Witam
miśki! <3
Tak jak
obiecałam jestem „szybko” w miarę możliwości! :D Zaliczanie
matmy, egzaminy zawodowe i szał ciał z przygotowaniami do 18- stki
pochłonęły ostatnio cały mój czas. No sami rozumiecie, są
rzeczy ważne i ważniejsze, dlatego rozdział pojawił się dopiero
teraz.
Na razie
nic nie mówię odnośnie tego rozdziału, pogadam sobie na końcu,
bo jest o czym, także szykujcie popcorn xD Dziękuję z całego
serducha za wszystkie komentarze pod ostatni postem <3
Zapraszam
:)
**************
Następnego
dnia obudziłam się bardzo wcześnie, a to za sprawą tego, że
znowu źle się poczułam. Michael mówił, że jeśli coś by się
działo to mam go obudzić, ale bez przesady...Nie umrę, pewnie mi
za chwilę przejdzie. Była ósma nad ranem. Nie było szans żebym
ponownie zasnęła, więc po prostu leżałam i gapiłam się w
sufit. Przypomniałam sobie sytuację z wczoraj, a konkretnie kiedy
Michael mnie pocałował...Myślał, że śpię, ale ja wcale nie
spałam. Tylko udawałam i jak widać skutecznie. To dlatego byłam
potem dla niego taka wredna, wcale nie dlatego, że tak się o mnie
troszczył i nie chciał puścić do domu. On dalej mnie kocha.
Zakryłam twarz dłońmi, nic nie mogłam poradzić na to, że znów
chciało mi się płakać. Tak naprawdę sama nie wiem czemu. Moja
ciągła huśtawka nastroju zaczynała mnie przerażać. Postanowiłam
się wziąć w garść i nie beczeć bez powodu, ale to było trudne.
Westchnęłam. On dalej mnie kocha - te
słowa ciągle dudniły mi w głowie. I co z tego, że mnie kocha,
jeśli jest już za późno? A może jeszcze nie jest za późno...Sama
już nie wiedziałam co myśleć na ten temat. Bałam się podjąć
jakikolwiek krok. Czekałam Bóg wie na co, chyba aż wszystko samo
się jakoś ułoży. Usłyszałam nagle pukanie do drzwi.
-Proszę!-
nie musiałam długo czekać, a w sypialni pojawił się Michael. Był
w piżamie, a jego loki były w kompletnym nieładzie. Wyglądał tak
uroczo, że nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Byłam zdziwiona,
że widzę go na nogach o tak wczesnej porze, bo zwykle lubił sobie
pospać.
-Dzień
dobry. Wyspałaś się?
-Tak.-
skłamałam- A Ty? Bo nie wyglądasz.- zaśmiał się po czym wlazł
na moje łóżko. Uważnie go obserwowałam.
-Jak
się czujesz?- wpatrywał się we mnie tymi małymi, ciemnymi oczkami,
podpierając się na boku. Był przesłodki.
-Dobrze.-
uśmiechnęłam się sztucznie.
-Jesteś
blada.- dotknął mojego policzka. Poczułam dreszcze spowodowane
jego dotykiem. Smukłymi palcami kreślił linie na mojej szyi,
następnie kciukiem zsunął ramiączko mojej koszuli. Trudno było
mi się mu sprzeciwić, bo tak bardzo mi tego brakowało, ale czułam,
że jeśli tego nie zrobię w porę, może to zajść za daleko i
potem nie będę w stanie już tego przerwać.
-Michael...
-Przepraszam.-
zabrał rękę. To było raczej wymuszone, wcale nie chciał za to
przepraszać. Zapadła krótka cisza, ale on postanowił ją
przerwać.
-Przyniosę
Ci śniadanie.- już wstawał z łóżka.
-Nie
rób ze mnie kaleki, jestem w stanie sama zejść do kuchni.
-Ale
dla mnie to nie problem, poza tym masz się nie przemęczać.- jak
zwykle uparty.
