Witam :)
Bez zbędnej paplaniny, pogadam sobie na końcu xD
Zapraszam na długo wyczekiwany rozdział <3
*******
Minął
tydzień. Równiutki tydzień od mojej kłótni z Victorią. Tydzień
odkąd się do mnie nie odzywa i nie odbiera telefonu. I kolejny
dzień mojej udręki. Kolejna noc w pustym i zimnym łóżku i
kolejny błąd z mojej strony... Jeśli ktoś, kiedyś powie Ci, że
jeżeli znajdziesz miłość, swoją drugą połówkę i od tej pory
Twoje życie to będzie sielanka, nie
wierz mu, to kompletna bzdura. Doszedłem do wniosku, że wszystko
co dzieje się w naszym życiu,
zarówno te złe jak i dobre rzeczy,
mają
miejsce z jakiegoś konkretnego powodu. Może to być kara, zwykłe
szczęście,
a może lekcja życia. Niewątpliwe jednak jest to, że to ludzie
sami niszczą swoje szczęście zganiając winę na los bądź innego
człowieka, byle tylko nie obarczać poczuciem winy samego siebie. A
wiesz dlaczego? Bo tak jest łatwiej, mieć "czyste"
sumienie. Często mówiłem i robiłem rzeczy, których żałowałem
żyjąc w iluzji, że przecież robię dobrze. Dając przekaz w moich
piosenkach innym ludziom powinienem sam się do nich stosować,
niestety nie zawsze to wychodzi. Victoria jest najważniejszą
kobietą w moim życiu, kobietą która sprowadza mnie na ziemię,
kiedy zachowuje się jak naiwny dzieciak wierząc w te wszystkie
bajki. Jest kobietą, która zawsze stoi u mojego boku i wspiera.
Jest jedyną kobietą, dla której jestem w stanie zrobić wszystko i
może nie zawsze to okazuje, ale to właśnie i tylko ona jest dla
mnie najważniejsza. Starałem nie dręczyć jej natarczywymi
telefonami, chciałem żeby odpoczęła. Zbyt często dawałem jej
powody do nerwów, a w jej stanie to było wręcz zakazane. Sam
chciałem ochłonąć i przemyśleć swoje zachowanie więc na te
parę dni zamknąłem się w studiu nagraniowym i chcąc się
wyciszyć robiłem to co wychodziło mi najlepiej - tworzyłem
muzykę. Nastał jednak dzień, w którym trzeba było wziąć się w
końcu w garść i pokazać na czym tak naprawdę mi zależy.
-Saul?
- zawołałem dosyć głośno przekraczając próg domu mojego
przyjaciela. Skrzywiłem się wchodząc do ogromnego salonu. Takiego
syfu w życiu nie widziałem. Wiedziałem od zawsze, że Hudson nie
należy do osób, które dbają o porządek, ale żeby aż tak? Na
podłodze najwięcej można było znaleźć pustych butelek po
whiskey,
wódce, puszek po piwach, a
całość dopełniała masa petów.
Do tego wszędzie gdzie bym nie spojrzał walała się sterta ubrań,
łącznie z bielizną... Nie mogąc wytrzymać tego smrodu jak z
meliny podbiegłem do okna i otworzyłem je na oścież. Kiedy
nawdychałem się wystarczająco świeżego powietrza udałem się na
piętro z nadzieją, że tam znajdę Slasha. Oczywiście nie
pomyliłem się, był w swojej sypialni i wszystko było by idealnie
gdyby nie drastyczny
widok, który tam zastałem.
-Jezu
Chryste! - krzyknąłem zszokowany widząc mojego przyjaciela w
towarzystwie TRZECH KOBIET. Chyba nie muszę mówić co robili?
Dosłownie nie wiedziałem gdzie mam podziać oczy.
-O
Misiek! Chcesz się przyłączyć? - Slash wyszczerzył się jak
dureń, skrzywiłem się jeszcze bardziej.
-Panie
wybaczą, ale obowiązki ratowania świata wzywają.- puścił oczko
do swoich... koleżanek?
