19 czerwca 2016

Rozdział 27. „Zazdrość nie rodzi się z braku zaufania tylko ze strachu przed utratą bliskiej osoby.”

Witam! :D
Jak mnie tu dawno nie było xD Stęskniłam się z Wami, za tymi wszystkimi komentarzami, które doprowadzają mnie do łez xD za pisaniem i ogólnie za blogiem <3 Na samym początku chciałam przeprosić Was, że musieliście tyle czekać na rozdział, miałam już nie robić takich długich nieobecności, wiem i strasznie mi źle z tego powodu. Ostatni tydzień miałam całkowicie zawalony, codziennie coś, jak nie odpowiedź, to sprawdzian, a jeden przedmiot chodziłam zaliczać kilka razy, a jak przyszło co do czego to okazało się, że zaliczać nic nie muszę, bo jedynka mi nie wychodzi -.- Było straszne zamieszanie, a ja byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów, ciągle przebywałam z ludźmi więc wyobraźcie sobie jak mieli ze mną przesrane xD Jak jestem zdenerwowana to większość wie, że ma nawet nie podchodzić, no właśnie niestety niektórzy nie wiedzą... Wyszłam ze wszystkich zagrożeń, tak jak przypuszczałam i od września witam drugą klasę technikum :D A jak tam Wasze oceny? Wszystko pozaliczane? :) Chciałam zająć się najpierw sprawami szkolnymi, a dopiero później blogiem. Zrobić najpierw jedną rzecz, ale dobrze, a potem brać się ze spokojnym sumieniem za drugą. I oto jestem :D Mam nadzieję, że mnie jeszcze nie wyklneliście xD Pewnie i tak dostanę opieprz, ale oszczędźcie mnie chociaż troszkę xD Jak widać również nie utopiłam się w studni po tym ostatnim rozdziale, a zwłaszcza po jednej scenie. Ale to tylko ze względu na pozytywne komentarze, za które z całego serducha dziękuję :D To chyba tyle ode mnie :)
Zapraszam do czytania i komentowania! 
******
-I co gwiazdeczko, nie masz gdzie uciec?- spytał podchodząc do mnie z szyderczym uśmiechem na ustach. Cała spanikowana zaczęłam robić kroki do tyłu, ale w końcu natrafiłam na zimną ścianę. W całym pomieszczeniu było ciemno, nawet nie wiedziałam gdzie się dokładnie znajduję. Rozglądałam się na wszystkie strony w poszukiwaniu drogi ucieczki, ale poczułam jak jego ciało jeszcze bardziej dociska mnie do ściany.
Zaczęłam krzyczeć, próbowałam się wyrwać, ale wtedy był jeszcze bardziej brutalniejszy. Czułam ból, ogromny ból w sercu. Popchnął mnie z całej siły na podłogę. Potem wszystko działo się szybko. Zdarł niemalże ze mnie ubranie, zaczął szeptać obrzydliwe rzeczy do ucha, opowiadał co zaraz ze mną zrobi, a oddechem drażnił moją delikatną skórę.
-Michael! Błagam pomóż...mi...- łzy mimowolnie spływały po moich policzkach.
-Nie ma go tu i nikt Ci nie pomoże! Przestań beczeć suko!- uderzył mnie z otwartej dłoni w twarz. Po czym kontynuował to co zaczął. Czułam się strasznie...nie mogłam nic zrobić...Michaela nie było przy mnie. Nie miałam nawet siły się bronić, on był ode mnie silniejszy, mogłam jedynie błagać o cud, albo prosić o śmierć...
Obudziłam się za sprawą czyjegoś dotyku, a raczej szarpania. Otworzyłam nagle oczy, byłam cała spocona i zdyszana jakbym co najmniej się z kimś biła. Obok mnie siedział Michael z przerażoną miną trzymając mocno moje ramiona.
-Victoria! Spójrz n mnie. Słyszysz? Proszę...kochanie...- czułam się jak w jakimś pieprzonym horrorze, nie wiedziałam już co jest rzeczywistością, a co fikcją.
-Vickuś...- zdołałam spojrzeć w końcu na mojego narzeczonego. Wyrwałam mu się i wybuchłam niekontrolowanym płaczem chowając twarz w dłoniach. Poczułam jak dotyka mojego ramienia, ale natychmiast zepchnęłam jego rękę. Nie chciałam żeby ktokolwiek mnie teraz dotykał.