-Michael
czy Ty zawsze...- urwałam w pół zdania kiedy nagle poczułam jak
zawartość mojego żołądka podchodzi mi do gardła. Przycisnęłam
dłoń do ust. Michael natychmiast podbiegł do mnie od drugiej
strony łóżka.
-Vicki
co Ci jest?- zobaczyłam strach w jego oczach. Pokręciłam głową i
pobiegłam do łazienki. Jak na złość, on poszedł za mną.
Zawisłam nad muszlą klozetową w ostatniej chwili. Poczułam jak
głaszcze mnie po plecach i odgarnia włosy z twarzy. Kiedy
skończyłam usiadłam na podłodze.
-Boże
nie patrz na mnie...- zakryłam twarz dłońmi. Nie zwracał na to
uwagi, po prostu...mnie przytulił, mocno. Czułam się koszmarnie w
tamtej chwili, ale przynajmniej on sprawiał, że w jakimś stopniu
było mi lepiej. Sama jego obecność dawała mi dużo, a co dopiero
bliskość. Oderwałam się w końcu od niego i podeszłam do lustra.
Przemyłam twarz i opłukałam usta letnią wodą. Michael chwycił
mnie za dłoń i zaprowadził do łóżka.
-Ubierz
się, jedziemy do lekarza.- powiedział stanowczo.
-Co?
Nigdzie nie jadę.- zbulwersowałam się od razu.
-Victoria
nie denerwuj mnie. Nie będę patrzył spokojnie na to wszystko,
nawet nie wiem co Ci dolega! A jeśli to coś poważnego? Czy Ciebie
w ogóle nie obchodzi Twój stan zdrowia?- już chciałam mu
odpowiedzieć, ale ten jego wzrok...odpuściłam.
-Nie
dość, że znowu schudłaś i nie zaprzeczaj, bo nie jestem ślepy.-
powiedział kiedy zobaczył, że już otwieram usta- Wczoraj
zemdlałaś, jesteś osłabiona i wymiotujesz. To nie jest normalne,
nie sądzisz? Przyjdę na piętnaście minut i masz być gotowa.- i
wyszedł nie dając mi w ogóle dojść do słowa. Nie miałam siły
się z nim kłócić, zresztą to było by bez sensu, bo i tak by
postawił na swoim, zdolny byłby nawet zawieść mnie siłą do tego
lekarza. Lekarze pfff, zacznij do nich chodzić to zaraz Ci wynajdą
jakąś chorobę, a raczej ubzdurają. Taka jest prawda. Ciągle
czułam się słabo więc wszystko robiłam powoli, nie spiesząc
się. Kiedy już się ubrałam, razem z Michaelem i w towarzystwie
trzech ochroniarzy opuściliśmy dom. Jechaliśmy do prywatnej
kliniki, ale bezpieczeństwa nigdy dość.
Poczułam
nagle jak burczy mi w brzuchu, zmarszczyłam czoło.
-Michael...-
pociągnęłam za rękaw jego marynarki, żeby na mnie spojrzał.
-Mhm?
Coś nie tak? Znowu źle się poczułaś, coś Cię boli?-
wystraszony zaczął przykładać mi rękę do czoła.
-Nie,
przestań. Dobrze się czuję...Tylko głodna jestem.- odetchnął z
ulgą, po czym zaśmiał się delikatnie.
-Dobrze,
po wizycie w szpitalu pojedziemy do restauracji.
-Nie.
-Co
nie?- wywróciłam oczami.
-Ja
chcę teraz.- powiedziałam niczym pięcioletnie dziecko, jeszcze
brakowało tego żebym tupnęła nogą. Co się ze mną dzieje...
-No
dobrze...- westchnął- To na co masz ochotę?
-Na
dużego burgera, sok malinowy i może...czekoladowego batonika.
-Ale,
że wszystko tak...razem?- spytał zdziwiony.
-Tak,
a co w tym dziwnego? Właśnie mam na to ochotę. Możesz spełnić
łaskawie moją prośbę?- jego pytania już mnie irytowały.
-Nie
denerwuj się.
