Witajcie
kochani! ♥
Jak
dobrze w końcu pójść spać z myślą, że jutro nie idzie się do
szkoły, nie ma żadnego sprawdzianu, stresu, bo czegoś się nie
zrobiło, albo nie nauczyło, nie ma chodzenia na pole -.- ,
plewienia i sadzenia jakiś badyli xD Tylko takie „Mam wolne...mam
wolne całe dwa miesiące i mogę się opierdzielać w końcu ile
tylko chcę i nikt nie będzie się o to czepiać” XD Czy tylko ja
tak mam? :D Jak mijają Wam wakacje? :D Rozdział miał być o wiele
wcześniej, ale coś mi nie szło to pisanie. Ale! To nie moja wina
akurat, wiecie kogo to sprawka? Michaela Jacksona we własnej osobie.
Nigdy jakoś nie zagłębiałam się bardzo w piosenki z albumu Off
the Wall, fakt słyszałam kilka, ale stwierdziłam, że dupy nie
urywają (sorry Michael xD) Dopóki nie kupiłam płyty i to w
Biedrze XDD Zaczęłam pisać rozdział i włączyłam ją sobie. Nie
wiem czy można tańczyć jednocześnie siedząc, ale ja tak właśnie
robiłam XD Przez te piosenki nie mogę wysiedzieć w miejscu, macham
tymi łapami, śpiewam, płyta leci piąty raz już, a w Open Office
tylko jedna strona XD I tak stwierdziłam, że album jest świetny :D
Ale moje serce i tak należy do Bad ♥
Dobra
koniec mojego biadolenia już xD
Zapraszam
do czytania i komentowania! ;)
******
Nadszedł
dzień obiadu rodzinnego, na którym mieliśmy powiedzieć z
Michaelem o naszych zaręczynach. Czy się stresowałam? Ja? Nie w
ogóle, gdzieżby tam...Z nerwów już pociły mi się ręce.
Dlaczego się tak bałam? To bardzo proste. Obawiałam się
najbardziej reakcji Joseph'a, już go poznałam i mimo, że wydawał
się być miły co było raczej wymuszone, dawał wrażenie
nieprzyjemnego człowieka, z którym lepiej nie zadzierać. Patrząc
na to jaki był kiedyś dla Michaela spodziewałam się wybuchu z
jego strony gdy dowie się o naszych planach. Po prostu miałam złe
przeczucia. Wiem, to nasza sprawa czy weźmiemy ślub i nikomu nic do
tego, ale wiem też jaki wpływ miał na Michaela. Zrobiłam ostatnie
poprawki w makijażu i biorąc kilka głębokich wdechów spojrzałam
w lustro.
-Uspokój
się tylko się uspokój...- szeptałam do swojego odbicia
lustrzanego. Postanowiłam w końcu opuścić łazienkę, w której
spędziłam chyba trzy godziny chcąc wyglądać perfekcyjnie, nie
wiem nawet po co. Żeby sprawić dobre wrażenie? Wygląd powinien
liczyć się najmniej, ale nie zaszkodzi przecież poprawić to i
owo. Gdy wychodziłam wpadłam na Michaela, a raczej prosto w jego
ramiona, bo byłam tak zamyślona, że prawie wywróciłabym się na
wysokich szpilkach gdyby mnie nie przytrzymał.
-Co
Ty taka zamyślona? Zakochałaś się?- poruszył zabawnie brwiami.
-Tak
w takim jednym Jacksonie, znasz może?- zaśmiał się i objął mnie
w talii.
-Chyba
kojarzę gościa.- dałam mu buziaka.
-Szybko
wróciłeś.- zauważyłam.
-Mówiłem,
że nie będzie mnie tylko kilka godzinek. Wiesz co?- zaczął mnie
cmokać w usta.
-Mhmm?
-Wyglądasz
strasznie pociągająco w tej sukience.- wymruczał mi do ucha
przesuwając rękę z pleców na mój tyłek, złapałam ją i
ułożyłam znów na plecach, co nie pomogło, bo chwilę później
wylądowała na poprzednim miejscu.
-Może
przełożymy ten obiad co?- wyszeptał dobierając się do mojej
szyi. Westchnęłam cicho przymykając oczy. Jego pocałunki
odbierały mi racjonalne myślenie. Byłam całkowicie poddana jego
ruchom, rozpływałam się pod wpływem jego dotyku.
-Michael...ni...nie
możemy go przełożyć...słyszysz...- jąkałam się, potrafił
mnie doprowadzić do takiego stanu, że ledwo wydusiłam z siebie
kilka słów. Postanowiłam to przerwać kiedy poczułam jak jego
dłoń rozpina suwak sukienki.
-Przestań,
zaraz przyjadą nasi...- niechętnie oderwałam się od niego, ale
nie pozwolił mi do kończyć, bo przyłożył mi palec do ust.
-Ależ
kochanie zdążymy już ja się o to postaram.- uśmiechnął się
chytrze i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć poczułam jego ciepłe
wargi na swoich. Pokierował nas w stronę komody, ręką strącił z
niej książki na co cicho się zaśmiałam i posadził mnie na niej.
