11 lutego 2017

Rozdział 32. Jackson buntownik i Królowa skandalu.

Witam serdecznie!
Oto przybywam do Was z kolejnym rozdziałem :D Ah jestem tak ciekawa jakie będą Wasze reakcje po przeczytaniu xD Wgl to trudno mi było zacząć, zawsze mam problemy z początkiem jak coś pisze xD no ale jakoś to poszło :) Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu :) Osobiście jestem z niego nawet zadowolona. 
Każdy komentarz wywołuje u mnie uśmiech i chęć do dalszego pisania, pamiętajcie :)
Zapraszam
********
Milion wiadomości. Milion telefonów. I dalej nic. Minął kolejny tydzień. Pisałem, że kocham, że przepraszam, że się zmienię, że chcę aby wróciła, że obiecała mnie nigdy nie opuścić. Nagrywałem się na sekretarkę powtarzając ciągle to samo. Ale to nic nie dało. Od kiedy wiedziałem, że Victoria mieszka teraz u Niny jeździłem tam codziennie i za każdym razem równie szybko stamtąd odjeżdżałem. Byłem rozżalony, wściekły, zdołowany i kompletnie bezsilny. Byłem zły na to, że mnie olewa, że nie daje sobie nic wytłumaczyć, a ja nie miałem już siły. Nie wiedziałem co mam już zrobić, żeby mi wybaczyła. Czułem się w tej chwili paskudnie. Mimo to postanowiłem odbyć swój codzienny rytuał. Wykonałem pewien telefon i kazałem kupić bukiet różowych lilii. To jej ulubione kwiaty. Od Niny dowiedziałem się, że je zatrzymuje, nie wyrzuca ich. To chyba dobry znak? Zresztą to tylko kwiaty, są ładne więc ich nie wywala, w przeciwieństwie do mnie. Dlaczego ona musi być taka uparta? Dlaczego nie da sobie nic powiedzieć?
'Ty nie jesteś lepszy, sam miałeś ją w dupie kiedy chciała Ci się wytłumaczyć, to teraz spadaj' – powiedziała moja podświadomość. Och zamknij się...
Ktoś zapukał do sypialni, a potem wszedł do niej. Nawet nie spojrzałem kto to, byłem tak pochłonięty myślami, że gdyby nie JEJ krzyk to...
-Jackson cholera!- aż podskoczyłem na tym łóżku. Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem wielkimi oczami na wkurzoną Jess, która w jednej ręce miała chochlę a w drugiej ścierkę. Mam się bać...?
-Ta broń to an mnie?- próbowałem zażartować, ale chyba mi nie wyszło.
-W sumie o tym nie pomyślałam, ale to dobry pomysł.- opadłem na poduszki ignorując ją.
-Mówiłam do Ciebie chyba z dwadzieścia razy, głuchy jesteś?
-Najwidoczniej.- odparłem patrząc w sufit.
-Wstawaj w końcu z tego wyra.- warknęła i ściągnęła ze mnie kołdrę, wręcz mi ją wyrwała.
-A co jeśli byłbym nagi?- podniosłem jedną brew do góry. Wywróciła oczami.
-Raczej bym z zachwytu nie padła.- dowaliła mi.
-Po co przyszłaś?- odezwałem się po chwili.
-A po to żeby Cię stąd wyciągnąć. Ja nie wiem chyba powinnam zażądać podwyżki, bo od pewnego czasu robię nie tylko za Twoją gosposię, ale niańkę, sekretarkę, matkę, notes i budzik.- wywróciłem oczami.
-Nie rób tak gówniarzu!- wywaliłem na nią oczy. Pfff myśli, że jak jest kilka lat starsza to może tak do mnie mówić?
-Jess ja rozumiem, że brakuje Ci faceta, ale nie musisz z tego powodu wyżywać się na mnie, naprawdę.- dogryzłem jej, otworzyła szeroko buzię ze zdziwienia.
-Jak ja Cię zaraz pizgnę w tą pustą makówkę to smak życia stracisz!
-Już straciłem...- mruknąłem. Nie skomentowała tego, tylko odsłoniła zasłony i cały pokój wypełniło rażące światło. Zasłoniłem twarz. Boże, za jakie grzechy?
-Zaraz będzie obiad, a Ty wstań w końcu bo odleżyn dostaniesz, a ja Cię masować nie będę. Poza tym Tom przyjechał i czeka na dole, powiedział, że jak sam do niego nie przyjdziesz to Cię przytarga za te kręcone kudły.
-Czego on chce?
-Nie wiem, powiedział, że ma jakąś ważną sprawę. Ruszaj się.- i wyszła. Jęknąłem chowając twarz w poduszkę. Taa ważną sprawę, ostatnio też miał do mnie sprawę. Dostałem zaproszenie na Galę rozdania Oscarów i oczywiście miałem to w dupie. Ale Tom mnie wręcz zmusił, żebym tam poszedł. Byłem wściekły jak cholera. Wyglądałem jak półtora nieszczęścia i tak miałem wyjść do ludzi? Nie miałem ochoty na jakieś durne szopki i sztuczne uśmiechy. Nawet wymyśliłem, żeby pojechał tam mój sobowtór. Śpiewać ani tańczyć nie musiałem więc nikt by się nawet nie zorientował, ale nieee to musiałem być ja we własnej osobie. Pamiętam, że byłem tak zły, że zacząłem nawet gadać o rzuceniu kariery, myślałem że Tom to mnie tam chyba rozszarpie.
-Ocipiałeś do reszty?- spytał wtedy.
-Nie, mówię jak najbardziej poważnie. Ciągle wszyscy mi mówią co mam robić. A ja mam tego dosyć rozumiesz?! Ileż można?!- chodziłem po całym pomieszczeniu- Dobrze wiesz, że nie mam teraz siły i potrzebuje czasu. Victoria ode mnie odeszła, a ja mam udawać, że jest fajnie?
-Dokładnie tak.- ręce mi opadły- Michael przesadzasz wiesz? Ja rozumiem, że masz tam jakieś swoje sprawy, ale co to za problem iść, pozować do zdjęć i walnąć kilka tych Twoich Hollywoodzkich uśmiechów? Pokręcisz się tam trochę i po kilku godzinach możesz się zwijać do domu.
-ALE JA NIE MAM OCHOTY.- po raz kolejny powtórzyłem.
Żadne moje krzyki nic nie pomogły. Po prostu musiałem. Co chwilę tylko słyszałem „musisz to, musisz tamto” , „powinieneś zrobić tak, a nie inaczej”. To moje życie, a czuję się jak marionetka w rękach innych. Nie miałem już siły się z nim kłócić więc w końcu odpuściłem i pojechałem tam. Ale uśmiechać się i udawać, że wszystko jest cacy nie miałem zamiaru. Gdyby tego było jeszcze mało, na miejscu spotkałem moją BYŁĄ DZIEWCZYNĘ. Kiedy ją zobaczyłem prosiłem Boga, żeby w tym momencie walnął we mnie piorun. Niestety nic takiego się nie stało.
Kiedy tylko Madonna mnie zobaczyła wydarła się na cały korytarz tym swoim przesłodzonym głosikiem.
-Mike kochanie!- dla lepszego efektu jeszcze zapiszczała, aż mi się rzygać zachciało. Wszyscy ludzie na nas spojrzeli, próbowałem się uśmiechnąć, ale chyba wyszedł mi jakiś grymas. Zmierzyłem ją wzrokiem, oczywiście kilo tapety na ryju i cycki na wierzchu, nic nowego prychnąłem w duchu. Ktoś by powiedział, że wyglądała jak milion dolarów, jej suknia była biała i długa aż do ziemi, zdobiona zapewne najdroższymi kryształami. Ale dla mnie to ona nie wyglądała jak przysłowiowe 'milion dolarów' tylko jak coś zepsutego i owiniętego w ładny papierek. Zauważyłem nawet, że jej strój pasuje do mojego, również miałem białą marynarkę wysadzaną diamentami i tego samego koloru koszulę, do tego skórzane czarne spodnie i złoty pas. Nim się spostrzegłem ona wisiała mi już na szyi. Fotoreporterzy się do nas dopadli. Zajebiście....pomyślałem. Będą mieli z nas używanie nie ma co. W środku aż kipiałem ze złości, ale nie dawałem po sobie tego poznać. Paparazzi robili nam zdjęcia, a ta wiedźma ciągle się do mnie lepiła jak jakaś pijawka. Potem przez cały wieczór nie mogłem się od niej odpędzić. Próbowała wszystkiego, nawet zaciągnąć mnie do kibla. Serio? Pomyślałem wtedy, aż mi się jej żal zrobiło. W końcu już tak się wkurzyłem, że powiedziałem jej:
-Jak się ode mnie w końcu nie odwalisz to oskarżę Cię o napastowanie i molestowanie rozumiesz? A potem pójdę do byle jakiego brukowca i zrobię z Ciebie ostatnią dziwkę, chcesz tego?- uważnie mi się przyglądała- Chociaż w przeciwieństwie do Ciebie ja nie będę kłamać.- zdziwiła się i to bardzo, chociaż nie dawała po sobie tego poznać, ale ja znałem ją dobrze. Ogólnie nigdy nie odezwałbym się w ten sposób do żadnej kobiety, ale jej ta zasada już dawno nie obowiązywała. Nie działały na mnie już jej słodkie słówka, dotyk i widok jej pół nagiego ciała. Po prostu nie czułem do niej już nic, a tym bardziej pożądania. Nawet nie czekałem na jej reakcję, wyszedłem od razu zostawiając ją samą na pustym korytarzu. Pożegnałem się z kilkoma osobami i opuściłem galę niezauważony przez dziennikarzy.
Ponoć ludzie już gadają, że do siebie wróciliśmy, a nigdy w życiu! Choćby mi groziła śmiercią, nie wrócę do niej. Jak to się mówi „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”.  A w jej rzece to ja i tak już za długo siedziałem.
Wkładając na siebie koszulkę zastanawiałem się czego może chcieć ode mnie Tom. Jeśli myśli, że znowu pójdę na jakąś galę, bankiet albo inne gówno to jest w ogromnym błędzie. Ogarnąłem się w końcu i zszedłem na dół. W salonie zastałem swojego menadżera, który oglądał telewizję i popijał kawę.
-Cześć.- przywitałem się z nim, po czym usiadłem w fotelu naprzeciwko niego. Spojrzał na mnie, ale raczej to jego spojrzenie do przyjacielskich nie należało, westchnąłem czekając na jakąś reakcje z jego strony.
-Od dwóch tygodni nie było Cię w studiu.- wywróciłem oczami, już wiedziałem czego będzie dotyczyć ta rozmowa.
-I co w związku z tym?- mruknąłem podpierając się na ręce.
-Michael nie denerwuj mnie nawet. Jak możesz być tak obojętny? To Twoja praca. Zapomniałeś kim jesteś?
-Niestety nadal pamiętam, nikt nie pozwala mi jakoś o tym zapomnieć nawet na pięć minut.- westchnął, wyłączył telewizor i znowu spojrzał na mnie.
-Wszyscy wiemy co Cię spotkało, rozumiem, że jest Ci trudno bo Victoria Cię zostawiła.- te słowa bardzo bolały- Ale to nie jest powód, żebyś przez to zaprzepaścił swoją karierę, bo do tego właśnie dążysz.- nie odzywałem się, jedynie analizowałem jego słowa.
-Wiem, że Ci trudno po tym wszystkim...- przerwałem mu.
-Nic nie wiesz.- pokręciłem głową.
-Może mogę coś dla Ciebie zrobić?
-Tak, nie wysyłaj mnie więcej na żadne gale. Wiesz co teraz ludzie gadają?- zaśmiał się.
-Ciesz się, że w ogóle jeszcze o Tobie gadają. Bo gdyby nie ta gala to słuch by o Tobie zaginął, a na to nie możemy pozwolić.- otworzyłem szerzej oczy.
-Ty wiedziałeś, że ona tam będzie?- to było raczej stwierdzenie niż pytanie.
-No wiesz...- urwał chyba nie wiedząc jak się z tego wytłumaczyć.
-Tom do cholery! Dlaczego mi nie powiedziałeś?!- automatycznie ciśnienie mi się podniosło.
-Bo byś tam nie pojechał. W ogóle to dramatyzujesz, trzeba było ją kopnąć w dupę jak nikt nie widział i miałbyś spokój.
-Człowieku, ona ciągle za mną łaziła. Myślałem, że mnie tam wzrokiem przeleci!- zaczął się śmiać.
-Słuchaj, czym Ty się przejmujesz? Im więcej mówią tym lepiej.
-To Madonna wyznaje taką zasadę, gdzieś ma czy mówią o niej dobrze czy źle, ważne żeby w ogóle coś mówili. Ale ja taki nie jestem, mi na tym nie zależy. Uwierz naprawdę olewam to co wszyscy sądzą na mój temat i że teraz gadają bzdury o mnie i niej, ale do jasnej anielki mogłeś mnie przynajmniej ostrzec.- powiedziałem z pretensją.
-Daj spokój, pogadają i przestaną. -machnął ręką, jak zwykle.
