Witam!
:D
Jak
mnie tu dawno nie było xD Stęskniłam się z Wami, za tymi
wszystkimi komentarzami, które doprowadzają mnie do łez xD za
pisaniem i ogólnie za blogiem <3 Na samym początku chciałam
przeprosić Was, że musieliście tyle czekać na rozdział, miałam
już nie robić takich długich nieobecności, wiem i strasznie mi
źle z tego powodu. Ostatni tydzień miałam całkowicie zawalony,
codziennie coś, jak nie odpowiedź, to sprawdzian, a jeden przedmiot
chodziłam zaliczać kilka razy, a jak przyszło co do czego to
okazało się, że zaliczać nic nie muszę, bo jedynka mi nie
wychodzi -.- Było straszne zamieszanie, a ja byłam jednym wielkim
kłębkiem nerwów, ciągle przebywałam z ludźmi więc wyobraźcie
sobie jak mieli ze mną przesrane xD Jak jestem zdenerwowana to
większość wie, że ma nawet nie podchodzić, no właśnie niestety
niektórzy nie wiedzą... Wyszłam ze wszystkich zagrożeń, tak jak
przypuszczałam i od września witam drugą klasę technikum :D A jak
tam Wasze oceny? Wszystko pozaliczane? :) Chciałam zająć się
najpierw sprawami szkolnymi, a dopiero później blogiem. Zrobić
najpierw jedną rzecz, ale dobrze, a potem brać się ze spokojnym
sumieniem za drugą. I oto jestem :D Mam nadzieję, że mnie jeszcze
nie wyklneliście xD Pewnie i tak dostanę opieprz, ale oszczędźcie
mnie chociaż troszkę xD Jak widać również nie utopiłam się w
studni po tym ostatnim rozdziale, a zwłaszcza po jednej scenie. Ale
to tylko ze względu na pozytywne komentarze, za które z całego
serducha dziękuję :D To chyba tyle ode mnie :)
Zapraszam
do czytania i komentowania!
******
-I
co gwiazdeczko, nie masz gdzie uciec?- spytał podchodząc do mnie z
szyderczym uśmiechem na ustach. Cała spanikowana zaczęłam robić
kroki do tyłu, ale w końcu natrafiłam na zimną ścianę. W całym
pomieszczeniu było ciemno, nawet nie wiedziałam gdzie się
dokładnie znajduję. Rozglądałam się na wszystkie strony w
poszukiwaniu drogi ucieczki, ale poczułam jak jego ciało jeszcze
bardziej dociska mnie do ściany.
Zaczęłam
krzyczeć, próbowałam się wyrwać, ale wtedy był jeszcze bardziej
brutalniejszy. Czułam ból, ogromny ból w sercu. Popchnął mnie z
całej siły na podłogę. Potem wszystko działo się szybko. Zdarł
niemalże ze mnie ubranie, zaczął szeptać obrzydliwe rzeczy do
ucha, opowiadał co zaraz ze mną zrobi, a oddechem drażnił moją
delikatną skórę.
-Michael!
Błagam pomóż...mi...- łzy mimowolnie spływały po moich
policzkach.
-Nie
ma go tu i nikt Ci nie pomoże! Przestań beczeć suko!- uderzył
mnie z otwartej dłoni w twarz. Po czym kontynuował to co zaczął.
Czułam się strasznie...nie mogłam nic zrobić...Michaela nie było
przy mnie. Nie miałam nawet siły się bronić, on był ode mnie
silniejszy, mogłam jedynie błagać o cud, albo prosić o śmierć...
Obudziłam
się za sprawą czyjegoś dotyku, a raczej szarpania. Otworzyłam
nagle oczy, byłam cała spocona i zdyszana jakbym co najmniej się z
kimś biła. Obok mnie siedział Michael z przerażoną miną
trzymając mocno moje ramiona.
-Victoria!
Spójrz n mnie. Słyszysz? Proszę...kochanie...- czułam się jak w
jakimś pieprzonym horrorze, nie wiedziałam już co jest
rzeczywistością, a co fikcją.