Dopiero kiedy podniósł się z łóżka zauważyłem, że jest
kompletnie nagi. -Boże ubierz się! - jęknąłem
z politowaniem
nie mogąc znieść tego widoku. Slash zaśmiał się i szybko
naciągnął na siebie bokserki.
-Jackson,
Boga to Ty w to nie mieszaj.- spojrzałem na niego
jak na idotę.
Mój wzrok jednak szybko przeniósł się na pół nagie kobiety,
które wpatrywały się we mnie jak w obrazek, przełknąłem ślinę.
Czułem, że zaraz mnie zjedzą wzrokiem i żeby zapobiec atakowi z
ich strony postanowiłem się ewakuować.
-Możemy
pogadać na osobności? - spojrzałem wymownie na Slasha, ten tylko
przewrócił oczami i zwrócił się do swoich towarzyszek:
-Kwiatuszki
nie uciekajcie stąd, wujek Slash załatwi tylko jedną sprawę i
zaraz do was
wraca! - pociągnąłem go pospiesznie za ramię.
-Kwiatuszki...
- zakpiłem cicho pod nosem - Skąd Ty je w ogóle wytrzasnąłeś?
Wyglądają jakby wyszły prosto z planu... - kiedy napotkałem
dwuznaczny wyraz twarzy przyjaciela urwałem w połowie - Dobra
jednak nie chcę wiedzieć.- stwierdziłem po chwili co skomentował
jedynie durnym śmiechem. Weszliśmy
do kuchni, jedynego pomieszczenia w tym domu, które nie było
jeszcze zarośnięte syfem.
-Jak
Ty możesz żyć w takim burdelu?
-Michaś,
w jakim burdelu? Toż tutaj zajebiście lśni czystością, sam
sprzątałem.
-No
właśnie widać.- pokiwałem głową z uznaniem.
-Więc
tak, nie mam kawy ani herbaty została Ci do wyboru tylko kranówa
albo piwko. Co wolisz?
-Nic.
-To
może jakiegoś papieroska?
-Saul...
-No
to chociaż skręta. Ewentualnie możemy wciągnąć jakąś...-
przerwałem mu.
-Nie
przyszedłem tutaj nic wciągać, chciałem pogadać, okej?
-No
dobra, ja pierdole, co się rzucasz? Kurwa gościnny chciałem być
nie.- machnąłem ręką na niego i utkwiłem wzrok na stercie garów
wysypującą się ze zlewu. Slash zmarszczył czoło i usiadł na
przeciwko mnie, zaczął się na mnie dziwnie gapić.
-Zwykle
jak jesteś taki cipowaty i wyglądasz jak wypluty irys to znaczy,
że... Czyżby pani Jackson zmądrzała i kopnęła Cię w końcu w
dupę? - odpalił papierosa po czym cały dym wydmuchał mi prosto w
twarz. Przymknąłem powieki próbując się nie denerwować.
-Pokłóciliśmy
się to fakt...
-Ha!
Wiedziałem. - krzyknął uradowany.
-To
nie jest zabawne.- stwierdziłem z poważną miną.
-No
jak to nie? Zawsze jak coś odpierdolisz to jest ciekawie.-
wyszczerzył się, palant.
-Zaczęło
się od mojego teledysku, a skończyło nawet na Playboy'u.-
westchnąłem.
-Nooo!
To ostro. Ten Twój nowy klip wywołał taką gówno burzę? Mhm...
No w sumie się nie dziwię, wyglądacie tam jak w ruskim pornolu.-
wywaliłem na niego oczy - A czekaj, Ty nie wiesz co to ruski
pornol... Kurwa Ty w ogóle wiesz co to jest pornol?
-Przestań
pieprzyć, zwykły klip i tyle. Jak inni się rozbierają i świecą
gołymi dupami w teledyskach to jest niby dobrze?