-Tak na marginesie to Quincy u mnie wczoraj był. Nikt z wytwórni nie może się z Tobą skontaktować, nikt nie ma prawa wstępu na Twoją posiadłość. Twoi ochroniarze nawet mnie nie chcieli wpuścić. Możesz mi powiedzieć dlaczego?
-Bo nie mam ochoty się z nikim widzieć ani gadać?- miałem już dość i najchętniej bym go stąd wyprosił. Tylko niestety pracą nie mogłem się wymigać...
-Jutro widzę Cię o 7 rano w studiu, to już nie są żarty.- powiedział stanowczym głosem.
-O 7 rano przewracam się drugi bok.- zacząłem oglądać swoje paznokcie, chciałem zrobić wszystko by go wkurzyć i żeby już sobie poszedł.
-Jeśli nie przyjdziesz...załatwię Ci kontrakt na trasę.- wytrzeszczyłem na niego oczy.
-Co?! Jaka trasa?!- aż wstałem z tego fotela -Dopiero co ją miałem!
-Miałeś oczywiście, ale nie zapominaj, że ją przerwałeś.
-I co z tego? To moja sprawa, poza tym już wszystko dawno załatwiłem, nie musieliśmy zapłacić żadnej kary.
-Nie ważne, trasę trzeba w końcu skończyć.- pieprzył głupoty. Niczego nie będę dokańczał, na pewno nie teraz.
-Obiad gotowy, Tom zostaniesz?- do salonu weszła Jess.
-Nie, Tom się bardzo spieszy i już wychodzi.- odpowiedziałem od razu nie dając mu dojść do słowa. Spojrzałem na niego wkurzony. Moja kucharka skakała tylko oczami na mnie to na niego.
-Tak Michael ma rację, powinienem się już zbierać, może innym razem Jessico.- rzucił mi krótkie spojrzenie, zabrał marynarkę i wyszedł. Jess spojrzała na mnie pytająco.
-No co?
-Nic.- pokręciła tylko głową wzdychając i wróciła do kuchni. Podszedłem do okna.
Poważnie zacząłem zastanawiać się nad zmianą menadżera, a nawet wytwórni. Może w ogóle powinienem wszystko zmienić? Wszyscy mi tylko rozkazują i dyktują warunki, a tak naprawdę beze mnie są nikim. Pójdę sobie do studia kiedy ja będę miał na to ochotę, a nie Tom albo ktoś inny. Żeby sobie pośpiewać nie muszę nawet wychylać głowy poza teren posiadłości. Mogę to robić tutaj i nikt mi tego nie zabroni.
-Siemasz Jackson!- usłyszałem za swoimi plecami. Odwróciłem się i ujrzałem Slasha. O matko Boska, po co on tu przyszedł?
-Ta siema.- mruknąłem i z powrotem odwróciłem się w stronę okna.- Nie słyszałem, żebyś pukał albo coś.
-Bo nie pukałem.- no tak, normalne- Pukać to ja wiesz co lubię nie?- szturchnął mnie w bok szczerząc kły. Wywróciłem oczami, już się zaczyna.
-Mhm wiem, wiem.- ściągnął ten swój cylinder z łba i sięgnął po paczkę fajek.
-Nawet się nie waż.- ostrzegłem zanim zdążył włożyć papierosa do ust, jednak nic sobie z tego nie zrobił i zapalił. 
-A co Tom stąd wyleciał jak burza? Coś Ty mu zrobił?- spytał ciekawy.
-Bo mi rozkazuje ciągle, a ja będę robić to co mi się podoba.- warknąłem.
-Kurwa jaki z Ciebie buntownik się zrobił, wcześniej wszyscy mogli Ci nasrać na głowę i Ci to nie przeszkadzało, a teraz co?
-Oh daj mi spokój...- mruknąłem.
-Ej Misiek co Ty taki chujowy jakiś jesteś?- nim się spostrzegłem on już kończył papierosa i właśnie postanowił go zgasić w doniczce z kwiatem.
-To znaczy?- wyminąłem go i usiadłem na kanapie, a sam zaraz walnął się obok mnie.
-No kurwa taki...taki dziwny jesteś, że jak na Ciebie tak patrzę to mi się aż żal robi.- parsknąłem śmiechem.
-Smutny? Tego słowa szukałeś?
-No coś w ten deseń. To gadaj co tam się u Ciebie takiego dzieje.
-Saul Ty dobrze wiesz co się dzieje.- mruknąłem.
-No nie pierdol, że jeszcze beczysz za tą dziunią!- nie kurwa skaczę z radości, powiedziałem sobie w myślach.
-Nie mam ochoty o tym gadać...-powiedziałem na razie spokojnie.
-Ja wiem co Ci humor poprawi! Ruszaj ten swój królewski zad.- wstał i klepnął mnie w ramię.
-Ja Cię zaraz klepnę.- warknąłem patrząc na niego ostrzegawczo.
-Kurwa zluzuj bokserki nie. Dawaj pojedziemy do klubu się zabawić, tak jak kiedyś.- rzucił podekscytowany.
-Do klubu? A obudzę się w burdelu jak Axl?- zaczął się brechtać.
-Nie no Misiek Tobie bym tego nie zrobił.
-Mhm dobra, dobra. Ja Cię znam. Wolę z Tobą nie balować, bo to się może źle skończyć. Poza tym już siedemnasta, muszę jechać do Victorii.
-Co? Na chuja Ty do niej jedziesz?- spojrzał na mnie jak na debila.
-Z nadzieją, że w końcu ze mną porozmawia.
-Ej Ty, bo ja tutaj kurwa czegoś nie rozumiem. Ty do niej tak codziennie latasz, kwiatki wysyłasz, jakieś chuje muje, a ona ma na Ciebie wyjebane?- nie odpowiedziałem więc sam się domyślił.
-Ja pierdole, ale Ty jesteś pojebany.
-Dzięki.- mruknąłem- Więc Twoim zdaniem co powinienem zrobić? Jak taki mądry jesteś to mi powiedz, proszę bardzo.
-Ja Ci kurwa zaraz powiem co Ty masz zrobić. Weź znajdź se jakąś młodą dupę i pokaż się z nią publicznie. Twoja królowa jak was zobaczy w gazecie albo telewizji to spazmy dostanie i zaraz do Ciebie przyleci i zacznie błagać na kolanach, żebyś do niej wrócił.- chyba go coś boli.
-Mam w niej wzbudzić zazdrość?- podniosłem wysoko brwi.
-No tak!- powiedział jakby co najmniej dokonał jakiegoś odkrycia- Słuchaj ja się znam na laskach w przeciwieństwie do Ciebie i wiem co na nie działa.
-I myślisz, że na nią to podziała?
-Oczywiście.
-Głupi jesteś.- stwierdziłem po chwili- Nie będę jej zdradzał.
-Ale ona wcale nie musi wiedzieć, że bzykasz tą dupeczkę.- puścił mi oczko.
-Bzykać też nie mam zamiaru.
-Cipa z Ciebie, a nie facet.- walnąłem rękoma o kolana i podniosłem się.
-No i dobrze! Wolę być cipą, a nie tak jak Ty...- ugryzłem się w język w ostatniej chwili.
-Ale co Ty się wkurwiasz od razu? No ja wiem, że prawda boli, ale bez przesady.- ludzie zabierzcie go ode mnie błagam, bo zaraz komuś stanie się krzywda.
-Nie bądź takim sztywniakiem, ja nie wiem ile będziesz tu siedzieć i ryczeć w poduszkę? Przepraszam w jej ciuchy.- skąd on o tym wie? Skrzywiłem się- Pojedziemy do najlepszego klubu w LA, zabawisz się trochę, wyluzujesz, a nie siedzisz tu jak jakiś dziad i czekasz chuj wie na co.
-Nie dasz mi spokoju?- spytałem po chwili.
-Nie.- odchyliłem głowę wzdychając ciężko.
-Dobra...ale nie będę chlać ani tańczyć z pół nagimi laskami.- zaśmiał się i podszedł do mnie.
-To się jeszcze zobaczy.- puścił mi oczko, pokręciłem głową.
-Tylko weź Ty się kurwa ubierz jak człowiek błagam.- zmarszczyłem czoło i spojrzałem na swoją koszulkę z Myszką Miki.
-A teraz jak niby wyglądam?
-Jak debil.
-Wyglądam normalnie, nie wiem o co ci chodzi.- wzruszyłem ramionami.
-Jackson! Ile ja będę na Ciebie czekać?- w pokoju znowu pojawiła się moja kucharka, była wkurzona, nie dało się nie zauważyć.
-Ale ja nie jestem głodny...- niemalże wyszeptałem oczekując wybuchu z jej strony i nie myliłem się i tym razem.
-A co mnie to obchodzi?! Dla kogo ja to żarcie gotuje pół dnia?! Co Ty sobie wyobrażasz?! Albo zaczniesz normalnie jeść, albo będę Cię karmić!- zaczęła wymachiwać mi ścierą przed oczami. Spojrzałem wystraszony na przyjaciela.
-Dobra skarbie nie wydzieraj się tak bo nam kurwa bębenki popękają nie. Misiek idzie się przebrać, a ja zeżre za niego ten obiad. Może być? No to super.- powędrował do kuchni zacierając ręce, a Jess rzuciła mi swoje ostatnie, wściekłe spojrzenie i poszła za nim.
-Pierogi! Zajebiście.- usłyszałem zadowolony głos Slasha. Uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem się przyszykować. Nie zamierzałem się jakoś specjalnie stroić. Zmieniłem tylko ten T-shirt na koszulę i zarzuciłem na siebie marynarkę. Ogarnąłem trochę swoje potargane włosy i wrzuciłem do kieszeni telefon, portfel i ciemne okulary. Tak gotowy zszedłem na dół gdzie oparty o framugę czekał na mnie Slash, a obok niego...z założonymi rękami Jessica. Oho zaraz będzie kazanie - pomyślałem.
-Idziemy?- rzuciłem do przyjaciela.
-Stój.- odezwała się kiedy już miałem już nacisnąć na klamkę, westchnąłem. Spojrzałem na nią pytająco.
-Nie nachlej się tylko jak świnia.- zaczęła poprawiać mi koszulę, jak jakiemuś dziecku i jeszcze zapięła mi ją po samą szyję- I żadnych dziwek.- pogroziła mi palcem.
-To się jeszcze zobaczy.- trzepnęła mnie w łeb, a Slash ryknął śmiechem.
-Ała...- jęknąłem.
-Moja krew!- spojrzała na niego i od razu się zamknął.
-Michael ja mówię poważnie, nie rób głupstw i nie wracaj nad ranem.- spojrzała na mnie tak...z troską.
-Dobrze mamo.- uśmiechnąłem się pod nosem.
Zabraliśmy się w końcu do wyjścia. Wsiedliśmy do samochodu Slasha, tak na marginesie zastanawiałem się kto będzie z powrotem prowadził. Pewnie ja, jakoś nie zamierzałem pić, za to oczami wyobraźni widziałem już jak zbieram pijanego Hudsona z parkietu, zawsze tak jest. Jechaliśmy w ciszy, wzrok wbiłem w widoki za oknem. Droga nie zajęła nam dużo czasu, tak jak Saul obiecał pojechaliśmy do najlepszego klubu w LA. Można powiedzieć, że jest dla vip-ów. Dlatego też nie musiałem się kamuflować, przychodziły tam sławne osoby albo po prostu bogate. Jak to powiedział mój przyjaciel „ful wypas”. Słyszałem nawet, że wieczorami jest tam striptiz, a za klubem znajduję się hotel chyba nie muszę mówić po co. Panie pracujące tam spełniają nie tylko rolę kelnerek i tancerek. Miałem tylko nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna, w końcu będzie tam ciemno. Slash zatrzymał samochód, wyprostowałem się i spojrzałem przed siebie. Natychmiast oślepił mnie neonowy napis „Power House”.
-A Ty co masz taką minę jakbyś na ścięcie szedł?- przyjaciel szturchnął mnie w ramię.
-Bo jakoś czarno to widzę.- powiedziałem odpinając pas.
-E tam przestań pierdolić i zabaw się w końcu!- jego standardowa gadka. Założyłem tylko okulary i ruszyliśmy w stronę wejścia. Stało tam dwóch ochroniarzy, Slash się z nimi przywitał i weszliśmy bez problemu. Od razu uderzył mnie smród papierosów i głośna muzyka.
-O patrz Kevin tam stoi!- zaczął do kogoś machać- Ooo z laseczkami jest, chodź Mike poznam Cię. Wyrwiesz jakąś lalunię to od razu Ci się humor poprawi.
-Nie mam ochoty...idź sam.- zatrzymałem się.
-Kurwa no weź nie bądź taki dzikus! Mówię Ci weź się za tą blondynę, gapi się na Ciebie.
-Wiesz...większość ludzi tutaj się na mnie gapi.- zwróciłem mu uwagę co było prawdą. Rozejrzałem się dookoła. Niby przyzwyczajeni do celebrytów, a niektóre kobiety to mnie chyba zaraz zeżrą wzrokiem.
-No i powinieneś to wykorzystać! Oj chodź będzie fajnie.