-Skarbie powiedz co się stało proszę. Płakałaś i strasznie krzyczałaś przez sen, wołałaś moje imię. Nie odpychaj mnie.- przysunął się bliżej i zabrał moje ręce z twarzy, po czym chwycił mój podbródek, żebym mogła spojrzeć w jego oczy, które ociekały miłością i troską. Rzuciłam mu się na szyję, mocno ściskając skrawek jego śnieżnobiałej koszulki.
-Znowu on...zrobił to...- dlaczego znowu? Bo od tamtego dnia, w którym spotkałam Sebastiana w centrum handlowym śni mi się prawie codziennie, za każdym razem w postaci koszmaru. Zaczęłam cicho łkać chowając twarz w jego miękkie loki.

-Ciiii nie płacz kotku, proszę zrób to dla mnie. On już nigdy Cię nie skrzywdzi, jestem tu z Tobą.- szeptał mi do ucha gładząc przy tym po plecach, zawsze kiedy tak czule mnie przytulał czułam się bezpiecznie, tylko jego ramiona dawały mi taką ochronę. Kołysał mnie jak małą dziewczynkę dopóki się nie uspokoiłam.
-Gdybym tylko mógł coś zrobić...
-Możesz - oderwałam się nagle od niego- Powiedz w końcu co zrobiłeś mu tamtej nocy.- zaczął uciekać wzrokiem.
-Zrozum, że nie mogę Ci powiedzieć.- jesteśmy zaręczeni od dwóch tygodni i od tej pory nie mogę tego z niego wyciągnąć. Choć próbowałam już wszystkiego, dosłownie wszystkiego...Wyrwałam się z jego uścisku.
-W takim razie wal się.- miałam już tego dość. Wstałam z łóżka z zamiarem opuszczenia sypialni. Ale nie zdążyłam nawet otworzyć drzwi, bo Michael zatarasował mi przejście.
-Przestań zachowywać się jak dziecko.- powiedział spokojnie, czym jeszcze bardziej mnie zdenerwował.
-Ja się zachowuje jak dziecko?! Ja?! To ty robisz jakieś dziwne akcje w nocy nie wiadomo nawet z kim i po co a...
-...po to żeby ten skurwiel nigdy więcej Cię nie dotknął.- rzucił przez zaciśnięte zęby.
-Bohater się znalazł! Mam w dupie Sebastiana, bałam się o Ciebie rozumiesz? Bałam się, że coś Ci się stanie i nie zasługuje nawet na żadne wyjaśnienia? Jak mam być spokojna jak nie wiem co zro...- nie mogłam skończyć, bo poczułam nagle ciepłe wargi Michaela na swoich. Opuściłam ręce wzdłuż ciała, a on przysunął się jeszcze bliżej oplatając mnie rękoma w talii. Całował mnie długo i zachłannie, dopóki oboje nie straciliśmy oddechu. Odsunęłam się delikatnie od niego, ale nasze twarze dzieliły jedynie milimetry. Oblizał wargi.
-Ty zawsze wiesz jak zatkać mi usta.- zaśmiał się, a po chwili dołączyłam do niego.
-No znam wiele sposobów na zatkanie Ci ust.- wymruczał do mojego ucha, trącąc nosem mój policzek.

-I tak jestem na Ciebie wkurzona.- westchnął zrezygnowany. Jego sztuczki tym razem na mnie nie podziałały, z czego wyraźnie nie był zadowolony, a ja wręcz przeciwnie. Wróciłam do łóżka, a ten bajerant podreptał za mną. Odwróciłam się do niego plecami. Nie zamknęłam oczu, nie chciało mi się spać. Wiedziałam, że Michael długo nie wytrzyma leżenia na plecach i patrzenia się w sufit i zacznie kombinować. Miałam rację, po chwili odwrócił się w moją stronę i przytulił do moich pleców, a dłoń wsunął pod kołdrę. Zaczął jeździć nią najpierw po moim udzie, a kiedy zauważył, że nie reaguję, wsunął ją pod koszulę nocną. Strzepnęłam jego rękę na wysokości żeber.