-Vickuś...-
zdołałam spojrzeć w końcu na mojego narzeczonego. Wyrwałam mu
się i wybuchłam niekontrolowanym płaczem chowając twarz w
dłoniach. Poczułam jak dotyka mojego ramienia, ale natychmiast
zepchnęłam jego rękę. Nie chciałam żeby ktokolwiek mnie teraz
dotykał.
-Skarbie
powiedz co się stało proszę. Płakałaś i strasznie krzyczałaś
przez sen, wołałaś moje imię. Nie odpychaj mnie.- przysunął się bliżej i zabrał
moje ręce z twarzy, po czym chwycił mój podbródek, żebym mogła
spojrzeć w jego oczy, które ociekały miłością i troską.
Rzuciłam mu się na szyję, mocno ściskając skrawek jego
śnieżnobiałej koszulki.
-Znowu
on...zrobił to...- dlaczego znowu? Bo od tamtego dnia, w którym
spotkałam Sebastiana w centrum handlowym śni mi się prawie
codziennie, za każdym razem w postaci koszmaru. Zaczęłam cicho
łkać chowając twarz w jego miękkie loki.
-Ciiii
nie płacz kotku, proszę zrób to dla mnie. On już nigdy Cię nie
skrzywdzi, jestem tu z Tobą.- szeptał mi do ucha gładząc przy tym
po plecach, zawsze kiedy tak czule mnie przytulał czułam się
bezpiecznie, tylko jego ramiona dawały mi taką ochronę. Kołysał
mnie jak małą dziewczynkę dopóki się nie uspokoiłam.
-Gdybym
tylko mógł coś zrobić...
-Możesz
- oderwałam się nagle od niego- Powiedz w końcu co zrobiłeś mu
tamtej nocy.- zaczął uciekać wzrokiem.
-Zrozum,
że nie mogę Ci powiedzieć.- jesteśmy zaręczeni od dwóch tygodni
i od tej pory nie mogę tego z niego wyciągnąć. Choć próbowałam
już wszystkiego, dosłownie wszystkiego...Wyrwałam się z jego
uścisku.
-W
takim razie wal się.- miałam już tego dość. Wstałam z łóżka
z zamiarem opuszczenia sypialni. Ale nie zdążyłam nawet otworzyć
drzwi, bo Michael zatarasował mi przejście.
-Przestań
zachowywać się jak dziecko.- powiedział spokojnie, czym jeszcze
bardziej mnie zdenerwował.
-Ja
się zachowuje jak dziecko?! Ja?! To ty robisz jakieś dziwne akcje w
nocy nie wiadomo nawet z kim i po co a...
-...po
to żeby ten skurwiel nigdy więcej Cię nie dotknął.- rzucił
przez zaciśnięte zęby.
-Bohater
się znalazł! Mam w dupie Sebastiana, bałam się o Ciebie
rozumiesz? Bałam się, że coś Ci się stanie i nie zasługuje nawet
na żadne wyjaśnienia? Jak mam być spokojna jak nie wiem co zro...-
nie mogłam skończyć, bo poczułam nagle ciepłe wargi Michaela na swoich.
Opuściłam ręce wzdłuż ciała, a on przysunął się jeszcze
bliżej oplatając mnie rękoma w talii. Całował mnie długo i
zachłannie, dopóki oboje nie straciliśmy oddechu. Odsunęłam się
delikatnie od niego, ale nasze twarze dzieliły jedynie milimetry.
Oblizał wargi.
-Ty
zawsze wiesz jak zatkać mi usta.- zaśmiał się, a po chwili dołączyłam do niego.
-No
znam wiele sposobów na zatkanie Ci ust.- wymruczał do mojego ucha,
trącąc nosem mój policzek.

-Daj
mi spać.
-Ale
mi się nie chce spać.
-To
masz problem.- odsunęłam się do niego i wtuliłam w poduszkę,
przymykając oczy.
-Będziesz
się teraz ciągle obrażać?- rzucił z pretensją.
-Dopóki
nie powiesz mi co zrobiłeś Sebastianowi.- odwróciłam się w jego
stronę, westchnął głęboko.
-Nic
takiego, żyje.
-No,
ale mi to mówi!- zawołałam.