Dokładnie tej samej, na której rok temu gdy byliśmy pijani prawie
nie doszło między nami do czegoś więcej. Nie odrywając się od
moich ust znów zajął się na spokojnie pozbawianiem mnie ubrania.
-Lubisz
tą komodę co?- przygryzłam wargę.
-A
żebyś wiedziała, jest bardzo wygodna i wielofunkcyjna.- zaśmiałam
się. W końcu zostałam w samej bieliźnie, a koszula Michaela
leżała już na podłodze. Docisnął mnie jeszcze bardziej do
siebie przez co poczułam podniecenie rosnące w jego obcisłych
spodniach. Uśmiechnęłam się do siebie.
-No
czuję, że ktoś tu się za mną stęsknił.- zaśmiałam się w
prost do jego ucha.
-Mhmm
bardzo stęsknił.- już mieliśmy posunąć się dalej gdy
usłyszeliśmy pukanie do drzwi, oderwaliśmy się od siebie
natychmiast.
-Victoria,
Michael jesteście tam?!- Jessica...no pięknie.
-Co
się stało?!- próbowałam mówić w miarę normalnym głosem.
-Wasi
rodzice już przyjechali, są w salonie. Powiedziałam, że zaraz
przyjdziecie!
-Dobrze,
dzięki. Yyy już schodzimy...- zeskoczyłam szybko z komody i
niechlujnie zaczęłam nakładać na siebie sukienkę.
-Wiedziałam,
że tak będzie.- powiedziałam pod nosem, Michael skomentował to
śmiechem i spokojnie bez pośpiechu ubierał się rzucając mi co
chwile dziwne spojrzenia.
-Co
się tak lampisz? Rusz ten seksowny tyłek, bo zaraz sobie coś
pomyślą i zapnij mi tą sukienkę.- powiedziałam szarpiąc się z
tym cholernym zamkiem, który nie chciał współpracować.
-Spokojnie
nie denerwuj się tak.- znowu się zaśmiał, no tak dla niego
wszystko jest śmieszne nawet jeżeli naprawdę takie nie jest.
Zapiął mi sukienkę, chciałam już ruszyć w stronę drzwi kiedy
złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
-Jeszcze
do tego wrócimy.- wyszeptał trącąc nosem mój policzek.
-Chodź
już kochasiu.- pokręciłam głową i chwyciłam jego dłoń.
Wyszliśmy w końcu z sypialni, ale po chwili zatrzymałam się
słysząc chichot tego pajaca.
-O
co Ci chodzi tym razem?- odwróciłam się w jego stronę. Zaczął
pokazywać ręką jakieś dziwne znaki powstrzymując śmiech.
-Twoje...wło...włosy.-
wydusił w końcu. Obróciłam się w stronę lustra zawieszonego na
ścianie.
-No
nieźle mnie urządziłeś.- powiedziałam próbując doprowadzić
„to coś” na głowie do porządku. Miałam do dyspozycji tylko
ręce. Michael dalej chichotał przez co dostał kuksańca w bok.
-Dzieciak...-mruknęłam-
Sam nie wyglądasz lepiej!- wystawiłam mu język. Natychmiast się
uspokoił i przerażony spojrzał w lustro. No tak, miał świra na
punkcie włosów.
-Jak
mogłaś mi to zrobić?- rzucił z udawanym oburzeniem.
-Ty
wcale nie byłeś lepszy! Jak jakiś dzikus normalnie.
-No
takiego komplementu w życiu nie słyszałem.
-To
nie był komplement, ale...
-Ej!-
szturchnął mnie.
-Uspokój
się dzikusie, bo zaraz coś Ci zrobię.- popchnęłam go lekko w
bok, bo zajmował całe lustro.
-Taaak,
a co mi zrobisz?- objął mnie od tyłu.
-Na
pewno nie to co Ci teraz chodzi po tym kudłatym łbie. Chodź
napaleńcu.- resztę drogi do salonu pokonaliśmy w spokoju bez
większych niespodzianek bądź wybryków mojego ukochanego. Nasze
rodzinki zdążyły już się poznać co bardzo mnie ucieszyło.
Przywitaliśmy się z każdym i przeprosiliśmy za to, że musieli
tak długo na nas czekać. Max tradycyjnie rzucił się na swojego
idola mało nie przewracając go na ziemię, ucieszył mnie ten
widok, za to Ash powiedziała oschłe „cześć”, dobre i
tyle...Nasze matki tak samo jak i ojcowie znaleźli wspólny język,
co nie powiem pozytywnie mnie zaskoczyło, widać było, że się
polubili. Janet z Jess donosiły jeszcze na stół co chwilę nowe
potrawy. Michael zaniósł na górę małe bagaże mojego rodzeństwa,
a ja zaprosiłam w tym czasie wszystkich do stołu, który był już
zastawiony. Poszłam jeszcze do kuchni zawołać Jess, żeby do nas
dołączyła.
-Dziękuję,
że wszystko przygotowałaś.- ucałowałam ją w policzek.