-Ale
Ty nie jesteś inni, Ty jesteś Jackson Michael. Połowa świata ma
Cię za pedała, a druga za aseksualnego chłopczyka, a tu nagle BUM
taki teledysk, z jakąś gorącą laseczką. Zachowujesz się tam
jakbyś miał ją zaraz przelecieć na tym piachu. Michaś, dla
świata to musiał być szok, nie wspominając o Twojej królowej.-
zaciągnął się fajką.
-Nie
jestem gejem, poza tym MAM ŻONĘ W CIĄŻY. Litości...
-No
i co? A John Travolta ostatnio...- przerwałem mu.
-Nie
obchodzi mnie orientacja Travolty. Powiedz mi lepiej co mam
zrobić.
-Ja
pierdole, czasami naprawdę
w Ciebie nie wierzę Jackson, jak taka życiowa pizda się
zachowujesz.-
nie ma to jak wsparcie przyjaciela.
-Powiesz
mi w końcu coś czego jeszcze nie wiem? - spytałem znudzony i
totalnie zdołowany.
-No
kurwa czekaj, po kolei. Co powiedziała Ci Victoria? Zacznijmy może
od tego.- po krótce opowiedziałem mu jak przebiegła nasza
"rozmowa", nie zapomniałem również wspomnieć o
Graysonie i Naomi.
-Bzyknąłeś
ją, przyznaj się.- palnął nagle szczerząc się od ucha do
ucha.
-Popieprzyło
Cię do reszty czy koka Ci mózg wyżarła?
-Kurwa
no ciekawy jestem, co?
-Wiadro.
Czekam na jakieś porady z Twojej strony.- burknąłem pod nosem.
-Jak
wydadzą już numer Playboy'a z Twoją żoną na okładce to daj
znać, kupię parę egzemplarzy.- powiedział sobie jak gdyby nigdy
nic gapiąc się w ekran telefonu. Spiorunowałem go spojrzeniem po
czym wstałem z krzesła.
-Oj
kurwa siadaj debilu! Żartowałem.- pociągnął mnie za ramię
powodując, że znów usiadłem na poprzednim miejscu.
Przez
dwie godziny wysłuchiwałem złotych rad Hudsona, ale prawda była
taka, że te jego rady były do dupy. Czyli jak zwykle. Coś w stylu
"Kup jej jakieś kwiatki, sratki, może czekoladki. Kobitki to
lubią, ja Ci mówię. Ty mnie słuchaj to dobrze na tym wyjdziesz".
Jasne... Co chwilę wymyślał coraz to głupsze pomysły, powiedział
nawet, że mogę powyć (czyt. zaśpiewać) pod domem mieszkania
przyjaciółki Vicki jedną z moich gównianych piosenek o miłości,
a potem wdrapać się do niej przez balkon. Tego jeszcze nie było.
Już widzę te nagłówki tabloidów "Czyżby Michael Jackson szykował się do nowej roli w filmie Człowiek Pająk?". No po prostu świetny pomysł. I bez
takich akcji mają mnie za dziwoląga, no ale Slash zawzięcie uważa,
że takim czynem Victoria wybaczy mi wszystko i rzuci mi się w
ramiona. Kazałem mu zmienić dilera i ograniczyć oglądanie bajek.
Po południu postanowiłem pojechać do siebie, bo już nie mogłem
słuchać tych "wspaniałych" pomysłów Saula. Na Victorię
nie działają żadne prezenty, nawet te najdroższe, żadne kwiaty i
inne pierdoły, cokolwiek wskórać
może tylko rozmowa. Tylko, że
od środka zżera mnie stres jak zawsze,
ale z drugiej strony nie potrafię siedzieć tak bezczynnie.
Kiedy
dotarłem już do Neverlandu, w którym panowała idealna wręcz
cisza przebrałem się w zwykle dresy i zaszyłem się w sali
tanecznej chcąc wyrzucić z siebie wszystkie negatywne emocje. Jak
zawsze taniec okazał się na to lekarstwem.
*********
Nie
wiem co mnie skłoniło do tego, żebym w końcu wróciła do domu.