-Saul nie mam ochoty, odpuść. Będę przy barze.- i odszedłem. Na moje nieszczęście za barem nie spotkałem faceta, tylko kobietę. Czy tutaj tylko one pracują? Niby miałem nie pić, ale przecież nie będę siedział jak ten kołek.
-Whiskey poproszę.- zwróciłem się do barmanki, na marginesie była nawet ładna i mogła mieć nie więcej niż 25 lat. Brunetka zmierzyła mnie tylko wzrokiem uśmiechając się tak...nie wiem jak to nazwać, a po chwili postawiła przede mną szklaneczkę z bursztynowym napojem.
-Możesz ściągnąć okulary i tak wszyscy Cię już rozpoznali Michael.- otworzyłem szerzej oczy, no proszę jaka otwarta obsługa. Zaśmiałem się.
-W okularach czuję się pewniej.- wziąłem spory łyk alkoholu.
-Masz za ładne oczy, żeby je zakrywać.- powiedziała jakby mówiła najbardziej oczywistą rzecz na świecie. Oho już się zaczyna, zmrużyłem oczy przyglądając się jej. W sumie nie wyglądała jakby chciała mnie poderwać. Nie wiem, może to fanka? Bo raczej znikąd jej nie kojarzyłem.
-Dziękuję.- mruknąłem, ale okularów nie ściągnąłem. Obserwowałem ją i tak nie miałem nic innego do roboty.
-Za takie rzeczy się nie dziękuję.- uśmiechnęła się i odeszła gdzieś. Całkiem miła dziewczyna. Spojrzałem na swoją prawie pustą szklankę. Zacząłem się zastanawiać co teraz robi Victoria...Czy chodzi już do pracy, czy dostała moje kwiaty, może tym razem by mnie wysłuchała? Wpuściła do mieszkania? Już nie miałem pojęcia jak to wszystko naprawić. Przetarłem twarz dłońmi i zamówiłem tym razem setkę. I tak mijały kolejne godziny. Slash szalał z jakimiś dziewczynami na parkiecie, a ja siedziałem przy barze i rozmawiałem ze Stacy, tak miała na imię ta barmanka. Piłem coraz więcej i czułem jak alkohol buzuje mi w żyłach. Czułem jak cały się rozluźniam. Dosiadła się do mnie nawet jedna dziewczyna, kobietą jej nazwać nie mogłem, bo pomimo dużej ilości makijażu wyglądała bardzo młodo, ale nie chciałem wtedy o tym myśleć. Jakoś nie miałem nic przeciwko temu. Wszystko było już mi obojętne. Wiedziała kim jestem i nie ukrywała radości z tego powodu. Zacząłem z nią flirtować. Mimo, że gdzieś przeszło mi przez myśl, że to może się źle skończyć, odłożyłem to na bok. Nie myślałem o tym. Miałem się zabawić? To właśnie się bawiłem.
-I jak Michael zabierzesz mnie do swojej Nibylandii?- spytała kładąc dłoń na moim udzie, nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie. Zlustrowałem ją wzrokiem oblizując wargi po czym wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Wyzywająco ubrana to za mało powiedziane, miała na sobie małą czarną z głębokim dekoltem, który miałem niemalże przed nosem.
-Oczywiście kotku, zabiorę Cię wszędzie.- i jaki otwarty się zrobiłem. Nieudolnie próbowałem ściągnąć marynarkę, ale zbytnio mi to nie wychodziło. Za to moja towarzyszka od razu ruszyła z pomocą.
-Ja Ci pomogę.- uśmiechnęła się słodko i ściągnęła ze mnie część garderoby. Przytrzymałem jej ręce i spojrzałem w oczy. Alkohol nieźle uderzył mi do głowy, bo przez głowę zaczęły przelatywać mi różne, dziwne obrazy z udziałem tej dziewczyny. Pewnie bym ją pocałował, gdyby nie Stacy sprowadziła mnie na ziemię.
-Kochaniutka, a Ty nie masz lekcji do odrobienia?- odsunęliśmy się od siebie.
-Nie wiem o co ci chodzi...
-Spadaj stąd gówniaro zanim zadzwonię po Twoją matkę.- powiedziała już bardziej dosadnie, nie odzywałem się. Dziewczyna przeklęła pod nosem i przeniosła wzrok na mnie.
-Sorry Romeo muszę spadać, ale miło było.- cmoknęła mnie niespodziewanie w usta, zabrała swoją skórzaną kurtkę i po prostu sobie poszła. Wychyliłem się lekko za nią, ale od razu zniknęła w tłumie ludzi.
-Super...Żadna mnie już nie chce. Polej mi, bo na trzeźwo tego nie zniosę.- powiedziałem do brunetki, ale ta tylko patrzyła na mnie zabijając swoim wzrokiem.
-No co?
-Jajco, Ty wiesz ile ta małolata ma lat?
-A Ty co znasz ją?
-Tak znam...jest z mojego osiedla. Wredna, pyskata i sprawia same kłopoty, lepiej trzymać się od niej z daleka.
-Co mi taka gówniara może zrobić?- prychnąłem pod nosem i chlustem opróżniłem kolejny kieliszek, który mi podała.
-A chociażby zaciągnąć Cię do łóżka i naciągnąć na dzieciaka.
-Pfff przestań.- machnąłem ręką.
-Co przestań? Wyglądałeś jakbyś miał ją tu zaraz przelecieć na tym barze. I to jeszcze takie dziecko, 16 lat. Wstydziłbyś się.- wywaliłem na nią oczy.
-I...ile?- byłem w szoku.
-A tyle.- warknęła i zabrała się za wycieranie szklanek. Złapałem się za głowę. Czułem jak coraz bardziej alkohol uderza mi do głowy. Resztę pamiętam już jak przez mgłę, tym bardziej, że nie przestawałem wlewać w siebie wódki. Usłyszałem nawet głos Victorii...a może mi się tylko wydawało? 
*********
Kiedy około trzynastej wróciłyśmy z Sydney z lunchu do biura, zastała mnie nie zbyt miła niespodzianka.
-To chodź, od razu dam Ci te dokumenty, powinnam mieć je na biurku.- powiedziałam do sekretarki wchodząc do swojego gabinetu. Stanęłam przed tym biurkiem i w oczy od razu rzuciła mi się pewna rzecz. Kiedy stąd wychodziłam nie było tu żadnej gazety. Chwyciłam ten magazyn do ręki i...wszystko było by okej gdyby nie to co tam się znajdowało. „Królowa i Król Pop'u znów razem!”, od razu wywaliłam oczy.
A kiedy zobaczyłam ich wspólne zdjęcie...myślałam, że szlak mnie jasny trafi. Ta tleniona lafirynda lepiła się do MOJEGO FACETA! Trzymali się za rączki jak jakaś zakochana para! Nie wspominając o tym jacy byli z tego zadowoleni!
-Vicki...wszystko okej?- ocknęłam się dopiero na głos Sydney. Przeniosłam swój wzrok na nią, a po chwili znowu na tą gazetę.
-Ty to tu przyniosłaś?!- wydarłam się na nią, machając jej tym przed oczami.
-Co...? Przecież cały czas byłam z Tobą...-powiedziała cicho jakby się mnie wystraszyła. No tak...Zastanowiłam się na chwilę i prychnęłam pod nosem. Tylko jedna osoba tutaj mnie nie lubi, przynajmniej z tego co wiem i to z wzajemnością. Kimberly...
-Mogę się dowiedzieć kto to tutaj przyniósł.- podleciała do mnie, a ja opadłam z bezsilnością na fotel.
-Nie musisz, wiem kto to.
-Kto?- spytała zaciekawiona.
-Wracaj do pracy, zaraz przyniosę Ci te papiery.- pokiwała głową na znak, że rozumie i po chwili wyszła. Lubiłam ją, ale czasami była za bardzo wścibska.
Mój wzrok ciągle przykuwała ta cholerna gazeta, ciekawość jednak wzięła górę i po chwili odnalazłam stronę na której był artykuł o NICH. 
 
Ponoć stara miłość nie rdzewieje. Czy tak jest i tym razem? Wszyscy wiemy jakie gorące uczucie łączyło jeszcze dwa lata temu Madonnę i Michaela Jacksona. Wiemy również, że piosenkarza nie dawno rzuciła dziewczyna zrywając tym samym zaręczyny z nim. Jak widać panna Lancaster postanowiła zabawić się kosztem artysty. Pokazywała się publicznie i korzystała z wszelkich luksusów jakie zapewniał jej Jackson, aż do momentu kiedy to jej się znudził i rzuciła go w kąt jak zużytą zabawkę. Ciekawe z iloma celebrytami już tak postąpiła. Nie mniej jednak sam Michael Jackson również ma wiele za uszami. To właśnie przez jego notoryczne zdrady rozpadł się jego związek z Madonną. W ubiegłą sobotę jednak była para pokazała się na gali rozdania Oscarów, wyglądali zjawiskowo jak zawsze, ale dostrzegliśmy również coś. Byli niezwykle zadowoleni ze swojego towarzystwa, trzymali się za ręce i ciągle się uśmiechali. Czy to oznacza, że ich drogi znów się skrzyżowały? A może to tylko zmylenie mediów i chęć zrobienia szumu wokół siebie? Dobrze wiemy jakimi kontrowersyjnymi artystami są Królowa i Król Pop'u', możemy spodziewać się naprawdę wszystkiego.”

Przestałam czytać. Obrzuciłam tylko ich zdjęcie wściekłym spojrzeniem i podarłam tą gazetę, a potem wywaliłam do kosza. Podeszłam do okna. To już nawet nie chodziło o to co napisali o mnie, miałam to gdzieś. Chodziło tylko i wyłącznie o Michaela. I jeszcze jak słyszę „Królowa Pop'u” to mną normalnie trzepie, Królową to ona jest, ale skandalu. Musiałam sobie na nią poprzeklinać w myślach, żeby mi jakoś ulżyło.
On mnie kocha tak? Tak mnie kocha, że spotyka się z tą wiedźmą?! W środku mnie po prostu nosiło, musiałam się jakoś uspokoić, ale to nie było łatwe. No co ja miałam sobie pomyśleć? Michael ciągle do mnie dzwoni, wypisuje, przychodzi pod dom, wysyła kwiaty, ale po co skoro za moimi plecami spotyka się z NIĄ? Myślał, że to się nie wyda? I ja mam mu wybaczyć i zaufać, po czymś takim? Cholernie za nim tęskniłam przez ostatni czas, nie spałam nocami, mało jadłam, nie wychodziłam z domu, czułam się jak zombie. Nie umiem bez niego żyć, to mnie zabija. Chciałam mu wybaczyć, odpuścić w końcu, bo widziałam że żałuje i bardzo się stara. Ale po tym co zobaczyłam...to już koniec. Przekreślił wszystko, ja już nie widzę żadnej szansy na odbudowanie tego co było. Żadnego światełka. Nic. Jak on może mówić mi prosto w oczy, że mnie kocha, że jestem tą jedyną i to się nigdy nie zmieni, a zaraz potem spotykać się z Madonną? Jak on może mi to robić? Pewnie to trwa już od dawna, a ja głupia niczego nie zauważyłam. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, ostatnia wypłakana przez niego...Przed oczami ciągle miałam ich obraz, tacy szczęśliwi...Nikt nigdy nie sprawił mi takiego bólu, a mimo to nadal go kochałam, to było nie do zniesienia. Postanowiłam jednak odłożyć te wszystkie myśli na bok i ogarnąć się, w końcu byłam w pracy. Tutaj nie mogłam sobie pozwolić na chwilę słabości. Zajęłam się swoimi obowiązkami, co było cholernie trudne, ale tylko w ten sposób chociaż na chwilę mogłam zapomnieć o NIM.
Tak więc kolejne godziny spędziłam na robieniu kosztorysów – to w tym zawodzie jest najgorsze, nienawidziłam tego. Tym bardziej, że matematyka nigdy nie była moją mocną stroną. W firmie zostałam do wieczora jako jedyna, przynajmniej tak mi się wydawało. Zresztą nie miałam ochoty wracać do domu i psuć wszystkim humoru. Nina i Stefano i tak mają już wystarczająco problemów przeze mnie. Jakby tego było mało, moja przyjaciółka za trzy miesiące rodzi, a ja dalej siedzę im na głowie. Ale dokąd mam pójść? Kiedy wyprowadziłam się do Michaela, wynajęłam swoje mieszkanie młodej parze z dzieckiem. Alex też miała męża i córkę, więc pierwsza na myśl przyszła mi wtedy Nina. Ale chyba czas w końcu to zmienić. Nie wiem...może wynajmę coś w następnym tygodniu, a jak będzie trzeba to przeniosę się do hotelu. Nie miałam innego pomysłu. Spojrzałam zegar wiszący na ścianie i mocno się zdziwiłam kiedy zobaczyłam że wybiła już 21. Nieźle się wkręciłam w te kosztorysy. Wyłączyłam laptopa, a wszystkie papiery schowałam do teczek i segregatorów. Westchnęłam odchylając głowę do tyłu i ułożyłam bolące stopy na biurku. W tym momencie ktoś zapukał cicho w drzwi. Otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie.
