28 listopada 2016

Rozdział 30. Czy to na pewno była zdrada?

Witam! ♥ 
I dobiliśmy do 30 rozdziału (w końcu xD) bo na marginesie ja powinnam już dawno skończyć to opowiadanie, ale u mnie wszystko ma taki późny zapłon więc xD Tak wgl mam dla Was dobrą wiadomość, bo przed świętami odzyskam swojego kochanego laptopa i rozdziały będą regularnie, to już pewne :) Co do ostatniej notki to...wiem trochę Was w konia zrobiłam: „pozytywny rozdział” a zapomniałam o tej „małej”, „nic nie znaczącej” kłótni na końcu XD
Zapraszam do czytania :) 
******
Był wieczór, przygotowywałem właśnie kolację. Dzieciaki w tym czasie oglądały telewizję. Gdzie Victoria? Eh...od południa siedzi zamknięta w sypialni i nikogo nie wpuszcza. I to wszystko przeze mnie...Zachowałem się jak palant, ZNOWU. Co raz częściej się zastanawiam, co jest ze mną nie tak. Czy ja w ogóle myślę? Mam cholerne wyrzuty sumienia, po tym co jej powiedziałem. Jak ona się wtedy poczuła? Pewnie okropnie...Jestem cholernym egoistą, myślę tylko o swoich potrzebach...Ale ja po prostu chcę zostać ojcem. Czy to tak wiele? Pomimo to, nie powinienem był nigdy mówić tak okropnych rzeczy. Ta chęć posiadania dziecka jest silniejsza ode mnie. Wiele razy wyobrażam sobie takiego małego szkraba, który mówi do mnie „tatusiu”. Najlepiej, żeby to była dziewczynka...byłaby moją małą księżniczką, na pewno byłaby podobna do Vicki, może po mnie odziedziczyłaby talent do śpiewu i tańca? Zamrugałem oczami, żeby się nie rozpłakać. Nie wiem co mam teraz zrobić, Victoria na pewno nie będzie się teraz do mnie odzywać, a jeśli...odejdzie ode mnie? Nie zdziwiłbym się, każda normalna kobieta już by to zrobiła, w sumie to już kilka zrobiło. Jak widać nikt nie potrafi ze mną wytrzymać. Byłem tak zamyślony, że nie potrafiłem skupić się na przygotowywaniu głupich kanapek. Niespodziewanie, poczułem ból w palcu. Spuściłam wzrok na swoją dłoń, po której już spływała strużka krwi.
-Cholera jasna...- szepnąłem, jak na złość do kuchni weszła Jessica. No i zaraz się zacznie...Podeszła do mnie i zmierzyła wzrokiem.  
-Daj to baranie, bo zaraz sobie jeszcze rękę odetniesz.- zabrała mi nóż- Durnego pomidora nie potrafisz pokroić, żeby sobie przy tym krzywdy nie zrobić?- już wiedziałem czemu jest taka wredna...Opowiedziałem jej o mojej kłótni z Vicki, nawrzeszczała na mnie i powiedziała że „w tej kudłatej głowie masz same siano”. Nie ma to jak solidarność jajników...Pół dnia mnie już wyzywa, zwykle każdy mój pracownik mi się podlizuje i tylko wychwala pod niebiosa, ale Jessica jest inna i za to ją kocham, tylko ta jej szczerość aż do bólu...
Westchnąłem i jak najszybciej wyciągnąłem apteczkę i opatrzyłem tą niewielką ranę.
-Wiem, że nie popisałem się dzisiaj inteligencją, ale mogłabyś już odpuścić.- odwróciła się do mnie z nożem w ręce. Przełknąłem ślinę i odsunąłem się na bezpieczną odległość, tak w razie czego...
-Popisywać to Ty się umiesz tylko na scenie. Wątpię, żeby Victoria wybaczyła Ci jak podbijesz do niej moonwalkiem i zrobisz te swoje piruety śpiewając, że ją kochasz.- zakpiła, normalnie bym się zaśmiał, ale jakoś nie było mi do śmiechu.
-Ja mówię poważnie.
-Ja też.- zapadła cisza, ale nie na długo.
-To co ja mam zrobić?!- wydarłem się.
-Najlepiej wyjdź stąd, bo tylko mi przeszkadzasz!- usiadłem bezradny na krześle i ukryłem twarz w dłoniach.
-Jessi proszę...- wymruczałem.
-Michael a co ja mam Ci powiedzieć? Zachowałeś się jak idiota i tyle.
-Nie pomagasz...
-Taka prawda. Nie będę Cię głaskać po główce. W ogóle to się dziwię, że Vicki tak spokojnie zareagowała, bo ja bym Ci jeszcze z liścia dała na do widzenia.
-Dzięki...
-A proszę Cię bardzo.
-Ale co ja mam zrobić?- spojrzałem na nią błagalnie.
-Słuchaj....nie będę Ci wiecznie mówić co masz robić. Narobiłeś bigosu to go teraz zeżryj. Zachowujesz się jak taka ostatnia sierota, nic nie potrafisz zrobić sam.
-Masz jeszcze jakieś złote rady?- powiedziałem z sarkazmem.
-Tak, zrób coś w końcu, a nie tylko bezczynnie siedzisz i użalasz się nad sobą.
-Byłem już u niej, próbowałem z nią porozmawiać!- miałem już dosyć naprawdę, nie musi mi ciągle powtarzać, że jestem kretynem, bo ja to doskonale wiem!- Ale nie chce mnie nawet słuchać, to co mam kurwa wyważyć drzwi czy może wejść przez okno?- wstałem gwałtownie i zasunąłem krzesło. Wkurzyłem się i to cholernie, nienawidzę uczucia bezradności. Zabrałem talerz z kanapkami przygotowany przez kucharkę i poszedłem do salonu. 
********
Wybiła 21, mając już dosyć dzikich wrzasków dochodzących z dołu, postanowiłam wyjść w końcu z sypialni i uspokoić to towarzystwo. W salonie zobaczyłam to czego mogłam się spodziewać, wszędzie panował niemiłosierny burdel. Michael leżał na podłodze, a dzieciaki lały go poduchami z czego śmiał się wniebogłosy, miałam ochotę podejść do niego i też mu tak przywalić, tylko może czymś cięższym niż poduszka...Mimo tego to był uroczy widok, złapałam się nawet na tym, że przez chwilę się uśmiecham...Spoważniałam w końcu i postanowiłam dać o sobie znać.
-Eghem...- wszyscy spojrzeli na mnie, nie wiem czego Michael tak się wystraszył, ale wstał szybko z ziemi poprawiając ubranie i swoje włosy. Podleciał do mnie i chyba chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko się na mnie gapił. Trudno było wyczytać mi coś z jego wyrazu twarzy i oczu. Natomiast Mac z Max'em i małą Rachel stanęli w szeregu i przyglądali się nam uważnie. Wiedzieli, że pokłóciliśmy się, ale na szczęście nie wiedzieli o co.
-Victoria możemy porozmawiać?- spytał poważnym tonem Michael, przerywając w końcu ta denerwującą ciszę.
-Zaprowadź chłopców do łazienki, a ja wykąpię Rachel.- tak dokładnie, postanowiłam go ignorować, westchnął i spuścił głowę- Chodź skarbie z ciocią.- wyciągnęłam ręce do małej, która od razu do mnie podbiegła i poszłyśmy do łazienki. Wykąpałam i przebrałam dziewczynkę, po czym zaprowadziłam ją do pokoju, gdzie wszyscy mieli spać. Michael gdzieś zniknął, w środku byli już chłopcy. Chciałam przeczytać im bajkę, ale najpierw postanowiłam zajrzeć do Ash. Weszłam do niej bez pukania, przez co od razu na mnie nakrzyczała, bo przecież mówić po ludzku to ona potrafi, ale tylko w Święta.
-Nie umiesz pukać?! Nie widzisz że jestem zajęta?!
-Nie jesteś u siebie okej? I nie wydzieraj się na mnie, chciałam tylko sprawdzić czy czegoś nie potrzebujesz, bo siedzisz tu zabarykadowana przez cały dzień.
