12 września 2017

Rozdział 43. Żadna Naomi Campbell nie jest w stanie Ci dorównać.

Witam! :D 
Przepraszam, że tak późno :( ale jak już miałam wenę to pisanie mi jakoś nie szło i w ogóle nie mogłam się skupić. No, ale ważne, że już jestem ;) 
Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania! <3 

*******

Ochroniarze znosili na dół walizki, a ja próbowałam siedzieć niewzruszona w salonie i udawać zainteresowaną obrazkiem na ekranie telewizora. Był wczesny ranek, specjalnie wstałam szybciej, żeby przed wyjazdem Michaela olewać wszystko co do mnie mówi i ogólnie ignorować całą jego osobę. Jak na razie dobrze mi to wychodziło, za to on chodził wkurzony z kąta w kąt i na wszystkich warczał.
-Victoria porozmawiaj ze mną do cholery.- warknął, przerzuciłam oczami.
-Ale o czym? Nie pomogę Ci w poszukiwaniu Twoich ulubionych koszul. Nie mam czasu.- odpowiedziałam obojętnie kładąc nogi na stole. W tym momencie podszedł do telewizora i wyłączył go po czym rzucił pilot na stoliczek. Aż podskoczyłam. O nie, tak nie będziemy się bawić. Stanął przede mną z poważną miną czekając zapewne na moją reakcje. Westchnęłam tylko i podniosłam się z kanapy. Odruchowo położyłam dłonie na moim już dość sporym brzuchu i spojrzałam na niego podnosząc brew do góry.
-Słucham.- jego twarz momentalnie złagodniała. Podszedł do mnie powoli.
-Zaraz wyjeżdżam i chciałbym się z Tobą pożegnać. Możemy przestać się kłócić? Nie powinnaś się stresować w tym stanie...- mruknął kładąc dłonie na mojej talii. 
-Nie będę się tyle stresować jak w końcu pojedziesz.- odparłam ze spokojem. Spuścił wzrok.
-Nie mów tak… Ile razy mam Cię przepraszać? Muszę jechać…
-Nie no jasne, Michael. Przecież ja wszystko rozumiem.- wzruszyłam ramionami- Tylko ciekawe… a zresztą nieważne.- machnęłam ręką- Widzę, że Ci się spieszy więc nie wiem co Ty tu jeszcze robisz.- odwróciłam się napięcie z zamiarem opuszczenia pokoju. Nie pozwolił mi jednak na to. Przytulił mnie nagle. Zamknął wręcz w żelaznym uścisku. Przymknęłam oczy kiedy poczułam zapach jego otumaniających perfum. Powinny być zakazane, czuję się po nich jak na narkotykach.
-Kocham Cię… Was.- dodał po chwili, westchnęłam tylko. Trwaliśmy w tym uścisku bardzo długo, dopóki do środka nie wpadł Tom z informacją, że muszą już jechać. Jednak nie zwróciliśmy na niego uwagi, a raczej ja, bo w ogóle nie chciałam się odrywać od Michaela.
-Vicki skarbie...- mruknął kiedy nie reagowałam na nic. Moje oczy oczywiście były już w łzach i nie chciałam żeby Michael to widział. Nie mogłam robić żadnych scen, bo wtedy by nie pojechał. A musiał. Westchnęłam i niechętnie odsunęłam się od niego spuszczając głowę. Michael uklęknął przede mną i podwinął moją bluzkę do góry po czym przytknął policzek do mojego brzucha. Zacisnęłam wargi i wplotłam palce w jego loki. Coraz trudniej przychodziła mi rozłąka z nim. Wytrzymałabym kilka dni, dwa tygodnie, ale miesiąc? To stanowczo za dużo. A zapewne czekają nas w przyszłości dłuższe rozstania. Męczyło mnie to, ale nie mogłam stawać pomiędzy nim, a jego pierwszą miłością - muzyką. Mimowolnie po moim policzku już spłynęła łza tęsknoty, ale zdążyłam już wytrzeć nim Michael to zobaczył. Stanął przede mną i spojrzał mi w oczy z bólem.