-Przestań
nie ma za co, to moje obowiązki przecież.- uśmiechnęła się.
-Chodź
do nas.
-Nie
będę wam przeszkadzać.
-Jess
daj spokój, jesteś dla nas jak rodzina.
-Naprawdę
nie chcę wam przeszkadzać i...dziękuję, że tak myślisz.-
przytuliła mnie.
-Ale
na pewno?
-Na
pewno, poza tym umówiłam się już z Robertem na zakupy.
-Ej
z moim ochroniarzem?!- dałam jej sójkę w bok.
-Miałam
poprosić Nick'a w końcu jest szoferem, ale Robert był tak miły,
że sam zadeklarował się mnie zawieźć mówiąc, że to dla niego
nie problem, a ochrona mi się przyda, bo jestem w końcu najlepszą
kucharką Michaela Jacksona, a ponoć na takie też czyhają.-
wybuchnęłyśmy śmiechem.
-I
ma rację! Bezpieczeństwo przede wszystkim. Nie spieszcie się my tu
sobie poradzimy. Aaa i miłej zabawy.- puściłam jej oczko.
-Przestań
to tylko zwykłe zakupy.- skarciła mnie śmiejąc się.
-Od
tego się zaczyna.- wróciłam w końcu do salonu gdzie wszyscy
czekali tylko na mnie. Obiad przebiegł w miłej atmosferze, oprócz
mojej siostry która siedziała cała naburmuszona bawiąc się
telefonem to nie miałam żadnych zastrzeżeń. Janet próbowała ją
trochę rozruszać co po czasie nawet jej się udało, no tak ma
dobry kontakt z dzieciakami, bo mojej siostry dorosłą nazwać nie
można mimo że ma już skończone 17 lat, zachowuje się jak
rozkapryszony bachor. Czasami zastanawiam się czy my na pewno
jesteśmy spokrewnione, bo naprawdę nie wiem po kim ona jest taka
wredna. Kiedyś taka nie była, ale wtedy obie byłyśmy o wiele
młodsze, a ja mieszkałam jeszcze w naszym rodzinnym domie. W
powietrzu czułam już burzę, czułam że nowina o naszych
zaręczynach nie będzie dobrze przyjęta. Nie wiedziałam kiedy
nadejdzie najlepszy moment, ciągle dłubałam widelcem w talerzu
nerwowo zerkając na zabytkowy zegar na ścianie. Odliczałam każdą
sekundę, minutę, a potem godziny, które mijały bardzo szybko. Aż
w końcu nadszedł wieczór. Nie wiem na co czekałam, może na to,
że coś się wydarzy, wszyscy sobie pójdą, a ja zostanę tylko z
Michaelem, to w jego towarzystwie czułam się w końcu najlepiej. A
pro po niego to zauważył, że coś się ze mną dzieje, no tak w
końcu przez prawie cały obiad się nie odzywałam.
-Co
jest kochanie?- położył dłoń na moim kolanie. Oderwałam wzrok
od jakże interesującego zegara i spojrzałam w jego ciemne oczy.
-Nic...
-Denerwujesz
się?- szeptaliśmy.
-Nie,
wcale.- próbowałam brzmieć prawdziwie.
-Widzę
przecież.
-Eh
no...trochę się boję.
-To
co teraz?
-Ale
co teraz?- spojrzałam na niego z przerażeniem.
-No
ogłaszamy naszą wspaniałą nowinę.- rzucił z uśmiechem.
-Ale
może jeszcze trochę poczekamy...
-Och
Victoria.- wstał i pociągnął mnie za rękę żebym zrobiła to
samo. Ścisnęłam mocno jego dłoń i przykleiłam się do jego
boku, zaśmiał się. Wszyscy spojrzeli na nas ze zdziwieniem,
przerywając rozmowy. Michael wyczuwając, że ja raczej nie wyduszę
z siebie ani słowa postanowił przejąć inicjatywę.
-Chcielibyśmy
wam o czymś powiedzieć...- zaczął, ale nie dane było mu
skończyć.
-Victoria
jest w ciąży?- palnęła Janet, wytrzeszczyłam oczy.
-Nie!-
zawołałam od razu- Nie, oczywiście, że nie.- powiedziałam już
nieco spokojniej.
-Jeszcze
nie...- szepnął do siebie Michael, ale i tak usłyszałam.
Szturchnęłam go lekko.
-To
powiecie nam w końcu?
-Oświadczyłem
się Victorii, bierzemy ślub.- powiedział na jednym tchu. Reakcje
były podzielone. Nasze mamy pisnęły szczęśliwe i od razu do nas
podleciały.
-I
dopiero nam o tym mówicie?!- wyściskały nas tradycyjnie. Nasi
ojcowie...no cóż przeżyli niemały szok, ale postanowili chociaż
udawać, ze się cieszą. Skąd to wiedziałam? Ich miny mówiły
wszystko. Oczywiście również nam pogratulowali, ale z wyraźną
niechęcią i opóźnieniem. Max zaczął biegać po całym pokoju i
krzyczeć, że Michael będzie jego szwagrem, parsknęliśmy na to
śmiechem. Ashley skomentowała to cichym „zajebiście” i dalej
siedziała niewzruszona.
