się dziać.
*******
Obudziłam
się za sprawą czyjegoś dotyku na policzku, odczułam także ciepły
oddech na twarzy. Było mi tak dobrze, że nie chciałam nawet
otworzyć oczu, zamruczałam cicho, a w zamian usłyszałam chichot.
Tak myślałam, że to Michael. Otworzyłam w końcu oczy i
faktycznie to był on. Wpatrywał się we mnie z uśmiechem bawiąc
się moimi włosami, które nawijał sobie na palec i smyrał mnie
nimi po całej twarzy. Co on, nie boi się mojego ojca, że leży
sobie tak spokojnie obok mnie? Zaraz pewnie znowu zrobi mi nalot na
sypialnię by tym razem zapytać się czy dobrze mi się spało.
-Dzień
dobry kochanie.- już chciał mnie pocałować, ale odwróciłam się
do niego tyłem. Dlaczego? Bo byłam zła, że wczoraj trzymał
stronę ojca i zamiast się sprzeciwić to wyszedł stąd potulnie
jak baranek, szkoda że mnie się tak nie słucha...
-Obraziłaś
się?- przysunął się obejmując mnie od tyłu.
-Nie
wcale...gdzieżby tam, absolutnie. Na Króla Pop'u? Jakżebym mogła.-
powiedziałam kpiąco. Zaczął się śmiać, no tak zajechało
ironią na kilometr.
-Co
się stało?- zapytał kiedy już się uspokoił.
-Nie
boisz się, że ojciec tu zaraz wpadnie?- obróciłam się, a on
zawisnął nade mną.
-Nie,
dlaczego?
-Wczoraj
wyraźnie zauważyłam, że się go boisz.
-Przesadzasz,
nie boję się tylko chcę żeby mnie polubił.
-Podporządkowując
mu się.
-Mówiłem
żebyś mi zaufała i nie obrażaj się o takie głupoty.- pogładził
mnie po odkrytym ramieniu.
-To
nie są głupoty. Zjemy śniadanie i każe im wracać do domu. Nie
myśl nawet, że zostaną tu na obiad albo co gorsza na kolację. Nie
wytrzymam traktowania mnie jak małą dziewczynkę dłużej niż dwie
godziny.
-Dobrze,
jak sobie życzysz. Chociaż mi obecność Twoich rodziców wcale nie
przeszkadza, są bardzo mili.
-Przy
Tobie są mili. Przecież mój ojciec nie powie Ci prosto w twarz co
o Tobie myśli, wystarczy, że wczoraj mi powiedział.
-Co
Ci powiedział?- posmutniał wyraźnie.
-Nie
ważne, nic miłego. Nie wierć mi dziury w brzuchu, bo i tak Ci nie
powiem. A jak walnie coś głupiego przy śniadaniu to najlepiej go
zignoruj.- westchnął tylko. Nie chciałam go martwić mówiąc, że
ojciec ma go za babiarza, który chce mnie tylko wykorzystać. A skąd
to wie? No z gazet! Cholerne szmatławce, to mnie zdenerwowało
bardziej niż jakaś chora plotka o Michaelu.
-Ale
już się nie gniewasz?- mruknął przybliżając się jeszcze
bardziej kładąc głowę na moim ramieniu. Dla lepszego efektu
zrobił maślane oczka.
-No
nie wiem...jak dalej będziesz się tak zachowywać.
-Jak?
-Tak,
że boisz się mnie nawet pocałować przy moim ojcu. Jesteśmy
dorośli, a zachowujesz się jak dziecko.
-Mam
robić przy Twoim ojcu wszystko na co tylko mam ochotę?- przygryzł
zalotnie wargę mrużąc oczy.
-Mhmm...
-Nawet
te bardzo nieprzyzwoite rzeczy?
-Po
prostu bądź sobą, a te nieprzyzwoite rzeczy zostaw na później,
bez żadnych świadków.- uśmiechnęliśmy się. Wzrokiem zjechał
na moje usta.
-Będziesz
się tak patrzeć czy w końcu mnie pocałujesz?- rzuciłam
zniecierpliwiona co wywołało u niego śmiech. Uwielbiałam jego
śmiech, był piękny, szczery i zawsze mnie nim zarażał.
Przyciągnęłam go do siebie za kołnierz koszuli złączając nasze
usta w długim pocałunku.
-I
ostatni raz śpię sama, w ogóle się nie wsypałam i wszystko mnie
boli.- powiedziałam odrywając się od niego i skrzywiając się
lekko.
-Zrobić
Ci masaż?- u niego słowo „masaż” wcale nie oznacza zwykłego
masażu, to ma drugie dno.
-Co
Ci po głowie znowu chodzi?- spytałam patrząc na niego
podejrzliwie.
-Mi?
Wszystko Cię boli więc bardzo chętnie mogę rozmasować te
miejsca.- wyszczerzył się.
-Taaak?
Już wiem czym się ten masaż skończy.
-No
tego nie mogę zagwarantować.- zaśmialiśmy się.
-Obejdę
się jakoś bez Twoich cudownych rąk. Idę się prędko ubrać, bo
jak najszybciej trzeba spławić moich rodziców.- wstałam na równe
nogi. Z szafy zabrałam jakieś luźne ciuchy i zniknęłam za
drzwiami łazienki. Odprawiłam codzienną rutynę i wyszłam z
sypialni. Mijając kolejne pokoje na korytarzu pojawił się Jermaine
jak zwykle w szampańskim nastroju i bynajmniej nie sam. Była z nim
jakaś młoda dziewczyna. Oboje wyglądali jakby dopiero co opuścili
klub, mogę twierdzić nawet, że byli jeszcze pijani.