-Będę strasznie za Tobą tęsknić. Pamiętaj, że masz o siebie dbać i się nie przemęczać. Gdyby coś się działo dzwoń nawet w nocy, dobrze?- pokiwałam głową. Złapał mój podbródek i przysunął się bliżej, a ja wpiłam się w jego wargi. Znowu było nam trudno się od siebie oderwać.
-Dzieciaki, zachowujecie się jakbyście się mieli już więcej nie zobaczyć. To tylko miesiąc.- rzucił Tom na luzie. Oderwałam się od Michaela. Miałam ochotę po prostu zdzielić jego menadżera za to jaki ma stosunek do naszego małżeństwa. Nie cierpiałam go od samego początku, mimo że mój mąż miał go za wiernego przyjaciela. Szczerze? To już Saul jest lepszym przyjacielem, a Jackson jest po prostu naiwny jak dziecko.

*Miesiąc później*

-Bardzo się cieszę, że przyjechałaś. Normalnie umieram tutaj z nudów.- powiedziałam stawiając przed moją szwagierką ciasto i dzbanek soku pomarańczowego. Posłała mi promienny uśmiech.
-Chciałam się z Wami koniecznie pożegnać zanim wyruszę w trasę. No, ale widzę, że na mojego braciszka to nigdy nie można liczyć.- powiedziała z przekąsem po czym z uśmiechem na ustach rzuciła się na ciasto.
-Na ile wyjeżdżasz?- pominęłam temat Michaela.
-Na rok.- uśmiechnęła się smutno- Ale powiedz mi w ogóle jak się czujesz? Nie powinnaś leżeć w łóżku? Może czegoś potrzebujesz?- wstała nagle gotowa spełnić każdą moją zachciankę.
-Janet spokojnie usiądź.- zaśmiałam się, brunetka po chwili usiadła- Doktor Rose zaleciła mi odpoczynek i najlepiej nie opuszczanie łóżka, ale od tego leżenia już mnie dupa boli.- ta jedynie się zaśmiała. A dlaczego wszyscy tak się nade mną trzęsą? Na ostatniej wizycie kontrolnej zdiagnozowano u mnie zatrucie ciążowe. Na początku byłam delikatnie mówiąc przerażona, bo brzmiało to dość groźnie, ale po rozmowie z moją panią doktor uspokoiłam się. Miałam tylko stosować się do jej zalecać, chodzić na kontrolne wizyty i to wszystko. Jednak kiedy Michael o wszystkim się dowiedział… zaczął panikować jak nienormalny i gotów był rzucić wszystko żeby przyjechać tutaj i osobiście zamknąć mnie w najlepszej klinice w LA. Nasza rozmowa wyglądała tak: 
-Wracam dzisiaj do Neverland.- zaznaczył stanowczo.
-Co?! Nigdzie nie wracasz, masz zostać i nakręcić ten zasrany teledysk, rozumiesz?
-Ale nie daruje sobie jak coś się Wam stanie!
-Ale co ma się niby stać?!- ja też zaczęłam już krzyczeć.
-Zatrucie ciążowe grozi niedotlenieniem lub śmiercią płodu, poronieniem, porodem przedwczesnym lub urodzeniem dziecka z zaburzeniami rozwojowymi, m.in. z upośledzeniem umysłowym.- wyrecytował mi na jednym wydechu.
-Jak upośledzony to na razie Ty się zachowujesz.- i się rozłączyłam.
On był po prostu przewrażliwiony i naczytał się jakiś pierdół w internecie. Doktor Rose wszystko dokładnie mi wytłumaczyła i jeżeli leczenie zacznie się wcześnie i przebiegnie pomyślnie to nic nie grozi mi, ani dzieciom. Jeżeli mówi to lekarz to dlaczego więc mam się martwić? No, ale Michael to co innego…
Na czym polega to leczenie? Na początku musiałam zostać kilka dni w szpitalu, zrobiono mi odpowiednie badania, podano jakieś leki i dostałam wyspecjalizowaną dietę - czyli same ohydztwa zwane „zdrową żywnością”. Tak naprawdę czułam się jak jakiś królik, tyle, że króliki chętnie jedzą zielsko i marchewki. A ja nie mogłam sobie pozwolić nawet na mojego kochanego snickersa. Chowałam się po kątach ze słodyczami przed Jess, poważnie. Oprócz tego, że ciągle wymiotuję, jestem cała opuchnięta, ciągle zmęczona, i ogólnie czuję się do dupy, Michael zakazał mi pracować. Tak, ZAKAZAŁ. No, bo przecież Król od siedmiu boleści rozkazuje nawet własnej żonie. Nie mogę nawet ruszyć się nigdzie z tego cholernego domu, Robert ciągle mnie pilnuje. Jestem dosłownie przykuta do łóżka.