-Mimo,
że o wszystkim wiem to w końcu mam okazje osobiście wam
pogratulować. Miśki wy moje.- rzuciła uśmiechnięta Janet dusząc
nas prawie.
-Więc
kiedy ślub?- spytała niecierpliwie moja mama.
-Jeszcze
nie ustaliliśmy konkretnej daty.- wyjaśniłam.
-Dzieci
bardzo cieszy nas ta wiadomość, jeżeli chodzi o przygotowania
możecie na nas liczyć.- uwielbiałam Katherine, zawsze miła,
uśmiechnięta i emanowała od niej taka dobroć. Michael był bardzo
podobny pod tym względem. Chciałam coś powiedzieć, ale poczułam
dotyk na ramieniu, odwróciłam się.
-Mogę
Cię prosić na słówko?- mój ojciec nie miał za wesołej miny, a
ja czułam, że ta rozmowa nie będzie przyjemna.
-Zaraz
wracam.- cmoknęłam Michaela w policzek i odeszłam na bok wraz z
tatą.
-Więc...o
czym chciałeś rozmawiać?
-Czy
jesteś świadoma tego na co się piszesz wychodząc za Michaela?-
przewróciłam oczami, już się zaczyna. Z tatą miałam o wiele
lepsze relacje niż z mamą dlatego dziwiło mnie, że ciągle czepia
się Mike'a, choć nic mu nie zrobił, a ja nie mam już pięciu lat.
Z każdym moim chłopakiem jest tak samo, tylko różnica jest taka,
że Michaela może być pewny, bo ja wiem, że to miłość na całe
życie, po prostu to czuję. Widząc mnie szczęśliwą powinien w
końcu to sobie uświadomić.
-Kocham
go.- powiedziałam szczerze.
-Samą
miłością człowiek nie żyje.- znowu przewróciłam oczami.
-Spokojnie
na chleb nam jeszcze starcza.- powiedziałam z ironią.
-Kochanie
nie denerwuj się, ja próbuję Cię chronić.- podszedł do mnie
kładąc dłonie na moich ramionach.
-Chronić?-
prychnęłam- Przed kim? Przed własnym narzeczonym?
-Wiesz
jaki on jest sławny, jeśli za niego wyjdziesz Twoje życie
diametralnie się zmieni.
-Wiem
o tym, jestem tego w pełni świadoma. Poradzimy sobie, będę przy
Michaelu i będę go wspierać. Miłość przetrwa wszystko. Nie wiem
czemu tak go nie lubisz.
-Mówisz
jak zakochana nastolatka, jakoś się ułoży i już. To nie kwestia
lubienia, gdybyś poczytała trochę co piszą na jego temat...Wiesz
jak potraktował swoją ostatnią dziewczynę, która też była jego
narzeczoną i którą równie mocno kochał? Tak ją kochał, że ją
zdradził i to w dodatku z pokojówką.- prychnął.
-...o
nie! Tego już za wiele.- podniosłam głos- Chyba ja wiem lepiej
jaki jest Michael niż jakieś głupie brukowce. Wierzysz własnej córce czy
jakimś pseudo dziennikarzom?Wiem o nim wszystko, tato śpimy pod
jednym dachem! Madonna sama wskoczyła do łóżka bratu Michaela i
pewnie nie tylko z nim go zdradziła, połowa LA ją miała! Spróbuj
go najpierw poznać, a dopiero potem oceniać.- tak zdenerwowałam
się i to bardzo. Nie rozumiałam dlaczego ciągle się go czepia i
ocenia na podstawie plotek. Kto będzie jeszcze przeciwko nam? Mało
mamy swoich problemów? Nasza rodzina powinna nas wspierać.
-Wiesz,
że chcę dla Ciebie dobrze.
-Pieprzenie.-
zepchnęłam jego rękę- Pamiętaj, że nie potrzebuję Twojej
zgody, jestem dorosła i sama o sobie decyduje.
-Nie
tym tonem.
-Daj
mi spokój.- nie mogłam już dłużej tego znieść więc zostawiłam
go samego, może zmądrzeje jak przemyśli sobie pewne rzeczy.
Wzrokiem zaczęłam szukać Michaela, dostrzegłam go w końcu, był
na tarasie. Z kimś rozmawiał...no tak z Joseph'em. Po jego minie
można było zauważyć, że raczej nie rozmawiają o pogodzie.
Naprawdę miałam już tego dosyć. Wiedziałam, ze tak będzie,
wręcz byłam pewna ich reakcji. Jakoś mama od razu polubiła
Michaela...może dlatego, że jest bogaty i będę miała zapewnioną
przyszłość u jego boku. W sumie nie zdziwiłabym się. Tyle, że
dla mnie nie liczyły się miliony na koncie i sława, dlaczego nikt
tego nie rozumiał?
********
-Nie
sądzę aby ślub pomógł Ci teraz w Twojej karierze.- powiedział
Joseph zapalając papierosa. Ręką odgoniłem od siebie dym.