-Ooo
moja kochana szwagierka!- zawołał- Mała idź do mojego pokoju
zaraz do Ciebie dołączę tylko muszę chwilę porozmawiać z panią
tego domu.- zwrócił się do blondynki. ale patrzył na mnie.
Dziewczyna pocałowała go tylko i po chwili zniknęła mi z oczu.
Podeszłam do niego szybkim krokiem.
-Możesz
mi powiedzieć co Ty odwalasz?! Znowu sprowadzasz panienki do domu
swojego brata. Michael o tym wie?- uśmiechnął się przybliżając
się do mnie jeszcze bardziej.
-Vicki
słonko nie musisz krzyczeć, nie jestem głuchy. Oczywiście, że
Michael o tym wie.
-Tak?
To się zaraz przekonamy.- chciałam go wyminąć, ale mi na to nie
pozwolił, zastawiając drogę i jednocześnie lekko przyciskając do
ściany. Byłam cholernie zła.
-Nic
mu nie powiesz.- warknął.
-A
chcesz się przekonać?- założyłam dłonie na klatce piersiowej.
Zacisnął usta.
-Uwierz
mi...nie chcesz tego zrobić. Konsekwencje tego będą bardzo
surowe...
-I
tak wylecisz z tego domu! Twoje „groźby”- zrobiłam cudzysłów
w powietrzu śmiejąc się kpiąco- nie robią na mnie wrażenia.
Miałeś wyprowadzić się stąd dwa tygodnie temu, a teraz daje Ci
ostatni tydzień na ogarnięcie dupy, poszukania sobie jakiegoś
mieszkania, nie obchodzi mnie to. A jak będziesz utrudniać to
wylecisz natychmiast. Zrozumiałeś?- wysyczałam patrząc mu prosto
w oczy.
-Zobaczymy.-
rzucił i odsunął się od razu ode mnie. Nawet nie zauważyłam, że
przez chwilę byliśmy bardzo blisko. Odwrócił się napięcie i
udał się do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Pfff ciekawe co on
może mi zrobić. Ja nie mam się czego bać w przeciwieństwie do
niego. Naprawdę myślałam, że się zmienił i że jest tu po to
aby pogodzić się z bratem. Bardzo się na nim zawiodłam, ale
jeszcze bardziej Michael. Oboje mamy dość tego jaki jest arogancki
i bezczelny. Myśli, że to on tu rządzi i będzie doił kasę z
Michaela do śmierci. Myli się, ja na to nie pozwolę. Nie wytrzymam
dłużej jego obecności tutaj, prędzej mnie szlak trafi. W
beznadziejnym nastroju udałam się do kuchni. Schodząc ze schodów
usłyszałam głośne śpiewanie, a w przerwach śmiechy. Weszłam do
pomieszczenia i uśmiechnęłam się na widok mojego faceta, który
kręcąc tyłkiem kroił szczypiorek.
-A
B C
It's easy as, 1 2 3
As simple as, do re mi
A B C, 1 2 3
Baby, you and me girl...-śpiewał robiąc co chwile jakieś piruety albo skomplikowane ruchy taneczne. Zaraz dołączyła do niego nasza jakże utalentowana muzycznie kucharka z drewnianą łychą w ręce, która prawdopodobnie robiła za mikrofon.
It's easy as, 1 2 3
As simple as, do re mi
A B C, 1 2 3
Baby, you and me girl...-śpiewał robiąc co chwile jakieś piruety albo skomplikowane ruchy taneczne. Zaraz dołączyła do niego nasza jakże utalentowana muzycznie kucharka z drewnianą łychą w ręce, która prawdopodobnie robiła za mikrofon.
-A
B C
It's easy as, 1 2 3
As simple as, do re mi
A B C, 1 2 3
It's easy as, 1 2 3
As simple as, do re mi
A B C, 1 2 3
Baby,
you and me girl...- przybili sobie piątki i już mieli śpiewać
dalej, ale postanowiłam dać w końcu o sobie znać. Odchrząknęłam
dość głośno, odwrócili się w moją stronę od razu jakby
przyłapani na gorącym uczynku.
-Zastanówcie
się poważnie nad duetem.- rzuciłam z uśmiechem siadając przy
dużym stole.
-A
daj spokój gdzie ja z Królem Pop'u.- prychnęła odwracając się
do nas tyłem. Michael natomiast miał zamyśloną minę, już coś
kombinował widziałam to. Po chwili uśmiechnął się do mnie.
Chyba już coś wymyślił...
-Wiesz
w sumie...moglibyśmy nagrać razem I just can't stop loving you.-
Jess spojrzała na niego jak na debila.
-No
co?- spytał w końcu- Fakt, że na albumie śpiewam tą piosenkę w
duecie z Siedah, ale nie zaszkodzi nagrać ją z Tobą, masz piękny
głos i trzeba to wykorzystać.- kobieta podeszła do niego i
pokazała, że ma się puknąć w głowę. Zaczęłam się śmiać,
ale osobiście uważałam że to świetny pomysł.
-W
czółko się Jackson puknij o.- ten tylko westchnął wzruszając
ramionami.