-Ale wiesz, że jak Michael się dowie...- zaczęła i pokręciła głową.
-A wiesz gdzie ja go mam?- uśmiechnęłam się- Nie będzie mi rozkazywać ktoś kto lata sobie za pół nagą panienką i świeci dupą w tv, a swoją żonę ma w tym samym czasie gdzieś.
-Widziałaś teledysk?- spytała ostrożnie.
-A jakże.- zaśmiałam się- Telewizji JESZCZE nie zakazał mi oglądać.- prychnęłam zakładając nogę na nogę. Janet położyła dłoń na moim ramieniu.
-Vicki… wiesz, że to tylko durny teledysk. On nic nie znaczy.
-Łatwo Ci mówić, bo to nie twój facet ociera się o jakąś lafiryndę na oczach innych ludzi.- westchnęła tylko. Klip, który wydał teraz Michael czyli In The Closet był bardzo popularny, w stacjach muzycznych i radiu ciągle to puszczali, a mnie za każdym razem trafiał szlag kiedy to oglądałam. Ja muszę siedzieć w zamknięciu, kompletnie odcięta od świata, a mój kochany mąż obmacuje się z jakąś tanią modeleczką z uśmiechem na ustach. 
-Żadna Naomi Campbell nie jest w stanie Ci dorównać. Michael kocha tylko Ciebie.- Janet jak zwykle próbowała podnieść mnie na duchu, ale w tej chwili chyba nic nie było w stanie tego zrobić. Uśmiechnęłam się tylko smutno. Wieczorem moja szwagierka wróciła do siebie, a ja znowu zostałam sama. Teoretycznie Michael miał wrócić tego dnia, ale że on rzadko dotrzymywał obietnic to wcale się na to nie nastawiałam. Kiedy chciałam iść na górę i położyć się do łóżka do domu wszedł Robert.
-Victoria ktoś do Ciebie.- zeszłam ze schodów- Grayson Kent, ponoć razem pracujecie. To prawda?
-Tak...- bardzo się zdziwiłam.
-Czyli mogę go wpuścić?
-No tak.- skinął tylko głową i wyszedł. Po chwili wrócił z moim kolegą z pracy. Brunet uśmiechnął się na mój widok. Podeszłam do niego, a on nagle mnie przytulił. Przez chwilę stałam nieruchomo. Co jak co, ale tego się nie spodziewałam. No, bo przez kilka miesięcy mnie olewa odkąd ponownie zeszłam się z Michaelem, a teraz nagle…? Żeby jednak nie wyjść na jakąś nienormalną delikatnie odwzajemniłam jego gest.  
-Co Ty tutaj robisz?- spytałam z uśmiechem, kiedy tylko się od niego oderwałam.
-Wiesz, tak nagle przestałaś chodzić do pracy… Wszystko u Ciebie w porządku?- wzrokiem zjechał na mój brzuch, na którym cały czas trzymałam dłonie.
-Oczywiście, że wszystko w porządku.- po co robić sensację? Nic mi przecież nie jest.
-Nie będziemy tak stać w korytarzu… zapraszam do salonu.- uśmiechnął się.
-No dobrze, ale ja tylko na chwilę.- udaliśmy się do pokoju.
-Napijesz się czegoś?
-Nie, dziękuję.- stał w miejscu i starał się dyskretnie wszędzie rozglądać, ale średnio mu to wychodziło. Zaśmiałam się cicho. -Piękny dom.- pochwalił i usiadł na kanapie, zrobiłam to samo.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się.
-Słynny Neverland...- widać było, że posiadłość zrobiła na nim ogromne wrażenie. Zresztą jak na każdym.- A właśnie… jesteś sama?- jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Doskonale wiem o kogo mu chodziło.