-Vicki
nie możemy o tym po prostu zapomnieć?- pogłaskał mnie po
policzku.
-Ale...
-...kocham
Cię, chodź już spać, bo rano muszę wcześnie wstać do studia.-
złożył czuły pocałunek na moim czule, a ja wiedząc, że i tak niczego się nie dowiem przytuliłam się do
jego boku i próbowałam zasnąć.
*******
Obudziłam
się około południa za sprawą okropnego bólu głowy. Mając
zamknięte oczy poklepałam miejsce obok siebie, które niestety było
już puste.
-No
tak, przecież pojechał do studia...- wymruczałam w poduszkę. Nie
lubiłam budzić się sama w wielkim, zimnym łóżku. Zwlekłam się
w końcu z wygodnego materaca i udałam się w kierunku łazienki.
Czułam się strasznie otępiała jakby ktoś przywalił mi patelnią
w głowę. Z szafeczki nad zlewem wyjęłam opakowanie tabletek
przeciwbólowych. Do szklanki nalałam wody z kranu i połknęłam
dwie kapsułki. Wykonałam całą poranną rutynę, łącznie z
makijażem, bo miałam bardzo spuchnięte oczy od nocnego płaczu.
Zeszłam na dół do kuchni, w której zastałam krzątającą się
Jess.
-Ooo
śpiąca królewna wstała.- zaśmiała się i postawiła przede mną
talerz jajecznicy i gorącą, świeżo mieloną kawę, której aromat
od razu dostał się do moich nozdrzy. Pierwsze co to pochwyciłam
kubek i zatopiłam usta w ciemnej cieczy. O tak tego mi było trzeba.
-Jess
mówiłam już, że Cię kocham?
-Taaak
codziennie mi to powtarzasz.
-No
to mówię po raz kolejny.- nie zauważyłam nawet kiedy opróżniłam
zawartość całego kubka. Odsunęłam talerz i położyłam głowę
na stole, naprawdę czułam się koszmarnie.
-Ej,
a Ty co taka zmarnowana?
-Miałam
ciężką noc...
-No
proszę, pan Jackson aż tak Cię wymęczył? Ach ten niewyżyty
dzieciak. Muszę mu powiedzieć, żeby trochę opanował ten swój
temperament, bo w takim tempie to Ty do ślubu nie dożyjesz.
-Matko,
to nie tak jak myślisz.
-Nie
broń go!- zaśmiałam się.
-Nie
bronię, był tej nocy grzeczny. Po prostu ja...miałam problemy z
zaśnięciem i dlatego dzisiaj tak długo spałam no i głowa mi
pęka.
-Może
nie idź dzisiaj do pracy?
-Tak
to jest dobry pomysł, zaraz zadzwonię do pana Smith'a.- już
wstałam od stołu żeby pójść po telefon, ale głos kucharki mnie
zatrzymał.
-Czekaj,
czekaj. Najpierw zjesz ładnie, porządne śniadanie, bo pewnie już
brałaś prochy.
-No
brałam, ale...
-...nie
ma żadnego ale. To są tabletki Michaela i są bardzo silne, jak nie
chcesz mi tu paść to masz natychmiast coś zjeść.
-No
dobrze, już dobrze.- wmusiłam w siebie jajecznicę. A momentami to
myślałam, że zaraz zwymiotuję. Potem zadzwoniłam do szefa i
zawiadomiłam go o tym, że źle się czuję i nie pojawię się
dzisiaj w firmie. Tak jak myślałam nie miał żadnych pretensji o
to, nawet kazał mi iść do lekarza. Jest wspaniałym człowiekiem i
pracodawcą, wiele mnie nauczył i wiele mu zawdzięczam. Ale do
lekarza nie pójdę na pewno, przecież boli mnie tylko głowa. Nie
będę o taką pierdołę robić afery jakbym była jakaś
umierająca. Popołudnie minęło mi bardzo szybko. Większość
czasu spędziłam przed telewizorem albo czytając książkę. Pod
wieczór ból głowy w końcu ustał, a o 18:00 wrócił w końcu
Michael.

-A
kto to się za mną stęsknił?- zaśmiał się słodko przyciskając
mnie jeszcze bardziej do siebie. Pocałowałam go w policzek w
odpowiedzi na pytanie.