-Próbowałem.-
powiedział pod nosem siadając obok mnie. Nie wiedziałam czy mam mu
powiedzieć o tym co przed chwilą zaszło między mną, a Jermem. W
sumie nic takiego się nie stało, ale...
-Co
jest?- z zamyśleń wyrwał mnie głos ukochanego, najwyraźniej
zauważył, że myślę o czymś nieprzyjemnym.
-Chodzi
o Twojego brata...-westchnęłam, po jego minie można było
wyczytać, że nie jest zadowolony z rozmowy akurat o NIM. Ostatnio
zastanawiałam się czy Michael mu wybaczył, ale teraz wiem, że
nie. Ciągle się mijają, albo kłócą, a jak zaczynamy o nim
rozmawiać to Michael się denerwuje, najchętniej wywaliłby go
stąd, ale jak widać ma za dobre serce nawet dla takiego...
-Co
ten kretyn zrobił?- uważnie mi się przyglądał.
-Przyprowadził
sobie jakąś panienkę...- jednak mogłam tego nie mówić...
-Kurwa
nie no znowu!- wybałuszyłam na niego oczy. Pierwszy raz przy mnie
przeklął naprawdę, ale nie dziwię mu się. Miał prawo się
wkurzyć. Wstał z zamiarem pewnie poszukania swojego brata, ale
powstrzymałam go.
-Michael
uspokój się, nie chcę tu żadnych kłótni. Tym bardziej, że w
domu są rodzice i moje rodzeństwo.- pociągnęłam go za dłoń
tak, że tyłkiem znowu wylądował na krześle.
-Przepraszam...masz
rację.- powiedział po chwili, dopiero teraz zauważyłam, że
jesteśmy sami, a Jess gdzieś zniknęła i to może nawet lepiej-
Przysięgam, że wyleci dzisiaj z tego domu i to z hukiem.- zacisnął
szczękę. Skoro tak zareagował na jego „znajomą” wolałam nie
mówić, że mi groził.
-Dałam
mu tydzień na ogarnięcie się, bo jak nie to własnoręcznie go
stąd wywalę-.
-Bardzo
dobrze. Źle zrobiłem, że pozwoliłem mu tutaj zamieszkać,
cholernie żałuje...to wszystko moja wina.- schował twarz w
dłoniach- Miał się zmienić i co? Woli pieprzyć jakieś panienki
pod moim dachem niż porozmawiać ze mną, spróbować jakoś to
naprawić, no cokolwiek.
-Michael
nie obwiniaj się. To ja Cię namówiłam do wszystkiego, mimo że
wszyscy mnie ostrzegali. Jesteśmy oboje naiwni...coś nas jednak
łączy.- uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
-Wiele
nas łączy.- odwzajemniłam uśmiech i wtuliłam się w jego
ramiona. Przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie i cmoknął w
czoło.
-Obiecuję,
że Jermaine niedługo zniknie z naszego życia.- wyszeptał-
I...kocham Cię najmocniej na świecie.- uśmiechnęłam się na te
słowa. Już miałam mu odpowiedzieć kiedy:
-Eghemm
nie przeszkadzamy?- ujrzałam uśmiechniętą mamę, która nieśmiało
weszła do pomieszczenia, a za nią tata...nie mogłam nic wyczytać
z jego miny. Nie odsunęłam się od razu od Michaela, pocałowałam
go najpierw w usta po czym zwróciłam się do rodziców:
-Teraz
już nie.- mój narzeczony zaśmiał się pod nosem, dobrze wiedział,
że robię to specjalnie i będę teraz pokazywać przy rodzicach jak
bardzo go kocham. Nie mam zamiaru się krępować we własnym domu,
albo czegoś nie robić bo przy rodzicach nie wypada? Nie jestem już
nastolatką, ale jak widać mój ojciec nie może się pogodzić z
tym, że już nie jest najważniejszym mężczyzną w moim życiu.
Usiedliśmy
w końcu do śniadania, przy którym również nie szczędziłam
sobie czułości w stosunku do Michaela, który już tam nie mógł
ze śmiechu. No tak...”tygrysku” jeszcze do niego nie mówiłam.
-Na
piętrze spotkaliśmy jakąś młodą dziewczynę...- rzucił mój
ojciec od razu patrząc dwuznacznie na Michaela, który zaczął się
krztusić. Już nie było mu do śmiechu i mi również.
-Bardzo
młodą.- dodał po chwili. Sytuacja była dość niezręczna,
chciałam już obronić Michaela, bo wiadomo było co właśnie
sugeruje mój ojciec, ale ten mnie ubiegł.
-To
dziewczyna mojego brata.- powiedział patrząc na mnie.
-Którego?-
zainteresowała się mama.
-Jermaine'a.-
odpowiedziałam.
-Nie
martw się tato to nie jakaś panienka od zaspokajania prywatnych
potrzeb mojego faceta.- chyba zdziwiłam ich tą wypowiedzią- Od
tego ma mnie.- mina mojego ojca? Bezcenna, nic tylko zrobić zdjęcie.
Widać było, że mamie chciało się śmiać, zaś mój ukochany
raczej był zmieszany. Może nie powinnam mówić o takich rzeczach
przy śniadaniu, ale nie mam zamiaru słuchać tych bredni. Dobrze
wiem o co mu chodziło. Zegar wskazywał dopiero 9, a ja się
modliłam żeby moi rodzice w końcu pojechali do domu.