-Nie przeszkadzam?- spytał z uśmiechem Grayson wchodząc w głąb pomieszczenia. Natychmiast ściągnęłam nogi ze stołu i wyprostowałam się. Kim jest Grayson? Od niedawna tutaj pracuje i zajmuje aktualnie moje poprzednie stanowisko. Znamy się ze studiów. Można powiedzieć, że był takim moim dobrym kumplem. Niestety kiedy skończyliśmy szkołę nasze drogi się rozeszły i straciliśmy kontakt, tak jak z większością osób, z którymi się uczyłam. Jakieś dwa miesiące temu zobaczyłam jego CV na biurku szefa. Miło się zaskoczyłam i postanowiłam załatwić mu tą pracę, chociaż myślę, że i bez mojej pomocy by ją tutaj dostał. Miał świetne referencje.
-Nie.- odwzajemniłam uśmiech- Myślałam, że jestem tutaj sama.- podszedł do mnie bliżej, dopiero wtedy zauważyłam, że ma na sobie kurtkę więc pewnie zaraz wychodzi.
-Widzisz, nie tylko Ty lubisz zostawać po godzinach.- taaaak uwielbiam. Zaśmiałam się.
-Bardziej chciałam zająć czymś głowę.- pokiwał głową, a ja zaczęłam się zbierać.
-Wiesz tak sobie pomyślałem...- kiedy wkładałam notes do torebki, zamachnęłam się i mój telefon spadł na podłogę, całe szczęście na dywan. Oboje w tym samym czasie schyliliśmy się po niego, Grayson przez przypadek dotknął mojej dłoni, wtedy spojrzałam w jego oczy i stwierdziłam, że jesteśmy zbyt blisko siebie...Kucaliśmy tak w kompletnym bezruchu i patrzyliśmy się na siebie. Był bardzo przystojnym mężczyzną, ale nie tak jak Michael, jemu nikt nie dorówna. Jakby na myśl o NIM natychmiast się ocknęłam.
-Eghem...co sobie pomyślałeś?- wstałam nagle z klęczek zabierając szybko telefon, na który przelotnie spojrzałam. Widniało na nim 20 połączeń nieodebranych i 10 sms-ów . Boże...nie odpuści – pomyślałam.
-Może wybralibyśmy się na drinka? Chyba nie jest za późno? Odreagujesz dzisiejszy dzień, widzę, że nie był dla Ciebie zbyt dobry.- jaki on spostrzegawczy. Uśmiechnęłam się.
-Wiesz bardzo chętnie, ale może innym razem. Jestem...- przerwał mi.
-Tak wiem, zmęczona.- eh pewnie pomyślał, że chcę go spławić.
-To nie tak...Naprawdę jestem zmęczona i nie mam zbytnio nastroju, a nie chcę psuć go i Tobie.- wyjaśniłam najdelikatniej jak potrafiłam.
-Nie jesteś w stanie zepsuć mi humoru.- uśmiechnął się siadając na moim biurku, odwzajemniłam go, dalej kręcąc się po swoim gabinecie- Ale niech będzie, że tym razem Ci odpuszczę. Może chociaż dasz odwieźć się do domu?- miałam ochotę się przejść...ale nie umiałam mu znowu odmówić. Rano przyjechałam taksówką, bo przecież mój samochód dalej był u Michaela, a jakoś nie uśmiechało mi się tam w najbliższym czasie wracać.
-Nie chcę Ci robić kłopotu.- próbowałam się jeszcze jakoś grzecznie wymigać.
-Victoria to żaden kłopot, daj spokój.- zapewnił od razu.
-Skoro tak mówisz.- uśmiechnęłam się delikatnie i założyłam swój płaszcz.
-Możemy iść.- powiedziałam kiedy byłam już gotowa. Szybko opuściliśmy wieżowiec i znaleźliśmy się przy samochodzie, stanęłam przy nim jak jakaś idiotka czekając...No właśnie, na co czekałam? Czekałam aż mój towarzysz otworzy mi drzwi, to może wydać się śmiesznie, albo ktoś może pomyśleć, że zachowuje się jak jakaś damulka, ale to po prostu zwykłe przyzwyczajenie. Michael zawsze otwierał mi drzwi, nawet do durnego samochodu, kiedy mówiłam mu, że mogę to zrobić sama, bo mam ręce, odpowiadał wtedy:
-I co z tego? Ale ja Cię kocham i do końca życia będę otwierał Ci drzwi, odsuwał krzesło i przepuszczał w przejściu.- uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
-Vicki wszystko w porządku?- spytał Grayson widząc moje „zawieszenie”. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na niego.
-Eee tak, tak. Przepraszam po prostu...coś mi się przypomniało.- wsiedliśmy do środka.
-Od jakiegoś czasu wydajesz się być...-włożył kluczyki do stacyjki i ruszyliśmy z parkingu.
-Jaka?- podchwyciłam zapinając pas.
-Zamyślona, smutna, taka bez życia. Coś się dzieje? Wiesz ja nie chcę być wścibski, ale znamy się szmat czasu i mi możesz powiedzieć. Może jakoś Ci pomogę.
-Myślę, że Ty dobrze wiesz co się dzieje, wszyscy wiedzą, a media dalej huczą.- odwróciłam twarz w stronę ona.
-Więc chodzi o Michaela?
-Tak.- nie chciałam ciągnąć tego tematu, w ogóle nie miałam ochoty o tym rozmawiać. Zapadła cisza, chyba zrozumiał, że nie chciałam żadnych dyskusji na jego temat.
-Może jednak mogę coś dla Ciebie zrobić, jakoś pomóc?- chyba jednak nie zrozumiał...
-Dziękuję Ci naprawdę, ale tutaj już nic nie da się zrobić.-powiedziałam bardzo cicho wpatrzona w swoje dłonie.
-Rozumiem.- w jego spojrzeniu dostrzegłam głębokie współczucie. Jakby co najmniej było mu przykro z powodu utraty przeze mnie bliskiej osoby, nie wątpliwie tak było. Owszem Michael żyje, ale ja go straciłam. A to jest jeszcze gorsze, bo muszę nauczyć się żyć obok niego. To będzie bardzo trudne.
-W następny piątek organizuję domówkę. Miałabyś ochotę wpaść?-mój kolega chyba widząc mój nastrój choć w małym stopniu postanowił mi go poprawić. Czy miałam ochotę iść na imprezę? Nie za bardzo...Wolałam zamknąć się w domu na cztery spusty, potem zakopać się w pościeli, z kubłem lodów i dobrym filmem. Na nic innego nie miałam ochoty, ale z drugiej strony...miałam znowu mu odmówić? Dosyć długo zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale w końcu podjęłam decyzję.
-Z miłą chęcią przyjdę.- starałam się by to brzmiało dość przekonująco i chyba mi się udało, bo od razu się uśmiechnął.
-Wspaniale. Zaprosiłem wszystkich z firmy, no prawie.- zaśmiał się pod nosem, spojrzałam na niego.
-Jak to prawie?
-Oprócz Kim.- niezmiernie ucieszyło mnie, że nie będę musiała jej tam oglądać.
-A to dlaczego?- mimo wszystko byłam ciekawa powodu, dla którego jej nie zaprosił.
-Jest przemądrzała, niemiła i przystawia się do mnie.- zaśmiałam się głośno zwłaszcza na ostatnie słowa.
-Powinieneś się cieszyć, że masz powodzenie.
-Może, ale nie lubię TAKICH kobiet.
-A jakie lubisz?- podchwyciłam.
-Takie jak Ty.- zerknął na mnie, nigdy nie owijał w bawełnę, to w nim uwielbiałam. Mimo, że jego odpowiedź nieco zbiła mnie z tropu nie dałam po sobie tego poznać. Postanowiłam nie brać tego na serio i znowu skomentowałam to śmiechem.
Zauważyłam, że w końcu dojechaliśmy pod dom Niny. Grayson zatrzymał samochód i spojrzał na mnie.
-Dziękuję za podwózkę.
-Dla Ciebie wszystko.- uśmiechnęłam się- Jeśli chcesz mogę przyjechać po Ciebie w poniedziałek rano, pojedziemy razem do pracy.
-Nie chcę Ci robić kłopotu naprawdę...- pokręciłam głową.
-Ależ to żaden kłopot. Mam po drodze.- znowu posłał mi uśmiech. W ogóle ciągle się uśmiechał. Jak Michael...Boże znowu ON. Ciągle siedział mi w głowie i na każdym kroku coś mi go przypominało, to było już naprawdę męczące.
-Skoro tak mówisz, to nie będę się upierać.
-Wspaniale, zatem przyjadę o 8, może być?
-Tak i jeszcze raz dziękuję...za wszystko.
-Naprawdę nie ma za co.- dotknął mojej dłoni, co mnie trochę zdziwiło...No dobra, trochę bardzo, ale nie skomentowałam tego.
-Dobranoc Grayson.
-Dobranoc Victorio.- ostatni raz wymieniliśmy się spojrzeniami i wysiadłam z samochodu. Ruszyłam w stronę domu i w tym momencie zadzwonił mój telefon. Kto to mógł być o tej godzinie? Spojrzałam na wyświetlacz, no tak Michael Jackson we własnej osobie. Automatycznie przypomniał mi się ten cholerny artykuł i od razu odechciało mi się odbierania. Więc zignorowałam ten telefon, a z torebki wyciągnęłam klucze, którymi próbowałam trafić do zamka, ale dźwięk komórki chyba zbyt bardzo mnie rozpraszał.
-Noż cholera jasna!- tupnęłam nogą, wzięłam to irytujące urządzenie do ręki i zamiast nacisnąć czerwoną słuchawkę nacisnęłam tą zieloną. TO BYŁO NIECHCĄCY. Nie musiałam przykładać telefonu do ucha, żeby usłyszeć te krzyki, a raczej ryki...
-Vicki....Vickuś..ko...kochnieee..ja pierdole...prosz..od...odezwij się do m...mnie..- rozpoznałam jego głos od razu, w ogóle ledwo go rozumiałam. Nie wiedziałam co ja mam teraz zrobić, rozłączyć się czy...odezwać?
-Jeśli mnieee..ah odezwij się..bo ja się zabije...i...inaczej i nie żartuje.- byłam pewna, że jest pijany jak świnia, jego przekręcanie wyrazów w piosenkach było niczym w porównaniu do TEGO. Słyszałam też jakieś hałasy i głośną muzykę.
-Michael gdzie Ty jesteś?- mimo wszystko martwiłam się o niego...
-Nie wiem...- jęknął. Dotknęłam czoła.
-Skup się, jeśli mi powiesz to przyjadę po Ciebie.- palnęłam pierwsze co mi przyszło do głowy i chyba podziałało, bo od razu odłożył telefon nie rozłączając się i chyba kogoś się spytał, ale nie zrozumiałam za bardzo, strasznie bełkotał. Za to odpowiedź pewnej pani jak wywnioskowałam po głosie, zrozumiałam aż za dobrze.
-Power House kotku.- usłyszałam przesłodzony głos jakiejś pindy. KOTKU? Kto to w ogóle był?! Znowu poczułam jak zalewa mnie fala złości, ale nie było co się teraz na niego wydzierać, bo i tak by nie zrozumiał.
-Nie ruszaj się stamtąd.- warknęłam i rozłączyłam się. Weszłam w końcu do domu. Zabrałam tylko klucze z komody do samochodu Niny i jak najciszej potrafiłam opuściłam go. Oczywiście, że wiedziałam gdzie jechać. Kto nie zna tego klubu? Najdroższy i najlepszy w LA, głównie przebywały tam gwiazdy, których było stać na takie przyjemnostki. Jak byłeś Michaelem Jacksonem to wejściówkę tam miałeś za darmo. A właśnie Michael...Już nawet zapomniałam o tym artykule i o tym, że pewnie jest tam z jakąś babą, nie myślałam już o tym. Teraz liczył się tylko on. Musiałam go stamtąd jak najszybciej wyciągnąć. Martwiłam się o niego mimo wszystko. Bałam się co ujrzę na miejscu. Wpadłam do tego samochodu i ruszyłam dając gazu. Jechałam naprawdę bardzo szybko, nie przejmowałam się znakami, policją ani niczym innym, w głowie miałam już tylko JEGO.
*******
No i jak? :D Matko myślałam, że nie skończę już tego rozdziału taki długaśny xD Aż 13 stron zapisałam. Ogólnie to w tym rozdziale miało się coś wydarzyć, na końcu, ale jak zobaczyłam ile już tego jest to zwątpiłam i stwierdziłam, że jak jeszcze dopiszę ze cztery strony to będzie zdecydowanie za dużo. Nie chciałam żeby mi jakiś zapychacz wyszedł (chociaż i tak pewnie wyszedł). Zawsze sobie zaplanuje co i ile ma być, a na końcu i tak wychodzi zupełnie inaczej i zwykle dwa razy dłuższe xD Dzisiaj pojawiła się nowa postać, a mianowicie Grayson (kocham to imię xD) co o nim myślicie? Bo mi się tak spodobał, że chyba na jakiś czas go tutaj zostawię xD A co myślicie o Michaelu i Madonnie? Ja mówiłam, że ona tu jeszcze namiesza i to nie raz xD Piszcie wszystko co Wam do głowy przychodzi, jakieś pytania nwm, odpowiem na wszystko!