-Jak
tam w pracy?- spytałam odsuwając się delikatnie.
-Wszystko
dobrze, nie mieliśmy żadnych problemów z szukaniem nagrania z
piosenką.- rzucił sarkastycznie.
-Och
daj już z tym spokój, to tylko jedno, głupie nagranie...- wróciłam
na kanapę, a Michael poszedł za mną. Usiadłam mu na kolanach.
-Wcale
niegłupie. Tak ich nastraszyłem, że mam nadzieję więcej to się
nie powtórzy. To nie był pierwszy raz więc nie dziw mi się. Ale
nieważne. Opowiadaj jak w firmie.
-Nie
byłam dzisiaj w pracy...
-To
u klienta?
-Też
nie, cały dzień spędziłam w domu czekając na mojego seksownego
narzeczonego.- powiedziałam bez entuzjazmu, na co zaczął się
śmiać, a po chwili dołączyłam do niego.
-Miło
mi to słyszeć, a co takiego stało się mojej seksownej
narzeczonej, że została w domu?
-Strasznie
bolała mnie głowa, wzięłam nawet Twoje tabletki, ale dopiero
niedawno mi przeszło. Pół dnia przeleżałam w łóżku, nie byłam
w stanie nic robić.
-Proszę
nie bierz więcej tych tabletek.
-Dlaczego?
Ty możesz, a ja nie?
-Bo
one są bardzo silne i nie są na taki rodzaj bólu jaki Ty
odczuwasz.
-Ty
się trujesz i jest dobrze, a ja wezmę raz na ruski rok i wielki
raban mi robisz.
-Okej
spokojnie, nie denerwuj się. Po prostu one mogą wywołać u Ciebie
skutki uboczne, bo Twój organizm nie jest do nich przyzwyczajony.
-Ale
za to Twój jest bardzo przyzwyczajony.- rzuciłam poirytowana.
Westchnął tylko.
-A
jak się czujesz po nocy?
-Fizycznie
źle, ale psychicznie można powiedzieć, że lepiej. Było by
idealnie gdybym rano miała się do kogo przytulić.- schowałam
twarz w zagłębienie jego szyi.
-Nie
martw się jutro będziesz miała do kogo. Jestem cały Twój.
-Caaaały?-przeciągnęłam
przygryzając wargę.
-Calusieńki,
a zwłaszcza od pasa w dół.- spojrzał na mnie dwuznacznie muskając
przy tym moje udo. Spojrzałam na niego i pokręciłam rozbawiona
głową.
-Przejdziemy
się? Jest piękna pogoda.- wyjrzałam za okno, rzeczywiście pomimo
pory słońce nadal mocno świeciło, w końcu było lato.
-Z
wielką przyjemnością, bo zaraz mi tyłek przyrośnie do tej
kanapy.- skrzywiłam się, Michael się zaśmiał.
-Poczekaj
pójdę po lody.
-To
ja wezmę koc.

-Pamiętałeś,
że truskawkowe to moje ulubione?- odwróciłam twarz w jego stronę.
-Oczywiście.-
cmoknął mnie.
-Mmmm
jaki pan słodki panie Jackson.- oblizałam wargi.
-Ja
zawsze jestem słodki.- wyszczerzył się.
-Eghmm...-
odsunęłam się nieco od Michaela i spojrzałam w górę. Przed nami
stał zmieszany Robert.
-Dobry
wieczór Victorio, panie Jackson.- skinął głową, uśmiechnęłam
się- Przepraszam, że przeszkadzam, chciałem tylko zawiadomić, że
zainstalowałem dodatkowy monitoring w domu.- mówił niby do
Michaela, ale patrzył się na mnie.
-Dobrze,
w takim razie możesz jechać do domu. Zaraz zmiana Bill'a.
-Bill
dzwonił jakąś godzinę temu i powiedział, że nie może
przyjechać, bo coś mu wyskoczyło.- spojrzał na niego z
niedowierzaniem.
-Od
kiedy to każdy robi sobie wolne, bo coś mu wyskoczyło? Może od
razu wszyscy zróbcie sobie wolne, a ja będę robić za
ochroniarza.- zirytował się.