-Myślę,
że powinniśmy wrócić do wczorajszej rozmowy.- odezwał się
ojciec z bardzo poważną miną.
-Której?-
czułam, że to skończy się kłótnią. Przynajmniej ja nie byłam
pokojowo nastawiona.
-Nie
jesteście jeszcze małżeństwem i...
-Nie
martw się już niedługo.- wtrąciłam się.
-Ale
jeszcze nim nie jesteście.- próbował postawić na swoim- I myślę,
że to za wcześnie, żebyście mieszkali razem, a co dopiero
dzielili ze sobą sypialnię.- teraz będzie mnie umoralniać.
-Chciałbym,
aby pan wiedział...- odezwał się Michael, tak byłam w szoku,
myślałam że jednak będzie siedział cicho i przytakiwał mojemu
ojcu-...że traktuje Victorię bardzo poważnie.- wziął moją dłoń
w swoją i ścisnął, patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana- Chcę
aby spędziła ze mną resztę życia, chcę aby była matką moich
dzieci, chcę żeby wkrótce została moją żoną, kocham ją nad
życie. Do niczego jej nie zmuszam, nie musi ze mną mieszkać, a tym
bardziej sypiać...-zmieszał się trochę, no tak weszliśmy na te
tematy.
-Ale
ja chcę z nim mieszkać, a zwłaszcza sypiać, bo się kochamy i
mamy do tego wszystkiego prawo.- dokończyłam za niego, uśmiechnął
się z wdzięcznością. Tata nie wiedział co za bardzo ma
odpowiedzieć na te nasze „wyznania”. Ale widziałam, że słowa
Michaela trochę go uspokoiły. Nastała więc cisza...czy
niezręczna? Sama nie wiem, my powiedzieliśmy co chcieliśmy i
czekałam tylko na jakiś ruch ze strony mojego ojca, mama zaś
siedziała przysłuchując się temu wszystkiemu i patrząc na nas z
uśmiechem, a raczej na Michaela. Tak przecież ona go uwielbia,
uważa go za idealnego kandydata na zięcia, bo jest bogaty i będę
mieć zapewnioną przyszłość. Bolało mnie tylko, że nie patrzy
na moje szczęście, w przeciwieństwie właśnie do taty, który
ciągle się o mnie martwił, a nie o to czy mój facet będzie
nadziany.
-Powinniśmy
już wracać.- liczyłam, że odniesie się do tego co
powiedzieliśmy. Ale cóż...dla mnie nawet lepiej, unikniemy tym
chociaż zbędnej kłótni. Rodzice zaczęli się zbierać do
wyjścia. Staliśmy w holu i przyszedł czas na pożegnanie.
-Jakby
coś się działo z Ash i Max'em od razu do nas dzwońcie.-
powiedziała mama, ale najpierw podleciała do mojego faceta,
wywróciłam oczami.
-Spokojnie
na pewno nic się nie stanie, będziemy ich pilnować.- uśmiechnął
się Michael, który teraz wymieniał uścisk dłoni z moim ojcem,
patrzyli sobie prosto w oczy, ciekawe...
Mimo
wszystko wyściskałam rodziców, bo nie wiadomo było kiedy znowu
się zobaczymy, jeśli tata nie zmieni nastawienia do Michaela to
czuję, że nie prędko. Zamknęłam w końcu za nim drzwi i
wypuściłam ze świstem powietrze co oczywiście nie uszło uwadze
Michaelowi, który jak zwykle się zaśmiał. Jego ostatnio w ogóle
wszystko śmieszy. Taki śmieszek się zrobił no...
-A
Ty co wafla cieszysz?- jeszcze głośniej się zaśmiał, przygryzł
wargę patrząc na mnie zalotnie. Podszedł do mnie i przycisnął
biodrami do drzwi, podniosłam wysoko brwi.
-Bo
jesteśmy w końcu sami i...- wyszeptał mi do ucha przejeżdżając
palcem po moim dekolcie oblizując usta. Te jego erotyczne gesty
naprawdę doprowadzały mnie do szału.
-I...?
-I
wczoraj dwa razy nam przerwano więc...- zaśmiałam się gdy
poczułam jego ciepłą dłoń na swoich pośladkach.
-Tak
się składa panie Jackson, że nie jesteśmy sami.- oderwał się
ode mnie i zastanowił się na chwilę, po czym wydał z siebie
ciche:
-No
tak...- zaśmiałam się znowu kręcąc głową- A już chciałem Cię
porwać na górę.- wyszczerzył się.
-No
widzisz...zostawmy może to sobie na wieczór co?- cmoknęłam go w
usta, ale oczywiście przedłużył pocałunek jak tylko mógł,
uśmiechnęłam się.
-Chodź
obudzimy młodych.- pociągnęłam go za rękę na piętro.
-Czekaj.-
zatrzymał się nagle i spojrzał na mnie z uśmiechem jakby wpadł
na genialny pomysł, no tak on ma same „genialne pomysły”.
Byliśmy akurat obok naszej sypialni, wpadł do niej jak burza i po
chwili pojawił się obok mnie z dwoma napełnionymi wodą
pistoletami, zaśmiałam się. Już wiedziałam o co mu chodzi.
Najciszej jak się tylko dało weszliśmy najpierw do pokoju mojego
brata. Oczywiście spał jak zabity, więc w sumie dobrze, że
mieliśmy ze sobą takie sprzęty. Tym na pewno go dobudzimy. W końcu
przystąpiliśmy do „akcji”. Tak jak myślałam obudził się od
razu, ale chyba jednak nie do końca...