Brzydziłem się tym smrodem.
-A
co ma ślub i moje szczęście do kariery? To, że ożenię się z
Vicki nie oznacza, że przestanę koncertować. Jedno nie wyklucza
drugiego.
-Masz
lepsze rzeczy do roboty, a nie jakieś miłostki. Brakuje Ci baby?
Załatwię Ci na jedną noc i po sprawie. Powiedz tylko jedno słowo.-
nie wierzyłem własnym uszom.
-Jesteś
obrzydliwy.- powiedziałem ze wstrętem.
-Co
to też Ci nie pasuje? Chcesz zaprzepaścić tyle lat pracy dla
jakiejś Victorii?
-Nie
jakiejś tylko dla mojej narzeczonej jak już i nie zmienię decyzji.
Nadal będę nagrywać, ale zrozum, że muzyka to nie jest cały mój
świat.
-Nie
wiesz co mówisz, omotała Cię i namieszała w głowie.
-Tak
Twoim zdaniem każda kobieta namieszała mi w głowie. Postawiłem
sprawę jasno i nie będę się więcej powtarzać. Weźmiemy ten
ślub czy to Ci się podoba czy nie. Nie obchodzi mnie Twoje zdanie
na ten temat.- chciałem wejść do środka, ale mnie zatrzymał.
-Jeszcze
z Tobą nie skończyłem.- podniósł głos.
-A
ja i owszem.- wyrwałem mu się i wróciłem do salonu. Chciałem
odnaleźć Vicki, ale w pokoju jej nie było. Postanowiłem sprawdzić
kuchnię. Stała odwrócona i wpatrzona w widok za oknem. Przystanąłem
w progu i zacząłem się jej przyglądać. Widać było, że
intensywnie nad czymś myśli. Przybliżyła kieliszek z szampanem
do ust i upiła trochę trunku pozostawiając na szkle tylko ślad
krwisto czerwonej szminki. Nawet picie z głupiego kieliszka
wychodziło jej niesamowicie perfekcyjnie i z klasą. Światło w
kuchni było zgaszone, padał na nią jedynie blask księżyca, który
świecił dzisiaj niesamowicie mocno. Wyglądała po prostu pięknie.
Nie mogłem oderwać wręcz wzroku, od zawsze lubiłem obserwować
ludzi, ich zachowania, nawyki, gesty. Zastanawiałem się o czym myślą w danej chwili. Zostało mi to do dzisiaj.
Chyba była naprawdę zamyślona, bo nie odwróciła się w moją
stronę nawet na chwilę. A zwykle dawno poczułaby na sobie mój
intensywny wzrok, który przewiercał ją na wylot. Chyba domyślałem
się co tak ją trapi. Było jej przykro z powodu reakcji naszych ojców,
do tego bała się Joseph'a widziałem to w jej oczach. Wydaję mi
się, że do niej nic nie ma, inaczej dawno by to wyraził w słowach.
Nie powiedział o niej nigdy złego słowa, chociaż nie! Nazwał ją
raz...nie chcę nawet sobie tego przypominać, ale wtedy nie znał
jej osobiście. Jego najbardziej boli to, że muzyka nie jest już
najważniejsza w moim życiu, boi się, że straci swoją pozycję i
nie będzie miał na mnie wpływu. Narzekał
na każdą moją dziewczynę. Na Madonnę najbardziej, a to, że
wygląda jak tania dziwka, że psuje mi reputacje i jest ze mną
tylko dla pieniędzy i sławy, za mało jej machania gołym tyłkiem
przed kamerami więc wzięła się za mnie. I w sumie teraz z
perspektywy czasu mogę przyznać mu rację, ale Vicki jest zupełnie
inna. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumie i zaakceptuję ją,
zaakceptuje to, że się kochamy. Postanowiłem przerwać w końcu te
bezsensowne przemyślenia i podszedłem do ukochanej, przytulając
się do jej pleców, a głowę ułożyłem na jej ramieniu. Kątem
oka dostrzegłem, że się uśmiecha. Odwróciła się po chwili i
mocno wtuliła w mój tors, nic nie mówiła, więc ja też się nie
odzywałem. Nie chciałem psuć tej cudownej chwili. Staliśmy tak
dosyć długo, nieruchomo w świetle księżyca, w zupełnej ciszy.
-Kotku
co jest?- szepnąłem.
-Joseph
nie jest zadowolony?- mruknęła.
-O
to Ci chodzi...Twój ojciec też nie jest zadowolony, ale wiesz gdzie
my to mamy?
-Tak
w nosie.
-No
może być i w nosie.- zaśmiała się i o to mi chodziło. Spojrzała
na mnie.
-Nie
smuć się już, bo wolę jak jesteś uśmiechnięta.- pstryknąłem
ją w nosek- Wszystko się ułoży, obiecuję Ci to. Najważniejsze, że mamy siebie.- pocałowałem ją
we włosy.