Spędzając tydzień u Alex naprawdę odpoczęłam, ale tęsknota za
Neverlandem
i Michaelem wzięła górę. Nie wiedziałam jeszcze jak potoczy się
rozmowa między nami i czy będzie gorzej czy lepiej, ale na pewno
nie chciałam zostawiać tak tego. W nerwach zawsze mówimy zwykle
rzeczy których normalnie byśmy nie powiedzieli i wiem, że tym
razem oboje przesadziliśmy.
Ale wiadomo, człowiek mądry jest po fakcie.
Kiedy
tylko dostałam się do posiadłości rozpoczęłam poszukiwania
mojego męża. Dzięki Bogu nie natknąłem się nigdzie na Jess, bo
nie miałam teraz ochoty na spowiedź, chciałam tylko go zobaczyć.
Na moje szczęście nie musiałam długo szukać, kiedy tylko weszłam
na piętro usłyszałam głośną muzykę co oznaczało tylko jedno.
Tańczy. Po cichu weszłam do jego sali tanecznej. Pomimo, że było
tam mnóstwo luster Michael nie zauważył mnie od razu, zresztą
trudno to zrobić z zamkniętymi oczami. Tańczył do piosenki
Dangerous, z nowego albumu. Mimo, że widziałam go na scenie wiele
razy, to i teraz wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana. Każdy
jego ruch i gest był jak zawsze doskonale wykończony, kipiał
czystą perfekcją. Szkoda, że w życiu nie potrafimy być tak
idealni i nie popełniać błędów, może wtedy wszystko byłoby
łatwiejsze.
Nagle
zrobił poczwórny obrót i upadł na kolana. Wtedy wyrwałam się z
transu, a on spojrzał na mnie zdziwiony. Po chwili jednak uśmiechnął
się i szybko wstał.
-Nie
widziałem Cię, długo tu już jesteś?
-Chwilkę.-
pokiwał głową i wziął w dłonie ręcznik, którym wytarł twarz.
Jego
klatka piersiowa jeszcze nierównomiernie się unosiła i opadała, a
przez odpiętą koszulę mogłam dostrzec krople potu, które
spływały po jego lekko umięśnionym torsie i znikały gdzieś za
pępkiem. Ten widok wywołał u mnie dreszcze więc szybko
wbiłam
wzrok w podłogę. Nastała między nami cisza. Wiedziałam co chcę
mu powiedzieć, ale zacząć jest zawsze
najtrudniej.
-Chciałabym...
-Ja
muszę...- zaczęliśmy oboje w tym samym czasie co wywołało u mnie
lekkie rozbawienie.
-Michael
posłuchaj mnie. Nie chcę się kłócić i myślę, że tamta
awantura była niepotrzebna. Jak zwykle daliśmy ponieść się
emocjom. Musisz pamiętać jednak, że
jesteśmy z dwóch różnych światów i nie potrafię ze spokojem
patrzeć na niektóre rzeczy, zwłaszcza rzeczy, które mnie ranią.
Nie wiem jakie są Twoje relacje z Naomi, ale...- przerwałam kiedy
poczułam nagle dotyk na skórze, to był jego dotyk. Nie
wiem nawet kiedy znalazł się obok mnie.
Przymknęłam na chwilę oczy, a kiedy ponownie je otworzyłam
zobaczyłam przed sobą Michaela, który niemalże stykał się z
moim ciałem.
-Nic
nie mów, wiem to wszystko. Chciałbym za to, żebyś Ty wiedziała,
że mnie i Naomi nic nie łączy, ani z żadną inną kobietą.