-Co...co
jest? Śmigus dyngus?-wymruczał zaspany zasłaniając się rękami,
wybuchliśmy głośnym śmiechem dalej oblewając go zimną wodą.
Max widząc, że nie damy za wygraną wlazł pod kołdrę, ale po
chwili już jej nie miał, bo wyrwałam mu ją i odrzuciłam na bok.
-No
nie tak to nie będziemy się bawić.- powiedział w końcu i spod
łóżka wyciągnął własną broń. Tak więc przez kolejne pół
godziny lataliśmy po całej sypialni nawzajem oblewając się wodą.
Cali mokrzy we trójkę weszliśmy do pokoju Ashley. Max wygrzebał z
jej kosmetyczki czarną kredkę do oczu i postanowił chyba zrobić
jej bardzo profesjonalny make-up, przez który w rezultacie moja
siostra miała na twarzy dorysowane wąsy i brodę. Z Michaelem
musieliśmy zatknąć sobie usta dłonią, bo jestem pewna że jakbym
usłyszała jego rozbrajający śmiech to sama posikałabym się ze
śmiechu. A tak się składa, że mojego ukochanego ostatnio śmieszy
wszystko. Ale wracając do wyglądu Ash. Zaczęła coś mruczeć pod
nosem i wiercić się na łóżku, Max widząc że chyba się
przebudza, dał znak żebyśmy się przygotowali. Chwyciliśmy nasze
„bronie” i wycelowaliśmy w moją siostrę.
-Kurwa
co jest?!- krzyknęła kiedy tylko poczuła wodę na swojej twarzy.
Wstała na równe nogi i zaczęła się na nas wydzierać, ale my nic
sobie z tego nie robiliśmy i kontynuowaliśmy dalej wylewając na
nią wodę.
-Pogięło
was do reszty?! Ty mała mendo! Pewnie Ty to wymyśliłeś! Zaraz
pożałujesz, że się urodziłeś!- rzuciła się na Max'a
zabierając mu broń, teraz to ona w nas celowała. Śmiejąc się
wybiegliśmy z pokoju, a ona wściekła do granic możliwości
pognała za nami. Wybiegliśmy na dwór, ja z bratem biegliśmy za
Michaelem, który zatrzymał się nagle nie wiedzieć czemu. Nawet
nie zwróciłam uwagi, że jesteśmy przed basenem. Nie wyhamowałam
i wpadłam na Michaela, przez co Max i Ash również. Wylądowaliśmy
w basenie, znowu zaczęliśmy się śmiać i chlapać wodą. Oprócz
mojej siostry oczywiście, która patrzyła na nas jak na bandę
kretynów.
-Jesteście
porąbani i to równo!- nieudolnie próbowała wyjść z basenu.
-Daj
spokój nie bądź taka sztywna.- rzucił Michael i to był chyba
błąd...Dziewczyna odwróciła się w naszą stronę i wymierzyła w
niego placem.
-A
Ty! Nawet się do mnie nie odzywaj, palant.- warknęła i obrażona
udała się do domu.
-Mówiłam,
że nie będzie łatwo.- powiedziałam widząc jego minę.
-To
była dopiero pierwsza próba.- puścił mi oczko, pokręciłam
głową. Naprawdę wątpię, żeby Ashley się zmieniła i polubiła
Michaela spędzając z nim zaledwie weekend, ale on jak się czegoś
uprze to nie ma bata. Sami w końcu wyszliśmy z wody i cali
przemoczeni również udaliśmy się do domu, żeby się przebrać.
*******
Siedziałam
z rodzeństwem w kuchni pilnując by zjedli śniadanie, a Michael
poszedł zadzwonić po Mac'a, stwierdził że im więcej dzieciaków
do zabawy tym lepiej. Coś czuję, że Neverland będzie dzisiaj
latał...dosłownie.
-Boże
nie zniosę widoku tego debila przez całe dwa dni...
-Michael
nie jest debilem, głupia kwoko!
-A
właśnie, że jest! I zamknij się tępaku, bo zawartość
Twojego talerza zaraz wyląduje na Twoim pustym łbie!
Liczyłam
w myślach do 10 żeby tylko nie wybuchnąć, ale mało mi to
pomogło. Max i Ash cały czas się przezywali i miałam już
serdecznie dosyć, najchętniej zamknęłabym ich w osobnych
pokojach.
-Uspokójcie
się do cholery, bo nie mogę już was słuchać! Ashley jeśli nie
zaczniesz zachowywać się jak cywilizowany człowiek spędzisz ten
weekend w swoim pokoju, bez telewizora, komputera i telefonu. I
zacznij wyrażać się z szacunkiem do brata i mojego NARZECZONEGO.-
zmierzyła mnie wzrokiem i więcej się już nie odezwała tak jak
mój młodszy brat, za co dziękowałam Bogu. Chwilę potem skończyli
jeść i oboje gdzieś poszli, z czego też byłam szczęśliwa,
przynajmniej miałam chwilę spokoju.
Stałam
ze szklanką soku w ręku wpatrując się w okno, gdy usłyszałam
ciche pukanie, odwróciłam się w stronę drzwi i ujrzałam w progu
moją przyjaciółkę wraz z jej córką.
-Ciocia
Vicki!- dziewczynka podleciała do mnie od razu rzucając mi się na
szyję.
-Witaj
kochanie.- uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w policzek.