-Daj mi spać.
-Ale mi się nie chce spać.
-To masz problem.- odsunęłam się do niego i wtuliłam w poduszkę, przymykając oczy.
-Będziesz się teraz ciągle obrażać?- rzucił z pretensją.
-Dopóki nie powiesz mi co zrobiłeś Sebastianowi.- odwróciłam się w jego stronę, westchnął głęboko.
-Nic takiego, żyje.
-No, ale mi to mówi!- zawołałam.
-Vicki nie możemy o tym po prostu zapomnieć?- pogłaskał mnie po policzku.
-Ale...
-...kocham Cię, chodź już spać, bo rano muszę wcześnie wstać do studia.- złożył czuły pocałunek na moim czule, a ja wiedząc, że i tak niczego się nie dowiem przytuliłam się do jego boku i próbowałam zasnąć.
*******
Obudziłam się około południa za sprawą okropnego bólu głowy. Mając zamknięte oczy poklepałam miejsce obok siebie, które niestety było już puste.
-No tak, przecież pojechał do studia...- wymruczałam w poduszkę. Nie lubiłam budzić się sama w wielkim, zimnym łóżku. Zwlekłam się w końcu z wygodnego materaca i udałam się w kierunku łazienki. Czułam się strasznie otępiała jakby ktoś przywalił mi patelnią w głowę. Z szafeczki nad zlewem wyjęłam opakowanie tabletek przeciwbólowych. Do szklanki nalałam wody z kranu i połknęłam dwie kapsułki. Wykonałam całą poranną rutynę, łącznie z makijażem, bo miałam bardzo spuchnięte oczy od nocnego płaczu. Zeszłam na dół do kuchni, w której zastałam krzątającą się Jess.
-Dzień dobry.- usiadłam przy stole i złapałam się za głowę.
-Ooo śpiąca królewna wstała.- zaśmiała się i postawiła przede mną talerz jajecznicy i gorącą, świeżo mieloną kawę, której aromat od razu dostał się do moich nozdrzy. Pierwsze co to pochwyciłam kubek i zatopiłam usta w ciemnej cieczy. O tak tego mi było trzeba.
-Jess mówiłam już, że Cię kocham?
-Taaak codziennie mi to powtarzasz.
-No to mówię po raz kolejny.- nie zauważyłam nawet kiedy opróżniłam zawartość całego kubka. Odsunęłam talerz i położyłam głowę na stole, naprawdę czułam się koszmarnie.
-Ej, a Ty co taka zmarnowana?
-Miałam ciężką noc...
-No proszę, pan Jackson aż tak Cię wymęczył? Ach ten niewyżyty dzieciak. Muszę mu powiedzieć, żeby trochę opanował ten swój temperament, bo w takim tempie to Ty do ślubu nie dożyjesz.
-Matko, to nie tak jak myślisz.
-Nie broń go!- zaśmiałam się.
-Nie bronię, był tej nocy grzeczny. Po prostu ja...miałam problemy z zaśnięciem i dlatego dzisiaj tak długo spałam no i głowa mi pęka.
-Może nie idź dzisiaj do pracy?
-Tak to jest dobry pomysł, zaraz zadzwonię do pana Smith'a.- już wstałam od stołu żeby pójść po telefon, ale głos kucharki mnie zatrzymał.
-Czekaj, czekaj. Najpierw zjesz ładnie, porządne śniadanie, bo pewnie już brałaś prochy.
-No brałam, ale...
-...nie ma żadnego ale. To są tabletki Michaela i są bardzo silne, jak nie chcesz mi tu paść to masz natychmiast coś zjeść.
-No dobrze, już dobrze.- wmusiłam w siebie jajecznicę. A momentami to myślałam, że zaraz zwymiotuję. Potem zadzwoniłam do szefa i zawiadomiłam go o tym, że źle się czuję i nie pojawię się dzisiaj w firmie. Tak jak myślałam nie miał żadnych pretensji o to, nawet kazał mi iść do lekarza. Jest wspaniałym człowiekiem i pracodawcą, wiele mnie nauczył i wiele mu zawdzięczam. Ale do lekarza nie pójdę na pewno, przecież boli mnie tylko głowa. Nie będę o taką pierdołę robić afery jakbym była jakaś umierająca. Popołudnie minęło mi bardzo szybko. Większość czasu spędziłam przed telewizorem albo czytając książkę. Pod wieczór ból głowy w końcu ustał, a o 18:00 wrócił w końcu Michael. 