Umówiliśmy się tylko na lampkę wina wtedy i nic oprócz tego,
przysięgam. Nie spotkałem się z nią ze względu na Ciebie. Wiem
też, że zachowałem się głupio kiedy zacząłem Ci insynuować
jakieś schadzki z Graysonem, nie potrafię po prostu znieść widoku
jakiegoś innego faceta obok Ciebie. Przepraszam za tamto,
przepraszam też za to, że zostawiłem Cię na miesiąc samą żeby
nakręcić jakiś tam teledysk psując tym nasz miesiąc miodowy. Za
trzy tygodnie wydaję Dangerous, ale od razu przełożyłem trasę
przynajmniej na trzy lata i obiecuję, że nigdy nie zostawię Cię
kiedy najbardziej będziesz mnie potrzebować.- byłam tak zszokowana
jego słowami, że przez pierwszą minutę przetwarzałam jeszcze raz
to co mi wyznał. Najbardziej zdziwiło mnie przełożenie
trasy.
-Ale...
Ty jesteś tego pewien?
-Jak
najbardziej.
-Głupio
mi, że oskarżyłam Cię o zdradę...
-Vicki
daj spokój, ja nie byłem wcale lepszy. Zapomnijmy o tym, dobrze? Od
teraz tak będziemy rozwiązywać każdy problem, rozmową, a nie
kłótnią. Cieszę się, że wróciłaś do domu, bo strasznie
tęskniłam.- przytulił mnie, zarzuciłam mu ręce na kark.
-Ja
też.- wyszeptałam. Z głośników rozbrzmiała kolejna piosenka,
dokładniej George Michael i Careless Whispers.
-Pani
pozwoli? - Michael wyciągnął w moją stronę dłoń kłaniając
się lekko, zaśmiałam się cicho i zgodziłam się na taniec do tej
cudownej lecz
smutnej piosenki,
której fragmenty mój mąż śpiewał mi prosto do ucha.
-Cudownie
śpiewasz tą piosenkę, powinniście zrobić duet.- w odpowiedzi
usłyszałam jego śmiech.
-I
skończyłoby się tak jak z Princem i Bad.- zaśmiałam się - Poza
tym George Michael nie jest w moim guście.- spojrzałam na niego
wymownie.
-Muzycznym
guście, rzecz jasna.- dodał szybko. Uśmiechnęłam się i z
powrotem przytuliłam się do Michaela. Ten taniec był bardzo
intymny i był jedną z tych najlepszych chwil, którą chciałam
zapamiętać do końca życia.
*******
Obudziłam
się z samego rana, kiedy Michael szykował się do studia.
-Vicki
dopiero siódma, śpij jeszcze.- powiedział całując mnie w czoło.
Usiadłam na łóżku z naburmuszoną miną.
-Trudno
jest normalnie spać, kiedy całymi dniami nic się nie robi.-
podkreśliłam ostatnie słowa na co Jackson tylko westchnął i
usiadł obok mnie.
-Skarbie
wiesz, że to dla Twojego dobra.- złapał mnie za dłoń, spojrzałam
na niego z politowaniem.
-Dla
mojego dobra zamykasz mnie w domu na klucz?- zrezygnowana położyłam
się z powrotem.
-Dokończymy
ten temat kiedy wrócę, dobrze?
-A
nie możesz dzisiaj zostać? - przytrzymałam jego rękę kiedy
wstawał, uśmiechnął się i przysunął się do mnie
bliżej.
-Bardzo
bym chciał, ale za kilka dni wychodzi Dangerous, mamy jeszcze trochę
roboty. Wszystko musi być gotowe na czas i ja muszę tego
dopilnować.
-Nie
może Quincy Ci pomóc?
-Quincy
już ze mną nie współpracuje.
-Co?
Jak to?- zmarszczyłam czoło.
-Po
prostu, za bardzo chciał zrobić wszystko po swojemu. Coraz częściej
się kłóciliśmy i nie dogadywaliśmy więc...zwolniłem go.-
wzruszył ramionami.
-Nic
mi nie mówiłeś.
-Bo
nie było o czym. Muszę już jechać.- powiedział spoglądając na
zegarek spoczywający na jego lewym nadgarstku.
-Kocham
Cię.- pocałowałam go gorąco w usta.
-Ja
Ciebie też i pamiętaj, że masz się nie przemęczać.