-Ciebie tu na pewno nie potrzebuje.- odburknęła i założyła słuchawki na uszy. No nie teraz to się wkurzyłam, podeszłam do niej i wyrwałam jej telefon z ręki.
-Pojebało Cię?!
-Nie, za to Ciebie chyba tak. Jak zaczniesz zachowywać się jak człowiek to Ci go oddam.
-Wiesz co? Powiem wszystko mamie! A Ty się wal razem z tym swoim świrem Jacksonem!
-Wyrażaj się gówniaro!
-Nie jesteś moją matką i nie będziesz mi mówić co mam robić, a teraz wyjdź stąd, bo nie chce mi się słuchać tego pierdolenia.
-Zobaczysz....załatwię Ci taki szlaban, że mnie popamiętasz!- i wyszłam trzaskając drzwiami. Ciężko dysząc oparłam się plecami o zimną ścianę. Boże za jakie grzechy ja mam taką bezczelną i arogancką siostrę? Dobrze, że jutro już wraca do domu, bo chyba byśmy się pozabijały. Gdybym ja miała takie dziecko to...zacznijmy od tego, że moje dziecko nie byłoby tak rozpieszczone jak dziadowski bicz.
Postanowiłam więcej nie przejmować się Ashley, szkoda tylko moich nerwów na nią. Chciałam już wejść do pokoju dzieciaków, ale usłyszałam głos Michaela. Uchyliłam lekko drzwi i wsunęłam głowę do środka, panował tam pół mrok. Dostrzegłam mojego narzeczonego siedzącego w fotelu, z jakąś książką, którą właśnie czytał. Łóżka były zsunięte do siebie, a Max, Mac i Rachel już grzecznie leżeli i słuchali bajki. Nawet Mac był nadzwyczaj spokojny...Stanęłam w progu i przysłuchiwałam się bajce.
-„Usiadła wraz z nim na brzegu łóżka. Powiedziała także, że może dać mu buzi, jeżeli on zechce, ale wydawało się, że Piotruś nie wie, o co jej chodzi, bo wyciągnął ku niej rękę wyczekująco.
-Chyba wiesz, co to jest pocałunek? - zapytała zdumiona.
-Będę wiedział, jeżeli mi go dasz - odpowiedział sztywno, więc aby nie ranić jego uczuć, dała mu naparstek.
-A teraz - powiedział - czy ja ci mogę dać pocałunek? A ona odpowiedziała:
-Jeżeli masz ochotę...
Nie drożąc się bardzo, pochyliła głowę ku niemu, ale on po prostu dał jej do ręki guzik zrobiony z żołędzia; więc powoli cofnęła swoją głowę do miejsca, gdzie znajdowała się poprzednio, i powiedziała grzecznie, że będzie nosiła jego pocałunek na łańcuszku na szyi. Bardzo to było dla niej szczęśliwie, że zawiesiła ten guzik na łańcuszku, bo później uratował jej życie...”
No tak Piotruś Pan, uśmiechnęłam się pod nosem. Skończył czytać w pewnym momencie zauważając, że młodzi już śpią. Zgasił lampkę przy łóżku Rachel, po czym pocałował ją w czoło, przykrywając kołdrą po same uszy. Tak samo zrobił z moim bratem, który dawno już smacznie spał. Nie wiem czemu, ale ta scena wzruszyła mnie do tego stopnia, że zaszkliły mi się oczy, a w sercu poczułam...jakieś dziwne ciepło. Michael robił to z taką miłością i troską jakby to były jego dzieci...Podszedł do łóżka Mac'a, kiedy się zbliżył, ten otworzył jedno oko.
-A Ty co odwalasz? Co ja kurde mam pięć lat żeby jakiś staruch mnie całował i po głowie głaskał?- musiałam zakryć usta ręką, żeby naprawdę nie wybuchnąć śmiechem. Ten dzieciak jest niemożliwy. Mężczyzna zaśmiał się cicho i przysiadł na brzegu łóżka.
-Jeszcze dwa lata temu błagałeś tego starucha, żeby na barana Cię wziął, a teraz co?
-E tam, dawno i nie prawda.- chłopak machnął ręką- Teraz jestem dorosły, wtedy byłem dzieckiem.- Michael znowu parsknął śmiechem.
-Panie dorosły, bajka się skończyła więc do spania.- poczochrał go po włosach.
-Dobranoc staruchu.
-Dobranoc panie dorosły.- zgasił lampkę przy jego łóżku i miał już wyjść, kiedy blondyn go zatrzymał.
-Michael?
-Tak?- odwrócił się, chłopak wyciągnął do niego ręce. Ten uśmiechnął i przytulił przyjaciela. Żeby nie zostać nakryta, przymknęłam drzwi i jak najszybciej udałam się do sypialni. Wzięłam piżamę i zamknęłam się w łazience. Miejmy nadzieję, że jak wyjdę to Michael będzie już spał. Tak, nadal nie chcę z nim rozmawiać. Znowu mnie przeprosi, a za tydzień odwali coś równie głupiego, mam już tego dość. Po dwóch godzinach wyszłam z mojej „kryjówki”. Moje przeczucia niestety zawiodły tym razem, ujrzałam tego głupka siedzącego na łóżku. Widocznie na mnie czekał, cholera... Spojrzał na mnie ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Mnie to jednak nie ruszyło. Chodziłam po całym pokoju kompletnie ignorując go, mało tego, byłam ubrana w bardzo skąpą koszulę nocną. Oczywiście, że zrobiłam to specjalnie. Niech sobie popatrzy, bo tylko tyle może. Czułam na sobie jego intensywny wzrok co mnie satysfakcjonowało. Pakowałam właśnie moje projekty do tub, kiedy Michael wstał nagle, podszedł do mnie bardzo szybko i wyrwał wręcz wszystko co trzymałam w dłoniach. Oparłam się o komodę i spojrzałam na niego jak na kretyna.
-Przestań mnie w końcu traktować jak powietrze.- warknął, uniosłam wysoko brwi- Nie lubię kiedy to robisz.
-To masz problem.- odpowiedziałam równie wrednym tonem głosu, westchnął i spuścił na chwilę głowę, po czym spojrzał mi w oczy.
-Victoria błagam...tylko mnie wysłuchaj. Przepraszam za to co dzisiaj powiedziałem, zachowałem się jak dupek...- przerwałam mu.
-Znowu...
-Tak znowu.
-Ale wiesz skoro naprawdę tego chcesz to wystarczy jedno Twoje słowo, a wyprowadzę się stąd i wtedy spokojnie będzie mogła zamieszkać tu jakaś lafirynda, która Z MIŁĄ CHĘCIĄ urodzi Ci dziecko. No, bo przecież miliony Twoich fanek o tym tylko marzą. Patrz ile masz kandydatek.- powiedziałam z ironią.
-Ale ja nie chcę żadnej innej, chcę tylko Ciebie.
-Parę godzin temu powiedziałeś coś zupełnie innego.- złapał mnie za rękę, kiedy chciałam go wyminąć.
-Ale żałuję tego, żałuję jak cholera i...Vicki, skarbie przecież wiesz, że nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Nie zostawiłbym Cię dla jakiejś innej kobiety nawet jakby tysiące z nich zaproponowało mi...- nie wiem co we mnie wstąpiło, nie mogłam już dłużej patrzeć na to jak się męczy więc...pocałowałam go, nagle i zachłannie. Tak, potrzebowałam tego bardzo, ale czy mu wybaczyłam? Oderwał się ode mnie zdziwiony.
-To znaczy, że...- spojrzał na mnie z nadzieją.
-Nie, dalej jestem na Ciebie zła.- uśmiechnął się i przytulił mnie mocno. Co on angielskiego nie rozumie?
-Kocham Cię.- wyszeptał, westchnęłam głęboko.
-Ja Ciebie też, durniu.- wtuliłam się w końcu w jego ciało.