-Więc
mnie nie denerwuj.
-Ale
Ty przecież nie lubisz malinowego soku.- westchnęłam.
-Ale
od dzisiaj lubię, okej?- siedzący obok nas George śmiał się pod
nosem przysłuchując się naszej jakże interesującej rozmowie.
Niby udawał, że czyta gazetę, ale ja wszystko widziałam.
-George
Ty też masz jakiś problem?- zwróciłam się do ochroniarza.
Przestał się śmiać.
-Nie...
-Eddie
jedź do KFC.- Michael zwrócił się do szofera.
-Się
robi szefie.- uśmiechnęłam się, na co Mike pokręcił głową.
Kiedy byliśmy już na parkingu, George zaoferował się, że pójdzie
po moje specjalne zamówienie.
-Weź
dla mnie kubełek Classic.- zwrócił się do niego Michael,
spojrzałam na niego.
-Przecież
Ty jesteś wegetarianinem.
-No
jestem, ale to przecież tylko kurczak...- wyjąkał.
-Pfff
tylko kurczak, czekaj no niech tylko Twoi fani się o tym dowiedzą.-
pomachałam mu palcem przed oczami.
-Nie
zrobisz tego.
-Skąd
ta pewność?
-Bo
zastosuję wobec Ciebie moją starą, ale jakże skuteczną metodę.
-Taa
ciekawe jaką.- uśmiechnęłam się z kpiną.
-Jeśli
chcesz mogę zacząć już teraz.- poczułam jego dłonie na
biodrach.
-Nie,
wcale nie chcę!- zaczęłam się śmiać i wiercić kiedy zaczął swoje tortury.
-A
może jednak?- sam się już śmiał.
-Boże
Michael przestań!- byliśmy już w pozycji leżącej, a raczej to ON
leżał na mnie i bezkarnie mnie maltretował.
-Uwielbiam
kiedy wykrzykujesz moje imię.- wyszczerzył się. Lucas i Eddie
ciągle zerkali w lusterko i śmiali się z nas. Klepnęłam go w
ramię.
-Ty...cho...lerny...zboku...-
mówiłam pomiędzy salwami śmiechu. Od tortur Michaela ostatecznie
uratował mnie George, który zjawił się w samochodzie z jedzeniem.
-Ooo
widzę, że ciekawie było podczas mojej nieobecności.- poruszył
brwiami. Zeszłam z kolan Michaela, tak dokładnie wylądowałam
nawet tam. No co? Najlepszą obroną jest atak. Byłam cała
rozczochrana, a moje ciuchy...szkoda gadać. Michael był
najwyraźniej dumny z mojego stanu, bo ciągle się do mnie uśmiechał
i wysyłał całusy, na co pokazywałam mu język. Był niemożliwy.
-Dobra,
lepiej dawaj mi moje jedzonko.- wyciągnęłam ręce w stronę
papierowej torby.
-Czekaj,
czekaj, a jakieś podziękowanie?- spytał chowając ją za siebie,
westchnęłam wywracając oczami.
-Faceci
to materialiści.- powiedziałam i przysunęłam się bliżej
ochroniarza, żeby pocałować go w policzek. Kąta okiem patrzyłam
na Michaela...jego mina była bezcenna. Siedział prawie jak
naburmuszone dziecko, unosząc wysoko brwi. Chciało mi się śmiać.
Puściłam oczko do George'a, on już wiedział o co chodzi.
-To
może teraz w drugi co? - zaśmiałam się i już chciałam to
zrobić, ale wyraźnie niezadowolony głos Michaela mi przerwał:
-Nie
za dobrze się bawicie?- odsunęłam się od ochroniarza i odwróciłam
głowę w drugą stronę, żeby się uśmiechnąć, bo naprawdę nie
mogłam już wytrzymać. Wiem, jestem wredna, ale po prostu nie
mogłam się powstrzymać.
-Oj
Mike daj spokój, nie bądź zazdrosny.
-Dawaj
to żarcie i lepiej się już nie odzywaj.- machnęłam ręką do
ochroniarza żeby się nie przejmował, na co się tylko zaśmiał.