-Będąc
przykuta do łóżka mogę jedynie przewrócić się na drugi bok
więc...- zamknął mi usta kolejnym pocałunkiem, który ja
specjalnie przedłużałam.
-Victoria...nie
rób tego...muszę...iść.- wymruczał w moje usta, uśmiechnęłam
się i puściłam go w końcu.
-Do
zobaczenia potem.- musnął palcami mój policzek i opuścił
sypialnię.
Udało
mi się ponownie zasnąć, ale nie na długo. O dziewiątej zawitała
do mnie Jessica z tacą jedzenia, skrzywiłam się widząc te
wszystkie ohydztwa. O nie przepraszam. To się nazywa SPECJALISTYCZNA
DIETA. Tylko po co mi jakaś tam dieta skoro nie mam potrzeby się
odchudzać?
Tylko
po co mi jakaś tam dieta skoro nie mam potrzeby się odchudzać?
Oczywiście kolejny wymysł mojego wspaniałego męża, zadbał o
wszystko. Mam nawet "grafik" w jakich godzinach mam
jeść. Ciekawe co jeszcze durnego wymyśli.
-Wiesz
co Jess? Ta marchewka smakowała by lepiej z masłem orzechowym.
Mogłabyś mi przynieść? - uśmiechnęłam się do kobiety.
-Dobrze
wiesz, że nie możesz tego jeść.
-Och
przestań! Michael się nie dowie.
-Nawet
o tym nie myśl, nie będę go okłamywać. Zeżre mnie jak dowie się
prawdy, nie, nie i jeszcze raz nie. Nie marudź tylko bierz się za
jedzenie, bo zacznę Cię karmić.- powiedziała z poważnie
śmiertelną miną. Wkurzona do granic możliwości podniosłam się
dosyć szybko z materaca i zarzuciwszy na siebie puchowy szlafrok
wzięłam w dłonie tą cholerną tacę.
-Co
Ty wyrabiasz?! - zawołała za mną Jess kiedy wyszłam na balkon.
Próbowała mnie powstrzymać, ale było za późno. Bez żadnych
skrupułów i z uśmiechem na ustach wywaliłam to ohydztwo. Nigdy
nie wyrzucałam w ten sposób jedzenia, ale teraz miałam konkretny
powód.
-Jackson
mnie zabije.- załamała się.
-Spokojnie,
wezmę wszystko na siebie. Mnie nie zabije, no przynajmniej póki
jestem w ciąży.- założyłam na stopy kapcie i wyszłam na
korytarz.
-A
Ty gdzie znowu?- Jess szybko znalazła się obok mnie.
-Do
kuchni, na normalne śniadanie.- posłałam jej uśmiech, jednak go
nie odwzajemniła. Kiedy w końcu pokonałam te kilometrowe schody i
znalazłam się w królestwie Jess, zaczęłam plądrować lodówkę,
dosłownie.
-Mmm
pieczeń z indyka i ciasto czekoladowe... Kocham Cię Jess.- zaczęłam
pałaszować zawartość mojego talerza, kiedy kucharka przyglądała
się temu z odrazą.
-Jak
możesz jeść to wszystko razem z dodatkiem musztardy, majonezu i
dżemu wiśniowego?- miała minę jakby chciała zwymiotować co nie
powiem strasznie mnie bawiło.
-Nohmaanie.- wzruszyłam ramionami i wróciłam do jedzenia.
Mój plan na ten dzień był bardzo konkretny. Miałam zamiar uwolnić się w końcu z tego więzienia, bez wiedzy Michaela i jego ochroniarzy. Po przepysznym śniadaniu wróciłam do sypialni i zrobiłam sobie make up. Następnie
przez godzinę buszowałam w garderobie w poszukiwaniu najlepszych
ciuchów jakie
tylko mam. Kiedy byłam już gotowa z uśmiechem na ustach opuściłam
posiadłość. Nie zauważona przez nikogo szybko dostałam się do
mojego kochanego autka i ruszyłam w stronę centrum. Miałam dosyć
siedzenia zamknięta w czterech ścianach, musiałam się po prostu
wyrwać, bo inaczej bym zwariowała. Najpierw postanowiłam odwiedzić
moją firmę, a potem udać się na porządne zakupy. Cieszyłam się
niczym mój mąż, kiedy w przebraniu wychodził na ulicę i mógł
być zwykłym Michaelem, a
nie
sławnym piosenkarzem. W tym momencie nic nie było w
stanie
popsuć mi humoru, a o konsekwencjach mojej "ucieczki"
postanowiłam pomartwić się potem.