Podeszłam do Alex z małą na rękach aby również ją przywitać.
-Napijecie
się czegoś?- spytałam po chwili.
-Nie
dzięki, wiesz ja tylko na chwilę, spieszę się. Mam do Ciebie
ogromną prośbę.
-Co
się stało?
-Muszę
wyjechać na dwu dniowe szkolenie i nie mam z kim zostawić Rachel.-
zrobiła zdesperowaną minę- Przepraszam, że tak zwalam wam się na
głowę, ale...
-Nie
ma problemu, z wielką przyjemnością zajmiemy się małą.- do
pomieszczenia wszedł nagle Michael, zrobiłam zdziwioną minę.
Kiedy, jak, gdzie...? Alex uśmiechnęła się szeroko i przytuliła
mojego narzeczonego. Stanęłam z boku z założonymi rękoma,
zaśmiali się oboje.
-Och
Tobie też dziękuję oczywiście.- podleciała do mnie dalej się
śmiejąc. Rachel stanęła obok swojej mamy, bacznie przyglądając
się Michaelowi. Jakby chciała do niego podejść, ale się
wstydziła. Już była w tym wieku, że na pewno wiedziała kim jest.
-A
kim jest ta młoda dama?- spytał widząc nieśmiałe zachowanie
dziewczynki. Przykucnął obok niej i uśmiechnął się przyjaźnie.
-Jak
masz na imię?- spróbował jeszcze raz widząc jak mała się go
wstydzi.
-Rachel.-
powiedziała cichutko trzymając palec w buzi.
-Ślicznie,
a wiesz kim ja jestem?
-Tak...pan
Michael.- zaśmialiśmy się.
-Nie
jestem panem, możesz mówić mi po imieniu, albo jak chcesz.
-Wujek
Mike.- przytuliła się do niego, co skwitowaliśmy rozczulającym
„oooo”. Pogłaskał ją po główce i pocałował w czoło, jak
każde dziecko. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, wyglądali tak
uroczo. Można nawet powiedzieć, że „z dzieckiem mu do twarzy”.
-Jeszcze
raz Wam dziękuję, ja muszę teraz uciekać. Jakby co dzwońcie.-
wycałowała córeczkę i pożegnała się z nami, po czym jak
najszybciej opuściła dom. Jessica zajęła się małą. Po jakiejś
pół godzinie jednak usłyszałam, jak znowu ktoś wchodzi do domu.
Myślałam, że to Alex czegoś zapomniała, ale w salonie pojawił
się uśmiechnięty Mac w obstawie dwóch naszych ochroniarzy.
-No
proszę mała gwiazda ma już nawet swoich bodyguardów?- zaśmiałam
się widząc jego towarzystwo.
-Oczywiście,
wiesz bezpieczeństwo przede wszystkim. Nie daj Boże rzucą się na
mnie jakieś napalone fanki...Witaj Vicki.- standardowo mnie
wycałował.
-A
gdzie ten pawian Jackson? Co on odwala? Już tu powinien leżeć
czerwony dywan i girlandy na moje powitanie. Co on sobie wyobraża?-
rzucił z udawanym oburzeniem. Michael stał za nim z założonymi
rękoma i przysłuchiwał się z ciekawością jego słowom. Zaczęłam
się śmiać, blondyn obrócił się za siebie.
-Witam
Cię serdecznie mała gnido w moich skromnych progach.- powiedział
wystawiając rękę z uśmiechem, Mac uścisnął ją, ale po chwili
już ściskali się jak prawdziwi przyjaciele. Poprawiałam włosy
kiedy to blondyn nagle wyrwał się Michaelowi i podleciał do mnie
patrząc w szoku na mój palec, chwycił mnie za rękę i zaczął
oglądać mój pierścionek zaręczynowy by po chwili spytać:
-Kto
kupił Ci takie gówno?- spojrzał od razu na Michaela, który już
ciskał w niego wkurzonym spojrzeniem.
-Ja
Ci dam gówno gówniarzu! To kosztowało...- urwał nagle, pewnie ze
względu na moją obecność.
-No
dokończ kochanie.- wyszczerzyłam się, pokręcił głową.
-Wiesz
Vicki ja bym Ci kupił ładniejszy.- puścił mi oczko- Bo ten baran
to w ogóle gustu nie ma.
-O
nie teraz przegiąłeś!- Michael ruszył w jego stronę szybkim
krokiem, a po chwili zaczęli ganiać się po całym domu.
-Victoria
ratuj, Twój nienormalny narzeczony chce mnie zabić! Michael Jackson
kurde, niby tak dzieci kocha, właśnie widać jak kocha!- zaśmiałam
się i ruszyłam w pogoń za nimi.
*******
Odpoczywałam
leżąc na kocu i czytając książkę ulubionego pisarza - Stephena
Kinga. Michael urządził sobie z Max'em, Mac'iem i Rachel bitwę na
balony. Pewnie jesteście ciekawi co robi Ashley? Zamknęła się w
swoim pokoju i do tej pory nie wyszła, ja jej zmuszać nie będę,
niech sobie tam siedzi nawet do jutra, przynajmniej nie będę
musiała wysłuchiwać jej ciągłego narzekania. Co jakiś czas
zerkałam na mojego ukochanego i uśmiechałam się pod nosem. Nie
mogłam wyjść z podziwu. Miał tak świetny kontakt z dziećmi, w
sumie co się dziwić, w środku nadał był małym chłopcem. Małym
chłopcem uwięzionym w ciele dorosłego mężczyzny...Był
dziecinny, ale kochałam to w nim.