Ruszyliśmy dalej w drogę. Ja zajęłam się moim zestawem, ale nie
mogłam zbytnio skupić się na jedzeniu gdyż wszyscy spoglądali na
to co jem z obrzydzeniem.
-Dobra
mi już odechciało się jeść. Ktoś chce?-Michael spytał
chłopaków, ale wszyscy od razu przecząco pokręcili głowami.
-O
co wam chodzi?- spytałam w końcu.
-No....-
zaczął kulawo Jackson, machając mi palcem nad jedzeniem.
-No
kurde co?
-No
jak Ty możesz jeść tego burgera zagryzając go batonem?- wszyscy
się skrzywili.
-Normalnie,
przecież to jest dobre. Co Ty głupi czy jak? Chcesz spróbować?-
podstawiłam mu pod nos.
-Nie,
dzięki...- pokręcił głową, wzruszyłam ramionami i nie zwracając
już na nich uwagi dokończyłam moje „śniadanie”. W końcu
Eddie zaparkował auto na tyłach szpitala. Spojrzałam
przerażona na ogromny budynek, a po chwili poczułam na dłoni
jakieś ciepło. Spojrzałam w dół. Michael złapał mnie za rękę,
uśmiechnęłam się. Instynktownie spletliśmy nasze palce. Całą
drogę do środka pokonaliśmy trzymając się tak za ręce. Bałam
się...a to dodawało mi otuchy. Na korytarzu od razu przywitał nas
jakiś lekarz, byłam tak zdziwiona, że nawet nie odezwałam się
ani słowem. Wyglądał na całkiem miłego człowieka, chociaż
dziwne żeby nie był miły dla tak sławnej osoby jak Michael.
Doktor Feldman - bo tak się nazywał, zaprowadził nas do jakiegoś
pomieszczenia, zapewne to był jego gabinet.
Rozmawiał
z Michaelem tak jakby się znali...natomiast ja dalej siedziałam
cicho. Kiedy siedzieliśmy już przed biurkiem mężczyzny, zaczął
oczywiście wypytywać się o moje samopoczucie i dotychczasowe
dolegliwości. Michael w ogólnie nie dał dojść mi do słowa, mało
tego wszystko koloryzował. W końcu nie wytrzymałam.
-Zamknij
się w końcu.- warknęłam do niego, zrobił zdziwione oczy.
-Doktorze,
on wszystko wyolbrzymia i robi ze mnie jakąś kalekę i śmiertelnie
chorą. Prawda jest taka, że od paru tygodni jestem lekko osłabiona,
może trochę schudłam...Chociaż od kilku dni mam dziwnie wilczy
apetyt, czasem boli mnie brzuch. No i zdarza mi się wymiotować.
-No
dobrze, a czy pojawiły się jakieś omdlenia?
-Tak!-
Michael aż zapiszczał, wywróciłam oczami.
-Mhm,
a kiedy dokładnie to było?
-Wczoraj.
Kiedy dzisiaj rano Victoria zaczęła wymiotować postanowiłem, ze
musimy koniecznie jechać do szpitala. Tym bardziej, że wczoraj
zaraz po tym jak zemdlała zbadał ją mój osobisty lekarz i zalecił
wykonać jakieś badania.
-I
bardzo dobrze pan zrobił.- oczywiście podczas rozmowy z nami co
chwilę notował coś na kartce, w końcu po chwili ciszy zdjął
okulary i spojrzał na mnie.
-A
czy wcześniej zdarzyło się pani zemdleć tak bez konkretnego
powodu?
-Nie,
wczoraj to był pierwszy raz.
-Czyli
w ostatnim czasie wystąpiły u pani, mdłości, bóle brzucha i
ogólne osłabienie, a do tego nagły apetyt?- skrzywił się lekko
patrząc na tą swoją kartkę, a po chwili uśmiechnął się pod
nosem. Zmarszczyłam czoło.