*******
Rodzice
Michaela pojechali o 23, bo Joseph miał ponoć jakieś ważne
spotkanie następnego dnia i musiał się wyspać. Taa każda wymówka
jest dobra. Ash i Max byli już w pokojach na górze. Moi rodzice
zostali do późna, dobrze nam się rozmawiało. A raczej im, bo ja
siedziałam przygaszona i nie miałam ochoty na pogawędki, a już
zwłaszcza z moim ojcem, na którego dalej byłam zła. Kiedy mama
zakomunikowała, że czas na nich ożywiłam się od razu podniosłam
się z kanapy żeby odprowadzić ich do drzwi. Cieszyłam się, że w
końcu sobie pojadą, a ja będę mogła spędzić czas ze swoim
narzeczonym, sam na sam. Moja radość nie trwała jednak długo,
kiedy usłyszałam co powiedział, a raczej zaproponował Michael
prawie wpadłam na ścianę.
-A
może zostaną państwo na noc? Jest już późno i nie ma sensu
wracać po ciemku taki kawał drogi.- spojrzałam na niego przerażona
i kopnęłam go lekko w nogę.
-Spokojnie
wiem co robię.- szepnął mi dyskretnie na ucho. Oj Jackson...nie
wiesz w co się pakujesz. Myślałam, że go tam chyba zabije. Czy on
w ogóle myśli? A może myśli tylko tym co nie trzeba...
-No
nie wiem, to nie będzie dla was kłopot? Wystarczy, że zostawiliśmy
wam na głowie Ashley i Max'a.
-Mama
ma rację. Najlepiej jak wrócicie już do domu.- powiedziałam
zniecierpliwiona.
-Dlaczego?
Skoro Michael sam zaproponował.- tak mojemu tacie od razu spodobał
się ten pomysł, ja już wiedziałam, że to się źle skończy.
-To
żaden kłopot naprawdę.- Michael objął mnie jeszcze bardziej,
gdyby nie rodzice to przysięgam, że zarobiłby ode mnie w łeb.
-Skoro
tak mówisz, będzie nam bardzo miło.- nie no po prostu super,
myślałam że chociaż mama jest mądra.
-W
takim razie zapraszam na górę, pokażę państwu sypialnię.- nie
wiem, co on chciał zabłysnąć przepychem w domu czy co? Na mojego
ojca to nie podziała. Michael był tak mądry, że wybrał pokój na
tym samym piętrze, na którym znajdowała się nasza sypialnia. Nie
wierzyłam w to co on wyprawia.
-Jak
będą jeszcze czegoś państwo potrzebować to proszę śmiało
mówić my pójdziemy się już położyć.- złapał mnie za rękę
i pociągnął w stronę pokoju. Nie daruje mu tego.
-Macie
wspólną sypialnię?- zatrzymaliśmy się oboje na dźwięk głosu
mojego ojca.
-Tak.
-Nie.-
powiedzieliśmy w tym samym czasie odwracając się w ich stronę.
-Harry
daj spokój są dorośli, my też byliśmy młodzi. Nie rób cyrków
i chodź spać.- mama próbowała go wciągnąć siłą do sypialni,
na próżno.
-To
macie czy nie?- spojrzał na nas podejrzliwie. Już chciałam
otworzyć usta, żeby dobitnie to potwierdzić, ale Michael zatkał
mi je ręką. No on chyba sobie ze mnie kpi!
-Oczywiście,
że nie. Mamy osobne sypialnie, musimy tylko porozmawiać. Dobranoc.-
mój ojciec chyba uwierzył, bo nic już nie powiedział, a my szybko
znaleźliśmy się sami.
-Czy
Ty oszalałeś?!- krzyknęłam gdy tylko zamknął drzwi.
-Błagam
nie krzycz. Skąd miałem wiedzieć, że Twój ojciec jest tak bardzo
wierzący?
-To
teraz już wiesz. Nie wiem co Ty odwalasz, ale nie podoba mi się to.
-Chce
żeby zaczął mi ufać.
-Dlatego
powiedziałeś, że nie śpimy ze sobą?
-Między
innymi...no wyszło mi to trochę spod kontroli.
-Trochę?
Idę zaraz do niego i powiem mu, że wcale nie mamy osobnych sypialni
i od dawna nie jestem dziewicą!
-Ciszej
proszę, nie musi wiedzieć o tym cały Neverland.- ruszyłam w
stronę drzwi, ale Michael zatarasował mi przejście.
-Poczekaj
i nie denerwuj się już.- złapał mnie za ręce.
-Nie
będę ukrywać się we własnym domu.- powiedziałam już nieco
spokojniej.
-Chcę
tylko przekonać Twoich rodziców do siebie.- westchnął.
-Ale
mnie nie obchodzi co oni o Tobie myślą, nie musisz robić
wszystkiego żeby im się przypodobać, tata sam przejrzy na oczy gdy
Cię trochę lepiej pozna.
-Po
prostu mi zaufaj.
-Dobra
nie wiem po co te cyrki, ale rób już sobie co chcesz nie będę Ci
przeszkadzać.- chciałam już wyjść, ale znowu mnie zatrzymał
wciskając do ręki mój telefon. Spojrzałam na niego
zdezorientowana.