-Tak.- jakby odetchnął z ulgą na te słowa. Może Michael wygląda na groźnego, ale w rzeczywistości jest potulny jak baranek. Grayson jednak dziwnie reaguje na mojego męża, w zależności od sytuacji.
-Co słychać w firmie?- uśmiechnęłam się w jego stronę. Minął zaledwie miesiąc od mojej „przerwy”, a ja już tęsknię za pracą.
-A dobrze, chociaż bez Ciebie jest nudno i sztywno.- zaśmiał się, a ja wraz z nim.
-Dacie sobie radę beze mnie.
-No cóż, nie mamy innego wyjścia. A co u Ciebie? Kiedy masz termin porodu?- zrobiło mi się bardzo miło, że pofatygował się aż tutaj aby zapytać się co u mnie słychać, tym samym narażając się Michaelowi.
-Czternastego lutego.
-Ooo w Walentynki.- zaśmiał się, pokiwałam głową nie przestając się uśmiechać- Pięknie wyglądasz, ciąża Ci służy.
-Dzięki, że chcesz mnie pocieszyć.- westchnęłam.
-Nie, mówię prawdę. To co widzę.- uśmiechnęłam się tylko. W tym momencie usłyszałam, że ktoś wszedł do posiadłości, a następnie dość głośne rozmowy ochroniarzy i… mojego męża. Automatycznie cała się spięłam i spojrzałam na Graysona, który udawał jednak niewzruszonego. W progu salonu po chwili pojawił się Michael z ogromnym uśmiechem na twarzy, jednak kiedy jego wzrok spoczął na moim koledze mina od razu mu zrzedła i od razu zacisnął szczękę. Reakcja Graysona była wręcz natychmiastowa.
-Na mnie już czas. Miło się rozmawiało, mam nadzieję, że będziesz odwiedzać od czasu do czasu firmę. No i mnie przy okazji.- dodał po chwili, uśmiechnęłam się.
-Odprowadzę Cię.- skutecznie ignorowałam Michaela, który wręcz był cały czerwony ze złości. Kiedy go mijałam złapał mnie nagle za nadgarstek, który jednak udało mi się jakoś wyrwać tak, żeby Grayson niczego nie widział. Nie chciałam robić przy nim żadnych scen. A wiedziałam, że mało brakuje do awantury. Brunet przytulił mnie na pożegnanie, po czym wyszedł. Zostałam tylko ja i Michael. Odwróciłam się w jego stronę. Myślałam, że zabije mnie wzrokiem. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę schodów ignorując go oczywiście co nie mogło ujść mi na sucho. Stanął mi na drodze. 
-Urządzasz sobie schadzki pod moją nieobecność w MOIM DOMU?- spojrzałam na niego z politowaniem. No tak, kiedy się kłócimy to wtedy wszystko należy do niego.
-Przypominam Ci, że to też mój dom i mogę się tutaj spotykać z kim chcę. A Ty co, obmacujesz obcą babę, a potem śmiesz prawić mi morały? Idealny mężu?- wysyczałam, zacisnął szczękę.
-Nie życzę sobie, żebyś spotykała się z tym dupkiem rozumiesz?- warknął łapiąc mnie mocno za łokieć kiedy chciałam odejść. Skrzywiłam się lekko, w tym momencie mnie puścił robiąc przerażoną minę.
-Vicki…- zaczął spokojnym głosem.
-Pieprz się Jackson. Idź sobie do Naomi!- i ruszyłam na górę zostawiając go za sobą. Zamknęłam się w sypialni i spędziłam w niej cały wieczór. Nie sądziłam, że tak będzie wyglądać nasze spotkanie po miesiącu. On robi mi jakieś chore sceny zazdrości, z powodu zwykłej rozmowy z kolegą kiedy sam maca się z pół nagą dziewczyną w teledysku? To jest chore. Zrezygnowana rzuciłam książką na stoliczek nocny. Moje czytanie w takim stanie było kompletnie bez sensu, gdyż w głowie ciągle miałam Michaela. Myślałam, że jak posiedzi chwilę sam to mu przejdzie i do mnie przyjdzie… Ale jak widać jest za dumny na głupie przeprosiny. Nie chce się przyznać, że ma jakąś chorą obsesję kiedy widzi mnie z jakimś mężczyzną. Wstałam powoli z łóżka i ślimaczym krokiem ruszyłam na korytarz. Udałam się najpierw do sali tanecznej, ale tam było pusto, potem odwiedziłam bibliotekę, ale tam też go nie było więc obrałam kierunek jego gabinetu. Nieźle musiałam się nałazić, wkurzały mnie już te schody, milion pokoi i tak zakręcone korytarze, że można stracić orientację. Bez pukania pchnęłam dębowe drzwi i co ujrzałam? Michaela siedzącego na biurku, który sobie świergotał do telefonu cały uchachany niczym Saul na koksie. Dopiero kiedy trzasnęłam za sobą drzwiami odwrócił się w moją stronę, już się tak nie uśmiechał. Zakończył szybko rozmowę i spojrzał na mnie. Założyłam ręce na biodra mrużąc oczy.