-Tak...Znaczy
z tym apetytem to tak jak mówiłam dopiero od nie dawna, bo jeszcze
miesiąc temu nie mogłam patrzeć na jedzenie, na sam widok robiło
mi się niedobrze. Musiałam się wręcz do niego zmuszać.- znowu
się uśmiechnął. O co mu do cholery chodzi? Zaczynał mnie
denerwować.
-Doktorze
czy to coś poważnego? Bo ja naprawdę...- zaczął Michael, ale ten
mu przerwał.
-Spokojnie
panie Jackson, domyślam się co może dolegać pana małżonce...-
na to słowo, aż się wyprostowałam, chciałam puścić rękę
Michaela, ale bardziej mnie ścisnął i spojrzał na mnie dziwnie.
Co on odpiernicza? Jaka małżonka?!- Ale nie mogę tego stwierdzić
na podstawie zwykłych domysłów, musimy zrobić pani badania, także
myślę że najlepszym wyjściem będzie jeśli zostanie pani w
szpitalu tydzień na obserwacji.- uśmiechnął się jakby co najmniej
oferował mi wakacje na Majorce. Już chciałam powiedzieć, że
nawet mi się nie śni tutaj zostawać, ale jak zwykle...
-Oczywiście,
że zostanie.- ścisnął moją rękę całując mnie w policzek. Czy
ja w ogóle miałam coś do powiedzenia? Byłam taka wściekła na
Michaela, że tylko jak wyszliśmy z tego gabinetu odepchnęłam go i
powiedziałam mu dosłownie, że ma się walić. Nie dość, że mówi
za mnie to jeszcze decyduje. Nie mam pięciu lat, a on mnie tak
traktuje. Pewnie powiecie, że to zwykła troska. Nie, troska wygląda
inaczej. Ja muszę robić to co on chce, bo ON uważa, że właśnie
tak będzie DLA MNIE najlepiej. Jeszcze nie wyjaśniłam z nim sprawy
naszego domniemanego małżeństwa, ale na pewno o tym nie zapomnę.
Kiedy już leżałam w jednej z tych „lepszych” sal szpitalnych i
gapiłam się w cholernie biały sufit, do pomieszczenia wszedł mój
„mąż”. Odwróciłam się do niego dupą, kiedy usiadł przy
moim łóżku. Westchnął.
-Vicki
dalej się gniewasz?- ignorowałam go.- Ja po prostu się o Ciebie
martwię i chcę wiedzieć co się z Tobą dzieje, bo nie wątpliwie
coś się dzieje, a Twój stan zdrowia do idealnego nie należy. Czy
to coś złego, że się o Ciebie troszczę?- oho mówiłam, no
przecież on się tylko TROSZCZY.
-A
gówno prawda.- warknęłam. Poczułam jego ciepłą dłoń na
ramieniu, zaczął mnie po nim smyrać.
-Vickuś...-
odwróciłam się do niego, ale z miną „zaraz Ci przywalę”.
Zaczął się śmiać.
-Zaraz
zabijesz mnie wzrokiem.- nie przestawał się chichrać. Pokręciłam
głową i sama nie mogąc już wytrzymać uśmiechnęłam się
delikatnie.
-No
od razu lepiej!- wyszczerzył się.
-I
tak jestem zła.
-Dobrze,
dobrze.
-Serio.
-Nawet
bardzo.
-W
ogóle mam zostać tutaj tydzień, a nie mam ze sobą żadnych
rzeczy. Jak Ty to sobie wyobrażasz?
-Zaraz
wyślę Lucasa...- przerwałam mu.
-Wiesz
nie chciałabym, żeby Twój ochroniarz grzebał w moich gaciach.
-Jesteś
trochę zbyt dosłowna.
-To
nie ja jestem dosłowna, tylko Ty jesteś zboczony Jackson.-
wywróciłam oczami.
-Oj
tam od razu zboczony...Dobrze więc ja pojadę po Twoje rzeczy, a
najlepiej to wezmę pięć walizek, bo potem będzie, że czegoś Ci
nie wziąłem.- w tym momencie sobie o czymś przypomniałam...