*********
Minęły dwa dni od naszej „sprzeczki”, złość na Michaela bardzo szybko mi przeszła, niestety dobrze wie jak mnie udobruchać. A tak na poważnie to...przegadaliśmy wtedy całą noc i obiecał mi, że nie będzie na mnie naciskać w sprawie dzieci. Moje rodzeństwo pojechało wczoraj do domu, całe szczęście. Alex wróciła ze szkolenia i również zabrała od nas Rachel. A Mac? Chciał zostać w Neverland na tydzień i zrobić sobie takie małe wakacje, ale rodzice mu nie pozwolili. Może to nawet lepiej...Uwielbiam go naprawdę, ale wystarczyło mi zupełnie spędzenie całego weekendu z czwórką dzieciaków, w innym przypadku chyba dostałabym na łeb. Opiekowanie się dziećmi na dłuższą metę...jest strasznie męczące, Michael widzi w tym tylko zabawę, jak zresztą we wszystkim. Dlatego wolę jeszcze poczekać z decyzją, aby sama zostać matką. Mój ukochany na razie to rozumie, ale pewnie nie raz zacznie temat dzieci i tą swoją standardową gadkę „mam już swoje lata” albo „jestem już stary”. Ma dopiero 30 lat, a dramatyzuje jakby mu co najmniej 50- tka stuknęła. Na to musimy być gotowi oboje, a w końcu przyjdzie odpowiedni czas.
Urwałam się dzisiaj wcześniej z pracy żeby przygotować niespodziankę dla Michaela, a dokładniej romantyczną kolację. Chcę spędzić z nim czas, ale tak sam na sam, a że w ostatnim czasie nie było zbytnio okazji to wykorzystam ją dzisiaj. Miał wrócić ze studia o 19, więc miałam sporo czasu. W sumie jedzenie było już gotowe, pomagała mi Jess więc poszło szybko. Otworzyłam na oścież drzwi na balkon naszej sypialni, na którym czekał już nakryty stół. Teraz musiałam się tylko przygotować. Przebrałam się w czerwoną, obcisłą sukienkę i poprawiłam makijaż. Uśmiechnięta wyszłam z łazienki i aż podskoczyłam ze strachu widząc w pokoju Jermaine'a.
-Boże kochany...nie strasz mnie.- zaśmiał się- Jeśli szukasz Michaela to jeszcze nie wrócił.
-Wiem, ale ja przyszedłem do Ciebie.- zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, nie spodobało mi się to...
-Czego znowu chcesz? Kasy? Nie dam Ci ani grosza.- założyłam dłonie na piersiach, znowu się zaśmiał. Zaczęłam mu się uważnie przyglądać, podszedł do mnie powoli. I wtedy zrozumiałam, że jest lekko wstawiony, było czuć od niego piwo na kilometr. Zaraz mnie szlak trafi.
-Nie chcę kasy, tylko Ciebie.- powiedział najnormalniej w świecie. Spojrzałam na niego zdziwiona podnosząc brwi do góry.
-Słucham?- cofnęłam się do tyłu trafiając tym samym na ścianę, co jemu było wręcz na rękę, bo przysunął się do mnie jeszcze bliżej.
-Dobrze, że słuchasz, bo nie będę powtarzać.- uśmiechnął się i przyłożył dłoń do mojego policzka- Mój braciszek ma gust do kobiet, ma to pewnie po mnie.- nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu, czułam się sparaliżowana, za to dokładnie obserwowałam każdy jego gest wobec mnie.
-Przekonamy się czy w łóżku też jesteś taka dobra na jaką wyglądasz.- uśmiechnął się cwaniacko, wytrzeszczyłam na niego oczy.
-Pogięło Cię do reszty?! Co Ty odwalasz?!- próbowałam jakoś mu się wyrwać, ale zakleszczył mnie w uścisku. To była pułapka...
-Puść mnie idioto no!- zaczęłam się z nim szarpać.
-Bądź grzeczna to nie będzie bolało.- chwycił mnie mocno za nadgarstki i rzucił na łóżko. Nie dbał o delikatność, zachowywał się strasznie agresywnie. Usiadł na mnie i próbował mnie pocałować, ale splunęłam mu w twarz, co wyraźnie go wkurzyło. Złapał mnie za brodę i jeszcze bardziej przycisnął mnie do materaca.
-Nie rób tego więcej.- wycedził przez zęby.
Poczułam się...dokładnie tak jak wtedy z Sebastianem, w moim biurze. Zaczął dosłownie zdzierać ze mnie sukienkę, dotykając przy tym mojego ciała w obleśny sposób, mruczał coś pod nosem, ale zbytnio go nie rozumiałam. Poczułam piekące łzy w oczach.
-Zaraz wróci Michael...puszczaj mnie ty cholerny gnoju!- jedną ręką zatknął mi usta, a drugą rozpinał rozporek w spodniach, zaczęłam piszczeć, ale mało to pomogło.
-Spokojnie, nie wierć się tak...Będzie Ci dobrze, gwarantuję.- zaśmiał się, a ja nie wiem nawet kiedy słone łzy zaczęły płynąć mi po twarzy. Byłam kompletnie bezsilna i przestałam się szarpać...
-Co tu się dzieje do cholery?!- odetchnęłam z ulgą kiedy poczułam, że Jerm mnie puścił, wręcz od razu ze mnie zszedł. Zaczęłam rozmasowywać obolałe nadgarstki.
Spojrzałam w końcu przed siebie i ujrzałam Michaela, który był przerażony i zły jednocześnie? Boże gdyby znowu nie on...Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się w ramiona wybuchając płaczem. Czułam jego napięte mięśnie. Ale najdziwniejsze było to, że nie odwzajemnił mojego uścisku, nic kompletnie...nie reagował na mnie. On myśli, że...ja chciałam go zdradzić?! Odsunął się ode mnie i spojrzał takim wzrokiem jakby chciał mnie zabić...
-Michael, to nie tak jak myślisz. Kochanie...- chciałam dotknąć jego policzka, ale odepchnął moją rękę i ruszył w stronę swojego brata, który jak gdyby nigdy nic zapinał spodnie. Michael przywalił mu z całej siły, dosłownie rzucił się na niego okładając go pięściami. Jerm próbował się jakoś zasłaniać, ale marnie mu to wychodziło tym bardziej, że był pijany. A ja stałam i nie wiedziałam co mam robić...W życiu nie widziałam go w takim stanie, jakby wpadł w szał.
-Zabije Cię skurwielu! Znowu to zrobiłeś, nie daruje Ci tego! Mało Ci było nie?! Ile razy ją przeleciałeś co?!- stanęłam jak wryta. Nie wiem nawet kiedy w sypialni pojawili się George i Lucas, którzy ledwo odciągnęli Michaela od prawie nieprzytomnego brata.
-Jackson uspokój się!- ochroniarz potrząsnął nim lekko, odepchnął go i szybkim krokiem podszedł do mnie. Był cały nabuzowany i tak wkurzony, że myślałam, że zaraz mnie uderzy.
-Jak mogłaś mi to zrobić?!- złapał mnie mocno za ramiona, po całym ciele przeszedł mnie dreszcz.
-Jak możesz myśleć, że kiedykolwiek zdradziłabym Cię z tym śmieciem?!- w czasie kiedy my krzyczeliśmy na siebie, chłopaki wyprowadzili Jermaine'a z pokoju zostawiając nas samych.
-A jak to nazwiesz co?! Nie rób ze mnie kretyna, wszystko widziałem!
-Tak co widziałeś, jak się do mnie dobiera?!
-Zachowałaś się jak...- urwał w połowie.
-No dokończ!
-Jak dziwka...- poczułam jak oblewa mnie zimny pot. Wzięłam zamach i z całej siły uderzyłam go w policzek. Zaśmiał się i odwrócił twarz w moją stronę chcąc coś powiedzieć, ale nie zdążył bo znowu dałam mu z liścia.