-Z kim rozmawiałeś?- zszedł z biurka i usiadł na fotelu biorąc w dłonie jakieś papiery. Tak, teraz będzie udawać wielce zapracowanego.
-Ze Slashem.- odpowiedział po dłuższej chwili. Dlaczego wiem, że kłamał? A to bardzo proste. Po pierwsze długo się zastanawiał i nie patrzył mi w oczy, a po drugie wątpię aby takie słowa: „Niedługo się zobaczymy, przecież obiecałem Ci wino” były skierowane do Hudsona.
-Michael chcę z Tobą porozmawiać. Możesz to odłożyć?- spytałam w końcu wkurzona tym, że mnie ignoruje kiedy ja próbuję pierwsza wyciągnąć rękę. Nic nie odpowiedział, podeszłam do niego po czym wyrwałam mu kartki i rzuciłam za siebie. Byłam zła i chciało mi się płakać. Spojrzał na mnie zdezorientowany, a ja wepchnęłam się na jego kolana i przytuliłam się do jego torsu.
-Victoria mam dużo pracy.- nawet nie odwzajemnił mojego uścisku tylko poklepał mnie lekko po plecach jakby chciał tym powiedzieć „dobra złaź już ze mnie i mi nie przeszkadzaj”. Wstałam od razu na równe nogi. On zrobił to samo i podszedł do komody za sobą, w której zaczął coś grzebać. Ja w tej chwili chwyciłam jego telefon i weszłam w ostatnie połączenia. Tak jak myślałam… prychnęłam pod nosem. Jego Slash okazał się być kobietą, a dokładnie Naomi.
-Co robisz?- warknął i wyrwał mi nagle telefon.
-Saul tak?- spytałam z pretensją w głosie, nic nie powiedział- Pieprzysz ją, przyznaj się.- no po prostu nerwy mi puściły, a ten idiota patrzył na mnie w osłupieniu.
-Co to w ogóle za bzdury?!- oburzył się nagle- Może to ja powinienem się zapytać co wyrabiasz z innymi facetami pod moją nieobecność. Jest tylko Grayson czy Roberta też wciągnęłaś do zabawy?- powiedział to tak lekko i spokojnie jakby pytał o pogodę.
-Zachowujesz się jak skurwiel w tym momencie.- na te słowa na mnie spojrzał, ale tak poważnie, bez żadnej kpiny czy zazdrości.
-Nie będziesz się z nim więcej spotykać.- powiedział stanowczo, ignorując moje wcześniejsze słowa. -Tak? A ja zabraniam Ci rozmawiania z innymi kobietami i obmacywania ich w teledyskach!
-To jest zupełnie co innego.- podniósł ton głosu. Zaśmiałam się.
-Jasneeee, skoro dla Ciebie to takie normalne i nic nie znaczy to ja właśnie ci oznajmiam, że dostałam propozycję okładki w Playboy’u.- wywalił na mnie oczy, znów się zaśmiałam- Tak, dobrze słyszysz i mam zamiar przyjąć to propozycję!- założyłam ręce na biodra. Podszedł do mnie natychmiast. Czy to prawda? Tak, dostałam od nich taką propozycję i nie tylko od nich. To było już jakiś rok temu. Oczywiście nie miałam zamiaru zrobić żadnych rozbieranych zdjęć, chcę tylko dać nauczkę Michaelowi, żeby wiedział jak ja się czuję kiedy muszę oglądać go z pół nagimi kobietami.