Pozdrawiam :)

3 lutego 2017

Rozdział 31. Don't walk away.

Witam! ♥ ♥ ♥
Znów przychodzę do Was po długim czasie nieobecności, które było spowodowane paroma rzeczami, ale jakbym miała tu to wszystko napisać to wyszłaby z tego książka, a poza tym nie jesteście moją grupą wsparcia no nie xD Otóż koniec Starego roku, Sylwester i Nowy rok to były chyba najgorsze okresy w moim życiu, do tego dochodził zapierdol w szkole, na marginesie dalej się zastanawiam co ja robię na tym kierunku XD Ale mniejsza o to, ważne jest chyba to, że przychodzę do Was z nową energią i mam nadzieję, że zostanie ona ze mną na stałe. Chcę żebyście naprawdę mnie zrozumieli...okres, w którym nie wstawiałam tu nic na bloga był dla mnie tak trudny, że po prostu nie byłam w stanie nawet myśleć o jakimkolwiek pisaniu. Nie robiłam wtedy nic, dosłownie, no oprócz kłócenia się minimum pięć razy na dzień, użalania się nad sobą i olewania wszystkiego. Wiele razy miałam myśli, żeby rzucić ten blog w cholerę, ale tego tym bardziej nie potrafię zrobić. Wtedy byłabym największą idiotką na tym świecie, nie mogę odebrać sobie chyba jednej z niewielu, naprawdę niewielu rzeczy, które sprawiają mi radość. Myślę, że to co ostatnio się u mnie działo też po części na mnie dobrze wpłynęło, bo zrozumiałam to i owo i staram się zmienić pewne rzeczy w sobie. Chcę się w końcu ogarnąć z pewnymi sprawami i na razie do tego wszystkiego dążę. Mam nadzieję, ze znajdzie się tu kilka osób, które jeszcze czytają te moje wypociny :) Co do dzisiejszego rozdziału to powiem tylko tyle, że jest po prostu ponury jak ja ostatnimi czasy i jakiś czas tutaj nie będzie kolorowo, ale dobra nie spoileruje już XD
Zapraszam do czytania i komentowania :)
*****
Zapatrzona w okno, ukradkiem wycierałam łzy, aby obejść się od zbędnych pytań taksówkarza, który i tak widząc mnie chciał zdzwonić po karetkę, bo myślał, że coś mi się stało. Aż tak tragicznie wyglądam? Tak stało się i to coś poważnego, czuję się pusta w środku. To już chyba koniec wszystkiego…

-Proszę Pani…Jesteśmy na miejscu.- z głębokich rozmyślań wyrwał mnie głos starszego mężczyzny siedzącego za kierownicą. Wzięłam głęboki wdech i wyprostowałam się. Drżącymi dłońmi sięgnęłam po portfel, z którego wyciągnęłam 50 dolarów. Zapłaciłam taksówkarzowi i już chciałam wysiąść kiedy mnie zatrzymał.
-Może pomogę Pani z tą walizką?- spojrzałam na niego.
-Nie dziękuję, poradzę sobie.- zarzuciłam na głowę kaptur i założyłam ciemne okulary. Nie chciałam być na pierwszej stronie jakiegoś szmatławca z napisem „Narzeczona Jacksona wyczyściła konto piosenkarza, a teraz ucieka i spokojnie gra zranioną i zdradzoną kobietę” pewnie coś w tym stylu właśnie by napisali, nie chcę żadnej sensacji. Zabrałam mój niewielki „bagaż” ze sobą i chwilę potem stałam pod drzwiami domu mojej przyjaciółki. Nie musiałam długo czekać, a ujrzałam przed sobą twarz uśmiechniętego Stefano.
-Witaj…- spuściłam głowę gdy tylko go zobaczyłam, nie chciałam żeby mnie oglądał w takim stanie…
-Victoria?- chyba jednak nie do końca mnie poznał.
-Tak to ja. Jest Nina?- mówiłam bardzo cicho.
-Tak…oczywiście, wejdź do środka.- zrobił mi miejsce żebym spokojnie weszła i oczywiście zabrał moją walizkę.
-Kto to do jasnej cholery o tej porze?- usłyszałam głos przyjaciółki, która schodziła po schodach i wpadła wkurzona do korytarza w szlafroku. Ściągnęłam okulary i bluzę, kiedy mnie zobaczyła zatrzymała się i zmierzyła mnie wzrokiem, po czym powiedziała:
-Komu mam wpierdolić?- normalnie na te słowa bym się zaśmiała, ale nie w tej sytuacji…Nie byłam w stanie jednak powstrzymać swoich emocji, podleciałam do niej i wybuchłam głośnym płaczem. Wpadłam w jej ramiona i ściskałam mocno jakbym się bała, że zaraz mnie opuści. Emocje puściły, zaczęłam krzyczeć, szlochać, nawet przeklinać...Dostałam jakiś pieprzonych drgawek, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale z boku na pewno wyglądałam jakbym dopiero co wyszła z zakładu psychiatrycznego...Nina chyba była tak przerażona moim zachowaniem, że nie odezwała się ani słowem, bała się zrobić cokolwiek. W końcu odsunęła się delikatnie ode mnie, zabrała moje włosy z twarzy i zwróciła się do swojego chłopaka, który cała czas stał z nami w korytarzu i nie wiedział chyba co ze sobą zrobić.
-Stef...idź na górę.- pokiwał głową w odpowiedzi i zostawił nas same. Wtedy ja dostałam kolejnego napadu płaczu.
-Nienawidzę go rozumiesz?! Nie chcę go znać, ani o nim słyszeć! Po...powiedział, że jestem dziwką...- to słowo ledwo przeszło mi przez gardło.- Przecież ja...ja go kocham...i nigdy bym mu tego nie zrobiła...za bardzo kocham tego gnojka!- po minie Niny można było wywnioskować, że mówiłam mało zrozumiale i wyraźnie, ale jedno wiedziała na pewno...o kim mówię.
-Skarbie...uspokój się...idź do salonu, a ja zrobię Ci herbaty na uspokojenie.- zaczęłam kręcić głową.
-Nie chcę żadnej herbaty...niczego nie potrzebuję.- ruszyłam w stronę salonu i usiadłam na kanapie zakrywając twarz dłońmi. Siedziałam tak chwilę dopóki poczułam jak Nina siada obok mnie. Dotknęła mojego ramienia, spojrzałam na nią.
-Masz, pij.- podała mi szklankę z jakąś przezroczystą substancją. Spojrzałam na nią nieufnie.
-No pij żesz to.- tak jak mi kazała, jednym duszkiem wypiłam zawartość szklanki od razu się po tym krzywiąc.
-Boże to wódka, ohyda...
-A kiedy wódka była dobra? Powinnaś się poczuć trochę lepiej, a teraz opowiadaj.- westchnęłam.
********
Gapiłem się tempo w drzwi, przez które przed chwilą wyszła Victoria...Upadłem na kolana i ukryłem twarz w dłoniach. Wszystkie jej słowa uderzały we mnie ze zdwojoną siłą, w głowie miałem tylko „próbował mnie zgwałcić...” więc dlaczego tak zareagowałem? Wchodząc do sypialni przed oczami pojawiła mi się bardzo podobna sytuacja, mająca miejsce dwa lata temu, której do końca życia nie zapomnę. Tamta noc zniszczyła mi wiele i czuję że ta również może...Nie powinienem był tak reagować, ale...czułem dokładnie to samo co wtedy, jakby moje serce ktoś rozerwał na strzępy. To wszystko wyglądało tak samo, mój brat z kobietą, którą kochałem nad życie, tyle że tym razem się myliłem i to ja wszystko zniszczyłem...Przecież od razu powinienem się domyślić, że to on się na nią rzucił. Nie raz się do niej wdzięczył i gadał zboczone rzeczy na jej temat. Jakby tego było jeszcze mało nazwałem ją dziwką. Jak mogłem? Jak mogłem być takim idiotą? Chwyciłem szybko swój telefon i wybrałem jej numer. Chyba liczyłem na cud...Na początku nie odbierała, potem odrzucała każde kolejne połączenie. Po godzinnym wydzwanianiu do niej zrezygnowałem...Z całej siły rzuciłem komórką o ścianę.
-Znowu wszystko spierdoliłem!- w akcie kompletnej rozpaczy zacząłem się drzeć do ściany, ale najchętniej walnąłbym w nią głową z kilka razy. Boże dlaczego muszę wszystko niszczyć? Za każdym razem...kiedy jest dobrze, jestem szczęśliwy muszę wszystko zepsuć chyba nie byłbym sobą gdybym tego nie robił. Czułem się ohydnie, jak ostatni dupek, którym chyba jednak jestem...Nic już się nie ułoży, ona mi nie wybaczy ZNOWU. Nie pierwszy raz odwalam jakąś akcję. Ja nie nadaję się do związku, do miłości, a przede wszystkim nie zasługują na NIĄ. Po raz kolejny pozwoliłem ją skrzywdzić, a obiecałem że to już nigdy się nie wydarzy. Pozwoliłem żeby znowu ktoś ją dotykał i zmuszał....Zapewniałem, że jest ze mną bezpieczna, a tymczasem? Zawiodłem samego siebie, a przede wszystkim ją. Po policzku spłynęła mi łza, za nią zaraz kolejna. Leżałem na podłodze i beczałem jak jakieś dziecko, czułem się jak jakiś żałosny gówniarz . Przed oczami ciągle miałem tą scenę, kiedy Jermaine leżał na Victorii...NA MOJEJ Victorii. Znów poczułem ten niewyobrażalny gniew i chęć wyżycia się na kimś. Przesiedziałem w pokoju jakieś dwie godziny na ryczeniu i użalaniu się nad sobą. A już dawno powinienem zrobić to co właśnie miałem zamiar. Otarłem twarz ze wszystkich łez i podniosłem się z podłogi. Jak torpeda ruszyłem do pokoju tego sukinsyna z myślą, że tam go zastanę, ale jednak nie. Przeszukałem całe piętro, następnie zszedłem na dół, do salonu. Siedział rozwalony na mojej kanapie, oglądając moją telewizję, w MOIM DOMIE. Widocznie już wytrzeźwiał, za to ja czułem się jak pijany.
-W tej chwili masz stąd wypierdalać.- powiedziałem przez zaciśnięte zęby, czując jak moje całe ciało się napina. Spojrzał na mnie i wstał z kanapy.
-Mike no co Ty...chodzi Ci o tamto? Chyba już się na mnie nie gniewasz? Ja tylko chciałem Ci pokazać, że ta suka jest fałszywa i na Ciebie nie zasługuje. Kiedy Cię nie było, sama do mnie przyszła i...- w tym momencie się zaśmiał- prosiła wręcz żebym ją przeleciał, mówiła, że Cie nie kocha, chce wydoić od Ciebie tylko kasę i jesteś słaby w łóżku. Co miałem zrobić? Jestem tylko facetem...- nie mogłem dłużej słuchać tych bzdur.
-Zabije Cię przysięgam!- po raz kolejny dzisiaj rzuciłem się na niego z łapami, jedyne co zdążyłem zrobić to przywalić mu w twarz, którą i tak miał już poobijaną. Zachwiał się i upadł na podłogę. Chyba moi ochroniarze byli w pobliżu, bo po chwili poczułem jak jeden z nich mnie odciąga.
-Michael do kurwy nędzy uspokój się w końcu!- George trzymał mnie mocno za ramiona.
-Hahaha tylko na tyle Cię stać?- splunął krwią na dywan i podniósł się- Taki z Ciebie prawdziwy facet, że żadnej laski nie potrafisz przy sobie utrzymać? Ciekawe dlaczego, nie?
Nikt już Cię nie chce i powiem Ci jedno, zostaniesz sam do końca życia. Jesteś naiwny i tak żałosny, że aż śmiechu warte. Bądź sobie tym całym wspaniałym i zakichanym Królem Pop'u, a jedyne kto Cię będzie kochał to Twoje „faneczki”. Zbudowałeś sobie jakiś plac zabaw, a nie dom i co myślisz, że zawsze będziesz się tutaj chować? Siedź se w tej zasranej Nibylandii dzieciaku i zdychaj sam w samotności!- przez cały czas miałem łzy w oczach i po raz kolejny dzisiaj czułem jak ktoś rozrywa mi serce. Tak zachowuje się brat? On już od dawna nie zasługiwał na bycie moim bratem...Z całych sił próbowałem wyrwać się ochroniarzowi, a kiedy mi się to w końcu udało chwyciłem tego gnoja za szmaty i obijając się z nim o ściany wyprowadziłem go na zewnątrz.
-Wynoś się z mojego życia na zawsze śmieciu, nie chcę Cię nigdy więcej oglądać na oczy. Nie zbliżaj się do mnie i do Victorii, bo inaczej połamię Ci wszystkie kości.- wycedziłem ledwo łapiąc oddech i rzuciłem nim o ziemię. Odwróciłem się napięcie i wróciłem do domu.
-Zróbcie z nim porządek, tak samo z jego rzeczami. Od dzisiaj ma zakaz wstępu do Neverlandu, zrozumiano?- zwróciłem się do ochroniarzy, Matt i Jake pokiwali głowami i zmieszani odeszli.