******
W
wyśmienitym humorze wróciłem do domu, jednak
szybko
prysł on
niczym
bańka mydlana.
-Cześć
Jess.- zastałem gosposię w kuchni, gdzie jak zwykle coś gotowała,
ona jednak nie przywitała mnie zbyt
serdecznie.
-Gdzie
jest Vicki? Chciałem zrobić mały wypad nad morze. Może
masz ochotę
jechać z nami? - nalałem do szklanki mojego ulubionego soku
pomarańczowego.
-Victorii
nie ma w domu.- odłożyłem
szklankę i spojrzałem na kobietę całkiem zdezorientowany.
-Co?
To niby gdzie jest?
-Wyszła
rano i do tej pory nie wróciła, nie wiem gdzie pojechała.
-I
dowiaduje się o tym dopiero teraz?!- podniosłem ton głosu.
-Jackson...
Coś Ci powiem. Nie szalej na wstępie. Twoja żona leży całymi
dniami sama w sypialni, nigdzie nie może się ruszyć, a Ty
dodatkowo
jej
wszystkiego zabraniasz, nawet mówisz jej co ma jeść, to chore.
Miała już dość więc postanowiła się rozerwać.- zaśmiałem
się.
-Rozerwać
tak? Czy wy wszyscy nie potraficie zrozumieć, że się o nią
troszczę i dbam o jej bezpieczeństwo? Jest sławna czy tego chce
czy nie, w dodatku w zaawansowanej ciąży i chodzi sobie od tak po
ulicach LA? Nie no, ja zaraz chyba zwariuję.- zakryłem twarz
dłońmi.
-Michael
nie denerwuj się i spróbuj ją zrozumieć, bo Ty naprawdę
przesadzasz z opiekuńczością. Można się było domyślić, że
tak to się skończy. Kto normalny by to wytrzymał? A teraz idź,
zajmij się czymś i niczym się nie przejmuj. Victoria to mądra
dziewczyna, nie narażałaby siebie i dzieci na niebezpieczeństwo.
Pewnie pojechała spotkać się z przyjaciółkami i zaraz wróci.-
to mnie wcale nie uspokoiło, ale postanowiłem tym razem posłuchać
Jess. Byłem w stanie wytrzymać tylko godzinę.
Wkurzony
do granic możliwości chwyciłem za komórkę i zadzwoniłem do
George'a.
-Za
pięć minut widzę was
wszystkich w domu, mamy do pogadania.
-Ale
co się...- nie zdążył dokończyć, bo rozłączyłem się. Nie
musiałem długo czekać, a w salonie zaraz pojawił się cały sztab
moich ochroniarzy.
-Za
co ja wam do cholery płacę? Bo na pewno nie za opierdalanie się
całymi dniami.- wywalili na mnie oczy, kiedy
ich zobaczyłem totalnie puściły mi nerwy.
-Szefie,
ale nie wiemy o co chodzi...- odezwał się Robert.
-Jesteś
prywatnym ochroniarzem mojej żony, a nie wiesz o co chodzi? To ja Ci
powiem.
Victoria
wyjechała stąd parę godzin temu, niezauważona przez niego. Jak to
się stało?- cisza.
-No
co? Nikt nic nie wie? Jest wam dziesięciu, cała posiadłość
łącznie z bramą jest monitorowana, ciągle się tutaj kręcicie, a
nikt jej nie zauważył? Robert, jeśli mi się zdaje miałeś dać
mi znać, kiedy tylko Victoria opuści dom, a jeśli gdzieś pojedzie
masz jechać za nią, co
ja w ogóle mówię! Ona nie może prowadzić w szóstym miesiącu
ciąży.