 
-Witaj kochanie.- rzucił od progu salonu widząc jak wstaję by się z nim przywitać. Podeszłam do niego i przytuliłam się mocno.
-A kto to się za mną stęsknił?- zaśmiał się słodko przyciskając mnie jeszcze bardziej do siebie. Pocałowałam go w policzek w odpowiedzi na pytanie.
-Jak tam w pracy?- spytałam odsuwając się delikatnie.
-Wszystko dobrze, nie mieliśmy żadnych problemów z szukaniem nagrania z piosenką.- rzucił sarkastycznie.
-Och daj już z tym spokój, to tylko jedno, głupie nagranie...- wróciłam na kanapę, a Michael poszedł za mną. Usiadłam mu na kolanach.
-Wcale niegłupie. Tak ich nastraszyłem, że mam nadzieję więcej to się nie powtórzy. To nie był pierwszy raz więc nie dziw mi się. Ale nieważne. Opowiadaj jak w firmie.
-Nie byłam dzisiaj w pracy...
-To u klienta?
-Też nie, cały dzień spędziłam w domu czekając na mojego seksownego narzeczonego.- powiedziałam bez entuzjazmu, na co zaczął się śmiać, a po chwili dołączyłam do niego.
-Miło mi to słyszeć, a co takiego stało się mojej seksownej narzeczonej, że została w domu?
-Strasznie bolała mnie głowa, wzięłam nawet Twoje tabletki, ale dopiero niedawno mi przeszło. Pół dnia przeleżałam w łóżku, nie byłam w stanie nic robić.
-Proszę nie bierz więcej tych tabletek.
-Dlaczego? Ty możesz, a ja nie?
-Bo one są bardzo silne i nie są na taki rodzaj bólu jaki Ty odczuwasz.
-Ty się trujesz i jest dobrze, a ja wezmę raz na ruski rok i wielki raban mi robisz.
-Okej spokojnie, nie denerwuj się. Po prostu one mogą wywołać u Ciebie skutki uboczne, bo Twój organizm nie jest do nich przyzwyczajony.
-Ale za to Twój jest bardzo przyzwyczajony.- rzuciłam poirytowana. Westchnął tylko.
-A jak się czujesz po nocy?
-Fizycznie źle, ale psychicznie można powiedzieć, że lepiej. Było by idealnie gdybym rano miała się do kogo przytulić.- schowałam twarz w zagłębienie jego szyi.
-Nie martw się jutro będziesz miała do kogo. Jestem cały Twój.
-Caaaały?-przeciągnęłam przygryzając wargę.
-Calusieńki, a zwłaszcza od pasa w dół.- spojrzał na mnie dwuznacznie muskając przy tym moje udo. Spojrzałam na niego i pokręciłam rozbawiona głową.
-Przejdziemy się? Jest piękna pogoda.- wyjrzałam za okno, rzeczywiście pomimo pory słońce nadal mocno świeciło, w końcu było lato.
-Z wielką przyjemnością, bo zaraz mi tyłek przyrośnie do tej kanapy.- skrzywiłam się, Michael się zaśmiał.
-Poczekaj pójdę po lody.
-To ja wezmę koc.
-Okej spotkamy się na schodach.- poszłam szybko na górę i chwyciłam wielki czerwony koc w kratę i udałam się do wyjścia. Po chwili pojawił się Michael z dwoma pucharkami lodów w ręce. Poszliśmy więc powoli, spacerkiem pod nasze ulubione drzewo. Rozłożyłam koc, po czym ułożyliśmy się wygodnie na nim. Michael opierał się o drzewo, a ja o jego tors. Od razu zajęliśmy się pałaszowaniem deseru.
-Pamiętałeś, że truskawkowe to moje ulubione?- odwróciłam twarz w jego stronę.
-Oczywiście.- cmoknął mnie.
-Mmmm jaki pan słodki panie Jackson.- oblizałam wargi.
-Ja zawsze jestem słodki.- wyszczerzył się.