-Michael...chcesz pogadać?- George nie tylko dbał o moje bezpieczeństwo, ale również był moim przyjacielem, mimo to nie miałem ochoty z nikim teraz rozmawiać.
-Masz nikogo tutaj nie wpuszczać, z rodziny ani tym bardziej z wytwórni, nie ma mnie w domu, wyjechałem, nie wiem...wymyśl coś.- oczywiście zignorowałem jego pytanie i chciałem odejść, ale znowu mnie zatrzymał.
-Mogę chociaż coś dla Ciebie zrobić?- westchnąłem i spuściłem głowę.
-Dowiedz się gdzie jest Victoria.- spojrzałem mu w oczy błagalnym i pełnym przepełnionym żalu wzrokiem. Poklepał mnie po ramieniu i odszedł. A ja sam jak najszybciej, niezauważony udałem się do sypialni, w której zamknąłem się na klucz. Chwyciłem w dłoń różową bluzę Victorii i kładąc się na łóżku „przytuliłem” się do niej.
******
-Rzuciłam w niego pierścionkiem i wyszłam. Po prostu...wyszłam...- powiedziałam to z trudem wycierając kolejne łzy z policzków. Czułam, że coś mi zaraz wypali oczy, tak strasznie piekły. Spojrzałam na twarz mojej przyjaciółki, która wyrażała głębokie zdziwienie i jakby...kompletną bezradność?
-To może teraz ja się napije...- stwierdziła po czym pociągnęła z gwinta dość spory łyk wody, chociaż pewne sama w tamtym momencie chciała napić się czegoś mocniejszego to nie mogła, bo przecież była w ciąży.
-Wiesz co? Mi od początku ten Jermaine się nie podobał, od razu z mordy widać, że to skurwiel, ale nieeee bo Vickusia i świętojebliwy Jackson są tacy dobroduszni, to teraz macie za swoje. Uroczyście oświadczam, że ten gnój rozwalił Wam związek. Po co żeście go tyle w domu trzymali? Żarł, bawił się i chodził na dziwki za Waszą kasę i co z tego macie? Tylko złamane serca.- zawsze była szczera...chyba już się nawet przyzwyczaiłam, ale...oczywiście jak zwykle nie wiedziałam co powiedzieć, a że nie chciałam się nad sobą użalać nie mówiłam nic.
-I nie becz już no.- powiedziała kiedy zobaczyła moje zaszklone oczy, westchnęłam.
-On...zdążył Ci coś zrobić? Bo tego mi nie powiedziałaś...
-Nie...- szepnęłam i podkuliłam nogi pod brodę, wyglądałam jak naburmuszone dziecko.
-Vicki nie obrażaj się, powiedziałam tylko co myślę.
-Nie, Ty dałaś mi do zrozumienia, że to wszystko moja wina. No pewnie, bo przecież to ja sama na siebie rzuciłam się z łapami i to ja się oskarżyłam o zdradę!- oczywiście nie mogłam pohamować swoich emocji.
-Ale ja nie powiedziałam, że TO Twoja wina. Powiedziałam, że gdyby nie Jermaine i to że pozwoliliście mu u siebie zamieszkać do niczego by nie doszło. Oczywiście winię też Michaela za to, że tak zareagował. Chociaż...myślę, że jeśli Ty byś go zobaczyła w takiej scenie w roli głównej z Madosuką to pomyślałabyś dokładnie to samo.
-Nie prawda.- prychnęłam zaprzeczając od razu. Ah kogo ja chciałam oszukać.
-Hahah prawda, prawda. Już ja Cię znam, dzisiaj dałaś mu po ryju, a w takiej sytuacji to w ogóle byś go tam zajebała.
-A co miałam zrobić?- odwróciłam się twarzą do niej- Tłumaczyć się jeszcze bardziej i błagać na kolanach, żeby mi uwierzył? Próbowałam mu to wyjaśnić! Ale on nie chciał słuchać.
-Dobrze, nie denerwuj się. Ale Ty też...
-Co ja znowu?- przerwałam jej.
-Kiedy Jackson zaczął już kontaktować i myśleć logicznie mogłaś zostać i opowiedzieć mu na spokojnie jak było naprawdę, a nie też spierdoliłaś i zadowolona z życia. No też rozumiem Twoje zachowanie, miałaś prawo tak zareagować, ale patrz gdyby nie takie małe błędy teraz byście jakieś dzikie orgie odstawiali, było by miło, a tak co? Jedno mi ryczy tu, a drugie tam.- prychnęłam.
-No co? Ja już widzę tego Twojego jak beczy w poduszkę, wy to się jednak nadajecie.
-Ty już tak nie gadaj...kiedyś Ci się podobał.- „delikatnie” zwróciłam uwagę.
-Pfff nooo ta mhmm podobał mi się, ale jego tył, choć przód też ma całkiem niezły.- szturchnęłam ją, a po chwili się zaśmiałyśmy- Vicki każda laska, która zobaczy takiego faceta ma kisiel w majtkach przynajmniej przez miesiąc, a potem kiedy już codziennie spędzasz z nim czas, nie jest już dla Ciebie chodzącym Bogiem seksu, a zwykłym facetem jak cała reszta.- wzruszyła ramionami, co prawda to prawda. 
-Nina?
-Tak?
-Mogę u Ciebie zostać na noc...?
-Myślałam, że po tej rozmowie wrócisz do domu.- spojrzałam na nią dwuznacznie- Żartowałam przecież, możesz tutaj zostać ile chcesz.
-Coś czuję, że to potrwa więcej niż jedną noc...- spuściłam wzrok.
-Wszystko się ułoży, zobaczysz.- przytuliłam ją.
-Dziękuję Ci, że ze mną jesteś.
-Zawsze będę, pamiętaj.- pocałowała mnie we włosy. W tym momencie usłyszałam PO RAZ KOLEJNY dźwięk mojej komórki, oderwałam się od Niny i spojrzałam na wyświetlacz. No zgadnijcie kto dzwonił...szanowny Król Pop'u. Prychnęłam pod nosem i odrzuciłam połączenie od razu. Nina spojrzała tylko na mnie smutno, po czym powiedziała:
-Może jednak powinnaś z nim pogadać...Wiesz skoro dzwoni to widocznie przemyślał i chce przeprosić.
-Pff teraz to niech mnie w dupę pocałuje.- blondynka tylko westchnęła, wiedziała że i tak nic nie ugra, bo ja i tak zrobię po swojemu. Byłam za dumna żeby odezwać się do niego pierwsza, a nawet odebrać głupi telefon.
-Dobra Vicki spadamy do spania, bo środek nocy już jest.- zwróciła mi uwagę pokazując godzinę na moim telefonie. Fakt była już 3 w nocy, nieźle się zasiedziałyśmy.
Nina zaprowadziła mnie do pokoju gościnnego zaraz obok ich sypialni, nie wiem czy się o mnie bała czy jak...Co ja pięć lat mam? Mam nadzieję, że nie będzie przyłazić do mnie w nocy i sprawdzać czy oddycham w ogóle, a wiem że i do tego jest zdolna. Zostawiła mnie w końcu samą więc ja nie wiele myśląc wzięłam naprawdę ekspresowy prysznic, musiałam się jakoś orzeźwić, a letnia woda mi w tym pomogła. Potem jak najszybciej położyłam się do łóżka, choć wiedziałam, że to będzie bardzo długa noc....
********
Tydzień później wcale nie było ze mną lepiej. Dodatkowe leżenie i nic nierobienie wcale mi nie pomagało w niczym, wręcz jeszcze bardziej dołowało. Miałem tak po prostu wyjść do ludzi? Nawet Jess nie byłem w stanie spojrzeć w oczy po tym wszystkim. Już o wszystkim wiedziała, a jakże. Wszyscy zresztą wiedzieli...Nawet media już zaczęły trąbić, że Victoria mnie zostawiła, znaczy niektórzy mówili, że ona mnie zostawiła a niektórzy, że ja ją. Wymyślali jakieś absurdalne plotki na nasz temat, usłyszałem nawet, że się nad nią ZNĘCAŁEM FIZYCZNIE. Wow nie wiedziałem o tym, fajnie że ktoś mi w końcu o tym powiedział. Czułem się jak totalne gówno, a dobijało mnie wszystko, media, Ci wszyscy ludzie którzy pierdolili tylko sami nie wiedząc co. Nawet pogoda za oknem mnie dobijała wszystko, po prostu wszystko. Etap użalania się nad sobą i beczenia po kontach przeszedłem pomyślnie, teraz zaczął się etap wyżywania na wszystkich i obwiniania, jakby to inni wokół byli winni. Chodziłem tylko wkurwiony i warczałem chociażby na każdego kto powiedział mi tylko „dzień dobry”. Raz zadzwonił do mnie Slash, zapewne z bananem na ryju zapytał:
-To co idziemy dzisiaj na browara i jakieś panienki?
-Nigdzie z Tobą nie pójdę.- warknąłem od razu.
-Ej stary ja rozumiem kurwa, że Cię dziunia w dupę kopnęła, ale tego kwiatu jest pół światu w końcu nie?- zaśmiał się, nie odezwałem się- A tak swoją drogą to skoro już nie jesteś z panną Lancaster to mogę się za nią zabrać ? W końcu niezła dupa z niej...Raczej nie będziesz mieć nic przeciwko nie?- zapytał, a we mnie się aż zagotowało.
-TYLKO SPRÓBUJ JĄ DOTKNĄĆ CHOĆBY JEDNYM PALCEM TO CI TAK DOPIERDOLE ŻE NA KONCERTACH CIĘ NIKT NIE POZNA.- wydarłem się pod razu do tej słuchawki.
-Ludzie! Gdzie kamera? Jackson przeklina!- ryknął śmiechem, a mnie jeszcze tylko bardziej zirytował.
-Wal się.- odpowiedziałem i się rozłączyłem, nie miałem ochoty na jakieś durnowate żarty w tamtej chwili.
Dlatego właśnie najwięcej czasu spędzałem w swojej sypialni, żeby nie musieć na nikogo patrzeć i słuchać irytujących pytań „Panie Jackson wszystko w porządku z panem? Może po kogoś zadzwonić?” Gówno jest w porządku, nic nie jest w porządku. Ja nie wiem chciałem tylko spokoju, ale każdy zawracał mi tylko dupę i robił ze mnie ofiarę losu. Oni wszyscy wiedzieli dobrze co się ze mną dzieje, więc po co głupio pytali? Żeby mnie jeszcze bardziej wnerwić? To im się udało. Zrobiłem się chamski, opryskliwy i do tego zacząłem kląć jak szewc, super... Wolałem siedzieć sam zamknięty niż każdego traktować jak śmiecia. Nikt tu oprócz mnie nie był winny. Kiedy siedziałem przy biurku w swoim gabinecie pisząc tekst piosenki, a raczej PRÓBUJĄC skleić parę sensownych wersów, znów ktoś postanowił zakłócić mój spokój, próbując wejść do środka, zresztą bezskutecznie.
-Czego?!- warknąłem i zrobiłem spory łyk brandy. Tak zapomniałem wspomnieć, że alkohol stał się moim dobrym przyjacielem. Wiem, jestem żałosny...
-Michael to ja George, otwórz te cholerne drzwi.- podniosłem się i odkluczyłem drzwi i wróciłem na miejsce, ignorując go.
-Możesz mi powiedzieć co Ty odpierniczasz?- spojrzał na mnie wkurzony, odchrząknąłem.
-Nic, o co Ci chodzi?
-Zamykasz się ciągle, prawie w ogóle nigdzie nie wychodzisz i na każdego warczysz jak jakiś pies. Możesz mi powiedzieć dlaczego?
-Bo mam taki kaprys?- spojrzałem w końcu na niego.
-Jackson co się z Tobą dzieje? Tobie tu po prostu odwala!- wytrzeszczyłem na niego oczy. Nigdy na mnie nie krzyczał...
-Kurwa teraz ja pytam, o co Tobie chodzi? Czy każdy musi się mnie ciągle czepiać? Mało mam swoich problemów?! - wstałem od stołu i podszedłem do niego.
-Których zresztą sam sobie narobiłeś. Słuchaj nie będę dla Ciebie miły patrząc na to jaki Ty jesteś dla innych. Są jeszcze ludzie którzy chcą Ci pomóc, ale Ty masz to głęboko w dupie.- nie mogłem tego słuchać, w miarę spokojnie zadałem mu pytanie, który słyszał 50 razy na dzień.
-Znalazłeś w końcu Victorię?
-Nie, szukamy jej cały czas.- myślałem, że dostanę szału.
-Ile macie jeszcze zamiar jej szukać? Aż się dowiem od policji, że znaleźli ją w jakimś rowie?!
-Jakim rowie? Człowieku uspokój się!- zacząłem chodzić po całym pomieszczeniu, w kółko.
-Jak mam się uspokoić jak nie mam z nią kontaktu od tygodnia! Nikt nic nie wie! Czeski film kurwa! A ja się pytam kto ma wiedzieć? Nie wiem gdzie pojechała, czy coś sobie zrobiła, a może ktoś jej coś zrobił?- byłem po prostu na skraju załamania nerwowego. MUSIAŁEM WIEDZIEĆ GDZIE ONA JEST.