-Dziwka tak?!- popchnęłam go- Twój popieprzony braciszek próbował mnie zgwałcić, a Ty nazywasz mnie dziwką?! Wiesz co, żałuje wszystkiego co z Tobą związane, żałuję że Cię poznałam, że zgodziłam się za Ciebie wyjść i że Ci się oddałam...rozumiesz? Żałuję wszystkich spędzonych chwil z Tobą! Nie chcę Cię znać!- nie kontrolowałam słów, ani łez przez które ledwo co widziałam. Działałam pod wpływem emocji, teraz mogłam zrobić tylko jedno...Wyjęłam walizkę z szafy i na oślep zaczęłam wrzucać do niej swoje rzeczy.
-Ale jak to zgwałcić...- złapał się za głowę i usiadł na łóżku- Przecież..
-No co?! Przylazł tu i zaczął się do mnie dobierać. Co miałam zrobić? Próbowałam mu się jakoś wyrwać, ale był silniejszy! Już miał to zrobić kiedy...wszedłeś Ty i co zrobiłeś? Oskarżyłeś mnie o zdradę, bo przecież kochasz mnie nad życie i mi ufasz nie? A gówno prawda!- znowu się rozpłakałam, cała się trzęsłam. Zapięłam w końcu walizkę i wciągnęłam na siebie byle jaki dres, bo przecież byłam tylko w bieliźnie, dopiero teraz to zauważyłam.
-Victoria stój!- ten kretyn zatarasował mi przejście- Mówisz prawdę?- spojrzałam na niego niedowierzająco kręcąc głową, ściągnęłam z palca pierścionek i rzuciłam nim w niego.
-Nienawidzę Cię...- nie mogłam dłużej patrzeć mu w oczy więc wyminęłam go i wyszłam z sypialni trzaskając drzwiami. Nawet za mną nie pobiegł...Kiedy przemierzałam kolejne korytarze kilka osób mnie nawet zatrzymało, w tym Jessica, ale nikogo nie słuchałam, przeszłam przez cały dom z prędkością światła ignorując wszystko i wszystkich. Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce...i z bolącym sercem, to właśnie zrobiłam.
*******
I jak się podobało? :) Od razu zaznaczam, że następny rozdział będzie dopiero przed Świętami (prawdopodobnie) no chyba, że znowu zakitram komuś laptopa „do nauki” xD Jeśli chodzi o scenę z Victorią i Jermain'em to pisało mi się to trudno...Nie umiem i nie lubię opisywać takich rzeczy, niby nie doszło do gwałtu, ale mimo wszystko to nie było łatwe, więc liczę się z tym, że ten fragment wyszedł mi całkowicie do dupy. Wgl to przepraszam, że tak krótko xD jakoś tak wyszło, bo sama spodziewałam się naprawdę długiego rozdziału, ale lepsze to niż nic ;) Proszę Was tylko o komentarze, jakieś opinie, nie wiem, uwagi? Cokolwiek naprawdę, to strasznie motywuje. Muszę wiedzieć, że piszę dla kogoś, bo do pisania dla siebie blog nie jest mi potrzebny. Chcę tylko wiedzieć czy to co robię ma sens, a Wasze zdanie mi w tym pomoże :)
PS: Dziękuję Ci Martynko za pomoc w pisaniu tego rozdziału ♥ ♥ ♥

20 listopada 2016

Rozdział 29. „Żywy inkubator”.

Witam wszystkich serdecznie! ♥ ♥ ♥
Ach wieki mnie tu nie było...Nie będę Wam walić znowu litanii, gdyż powód mojego zniknięcia na te trzy miesiące był jeden...no może dwa xD A mianowicie nie miałam dostępu do komputera z internetem (obecnie piszę na pożyczonym laptopie) do tego doszła szkoła, która tak daje w kość, że w ciągu tego roku szkolnego dziesięć razy zastanawiałam się czy aby jej nie rzucić (mówię jak najbardziej serio). Mam nadzieję, że czekaliście na mnie...bo ja naprawdę nie rzuciłam pisania, na tą sytuację nie miałam wpływu. Chyba wybaczycie mi to znikniecie co? XD
Nie będę już więcej zawracać Wam głowy zbędną paplaniną, więc zapraszam do czytania i komentowania zwłaszcza, to naprawdę motywuje, ja się staram i fajnie jakby ktoś to docenił ;) Rozdział raczej pozytywny i może trochę nudny, ale w następnym będzie się działo, to mogę obiecać. W ogóle przez kilka następnych rozdziałów będzie się dziać.
*******
Obudziłam się za sprawą czyjegoś dotyku na policzku, odczułam także ciepły oddech na twarzy. Było mi tak dobrze, że nie chciałam nawet otworzyć oczu, zamruczałam cicho, a w zamian usłyszałam chichot. Tak myślałam, że to Michael. Otworzyłam w końcu oczy i faktycznie to był on. Wpatrywał się we mnie z uśmiechem bawiąc się moimi włosami, które nawijał sobie na palec i smyrał mnie nimi po całej twarzy. Co on, nie boi się mojego ojca, że leży sobie tak spokojnie obok mnie? Zaraz pewnie znowu zrobi mi nalot na sypialnię by tym razem zapytać się czy dobrze mi się spało.
-Dzień dobry kochanie.- już chciał mnie pocałować, ale odwróciłam się do niego tyłem. Dlaczego? Bo byłam zła, że wczoraj trzymał stronę ojca i zamiast się sprzeciwić to wyszedł stąd potulnie jak baranek, szkoda że mnie się tak nie słucha...
-Obraziłaś się?- przysunął się obejmując mnie od tyłu.
-Nie wcale...gdzieżby tam, absolutnie. Na Króla Pop'u? Jakżebym mogła.- powiedziałam kpiąco. Zaczął się śmiać, no tak zajechało ironią na kilometr.
-Co się stało?- zapytał kiedy już się uspokoił.
-Nie boisz się, że ojciec tu zaraz wpadnie?- obróciłam się, a on zawisnął nade mną.
-Nie, dlaczego?
-Wczoraj wyraźnie zauważyłam, że się go boisz.
-Przesadzasz, nie boję się tylko chcę żeby mnie polubił.
-Podporządkowując mu się.
-Mówiłem żebyś mi zaufała i nie obrażaj się o takie głupoty.- pogładził mnie po odkrytym ramieniu.
-To nie są głupoty. Zjemy śniadanie i każe im wracać do domu. Nie myśl nawet, że zostaną tu na obiad albo co gorsza na kolację. Nie wytrzymam traktowania mnie jak małą dziewczynkę dłużej niż dwie godziny.
-Dobrze, jak sobie życzysz. Chociaż mi obecność Twoich rodziców wcale nie przeszkadza, są bardzo mili.
-Przy Tobie są mili. Przecież mój ojciec nie powie Ci prosto w twarz co o Tobie myśli, wystarczy, że wczoraj mi powiedział.
-Co Ci powiedział?- posmutniał wyraźnie.
-Nie ważne, nic miłego. Nie wierć mi dziury w brzuchu, bo i tak Ci nie powiem. A jak walnie coś głupiego przy śniadaniu to najlepiej go zignoruj.- westchnął tylko. Nie chciałam go martwić mówiąc, że ojciec ma go za babiarza, który chce mnie tylko wykorzystać. A skąd to wie? No z gazet! Cholerne szmatławce, to mnie zdenerwowało bardziej niż jakaś chora plotka o Michaelu.
-Ale już się nie gniewasz?- mruknął przybliżając się jeszcze bardziej kładąc głowę na moim ramieniu. Dla lepszego efektu zrobił maślane oczka.
-No nie wiem...jak dalej będziesz się tak zachowywać.
-Jak?
-Tak, że boisz się mnie nawet pocałować przy moim ojcu. Jesteśmy dorośli, a zachowujesz się jak dziecko.
-Mam robić przy Twoim ojcu wszystko na co tylko mam ochotę?- przygryzł zalotnie wargę mrużąc oczy.
-Mhmm...
-Nawet te bardzo nieprzyzwoite rzeczy?
-Po prostu bądź sobą, a te nieprzyzwoite rzeczy zostaw na później, bez żadnych świadków.- uśmiechnęliśmy się. Wzrokiem zjechał na moje usta.