-Eghmm...- odsunęłam się nieco od Michaela i spojrzałam w górę. Przed nami stał zmieszany Robert.
-Dobry wieczór Victorio, panie Jackson.- skinął głową, uśmiechnęłam się- Przepraszam, że przeszkadzam, chciałem tylko zawiadomić, że zainstalowałem dodatkowy monitoring w domu.- mówił niby do Michaela, ale patrzył się na mnie.
-Dobrze, w takim razie możesz jechać do domu. Zaraz zmiana Bill'a.
-Bill dzwonił jakąś godzinę temu i powiedział, że nie może przyjechać, bo coś mu wyskoczyło.- spojrzał na niego z niedowierzaniem.
-Od kiedy to każdy robi sobie wolne, bo coś mu wyskoczyło? Może od razu wszyscy zróbcie sobie wolne, a ja będę robić za ochroniarza.- zirytował się.
-Kochanie uspokój się, może to było coś ważnego.- westchnął.
-Dobra w takim razie zastąpisz go dzisiaj. Wiesz co robić?
-Oczywiście.- odparł i zamiast odejść stał dalej i mi się przyglądał.
-Możesz już iść.- powiedział kładąc rękę na moim kolanie. Ochroniarz jak by wyrwany z transu skinął tylko głową, odwrócił się napięcie i odszedł.
-Możesz mi powiedzieć co to było?
-Ale co?
-Nie udawaj głupka. Twoje zachowanie w stosunku do Roberta. Nie pierwszy raz już to robisz.
-Przecież nic takiego nie zrobiłem.- odgarnął mi włosy z czoła i pocałował w ramię.
-A tak w ogóle to od kiedy przeszliście na „Ty”? Czy ze wszystkimi pracownikami masz takie relacje, a może tylko z Robertem?- miałam już dość jego głupiej zazdrości.
-Może zaraz powiesz, że jestem dziwką, a za Twoimi plecami puszczam się z ogrodnikiem?- wyrwałam się z jego objęć i usiadłam tyłem do niego. Nastała niezręczna cisza.
-Wcale tego nie powiedziałem...Po prostu widzę jak on na Ciebie patrzy i nie podoba mi się to.
-To niech sobie patrzy! Mam to gdzieś. A Ty mi nie ufasz i tu jest problem.
-Vicki ufam Ci...to jest trudne. Dobrze wiesz, że wiele razy się zawiodłem i boję się, że stracę Ciebie, a nie chce tego, bo tak strasznie Cię kocham.- odwrócił mnie w swoją stronę i złapał za dłonie.
-Nigdy nie dałam Ci powodu do zazdrości i nie moja wina, że jakiś napalony facet się na mnie gapi i wyobraża Bóg wie co. Nie mam na to wpływu. Zawsze to ignoruje, a Ty już po prostu przeginasz.
-Masz rację, przepraszam...
-...po raz kolejny przepraszasz, a za tydzień będzie to samo. Zawsze jest tak samo. Niedługo pobijesz własnego przyjaciela, bo powie mi jakiś komplement, a Ty uznasz, że na pewno chce Ci mnie odebrać i zaciągnąć do łóżka.- spuścił wzrok i nie odzywał się przez dłuższą chwilę. No tak prawda boli. Nie chciałam się kłócić, ale czy to ja zaczęłam?
Pochlebiało mi to, że jest o mnie zazdrosny, to znaczy, że go obchodzę, nie jestem mu obojętna i kocha mnie, ale teraz naprawdę przesadza. Zachowuje się jakby mi nie ufał. A zaufanie to podstawa związku.
-Rozumiem, że to co przeszedłeś z Madonną...
-...nie, wcale nie rozumiesz i nie wiesz co przeszedłem.- spojrzał na mnie, a jego oczy były zaszklone- Kochałem ją do szaleństwa, tak bardzo, że nie zauważałem jak na każdym kroku doprawia mi rogi. Cokolwiek by mi powiedziała, jaki kit by mi nie wcisnęła, zawsze jej wierzyłem. Nie porównuje Cię do niej, ale nie potrafię od tak wymazać z pamięci tego co zrobiła z moim, rodzonym bratem, który mieszka teraz ze mną pod jednym dachem i muszę widywać go codziennie. To strasznie boli, pomimo tego, że minęły aż dwa lata, dla mnie to jakby wszystko wydarzyło się wczoraj. Dlatego jak widzę, gdy jakiś facet rozbiera Cię wzrokiem to szlak mnie trafia, że w pewnym momencie zrobię coś głupiego, a Ty nie wytrzymasz zostawisz mnie i znajdziesz sobie kogoś normalnego.- patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Bez chwili wahania przysunęłam się do niego i mocno przytuliłam. Ułożył głowę na moich piersiach i objął rękami w pasie. Miał powód żeby się tak zachowywać, ale dla mnie to było coraz bardziej męczące.