-Kochanie
uspokój się, może to było coś ważnego.- westchnął.
-Dobra
w takim razie zastąpisz go dzisiaj. Wiesz co robić?
-Oczywiście.-
odparł i zamiast odejść stał dalej i mi się przyglądał.
-Możesz
już iść.- powiedział kładąc rękę na moim kolanie. Ochroniarz
jak by wyrwany z transu skinął tylko głową, odwrócił się
napięcie i odszedł.
-Możesz
mi powiedzieć co to było?
-Ale
co?
-Nie
udawaj głupka. Twoje zachowanie w stosunku do Roberta. Nie pierwszy
raz już to robisz.
-Przecież
nic takiego nie zrobiłem.- odgarnął mi włosy z czoła i pocałował
w ramię.
-A
tak w ogóle to od kiedy przeszliście na „Ty”? Czy ze wszystkimi
pracownikami masz takie relacje, a może tylko z Robertem?- miałam
już dość jego głupiej zazdrości.
-Może
zaraz powiesz, że jestem dziwką, a za Twoimi plecami puszczam się
z ogrodnikiem?- wyrwałam się z jego objęć i usiadłam tyłem do
niego. Nastała niezręczna cisza.
-Wcale
tego nie powiedziałem...Po prostu widzę jak on na Ciebie patrzy i
nie podoba mi się to.
-To
niech sobie patrzy! Mam to gdzieś. A Ty mi nie ufasz i tu jest
problem.
-Vicki
ufam Ci...to jest trudne. Dobrze wiesz, że wiele razy się zawiodłem
i boję się, że stracę Ciebie, a nie chce tego, bo tak strasznie
Cię kocham.- odwrócił mnie w swoją stronę i złapał za dłonie.
-Nigdy
nie dałam Ci powodu do zazdrości i nie moja wina, że jakiś
napalony facet się na mnie gapi i wyobraża Bóg wie co. Nie mam na
to wpływu. Zawsze to ignoruje, a Ty już po prostu przeginasz.
-Masz
rację, przepraszam...
-...po
raz kolejny przepraszasz, a za tydzień będzie to samo. Zawsze jest
tak samo. Niedługo pobijesz własnego przyjaciela, bo powie mi jakiś
komplement, a Ty uznasz, że na pewno chce Ci mnie odebrać i
zaciągnąć do łóżka.- spuścił wzrok i nie odzywał się przez
dłuższą chwilę. No tak prawda boli. Nie chciałam się kłócić,
ale czy to ja zaczęłam?
Pochlebiało
mi to, że jest o mnie zazdrosny, to znaczy, że go obchodzę, nie
jestem mu obojętna i kocha mnie, ale teraz naprawdę przesadza.
Zachowuje się jakby mi nie ufał. A zaufanie to podstawa związku.
-Rozumiem,
że to co przeszedłeś z Madonną...
-...nie,
wcale nie rozumiesz i nie wiesz co przeszedłem.- spojrzał na mnie,
a jego oczy były zaszklone- Kochałem ją do szaleństwa, tak
bardzo, że nie zauważałem jak na każdym kroku doprawia mi rogi.
Cokolwiek by mi powiedziała, jaki kit by mi nie wcisnęła, zawsze
jej wierzyłem. Nie porównuje Cię do niej, ale nie potrafię od tak
wymazać z pamięci tego co zrobiła z moim, rodzonym bratem, który
mieszka teraz ze mną pod jednym dachem i muszę widywać go
codziennie. To strasznie boli, pomimo tego, że minęły aż dwa
lata, dla mnie to jakby wszystko wydarzyło się wczoraj. Dlatego jak
widzę, gdy jakiś facet rozbiera Cię wzrokiem to szlak mnie trafia,
że w pewnym momencie zrobię coś głupiego, a Ty nie wytrzymasz
zostawisz mnie i znajdziesz sobie kogoś normalnego.- patrzyłam na
niego jak zahipnotyzowana. Bez chwili wahania przysunęłam się do
niego i mocno przytuliłam. Ułożył głowę na moich piersiach i
objął rękami w pasie. Miał powód żeby się tak zachowywać, ale
dla mnie to było coraz bardziej męczące.