-Niby kto? Sebastiana już załatwiliśmy.
-No i co? A Ty myślisz, że on nie ma swoich ludzi? Jest psychopatą!
-Wyjechała z Neverlandu taksówką, gdyby pojechała swoim samochodem od razu byśmy ją namierzyli, ma zamontowany GPS od dawna. Może jest u swoich rodziców, nie wiem jakiejś przyjaciółki?
-Dzwoniłem do rodziców nie ma jej tam, nawet nie wiedzieli, że się pokłóciliśmy więc na pewno nie wiedzą gdzie ona jest. Dzwoniłem do jej znajomych nic, do Niny i Alex też nic! Bo nawet nie odbierają ode mnie telefonu, a przecież nie wiem gdzie mieszkają. Dzwoniłem do jej szefa, powiedział że Victoria wzięła kilka dni wolnego. I co ja mam teraz zrobić? Albo rzeczywiście nikt nic nie wie, albo wszyscy rżną głupa.- westchnął tylko na moje słowa. No tak co mógł mi powiedzieć? Nic nie mieliśmy.
-Głównie przyszedłem tutaj żeby Ci powiedzieć, że Janet czeka na dole.- powiedział po chwili ciszy.
-No pewnie jeszcze tej mi tutaj brakuje!- nigdy tak się o niej nie wyrażałem, ale byłem tak wściekły, że sam nie wiedziałem co już mówię.
-Ja nie będę po raz kolejny wymyślać bajeczek, że nie ma Cię w domu i jesteś wielce zawalony robotą, nagrywanie, studio i jakieś inne pierdoły jak i tak dobrze wszyscy wiedzą, że siedzisz na dupie w domu.
-Mówiłem Ci, że nie chcę się z nikim widzieć, TYM BARDZIEJ z rodziną.
-Gówno mnie to obchodzi.- i wyszedł. Aha? No pewnie niech każdy sobie robi co chce i odzywa się do mnie jak do byle kogo. Zero szacunku, w ogóle traktują mnie jak swojego kolegę, a nawet gorzej. I jak ja mam się nie denerwować, kiedy otaczają mnie tacy ludzie?
Usiadłem z powrotem za biurkiem, ale nie było mi dane po raz kolejny nacieszyć się samotnością. Do pokoju jak huragan wpadła Janet, nie podleciała do mnie tak jak zwykle żeby mnie wycałować i wytulić bo jak ona to zawsze mówiła „nie wiadomo kiedy znowu ujrzę ten Twój kudłaty łeb”, przypominając to sobie uśmiechnąłem się w duchu. Chyba miałem na czole napisane coś w stylu „lepiej nie podchodź, grozi śmiercią” bo kiedy mnie zobaczyła chyba zwątpiła, westchnąłem.
-Nie przywitasz się?- spytałem czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony.
-A nie zabijesz mnie?- normalnie bym się zaśmiał. Widziałem że była zła, ale mimo wszystko podeszła do mnie i mocno przytuliła. Ah...tak bardzo mi tego brakowało, tylko szkoda że to nie była Vicki...Chociaż i tak powinienem się cieszyć, że chociaż Jan mnie nie olała tak jak większość kiedy dowiedzieli się co odwaliłem. I nawet im się nie dziwię...
Staliśmy tak dobre pięć minut, a ja nie chciałem się od niej odkleić, potrzebowałem tego, poza tym nie chciałem by zobaczyła łzy w moich oczach. Tak, grałem twardziela przed wszystkimi dlatego byłem taki wredny, mimo że w środku byłem bardzo kruchy.
-Piotrusiu...- pogłaskała mnie po włosach.
-Tak Dzwoneczku?- mruknąłem w jej włosy.
-Masz wpierdol.- klepnęła mnie porządnie w tyłek, aż podskoczyłem. No tak Janet nigdy nie przebierała w słowach. Rozsiadła się wygodnie w fotelu i zaczęła świdrować mnie wzrokiem, do tego stopnia, że nie wiedziałem gdzie mam podziać wzrok.
-Kiedy ostatnio byłeś w studiu?- przewróciłem oczami i zacząłem przeglądać jakieś papiery w nadziei, że gdy zobaczy mnie „zapracowanego” szybciej sobie pójdzie.
-Pracuję w domu.- odchrząknąłem udając wielce skupionego.
-Nie wysilaj się, widzę że udajesz. I lepiej odłóż te kartki, z których i tak pewnie nic nie rozumiesz.- przejrzała mnie, jak zwykle zresztą.
-Jan nie mam czasu na pierdoły. Byłbym Ci wdzięczny gdybyś już sobie poszła.- powiedziałem mało delikatnie. Wywaliła na mnie oczy.
-Ze Slashem się widziałeś, że jesteś taki wredny?
-Mam powód to jestem.
-Co się z Tobą dzieje?- wzniosłem oczy ku górze, to pytanie za każdym podnosiło mi ciśnienie, tym razem też. Wstałem od razu.
-Ja pierdole no! Mówię Ci, że jestem zajęty, a Ty zawracasz mi gitarę. Masz zamiar mi matkować teraz? Nie mam czasu, ile razy mam Ci to jeszcze powtarzać? Wtrącasz się tam gdzie nie trzeba. Z łaski swojej zajmij się sobą, a mi daj święty spokój do cholery.- znowu wybałuszyła na mnie oczy. No tak...nigdy się tak do niej nie odzywałem, nigdy. Nie wiem co się ze mną działo w tym momencie, ale byłem cały nabuzowany. Kiedy pierwszy szok już minął wstała i podeszła do mnie szybkim krokiem i popchnęła tak, że dupą znowu klapnąłem na fotel.
-Wiesz co Michael? Zachowujesz się jak zwykła świnia tyle Ci powiem. Ja chcę Ci pomóc, wychodzę do Ciebie z ręką, żeby po raz kolejny wyciągnąć Cię z jakiegoś gówna, które na marginesie sam zrobiłeś, a Ty zachowujesz się jak jakiś pieprzony panicz!- łaziła ciągle w kółko, machając rękoma ze zdenerwowania, nie nadążałem za nią powoli- Zamiast być mi wdzięczny, bo przyjechałam do Ciebie taki kawał drogi to Ty na mnie warczysz i jesteś wręcz bezczelny. Zamiast podziękować, że chociaż ja się Tobą zainteresowałam, bo inni mają Cię głęboko w dupie, Ty zachowujesz się jak dupek!- nie pisnąłem nawet słowa, słuchałem i krzywiłem się co chwilę. No co ja jej miałem powiedzieć?
-Przepraszam....- mruknąłem po chwili spuszczając łeb. Stała z założonymi rękami i patrzyła na mnie morderczym wzrokiem.
-Nie słyszałam.
-Przepraszam do cholery!- podszedłem do okna i oparłem się rękoma o parapet. Nie odzywaliśmy się chwilę do siebie, ale postanowiłem ją w końcu o coś zapytać. Jakby mnie nagle oświeciło.
-Ona jest u Ciebie?
-Kto?
-Victoria...
-Myślisz, że jakby była to bym Ci tego nie powiedziała od razu?- walnąłem pięścią w ścianę. Miałem już dość wszystkiego...
-Robisz się zbyt agresywny, nie poznaję Cię.- znowu przewróciłem oczami.
-Jestem agresywny, bo nigdzie jej nie ma! A w dodatku każdy mnie tylko o to wini.- wiedziała o co mi chodzi, na pewno Jessica jej wszystko wypaplała.
-A dziwisz się?- odwróciłem się do niej z kpiącą miną.
-A to ja się do niej dobierałem czy Jermaine?- warknąłem.
-A Jermaine oskarżył ją o zdradę czy Ty?! Wiesz jak ona wtedy musiała się poczuć?
-A czy Ty wiesz jak ja się poczułem kiedy zobaczyłem jego brudne łapska na mojej kobiecie? Gówno wiesz.- znów odwróciłem się do niej tyłem.
-Michael rozumiem Cię, ale zamiast się na nią wydzierać powinieneś ją najpierw wysłuchać. Może inaczej to by się wtedy potoczyło.- nie odzywałem się, wiem że ma rację dlatego siedziałem cicho.
-A co z tym imbecylem zrobiłeś?- od razu wiedziałem o kim mowa. Jak tylko o nim wspomniała to ciśnienie od razu mi się podniosło, aż zacisnąłem pięści.
-Wywaliłem go stąd na zbity pysk.
-I bardzo dobrze, ale oprócz tego obiłeś mu mordę.
-Wybacz, nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności.- westchnęła.
-Siedzi teraz u rodziców...-prychnąłem pod nosem kręcąc głową.
-Nic nowego.
-A co z Victorią, wiadomo już coś?
-Nie ma z nią żadnego kontaktu, ochroniarze jej szukają, ale oczywiście nic nie mają. Nie wiem za co im płacę, chyba za drapanie się po dupie, bo w ogóle nic nie robią. Jak nie zaczną w końcu działać to pójdę na policję, nie wiem kurwa poruszę niebo i ziemię żeby ją znaleźli!
-Po pierwsze uspokój się, nerwy tu nic nie dadzą, a po drugie Ty i tak nic nie zdziałasz więc zamiast ciągle ględzić zabrałbyś się w końcu za coś pożytecznego. Na przykład odwiedziłbyś w końcu studio, kiedy tam byłeś ostatnio?
-Nie wiem i szczerze mam to w dupie.- powiedziałem obojętnie.
-Michael masz swoje obowiązki i nie możesz ich zaniedbywać.
-Będę robić co mi się podoba i nikomu nic do tego.
-Co na to wszyscy, Quincy, producenci, wszyscy którzy dla Ciebie harują ich też masz w dupie? Może jak wziąłbyś się za nagrywanie piosenek chociażbyś zajął na chwilę czymś głowę.
-Nagrywaniem piosenek...-powtórzyłem, patrząc tępo w jeden punkt i zastanawiając się intensywnie nad...- Muszę jechać do studia!- jakbym nagle dostał olśnienia. Janet patrzyła na mnie jak na debila i pewnie tak wyglądałem, ale nie to było teraz ważne. Ważne było to, że chyba wiedziałem jak się dowiedzieć gdzie jest Victoria.
-Ty się dobrze czujesz?- spojrzała na mnie podejrzliwie. No tak najpierw mówię, że mam w dupie studio, a teraz z bananem na ryju chcę tam jechać. Podleciałem do niej.
-Przecież Nina jest sekretarką w Epic Records! Rozumiesz co to oznacza?- spytałem trzymając ją za ramiona.
-Nie?
-Że skoro nie odbiera ode mnie telefonu to wie gdzie jest Victoria!
-No może, ale...- przerwałem jej.
-Dziękuję Ci za wszystko, ale teraz muszę jechać.- pocałowałem ją w policzek i wyleciałem z gabinetu jak torpeda. Usłyszałem tylko jak moja siostra coś za mną krzyczy, ale nie słuchałem jej w ogóle tylko jak najszybciej pobiegłem do George'a. Znalazłem go w końcu kuchni, kiedy tam wpadłem zawzięcie rozmawiał o czymś z Jess, ale gdy tylko mnie zobaczyli przestali.
-Zbieraj się, jedziemy.- rzuciłem do niego od razu.
-Ale co, gdzie?
-Do studia, natychmiast!- byłem podekscytowany, ale jednocześnie zestresowany.
-Rozumiem, że zachciało Ci się pośpiewać do mikrofonu, ale po co Ci tam teraz ja? Weź jakiegoś młodego ze sobą.- wywróciłem oczami.
-Nie będę śpiewać, muszę porozmawiać z Niną, ona na pewno wie gdzie jest Vicki.
Od razu wstał od stołu i bez zbędnych pytań udał się ze mną do wyjścia. Wsiedliśmy do
czarnego mercedesa i ruszyliśmy od razu do centrum. Poganiałem go ciągle, nawet jak staliśmy w korkach.
-Uspokój się do cholery, przecież nie polecę nad nimi.
-Nie obchodzi mnie co zrobisz, chce już tam być!- irytowałem się coraz bardziej, droga zamiast się skracać to coraz bardziej mi się dłużyła.
-Zaraz Cię stąd wywale i pójdziesz na pieszo! Ciekawe jak daleko dojdziesz.- oparłem się o fotel i już się nie odzywałem. W końcu po pół godzinie dojechaliśmy na miejsce. Założyłem tylko czarne okulary i wyleciałem z auta. Pobiegłem od razu do recepcji, w której jak zawsze siedziała uśmiechnięta Nina, ale kiedy tylko mnie zobaczyła mina jej zrzedła. Mało tego postanowiła nawet ode mnie uciec, ale od razu ją „dopadłem”.
-Nina...
-Michael, czego Ty chcesz?- spytała wprost.
-Powiedz mi tylko...gdzie ona jest?- westchnęła przeciągle odwracając ode mnie głowę. Złapałem ją za ręce próbując nawiązać kontakt wzrokowy.
-Obiecałam jej, że nic Ci nie powiem.
-Ale ja muszę wiedzieć zrozum to.- spojrzała mi w oczy.