-Jeżeli nie dasz mi powodu to nigdy Cię nie zostawię. Skoro między nami jest dobrze to dlaczego miałabym to zrobić?- nie odezwał się- No właśnie. Nie odejdę dopóki sam nie będziesz tego chciał.
-Nigdy nie będę chciał byś odeszła.- podniósł głowę i spojrzał na mnie.
-Kocham Cię, pamiętaj o tym.
-Ja Ciebie bardziej.- już chciał mnie pocałować, ale zatrzymałam go ręką.
-Czekaj, czekaj. Po co Ci dodatkowy monitoring w domu?- zmarszczyłam czoło.
-Dla bezpieczeństwa.- skwitował co miało oznaczać, że mam się o to nie pytać, bo i tak nie powie mi prawdy.
-Ale ja nie potrzebuję dodatkowych kamer żeby czuć się bezpiecznie. Ty mi wystarczasz w zupełności.- uśmiechnęłam się, westchnął tylko- Nie ze mną te numery panie Jackson, ja wiem, że coś kombinujesz i wiedz, że niedługo się dowiem. A dla Roberta masz być miły, tak jak dla innych pracowników płci męskiej.
-Miły?- zaśmiał się kpiąco, rzuciłam mu ostre spojrzenie- No okej postaram się.- wywrócił oczami.
-No grzeczny chłopczyk.- pogłaskałam go po włoskach, skrzywił się co skwitowałam głośnym śmiechem.
-Nie sądzisz, że powinniśmy powiedzieć naszym rodzicom o zaręczynach?- spytał po chwili. Ożywiłam się na te słowa.
-Chcesz ich zaprosić czy powiadomić telefonicznie?
-Oczywiście, że zaprosić.- liczyłam na tą drugą opcję.- Na obiad co Ty na to?
-No...świetny pomysł.- powiedziałam bez entuzjazmu.
-Nie chcesz?
-Nie to, że nie chcę.
-To co?- nie będę owijać w bawełnę.
-Boję się reakcji...
-...Joseph'a?
-Też...chodzi mi jeszcze o mojego ojca.
-Co do Joseph'a to nie masz czego się bać, a już na pewno nie jego. Ja się go nie będę pytać o zdanie tylko mu oznajmię, że poślubię miłość mego życia Victorię Amandę Lancaster już niedługo panią Jacksona i przyszłą matkę moich dzieci.- wybuchłam śmiechem.
-Ach te Twoje epickie teksty.
-No co?
-Nic wariacie, kontynuuj.
-Co do Twojego ojca...to wiem, że za mną nie przepada...
-...to nieprawda.- zaprzeczyłam od razu.
-Jak nie? Na jego oczach dobierałem się do jego kochanej córeczki.
-Michael!- zaśmiał się.
-Co znowu? Powiedziałem prawdę.- pokręciłam głową.
-Ale postaram się zdobyć jego zaufanie.
-On Cię lubi tylko martwi się o mnie. Ale porozmawiam z nim i...
-...nie, nic nie rób. Zostaw to mnie.- uśmiechnął się- Może Twoi rodzice zabraliby ze sobą Ashley i Max'a? Zostaliby u nas na weekend.
-Max na pewno się ucieszy, przecież Cię kocha. Tylko gorzej z moją siostrą.
-Nie musi mnie kochać, chcę żeby tylko się do mnie przekonała.
-No dobrze, zobaczę co da się zrobić. W takim razie zadzwoń też po swoje rodzeństwo.
-Wszyscy są w rozjazdach. La Toya w Europie, Rebbie pracuje od rana do nocy, chłopaki nie dość, że mieszkają w innych stanach to do tego też koncertują, ale Janet...- zastanowił się na chwilę.