-Będziesz się tak patrzeć czy w końcu mnie pocałujesz?- rzuciłam zniecierpliwiona co wywołało u niego śmiech. Uwielbiałam jego śmiech, był piękny, szczery i zawsze mnie nim zarażał. Przyciągnęłam go do siebie za kołnierz koszuli złączając nasze usta w długim pocałunku.
-I ostatni raz śpię sama, w ogóle się nie wsypałam i wszystko mnie boli.- powiedziałam odrywając się od niego i skrzywiając się lekko.
-Zrobić Ci masaż?- u niego słowo „masaż” wcale nie oznacza zwykłego masażu, to ma drugie dno.
-Co Ci po głowie znowu chodzi?- spytałam patrząc na niego podejrzliwie.
-Mi? Wszystko Cię boli więc bardzo chętnie mogę rozmasować te miejsca.- wyszczerzył się.
-Taaak? Już wiem czym się ten masaż skończy.
-No tego nie mogę zagwarantować.- zaśmialiśmy się.
-Obejdę się jakoś bez Twoich cudownych rąk. Idę się prędko ubrać, bo jak najszybciej trzeba spławić moich rodziców.- wstałam na równe nogi. Z szafy zabrałam jakieś luźne ciuchy i zniknęłam za drzwiami łazienki. Odprawiłam codzienną rutynę i wyszłam z sypialni. Mijając kolejne pokoje na korytarzu pojawił się Jermaine jak zwykle w szampańskim nastroju i bynajmniej nie sam. Była z nim jakaś młoda dziewczyna. Oboje wyglądali jakby dopiero co opuścili klub, mogę twierdzić nawet, że byli jeszcze pijani.
-Ooo moja kochana szwagierka!- zawołał- Mała idź do mojego pokoju zaraz do Ciebie dołączę tylko muszę chwilę porozmawiać z panią tego domu.- zwrócił się do blondynki. ale patrzył na mnie. Dziewczyna pocałowała go tylko i po chwili zniknęła mi z oczu. Podeszłam do niego szybkim krokiem.
-Możesz mi powiedzieć co Ty odwalasz?! Znowu sprowadzasz panienki do domu swojego brata. Michael o tym wie?- uśmiechnął się przybliżając się do mnie jeszcze bardziej.
-Vicki słonko nie musisz krzyczeć, nie jestem głuchy. Oczywiście, że Michael o tym wie.
-Tak? To się zaraz przekonamy.- chciałam go wyminąć, ale mi na to nie pozwolił, zastawiając drogę i jednocześnie lekko przyciskając do ściany. Byłam cholernie zła.
-Nic mu nie powiesz.- warknął.
-A chcesz się przekonać?- założyłam dłonie na klatce piersiowej. Zacisnął usta.
-Uwierz mi...nie chcesz tego zrobić. Konsekwencje tego będą bardzo surowe...
-I tak wylecisz z tego domu! Twoje „groźby”- zrobiłam cudzysłów w powietrzu śmiejąc się kpiąco- nie robią na mnie wrażenia. Miałeś wyprowadzić się stąd dwa tygodnie temu, a teraz daje Ci ostatni tydzień na ogarnięcie dupy, poszukania sobie jakiegoś mieszkania, nie obchodzi mnie to. A jak będziesz utrudniać to wylecisz natychmiast. Zrozumiałeś?- wysyczałam patrząc mu prosto w oczy.
-Zobaczymy.- rzucił i odsunął się od razu ode mnie. Nawet nie zauważyłam, że przez chwilę byliśmy bardzo blisko. Odwrócił się napięcie i udał się do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Pfff ciekawe co on może mi zrobić. Ja nie mam się czego bać w przeciwieństwie do niego. Naprawdę myślałam, że się zmienił i że jest tu po to aby pogodzić się z bratem. Bardzo się na nim zawiodłam, ale jeszcze bardziej Michael. Oboje mamy dość tego jaki jest arogancki i bezczelny. Myśli, że to on tu rządzi i będzie doił kasę z Michaela do śmierci. Myli się, ja na to nie pozwolę. Nie wytrzymam dłużej jego obecności tutaj, prędzej mnie szlak trafi. W beznadziejnym nastroju udałam się do kuchni. Schodząc ze schodów usłyszałam głośne śpiewanie, a w przerwach śmiechy. Weszłam do pomieszczenia i uśmiechnęłam się na widok mojego faceta, który kręcąc tyłkiem kroił szczypiorek.
-A B C
It's easy as, 1 2 3
As simple as, do re mi
A B C, 1 2 3
Baby, you and me girl...-
śpiewał robiąc co chwile jakieś piruety albo skomplikowane ruchy taneczne. Zaraz dołączyła do niego nasza jakże utalentowana muzycznie kucharka z drewnianą łychą w ręce, która prawdopodobnie robiła za mikrofon.
-A B C
It's easy as, 1 2 3
As simple as, do re mi
A B C, 1 2 3
Baby, you and me girl...- przybili sobie piątki i już mieli śpiewać dalej, ale postanowiłam dać w końcu o sobie znać. Odchrząknęłam dość głośno, odwrócili się w moją stronę od razu jakby przyłapani na gorącym uczynku.
-Zastanówcie się poważnie nad duetem.- rzuciłam z uśmiechem siadając przy dużym stole.
-A daj spokój gdzie ja z Królem Pop'u.- prychnęła odwracając się do nas tyłem. Michael natomiast miał zamyśloną minę, już coś kombinował widziałam to. Po chwili uśmiechnął się do mnie. Chyba już coś wymyślił...
-Wiesz w sumie...moglibyśmy nagrać razem I just can't stop loving you.- Jess spojrzała na niego jak na debila.
-No co?- spytał w końcu- Fakt, że na albumie śpiewam tą piosenkę w duecie z Siedah, ale nie zaszkodzi nagrać ją z Tobą, masz piękny głos i trzeba to wykorzystać.- kobieta podeszła do niego i pokazała, że ma się puknąć w głowę. Zaczęłam się śmiać, ale osobiście uważałam że to świetny pomysł.
-W czółko się Jackson puknij o.- ten tylko westchnął wzruszając ramionami.
-Próbowałem.- powiedział pod nosem siadając obok mnie. Nie wiedziałam czy mam mu powiedzieć o tym co przed chwilą zaszło między mną, a Jermem. W sumie nic takiego się nie stało, ale...
-Co jest?- z zamyśleń wyrwał mnie głos ukochanego, najwyraźniej zauważył, że myślę o czymś nieprzyjemnym.
-Chodzi o Twojego brata...-westchnęłam, po jego minie można było wyczytać, że nie jest zadowolony z rozmowy akurat o NIM. Ostatnio zastanawiałam się czy Michael mu wybaczył, ale teraz wiem, że nie. Ciągle się mijają, albo kłócą, a jak zaczynamy o nim rozmawiać to Michael się denerwuje, najchętniej wywaliłby go stąd, ale jak widać ma za dobre serce nawet dla takiego...
-Co ten kretyn zrobił?- uważnie mi się przyglądał.
-Przyprowadził sobie jakąś panienkę...- jednak mogłam tego nie mówić...
-Kurwa nie no znowu!- wybałuszyłam na niego oczy. Pierwszy raz przy mnie przeklął naprawdę, ale nie dziwię mu się. Miał prawo się wkurzyć. Wstał z zamiarem pewnie poszukania swojego brata, ale powstrzymałam go.
-Michael uspokój się, nie chcę tu żadnych kłótni. Tym bardziej, że w domu są rodzice i moje rodzeństwo.- pociągnęłam go za dłoń tak, że tyłkiem znowu wylądował na krześle.
-Przepraszam...masz rację.- powiedział po chwili, dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy sami, a Jess gdzieś zniknęła i to może nawet lepiej- Przysięgam, że wyleci dzisiaj z tego domu i to z hukiem.- zacisnął szczękę. Skoro tak zareagował na jego „znajomą” wolałam nie mówić, że mi groził.
-Dałam mu tydzień na ogarnięcie się, bo jak nie to własnoręcznie go stąd wywalę-.