-Przyda
Ci się. Idź do swojego starego pokoju, coś wymyślimy.- bez słowa
opuściłam naszą sypialnię. Tak byłam zła, na to że nie zapytał
mnie o zdanie proponując moim rodzicom nocleg. Mój kochany tatuś
na pewno wymyśli coś głupiego mogę się założyć, a ja chciałam
tylko swobodnie czuć się w swoim domu. Wzięłam szybki prysznic
żeby jak najszybciej położyć się do łóżka. Całe szczęście
miałam tu jeszcze trochę swoich rzeczy więc nie musiałam chodzić
co chwile do naszej sypialni po coś.
Zgasiłam
światła, ale nawet to nie pomogło mi w zaśnięciu. Wzięłam
telefon i szybko wystukałam na klawiaturze wiadomość.
Ja:
Nie mogę zasnąć.
Mike
<3: Ja też, ale mam pomysł.
Ja:
Ty lepiej już nic nie kombinuj.
Mike
<3: Nie moja wina, że bez Ciebie nie zasnę. Zaraz przyjdę.
Zaśmiałam
się. Nie minęło nawet pięć minut, a usłyszałam jak drzwi do
pokoju się otwierają. Byłam pewna, że to Michael. Bardzo cicho
zamknął je za sobą i wskoczył do łóżka zrobił to z rozbiegu
więc wylądował oczywiście na mnie.
-Co
Ty wyprawiasz durniu!- zaczęliśmy się śmiać, ale po chwili
przestaliśmy.
-Musimy
być cicho.- szepnął kładąc mi palec na ustach.
-Jakie
cicho? Idziemy spać.
-Nie,
nie idziemy spać.- było ciemno, ale wiedziałam, że w tej chwili
na pewno się uśmiecha. Taaa spać nie mógł, ja już wiem co
chodziło mu po tej kudłatej głowie.
Wlazł
pod kołdrę i położył się delikatnie na mnie obsypując moje
ciało milionem pocałunków.
-Ty
brałeś dzisiaj jakieś tabletki?- spytałam odsuwając go trochę,
zaśmiał się.
-Ja
nie potrzebuję takich wspomagaczy. A czemu pytasz?
-Bo
jesteś bardzo pobudzony seksualnie.
-To
chyba dobrze.- zamruczał- Poza tym musimy coś dokończyć.
Chodziłaś cały dzień spięta więc trzeba Cię trochę
rozluźnić.- zaśmiałam się. Złość na niego przeszła mi od
razu, nie potrafiłam się na niego długo gniewać, Michael znał
moje słaby punkty i wiedział jak mnie udobruchać.
-Ale
w pokoju obok...są moi rodzice.- zsunął ramiączko mojej koszuli.
-No
i co z tego? Będziemy cichutko.- przygryzł moją wargę.
-Nie
wiem czy ja będę umiała być cichutko.
-A
od czego masz mnie? Spokojnie skarbie już ja Ci pomogę.- nie
podobało mi się to w jakich pozycjach jesteśmy więc postanowiłam
to zmienić. Powaliłam Michaela na plecy i usiadłam na jego
brzuchu.
-Co
robisz?
-Jak
to co? Zawsze Ty jesteś na górze.- położył dłonie na moich
biodrach ściskając je lekko.
-Bo
jestem facetem.- pochyliłam się nad nim.
-A...ja...kobietą...i
nie...marudź już...bo...szkoda..na to...czasu.- mówiłam po między
pocałunkami. Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, a promienie
zapalonego
światła
tak mnie oślepiły, że musiałam zamknąć oczy. Leżeliśmy na
brzegu łóżka więc odwracając się za mocno się wychyliłam i
spadłam z niego.
-Szlak...-
powiedziałam pod nosem, wstałam szybko na równe nogi i mrużąc
oczy spojrzałam w stronę drzwi.
-Mówiliście,
że macie osobne sypialnie.
-Tato
co Ty tu do jasnej cholery robisz?!- no co to miało być?! Michael
momentalnie pobladł, a potem zaczerwienił się co było dziwne, bo
on nigdy się nie zawstydza. No tak był w samych bokserkach...
-Ja...ja
chciałem...
-No
co chciałeś?- spytałam zniecierpliwiona kładąc ręce na
biodrach.
-Chciałem...sprawdzić
czy masz wygodne łóżko.- spojrzał w bok jakby chciał pooglądać
ściany, na których nie było nic szczególnie wyjątkowego. Nie
wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Czułam się jak
nastolatka przyłapana na pierwszym pocałunku z chłopakiem.
-A
wy co robiliście?
-A
co przesłuchanie nam teraz zrobisz?
-Vicki
spokojnie.- Michael wstał z łóżka i podszedł do mnie- Ja
wszystko wytłumaczę. Przyszedłem tu, bo...chciałem tylko
powiedzieć dobranoc i...
-Dobranoc
pół nagi?
-Tato!
-Co?
Tylko pytam.
-Jesteśmy
dorośli i mógłbyś się opanować z tym pilnowaniem mnie, bo
naprawdę robi się to męczące.