-No właśnie, to chociaż Janet. Co prawda wie o naszych zaręczynach, ale ona Ci w końcu pomogła.
-Skąd wiesz?- zdziwił się.
-No błagam Cię, zawsze się jej radzisz jeżeli chodzi o coś związanego ze mną. Już Cię przejrzałam kochanie.- dałam mu buziaka w policzek- To kiedy ten obiad miałby się odbyć?
-Jutro? Pojadę tylko na dwie godzinki do studia. Jessica przygotuje coś do jedzenia. Może...na piętnastą?
-Mi pasuje. To co idziemy dzwonić?
-Idziemy.- złapałam go za rękę i poszliśmy do domu. Michael poszedł do naszej sypialni, a ja zadzwoniłam ze stacjonarnego telefonu. Tak jak myślałam rodzice bez większych problemów przyjęli zaproszenie. Obiecali wziąć ze sobą moje rodzeństwo. Mam nadzieję, że Ashley chociaż raz będzie się zachowywać jak należy, bo naprawdę mam dość już jej wyskoków i nie chce najeść się wstydu przed rodziną Michaela. Usłyszałam kobiecy śpiew dochodzący z kuchni więc udałam się w tamtym kierunku by to sprawdzić. Zaśmiałam się na widok naszej kochanej kucharki, która przy włączonym radiu postanowiła urządzić sobie koncert. Zaczęłam bić brawo na co natychmiast odwróciła się w moją stronę strącając przy tym szklankę z blatu.
-Matko, ale mnie przestraszyłaś.- rzuciła przerażona i schyliła się by pozbierać rozbite szkło. Podbiegłam do niej.
-Przepraszam, nie chciałam Cię wystraszyć, ale jak zobaczyłam Twój koncert to...nie mogłam się powstrzymać.- zaczęłam się śmiać, szturchnęła mnie w bok. Wyrzuciłyśmy ostre kawałki szkła do kosza, Jessica zajęła się gotującymi potrawami nucąc coś pod nosem, a ja usiadłam na krześle.
-Gdzie zgubiłaś swojego Romea?- zaśmiałam się.
-Poszedł zadzwonić do rodziców. Właśnie, czy byłby to kłopot jakbyś przygotowała
jutro obiad?
-Codziennie robię obiady więc...
-Ale chodzi mi o taki większy obiad, dla rodziny.
-Ooo imprezka się szykuje.
-Można tak powiedzieć.
-Jasne, że mogę nie ma sprawy. Na którą?
-Około piętnastej. A Ty co taka cała w skowronkach dzisiaj?
-Och no dobra powiem Ci, ale nie mów nikomu.- rzuciła podekscytowana, łyżkę którą trzymała w ręce wrzuciła z impetem do zlewu i usiadła naprzeciwko mnie.
-Zachowujesz się jakbyś się w kimś zakochała.- spojrzała tylko na mnie z uśmiechem- Nieeeee...no gadaj w kim!
-Nie zakochałam się, ale fakt jest ktoś...
-Znam go?
-Tak, pracuje dla Michaela.
-Wiele mężczyzn dla niego pracuje. No mów w końcu!
-Podoba mi się po prostu ktoś. Jest przystojny, umięśniony, wysoki...- rozmarzyła się- Dziś wpadł na mnie niechcący i powiedział, że bardzo ładnie wyglądam.
-I tylko tyle?
-A czego Ty chciałaś więcej?
-No nie wiem jakiejś akcji.- szturchnęłam ją.
-Na jakiekolwiek akcje jest jeszcze za wcześnie.
-Ale dalej mi nie powiedziałaś kto jest tym facetem, który tak Ci w głowie zawrócił.
-Robert.
-Nasz Robert? Robert ochroniarz?- zdziwiłam się.
-Tak, ciacho z niego nie?
-Co?- do kuchni wpadł Michael, spojrzałyśmy w jego stronę.
-Co, co?- nie wiedziałam o co mu chodzi.
-No usłyszałem słowo „ciacho” więc logiczne, że mówiłyście o mojej skromnej osobie, dlatego pytam co?- parsknęłam śmiechem i podeszłam do niego.