-Michael...
-Jeszcze
jakieś specjalne życzenia ma Panna Lancaster?- rzucił z uśmiechem.
-Nie,
chodzi o to, że...- nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć.- Ja
już nie mieszkam u Niny.
-A
u kogo?- spytał podejrzliwie. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Raczej
nie u kogo, a gdzie. W...hotelu.- zauważyłam, że trochę odetchnął
z ulgą, bo chyba spodziewał się czegoś innego, ale po jego minie
i tak wiedziałam, że jest zły. Do sali nagle weszła pielęgniarka,
kiedy zobaczyła Michaela trochę się speszyła.
-Eeem
ja przepraszam bardzo, ale pani Victoria musi iść teraz na kolejne
badania, a poza tym czas odwiedzin już się skończył.- powiedziała
to bardziej do Michaela niż do mnie dając tym do zrozumienia, że
musi wyjść. Podszedł do mnie i nachylił się nade mną, zmrużył
oczy.
-Potem
dokończymy tą rozmowę. Postaram się wrócić jak najszybciej.-
spojrzał na moje usta, ale pocałował mnie w czoło. Widziałam jak
walczył sam ze sobą, gdyby nie ta pielęgniarka....jestem pewna, że
by to zrobił. Spojrzał na mnie ostatni raz i wyszedł. Wtedy zeszło
ze mnie całe napięcie. Tak się się ze mną dzieje, gdy chociaż
za blisko do mnie podejdzie, wystarczy jedno jego spojrzenie, a mi
odbiera mowę. Zawsze tak na mnie działał, ale teraz to już w
ogóle.
Zebrałam
się w końcu z tego łóżka i poszłam na badania. Właściwie to
nawet nie wiem co dokładnie mi robili, zgodziłam się na wszystko
byle tylko jak najszybciej wrócić do sali i mieć święty spokój.
Zrobili mi nawet USG, nie wiem po co i szczerze mówiąc to nawet nie
chciałam wiedzieć. Najchętniej bym stąd uciekła...Ale znając
Michaela po korytarzu kręcili się jego „goryle”, wiem, że jest
do tego zdolny i to pewnie dał tutaj ludzi, których nie znam, albo
zbytnio nie kojarzę, żebym się niczego nie domyśliła. Ale chyba
zapomniał o tym, że nie jestem głupia. Tak więc moja ucieczka nie mogła
się udać. Michaela nie było już ponad 4 godziny, fakt że hotel
jest trochę daleko stąd, ale...nudziło mi się strasznie, nie
wiedziałam już co mam ze sobą zrobić. W końcu włączyłam
telewizor i oglądając jakiś nudny serial przysnęło mi się.
Obudziło mnie dopiero pukanie do drzwi, przetarłam oczy i
spojrzałam przed siebie.
-O
przepraszam, spała pani?- to był doktor Feldman.
-Niee,
jestem tylko trochę zmęczona.- zobaczyłam, że w ręce trzyma
jakieś kartki, domyślałam się, że to zapewne moje wyniki. Dopiero
teraz zaczęłam się denerwować.
-Mam
już pani wyniki i wiem co jest przyczyną tych wszystkich
dolegliwości.- uśmiechnął się siadając przy moim łóżku.
Zmarszczyłam czoło, jestem na coś chora, a ten się cieszy?
-Więc...co
mi dolega?- starałam się brzmieć normalnie.
-Proszę
się nie stresować, to żadna choroba, powiedziałbym wręcz, że
stan błogosławiony.- że co? Patrzyłam się na niego jak na
kretyna, zaśmiał się.
-Już
wszystko tłumaczę. To jest to co podejrzewałem od samego początku
i aż dziwne, że pani sama wcześniej się nie domyśliła.- znów
się zaśmiał, no miałam mu ochotę przywalić.
-Może
pan mówić jaśniej?
-Oczywiście,
już przechodzę do sedna sprawy. Po zrobieniu badań krwi,
wiedziałem już, że jest pani w ciąży...-przerwałam mu natychmiast.