-Jeżeli
nie dasz mi powodu to nigdy Cię nie zostawię. Skoro między nami
jest dobrze to dlaczego miałabym to zrobić?- nie odezwał się- No
właśnie. Nie odejdę dopóki sam nie będziesz tego chciał.
-Nigdy
nie będę chciał byś odeszła.- podniósł głowę i spojrzał na
mnie.
-Kocham
Cię, pamiętaj o tym.
-Ja
Ciebie bardziej.- już chciał mnie pocałować, ale zatrzymałam go
ręką.
-Czekaj,
czekaj. Po co Ci dodatkowy monitoring w domu?- zmarszczyłam czoło.
-Dla
bezpieczeństwa.- skwitował co miało oznaczać, że mam się o to
nie pytać, bo i tak nie powie mi prawdy.
-Ale
ja nie potrzebuję dodatkowych kamer żeby czuć się bezpiecznie. Ty
mi wystarczasz w zupełności.- uśmiechnęłam się, westchnął
tylko- Nie ze mną te numery panie Jackson, ja wiem, że coś
kombinujesz i wiedz, że niedługo się dowiem. A dla Roberta masz
być miły, tak jak dla innych pracowników płci męskiej.
-Miły?-
zaśmiał się kpiąco, rzuciłam mu ostre spojrzenie- No okej
postaram się.- wywrócił oczami.
-No
grzeczny chłopczyk.- pogłaskałam go po włoskach, skrzywił się
co skwitowałam głośnym śmiechem.
-Nie
sądzisz, że powinniśmy powiedzieć naszym rodzicom o zaręczynach?-
spytał po chwili. Ożywiłam się na te słowa.
-Chcesz
ich zaprosić czy powiadomić telefonicznie?
-Oczywiście,
że zaprosić.- liczyłam na tą drugą opcję.- Na obiad co Ty na
to?
-No...świetny
pomysł.- powiedziałam bez entuzjazmu.
-Nie
chcesz?
-Nie
to, że nie chcę.
-To
co?- nie będę owijać w bawełnę.
-Boję
się reakcji...
-...Joseph'a?
-Też...chodzi
mi jeszcze o mojego ojca.
-Co
do Joseph'a to nie masz czego się bać, a już na pewno nie jego. Ja
się go nie będę pytać o zdanie tylko mu oznajmię, że poślubię
miłość mego życia Victorię Amandę Lancaster już niedługo
panią Jacksona i przyszłą matkę moich dzieci.- wybuchłam
śmiechem.
-No
co?
-Nic
wariacie, kontynuuj.
-Co
do Twojego ojca...to wiem, że za mną nie przepada...
-...to
nieprawda.- zaprzeczyłam od razu.
-Jak
nie? Na jego oczach dobierałem się do jego kochanej córeczki.
-Michael!-
zaśmiał się.
-Co
znowu? Powiedziałem prawdę.- pokręciłam głową.
-Ale
postaram się zdobyć jego zaufanie.
-On
Cię lubi tylko martwi się o mnie. Ale porozmawiam z nim i...
-...nie,
nic nie rób. Zostaw to mnie.- uśmiechnął się- Może Twoi rodzice
zabraliby ze sobą Ashley i Max'a? Zostaliby u nas na weekend.
-Max
na pewno się ucieszy, przecież Cię kocha. Tylko gorzej z moją
siostrą.
-Nie
musi mnie kochać, chcę żeby tylko się do mnie przekonała.
-No
dobrze, zobaczę co da się zrobić. W takim razie zadzwoń też po
swoje rodzeństwo.
-Wszyscy
są w rozjazdach. La Toya w Europie, Rebbie pracuje od rana do nocy,
chłopaki nie dość, że mieszkają w innych stanach to do tego też
koncertują, ale Janet...- zastanowił się na chwilę.
-No
właśnie, to chociaż Janet. Co prawda wie o naszych zaręczynach,
ale ona Ci w końcu pomogła.
-Skąd
wiesz?- zdziwił się.