-Skarbie czasami jesteś za bardzo pewny siebie i akurat teraz nie mówiłyśmy o Tobie.
-To kto jest niby większym ciachem ode mnie?- zaczęłyśmy się chichrać- To jest śmieszne tak?- te słowa nasiliły jeszcze bardziej naszą głupawkę- Zobaczymy kto tu się będzie zaraz śmiać.- ruszył w moją stronę, Zwinnie go wyminęłam i zaczęłam uciekać.
-Daleko mi nie uciekniesz! Znam każdy zakątek tego domu!- krzyczał za mną, a ja dalej się śmiejąc obrałam kierunek naszej sypialni. No co? Wiem, że to nie był dobry pomysł, ale była najbliżej i tylko na trzecim piętrze. 
******
I jak podobała Wam się notka po tak długiej nieobecności? :) Przepraszam raz jeszcze za to...no mam aż wyrzuty sumienia, że Was zostawiłam xD Ale wiedziałam, że niedługo wrócę więc nie pisałam żadnych wyjaśnień. Rozdział krótki wiem i taki miał być! Koniec z rozprawkami xD Wiem też, że za dużo się nie działo dzisiaj oprócz zazdrosnego Jacksona (och to z miłości było! xD), ale w kolejnym będzie akcja i spotkanie z rodzinką :D Następny rozdział chciałabym wrzucić w środę/czwartek, ale nic nie obiecuję, wiecie jak to ze mną bywa...
Czekam na Wasze świetne komy :***
Pozdrawiam Basia <333
 

2 komentarze:

  1. Kom byłby wcześniej, ale że Ritta znów mnie na fb męczy i piszę z nią w sposób jaki nie powinien ujrzeć światła dziennego, to znów się odwlekło pisanie koma xD Wybacz, ale mam dzięki temu zajebisty humor, pełno włochatych myśli, jazd na oklep, palcatów i innych rzeczy, które między mną a Rittą pozostaną xD Wybacz, ale ona mi groziła że będzie hamowac piętą między moimi nogami xD Dobrze, że na środę w kinie zamówiłam najwyższy rząd, z nią różnie bywa xD
    A więc przybyłam! Tak, zapierdalam z wielkim hukiem bo znów musiałam sb przypominać co się działo, o co chodziło z tym ostatnim Sebastianem kuriwszonem, bo aż zapomniałam akcji - ta, dłuższe przerwy rób xD
    Jak się wkurwiła po tym śnie, to myslałam przez chwilę że wyjebie Michasiowi aż xD
    Dobrze, że sie ogarnęła i emocje opadły.
    Michasiek zazdrosny? I prawidłowo xD Jego mięcho, niech nikt nie rusza xD Ja tam lubię, jak facet jest zazdrosny, a ja lubię dawać powody do zazdrości - tak, straszna suka ze mnie xD
    Niby często męcząca jest taka chorobliwa zazdrość, ale Michaś nie przegiął jakoś tak mega. Z pięściami się nie rzuca, a że słownie da do przekazu że coś należy do niego to prawidłowo - więcej by Viki miała powodów do zmartwień, jakby wyjebane miał.
    A co! To niech teraz Michaś jej da powód do zazdrości, zobaczymy xD
    Co do spotkania z rodzinką to aż się boję xD
    Z doświadczenia wiem, że z rodziną to dobrze na zdjęciu jedynie. Nie wiem, ja sentymentalna do ludzi nie jestem, nawet rodziny. Bardziej się do zwierząt przywiązuję xD
    Dobra, to nie ględzę dalej już.
    Weny i pisz regularnie w końcu!
    :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. I jestem 😘
    Czy tylko ja miałam wrażenie, że ten ból głowy i nudności Victorii przy obiedzie były spowodowane ciążą? 😁 Może to trochę za wcześnie na takie objawy, no ale co poradzę na to, że nie mogę się doczekać aż Mike zostanie tatusiem? 😉 Ogólnie, notka świetna! Jestem bardzo ciekawa tego spotkania z rodzinką 😁 Mam nadzieję, że Ashley nie odwali niczego głupiego. W końcu jest nastolatką, a nie rozwydrzonym bachorrem -,- Najwyższy czas spoważnieć...
    Weny i do nexta 😙

    OdpowiedzUsuń