-Że
przepraszam w czym?!- wywaliłam na niego oczy. Momentalnie oblał
mnie zimny pot, poczułam jak wszystko mi drętwieje, nie wspominając
o tym, że zrobiło mi się słabo.
-No
właśnie...spodziewałem się, że może być pani zdziwiona, ale
nie aż tak...Dlatego kazałem wykonać jeszcze USG, dla stu
procentowej pewności. I tak, jest pani w dziesiątym tygodniu ciąży
i jak na razie z płodem wszystko w porządku, ale gdyby dalej
prowadziłaby pani taki tryb życia...Strasznie się pani zaniedbała
pod względem zdrowotnym. Podejrzewam, że nie zauważyła pani
niczego dlatego, że pani schudła, a dlaczego to chyba wiadomo. Do
tego ma pani niedobór magnezu i kilku witamin, stres też zrobił
swoje . Ma pani trochę za wysokie ciśnienie jak na tak młody wiek,
a przypominam, że stres bardzo szkodzi ciąży. Chce pani zobaczyć
zdjęcie USG?- patrzyłam na niego z niedowierzaniem trzymając się
za głowę. Wszystko co do mnie mówił dochodziło do mnie w
zwolnionym tempie, czułam się jak odurzona. Ciąża...ciąża...ja
jestem w ciąży....JA JESTEM W CIĄŻY! To nie możliwe...
-Ale
jak...- wyjąkałam kulawo.
-Mogę...mogę
zobaczyć to zdjęcie?- podsunął mi czarno-białą fotografię. Drżącymi dłońmi wzięłam ją od niego.
-Widzi
pani tutaj jest główka, tu nóżki...ooo a tu rączki.- zaczął mi
wszystko pokazywać. Nawet się nie spostrzegłam, a po policzku
spłynęło mi kilka łez.
-Mam
nadzieję, że to łzy szczęścia.- widząc moją minę dotknął
mojego ramienia- Rozumiem, że pani się tego nie spodziewała i jest
teraz w szoku, ale niech mi pani uwierzy, że dziecko noszone pod
sercem to najwspanialszy dar jaki tylko można sobie wyobrazić i...-
przerwałam mu.
-Pan
nic nie rozumie...Michael nie jest moim mężem jak to zapewne
zaznaczył na samym początku, zrobił to specjalnie żeby mieć
informacje na bieżąco o stanie mojego zdrowia. To co jest między
nami jest tak...skomplikowane, a teraz jeszcze dziecko...Ja nie wiem
co mam robić.- rozpłakałam się na dobre. Mężczyzna w fartuchu
widząc to przytulił mnie delikatnie.
-Nie
będę pani pouczać, ale myślę, że jest pani silną jak i mądrą
kobietą i poradzi sobie pani ze wszystkim.
-Doktorze...-
spojrzałam na niego- Błagam, niech mu pan tego nie mówi...-
westchnął.
-Jeśli
taka jest pani decyzja, to nie pozostaje mi nic innego niż ją
uszanować.
-Dziękuję...-
poklepał mnie po ramieniu i wyszedł. Zostałam sama. Skuliłam się
na łóżku, a moje ręce powędrowały na brzuch.
-Boże
co ja najlepszego zrobiłam...
************
No
jak wrażenia? XD Tak wiem, że pewnie większość się spodziewała
tej ciąży po samym stanie Vicki, każdy debil by się domyślił XD
No tylko nie ona i Michael xD Ogólnie to tej ciąży miało wgl
teraz nie być, ale że Basia lubi sobie komplikować życie to jest
:D
Teraz
pytanie za sto punktów. Jak myślicie, przyszła mama podzieli się
tą informacją, ze swoim „mężem” czy nie? XD No powiem wam,
że...a nic wam nie powiem, nie mogę no XD Dowiecie się niebawem,
jak to wszystko się potoczy ;)
Nie
wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ale jak zawsze będę się
starać w miarę możliwości napisać go szybko.
Pozdrawiam
<3