-Ja
wszystko rozumiem, robię to dla waszego dobra przecież.
-Dla
naszego dobra nas nachodzisz?
-Moim
zdaniem powinniście poczekać z seksem do ślubu.- wytrzeszczyłam
oczy. Teraz będzie mnie pouczać? Dość tego.
-Nie
no tego już za wiele...- podeszłam do drzwi i otworzyłam je na
oścież.
-Proszę
Cię abyś natychmiast opuścił ten pokój.
-Ale
Victoria...
-...teraz.
Nie będę wysłuchiwać pierdół o tym, że grzeszę i pójdę za
to do piekła. To dobre dla dzieci. Idź tym postraszyć lepiej
Ashley. To NASZA sprawa co robimy i nikomu nic do tego.- Michael
nawet nie odezwał się słowem i bardzo dobrze, bo zamiast mi pomóc
trzymałby stronę mojego ojca, a raczej kłamałby. Stał tylko ze
spuszczoną głową jakby coś przeskrobał, wyglądał trochę
śmiesznie, ale nie będę się z niego nabijać. Na pewno czuł się
niezręcznie.
-Nie
chcę się przecież kłócić.
-Właśnie,
że chyba chcesz dlatego lepiej wyjdź.- westchnął tylko i już
miał wyjść kiedy zatrzymał się w progu i spojrzał na mojego
narzeczonego.
-Michael,
a Ty nie idziesz?- spytał podejrzliwie.
-Ja...tak
oczywiście już idę.- uśmiechnął się do mnie przepraszająco i
szepnął ciche „dobranoc skarbie” to ma być pożegnanie?
Przyciągnęłam go do siebie za rękę i pocałowałam gwałtownie w
usta, ale to nie było zwykłe cmoknięcie. Zarzuciłam mu ręce na
szyję, przyklejając się do jego ciała maksymalnie jak tylko było
to możliwe i dalej namiętnie całowałam. Nawet chrząknięcie
mojego ojca nam nie przeszkodziło, bo ja nie miałam zamiaru szybko
tego przerwać. Niech stoi i się patrzy, nie mam zamiaru się
hamować.
-Teraz
możesz iść.- powiedziałam gdy tylko oderwałam się od jego ust.
Ich miny były bezcenne. Michael przetarł wilgotne wargi opuszkami
palców i zaśmiał się cicho. Każdy poszedł w swoją stronę.
Przymknęłam drzwi i obserwowałam tatę, który zaczekał aż
Michael wejdzie do sypialni i dopiero wtedy sam się do niej udał.
Pokręciłam głową wzdychając i położyłam się do łóżka.
Jutro z samego rana wrócą do domu i będę miała święty spokój.
To co wyczyniał mój ojciec było ogromną przesadą. Strach
pomyśleć co by zrobił gdybym dalej z nimi mieszkała, trzymałby
mnie pewnie pod kluczem, a w moim pokoju zainstalowałby kamery.
Tyle, że o mnie nie musi się martwić, bo z Michaelem nic mi nie
grozi. Nie ma wyjścia musi zaakceptować nasz związek. Nie
zrezygnuje z miłości, bo mój ociec ma jakieś widzi mi się.
Miałam nadzieję jednak, że szybko zmądrzeje, jeżeli naprawdę
zależy mu na moim szczęściu to w końcu zrozumie i w pełni
zaakceptuje moją decyzję, której nie zmienię.
******
I
jak? :) Nie wiem, ale jakoś... ten rozdział szedł mi opornie na
początku, mimo tego efekt końcowy nawet mi się podoba. Jeżeli
chodzi o niektóre zachowania Vicki...w tym rozdziale to byłam cała
ja xD jeżeli jest czasami za bardzo wybuchowa i zachowuje się jakby
miała okres przez cały rok to wybaczcie jej, to moja wina XD Tak
samo jeżeli przesadnie się stresuje, ja pod tym względem jestem
taka sama. Proszę tylko jeszcze anonimków o ujawnienie się i
zrobienie tej przyjemności autorce, która często zarywała noce,
śpiąc tylko po 4 godziny, a na następny dzień musiała iść do
szkoły xD Dla Was to tylko pięć minut, a dla mnie o wiele więcej.
Każda opinia jest ważna. Mam nadzieję, że się nie boicie czy
coś xD Wiem, że jestem bardzo nerwowa i w ogóle, ale spokojnie
krzyczeć nie będę jak napiszecie co myślicie ;) Pamiętajcie, że
to czytelnicy tworzą bloga, bez Was nie ma tego opowiadania. Jak
widzę każdy komentarz i nie ważne czy jest on pozytywny czy nie od
razu mam ogromny uśmiech na twarzy, bo wiem że ktoś to czyta. A
tak poza tą wysoką liczbą wyświetleń (za którą niezmiernie
dziękuję ♥ )
i dwoma komami pod każdym prawie rozdziałem ani śladu po reszcie
czytelników. Każdy komentarz jest ogromną motywacją do dalszego
pisania :)
Pozdrawiam
♥