-Czemu
mi się tak ciągle przyglądasz?- usłyszałam szept tuż nad swoim
uchem, który natychmiast wyrwał mnie z zamyślenia. Podskoczyłam
lekko przestraszona i spojrzałam w bok, ujrzałam uśmiechniętą
twarz mojego narzeczonego.
-Lubisz
mnie straszyć co?
-Oczywiście.-
zaśmiał się- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie.
-Bo....wyglądasz
uroczo z dziećmi, byłbyś świetnym ojcem.- zobaczyłam znajomy
błysk w jego oczach. Chyba nie potrzebnie to powiedziałam...
-Tak
myślisz?
-Tak
myślę.- odpowiedziałam szybko i wróciłam do czytania książki,
ale po chwili zabrał mi ją i zawisnął nade mną.
-To
może...?- przygryzł wargę.
-Michael...rozmawialiśmy
już na ten temat.- spojrzałam w bok.
-Ale
tu nie potrzebna jest rozmowa, wystarczy działać.- dotknął mojego
uda, wsuwając dłoń pod spódniczkę. Chciałam zabrać jego rękę,
ale pocałował mnie. W końcu odsunęłam się od niego i usiadłam
bokiem, westchnął.
-Vicki...nie
uważasz, że już czas na to? Skoro się kochamy co stoi na
przeszkodzie? No chyba, że mnie nie kochasz...
-Głupi
jesteś. Nie szantażuj mnie okej? Mam Ci tym udowodnić swoją
miłość?- odwróciłam się do niego.
-Och
nie o to mi chodziło.- dotknął mojej ręki i pocałował ją- Mam
już swoje lata i chyba nie ma nic dziwnego w tym, że chciałabym
założyć w końcu rodzinę z kobietą swojego życia.
-Ale
my nie jesteśmy nawet po ślubie. Poza tym...Twoja kariera, masz
teraz mnóstwo pracy, występy, koncerty, teledyski, płyta. Myślisz,
że w tym wszystkim znajdziesz czas na dziecko?
-Wszystko
da się pogodzić.- skwitował.
-Nie
sądzę żebyś zrezygnował z...ah nie mam ochoty o tym gadać. Może
Ty mi się oświadczyłeś tylko dlatego co? Chcesz zrobić ze mnie
żywy inkubator?- wybałuszył na mnie oczy.
-Oszalałaś?
Jaki inkubator? Jak możesz tak mówić?
-Michael...naciskasz
ciągle na mnie. Rozumiem, że kochasz dzieci. Obiecałam, że Ci je
urodzę, bo tego chcę, ale nie teraz. Robisz to co kochasz, mi też
na to pozwól.
-Przecież
możesz być matką i jednocześnie pracować jako architekt.- dalej
się upierał, westchnęłam. Ta rozmowa do niczego dobrego nie
doprowadzi.
-Nie
czuję się jeszcze gotowa...- prychnął.
-A
kiedy będziesz gotowa? Za dziesięć lat, kiedy ja już będę
starym dziadkiem? Jest wiele kobiet, które z wielką chęcią urodzą
mi dziecko, nie będę musiał się przynajmniej tyle prosić.-
znieruchomiałam, on natomiast dopiero po chwili zrozumiał co
właśnie powiedział. Standard, ja - łzy w oczach, Michael -
przerażenie na twarzy do tego stopnia, że aż pobladł.
-W
takim razie niech te inne kobiety rodzą Ci dzieci, a ode mnie się
odwal.- powiedziałam oschle, a jedna pojedyncza łezka wydobyła mi
się z oka, by po chwili spłynąć po moim policzku. Wstałam szybko
by tylko nie patrzeć mu w twarz, ale zaraz poczułam uścisk na
nadgarstku.
-Victoria
ja....wcale nie chciałam tego powiedzieć. Zdenerwowałem się,
proszę nie bierz tego do siebie. Ja nigdy nie mógłbym...-
przerwałam mu natychmiast.
-Nie
bierz tego do siebie?! Idź znajdź sobie jakąś inną nawiną
laskę, zrób jej dziecko i może będziesz w końcu szczęśliwy! A
mi daj spokój, skoro tylko do tego jestem Ci potrzebna to nie mamy o
czym rozmawiać.
-Skarbie
wysłuchaj mnie...- odepchnęłam go z całej siły, odwróciłam się
na pięcie i jak najszybciej poszłam do domu. Wpadłam do naszej
sypialni i rzuciłam się na łóżko. Nie płakałam więcej, nie
chciałam...mimo, że zabolały mnie jego słowa i to bardzo. Nie
spodziewałam się, że kiedykolwiek coś takiego usłyszę i to od
Michaela, mojego Michaela...
********
I
jak podobał się Wam ten długo oczekiwany rozdział? :) Ja wiem, że
szału nie ma, dupy nie urywa i wgl, ale starałam się. Chyba mój
styl nie zmienił się na gorsze przez tą „przerwę”? xD Tak jak
już mówiłam z dostępem do komputera - słabo, kiedy następny
rozdział? Eh rozczaruję Was, ale dopiero w grudniu, chyba że
jakimś cudem będę miała możliwość napisać go wcześniej.