-Bardzo dobrze. Źle zrobiłem, że pozwoliłem mu tutaj zamieszkać, cholernie żałuje...to wszystko moja wina.- schował twarz w dłoniach- Miał się zmienić i co? Woli pieprzyć jakieś panienki pod moim dachem niż porozmawiać ze mną, spróbować jakoś to naprawić, no cokolwiek.
-Michael nie obwiniaj się. To ja Cię namówiłam do wszystkiego, mimo że wszyscy mnie ostrzegali. Jesteśmy oboje naiwni...coś nas jednak łączy.- uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
-Wiele nas łączy.- odwzajemniłam uśmiech i wtuliłam się w jego ramiona. Przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie i cmoknął w czoło.
-Obiecuję, że Jermaine niedługo zniknie z naszego życia.- wyszeptał- I...kocham Cię najmocniej na świecie.- uśmiechnęłam się na te słowa. Już miałam mu odpowiedzieć kiedy:
-Eghemm nie przeszkadzamy?- ujrzałam uśmiechniętą mamę, która nieśmiało weszła do pomieszczenia, a za nią tata...nie mogłam nic wyczytać z jego miny. Nie odsunęłam się od razu od Michaela, pocałowałam go najpierw w usta po czym zwróciłam się do rodziców:
-Teraz już nie.- mój narzeczony zaśmiał się pod nosem, dobrze wiedział, że robię to specjalnie i będę teraz pokazywać przy rodzicach jak bardzo go kocham. Nie mam zamiaru się krępować we własnym domu, albo czegoś nie robić bo przy rodzicach nie wypada? Nie jestem już nastolatką, ale jak widać mój ojciec nie może się pogodzić z tym, że już nie jest najważniejszym mężczyzną w moim życiu.
Usiedliśmy w końcu do śniadania, przy którym również nie szczędziłam sobie czułości w stosunku do Michaela, który już tam nie mógł ze śmiechu. No tak...”tygrysku” jeszcze do niego nie mówiłam.
-Na piętrze spotkaliśmy jakąś młodą dziewczynę...- rzucił mój ojciec od razu patrząc dwuznacznie na Michaela, który zaczął się krztusić. Już nie było mu do śmiechu i mi również.
-Bardzo młodą.- dodał po chwili. Sytuacja była dość niezręczna, chciałam już obronić Michaela, bo wiadomo było co właśnie sugeruje mój ojciec, ale ten mnie ubiegł.
-To dziewczyna mojego brata.- powiedział patrząc na mnie.
-Którego?- zainteresowała się mama.
-Jermaine'a.- odpowiedziałam.
-Nie martw się tato to nie jakaś panienka od zaspokajania prywatnych potrzeb mojego faceta.- chyba zdziwiłam ich tą wypowiedzią- Od tego ma mnie.- mina mojego ojca? Bezcenna, nic tylko zrobić zdjęcie. Widać było, że mamie chciało się śmiać, zaś mój ukochany raczej był zmieszany. Może nie powinnam mówić o takich rzeczach przy śniadaniu, ale nie mam zamiaru słuchać tych bredni. Dobrze wiem o co mu chodziło. Zegar wskazywał dopiero 9, a ja się modliłam żeby moi rodzice w końcu pojechali do domu.
-Myślę, że powinniśmy wrócić do wczorajszej rozmowy.- odezwał się ojciec z bardzo poważną miną.
-Której?- czułam, że to skończy się kłótnią. Przynajmniej ja nie byłam pokojowo nastawiona.
-Nie jesteście jeszcze małżeństwem i...
-Nie martw się już niedługo.- wtrąciłam się.
-Ale jeszcze nim nie jesteście.- próbował postawić na swoim- I myślę, że to za wcześnie, żebyście mieszkali razem, a co dopiero dzielili ze sobą sypialnię.- teraz będzie mnie umoralniać.
-Chciałbym, aby pan wiedział...- odezwał się Michael, tak byłam w szoku, myślałam że jednak będzie siedział cicho i przytakiwał mojemu ojcu-...że traktuje Victorię bardzo poważnie.- wziął moją dłoń w swoją i ścisnął, patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana- Chcę aby spędziła ze mną resztę życia, chcę aby była matką moich dzieci, chcę żeby wkrótce została moją żoną, kocham ją nad życie. Do niczego jej nie zmuszam, nie musi ze mną mieszkać, a tym bardziej sypiać...-zmieszał się trochę, no tak weszliśmy na te tematy.
-Ale ja chcę z nim mieszkać, a zwłaszcza sypiać, bo się kochamy i mamy do tego wszystkiego prawo.- dokończyłam za niego, uśmiechnął się z wdzięcznością. Tata nie wiedział co za bardzo ma odpowiedzieć na te nasze „wyznania”. Ale widziałam, że słowa Michaela trochę go uspokoiły. Nastała więc cisza...czy niezręczna? Sama nie wiem, my powiedzieliśmy co chcieliśmy i czekałam tylko na jakiś ruch ze strony mojego ojca, mama zaś siedziała przysłuchując się temu wszystkiemu i patrząc na nas z uśmiechem, a raczej na Michaela. Tak przecież ona go uwielbia, uważa go za idealnego kandydata na zięcia, bo jest bogaty i będę mieć zapewnioną przyszłość. Bolało mnie tylko, że nie patrzy na moje szczęście, w przeciwieństwie właśnie do taty, który ciągle się o mnie martwił, a nie o to czy mój facet będzie nadziany.
-Powinniśmy już wracać.- liczyłam, że odniesie się do tego co powiedzieliśmy. Ale cóż...dla mnie nawet lepiej, unikniemy tym chociaż zbędnej kłótni. Rodzice zaczęli się zbierać do wyjścia. Staliśmy w holu i przyszedł czas na pożegnanie.
-Jakby coś się działo z Ash i Max'em od razu do nas dzwońcie.- powiedziała mama, ale najpierw podleciała do mojego faceta, wywróciłam oczami.
-Spokojnie na pewno nic się nie stanie, będziemy ich pilnować.- uśmiechnął się Michael, który teraz wymieniał uścisk dłoni z moim ojcem, patrzyli sobie prosto w oczy, ciekawe...
Mimo wszystko wyściskałam rodziców, bo nie wiadomo było kiedy znowu się zobaczymy, jeśli tata nie zmieni nastawienia do Michaela to czuję, że nie prędko. Zamknęłam w końcu za nim drzwi i wypuściłam ze świstem powietrze co oczywiście nie uszło uwadze Michaelowi, który jak zwykle się zaśmiał. Jego ostatnio w ogóle wszystko śmieszy. Taki śmieszek się zrobił no...
-A Ty co wafla cieszysz?- jeszcze głośniej się zaśmiał, przygryzł wargę patrząc na mnie zalotnie. Podszedł do mnie i przycisnął biodrami do drzwi, podniosłam wysoko brwi.
-Bo jesteśmy w końcu sami i...- wyszeptał mi do ucha przejeżdżając palcem po moim dekolcie oblizując usta. Te jego erotyczne gesty naprawdę doprowadzały mnie do szału.
-I...?
-I wczoraj dwa razy nam przerwano więc...- zaśmiałam się gdy poczułam jego ciepłą dłoń na swoich pośladkach.
-Tak się składa panie Jackson, że nie jesteśmy sami.- oderwał się ode mnie i zastanowił się na chwilę, po czym wydał z siebie ciche:
-No tak...- zaśmiałam się znowu kręcąc głową- A już chciałem Cię porwać na górę.- wyszczerzył się.
-No widzisz...zostawmy może to sobie na wieczór co?- cmoknęłam go w usta, ale oczywiście przedłużył pocałunek jak tylko mógł, uśmiechnęłam się.
-Chodź obudzimy młodych.- pociągnęłam go za rękę na piętro.