-Po moim trupie.- powiedział przez zaciśnięte zęby, uśmiechnęłam się.
-To ja Ci właśnie mówię, że jutro do nich zadzwonię!
-Jesteś do cholery moją żoną i nie pozwalam Ci na takie zdjęcia!- prychnęłam.
-No właśnie. Żoną, a nie jakimś pieprzonym robotem, który będzie wykonywać Twoje polecenia i się Ciebie słuchać. Chyba sława za bardzo uderzyła Ci do główki, nie będziesz mi rozkazywać.- warknęłam. Ta wymiana zdań męczyła mnie coraz bardziej więc postanowiłam to jak najszybciej zakończyć wiedząc, że i tak nic dobrego nie wskóram. Moja wypowiedź wyraźnie go zatkała, bo zwyczajnie nie wiedział co ma mi powiedzieć.
-A teraz żegnam.- odwróciłam się z zamiarem opuszczenia jego gabinetu.
-Victoria wracaj tu!- pomachałam mu i zniknęłam za drzwiami. Na dole zarzuciłam na siebie płaszcz i chwyciłam torebkę, po czym jak najszybciej opuściłam posiadłość kierując się samochodem w stronę domu mojej przyjaciółki. W pewnym momencie ujrzałam w lusterku, znajome auto, które cały czas za mną podążało. Pewnie Robert, albo od razu cały sztab goryli z Jacksonem na czele. Dodałam gazu i wjechałam nagle w uliczkę aby zgubić za sobą czarne BMW. Samochód zatrzymał się gwałtownie, bo prawie uderzyłby w inne auto tym samym spowodował, że zrobiło się spore zamieszanie na głównej drodze, a ja mogłam jechać dalej w spokoju. Usłyszałam nagle dzwonek mojej komórki, co oczywiście zignorowałam.
Nie chciałam się z nim kłócić. Nie dość, że nagrał ten wulgarny teledysk, który dla niego nic nie znaczy, bo przecież to tylko jego PRACA. Wszystkiego mi zabrania, a traktuje wręcz jak niewolnika, ciągle słyszę tylko „zabraniam Ci”, „nie pozwalam”, „nie możesz tego zrobić”. To jeszcze urządza sobie potajemne rozmowy z Naomi Campbell i bezczelnie kłamie mi w twarz. A mnie czepia się głupiego spotkania z kolegą. Nie widzę w swoim zachowaniu nic złego, za to on przegina do tego stopnia, że mam go po prostu dość. Kocham go, ale coraz bardziej mnie męczy. Może jak posiedzi jakiś czas sam to w końcu zrozumie i się ogarnie, bo ja tym razem nie wyciągnę pierwsza ręki. Chciałam się pogodzić i porozmawiać na spokojnie, a on mnie zbył więc skoro ma mnie gdzieś i potrafi się tylko czepiać i robić mi jakieś chore sceny to niech się w ogóle nie odzywa. Zobaczymy ile wytrzyma...

*******


Szczerze? Mi ten rozdział tak średnio się podoba, żeby nie powiedzieć 'wcale' :( To chyba przez ten nastrój panujący między głównymi bohaterami XD Co do ich zachowania... to może wy to skomentujcie xD Jeśli chodzi o In the closet, no to tą akcję planowałam tutaj od dawna. Wiem, że lata się nie zgadzają, bo w opowiadaniu aktualnie jest 1988, a ITC to era Dangerous, ale no. To nie literatura faktu w końcu ;p 
Coś chciałam jeszcze napisać... ale oczywiście zapomniałam XD Przepraszam za błędy, ale jest już późno i wiecie :/ Aaa! Już wiem xD Chciałam powiedzieć, że w poprzednim rozdziale pisałam o menadżerze MJ'a "FRANK" tyle, że tutaj on ma na imię TOM i przepraszam Was, zaraz to poprawię. Po prostu pomyliło mi się z Bleeding Love (na które oczywiście serdecznie zapraszam tych, którzy jeszcze go nie czytają! więcej info w zakładce u góry). 
Liczę na jakieś komentarze i Wasze opinie, które zmotywują mnie do dalszego pisania :)
Pozdrawiam kochani! <3