Czegoś w tym nie rozumiesz?
-Rozumiem,
tylko nikt nie poinformował mnie, że Victoria opuściła Neverland.
-A
co Ty w tym czasie robiłeś?
-Byłem
na mieście...
-Aha,
nie no świetnie. A ktoś w ogóle interesował się co dzieje się
tutaj, czy reszta też miała wywalone?- znowu cisza - Kto stał na
bramie?
-Ja
i Jack.- spojrzałem na dwóch młodych, którzy patrzyli się na
mnie z przerażeniem w oczach jakbym chciał ich co najmniej zabić.
Chociaż w tym momencie miałem taką ochotę, nie zaprzeczę.
-Wszystkim
jadę teraz po pensji przez dwa najbliższe miesiące, może to
nauczy was co należy do waszych obowiązków, a jeśli nie to
zwolnię wszystkich i zrobię to bez najmniejszych skrupułów. Na
wasze miejsca mam wielu chętnych, nie jesteście niezastąpieni. A
teraz wynocha, zejdźcie mi z oczu.- posłusznie wstali i wyszli z
salonu. Oprócz George'a.
-Trochę
przegiąłeś Michael. Gdybyś nie trzymał w zamknięciu Victorii
jak zwierzęcia w klatce to nie musiałaby się stąd wymykać po
kryjomu. Zastanów się czasami co Ty robisz.- odwrócił się
napięcie i wyszedł zostawiając mnie osłupiałego. Westchnąłem
przeciągle i ruszyłem w stronę barku.
-Ja
zwariuję w końcu, przysięgam.- napełniłem
cały kieliszek czerwonym winem i usiadłem na fotelu przed
kominkiem. Zostało mi jedynie czekać na Victorię i modlić się
żeby wróciła cała i zdrowa.
*******
Rozdział miał być dłuższy, ale jakbym dała jeszcze jedną scenę to naprawdę wyszedłby zapychacz, a tego nie chciałam i myślę, że taka długość jest w sam raz :) Ogólnie jestem całkiem zadowolona z notki, udało mi się ją napisać w trzy dni, zaczęłam w niedzielę, ale nie niestety pół dnia nie wystarczyło mi żeby ją dokończyć, chociaż i tak myślę, że dosyć szybko się wyrobiłam z napisaniem tego. Jeśli chodzi o te dramy głównych bohaterów XDD to nie będzie tak już ciągle, to tylko przejściowe XD Po prostu trzymam się mojego planu.
Co do mojej długiej nieobecności to osoby, które czytają na Watt moje drugie opowiadanie wiedzą co było powodem tego "zniknięcia", jak się domyślacie przede wszystkim szkoła, kursy, w dodatku zdecydowałam się na prawo jazdy (chyba mój największy błąd w życiu), ogólna niechęć i brak weny, bo im dłużej nie piszę tym gorzej mi się do tego potem zabrać. Nie jestem chyba w stanie dodawać regularnie rozdziałów i proszę was jedynie o wyrozumiałość, nic więcej. Nawet nie wiecie jakie zżerają mnie wyrzuty sumienia kiedy tak późno pojawiam się rozdziałem :/ staram się jednak pisać w wolnym czasie, nawet jeśli ma być to kilka zdań na dzień.
Ogólnie teraz w kolejności powinnam napisać rozdział do BL, ale mam taką ochotę kontynuować to co napisałam tutaj, wena dopisuję więc tak chyba zrobię. Za jakiś czas (mam nadzieję, że nie będą to trzy miesiące) pojawi się kolejny rozdział do Every Love :)
I standardowe pytanie. Co sądzicie o rozdziale? Proszę się rozpisywać! Ja chętnie poczytam :)
PS: Wybaczcie mi za tą czcionkę, ale znowu się coś zjebało i nie umiem tego naprawić -.-
Dobranoc kochani <3