-Czekaj.- zatrzymał się nagle i spojrzał na mnie z uśmiechem jakby wpadł na genialny pomysł, no tak on ma same „genialne pomysły”. Byliśmy akurat obok naszej sypialni, wpadł do niej jak burza i po chwili pojawił się obok mnie z dwoma napełnionymi wodą pistoletami, zaśmiałam się. Już wiedziałam o co mu chodzi. Najciszej jak się tylko dało weszliśmy najpierw do pokoju mojego brata. Oczywiście spał jak zabity, więc w sumie dobrze, że mieliśmy ze sobą takie sprzęty. Tym na pewno go dobudzimy. W końcu przystąpiliśmy do „akcji”. Tak jak myślałam obudził się od razu, ale chyba jednak nie do końca...
-Co...co jest? Śmigus dyngus?-wymruczał zaspany zasłaniając się rękami, wybuchliśmy głośnym śmiechem dalej oblewając go zimną wodą. Max widząc, że nie damy za wygraną wlazł pod kołdrę, ale po chwili już jej nie miał, bo wyrwałam mu ją i odrzuciłam na bok.
-No nie tak to nie będziemy się bawić.- powiedział w końcu i spod łóżka wyciągnął własną broń. Tak więc przez kolejne pół godziny lataliśmy po całej sypialni nawzajem oblewając się wodą. Cali mokrzy we trójkę weszliśmy do pokoju Ashley. Max wygrzebał z jej kosmetyczki czarną kredkę do oczu i postanowił chyba zrobić jej bardzo profesjonalny make-up, przez który w rezultacie moja siostra miała na twarzy dorysowane wąsy i brodę. Z Michaelem musieliśmy zatknąć sobie usta dłonią, bo jestem pewna że jakbym usłyszała jego rozbrajający śmiech to sama posikałabym się ze śmiechu. A tak się składa, że mojego ukochanego ostatnio śmieszy wszystko. Ale wracając do wyglądu Ash. Zaczęła coś mruczeć pod nosem i wiercić się na łóżku, Max widząc że chyba się przebudza, dał znak żebyśmy się przygotowali. Chwyciliśmy nasze „bronie” i wycelowaliśmy w moją siostrę. 

-Kurwa co jest?!- krzyknęła kiedy tylko poczuła wodę na swojej twarzy. Wstała na równe nogi i zaczęła się na nas wydzierać, ale my nic sobie z tego nie robiliśmy i kontynuowaliśmy dalej wylewając na nią wodę.
-Pogięło was do reszty?! Ty mała mendo! Pewnie Ty to wymyśliłeś! Zaraz pożałujesz, że się urodziłeś!- rzuciła się na Max'a zabierając mu broń, teraz to ona w nas celowała. Śmiejąc się wybiegliśmy z pokoju, a ona wściekła do granic możliwości pognała za nami. Wybiegliśmy na dwór, ja z bratem biegliśmy za Michaelem, który zatrzymał się nagle nie wiedzieć czemu. Nawet nie zwróciłam uwagi, że jesteśmy przed basenem. Nie wyhamowałam i wpadłam na Michaela, przez co Max i Ash również. Wylądowaliśmy w basenie, znowu zaczęliśmy się śmiać i chlapać wodą. Oprócz mojej siostry oczywiście, która patrzyła na nas jak na bandę kretynów.
-Jesteście porąbani i to równo!- nieudolnie próbowała wyjść z basenu.
-Daj spokój nie bądź taka sztywna.- rzucił Michael i to był chyba błąd...Dziewczyna odwróciła się w naszą stronę i wymierzyła w niego placem.
-A Ty! Nawet się do mnie nie odzywaj, palant.- warknęła i obrażona udała się do domu.
-Mówiłam, że nie będzie łatwo.- powiedziałam widząc jego minę.
-To była dopiero pierwsza próba.- puścił mi oczko, pokręciłam głową. Naprawdę wątpię, żeby Ashley się zmieniła i polubiła Michaela spędzając z nim zaledwie weekend, ale on jak się czegoś uprze to nie ma bata. Sami w końcu wyszliśmy z wody i cali przemoczeni również udaliśmy się do domu, żeby się przebrać.
*******
Siedziałam z rodzeństwem w kuchni pilnując by zjedli śniadanie, a Michael poszedł zadzwonić po Mac'a, stwierdził że im więcej dzieciaków do zabawy tym lepiej. Coś czuję, że Neverland będzie dzisiaj latał...dosłownie.
-Boże nie zniosę widoku tego debila przez całe dwa dni...
-Michael nie jest debilem, głupia kwoko!
-A właśnie, że jest! I zamknij się tępaku, bo zawartość Twojego talerza zaraz wyląduje na Twoim pustym łbie!
Liczyłam w myślach do 10 żeby tylko nie wybuchnąć, ale mało mi to pomogło. Max i Ash cały czas się przezywali i miałam już serdecznie dosyć, najchętniej zamknęłabym ich w osobnych pokojach.
-Uspokójcie się do cholery, bo nie mogę już was słuchać! Ashley jeśli nie zaczniesz zachowywać się jak cywilizowany człowiek spędzisz ten weekend w swoim pokoju, bez telewizora, komputera i telefonu. I zacznij wyrażać się z szacunkiem do brata i mojego NARZECZONEGO.- zmierzyła mnie wzrokiem i więcej się już nie odezwała tak jak mój młodszy brat, za co dziękowałam Bogu. Chwilę potem skończyli jeść i oboje gdzieś poszli, z czego też byłam szczęśliwa, przynajmniej miałam chwilę spokoju.
Stałam ze szklanką soku w ręku wpatrując się w okno, gdy usłyszałam ciche pukanie, odwróciłam się w stronę drzwi i ujrzałam w progu moją przyjaciółkę wraz z jej córką.
-Ciocia Vicki!- dziewczynka podleciała do mnie od razu rzucając mi się na szyję.
-Witaj kochanie.- uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w policzek. Podeszłam do Alex z małą na rękach aby również ją przywitać.
-Napijecie się czegoś?- spytałam po chwili.
-Nie dzięki, wiesz ja tylko na chwilę, spieszę się. Mam do Ciebie ogromną prośbę.
-Co się stało?
-Muszę wyjechać na dwu dniowe szkolenie i nie mam z kim zostawić Rachel.- zrobiła zdesperowaną minę- Przepraszam, że tak zwalam wam się na głowę, ale...
-Nie ma problemu, z wielką przyjemnością zajmiemy się małą.- do pomieszczenia wszedł nagle Michael, zrobiłam zdziwioną minę. Kiedy, jak, gdzie...? Alex uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mojego narzeczonego. Stanęłam z boku z założonymi rękoma, zaśmiali się oboje.
-Och Tobie też dziękuję oczywiście.- podleciała do mnie dalej się śmiejąc. Rachel stanęła obok swojej mamy, bacznie przyglądając się Michaelowi. Jakby chciała do niego podejść, ale się wstydziła. Już była w tym wieku, że na pewno wiedziała kim jest.
-A kim jest ta młoda dama?- spytał widząc nieśmiałe zachowanie dziewczynki. Przykucnął obok niej i uśmiechnął się przyjaźnie.
-Jak masz na imię?- spróbował jeszcze raz widząc jak mała się go wstydzi.
-Rachel.- powiedziała cichutko trzymając palec w buzi.
-Ślicznie, a wiesz kim ja jestem?
-Tak...pan Michael.- zaśmialiśmy się.
-Nie jestem panem, możesz mówić mi po imieniu, albo jak chcesz.
-Wujek Mike.- przytuliła się do niego, co skwitowaliśmy rozczulającym „oooo”. Pogłaskał ją po główce i pocałował w czoło, jak każde dziecko. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, wyglądali tak uroczo. Można nawet powiedzieć, że „z dzieckiem mu do twarzy”.
-Jeszcze raz Wam dziękuję, ja muszę teraz uciekać. Jakby co dzwońcie.- wycałowała córeczkę i pożegnała się z nami, po czym jak najszybciej opuściła dom. Jessica zajęła się małą. Po jakiejś pół godzinie jednak usłyszałam, jak znowu ktoś wchodzi do domu. Myślałam, że to Alex czegoś zapomniała, ale w salonie pojawił się uśmiechnięty Mac w obstawie dwóch naszych ochroniarzy.