-Jest u Ciebie?
-Puść mnie, jestem zajęta, muszę iść.- oczywiście, że nie pozwoliłem jej odejść, ścisnąłem ją jeszcze bardziej. Spojrzała na mnie przerażona.
-Powiedz mi gdzie ona jest do cholery.- wycedziłem przez zęby, skoro prośby nie pomagają to delikatny też nie będę.
-I myślisz, że co? Pojedziesz sobie do niej tak o i Ciebie wpuści? Człowieku ona nie chcę z Tobą rozmawiać, a nawet o Tobie słyszeć! Próbowałam ją do tego przekonać, żeby odebrała w końcu od Ciebie głupi telefon, ale jest uparta jak osioł, zresztą tak jak Ty. I jak mnie zaraz nie puścisz zawołam ochronę.- powiedziała stanowczo. Puściłem jej ręce.
-Nina przepraszam...ale ja już nie wiem co mam robić.- powiedziałem kompletnie bezsilny.
-A co ja mam zrobić? Mam ją siłą do Ciebie przekonać? Musisz dać jej czas, ona jest zbyt zraniona żeby teraz z Tobą rozmawiać. Zrozum to.
-Dobrze, ale powiedz mi chociaż gdzie jest. Proszę, błagam Cię!
-Ona mnie zabije...- pokręciła głową.
-Jest u Ciebie prawda? Tylko mi to potwierdź...- nie odzywała się przez chwilę, patrzyła ciągle gdzieś na boki. Dla mnie to była wystarczająca odpowiedź. Musiała być u niej, innego wyjścia nie było.
-Dziękuję Ci.- rzuciłem szybko i od razu popędziłem do wyjścia.
-Mike stój! Wszyscy się o Ciebie pytają, co mam powiedzieć Quincy'emu?!- zatrzymałem się na chwilę i potarłem nerwowo czoło.
-Że biorę sobie wolne.
-Ale Ty nie możesz od tak wziąć sobie wolne!
-To nie wiem, wymyśl coś. Ja muszę już iść! - krzyknąłem w biegu. Chwilę potem wpadłem do samochodu, gdzie czekał na mnie zniecierpliwiony ochroniarz. Kiedy mnie zobaczył chciał wyrzucić papierosa przez okno, ale wręcz mu go wyrwałem i sam się zaciągnąłem i chyba trochę za bardzo... bo dostałem takiego napadu kaszlu, że myślałem że zaraz płuca wypluje.
-Co Ty odwalasz?!- wyrwał mi fajkę i wywalił przez okno. Spojrzałem na niego krztusząc się jeszcze dymem.
-Palę! A raczej pal...paliłem.- znowu zacząłem kaszleć.
-Przecież Ty nie palisz człowieku.
-Raz na ruski rok mi na zaszkodzi, poza tym sam ciągniesz jak smok.
-A Ty co teraz zaczniesz chlać, palić i ćpać bo Cię Victoria zostawiła? Ogarnij się wreszcie!
Nie paliłeś nigdy i nie będziesz tego robić, tak samo radzę Ci się opanować z piciem jak nie chcesz żeby w mediach znowu o Tobie gadali.
-I tak gadają.- prychnąłem.
-A teraz powiedzą w końcu prawdę.- zamknąłem się.
-I czego się dowiedziałeś?- odezwał się po chwili.
-Musisz zdobyć adres Niny. Victoria u niej jest.
-Powiedziała Ci to?
-Nie w prost.
-Więc skąd wiesz?- wywróciłem oczami.
-Bo to logiczne, że jest u swojej przyjaciółki, która powiedziała, że jak mi powie prawdę to ona ją zabije!
-Dobrze nie unoś się tak, muszę mieć pewność. Nina Johnson?
-Ta.- mruknąłem.
-Wiem gdzie ona mieszka.
-Skąd?- ożywiłem się od razu.
-Raz odwoziłem ją do domu, Victoria mnie poprosiła wtedy.
-No to na co czekasz?! Jedziemy tam!
-Michael Ty jesteś głupi czy tylko głupiego udajesz?- spojrzał na mnie z ukosa.
-O co Ci znowu do cholery chodzi?
-O to, że Nina na pewno zadzwoniła do Vicki i jej wszystko powiedziała, więc albo wyszła teraz z domu, a nawet jeśli nie to wie, że przyjedziemy i na pewno Ci nawet nie otworzy.- zastanowiłem się na chwilę.
-Więc co proponujesz?
-Jutro tam pojedziemy, z zaskoczenia. Wyślę jakiegoś młodego pod dom Niny, niech ją obserwuje. Jak będzie siedzieć w domu i najlepiej żeby była sama to wtedy młody da nam cynk i pojedziemy. Pasuje?
-Pasuje.- powiedziałem mało zadowolony.
-No chociaż raz mnie posłuchałeś. Wracamy do domu czy chcesz gdzieś jeszcze jechać?
-Do domu...-mruknąłem i odwróciłem twarz w stronę okna.
*******
Byłam sama w mieszkaniu. Nina i Stefano byli jeszcze w pracy. Dochodziła godzina 14, a ja od rana leżałam zakopana w pościeli z toną chusteczek wokół siebie. Żeby chociaż trochę poprawić sobie humor postanowiłam pooglądać telewizję, włączyłam pierwszy lepszy kanał i co zobaczyłam? 50 Twarzy Grey'a....Serio? Ciągle to puszczają, jakaś ironia losu po prostu. Normalnie bym to obejrzała, ale za dużo wspomnień z Michaelem...nawet durne filmy mi go przypominają. Skakałam po programach dalej aż w końcu trafiłam na coś sensownego, Bridget Jones – kochałam tą komedię. Mogłam ją oglądać tak jak Kevina w Święta i tak mi się nigdy nie znudziła. Spojrzałam na stoliczek nocny, na którym stała taca z jedzeniem, za pewne było już zimne. Ja sama mało jem, jakoś nie mam szczególnego apetytu, ale Nina niańczy mnie do tego stopnia, że zaczęła mnie nawet karmić. Ja rozumiem, że jak jest się w ciąży to ma się wilczy apetyt, ale bynajmniej ja w ciąży nie byłam i nie potrzebowałam tony żarcia tak jak ona. W pracy wzięłam sobie parę dni urlopu, całe szczęście nie było z tym żadnego problemu, mimo że jestem asystentką szefa i kiedy jego nie ma, ja zarządzam wszystkim i wszystkimi. Zawsze jest wyrozumiały w stosunku do mnie i traktuje jak swoją córkę. W sumie to on wie o wszystkim, co się wydarzyło między mną a Michaelem...Zresztą, kto nie wie? Wszyscy gadają, to jeden z wielu powodów, dla którego nie mam na razie ochoty pokazywać się w firmie. Nie miałam zamiaru spędzać pół dnia z ludźmi, którzy się na mnie krzywo patrzą i szepczą do siebie co chwilę coś na mój temat, bo tak to za pewne by wyglądało. Na razie chciałam spokoju. Mój telefon od dwóch dni jest wyłączony, musiałam to zrobić, bo przecież tarabanił mi cały dzień i noc. I to ciągle ta sama osoba...Westchnęłam i przytuliłam się do poduszki. Z oglądania filmu wyrwało mnie jakieś dobijanie się do drzwi domu. Nina mówiła, że na dniach ma przyjechać kurier z przesyłką dla niej, bo zamawiała coś przez internet więc to był pewnie on. Zwlekłam się z łóżka i zarzuciłam na siebie szlafrok. Coś niecierpliwy bardzo ten kurier – pomyślałam jak usłyszałam, że facet na zmianę wali w drzwi i dzwoni dzwonkiem.
-Chwileczkę!- krzyknęłam schodząc po schodach. Boże pali się czy jak? W przedpokoju spojrzałam tylko w lustro i poprawiłam szybko zmierzwione włosy, nie miałam więcej czasu by doprowadzić swój wygląd do względnego porządku. A zresztą to mnie teraz nie obchodziło, na żaden wybieg się nie wybierałam.
Nie patrząc nawet w wizjer otworzyłam drzwi i zamarłam...Aż otworzyłam szerzej oczy. Staliśmy tak i po prostu patrzyliśmy się na siebie, kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć, odebrało mi mowę. A on przewiercał mnie wzrokiem na wylot.
-Czego chcesz?- warknęłam. Zrobił krok do przodu i wyciągnął rękę, żeby zapewne dotknąć mojego policzka, ale natychmiast się odsunęłam.
-Vicki...-wszedł do środka.
-Zadałam Ci pytanie.- założyłam ręce na piersiach.
-Chciałem porozmawiać.- mówił cicho i tak...spokojnie jakby bał się, że każde jego słowo wywoła u mnie gniew i miał rację.
-My nie mamy o czym rozmawiać.- chciałam otworzyć drzwi i go stamtąd wywalić chociażby siłą, ale nie pozwolił mi na to.
-Mówiłam Ci już, że masz mi dać spokój! Skoro masz mnie za dziwkę, która Cię zdradza na każdym kroku to na cholerę tu przyszedłeś?!
-Boże, proszę nie mów tak...
-Ale jak? Ty tak powiedziałeś! Co może nie prawda?
-Prawda, ale..
-Nie mamy o czym gadać.- nie dawałam mu w ogóle dojść do słowa, w dupie miałam to co chciał mi powiedzieć, nie chciałam go w ogóle widzieć na oczy.
-Błagam Cię wysłuchaj mnie chociaż i dam Ci spokój.- złapał mnie za ręce, to podziałało na mnie jak płachta na byka, zaczęłam go popychać i wydzierać się na cały regulator.
-Lata mi to co masz mi do powiedzenia! Tydzień temu powiedziałeś co chciałeś! Ja nie będę Ci wiecznie udowadniać, że Cię kocham i że z nikim Cię nie zdradzam! Nigdy mi tak naprawdę nie ufałeś! Nawet nie dałeś mi wytłumaczyć całej tej chorej sytuacji, bo wielki Michael Jackson i tak wie lepiej! Wiesz co...- widziałam jak cały gotuje się na moje słowa, w końcu chyba nie wytrzymał i zatkał mi usta pocałunkiem, byłam w takim szoku, że przez chwilę stałam cała sparaliżowana, ale po chwili kiedy zdałam sobie sprawę z tego CO ON WŁAŚNIE ROBI zaczęłam się z nim szarpać i siłować. Na co jeszcze bardziej przycisnął mnie do siebie, tak że nawet nie mogłam się ruszyć, im bardziej próbowałam się wyrwać tym on był bardziej nachalny. Nie miałam siły z nim dłużej walczyć, poddałam się jego gestom całkowicie. Dodatkowo do głowy od razu uderzył mi zapach jego perfum, w tym momencie czułam się jak naćpana. Naćpana nim. Kiedy traciłam już oddech, a rozum wrócił na swoje miejsce oderwałam się od niego jak poparzona. Patrzył na mnie przerażony, a ja na niego. Chyba zdał sobie sprawę z tego, że nie powinien był tego robić, nie po tym wszystkim.
-Victoria ja...przepraszam...- chciał do mnie podejść, ale powstrzymałam go gestem ręki.
-Wyjdź.- powiedziałam natychmiast.
-Ale proszę Cię...
-Wyjdź!- widząc moje zaszklone oczy postanowił chyba w końcu odpuścić, bo tylko spuścił głowę, odwrócił się i wyszedł, a ja stanęłam pod ścianą i zakryłam twarz dłońmi. Z oczu w końcu wydostały się słone łzy. W głowie miałam kompletny mętlik i milion myśli na minutę, zwłaszcza jedna nie dawała mi spokoju. Co ja mam teraz zrobić...?
*******
No w końcu koniec! Nie uważacie, że trochę za długi był ten rozdział? XD W ogóle zaczęłam go pisać już tydzień temu, tak się z nim męczyłam przez te cholerne opisy. No ja tego nie cierpię, jak już mówiłam wolę dialogi i najlepiej jakąś akcje, a nie opisywanie gorzkich żali Jacksona xD No bo np. dla mnie jak ktoś jest wkurwiony to po prostu jest wkurwiony i po co tu się nad tym rozwodzić? XD No, ale w opowiadaniu tak trzeba. Jestem w sumie ciekawa po czyjej stronie teraz jesteście, Michaela czy Vicki? ;) A właśnie co do zachowania Michaela to mam nadzieję, że Was nie wystraszył za bardzo? XD Miałam na celu zrobienie z niego chama, ale to takie chwilowe tylko, spokojnie xD Chociaż mogłam sobie poprzeklinać i wgl nie? :D Mam dobry humor dzisiaj co skutkiem tego jest to iż kolejny rozdział jest już w produkcji :D Będzie już trochę więcej się dziać i dlatego lepiej i SZYBCIEJ mi się pisze. A nie takie flaki z olejem jak to dzisiaj, jedno beczy drugie lamentuje no aż rzygać się chcę XD Nwm jak Wam, ale mi tak xD
Zachęcam do wyrażania swoich opinii w komentarzach! :) Każdą, nawet negatywną przyjmę na klatę xD
PS: Przepraszam za czcionkę, ale coś mi się z nią popieprzyło -.-
Pozdrawiam ♥