Oceniajcie,
krytykujcie, piszcie wszystko. Tylko błagam szczerze ;)
PS: Coś mi się tu jebie z czcionką więc jak będą różnej wielkości litery to przepraszam, ale próbowałam już wszystkiego XD
Życzę
miłej niedzieli, pozdrawiam! ♥
Ich bin da 😂 😘 O Ty patrz, jestem pierwsza 😁 No, nareszcie coś wstawiłaś i to tak dłuuuugiego 😍 (Bez podtekstów, bez skojarzeń, chociaż wiem, że pewnie Ci się nasuną 😘😁) Już powoli zaczynałam zapominać bohaterów, ale naszczęście odświeżyłaś mi pamięć 😉 Co do treści... Bosh, niech ten Jerm w końcu wyleci z Neverlandu, bo tak mnie wkurza, że dłużej jego obecności nie wytrzymam 😒 Tak samo Ashley -.- Królewna się znalazła! Zamiast się cieszyć, że ktoś taki jak Michael Jackson zgodził się gościć ją w swojej posiadłości, to ona jeszcze fochy strzela 😒 Mike - Jak zwykle duże dziecko 😁,,Witam cię serdecznie, mała gnido, w moich skromnych progach "😂😂😂 Padłam 😜 Michael i Mac dobrali się idealnie, przyjaźń na całe życie 😁 Jak napisałaś o tym, że Vicki nie mówi jeszcze na niego "tygrysku"... Od razu mi się skojarzyło z pewną osobą 😘😁 A jak Mike kroił ten szczypiorek, "kręcąc tyłeczkiem"... Wyobraziłam to sobie 😂 Ja bym się pewnie do nich dołączyła 😜 Victoria czyta Stephena Kinga?! 😮😍 Ciekawe, kto jeszcze nałogowo pochłania jego książki, no ja nie wiem... 😂 Co do zakończenia, Mike często tak ma, że najpierw mówi, potem myśli -.- Przynajmniej w Twoich opowiadaniach 😉 Nie powiem, przegiął. Jednakże, jestem w stanie go zrozumieć. Pragnienie potomstwa potrafi być naprawdę bardzo silne... Mam nadzieję, że się pogodną i wszystko między nimi wróci do normy 😉 Czekam na nexta. Weny, skarbie 😘😘😘😘
OdpowiedzUsuńKurwa cała Baśka - pisze że rozdział pozytywny, a w końcówce dojebała kłótnią i fochem xD Powiało optymizmem xD
OdpowiedzUsuńA i chyba przywitać się zapomniałam więc hejka! :D
Zacznę od opierdalania Jacksona: NO I BYŁO SIĘ SYNEK ZESRAĆ ?!
Tego zawsze jak kutas zaswędzi to strzela z tyłka skittelsami i sieje ferment. Nie dziwię się Viki że się wkurzyła, ja bym jeszcze mu przypierdoliła tak, że żadna by mu już nie zechciała dziecka urodzić. Co na jego życzenie Viki ma mu urodzić może całą drużynę piłkarską? On sam póki co wymaga opieki i wychowania, stare a głupie jak but. Kutasem może machać umie, ale z myśleniem gorzej mu idzie.
To jak napisałaś o MJ że śmieszek się zrobił, to przypomniało mi się jak ostatnio powiedział mi to kolega jak jechaliśmy w aucie bo dojebałam kawał xD (tak, Patrynia sypie kawałami)
'Dlaczego wymyślono białą czekoladę? Aby murzyńskie dziecko mogło się upierdolić xD'
Ten kawał skończył się że prawie na zakręcie sie zabiliśmy, a ja o mało nie zlałam się na siedzenie xD Eh, też jestem stara i głupia xD
Dobra, koniec o czekoladzie.
Mam nadzieję, że Jackson odkręci jakoś to wszystko, a jak nie to jest skończonym kretynem. Ewentualnie może iść szukać dzieci w kapuście, podobno tam też się je znajduje, ale co ja tam wiem o dzieciach xD
Wgl Twój Michael to dogodzić nigdy wszystkim nie umiał, ale wkurwić wszystkich to dla niego nie problem xD Jak on już coś powie zazwyczaj to naprawdę nic tylko mu przypierdolić z gołej pięty w czoło.
A i o rodzicach zapomniałam!!!!!!!!!!!!!
Ej ten jej tata mnie wkurza xD On chyba sam ma problemy aby żonę zaliczyć, skoro tak córkę nęka xD Czekać z seksem do ślubu? No i potem rozwody się właśnie biorą xD
Jakby mi facet powiedział, że chce czekać z tym do ślubu to bym pomyślała, że jest gejem, serio xD
Nie żeby coś bo mam kolegów gejów i bardzo ich lubię, ale potem myśleć że usta które całujesz opierdalały komuś pałę... Eh, dobra koniec bo znów mnie ponosi xD
Dobra, ode mnie na tyle bo znów się rozwlekę a te komy też niepełnoletni czytają, kurwa przecież Ty jesteś niepełnoletnia xD
Dobra, KONIEC!
Ja spierdalam a Ty w końcu wróć tutaj, bo nie ukrywam że jak bd wstawiać raz na 3 miesiące to znikam stąd bo skończyło mnie jarać czytanie na raty :P Lubię Twoje opo, masz moim zdaniem talent no ale też pewna 'odpowiedzialność' się liczy. Są różne sytuacje życiowe więc ten raz wybaczam, ale oby nie więcej! :P
Pozdrówki,
Zdrowo jebnięta Patrynia :D