-No proszę mała gwiazda ma już nawet swoich bodyguardów?- zaśmiałam się widząc jego towarzystwo.
-Oczywiście, wiesz bezpieczeństwo przede wszystkim. Nie daj Boże rzucą się na mnie jakieś napalone fanki...Witaj Vicki.- standardowo mnie wycałował.
-A gdzie ten pawian Jackson? Co on odwala? Już tu powinien leżeć czerwony dywan i girlandy na moje powitanie. Co on sobie wyobraża?- rzucił z udawanym oburzeniem. Michael stał za nim z założonymi rękoma i przysłuchiwał się z ciekawością jego słowom. Zaczęłam się śmiać, blondyn obrócił się za siebie.

-Witam Cię serdecznie mała gnido w moich skromnych progach.- powiedział wystawiając rękę z uśmiechem, Mac uścisnął ją, ale po chwili już ściskali się jak prawdziwi przyjaciele. Poprawiałam włosy kiedy to blondyn nagle wyrwał się Michaelowi i podleciał do mnie patrząc w szoku na mój palec, chwycił mnie za rękę i zaczął oglądać mój pierścionek zaręczynowy by po chwili spytać:
-Kto kupił Ci takie gówno?- spojrzał od razu na Michaela, który już ciskał w niego wkurzonym spojrzeniem.
-Ja Ci dam gówno gówniarzu! To kosztowało...- urwał nagle, pewnie ze względu na moją obecność.
-No dokończ kochanie.- wyszczerzyłam się, pokręcił głową.
-Wiesz Vicki ja bym Ci kupił ładniejszy.- puścił mi oczko- Bo ten baran to w ogóle gustu nie ma.
-O nie teraz przegiąłeś!- Michael ruszył w jego stronę szybkim krokiem, a po chwili zaczęli ganiać się po całym domu.
-Victoria ratuj, Twój nienormalny narzeczony chce mnie zabić! Michael Jackson kurde, niby tak dzieci kocha, właśnie widać jak kocha!- zaśmiałam się i ruszyłam w pogoń za nimi.
*******
Odpoczywałam leżąc na kocu i czytając książkę ulubionego pisarza - Stephena Kinga. Michael urządził sobie z Max'em, Mac'iem i Rachel bitwę na balony. Pewnie jesteście ciekawi co robi Ashley? Zamknęła się w swoim pokoju i do tej pory nie wyszła, ja jej zmuszać nie będę, niech sobie tam siedzi nawet do jutra, przynajmniej nie będę musiała wysłuchiwać jej ciągłego narzekania. Co jakiś czas zerkałam na mojego ukochanego i uśmiechałam się pod nosem. Nie mogłam wyjść z podziwu. Miał tak świetny kontakt z dziećmi, w sumie co się dziwić, w środku nadał był małym chłopcem. Małym chłopcem uwięzionym w ciele dorosłego mężczyzny...Był dziecinny, ale kochałam to w nim.

-Czemu mi się tak ciągle przyglądasz?- usłyszałam szept tuż nad swoim uchem, który natychmiast wyrwał mnie z zamyślenia. Podskoczyłam lekko przestraszona i spojrzałam w bok, ujrzałam uśmiechniętą twarz mojego narzeczonego.
-Lubisz mnie straszyć co?
-Oczywiście.- zaśmiał się- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie.
-Bo....wyglądasz uroczo z dziećmi, byłbyś świetnym ojcem.- zobaczyłam znajomy błysk w jego oczach. Chyba nie potrzebnie to powiedziałam...
-Tak myślisz?
-Tak myślę.- odpowiedziałam szybko i wróciłam do czytania książki, ale po chwili zabrał mi ją i zawisnął nade mną.
-To może...?- przygryzł wargę.
-Michael...rozmawialiśmy już na ten temat.- spojrzałam w bok.
-Ale tu nie potrzebna jest rozmowa, wystarczy działać.- dotknął mojego uda, wsuwając dłoń pod spódniczkę. Chciałam zabrać jego rękę, ale pocałował mnie. W końcu odsunęłam się od niego i usiadłam bokiem, westchnął.
-Vicki...nie uważasz, że już czas na to? Skoro się kochamy co stoi na przeszkodzie? No chyba, że mnie nie kochasz...
-Głupi jesteś. Nie szantażuj mnie okej? Mam Ci tym udowodnić swoją miłość?- odwróciłam się do niego.
-Och nie o to mi chodziło.- dotknął mojej ręki i pocałował ją- Mam już swoje lata i chyba nie ma nic dziwnego w tym, że chciałabym założyć w końcu rodzinę z kobietą swojego życia.
-Ale my nie jesteśmy nawet po ślubie. Poza tym...Twoja kariera, masz teraz mnóstwo pracy, występy, koncerty, teledyski, płyta. Myślisz, że w tym wszystkim znajdziesz czas na dziecko?
-Wszystko da się pogodzić.- skwitował.
-Nie sądzę żebyś zrezygnował z...ah nie mam ochoty o tym gadać. Może Ty mi się oświadczyłeś tylko dlatego co? Chcesz zrobić ze mnie żywy inkubator?- wybałuszył na mnie oczy.
-Oszalałaś? Jaki inkubator? Jak możesz tak mówić?
-Michael...naciskasz ciągle na mnie. Rozumiem, że kochasz dzieci. Obiecałam, że Ci je urodzę, bo tego chcę, ale nie teraz. Robisz to co kochasz, mi też na to pozwól.
-Przecież możesz być matką i jednocześnie pracować jako architekt.- dalej się upierał, westchnęłam. Ta rozmowa do niczego dobrego nie doprowadzi.
-Nie czuję się jeszcze gotowa...- prychnął.
-A kiedy będziesz gotowa? Za dziesięć lat, kiedy ja już będę starym dziadkiem? Jest wiele kobiet, które z wielką chęcią urodzą mi dziecko, nie będę musiał się przynajmniej tyle prosić.- znieruchomiałam, on natomiast dopiero po chwili zrozumiał co właśnie powiedział. Standard, ja - łzy w oczach, Michael - przerażenie na twarzy do tego stopnia, że aż pobladł.
-W takim razie niech te inne kobiety rodzą Ci dzieci, a ode mnie się odwal.- powiedziałam oschle, a jedna pojedyncza łezka wydobyła mi się z oka, by po chwili spłynąć po moim policzku. Wstałam szybko by tylko nie patrzeć mu w twarz, ale zaraz poczułam uścisk na nadgarstku.
-Victoria ja....wcale nie chciałam tego powiedzieć. Zdenerwowałem się, proszę nie bierz tego do siebie. Ja nigdy nie mógłbym...- przerwałam mu natychmiast.
-Nie bierz tego do siebie?! Idź znajdź sobie jakąś inną nawiną laskę, zrób jej dziecko i może będziesz w końcu szczęśliwy! A mi daj spokój, skoro tylko do tego jestem Ci potrzebna to nie mamy o czym rozmawiać.
-Skarbie wysłuchaj mnie...- odepchnęłam go z całej siły, odwróciłam się na pięcie i jak najszybciej poszłam do domu. Wpadłam do naszej sypialni i rzuciłam się na łóżko. Nie płakałam więcej, nie chciałam...mimo, że zabolały mnie jego słowa i to bardzo. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek coś takiego usłyszę i to od Michaela, mojego Michaela...
********
I jak podobał się Wam ten długo oczekiwany rozdział? :) Ja wiem, że szału nie ma, dupy nie urywa i wgl, ale starałam się. Chyba mój styl nie zmienił się na gorsze przez tą „przerwę”? xD Tak jak już mówiłam z dostępem do komputera - słabo, kiedy następny rozdział? Eh rozczaruję Was, ale dopiero w grudniu, chyba że jakimś cudem będę miała możliwość napisać go wcześniej. 
Oceniajcie, krytykujcie, piszcie wszystko. Tylko błagam szczerze ;)
PS: Coś mi się tu jebie z czcionką więc jak będą różnej wielkości litery to przepraszam, ale próbowałam już wszystkiego XD
Życzę miłej niedzieli, pozdrawiam! ♥