-No
błagam Cię, zawsze się jej radzisz jeżeli chodzi o coś
związanego ze mną. Już Cię przejrzałam kochanie.- dałam mu
buziaka w policzek- To kiedy ten obiad miałby się odbyć?
-Jutro?
Pojadę tylko na dwie godzinki do studia. Jessica przygotuje coś do
jedzenia. Może...na piętnastą?
-Mi
pasuje. To co idziemy dzwonić?
-Idziemy.-
złapałam go za rękę i poszliśmy do domu. Michael poszedł do
naszej sypialni, a ja zadzwoniłam ze stacjonarnego telefonu. Tak jak
myślałam rodzice bez większych problemów przyjęli zaproszenie.
Obiecali wziąć ze sobą moje rodzeństwo. Mam nadzieję, że Ashley
chociaż raz będzie się zachowywać jak należy, bo naprawdę mam
dość już jej wyskoków i nie chce najeść się wstydu przed
rodziną Michaela. Usłyszałam kobiecy śpiew dochodzący z kuchni
więc udałam się w tamtym kierunku by to sprawdzić. Zaśmiałam
się na widok naszej kochanej kucharki, która przy włączonym radiu
postanowiła urządzić sobie koncert. Zaczęłam bić brawo na co
natychmiast odwróciła się w moją stronę strącając przy tym
szklankę z blatu.
-Matko,
ale mnie przestraszyłaś.- rzuciła przerażona i schyliła się by
pozbierać rozbite szkło. Podbiegłam do niej.
-Przepraszam,
nie chciałam Cię wystraszyć, ale jak zobaczyłam Twój koncert
to...nie mogłam się powstrzymać.- zaczęłam się śmiać,
szturchnęła mnie w bok. Wyrzuciłyśmy ostre kawałki szkła do
kosza, Jessica zajęła się gotującymi potrawami nucąc coś pod
nosem, a ja usiadłam na krześle.
-Gdzie
zgubiłaś swojego Romea?- zaśmiałam się.
-Poszedł
zadzwonić do rodziców. Właśnie, czy byłby to kłopot jakbyś
przygotowała
jutro
obiad?
-Codziennie
robię obiady więc...
-Ale
chodzi mi o taki większy obiad, dla rodziny.
-Ooo
imprezka się szykuje.
-Można
tak powiedzieć.
-Jasne,
że mogę nie ma sprawy. Na którą?
-Około piętnastej. A Ty co taka cała w skowronkach dzisiaj?
-Och
no dobra powiem Ci, ale nie mów nikomu.- rzuciła podekscytowana,
łyżkę którą trzymała w ręce wrzuciła z impetem do zlewu i
usiadła naprzeciwko mnie.
-Zachowujesz
się jakbyś się w kimś zakochała.- spojrzała tylko na mnie z
uśmiechem- Nieeeee...no gadaj w kim!
-Nie
zakochałam się, ale fakt jest ktoś...
-Znam
go?
-Tak,
pracuje dla Michaela.
-Wiele
mężczyzn dla niego pracuje. No mów w końcu!
-Podoba
mi się po prostu ktoś. Jest przystojny, umięśniony, wysoki...-
rozmarzyła się- Dziś wpadł na mnie niechcący i powiedział, że
bardzo ładnie wyglądam.
-I
tylko tyle?
-A
czego Ty chciałaś więcej?
-No
nie wiem jakiejś akcji.- szturchnęłam ją.
-Na
jakiekolwiek akcje jest jeszcze za wcześnie.
-Ale
dalej mi nie powiedziałaś kto jest tym facetem, który tak Ci w
głowie zawrócił.
-Robert.
-Nasz
Robert? Robert ochroniarz?- zdziwiłam się.
-Tak,
ciacho z niego nie?
-Co?-
do kuchni wpadł Michael, spojrzałyśmy w jego stronę.
-Co,
co?- nie wiedziałam o co mu chodzi.
-No
usłyszałem słowo „ciacho” więc logiczne, że mówiłyście o
mojej skromnej osobie, dlatego pytam co?- parsknęłam śmiechem i
podeszłam do niego.
-Skarbie
czasami jesteś za bardzo pewny siebie i akurat teraz nie mówiłyśmy
o Tobie.
-To
kto jest niby większym ciachem ode mnie?- zaczęłyśmy się
chichrać- To jest śmieszne tak?- te słowa nasiliły jeszcze
bardziej naszą głupawkę- Zobaczymy kto tu się będzie zaraz
śmiać.- ruszył w moją stronę, Zwinnie go wyminęłam i zaczęłam
uciekać.
-Daleko
mi nie uciekniesz! Znam każdy zakątek tego domu!- krzyczał za mną,
a ja dalej się śmiejąc obrałam kierunek naszej sypialni. No co?
Wiem, że to nie był dobry pomysł, ale była najbliżej i tylko na trzecim piętrze.
******
I
jak podobała Wam się notka po tak długiej nieobecności? :)
Przepraszam raz jeszcze za to...no mam aż wyrzuty sumienia, że Was
zostawiłam xD Ale wiedziałam, że niedługo wrócę więc nie
pisałam żadnych wyjaśnień. Rozdział krótki wiem i taki miał
być! Koniec z rozprawkami xD Wiem też, że za dużo się nie działo
dzisiaj oprócz zazdrosnego Jacksona (och to z miłości było! xD),
ale w kolejnym będzie akcja i spotkanie z rodzinką :D Następny
rozdział chciałabym wrzucić w środę/czwartek, ale nic nie obiecuję,
wiecie jak to ze mną bywa...
Czekam
na Wasze świetne komy :***
Pozdrawiam
Basia <333
Kom byłby wcześniej, ale że Ritta znów mnie na fb męczy i piszę z nią w sposób jaki nie powinien ujrzeć światła dziennego, to znów się odwlekło pisanie koma xD Wybacz, ale mam dzięki temu zajebisty humor, pełno włochatych myśli, jazd na oklep, palcatów i innych rzeczy, które między mną a Rittą pozostaną xD Wybacz, ale ona mi groziła że będzie hamowac piętą między moimi nogami xD Dobrze, że na środę w kinie zamówiłam najwyższy rząd, z nią różnie bywa xD
OdpowiedzUsuńA więc przybyłam! Tak, zapierdalam z wielkim hukiem bo znów musiałam sb przypominać co się działo, o co chodziło z tym ostatnim Sebastianem kuriwszonem, bo aż zapomniałam akcji - ta, dłuższe przerwy rób xD
Jak się wkurwiła po tym śnie, to myslałam przez chwilę że wyjebie Michasiowi aż xD
Dobrze, że sie ogarnęła i emocje opadły.
Michasiek zazdrosny? I prawidłowo xD Jego mięcho, niech nikt nie rusza xD Ja tam lubię, jak facet jest zazdrosny, a ja lubię dawać powody do zazdrości - tak, straszna suka ze mnie xD
Niby często męcząca jest taka chorobliwa zazdrość, ale Michaś nie przegiął jakoś tak mega. Z pięściami się nie rzuca, a że słownie da do przekazu że coś należy do niego to prawidłowo - więcej by Viki miała powodów do zmartwień, jakby wyjebane miał.
A co! To niech teraz Michaś jej da powód do zazdrości, zobaczymy xD
Co do spotkania z rodzinką to aż się boję xD
Z doświadczenia wiem, że z rodziną to dobrze na zdjęciu jedynie. Nie wiem, ja sentymentalna do ludzi nie jestem, nawet rodziny. Bardziej się do zwierząt przywiązuję xD
Dobra, to nie ględzę dalej już.
Weny i pisz regularnie w końcu!
:))))
I jestem 😘
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja miałam wrażenie, że ten ból głowy i nudności Victorii przy obiedzie były spowodowane ciążą? 😁 Może to trochę za wcześnie na takie objawy, no ale co poradzę na to, że nie mogę się doczekać aż Mike zostanie tatusiem? 😉 Ogólnie, notka świetna! Jestem bardzo ciekawa tego spotkania z rodzinką 😁 Mam nadzieję, że Ashley nie odwali niczego głupiego. W końcu jest nastolatką, a nie rozwydrzonym bachorrem -,- Najwyższy czas spoważnieć...
Weny i do nexta 😙